Wątek: Lost Station
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-11-2020, 22:34   #102
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 20 - Dzień 14 13:30

Czas: Dzień 14; 13:30
Miejsce: “Archimedes”; sektor centralny; centrum dowodzenia
Skład: Ryan


Plan niby wydawał się być dobry i działać. Teoria zgadzała się z praktyką. Ale ta praktyka to była mordęga. Stanowczo te rury nie były pomyślane po to by się przez nie czołgać. Zwłaszcza w skafandrze próżniowym. Nie było szans zabrać plecaka tlenowego z całym spż i systemami manewrowymi. Trzeba było się czołgać w samym skafandrze. Więc się czołgał. Pół biedy jak odcinek był prosty. Gorzej jak był zakręt. No to wygiąć się tak by w tej ciasnocie skręcić o 90* no to klękajcie narody…

Zdecydowanie przydałby się do tego ktoś drobniejszy. Może któraś z dziewczyn? Tym razem jego masa i mięśnie obróciły się przeciwko niemu. Ledwo się przeciskał kawałek po kawałku. Strach było pomyśleć co by było jakby trzeba się nagle ewakuować. Albo jakby utknął w którymś momencie. Przypominało to czogłanie się przez jelito jakiegoś giganta. Ciemne i oszronione. Jakby nie było takiego mrozu można by pokusić się o zdjęcie kombinezonu. No ale czujniki dalej pokazywało jakieś -135*C. Temperatura nie do życia na lekki ubiór. I do tego te blokady.

Blokady były najbardziej spowalniające. Zupełnie jakby ktoś projektując ten obiekt myślał właśnie o takich numerach i wstawił tu te kratki. Trzeba było je przepalać. Każdy jeden pręt, każdej jednej kratki. Na leżąco, z palnikiem tuż przed szybą hełmu w niewygodnej pozycji. Dlatego jak kolega mu poradził, by za pierwszym razem jak się nie uda to wrócił to tak właśnie robili. Nie był już pewien ile razy cofał się tyłem do otworu wejściowego i wracał z powrotem po chwili przerwy i uzupełnieniu zbiorniczka rezerwowego ze swojego plecaka.

Tak to robili. To był kolejny feler. Miał przy sobie tylko wewnętrzny zbiornik rezerwowy bo plecak się nie mieścił. A w tym małym było tlenu tylko na pół godziny. Mało jak na takie warunki pełzającej pracy. A jednak się udało. Gdy padła ostatnia kratka dotarł do jakiejś innej. Z boku. Chociaż przy braku grawitacji i w tej ciasnocie to kierunki były dość dowolne. Ale udało mu się ją sforsować i wyczołgał się w jakiejś toalecie. Wreszcie! Udało się! Przedarł się do wewnętrznych rejonów centrum!

Najpierw były te prysznice, potem w świetle latarki widział kolejne pomieszczenia. Korytarze, strzałki, napisy całe to zaplecze gdzie obsada centrum dowodzenia mogła odpocząć, przespać się, zjeść coś, wziąć prysznic i tak dalej. Taka miniaturka reszty bazy. Tylko po przejściach. Widział ślady pożarów, pęknięcia, wyrwane przewody, no tak, centrum też ucierpiało podczas ataku. Ale jeszcze nie było tak najgorzej. Tlenu miał niewiele więc nie bardzo miał okazję zwiedzać. Kierując się strzałkami dotarł do samego centrum. Tego jakie wcześniej oglądali przez szybkę w pancernych drzwiach od zewnątrz. A teraz był w środku!

To było centrum dowodzenia. Podobne do mostku okrętu bojowego. Konsole, wyświetlacze ekranów, fotele antyurazowe i cała ta aparatura świadcząca, że to stąd zarządza się całą bazą. Tylko ciche i ciemne. Wszytko było oszronione i wyłączone. Co nie było dziwne skoro nie było energii. Lewitował szperając światłem latarki to tu to tam gdy w pewnym momencie dostrzegł, że w przeciwieństwie do innych jeden z foteli nie jest pusty. Coś na nim było. Ktoś. Ciało. Pierwsze ciało jakie spotkał na tej opustoszałej stacji. Podleciał bliżej by lepiej się przyjrzeć.





To musiał być syntek. Tylko mocno uszkodzony. Wyglądał jakby ktoś go oskrókował. W każdym razie widać było tą wewnętrzną powłokę na jakiej powinna być bioniczna skóra i reszta sprawiająca ludzkie wrażenie. Bez tego ten syntek wyglądał… sztucznie. Jak nieudolna imitacja człowieka. Wciąż siedział nieruchomy na swoim fotelu i wpatrywał się w niewiadomo co. Musiał tu być od dawna bo też pokrywał go szron jak i całą resztę. Chociaż nie widać było na nim żadnych ubytków czy przestrzelin. Czy był “martwy” czy nie tego Ryan nie był pewny. W świetle latarki rozpoznał jednak uniwersalne wejścia z boku głowy androida. Używano ich przy serwisowaniu. Ale w awaryjnej sytuacji można było podpiąć się by zgrać dane czy podładować energię. Zgrać danych z wyłączonego komputera czy robota się nie dało ale kto wie czy byłaby jakaś reakcja jakby wlał mu trochę energii z baterii skafandra. Może Vicente albo Alice coś by poradzili ale nie było ich tutaj. Vicente został na frachtowcu a Alice była niedaleko ale wewnątrz strefy generatora. I ściany skutecznie izolowały na tyle by blokować łączność z dziewczynami. Trzeba by do nich polecieć by zapytać. Zresztą teraz był właściwie w centrum komputerowym i łączności. Pewnie Vicente by się tu czuł jak w domu. On sam powinien już wracać. Miał tlenu ledwo na kilka minut. Akurat by wrócić do otworu w łazience i przecisnąć się rurami do zbawczego plecaka z tlenem. No chyba, żeby tutaj znalazł jakąś butle. Ale jak nie no to klops. Utknie tutaj albo w rurze na bezdechu.




Czas: Dzień 14; 13:30
Miejsce: “Archimedes”; sektor centralny; sektor reaktora
Skład: Alice


To była istna kwadratura koła. Aby sprawdzić stan generatora potrzebna była działająca konsola napędzana energią tego reaktora. A żeby miała tą energię potrzebny był działający reaktor. Był jeszcze system zasilania rezerwowego ale po tylu latach dawno się wyczerpał. Podłączyła więc konsolę do własnego źródła zasilania po to by zobaczyć, że jakoś jednak dział. I żąda klucza operatora jakiego nie miała. Może Vicente by jakoś umiał to obejść ale jego tu teraz nie było. No i klops. Usłyszała jak Zeeva daje znać, że spada by pokazać się Chris a raczej skanerom dropshipa.

Nie było też łączności ze światem zewnętrznym. Wzmocniony sektor reaktora skutecznie blokował fale radiowe. Więc były tutaj odcięte. Mogły rozmawiać tylko we dwie ze sobą. Nadajniki skafandrów były zbyt słabe by przebić się przez martwą, zimną plaststal. Dropship miał silniejsze nadajniki to coś tam jeszcze łapali od Chris. Ale tak poszatkowane, że było słychać jej głos ale nie dało się zrozumieć co mówi. Trzeba było wypływać na zewnątrz co jakiś czas by pokazać się skanerom dropshipa i jej samej, że wszystko w porządku.

Ale mimo to Alice znalazła sposób by obejść te problemy. Wiedziała, że gdzieś tu powinno być sterowanie ręczne. W razie awarii komputerów był ten prymitywny system dźwigni jakie mogły prawie dosłownie ręcznie zrestartować cały reaktor. W świetle latarki odbijała się od ścian, podłóg i sufitów sprawdzając kolejne zakątki zdewastowanego, oszronionego sektora. Aż wreszcie znalazła.

Drzwi. Dały się ręcznie otworzyć. Za nimi krótki korytarz na kilka kroków. I zestaw kilku dźwigni. To było to czego szukała. Teraz wystarczyło je wcisnąć i powinno nastąpić awaryjne uruchomienie reaktora. Wróci światło, woda w kranie, komputery i cała reszta. I być może to czego obawiał się Vicente. Chociaż twardych dowodów nie potrafił pokazać. Tony się nie wtrącał. Ani jej nie zabronił tego restartu ani jej nie nakazał go zrobić. Więc właściwie miała wolną rękę. W końcu Vicente miał nad nią taką samą władzę jak ona nad nim. Czyli żadną. Stała w progu do pomieszczenia ręcznego sterowania i nagła seria z broni maszynowej kompletnie ją zaskoczyła. W tej ciszy, ciemności i mrozie nagła palba była kompletnie zaskakująca. Odwróciła się do tyłu bo to gdzieś tam gdzie odleciała Zeeva. Jej samej nie widziała. Ale widziała, że seria rozpruła zbiornik z chłodziwem. Zbiornik eksplodował chmurą odłamków które razem z falą uderzeniową odrzuciły ją w bok. Runęła do tyłu obracając się dookoła własnej osi aż gruchnęła o ścianę. To ją zatrzymało. I zamroczyło. Ale w ciągu kilku oddechów zdołała dojść do siebie.

Straciła latarkę która zgasła i lewitowała gdzieś obok. Ale światła hełmu i skafandra działały. Na wewnętrznej szybie wyświetlił się schemat skafandra. Przebicie na łydce, i barku. Jak spojrzała widziała jak powietrze w formie małego kriogejzru wycieka przez te przebicia. Ale to nie był największy problem. Te chłodziwo było żrące i w końcu przeżre się przez skafander na którym już się pieniło. Musiała szybko z siebie to coś spłukać lub znaleźć nowy skafander. Nowe były w szafie przy wejściu do sterówki. Ale stamtąd właśnie ktoś rozwalił ten zbiornik.




Czas: Dzień 14; 13:30
Miejsce: “Archimedes”; sektor centralny; sektor reaktora
Skład: Zeeva


Właściwie to nudy. Jako marine znów nie miała nic do roboty poza dotrzymywaniem towarzystwa Alice. Czasem coś jej pomagała jak trzeba było odblokować jakieś drzwi czy podnieść jakieś coś co blokowało dostęp. Ale technicznie niewiele mogła pomóc wytatuowanej inżynier jak ta coś sprawdzała to tu to tam. Więc jak tak mniej więcej umówiły się z Chris bo ich prosiła by pokazywały się co jakiś czas na zewnątrz by dać znać, że wszystko u nich w porządku to właśnie na nią zwykle to spadało. Nadajniki skafandrów były za słabe by przebić się przez te pancerne ściany tego sektora. Chris co jakiś czas coś nadawała ale było zbyt poszatkowane by to zrozumieć.

Początkowo lecieli w piątke. No ale jak dolecieli to pilot dropshipa jak zwykle została na dropshipie. I niejako stanowiła też centralę łączności między eksploratorami na “Archimedesie” a “Aurorą”. Więc we czwórkę polecieli do centrum już dość dobrze znaną Zeevie trasą. Tyle, że chłopaki polecieli na wyższe poziomy do centrum łączności jakie Ryan miał pomysł jak się tam dostać no a one we dwie do reaktora.

Alice tutaj okazała się właściwą osobą na właściwym miejscu. Pokręciła się trochę tam i tu i stwierdziła, że magazyny paliwa są pełne. Były pręty uranowe jakie mogli wykorzystać na frachtowcu. Ale więcej by powiedziała jakby mogła przeczytać na konsoli więcej danych no a tej nie dało się użyć. Ale pręty były. Przez niewielkie, pancerne okienko Zeeva też widziała znajomy kształt kontenerów w jakich zwykle trzymano te pręty. I to nawet całkiem podobne do tych jakich używali na “Aurorze”.

Znów im coś Chris przysłała i znów nie dało się zrozumieć co. Ale zbliżała się pora gdy powinny jej pomachać rączką więc siostra Seth dała znak koleżance, że to załatwi. Odepchnęła się od biurka i poszybowała w kierunku drzwi. Tam się zatrzymała bo bez energii to trzeba było ręcznie kręcić kołem przy każdych drzwiach by je otworzyć. Powrotu na pole kosmicznej walki jako marine kompletnie się nie spodziewała. Jeszcze odruchowo spojrzała w bok w swietle hełmowej latarki czy drzwi się odsuwają, no odsuwały się. Odepchnęła się by wylecieć na korytarz i wtedy wciąż płynąc tym ruchem dostała się pod ogień ze szturmówki. Rozpoznała syczące uderzenia plazmy jakie w rozbłyskach energii pomknęły przez krytarz. Obróciła w locie głowę by dojrzeć napastnika.





Rozpoznała szturmowego androida. Niekoniecznie typ czy markę ale miał wszelkie cechy automatycznego szturmowca. Wyglądał na takiego po przejściach ale broń miał prawdziwą. Stał za pomocą elektromagnesów jakie stabilizowały go do ściany i strzelał. Kilka pocisków wleciało w głąb sterówki reaktora przez wciąż otwarte drzwi skąd doszedł ją urwany krzyk Alice. Na szczęście dla Zeevy przeciwnik nie trafił ją tą pierwszą serią. Ale wciąż miał ją na celowniku i przymierzał się do korekty ognia.




Czas: Dzień 14; 13:30
Miejsce: “Aurora”; sektor mieszkalny; ogród
Skład: Vicente, Agnes i Seth


- Jak zwykle, sami twardziele a skopać ogródka to nie ma komu. - długowłosy lekarz pozwolił sobie na kolejny komentarz pod nosem. Trudno było powiedzieć czy to bardziej złorzeczy owym załogowym twardzielom i chce im pokazać “jak to się robi” czy może nie miał sumienia zostawić Agnes z tą typową męską pracą, że mimo swoich oporów przed wysiłkiem fizycznym jednak wziął się to za wiadro albo skrzynkę z zebranymi badylami czy jak teraz za łopatę. A dla Agnes była to i pomoc fizyczna i towarzyska.

- Co tu jest? Kamieni nakładli? Korzenie jakieś? - Seth z niesmakiem stuknął szpadlem o coś twardego w tej ziemi. Dla takiej pasjonatki ogrodnictwa jaką była Agnes Evans przygotowanie tej miniplantacji dla Alice i jej ziółka nie było żadnym wyzwaniem. Załatwiła to zaraz po śniadaniu i jak inżynier wróci miała dla niej gotowy zestaw. Alice zostało uroczyście wsadzić nasionko do doniczki, podlać i mogła czekać aż wyrośnie. Więc potem Agnes mogła skoncentrować się na zaplanowanych pracach w ogrodzie. A jak tu przyszła o dziwo zastała Vicente który wyglądał na bardzo zajętego. No a niedługo dołączył do nich Seth. Zwłaszcza, że jak z połowa załogi poleciała na stację a nie chciał siedzieć sam ani z kapitanem na mostku to właściwie tylko tu byli inni ludzie. Tamci zresztą powinni niedługo wrócić. A póki co Agnes co przystanęła i ogarnęła wzrokiem ten ogród to z satysfakcją mogła docenić postępy wspólnych prac. Trochę jakby od nowa kolonizowała ten ogród. Coraz więcej widać było świeżej, czarnej ziemi na jakiej niedługo powinny wyrosnąć nowe pędy. Już można było myśleć co i gdzie posadzić.

- Alice tu kładła jakieś rury czy co? - Seth nie ukrywał swojej irytacji na tą niespodziewaną przeszkodę ukrytą w ziemi. Vicente miał inne priorytety. Miał do dyspozycji swoje ADR a te miały całkiem przyzwoite skany. No ale szukał małego, ciemnego granulatu we wcale nie tak małym pomieszczeniu w którym pełno było małych, obłych kulek. Więc czekało go mozolne kalibrowanie ADR-ów by wyszukiwały to co trzeba. Co nie było takie proste wyjaśnić dronowi czy komputerowi w instrukcjach i oprogramowaniu coś co drugiemu człowiekowi powiedziałby “szukaj czegoś takiego”. Albo ADR zalewały go masą wykrytych obiektów spełniających podane kryteria tak, że to wyglądało wręcz jak dywan pokrywający ogród. Albo nie mogły znaleźć niczego ciekawego. I tak się męczył siedząc, stojąc czy chodząc z konsolą do tych ADR i sprawdzając co znalazły tym razem. Gdzieś tam obok Agnes a potem i Seth pracowali sobie przy doprowadzeniu ogrodu do używalności a on sprawdzał w praktyce swoje teorie.

W końcu chyba coś miał. Trzymał w ręku kilka małych, czarnych “pieprzyków”. Tak samo jak te wcześniejsze lekko ugniatały się w palcach jak próbował no i wyglądały jak one. Ale pewność by miał jakby wziąć je pod mikroskop, zważyć i zeskanować. A akurat miał niedaleko dwóch załogowych speców od badań pod mikroskopem.

- To chyba jakieś pudło… - mruknął niepewnie Seth odgarniając więcej ziemi. Tym razem wydawał się zaintrygowany. Akurat obok drzwi przechodziła Agnes wychodząca do magazynu ogrodniczego więc informatyk ją dogonił ledwo przeszła kilka kroków korytarza. Oboje odwrócili się słysząc dziwny klekot za plecami. Ale to tylko Anubis. Jak szalony ganiał łapkami za jakimś korkiem po korytarzu który widocznie świetnie mu zastępował myszę. Nawet zabawnie to wyglądało. Nic tylko zrobić filmik i wysłać do działu ze śmiesznymi kotami. Ale parę kroków dalej było więcej korków. I słomek. I te korki wydawały się celowo ułożone w kratkę jak do gry w kółko i krzyżyk. Agnes rozpoznała podobny układ jaki spotkała wcześniej na korytarzu. Tylko tym razem brakowało trzech korków w środkowym rzędzie. Dwa z nich leżały obok tej słomkowo - śmieciowej kratki. Trzeci pewnie dorwał Anubis i ganiał go jak szalony po całym korytarzu.

- O w mordę! - zza ich plecami usłyszeli krótki, zduszony okrzyk lekarza pokładowego. Jak spojrzeli przez wciąż otwarte drzwi Seth nagle zamarł. Klęczał na ziemi jakby chciał coś obejrzeć co tam wykopał i w jednej dłoni wciąż trzymał szpadel. A drugą coś odgarnął. Coś świecącego.

- Chyba coś włączyłem. - rzekł blady jak ściana Seth. Faktycznie coś włączył. Coś z wyświetlonymi cyframi. 04:56… 04:55… 04:54…




Czas: Dzień 14; 13:30
Miejsce: “Aurora”; sektor mieszkalny; mostek
Skład: Tony


No to polecieli. Cała piątka. Zaraz po śniadaniu. Niedługo powinni kończyć i wracać. Póki co wszystko wyglądało rutynowo. Polecieli, Chris zaparkowała furę i czekała aż skończą by zabrać z powrotem na macierzystą jednostkę. Trochę mało rutynowe było to, że dziewczyny co pracowały w sektorze generatora nie miały łączności z resztą. Więc co jakiś czas pokazywały się skanerom dropshipa by dać znać, że wszystko u nich w porządku. Ale niedługo cała piątka powinna kończyć zmianę. To się wymienią i poleci druga zmiana. Na frachtowcu też spokojnie. Pozostała załoga w większości pracowała w ogrodzie.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline