Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-11-2020, 15:24   #123
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 33 - 2519.I.20; bkt (4/8); zmierzch

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; koga “Stara Adele”
Czas: 2519.I.20; Backertag (4/8); zmierzch
Warunki: jasno, cicho, ciepło; na zewnątrz granat nieba, sła.wiatr, pogodnie, siarczysty mróz


Sebastian (12/12)



- Kapitan Urlich Vogel? - Kurt nalał młodszemu koledze grzańca i postawił na stół gdzie go zaprosił. Wcześniej cyrulik musiał przejść przez spory kawałek zaśnieżonego miasta. Na szczęście nic nie padało tym razem ale mróz trzymał. Zapadł już zmierzch gdy stanął pod znajomą burtą starej kogi i zastukał w umówiony sposób. Chwilę odczekał nim na górze usłyszał dźwięk otwieranych drzwi i kroki po pokładzie. W tym tak charakterystyczne stukanie drewnianej nogi o pokład. I zaraz za burtę wyjrzała na dół brodata sylwetka starego wilka morskiego.

- A. To ty. Poczekaj chwilę. - powiedział Kuternoga i zniknął na chwilę aby chwycić i wystawić drabinę na zewnątrz po której gość mógł wejść na pokład. Po czym znów ją wciągnął na pokład i poszli na rufę do kambuza gdzie go gospodarz ugościł właśnie tym grzańcem. W kambuzie panowało przyjemne ciepło co było miłą odmianą od tego siarczystego mrozu na zewnątrz. A piec kuchenny dawał to przyjemne ciepło. Więc chociaż było dość ciasno to dla nich dwóch wystarczyło. Stary wilk morski usiadł po drugiej stronie niezbyt dużego stołu do przygotowywania posiłków i zastanowił się nad celem wizyty kolegi.

- Nie spotkałem go osobiście. No chyba rozumiesz, że kapitanowie statków nie bardzo przystają ze zdemobilizowanymi bosmanami. - zaczął od tego małego żarciku dając znać, że mowa o całkiem innej klasie społecznej niż on sam należy. Ale samo nazwisko nie było mu obce.

- Tak, ten jego “Łabędź” to dobry statek. Zadbany i dobrze utrzymany. - pokiwał głową na znak, że w jego opinii kapitan właściwie dba o swój statek. - Tak, Vogel wozi głównie wino i inne alkohole. Stąd zabiera nasze wina i piwa płynie wzdłuż wybrzeża Bretanii, Estalii i Tilei. A stamtąd zabiera tamte wina. Inne rzeczy pewnie też ale głównie handluje alkoholami. Dlatego ma dobre układy z różnymi ważniakami z naszego miasta. Podobno niektóre beczki to ściąga na ich specjalne zamówienie i, że tak powiem dostarcza im pod drzwi. - Kurt mówił powoli jakby przypominał sobie różne rzeczy o kapitanie o jakim rozmawiali. Część rzeczy potwierdził z tego co już wiedział Sebastian jak nazwę statku czy karczmę gdzie się lubił gościć. On sam to raczej miał tam kiedyś kolegę co się zamustrował na “Łabędzia” no ale podczas któregoś rejsu fala zmyła go do morza i tyle go widzieli. Dlatego co nieco wiedział o tym statku i kapitanie no ale dlatego kontakt raczej mu się urwał.

Przy okazji mogli wymienić się plotkami. Kurt wspomniał, że Silny go dzisiaj odwiedził. Puszył się jak paw, że tak nabrał tych głupków z kazamat. Wjechał w sam środek tego fortu a ci się nie poznali. Teraz Łasica mogła mu skoczyć z tym puszczaniem się w bramie! Co chyba zwłaszcza postęp w porównaniu do tego czym się chwaliła ich koleżanka a jego osobista konkurentka zdawał się sprawiać mu satysfakcję. Nie mógł doczekać się kolejnego zboru by się przed nią nie pochwalić.

- No nie chciałem mu nic mówić jak był taki ucieszony. Ale przecież ten wóz i resztę to załatwił Karlik. On miał tylko wjechać i wyładować towar a potem wyjechać. No ale dał radę. Starszy się pewnie ucieszy. No a co u ciebie słychać Sebastianie? - starszy mężczyzna mówił nieco ironicznie o tym słowotoku ich najsilniejszego kolegi. Bo z tego co mówił to Silny się zachowywał jakby w pojedynkę wszystko załatwił a przecież już na ostatnim zborze było wiadomo, że większość przygotowań zrobił Karlik. Ale czy tak czy inaczej to widocznie wszystko poszło dobrze i udało się wjechać i wyjechać z kazamat. A i Kurt był ciekaw wieści od cyrulika co się u niego działo od ostatniego spotkania na zborze.

Sam cyrulik większość dnia spędził u Adele i jej starej matki. Robił co mógł by uratować pociętą dziewczynę. Ale stan wciąż był bardzo ciężki. Nie odzyskiwała przytomności. Większość czasu spała tym gorączkowym snem ciężko chorych. Była słaba. Ta wielodniowa gorączka mocno ją osłabiła. Poił ją i przemywał rany ale po prostu nie wiedział czy nie zjawił się za późno. W końcu musiał samemu odpocząć zdając sobie sprawę, że zostaje teraz głównie czekać czy jego metody przyniosą jakiś efekt. Adele wciąż stała nad grobem. Jak dożyje kolejnego poranka to będzie sukces. Rano powinno być widać, że jest jakiś postęp. Jeśli dożyje poranka. Dlatego postanowił się przejść do portu i zapytać ich wilka morskiego o tego kapitana. Jutro w tą porę powinien się spotkać w “Piwnicznej” z jego oficerem.

- Właściwie to jest taka jedna sprawa… - wydawało się, że już omówili temat kapitana Vogela, jego załogi, statki i branży, obgadali sprawy kolegów gdy Kurt z pewnym zakłopotaniem poprosił Sebastiana o pomoc. Miał tu takiego jednego dzieciaka. Coś kaszlał i gorączkował. Może Sebastian mógłby na niego zerknąć?




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami”
Czas: 2519.I.20; Backertag (4/8); zmierzch
Warunki: ciepło, gwarno, jasno na zewnątrz granat nieba, sła.wiatr, pogodnie, siarczysty mróz



Versana (12/12)



- Ahoj maleńka! Daj buzi marynarzowi! - zawołał jakiś przechodzący obok marynarz w stanie wskazującym, że pewnie ma już w sobie więcej niż jedną kolejkę. No i nawet się przystawił jakby chciał te buzi no ale koledzy go pociągnęli dalej nim się coś zaczęło. No tak. Jak młoda, ładna i samotna kobieta przychodziła do popularnej tawerny wieczorową porą no to musiała się liczyć z takimi próbami nawiązania wiadomości. A okazała się, że z dwóch innych młodych, ładnych i samotnych kobiet z jakimi się tu dziś umówiła to na razie przyszła pierwsza. Mogła więc zająć sobie miejsce i czekać. A przy okazji wspomnieć wydarzenia dzisiejszego dnia.

W “Wielorybie” najpierw nagadała się ze Starym Franzem. W sprawie kazamat powiedział, że nie jest za mocny. Twierdził, że kanały zna ale te bliżej portu a kazamaty były dość głębi lądu. I nigdy nie miał tam żadnych interesów do załatwienia. Czy naprawdę tak było czy po prostu nie chciał się mieszać w takie sprawki gdzie raczej nie chodziło o standardowy przemyt to już nie była taka pewna.

O siostrach 3 G też był chyba zdziwiony, że ktoś pyta o sprawę sprzed paru lat. Nie wspominał tego miło bo jak twierdził “całe miasto” rzuciło się wtedy do kanałów aby znaleźć te siostry lub ich zabójcę. Ale nic nie znaleźli. Ale w oczywisty sposób nie lubił jak teren do robienia niezbyt jawnych i czystych interesów stawał się centrum zainteresowania “całego miasta”. Więc ani tych sióstr ani tego co miał je zadźgać i ukryć ciała nie darzył sympatią skoro narobili mu wtedy koło pióra.

- Ja się zastanawiam skąd oni wszyscy wiedzą, że oni w ogóle poleźli do tych kanałów. Jak podobno nikt tego nie widział. A wszyscy wiedzą. Jak tak to nie został po nich ślad. Może nawet jak zeszli to wyszli poza miasto albo w porcie. A potem dalej. Dlatego nie ma żadnych ciał. Tylko nie wiem po co. Łatwiej wyjść bramą albo ulicą. A nawet jak ten wariat je zadźgał to sam powinien chyba czmychnąć jak najdalej z miasta. Bo jak nie to może był ich przewodnikiem? Zapłaciły mu by je przeprowadził. Tylko nadal łatwiej byłoby wyjść bramą i nie wiadomo co się z nimi stało. Nie wiem. Tak sobie rozmyślam. Może jakieś dziwki co się z nimi trzymały wiedzą coś więcej. - powiedział nie bardzo się przejmując tamtymi wydarzeniami do jakich żywił wyraźną niechęć. Ale skoro minęły i opadł na nie kurz i śnieg codzienności to nie bardzo chciało mu się o tym gadać. Dlatego o wiele bardziej interesowały go interesy na tu i teraz.

- To szukasz jakiejś trasy? No dobrze. A co by miało być transportowane? Skąd dokąd? Na kiedy? Jakie to duże? Ilu ludzi by musiało to przenieść? - tak, Starego Franza zdecydowanie bardziej interesowało to co tu i teraz, zwłaszcza jak mógł na tym zarobić. W tym temacie mówił jak profesjonalista. Potrzebne mu były detale do opracowania planu. Jak z portu to trzeba było pewnie załadować towar ze statku na łódź. Potem łodzią podpłynąć pod kanał. I przeładować go z łodzi do ludzi czekających u wylotu kanału. Miał miejsce ale nie zdradził go. Potem kanałami można było się dostać w większość ulic miasta. I tu były dwa problemy. Pierwszy taki, że to właśnie włazy były na ulicach czyli w miejscach publicznych. A drugie to takie, że w zimie były przywalone rozjeżdżonym śniegiem co od góry utrudniało ich znalezienie a od dołu ich podniesienie. Niemniej to było do załatwienia. Franz brał 20 karlików za rozpracowanie całej trasy. Do tego po 5 sztuk złota za każdego człowieka. Bo zwykle do niesienia worka czy skrzyni potrzeba było dwóch ludzi. Musiał ich zatrudnić i coś im zapłacić. Więc im więcej towaru do dźwigania tym więcej ludzi było potrzeba.

Ustalali jeszcze detale z Franzem gdy Versana dostrzegła zwalistą sylwetkę Karlika jaka niczym statek toczyła się przez wnętrze lokalu. On też ją dostrzegł ale minął ich stół i dosiadł się gdzieś dalej czekając aż skończy. Jak się spotkali przy wspólnym stole przywitał się grzecznie chociaż z aurą wyższości jaką zdawał się żywić do niższych statnem i statusem. Ale jednak rozmowa przebiegała w dość przyjemnym chociaż rzeczowym charakterze. Ot jak to negocjacje pomiędzy dwoma zaprzyjaźnionymi kupcami.

- Mam nadzieję, że Silnego nie poniesie fantazja. Trochę mnie kosztowało zorganizowanie tego wozu i zastępstwa. Szkoda, że Łasica jest tam spalona. Wolałbym ją do takiej finezyjnej roboty. - zafrapował się myśląc widocznie o transporcie jaki udało mu zorganizować i podstawić do kazamat. Dzięki czemu mogli legalnie wjechać do środka z dostawami żywności. Niestety okazało się, że ze wszystkich członków ich zboru jedynie Silny był na czas i na miejsce. Ale jego krewki i porywczy charakter był powszechnie znany. Co akurat takiej finezyjnej robocie mogło zagrozić. Niby prosta robota, ot wsiąść na kozła, podjechać pod bramę, poczekać aż wpuszczą, rozładować wóz i wyjechać. Proste. Ale czy będzie proste dla Silnego?

- Zabrał ze sobą jakiegoś kolegę. Chyba tego co chce go zwerbować do nas. Też jakiś zakapior. - Karlik pokręcił głową na znak, że ma mocne wątpliwości co do takiej kandydatury. Ale w ich skromnym gronie zaufanych ludzi no trudno było o alternatywę. Strupas pojechał za miasto, Łasicę mogli rozpoznać strażnicy przy bramie i była ładna. Versana też była ładna i jakoś nie wyglądała jak ktoś od noszenia skrzyń i beczek. Sebastian też nie. A Karlik wolał pozostać w cieniu. Więc został mu tylko Silny. Zresztą tylko on się na dniach zgłosił do tej roboty. I właśnie teraz jak tu sobie siedzieli to Silny z tym swoim kolegą powinni wjezdżać na dziedziniec kazamat. Więc nawet na rekę grubasowi było czymś się zająć by nie myśleć o tym co tam się teraz dzieje.

- Dostać się kanałami? Od dołu? - pomysł zainteresował Karlika. Otarł zaczerwienione oczy swoimi grubymi paluchami i kichnął na zdrowie. Zresztą często kichał i miał zaczerwione oczy odkąd go Versana poznała parę miesiecy temu. Zastanawiał się czekając aż zgrabna kelnerka podejdzie, postawi zamówionego grzańca a potem odejdzie. Uśmiechnął się do niej bardzo jowialnie i podziękował tak serdecznie, że musiało to na dziewczynie zrobić miłe wrażenie. Bo odparła mu równie serdecznym uśmiechem jakby wcale nie był od niej ze dwa razy starszy i cięższy tylko największym amantem w tym lokalu. Ale jak poszła to Karlik wrócił do kanałów i kazamat.

- No ciekawe. Trzeba poczekać czy ci twoi przewodnicy coś znajdą. Jakby znaleźli… No no… Może być ciekawie. - przyznał z uznaniem dla takiego pomysłu. Zwłaszcza jakby z tym wozem i bramą coś poszło nie tak. To kto wie? Może uda się dołem? Co prawda Łasica mówiła, że może się wspiąć jakoś przez mur. To też była jakaś opcja no ale nawet jak ona by dała radę to reszta niekonicznie. A nie wiadomo w jakim stanie będzie ta skazana kobieta jaką mieli uwolnić.

- Ale z kanałami też może być różnie. Jak to będzie jakaś rura co tylko dziecko przejdzie to niewiele nas urządza. No ale mam nadzieję, że ci twoi kanalarze to rozumieją i znajdą coś odpowiedniejszego. - grubas wydawał się zadowolony z takiego pomysłu dostania się do twierdzy od dołu. Więc wyglądało, że nie widzi przeciwskazań do tego kierunku poszukiwań.

- Nowe peruki? - zdziwił się nieco słysząc do czego doprowadziła ich ta rozmowa. Spojrzał na czarne włosy rozmówczyni jakby się zastanawiał czego może im brakować. Albo jakby koleżanka wyglądała w innym kolorze. Pokręcił trochę swoją wielką głową, pogłaskał po wielkim brzuchu świadczącym, że do biedaków nie należy i skrzywił swoje mięsiste wargi. - Mogę popytać. Ale to potrwa. Nie zajmuję się perukami. - jak się zastanowił to chyba wyszło mu, że sprawa może być do załatwienia chociaż raczej nie od ręki. Z tym usypianiem zaś nie był pewny czy Strupas albo Sebastian nie byliby w stanie doradzić jej czegoś szybciej i pewniej. A wytrychy to raczej była dziedzina Łasicy.

- Ja raczej się nie zajmuje taką drobnicą Ver. - Karlik za to uśmiechnął się z nonszalancją jak usłyszał o upłynnianiu trefnego towaru jaki koleżanka zdobyła ostatniej nocy. - Ale oczywiście pomogę ci w tym ambarasie. - dodał zaraz na uspokojenie. Z fantami radził zrobić na dwa sposoby, szybki albo wolny. Wolny to mógł posłać kogoś po te fanty i zabrać je po czym po trochu upłynnić. Nie miał pojęcia ile by to zajęło czasu. Pewnie z pół miesiąca, może cały. Ale był dość pewny tej metody. Sam pobierał prowizję ledwo 20% od sprzedanch fantów. Co prawda Versana musiałaby mu zaufać bo przecież nie wiedziałaby za ile poszły te fanty. Ale za to miała właściwie problem z głowy i pozbywa się trefnego towaru. Drugi był bezpośredni i szybszy ale musiałaby się w to zaangażować osobiście no i chodzić z trefnym towarem po mieście.

- Możesz je postawić na jakieś zakłady. Tam gdzie się gra o wysokie stawki i nikt raczej nie pyta skąd masz fanty. Na przykład w “Trzech żaglach” na zapleczu grają w ten sposób. - podpowiedział jej jak może sama spieniężyć ten trefny towar. Jakby nie miała strasznego pecha by spotkać tam właściciela albo kogoś kto rozpozna te fanty to raczej chyba powinno być dobrze. No ale hazard to hazard, mogła zwyczajnie przegrać zakład. No i był jeszcze “Bazyliszek” sklep i antykwariat w jednym, z różnymi różnościami gdzie można było opylić towar bez zbędnych pytań. No ale po znacznie zaniżonej cenie za to od ręki. Tak góra za połowę wartości, zwykle ⅓ nawet ¼. No ale tak działali ci lichwiarze też musieli z czegoś żyć.

- Dobry wieczór ślicznotko. Znajdzie się miejsce dla bardzo niegrzecznej dziewczynki? - tak się zamyśliła, że nie usłyszała Łasicy póki się nie nachyliła do jej ucha szczpecząc czule powitanie. I zaraz cmoknęła ją czule w te ucho, roześmiała się i dosiadła się obok. Musiała być w świetnym humorze i chyba nie tylko z powodu tego małego psikusa z jakim się przywitała z przyjaciółką. Znów miała na sobie te charakterystyczne skórzane spodnie zamiast długiej spódnicy w jakiej ostatnio z przyczyn służbowych musiała chodzić gdy wracała od van Hansenów. Nie widziały się z od Festag to i Łasica nie ukrywała, że się cieszy z tego spotkania i, że się stęskniła za swoją siostrą w wierze. Ale też i była nieco zdziwiona, że ją tu widzi bo w końcu to złodziejka przegrała zakład i miała się tu dziś wieczór stawić by do odpracować.

- Oojeejjj… Taki piękny sen! Tyle ślicznotek! Taka orgia! A mnie tam nie było! - gdy koleżanka usłyszała o eliksirowym śnie sprzed paru nocy reakcja Łasicy była dość wymowna. Jęknęła jakby zaraz miała się rozpłakać, z żalu, że ją ominęło takie spotkanie. Nawet jeśli tylko we śnie. No ale trochę przesadnie więc chyba tak trochę na pokaz i dla żartu był ten dramat. I chyba trochę zazdrości też dało się wyczuć.

- I mówisz, że nasza śliczna pani kapitan w tym śnie kazała ci klękać przed sobą i całować od stóp w górę? Ta pani kapitan co mam dzisiaj się kręcić przy jej łóżku? Jej. Mam nadzieję, że mi też będzie kazać robić coś takiego. Myślisz, że jak się to działo we śnie to naprawdę też tak będzie? - gdy dziewczyna o granatowych włosach już ochłonęła z tych wrażeń i wspolnym śnieniu przyjaciółki zaciekawiło ją to znaczenie. Wcale nie ukrywała, że gdyby dzisiaj wieczorem Rose zachowywała się względem niej podobnie jak w tym śnie to byłoby to jej bardzo na rękę. Tak samo jakby udało się spotkać z panią kapitan we trzy. Zwłaszcza jakby się miało to spotkanie skończyć w negliżu.

- I były tam jeszcze Brema i Kamila? Z tą Bremą to musisz mnie w końcu poznać. Może się poznamy lepiej we trzy? A Kamila… Panna Kamila van Zee… Też jest śliczniutka. Też bym się chętnie poznała z nią bliżej. To co? Ja ci spróbuję jakoś zorganizować spotkanie z moją szlachcianką a ty ze swoją? - łotrzyca zadumała się nad dwoma pozostałymi uczestniczkami ze snu młodej wdowy. Zaśmiała się tak, że można było odebrać to jako żart ale chyba jednak jakby coś z tego wyszło to byłoby to na rękę koleżance tej wdowy.

- Z tą Normą to już ci mówiłam, jakby szukała branki, służącej, niewolnicy czy łaziebnej to ja bardzo chętnie będę jej służyć. No ale sama widzisz jak ja teraz kończę. Więc jak już to wieczorami bym dopiero mogła. - rozłożyła dłonie na znak, że odkąd zaczęła pracę u van Hansenów no to już nie ma tyle czasu i swobody działania co wcześniej.

- Dobrze powiedziałaś mi coś ciekawego ze swoją szlachcianką to ja ci też powiem coś ciekawego o mojej. - złosliwy uśmieszek i roziskrzone spojrzenie Łasicy zapowiadał, że ma coś ciekawego do powiedzenia na temat swojej blondwłosej pani. Zwłaszcza jak Versana wspomniała o jej szermierce. Nie była zdziwiona. Nasłuchała się przez parę ostatnich dni o nieco dziwnych zamiłowaniach panienki van Hansen. O polowaniach, o szermierce, o zamiłowaniu do broni i w ogóle rzecach jakie przystoją jak najbardziej szlachetnie urodzonym ale mężczyznom. Kobietom niby nikt nie zabraniał no ale na pewno nie było to standardem. A jak do tej pory to nie widziała panienki zbyt wiele razy to nie bardzo wiedziała czym się właściwie zajmuje. Na polowaniu czy lekcjach szermierki jej nie widziała no ale była dopiero parę dni i raczej robiła za kocmołucha. Chociaż poznała drugiego kocmołucha, Anę. Z którą nawiązała świetny kontakt i sądząc jak o niej opowiadała Łasica to pewnie planowała ją w końcu zaciągnąć do łóżka.

- A teraz słuchaj co się dzisiaj stało! - powiedziała podekscytowana łotrzyca kładąc dłoń na dłoni koleżanki. I zaczęła opowiadać. Więc dzisiaj panienka wezwała ją na pokoje. Pierwszy raz odkąd nowa służka zaczęła pracę. Więc nowa służka nie wiedząc o co chodzi, nieco z duszą na ramieniu bo w kuchni pozwoliła sobie klepnąc tyłek Any a ich stara wiedźma widziała i okrzyczała. Więc spodziewała się, że stara wiedźma poszła na skargę do panienki no ale nie. Panienka zapytała ją krótko czy pamięta jak się skończyła noc po koncercie. Służka grzecznie przytaknęła.

- I ona wtedy mówi “To dobrze. Dzisiaj zrobisz to samo mnie i mojej koleżance. Wezwę cię jak będziesz potrzebna.” - podekscytowana Łasica powtórzyła słowa blondwłosej piękności sławnej na całe miasto ze swojego bogactwa i urody. No ale wtedy zamknęła ją w garderobie i wyszła. Łasicy nudziło się niemożebnie z tym czekaniem w zamknięciu ale w końcu panienka wróciła. Zwłaszcza po takiej zapowiedzi świetnej zabawy. W końcu Froya wróciła i zawiązała jej oczy. Po czym poprowadziła do sypialni bo to było obok.

- I wtedy mówi do tej drugiej “To ta służka o której ci mówiłam”. - zacytowała swoją panią i opowiadała dalej jak to ta pani usadziła ją przed łóżkiem po czym na udach wylądowała jej czyjaś stopa. Więc się nią zajęła. Słyszała oddechy dochodzące z łóżka a w końcu i odgłos całowania się i zdejmowania ubrań. A ona sobie szła powolutku w górę goleni i ud aż w końcu wylądowały we trzy w łóżku gdzie starała się zadbać o wygodę obu szlachetnie urodzonych. A jak skończyły to jej pani znów ją wyprowadziła do garderoby i zamknęła.

- Więc nie wiem kto to był Ver. Nie widziałam jej, niewiele słyszałam ale ma bardzo jędrne i apetyczne ciało. I dlatego dzisiaj skończyłam wcześniej. Po wszystkim panna van Hansen dała mi wolne i powiedziała, że są ze mnie zadowolone ale oczywiście gęba na kłódkę. - Łasica skończyła swoją opowieść dodając, że jej taki rodzaj służby zdecydowanie bardziej odpowiada niż szorowanie garów i podłóg co zazwyczaj robiła do tej pory. Ale kim była koleżanka panny van Hansen nie wiedziała ale na pewno rozpoznałaby jej aromat perfum. No ale to dopiero jakby była blisko niej. Przed odejściem pytała Anę no ale ta cały czas pracowała w kuchni i nie miała pojęcia co się dzieje na górze czy ktoś przyjechał czy odjechał.

- I mówisz, że moja pani zaprosiła cię do nas na lekcję szermierki? Ciekawe czy mnie znów wezwie bym was obsłużyła. Mam nadzieję, że tak. - zaśmiała się wesoło i beztrosko jakby miała nadzieję, że kolejną nieprzyzwoitą zabawę od jakiej można dostać zadyszki i rumieńców.




Miejsce: Nordland; okolice Neues Emskrank; jaskinia odmieńców; chata Knuta
Czas: 2519.I.20; Backertag (4/8); ???
Warunki: wnętrze chaty, półmrok, cisza, ciepło



Strupas (10/17)



- To za Strupasa! - Knut zawołał wznosząc drewniany kubek w górę. Inni mu zawtórowali. Jakoś tak się ułożyło, że jak garbus już i tak ruszył się z chaty czarownicy to koniec końców znów skończył u Żabiookiego i jego ropuszej matki. A po tym jak wylądował to jakoś tak ten przyszedł w odwiedziny, tamten no i koniec końców uzbierała się cała ferajna. Wszyscy mieli żołądki pełne ciepłego jedzenia jakie znaleźli na saniach więc humory dopisywały. Znalazła się jakaś zakąska, jakiś trunek, kubki no i zrobiło się całkiem wesoło przy tym byle jak zbitym stole.

- Byłeś w mieście Strupas? Jak tam jest? Może teraz jak będziesz wracał do mnie zabierzesz? Chciałabym poznać te twoje koleżanki co mówiłeś. - Lila popatrzyła przez szerokość stołu na głównego bohatera dnia jaki siedział na honorowym miejscu. Widocznie nie zapomniała o ich ostatniej rozmowie i dalej była ciekawa świata a na początek miasta i koleżanek Strupasa. A przecież teraz miał sanie to powinno się lżej jechać i mógł kogoś zabrać.

- E tam, tobie tylko jedno w głowie! - huknął na nią Dritte jaki siedział bliżej garbusa. Machnął na nią swoją trzecią ręką wystającą gdzieś ponad jego karkiem jakby opędzał się od namolnej muchy. Dritte miał akurat fazę, że był mężczyzną. I tego używał by być męskim i stanowczym.

- Słuchaj Strupas to jak będzie? Masz sanie to może pojedziemy razem co? Pokażesz mi gdzie masz tą kryjówkę na te wymianę. To ja będę wiedział to potem będę kogoś mógł wysłać z towarem albo odebrać coś od ciebie. Nie będziesz musiał zasuwać aż tutaj. O. Nawet ktoś od nas może zostać w takiej kryjówce. To popilnuje towaru by tak nie leżał niczyj. - Dritte był urodzonym handlowcem i miał żyłkę do interesów. Też dostrzegł atut jakim było posiadanie sań ale miał kompletnie inny pomysł niż różowowłosa na ich wykorzystanie. Jasne było, że odmieńcy w tej chwili nie bardzo mogli się zrewanżować tym z miasta na jakąś wymianę więc sanie poza garbatym woźnicą będą raczej wracać puste.

- Lepiej nie jedź sam Strupas. Byłem na zewnątrz. Sporo tropów wilków, goblinów i kopyt. Może nie pod samą jaskinią ale blisko. Nie wiadomo jak będzie jak będziesz wracał. - Żabiooki był najspokojniejszy z nich wszystkich w machnął ręką gdzieś w stronę gdzie było niewidoczne stąd wyjście z jaskini i cała reszta zaśnieżonego świata zewnętrznego. Tego z zimą i różnymi zagrożeniami jakie kręcą się po zaśnieżonym lesie. Nie było wiadomo czy samotny woźnica znów będzie miał tyle szczęścia by spotkać tylko trzech przeciwników i wyjść z tego starcia cało.

Tak, miło się ucztowało z życzliwymi kompanami. Garbus nie pamiętał kiedy ostatni raz był z kimś na wspólnym ucztowaniu. I to w roli głównego gościa. Ale poza rozmowami, przechwałkami i żartami z Kinolem, Łosiem i resztą miał w pamięci rozmowę z ich wodzem jaką odbył wcześniej po pożegnaniu się z Opal.

- A. Jesteś. Dobrze. Wejdź do środka. - Kopf pokiwał swoją wielką głową gdy spojrzał na gościa swoimi niesamowitymi, płonącymi oczami. Po chwili obaj weszli do środka i zaczęła się właściwa część rozmowy.

- Twój mistrz przysłał mi list. I Opal też. - zaczął stając na środku izby i opierając dłonie na swoich biodrach. Machnął ogonem raz i drugi. Właściwie to trochę dziwnie wyglądało jak te zwoje ramion owinięte jak węże wokół korpusu spoczęły na biodrach w tak ludzkim geście, że wydawało się to jeszcze dziwniejsze.

- Jak wydobrzejesz zabierzesz mu naszą odpowiedź. I podziękujesz mu w naszym imieniu. - powiedział patrząc w okno jakby to pomagało mu skupić myśli. Po czym nagle spojrzał na swojego gościa.

- Nieźle się spisałeś Strupas. Tak tymi saniami, przez ten las i śnieg… No no… Niezłe. Naprawdę niezłe. - pokiwał swoją wielką, rogatą i czerwoną głową świdrując płonącymi oczami drobniejszą sylwetkę garbusa. Ale w głosie dało się słyszeć uznanie. Chyba pierwszy raz pod swoim adresem.

- Możesz zostać tak długo jak zechcesz. Poleciłem by ci wydawali podwójną porcję. - wódz co miał najważniejszy głos w całej społeczności niejako usankcjonował pobyt Strupasa przyjmując go do ich społeczności jak swojego. Nawet jeśli nie był odmieńcem. A nagroda w postaci podwójnej porcji w tych głodowych czasach rzeczywiście była szczodra.

- Więc jak wydobrzejesz to wrócisz do miasta. Zorganizujemy wymianę. W liście napiszemy twojemu mistrzowi co możemy dać. Właśnie Strupas. Co wam tam w mieście może się przydać? Sam wiesz co tutaj mamy. - zwrócił się do garbusa z pytaniem. Właściwie to był to układ między reprezentantem jednej a drugiej grupy no ale skoro Strupas jako pośrednik między nimi znał je obie i widział się z przywódcami obydwu grup osobiście to trudno było go pominąć. Tak i teraz Kopf niejako prosił go o radę co by mogło interesować Starszego i jego zbór. Jak nie do bezpośredniego użytku to nawet na dalszą wymianę już w mieście. Na swój sposób to nawet było podobne do tego co poprzednio proponował Dritte. Chociaż wówczas to jeszcze był tak trochę już on a trochę jeszcze ona. Czyli metodę wymiany na osi miasto - osada. Tak pokonywanie na raz całej trasy jak sam się przekonał Strupas było i ciężkie i ryzykowane. Poza tym ciężar i ryzyko spadało na jedną stronę tego układu. Co innego jakby znaleźć jakiś wspólny punkt wymiany. Bliżej miasta. Ale ani Starszy ani Kopf nie znali aż tak dobrze okolic miasta. Ludzie z miasta znali głównie miasto a odmieńcy pustkowie ale raczej z dala od miasta.

- I dlatego musimy mieć jakiś punkt spotkań. Gdzie będziemy się wymieniać. Znasz takie miejsce? - zapytał o to co widocznie i Starszy chciał wiedzieć. No i miał kogoś ze sobą zabrać stąd jak i tak wracał z pustymi saniami. Na te sanie można było zabrać nie tylko jedną ale nawet kilka osób. I miał pokazać temu komuś gdzie będzie ten punkt spotkań by ten ktoś wrócił tutaj i przekazał reszcie.

No a część tej reszty siedziała teraz przy stole Ropuchy i świętowała pełne żołądki. Z tego co mówił Kopf to te parę worków od Karlika mogło im wystarczyć na tydzień, dwa, może więcej jakby wprowadzić ostrzejsze limity. Więc widmo głodu nieco się odsunęło w czasie ale nie znikło całkowicie. Dlatego potrzebne były kolejne dostawy chociaż teraz już był pewien komfort psychiczny jak głód nie stał tuż przy stole.

Przy okazji dało się usłyszeć nieco plotek. Lila znów z kimś zaczęła i skończyła romansować bo znów kogoś zaciążyła czy ktoś ją. Trochę trudno było zrozumieć co tak gorączkowo dyskutowała z Kinolem i Knutem. Wydawało się, że opowiadają dwie różne historie z tymi samymi bohaterami pełne wzajemnych przytyków i złośliwości. Mały Uwe nie wrócił z polowania. Znaleźli krew i ślady walki. Parę dni temu. Pewnie zamiast on coś dorwać coś jego dorwało. Chyba zwierzoludzie ale pewności nie było. Pilz był bardziej zielony i niemrawy niż zwykle. Wezwali Jednooką a potem i Opal. I zastanawiali się czy przyszedł już kres jego dni i jak tak to komu by przypadła jego ziemianka. Sama Opal też wyglądała na zmęczoną. Zostawiała więcej świetlistego pyłu niż zwykle. Akurat stan ich prorokini chyba wszystkim leżał na sercu. Tak jak Kopf był ich mózgiem i ojcem tak ona sercem i matką dla nich wszystkich. Oboje mieli niekwestionowany autorytet w ich małej, powykręcane społeczności. A u Gerda za to fenomen. Urodziło im się dziecko. I to zdrowe a do tego bez skazy. Wszyscy byli zdziwieni ale jak Opal zauważyła nie u wszystkich błogosławieństwa muszą się objawiać od razu. Na razie takie małe coś, z błogosławieństwem czy nie i tak miało dość marne szanse przetrwać do wiosny. Chociaż z tymi dostawami no to może, może… A. I stary Maciora wreszcie umarł. Umierał i kaszlał już z rok. I wreszcie wyzionął ducha na dobre. Jakoś nikt nie był tym zaskoczony, może prędzej, że tak długo to mu zajęło to umieranie.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline