Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-11-2020, 08:11   #101
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Sanchez zdał relację z badania Chris. Mimo, że SP dobrowolnie zgodziła się udostępnić dane, to widać było po informatyku, że czuł się nieswojo opowiadając o nie swoich wspomnieniach i nawet nie spoglądał w jej kierunku. Po raporcie zamilkł i zamknął się w sobie, koncentrując się na zawartości własnego talerza.

Wysłuchał w spokoju co mieli do powiedzenia kapitan i pokładowa inżynier. Przy słowach A.J. zamarł nad talerzem.

- Kategorycznie odradzam włączania zasilania na Archimedesie - powiedział powoli, przez zaciśnięte zęby, starając się nie wybuchnąć. Nie lubił się powtarzać i mówić do kogoś kto nie chce go słuchać, ale tutaj chodziło o jego życie. - Obudzicie coś, co nas wyka... pozabija. Rozumiem dlaczego, ale... Sprawdźmy najpierw bezpieczniejsze opcje, tą zostawmy sobie na koniec, gdy wszystko inne zawiedzie!
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
Stary 29-11-2020, 22:34   #102
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 20 - Dzień 14 13:30

Czas: Dzień 14; 13:30
Miejsce: “Archimedes”; sektor centralny; centrum dowodzenia
Skład: Ryan


Plan niby wydawał się być dobry i działać. Teoria zgadzała się z praktyką. Ale ta praktyka to była mordęga. Stanowczo te rury nie były pomyślane po to by się przez nie czołgać. Zwłaszcza w skafandrze próżniowym. Nie było szans zabrać plecaka tlenowego z całym spż i systemami manewrowymi. Trzeba było się czołgać w samym skafandrze. Więc się czołgał. Pół biedy jak odcinek był prosty. Gorzej jak był zakręt. No to wygiąć się tak by w tej ciasnocie skręcić o 90* no to klękajcie narody…

Zdecydowanie przydałby się do tego ktoś drobniejszy. Może któraś z dziewczyn? Tym razem jego masa i mięśnie obróciły się przeciwko niemu. Ledwo się przeciskał kawałek po kawałku. Strach było pomyśleć co by było jakby trzeba się nagle ewakuować. Albo jakby utknął w którymś momencie. Przypominało to czogłanie się przez jelito jakiegoś giganta. Ciemne i oszronione. Jakby nie było takiego mrozu można by pokusić się o zdjęcie kombinezonu. No ale czujniki dalej pokazywało jakieś -135*C. Temperatura nie do życia na lekki ubiór. I do tego te blokady.

Blokady były najbardziej spowalniające. Zupełnie jakby ktoś projektując ten obiekt myślał właśnie o takich numerach i wstawił tu te kratki. Trzeba było je przepalać. Każdy jeden pręt, każdej jednej kratki. Na leżąco, z palnikiem tuż przed szybą hełmu w niewygodnej pozycji. Dlatego jak kolega mu poradził, by za pierwszym razem jak się nie uda to wrócił to tak właśnie robili. Nie był już pewien ile razy cofał się tyłem do otworu wejściowego i wracał z powrotem po chwili przerwy i uzupełnieniu zbiorniczka rezerwowego ze swojego plecaka.

Tak to robili. To był kolejny feler. Miał przy sobie tylko wewnętrzny zbiornik rezerwowy bo plecak się nie mieścił. A w tym małym było tlenu tylko na pół godziny. Mało jak na takie warunki pełzającej pracy. A jednak się udało. Gdy padła ostatnia kratka dotarł do jakiejś innej. Z boku. Chociaż przy braku grawitacji i w tej ciasnocie to kierunki były dość dowolne. Ale udało mu się ją sforsować i wyczołgał się w jakiejś toalecie. Wreszcie! Udało się! Przedarł się do wewnętrznych rejonów centrum!

Najpierw były te prysznice, potem w świetle latarki widział kolejne pomieszczenia. Korytarze, strzałki, napisy całe to zaplecze gdzie obsada centrum dowodzenia mogła odpocząć, przespać się, zjeść coś, wziąć prysznic i tak dalej. Taka miniaturka reszty bazy. Tylko po przejściach. Widział ślady pożarów, pęknięcia, wyrwane przewody, no tak, centrum też ucierpiało podczas ataku. Ale jeszcze nie było tak najgorzej. Tlenu miał niewiele więc nie bardzo miał okazję zwiedzać. Kierując się strzałkami dotarł do samego centrum. Tego jakie wcześniej oglądali przez szybkę w pancernych drzwiach od zewnątrz. A teraz był w środku!

To było centrum dowodzenia. Podobne do mostku okrętu bojowego. Konsole, wyświetlacze ekranów, fotele antyurazowe i cała ta aparatura świadcząca, że to stąd zarządza się całą bazą. Tylko ciche i ciemne. Wszytko było oszronione i wyłączone. Co nie było dziwne skoro nie było energii. Lewitował szperając światłem latarki to tu to tam gdy w pewnym momencie dostrzegł, że w przeciwieństwie do innych jeden z foteli nie jest pusty. Coś na nim było. Ktoś. Ciało. Pierwsze ciało jakie spotkał na tej opustoszałej stacji. Podleciał bliżej by lepiej się przyjrzeć.





To musiał być syntek. Tylko mocno uszkodzony. Wyglądał jakby ktoś go oskrókował. W każdym razie widać było tą wewnętrzną powłokę na jakiej powinna być bioniczna skóra i reszta sprawiająca ludzkie wrażenie. Bez tego ten syntek wyglądał… sztucznie. Jak nieudolna imitacja człowieka. Wciąż siedział nieruchomy na swoim fotelu i wpatrywał się w niewiadomo co. Musiał tu być od dawna bo też pokrywał go szron jak i całą resztę. Chociaż nie widać było na nim żadnych ubytków czy przestrzelin. Czy był “martwy” czy nie tego Ryan nie był pewny. W świetle latarki rozpoznał jednak uniwersalne wejścia z boku głowy androida. Używano ich przy serwisowaniu. Ale w awaryjnej sytuacji można było podpiąć się by zgrać dane czy podładować energię. Zgrać danych z wyłączonego komputera czy robota się nie dało ale kto wie czy byłaby jakaś reakcja jakby wlał mu trochę energii z baterii skafandra. Może Vicente albo Alice coś by poradzili ale nie było ich tutaj. Vicente został na frachtowcu a Alice była niedaleko ale wewnątrz strefy generatora. I ściany skutecznie izolowały na tyle by blokować łączność z dziewczynami. Trzeba by do nich polecieć by zapytać. Zresztą teraz był właściwie w centrum komputerowym i łączności. Pewnie Vicente by się tu czuł jak w domu. On sam powinien już wracać. Miał tlenu ledwo na kilka minut. Akurat by wrócić do otworu w łazience i przecisnąć się rurami do zbawczego plecaka z tlenem. No chyba, żeby tutaj znalazł jakąś butle. Ale jak nie no to klops. Utknie tutaj albo w rurze na bezdechu.




Czas: Dzień 14; 13:30
Miejsce: “Archimedes”; sektor centralny; sektor reaktora
Skład: Alice


To była istna kwadratura koła. Aby sprawdzić stan generatora potrzebna była działająca konsola napędzana energią tego reaktora. A żeby miała tą energię potrzebny był działający reaktor. Był jeszcze system zasilania rezerwowego ale po tylu latach dawno się wyczerpał. Podłączyła więc konsolę do własnego źródła zasilania po to by zobaczyć, że jakoś jednak dział. I żąda klucza operatora jakiego nie miała. Może Vicente by jakoś umiał to obejść ale jego tu teraz nie było. No i klops. Usłyszała jak Zeeva daje znać, że spada by pokazać się Chris a raczej skanerom dropshipa.

Nie było też łączności ze światem zewnętrznym. Wzmocniony sektor reaktora skutecznie blokował fale radiowe. Więc były tutaj odcięte. Mogły rozmawiać tylko we dwie ze sobą. Nadajniki skafandrów były zbyt słabe by przebić się przez martwą, zimną plaststal. Dropship miał silniejsze nadajniki to coś tam jeszcze łapali od Chris. Ale tak poszatkowane, że było słychać jej głos ale nie dało się zrozumieć co mówi. Trzeba było wypływać na zewnątrz co jakiś czas by pokazać się skanerom dropshipa i jej samej, że wszystko w porządku.

Ale mimo to Alice znalazła sposób by obejść te problemy. Wiedziała, że gdzieś tu powinno być sterowanie ręczne. W razie awarii komputerów był ten prymitywny system dźwigni jakie mogły prawie dosłownie ręcznie zrestartować cały reaktor. W świetle latarki odbijała się od ścian, podłóg i sufitów sprawdzając kolejne zakątki zdewastowanego, oszronionego sektora. Aż wreszcie znalazła.

Drzwi. Dały się ręcznie otworzyć. Za nimi krótki korytarz na kilka kroków. I zestaw kilku dźwigni. To było to czego szukała. Teraz wystarczyło je wcisnąć i powinno nastąpić awaryjne uruchomienie reaktora. Wróci światło, woda w kranie, komputery i cała reszta. I być może to czego obawiał się Vicente. Chociaż twardych dowodów nie potrafił pokazać. Tony się nie wtrącał. Ani jej nie zabronił tego restartu ani jej nie nakazał go zrobić. Więc właściwie miała wolną rękę. W końcu Vicente miał nad nią taką samą władzę jak ona nad nim. Czyli żadną. Stała w progu do pomieszczenia ręcznego sterowania i nagła seria z broni maszynowej kompletnie ją zaskoczyła. W tej ciszy, ciemności i mrozie nagła palba była kompletnie zaskakująca. Odwróciła się do tyłu bo to gdzieś tam gdzie odleciała Zeeva. Jej samej nie widziała. Ale widziała, że seria rozpruła zbiornik z chłodziwem. Zbiornik eksplodował chmurą odłamków które razem z falą uderzeniową odrzuciły ją w bok. Runęła do tyłu obracając się dookoła własnej osi aż gruchnęła o ścianę. To ją zatrzymało. I zamroczyło. Ale w ciągu kilku oddechów zdołała dojść do siebie.

Straciła latarkę która zgasła i lewitowała gdzieś obok. Ale światła hełmu i skafandra działały. Na wewnętrznej szybie wyświetlił się schemat skafandra. Przebicie na łydce, i barku. Jak spojrzała widziała jak powietrze w formie małego kriogejzru wycieka przez te przebicia. Ale to nie był największy problem. Te chłodziwo było żrące i w końcu przeżre się przez skafander na którym już się pieniło. Musiała szybko z siebie to coś spłukać lub znaleźć nowy skafander. Nowe były w szafie przy wejściu do sterówki. Ale stamtąd właśnie ktoś rozwalił ten zbiornik.




Czas: Dzień 14; 13:30
Miejsce: “Archimedes”; sektor centralny; sektor reaktora
Skład: Zeeva


Właściwie to nudy. Jako marine znów nie miała nic do roboty poza dotrzymywaniem towarzystwa Alice. Czasem coś jej pomagała jak trzeba było odblokować jakieś drzwi czy podnieść jakieś coś co blokowało dostęp. Ale technicznie niewiele mogła pomóc wytatuowanej inżynier jak ta coś sprawdzała to tu to tam. Więc jak tak mniej więcej umówiły się z Chris bo ich prosiła by pokazywały się co jakiś czas na zewnątrz by dać znać, że wszystko u nich w porządku to właśnie na nią zwykle to spadało. Nadajniki skafandrów były za słabe by przebić się przez te pancerne ściany tego sektora. Chris co jakiś czas coś nadawała ale było zbyt poszatkowane by to zrozumieć.

Początkowo lecieli w piątke. No ale jak dolecieli to pilot dropshipa jak zwykle została na dropshipie. I niejako stanowiła też centralę łączności między eksploratorami na “Archimedesie” a “Aurorą”. Więc we czwórkę polecieli do centrum już dość dobrze znaną Zeevie trasą. Tyle, że chłopaki polecieli na wyższe poziomy do centrum łączności jakie Ryan miał pomysł jak się tam dostać no a one we dwie do reaktora.

Alice tutaj okazała się właściwą osobą na właściwym miejscu. Pokręciła się trochę tam i tu i stwierdziła, że magazyny paliwa są pełne. Były pręty uranowe jakie mogli wykorzystać na frachtowcu. Ale więcej by powiedziała jakby mogła przeczytać na konsoli więcej danych no a tej nie dało się użyć. Ale pręty były. Przez niewielkie, pancerne okienko Zeeva też widziała znajomy kształt kontenerów w jakich zwykle trzymano te pręty. I to nawet całkiem podobne do tych jakich używali na “Aurorze”.

Znów im coś Chris przysłała i znów nie dało się zrozumieć co. Ale zbliżała się pora gdy powinny jej pomachać rączką więc siostra Seth dała znak koleżance, że to załatwi. Odepchnęła się od biurka i poszybowała w kierunku drzwi. Tam się zatrzymała bo bez energii to trzeba było ręcznie kręcić kołem przy każdych drzwiach by je otworzyć. Powrotu na pole kosmicznej walki jako marine kompletnie się nie spodziewała. Jeszcze odruchowo spojrzała w bok w swietle hełmowej latarki czy drzwi się odsuwają, no odsuwały się. Odepchnęła się by wylecieć na korytarz i wtedy wciąż płynąc tym ruchem dostała się pod ogień ze szturmówki. Rozpoznała syczące uderzenia plazmy jakie w rozbłyskach energii pomknęły przez krytarz. Obróciła w locie głowę by dojrzeć napastnika.





Rozpoznała szturmowego androida. Niekoniecznie typ czy markę ale miał wszelkie cechy automatycznego szturmowca. Wyglądał na takiego po przejściach ale broń miał prawdziwą. Stał za pomocą elektromagnesów jakie stabilizowały go do ściany i strzelał. Kilka pocisków wleciało w głąb sterówki reaktora przez wciąż otwarte drzwi skąd doszedł ją urwany krzyk Alice. Na szczęście dla Zeevy przeciwnik nie trafił ją tą pierwszą serią. Ale wciąż miał ją na celowniku i przymierzał się do korekty ognia.




Czas: Dzień 14; 13:30
Miejsce: “Aurora”; sektor mieszkalny; ogród
Skład: Vicente, Agnes i Seth


- Jak zwykle, sami twardziele a skopać ogródka to nie ma komu. - długowłosy lekarz pozwolił sobie na kolejny komentarz pod nosem. Trudno było powiedzieć czy to bardziej złorzeczy owym załogowym twardzielom i chce im pokazać “jak to się robi” czy może nie miał sumienia zostawić Agnes z tą typową męską pracą, że mimo swoich oporów przed wysiłkiem fizycznym jednak wziął się to za wiadro albo skrzynkę z zebranymi badylami czy jak teraz za łopatę. A dla Agnes była to i pomoc fizyczna i towarzyska.

- Co tu jest? Kamieni nakładli? Korzenie jakieś? - Seth z niesmakiem stuknął szpadlem o coś twardego w tej ziemi. Dla takiej pasjonatki ogrodnictwa jaką była Agnes Evans przygotowanie tej miniplantacji dla Alice i jej ziółka nie było żadnym wyzwaniem. Załatwiła to zaraz po śniadaniu i jak inżynier wróci miała dla niej gotowy zestaw. Alice zostało uroczyście wsadzić nasionko do doniczki, podlać i mogła czekać aż wyrośnie. Więc potem Agnes mogła skoncentrować się na zaplanowanych pracach w ogrodzie. A jak tu przyszła o dziwo zastała Vicente który wyglądał na bardzo zajętego. No a niedługo dołączył do nich Seth. Zwłaszcza, że jak z połowa załogi poleciała na stację a nie chciał siedzieć sam ani z kapitanem na mostku to właściwie tylko tu byli inni ludzie. Tamci zresztą powinni niedługo wrócić. A póki co Agnes co przystanęła i ogarnęła wzrokiem ten ogród to z satysfakcją mogła docenić postępy wspólnych prac. Trochę jakby od nowa kolonizowała ten ogród. Coraz więcej widać było świeżej, czarnej ziemi na jakiej niedługo powinny wyrosnąć nowe pędy. Już można było myśleć co i gdzie posadzić.

- Alice tu kładła jakieś rury czy co? - Seth nie ukrywał swojej irytacji na tą niespodziewaną przeszkodę ukrytą w ziemi. Vicente miał inne priorytety. Miał do dyspozycji swoje ADR a te miały całkiem przyzwoite skany. No ale szukał małego, ciemnego granulatu we wcale nie tak małym pomieszczeniu w którym pełno było małych, obłych kulek. Więc czekało go mozolne kalibrowanie ADR-ów by wyszukiwały to co trzeba. Co nie było takie proste wyjaśnić dronowi czy komputerowi w instrukcjach i oprogramowaniu coś co drugiemu człowiekowi powiedziałby “szukaj czegoś takiego”. Albo ADR zalewały go masą wykrytych obiektów spełniających podane kryteria tak, że to wyglądało wręcz jak dywan pokrywający ogród. Albo nie mogły znaleźć niczego ciekawego. I tak się męczył siedząc, stojąc czy chodząc z konsolą do tych ADR i sprawdzając co znalazły tym razem. Gdzieś tam obok Agnes a potem i Seth pracowali sobie przy doprowadzeniu ogrodu do używalności a on sprawdzał w praktyce swoje teorie.

W końcu chyba coś miał. Trzymał w ręku kilka małych, czarnych “pieprzyków”. Tak samo jak te wcześniejsze lekko ugniatały się w palcach jak próbował no i wyglądały jak one. Ale pewność by miał jakby wziąć je pod mikroskop, zważyć i zeskanować. A akurat miał niedaleko dwóch załogowych speców od badań pod mikroskopem.

- To chyba jakieś pudło… - mruknął niepewnie Seth odgarniając więcej ziemi. Tym razem wydawał się zaintrygowany. Akurat obok drzwi przechodziła Agnes wychodząca do magazynu ogrodniczego więc informatyk ją dogonił ledwo przeszła kilka kroków korytarza. Oboje odwrócili się słysząc dziwny klekot za plecami. Ale to tylko Anubis. Jak szalony ganiał łapkami za jakimś korkiem po korytarzu który widocznie świetnie mu zastępował myszę. Nawet zabawnie to wyglądało. Nic tylko zrobić filmik i wysłać do działu ze śmiesznymi kotami. Ale parę kroków dalej było więcej korków. I słomek. I te korki wydawały się celowo ułożone w kratkę jak do gry w kółko i krzyżyk. Agnes rozpoznała podobny układ jaki spotkała wcześniej na korytarzu. Tylko tym razem brakowało trzech korków w środkowym rzędzie. Dwa z nich leżały obok tej słomkowo - śmieciowej kratki. Trzeci pewnie dorwał Anubis i ganiał go jak szalony po całym korytarzu.

- O w mordę! - zza ich plecami usłyszeli krótki, zduszony okrzyk lekarza pokładowego. Jak spojrzeli przez wciąż otwarte drzwi Seth nagle zamarł. Klęczał na ziemi jakby chciał coś obejrzeć co tam wykopał i w jednej dłoni wciąż trzymał szpadel. A drugą coś odgarnął. Coś świecącego.

- Chyba coś włączyłem. - rzekł blady jak ściana Seth. Faktycznie coś włączył. Coś z wyświetlonymi cyframi. 04:56… 04:55… 04:54…




Czas: Dzień 14; 13:30
Miejsce: “Aurora”; sektor mieszkalny; mostek
Skład: Tony


No to polecieli. Cała piątka. Zaraz po śniadaniu. Niedługo powinni kończyć i wracać. Póki co wszystko wyglądało rutynowo. Polecieli, Chris zaparkowała furę i czekała aż skończą by zabrać z powrotem na macierzystą jednostkę. Trochę mało rutynowe było to, że dziewczyny co pracowały w sektorze generatora nie miały łączności z resztą. Więc co jakiś czas pokazywały się skanerom dropshipa by dać znać, że wszystko u nich w porządku. Ale niedługo cała piątka powinna kończyć zmianę. To się wymienią i poleci druga zmiana. Na frachtowcu też spokojnie. Pozostała załoga w większości pracowała w ogrodzie.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 03-12-2020, 17:55   #103
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wszędzie panowała cisza i spokój.
Załoga powędrowała w różnych kierunkach, ale każdy wiedział, co miał robić, więc Tony mógł spokojnie zabrać się za przygotowania do kolejnej wyprawy na "Archimedesa".
Interesował go przede wszystkim sektor ósmy - potencjalne źródło wiedzy o tym, czym zajmowali się naukowcy mieszkający na stacji. Z pewnością było to coś w stylu tajne/przez poufne, skoro ktoś postanowił zlikwidować wszystkich świadków.
Przestudiowanie zdobytych planów dwunastki mogło posłużyć do określenia drogi, jaką trzeba będzie przebyć z jednego sektora do drugiego.

Czas płynął leniwie, dopóki na mostku nie rozległ się głos Vicente, informującego o niepokojącym znalezisku.

- Vicente, zostaw to wszystko i znikajcie stamtąd wszyscy! - powiedział Tony. - Pieprzyć skrzynkę i jej zawartość!

Vicente nie posłuchał i Tony mógł jedynie słuchać, co dzieje się w ogrodzie.
Na szczęście poczynania załogowego hakera zakończyły się powodzeniem.

Tony odetchnął z ulgą, po czym opuścił mostek i ruszył w stronę mesy.
 
Kerm jest offline  
Stary 03-12-2020, 19:39   #104
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację
Dzień 14; 13:30 “Archimedes”; sektor centralny; sektor reaktora

Zeeva zastosowała się do pierwszej i najbardziej podstawowej zasady: “when in doubt, attack!” - kobieta natychmiast odepchnęła się od ściany i wyciągnęła ramię trzymające karabin w kierunku syntka. Najpierw skupiała się na trafieniu przeciwnika a dopiero potem na trafieniu go w jakieś konkretne, wyłączające z walki miejsce. Zeeva starała się też od razu rozpocząć skracanie dystansu do andrida.

Strzelanie w stanie nieważkości nie było takie proste jak przy porządnej, ziemskiej grawitacji. Strzelanie gdy się płynęło w ruchu było jeszcze trudniejsze. Dobrze, że dzięki noktowizji zamontowanej w cyberoczach ciemność Zeevie nie przeszkadzała. Na ostrzał odpowiedziała własnym ostrzałem. I trafiła! Widziała jak złote kreski z jej karabinku trafiają przyczepionego do ściany przeciwnika. Siła uderzenia zachwiała droidem ale na moment i z iście robocią obojętnością dalej prowadził ogień w jej stronie. Nie trafił jej jeszcze chociaż kreski plazmy wypalały mroźne powietrze i ściany z plastali gdzieś za nią. Któreś z trafień trafiło w sufit czy coś innego powodując eksplozję przewodów, rur, kabli i całego złomu jakie nagle wypadł na korytarz rozdzielając ich chociaż na chwilę.

Płynąc przez przestrzeń nieuniknienie ku przeciwnikowi Zeeva chwyciła wolną dłonią większy odłamek poszycia i cisnęła nim w syntka. Tytanowy palec trzymającej karabin ręki nie oklejał się w tym czasie od cyngla, broń wciąż szyła pociskami w stronę androida.

O’Reily cisnęła kawałkiem złomu w przeciwnika. Przy braku grawitacji nie było to tak efektywne, kawałek poszybował łagodnie przez zaciemniony korytarz nie czyniąc strzelającym większej różnicy. Była marine prowadziła ogień ze swojej szturmówki cały czas skracając dystans dążąc do bezpośredniego zwarcia. Widziała, że jej karabinek znów trafił przyssanego magnesami do ściany robota. Tym razem coś mu tam wybuchło w środku ale nie aż tak by go wyłączyć z walki.

Była już na tyle blisko by puścić karabinek i dobyć miecz łańcuchowy. Broń zabzyczała charakterystycznym warkotem i płynąc w powietrzu zaatakowała mechanicznego przeciwnika. Ten mając stabilniejszą postawę sprawnie sparował jej atak zasłaniając się karabinem i nim zdążyła zareagować sieknął ją w żebra rozpruwając skafander i ciało pod nim. Ale to nie wystarczyło by ją zatrzymać. Miecz łańcuchowy zaatakował ponownie. Tym razem udało jej się go wbić od góry, w bark androida, tuż przy szyi. Ruchome zęby rozpruwały pancerz i metalowe cielsko torując sobie drogę do trzewi androida. Ten zazgrzytał, sypnął iskrami, w przestrzeń seledynowej poświaty wypływały kolejne mechaniczne resztki wymieszanie z jakąś cieczą. Aż wreszcie robot znieruchomiał. Przestał zdradzać oznaki świadomego, mechanicznego życia.
Zeeva uruchomiła łączność z Alice w czasie odcinania robociej głowy - Vic może chcieć zobaczyć jakie programy droidowi po tej głowie chodziły. Haker może to sobie wygrzebać z tego małego suwenira.
“- Opuszczamy lokal, odbiór. Wracam po ciebie i spadamy
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 04-12-2020, 08:05   #105
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Dzień 14. Godzina 13.30. Aurora. Ogród.
Vicente, Agnes, Seth.


Sanchez podszedł do medyka, szybkimi, energicznymi krokami i odepchnął go lekko przyklękając przy znalezisku.


To była jakaś skrzynia. W większości wciąż zagrzebana w ziemi. Standardowa skrzynia z mocnego plastiku do przechowywania tego co ktoś miał ochotę tam włożyć. Miała też zamek elektroniczny. I widocznie Seth uruchomił stoper w tym zamku. Upływał czas jaki był na wstukanie odpowiedniego kodu. Gdy to nie nastąpi zamek się nie otworzy. Jak będzie to niepoprawny kod to mogło nawet coś wybuchnąć czy spopielić zawartość skrzyni. A tymczasem czas uciekał. 04:49… 04:48… 04:47…


- Agnes? - Vicente odsunął ziemię na bok aby mieć lepszy dostęp do skrzynki, - Twoje?


Wyciągnął przypięte do pasa narzędzia. Rozłożył obok siebie. Wywołał przez intercom kapitana.


- Wykopaliśmy w ogrodzie coś. Włączył się mechanizm autodestrukcji. Spróbuję to rozbroić - rzucił do Tony’ego. - Agnes, Seth, wyjdźcie stąd, gdyby…


- Vicente, zostaw to wszystko i znikajcie stamtąd wszyscy! - powiedział Tony. - Pieprzyć skrzynkę i jej zawartość!


Hacker nie odpowiedział. Nie było czasu na dyskusję. Skupił się na pracy.


- Czy to wygląda na moje? - rzuciła lekko spanikowanym głosem Agnes. - Poradzisz sobie? Przynieść ci coś? Narzędzia? Może to przykryć jakimś blokiem? Jeśli wybuchnie…


Nie mieli zbyt wiele czasu na rozmyślania, ale jeśli faktycznie była to jakaś broń, mogło być kiepsko. Na wszelki wypadek nawigatorka cofnęła się kilka kroków, kiedy Vicente zaczął dotykać urządzenia, ale wciąż pozostawała w zasięgu słuchu.


- Po prostu stąd wyjdźcie - odparł nachylając się nad mechanizmem. - I nie przeszkadzajcie.


- Chodź Agnes, Vicente dobrze mówi, zabierajmy się stąd! A jak to wybuchnie? - Seth ponaglił ogrodniczkę widocznie nie chcąc ryzykować niepotrzebnie. Sam klepnął ją w ramię gdy ją mijał szybko odchodząc do wyjścia no i zatrzymał się dopiero przy wyjściu częściowo zasłonięty framugą.


Vicente zaś przyklęknął przy skrzyni i zaczął badać ten zamek. Skrzynia była mocna i solidna. Taka by bezpiecznie chronić swoją zawartość. Ale zamek był elektroniczny co potencjalnie wystawiało go na różne, hakerskie sztuczki. Jak podpiął swoją konsolę zorientował się, że jest dość dobry. Te parę minut to było aż nadto czasu by wbić właściwy kod. System mógł przyjąć pewnie kilka prób uwzględniając poprawkę na ludzką omylność. Tak samo jak przy logowaniu do jakiegokolwiek systemu. Przy pomyłce mógł się zablokować, zgłosić gdzie trzeba nieudaną próbę logowania. Tak to było standardowo. Tutaj jednak dostrzegł fabryczne oznaczenia dodatkowych zabezpieczeń jakie miały razić włamywacza albo zawartość skrzynki.


Więc haker walczył o zachowanie zawartości skrzyni albo o własne oczy i palce. Jakie dokładnie były zabezpieczenia nie miał czasu ani okazji sprawdzić, zwłaszcza, że widać było tylko wierzch skrzyni wygrzebany z ziemi. Podpiął swoją konsolę i próbował swoich sztuczek. Kolejne sekundy i minuty uciekały. Zrobiło się 4 minuty a on dopiero podpinał się pod zamek. Przez kolejne dwie minuty poznawał się z przeciwnikiem wiedząc, że od tego zależy dobór strategii. Jego naręczna konsola wyświetlała podobne schematy, procedury awaryjne i różne sposoby jakimi można było obejść system w razie awarii. Prawie mimochodem zanotował, że to nie są najnowsze modele ale proste i niezawodne dla użytkownika. Została mu ostatnia minuta. Stoper pokazywał już 01.12 gdy uznał, że nie ma na co dłużej czekać. Po prostu musiał spróbować i liczyć, że się uda. Dla Agnes wyglądało to jakby kolega klęczał przy skrzyni, przeglądał na małym holo ekranie jakieś schematy i wykresy czasem coś sprawdzając w tym zamku czy skrzyni i tak mijała mu minuta za minutą. Aż za którymś razem gdy znów coś wklepał na klawiaturze stoper zatrzymał się na 00:23... 00:23… 00:23… zamrugał trzy razy i zmienił się na napis “OPEN”, a skrzynia wydała ciche kliknięcie.


Informatyk klapnął na tyłek na wilgotną ziemię. Rękawem koszuli otarł spocone czoło.


- Hej - chciał krzyknąć lecz przez suche gardło wydał tylko ciche skrzeknięcie. Przełknął ślinę. - Hej! Możecie wejść! - Przez interkom zaś powiadomił kapitana. - Mam to.


Schował narzędzia. Zagarnął garściami ziemię wokół skrzynki, po czym wydobył ją z dziury i postawił na ścieżce przecierając brudnym już rękawem. Na wyświetlaczu ciągle świecił się zielony napis OPEN.


- Gotowi? - spytał chwytając za wieko.


Wieko uniosło się z pewnym trudem. Było ciężkie. Cięższe niż powinno. I grubsze. Ścianki też. Wewnątrz wieka i ścianek widać było przewody zapalające jakie miały za zadanie spopielić zawartość w razie uruchomienia alarmu. No i była jeszcze sama zawartość.


Na samym wierzchu leżał pistolet. Tak aby był gotów do użycia zaraz po otwarciu. Poza tym pas taktyczny z magazynkami do tej broni, latarka i gogle. Te dwa ostatnie narzędzia nie działały ale jeśli chodziło tylko o wyczerpane baterie to nie był to duży problem. Poza tym wyglądało to jak jakaś skrzynia piratów. Tudzież przemytników. Butelki markowych alkoholi, paczki prawdziwej, kawy w ziarnach i to z limitowanej edycji w wersji exclusive. Nawet kilka prawdziwych, papierowych książek. Właściwie ksiąg. Takie jak z ziemskiego średniowiecza. Wyglądały jak prawdziwe. Jeśli były prawdziwe to w antykwariatach musiały być sporo warte. Podobnie jak niewielka miniaturka też wyglądała na ręcznie malowaną. I jeszcze dla równowagi mała skrzynka paczek z białym proszkiem bardzo kojarząca się z jakimiś nielegalnymi substancjami i kilka nośników danych.


- O… To genetyczne implanty sterydowe… Nielegalne w całej Federacji. - Seth chyba pozbył się obaw na rzecz ciekawości i też podszedł do tej wydobytej z ziemi skrzyni. Jego uwagę przykuła inna paczka wyglądająca jak zwykła paczka leków z narożnej apteki. Ale widocznie nie była taka zwykła jak to odcyforwał po nazwach.


- Nie wybuchnie? - Agnes wychyliła się ostrożnie, przez chwilę jeszcze pozostając w miejscu. Dopiero ruch Seth przekonał ją do podejścia bliżej. - Co to jest? Dlaczego to tu jest?



Schyliła się by bliżej przyjrzeć się zawartości skrzyni.

- Co by się stało, gdybyś tego nie rozbroił?


- Nie wybuchnie - zapewnił hacker. - A gdybym nie rozbroił, zniszczyłoby zawartość. Dla pewności odłączę ładunki - stwierdził, odpinając kable od ładunków zapalających, gdyby przez nieuwagę ktoś znowu zazbroił skrzynkę.


Wstał, otrzepał spodnie, ściągnął robota-ogrodnika, po czym załadował na niego otwartą skrzynkę.


- Obejrzymy sobie to w mesie - stwierdził, ruszając za androidem. - Seth, - sięgnął do kieszeni wyjmując garść ziarenek, - sprawdzisz czy to to samo, co wcześniej?


- O, a co to? - medyk wziął od informatyka woreczek z małymi, czarnymi kuleczkami i przyjrzał im się bliżej. - A. Ten pieprz? To tego szukałeś? Dobra, sprawdzę to w labie. - pokiwał swoją długowłosą głową gdy widocznie rozpoznał co mu przekazał kolega.


Po wyjściu na korytarz Sanchez przystanął. Spojrzał na podłogę i kółko krzyżyk ze słomek i plastikowych nakrętek butelek. Uniósł brwi spoglądając na Seth i Agnes.


- Wy? - wskazał palcem na ułożone w ewidentnej sekwencji śmieci, których na pewno tutaj nie było gdy wchodzili do ogrodu.


- Wyglądam ci na kogoś kto by grzebał w śmieciach by zrobić coś takiego? - Seth spojrzał z lekką ironią na Vicente. Zdecydowanie nie wyglądał na kogoś kto lubił się pocić i brudzić. - Co to w ogóle jest? Kółko i krzyżyk? - zapytał gdy chwilę przyjrzał się tej już nieco naruszonej przez czarnego kota układance. Anubis w tym czasie znudził się korkiem albo zaciekawił dwunogami bo z zadartym do góry ogonem podszedł do nich zadzierając do góry łepek.


Agnes wzruszyła ramionami. Chociaż widziała pole już kilka razy, nie zastanawiała się jeszcze, kto mógł to ustawić.


Vicente wziął kota za kark na ręce i pogłaskał za uchem.

- Chyba nie ty, mały draniu - szepnął ni to do zwierzaka ni do siebie, po czym rzucił przez intercom, - Tony, mamy intruza na statku.


Zrobił zdjęcie “gry”, po czym ruszył energicznie za ogrodnikiem do kantyny.


Nawigatorka zerknęła z ukosa na Vicente.

- Myślisz, że intruz grałby na naszym statku w kółko i krzyżyk? Pewnie ktoś z naszych się nudzi. Już wcześniej widziałam coś takiego. - wskazała ręką rozrzucone śmieci.


Zatrzymał się.

- Widziałaś? - spytał w osłupieniu. Pokręcił głową i potruchtał dalej za robotem.



Dzień 14. Godzina 13.55. Aurora. Kantyna.
Vicente, Tony, Agnes



Otwarta skrzynka ze skarbami wylądowała na stole.


- Ktoś był w korytarzu przed ogrodem - powiedział informatyk bez wstępu, rzucając zdjęcie “gry” na holo i jednocześnie łącząc się z bazą danych.


Po zalogowaniu dość szybko przeszedł do systemu bezpieczeństwa i odnajdując bieżące nagrania z okolic ogrodu. Z samego ogrodu nic nie miał bo nie było tam działających kamer. Ale te w korytarzach do niego prowadzących już tak. Właściwie nie było widać nic podejrzanego. Głównie całą ich trójkę jak na zmianę wchodziła i wychodziła z ogrodu, zazwyczaj do magazynu ogrodniczego. To mniej więcej pamiętali i z dzisiejszego ranka i przedpołudnia. Natomiast w kwestii małego wzoru ułożonego na podłodze nie było jasności. Ot większość poranka nic specjalnego się tam nie działo. Cała trójka chodziła tam w jedną i drugą stronę co jakiś czas ale nikt się nie bawił w jakieś układanie słomek czy korków butelek. Potem obraz trochę śnieżył i jak się wyklarował to widać było jak Anubis rzuca się na jeden z korków i zaczyna nim zamiatać wzdłuż podłogi. A chwilę potem w kadrze pokazali się Agnes i Vicente co ją dogonił i oboje chwilę przypatrywali się tej scenie póki nie znikli znów w ogrodzie zaalarmowani okrzykiem lekarza. Ale kamery nie wyjaśniały kto mógł ułożyć ten wzór na podłodze.


- Co jest, kurwa? - spytał Sanchez retoryczne cofając film do momentu zakłóceń i puszczając raz jeszcze w zwolnionym tempie.


- To obraz z oficjalnej kamery - spytał Tony - czy jakiejś dodatkowej? Wygląda to tak, jakby ktoś włączył zakłócanie pracy kamery. Szlag... Jak daleko od tej układanki znajduje się kamera? No i trzeba by sprawdzić działanie innych kamer. Niewidzialni ludzie nie kręcą się po Aurorze, ale najwyraźniej łazi ktoś z generatorem zakłóceń, czy jak tam nazwać to urządzonko.


- Sprawdzę - odparł Vicente, - ale ktoś tam jednak był i ułożył te śmieci w kółko i krzyżyk, bo przecież nie Anubis? No i ta skrzynka…


Informatyk nachylił się nad jej zawartością. Wyciągnął z niej nośniki danych i odruchowo schował w kieszeni. Zabrał też gogle. Podniósł butelkę z alkoholem i przyjrzał się etykiecie.






Następnie wyjął na stół jedną z ksiąg i zaczął się jej przyglądać.





- Jak długo trwała ta przerwa? To śnieżenie? - Tony przerwał Vicente'mu oględziny księgi.


Sanchez odłożył książkę na blat. Spojrzał na Tony’ego. Wzruszył ramionami.

- Nie wiem co się tu odpierdala ale ktoś nam się plącze po pokładzie. Sprawdzę systemy wizyjne i te nośniki ze skrzynki. Radziłbym zaopiekować się bronią. Kapitanie?



Tony zgarnął pistolet i magazynki.


Nawigatorka wpatrywała się w ekran ze zdziwieniem.

- Nie było tego i nagle jest. - przerwała na chwilę, by odetchnąć. - Intruz grałby w kółko i krzyżyk? Nie wiem, dziwne to strasznie. Mam może głupią teorię, ale nas przeniosło w czasie, to ta skrzynka i pola też może po prostu… skoczyły?



Podrapała się po głowie. Ponownie zerknęła na ekran.

- Puścicie jeszcze raz? Może mimo wszystko coś przegapiliśmy? No bo niewidzialny człowiek chodzący po naszym statku i bawiący się śmieciami… - westchnęła. - Co do leków i proszków, możemy wziąć je do laboratorium i zbadać. Na oko pewnie coś nielegalnego, ale sprawdzić warto, może się zaskoczymy.


Oglądanie nagrania nie zdradziło tajemnicy. Prawie do samego momentu wyjścia z ogrodu Agnes i Vicente wszystko było tak rutynowe, że aż nudne. Ot, widzieli samych siebie jak wychodzą i wracają z ogrodu zajęci jego porządkowaniem. Głównie Agnes i Seth co najczęściej po coś chodzili do magazynu ogrodniczego. Dopiero parę ostatnich minut pojawiały się jakieś zakłócenia. Właściwie to nawet nie było takie dziwne. Czasem aparatura miała takie awarie a po tak nietypowej podróży poza skraj odwiedzonego ludziom kosmosu to tym bardziej nie było dziwne. Ale mogło zastanawiać czemu te zakłócenia pojawiły się właśnie w tym momencie.


Zakłócenia przypominały śnieżenie obrazu. Na tyle mocne, że obraz z kamery właściwie robił się nieczytelny. Wyglądał jak klasyczna, drobna awaria sprzętu jaka czasem się uaktywnia. Albo działanie jakiegoś zakłócacza EMC jakiego używa się do oszukiwania systemów bezpieczeństwa. Co więcej gdy Vicente zbadał system okazało się, że te zakłócenia obejmują także kilka sąsiednich kamer na korytarzach. W podobnym czasie.


- Mamy więc prawdopodobną drogę, jaką przebył nasz intruz - powiedział Tony. - Jeśli nie zmienia co chwila miejsca pobytu, to w końcu go złapiemy. Ciekawe, gdzie i kiedy w naszym systemie bezpieczeństwa wystąpiły takie same zakłócenia - dodał.


- Ta skrzynia to całkiem jak przemyt. - Skrzywił się. - Wszystko, prócz broni, warte jest majątek. A broń? Po co komuś broń na statku? Chyba że ten ktoś chciał porwać Aurorę, ale skoro sam zdołał się schować, to i broń mógł zabrać ze sobą.


- A ty, na drugi raz, słuchaj, co się do ciebie mówi - rzucił w stronę Vicente. - Ale dobrze, że nic ci się nie stało.


- Hmmm… - mruknął Vicente, co mogło być uznane przy odrobinie dobrej woli za potwierdzenie, lecz równie dobrze za zbagatelizowanie polecenia



Widząc, że temat został wyczerpany i nikt nic od niego nie chce, Vicente udał się do siebie.

Zaczął od pisania algorytmu, który miał odnaleźć na nagraniach z pokładowych kamer wszystkie zakłócenia podobnego typu jak te zaobserowane dzisiaj przed ogrodem śnieżenie obrazu, i porównać obraz z przed i po zakłóceniach, żeby odnaleźć ewentualne podrzucone, czy zabrane przedmioty.

Informatyk, przeciwnie niż kapitan, zaczynał podejrzewać, że intruz, kimkolwiek jest, opanował podróże w czasie i pojawia się w różnych miejscach przybywając z innego kiedyś, a skrzynka, którą odnaleźli w ogrodzie jest zbiorem pamiątek po tychże. Tutaj zdaniem Vicente, Agnes była bliżej prawdy. Wyglądało na to, że podróżnik, układając planszę z korków po butelkach, chciał z nimi nawiązać kontakt.
To wytłumaczenie, jakkolwiek niedorzeczne, było jedynym, które wyjaśniało te wszystkie zjawiska, a biorąc pod uwagę Archimedesa i jego skok w czasie, nie tak zupełnie nieprawdopodobnym.

Po zapuszczeniu algorytmu, tknięty nagłą potrzebą, Sanchez rozrysował na szybie projekcyjnej kratkę trzy na trzy i wstawił w jej środku iksa.


Po tym zabiegu, sięgnął po laptopa, odłączył go od sieci i zaczął analizę pamięci znalezionych w skrzynce.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
Stary 04-12-2020, 21:56   #106
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Dzień 14; 13:30 “Archimedes”; sektor reaktora

Alice oderwała się od ściany i oszacowała sytuację.

Nie było źle , mogła się ruszać, choć za chwilą albo zabraknie jej tlenu, albo – co bardziej prawdopodobne – chłodziwo z rozwalonego zbiornika przeżre się przez kombinezon. Nie widziała, kto strzelał, oczywiście najbardziej prawdopodobnym i logicznym wyborem była Zevva, albo coś jej odwaliło, albo coś zobaczyła… Alice przez parę sekund rozważała, czy spróbować odezwać się do koleżanki, czy raczej przejść w jej stronę – tym bardziej, że potrzebowała zapasowy kombinezon. Lub coś do spłukania żrącego płynu ze starego.

Usłyszała kolejne wystrzały, przez sekundę zamarła, czekając na uderzenie i odrzut. Ale to nie było to.. ktoś strzelał dalej, w korytarzu. Zeeva? Alice poczuła, że robi się jej zimno. A jeśli na stacji był jeszcze ktoś?

Jakby w odpowiedzi na jej myśli dobiegł do niej dźwięk piły łańcuchowej . Dźwięk absurdalny – drzewa chyba jeszcze nie zdążyły wyrosnąć, dopiero skończyły z kablami… – ale po chwili jej mózg, jeszcze ciągle przymulony uderzeniem, wrócił do sprawności. Rozpoznała dźwięk miecza łańcuchowego, Zeeva kiedyś się tym chwaliła. Pomysł zabierania tego całego uzbrojenia do eksploracji pustej stacji , który tak niedawno wydawał się jej kompletnie absurdalny, teraz nabrał sensu. Ktoś strzelał. Ktoś tu był. Chyba, że to Zeevie odwaliło…

Zamarła.

A potem piknął jej komunikator. Zeeva.
“- Opuszczamy lokal, odbiór. Wracam po ciebie i spadamy

Alice przez chwile szukała słów. Pamiętała świetnie zajęcia z negocjacji. Flirtowała z tym przystojnym blondynem zamiast skupić się na wykładzie… Kurwa. Co tam było.. nawiązać kontakt?

‘- Zeeva, czy to ty rozwaliłaś zbiornik z chłodziwem? – zapytała.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.

Ostatnio edytowane przez kanna : 04-12-2020 o 21:59.
kanna jest offline  
Stary 04-12-2020, 23:32   #107
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Po ponad 20 minutach czołgania się kanałami wentylacyjnymi i przepalaniu kratek zabezpieczających palnikiem, Ryan w końcu doczołgał się do toalety w centrum dowodzenia. Sforsował ostatni właz i wleciał do środka. Złapał się krawędzi kabiny, przesunął ciało w dół, żeby stopy dotknęły podłogi i uruchomił magbuty. Urządzenia z cichym kliknięciem przytwierdziły go do podłoża, umożliwiając w miarę normalne chodzenie. Ryan przezornie wyjął pistolet i włączył mała latarkę – iluminator, znajdujący się pod lufą. Poprawił główne źródło oświetlenia jaka była czołówka w hełmie skafandra, odpalił nagrywanie w kamerze naramiennej po czym wszedł do środka centrali i rozejrzał się wokół. Oświetlane dwoma snopami światła pomieszczenie już na pierwszy rzut oka było bardzo interesujące. Komputery, sprzęcior i aparatura najlepszego sortu. Tu nikt na niczym nie oszczędzał, systemy miały działać i to poprawnie. Uwagę przykuł też syntek, którego ochroniarz początkowo wziął za zwłoki. Jednak mechaniczne części przezierające spod zniszczonej imitacji skóry odkrywały prawdziwą naturę robota humanoidalnego kształtu. Trzeba było się tu rozejrzeć, spróbować uruchomić syntka, zgrać z niego dane, przeszukać dokładnie pomieszczenie. –Zapas tlenu przy obecnym zużyciu skończy się za 10 minut – poinformowała czerwona kontrolka na wyświetlaczu przeziernym w hełmie. Ryan uspokoił oddech i wolnym krokiem ruszył do szafki z czerwonym krzyżem w białym kółku. Apteczka. Tam powinien być tlen.
Po naciśnięciu drzwiczki odskoczyły z cichym kliknięciem, odsłaniając zawartość – leki, opatrunki, defibrylator, jakieś strzykawki i w końcu – małe butle z tlenem zawierające dołączone maski umożliwiające oddychanie. Ryan chwycił jedna z nich i sprawdził zawór – pół cala. Nie pasował do wejścia ¾ w jego kombinezonie. –Niech to szlag – mruknął. Trzeba było wracać, uzupełnić zapasy i ponownie tu zawitać. Nie zastanawiając się dłużej, ochroniarz wszedł do toalety, schował broń, wyłączył magbuty i podskoczył do tunelu. Będąc w środku zaczął się czołgać. Szło szybciej, niż za pierwszym razem bo nie musiał bawić się palnikiem w usuwanie krat, jednak teraz ścigał się z czasem, a raczej z kończącym się zapasem życiodajnego gazu.
 
Azrael1022 jest offline  
Stary 05-12-2020, 04:45   #108
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 21 - Dzień 14 20:30

Czas: Dzień 14; 20:30
Miejsce: “Aurora”; sektor mieszkalny; ambulatorium
Skład: Zeeva, Alice, Seth i Chris


- Prochy. Prochy są dobre na wszystko. Lepsze niż siłka i cały ten szajs. - głos Seth ociekał zadowoleniem. Stał przy łóżku w ambulatorium i badał swoje pacjentki. Właściwie to już zbadał i zajął się nimi. Medyczna robota była już zakończona a teraz tylko jeszcze pro forma sprawdził ich aktualny stan na swojej konsoli medycznej. Teraz już po medyku pokładowym nie było widać niepokoju czy zdenerwowania. Chociaż zaraz po przylocie to wyglądało inaczej. Czekał na przylot “Black Hawka” już w hangarze. Gdy boczna rama dropshipa opuściła się na podłogę to już na dole czekał medyk.

Na szczęście obrażenia Zeevy i Alice nie zagrażały ich życiu. Była marine oberwała laserem. Ten bez problemu przepalił skafander próżniowy, ciało i znów skafander próżniowy. Na szczęście gorąco lasera zadziałało kauteryzująco na ranę więc nie doszło do poważnego krwotoku. Ale siostrze medyka pozostała kolejna wypalona blizna.

Już w dropshipie mogli posłużyć się stimpakami. Te co prawda jak zawsze powtarzał Seth i reszta lekarzy właściwie nie leczyły. Ale stymulanty skutecznie tłumiały ból i uzupełniały dawkę utraconej krwi więc dawały poczucie powrotu do pełni sił. Tak się obie czuły już na dropshipie. Chociaż Alice, druga z ofiar “Archimedesa” oberwała w kompletnie inny sposób.

Udało jej się dość szybko przepłynąć w powietrzu przez zachlapany rozpylonym chłodziwem korytarz. Nie miała głowy marwtić się ręczny restart raktora. Musiała dopłynąć w rozstapiającym się skafandrze do szafki jaką widziała w sterówce. A dalej było jak na szkoleniu w stanie nieważkości. Czyli zdejmowanie zżeranego chłodziwem skafandra i zakładanie nowego. Niby rutyna. Ale podczas szkolenia nie robiło się tego przy jakichś -130*. Ubranie jakie miała pod skafandrem błyskawicznie zesztywniało i przyległo do ciała. Musiała pracować na bezdechu bo płuca zamarzłyby jej od środka przy paru wydechach. Mróz i bezdech sprawiały, że już traciła czucie w palcach nie była pewna czy zapina się czy już zapięła to co trzeba, robiło jej się ciemno przed oczami. Gdyby Zeeva przybyła trochę później to nie była pewna jak by się to skończyło.

Ale jakoś udało im się uszczelnić ten archimedesowy kombinezon. Włączyć ogrzewanie i z początku inżynier była holowana przez koleżankę. Ale z czasem ogrzewanie kombinezonu zrobiło swoje i przywróciło ją do życia. A wraz z nią przyszedł ból odmrożeń. W opinii Seth to trochę od mrozu a trochę od tego chłodziwa co musiało spaść ze starego kombinezonu czy unosiło się tam w powietrzu.

- Będziesz miała po tym blizny. Ale jak nie chcesz to mogę ci zrobić przeszczep skóry to będzie jak nowa. Ale może jutro. - coś w ten deseń usłyszała niedawno od medyka gdy już ją zbadał, zacerował i zaaplikował jakąś chemię. Na razie miała gustowne opatrunki na ramieniu tu i tam ale właściwie już czuła się dobrze. Magia współczesnej medycyny robiła swoje i obie z Zeevą czuły się świetnie, zdolne do kontynuowania swoich zadań. Przynajmniej póki ta chemia krążyła w ich żyłach.

- Cześć dziewczyny. Jak się czujecie? - drzwi do ambulatorium otworzyły się i weszła przez nie pilot dropshipa. Stanęła pomiędzy dwoma łóżkami z pacjentkami patrząc na jedną i drugą troskliwym i zmartwionym wzrokiem. - Przyniosłam wam czekoladki. - powiedziała kładąc na jednej i drugiej kołdrze małe pudełko czekoladek. Wcześniej była pierwszą osobą jaką spotkały od wypłynięcia z rejonu generatora. Stała w otwartym włazie czekając aż wlecą do środka. To właśnie ona skorzystała z apteczki i podała im pierwsze stimpaki, zaklajstrowała spalone laserem i wymrożone chłodziwem rany chociaż doraźnie je stabilizując. I jakoś tak wszystko z sercem którego tak dosłownie to przecież nie miała. No a teraz jak już pewnie oporządziła dropshipa po przylocie to przyszła w odwiedziny zobaczyć jak się czują.

- Dobrze to ja was zostawię. Właściwie możecie wracać do siebie. Będę w kontakcie. - Seth stuknął w panel dając znać, że już swoje zrobił i pacjentki jak chcą to mogą opuścić ambulatorium. Na razie została tylko obserwacja i badanie jutro rano. Ale jakby coś się działo to prosił by go wzywać.

- Aha, Zeeva, te twoje implanty to może lepiej jak Vicente sprawdzi. To bardziej jego działka. - zatrzymał się jeszcze w drzwiach nim wyszedł z sali pacjentów. Powiedział jeszcze, że idzie do ambulatorium badać koks czy coś takiego.




Czas: Dzień 14; 20:30
Miejsce: “Aurora”; sektor mieszkalny; mesa
Skład: Tony, Vicente, Agnes, Ryan, Jericho, Dragos



Ryan



Zgłodniał od tej eksploracji kosmicznego wraku. Przylecieli w samą porę by się oporządzić po przylocie i skoro obiad właściwie ich ominął to chociaż zjeść kolację w cywilizowanych warunkach. I pochwalić się co się komu urodziło od śniadania. Teraz było już dość spokojnie. Zgłosił się Seth z ambulatorium mówiąc, że z dziewczynami dobrze i wyjdą z tego. Potem Chris, że skończyła przegląd “Black Hawka” wszystko jest w porządku więc idzie do ambulatorium. Ale parę godzin wcześniej wcale nie było tak spokojnie.

- Tu Chris! Dziewczyny spotkały jakiegoś robota przy generatorze! Strzelał do nich! Są ranne, wyjdą z tego wracajcie natychmiast! I uważajcie na siebie! - coś takiego usłyszeli w słuchawkach od ich blondynki na dropshipie akurat jak Ryan czołgał się znów przez te rury do centrum. Trudno było zignorować taki przekaz więc zwinęli swoje manatki i spłynęli do dropshipa. Po drodze nie spotkali żadnego robota ani nic innego. Dopiero w dropshipie trójkę koleżanek. Z czego Alice była w jakimś obcym skafandrze co z miejsca rzucało się w oczy. A Zeeva pokazała im łeb urżnięty mieczem łańcuchowym jakiegoś droida. Ale Chris już udzieliła im pierwszej pomocy i jak tylko we dwóch zamknęli za sobą właz ona ruszyła dropshipem z kopyta. Naprawdę musiała być tym pilotem bo ruszyła w iście szturmowym tempie i stylu. Jakby robiła unik przed namierzaniem i ostrzałem. Zazwyczaj latała jak niedzielny kierowca, od jednego włazu tam do kolejnego tu. Czasem na symulatorze na treningu pokazywała na co ją stać. Ale chyba pierwszy raz dało się poznać to przyspieszenie w żołądku i manewry na pełnej bojowej prędkości. Te kawałki złomu i gruzu za oknami i ekranami zdawały się tylko śmigać. Aż nie wydostali się z tej chmury szczątków i odłamków jakie wirowały wokół orbity “Archimedesa” i nie znaleźli się w pustej przestrzeni. Wtedy pilot znów wróciłą do manier niedzielnego kierowcy.

Ryan jednak też nie wracał z pustymi rękami. Sprawdził w praktyce swoją teorię i chociaż okazała się męcząca jak czołganie się przez zmrożone jelita giganta to jednak była słuszna. Znalazł drogę do wnętrza centrum dowodzenia bez uruchamiania energii i przepalania się przez pancerz. Chociaż na dłuższa metę to naprawdę była upierdliwa. Miał też nagrania z tego co do tej pory było za zamkniętymi drzwiami. Więc i reszta załogi mogła teraz obejrzeć na holoekranie ten archimedesowy mostek. Całkiem niczego sobie. Od razu widać było większy budżet niż to co mieli na frachtowcu. Tylko wszystko było ciche, martwe, ciemne i oszronione. Bez energii to było tylko muzeum do oglądania. I to takie do którego dostęp był dość karkołomny.

No i miał jeszcze coś. Nie udało mu się uruchomić tego oskórkowanego syntka. Może się na tym nie znał a może to już była z niego tylko kupa siedzącego, oszronionego złomu. Ale udało mu się wyjąć dysk pamięci przenośnej. Taki co pokazywał kto to jest i podstawowe dane. Zaniósł je do Vicente po przylocie. Informatyk odkrył, że dysk jest mocno zużyty. Dekady przebywania w takim mrozie nie wpływały na elektronikę zbyt dobrze. Więc większość danych była utracona. Ale coś odczytać się jednak dało.

To był mimo wszystko człowiek a nie syntek. Właściwie cyborg. Mocno zimplantowany, prawie na 100% ale jednak pod metalową czaszką musiał się kryć ludzki mózg. Nazywał się Brian Johnson i miał stopień majora ochrony “Archimedesa”. Dało się nawet odtworzyć kawałek obrazu.

---


- Ponosimy straty! Gdzie ci marines!? - w ekranie holo przed jakim siedział kapitan widać było jakąś brudną, osmoloną twarz w pełnym, hermetycznym pancerzu bojowym.

- Spokojnie chłopie, wytrzymajcie jeszcze trochę! Są już na naszej orbicie, zaraz u nas będą! - dowódca próbował uspokoić podwładnego a szybko przełączył się na drugie łącze.

- Sanders melduj! Kiedy przebijecie się do Kleeberga?! Nie możemy czekać na marines! Nie zdążą! - na drugim ekranie pojawiłą się druga twarz, tak samo brudna i w takim samym pancerzu.

- Próbujemy szefie! Ale jest ich tu od kurwy nędzy! - mężczyzna z oznaczeniami porucznika i nazwiskiem SANDERS nad sercem odparł bez wahania. Coś tam się paliło by było pełno dymu a on sam stał na jakimś korytarzu. Widać było plecy z butlami tlenowymi i jak pozostali żołnierze strzelają do czegoś w głębi korytarza. Strzelali na całego. Jak podczas regularnej walki o budynki, statki czy bazy. Jakieś krzyki zwróciły uwagę kapitana na pierwszego porucznika.

- Panie poruczniku! To Adams! - krzyknął jakiś z żołnierzy i porucznik a wraz z nim kamera skierowała się na jednego z ochroniarzy. Ten kręcił głową jakby wpadł w jakiś amok, trząsł się jak w febrze i coś bredził. Pozostali błyskawicznie się od niego odsunęli i wycelowali w niego broń.

- Zmienia się! Zmienia się w to coś! Teraz będzie jednym z nich! - krzyknął z przestrachem któryś z żołnierzy.

- Odsuńcie się! Kryć się! Fire in the hole! - Kleeberg się nie patyczkował. Rzucił w kierunku Adamsa granat. Ten poleciał, potoczył się a potem się zatrzęsło gdy oficer też rzucił się za jakieś biurko. Zaraz eksplozja plazmy zalała hukiem i błyskiem całe pomieszczenie. Po czym zrobiło się cicho. Oficer wyjrzał ostrożnie zza biurka ale tam gdzie niedawno telepał się Adams został tylko wypalony, wciąż dymiący okrąg.

- Jak go dorwało?! Przecież mamy skafandry! Jak to przenika przez skafandry!? - krzyczał spanikowany żołnierz.

- Stul się! Pewnie miał przebicie! Musiał oberwać i nie zauważył! Sprawdźcie swoje skafandry! Ale już! - porucznik Kleeberg stłumił histerię w zarodku dając swoim ludziom jakieś konkretnie zajęcie.

- Oh nie… - jakiś głos obok majora, w centrum dowodzenia odwrócił jego uwagę. Spojrzał w jego stronę i widać było jakiegoś cywila siedzącego za podobną konsoletą jak dowódca ochrony. Coś w jego głosie było takiego, że wszyscy spojrzeli w jego stronę. A skanerowi broda się trzęsła i dłonie nagle też zaczęły.

- Co się stało Chi? - major chyba próbował swoim spokojem dodać otuchy koledze który wyglądał jakby zobaczył ducha. Skaner przełknął ślinę, spojrzał na niego i chciał coś powiedzieć. Ale nie mógł.

- Daj mi to. - do rozmowy wtrąciła się szybko jakaś kobieta. Ta akurat była załodze “Aurory” znajoma. To była Shanna Allman, inżynier łączności jaka zakończyła swój żywot w kapsule ratunkowej. Ale w tych nagranych wspomnieniach była jeszcze cała, żywa i zdrowa.

- O nie! To flota! Uruchomili emitery! - spojrzała z rozszerzonymi z grozy oczami prosto na majora.

- Skasują nas… Skasują nas wszystkich… Jebane skurwysyny! Przecież my jeszcze żyjemy! - wydarł się ze złości Lampke którego też znaleźli zamrożonego na kość w tej samej kapsule ratunkowej. Ale w tym nagraniu z bezsilnej wściekłości mógł tylko pogrozić tym emiterom pięścią.

- Mowy nie ma! Ewakuacja! Opuścić pokład! Natychmiast! - i nastąpiła scena chaosu. Jak ktoś się zerwał i wypłynął, ktoś krzyczał, że trzeba zostać by pokierować tą ewakuacją bo w końcu to jest mostek do cholery. I sporo z nich mimo wszystko zostało. Aż w krótkim błysku wszyscy zniknęli. Rozpadli się w proch i pył. Rozpadł się też i major. Chociaż jego sztucznego ciała zostało więcej niż innych. Ale na tym filmik się kończył.


---



Vicente



Odkąd wrócił z mesy do siebie nie miał chwili spokoju. Cały czas coś robił i cały czas ktoś mu przerywał. Zrobił ten algorytm na wyszukiwanie zakłóceń i wrzucił komputerom do mielenia gdy wrócili ci z porannej wyprawy. I okazało się, że mieli rannych ale Seth czuwał i szybko się nimi zajął. Potem spotkał się z Ryanem co przyniósł zdobyty w HQ dysk z jakiegoś syntka. Co dało mu znów zajęcie. Tylko, że jak zbadał to cacko to była nie lada gratka. Móc badać sprzęt o kilka generacji nowszy niż to co miał na pokładzie. Niestety cacko kiepsko zniosło długie przebywanie w skrajnie niskich temperaturach i niewiele danych udało się odzyskać. A to był tylko awaryjny i pomocniczy dysk pamięci. Nie wiadomo co tam jeszcze krył ten syntek. Właściwie cyborg. Ale to się dowiedział dopiero po zbadaniu danych. I była jeszcze cała reszta centrum dowodzenia.

Do tego Zeeva przyniosła mu odcięty łeb jakiegoś droida. Z tego co mówiła to należał do jakiegoś szturmowego droida. Co prawda humanoidalny ale żaden SP. Typowy “blaszany drwal” jaki dla wygody ekwipowania i kwaterunku miał kształt zbliżony do ludzkiego. Tylko znów całkiem nowoczesny model niż te o jakich słyszał czy badał Vicente. Miał świetne soczewki, musiały świetnie wyłapywać obraz. Ale już nie miał czasu tego badać dokładniej. Bo właśnie komputery przemieliły jego algorytmy i pokazały co znalazły.

No to o czym sam wiedział to dzisiaj w dzień z ogrodu. I sprzed paru dni przed kajutą Agnes, też na korytarzu. Chociaż krótsze i na mniejszym obszarze. I jeszcze w korytarzu między ładownią 4 a 6. Tylko tam śnieżyło cały czas to może jakaś standardowa awaria kamery. Przy śluzie osobowej 15-ce też były jakieś krótkotrwałe zakłócenia. I jeszcze w korytarzu przy mostku. Jednak poza tymi zakłóceniami obrazów kamer system nie meldował żadnych nieprawidłowości.

I w międzyczasie udało mu się złamać kodowanie tych nośników danych ze skrzyni. Bo okazało się, że nie wystarczy je wpiąć, trzeba jeszcze rozkodować. Co też mu nieco zajęło czasu. I na jednym znalazł coś ciekawego. Wydawało się, że prezydent z dużego, zamieszkałego księżyca na Deneb IV gdzie swoją drogą mieli lecieć zamiast do Antaresa, to stary, skorumpowany łapownik. I Vicente patrzył na twarde dowody tych przelewów na tajne konta pana prezydenta. Ostatnie z 2494 roku. Kilka sezonów przed tym nim on i Tony zamustrowali się na “Aurorze”. Na drugim była lista punktów kontaktowych w całym systemie Deneb. Niektóre nazwy to nawet kojarzył chociaż ze słyszenia ze swoich wizyt podczas lotów do tego systemu w jednym czy dwóch to nawet był. Chociaż nazwiska i facjaty nic mu nie mówiły. Trzeci był w zbyt kiepskim stanie by dało się coś odczytać.



Jericho



Gdy kwatermistrz razem z Ryanem wrócił na macierzysty statek i w końcu przyszedł do mesy miał okazję razem z nim ujrzeć istną skrzynię skarbów na stole. Chociaż już z nieco skromniejszymi zasobami niż gdy pierwsza trójka wykopała, uzbroiła, rozbroiła i otworzyła ją w ogrodzie. Ale starocie jak z antykwariatu były w cenie. Jak te księgi i obrazy były prawdziwe to musiały być sporo warte. Przynajmniej takie jakie nie zadawały głupich pytań na temat ich pochodzenia albo wprost do kolekcjonerów takich pamiątek. Wyglądały jak własnoręczne rękodzieło sprzed setek lat, z samej Ziemi. Jak tylko było prawdziwe to musiało być sporo warte.

I jeszcze markowy alk i prawdziwa, kawa w ziarnach. Wciąż szczelnie zamknięte. Kilka butelek. Trochę nie wiadomo ile mogło być to warte ale na pewno można było się czuć elitą pozwalając sobie na taką ekstrawagancję aby pić coś co wyrosło albo wyprodukowano na samej Ziemi, w kolebce całej ludzkości.



Tony i Agnes



Po tym jak Vicente ich opuścił w mesie już prawie w porę obiadu właściwie nie zdążyli się porządnie zastanowić czy już zrobić ten obiad jak są już w mesie, wrócić do swoich zajęć czy jeszcze zająć się czym innym. Bo przez nadajniki dropshipa i mostek Aurory przyszedł meldunek od Chris.

- Dziewczyny spotkały jakiegoś robota na stacji. Zaatakował ich. Zeeva oberwała ale niezbyt poważnie ale go załatwiła. Alice poparzyła się chłodziwem. Ale ich stan jest stabilny, udzieliłam im pierwszej pomocy. Chłopaków już zawiadomiłam, lecą do nas i zwijamy się stąd. Proszę dajcie znać Seth by był w pogotowiu. - Chris przesłała pierwszy meldunek jak tylko opatrzyła koleżanki i dała znać chłopakom, by wracali na pokład. Potem jak byli w komplecie i odbili od zdewastowanej stacji.

Seth zbladł jak się dowiedział o rannych na pokładzie wracającego dropshipa. Ale jako profesjonalista czekał w pogotowiu. I długo czekał. Jak i wszyscy na frachtowcu. Prawie całą godzinę nim dropship pokonał trasę i zacumował w hangarze. By zabić czas konsultował się z mostka z Chris by mu zdiagnozowała stan pacjentek. Tak mógł dość dobrze się zorientować na co powinien się przygotować. I tutaj to paramedyczne wyszkolenie Chris okazało się pomocne bo ten medyczny żargon to może jeszcze Agnes mogła łapać o czym rozmawiają. Koniec końców Seth coś mruczał, że jeśli ich SP się nie myli w diagnozie to sytuacja raczej nie jest poważna. Właściwie to nawet mogli sobie urządzić telekonferencję z załogą dropshipa a nie tylko z Chris. I tak tam czy tu wszyscy czekali aż “Black Hawk” dobije do frachtowca. Dopiero jak dobił znów zrobiło się szybciej i głośniej.

W ciągu paru godzin sytuacja mocno się zmieniła. Na stole mesy stała namacalna skrzynia ze skarbami wykopana z ogrodu o jakiej nikt z nich nie miał pojęcia skąd się wzięła w ich ogrodzie. Na “Archimedesie” Alice znalazła kontenery z prętami uranowymi i awaryjny restart generatora, Zeeva jakiegoś agresywnego droida a chłopaki przejście do centrum dowodzenia i to nagranie jakie rozkodował Vicente.

- Jak kogoś to interesuje to z dziewczynami w porządku ale zalecałbym aby się oszczędzały. Aha, Vicente bym był wdzięczny jakbyś rzucił okiem na wszczepy Zeevy. A tak w ogóle to mam wyniki tych próbek z kapsuły. Są czyste. Nadal żadnych ponadstandardowych drobnoustrojów. - na holo pojawiła się długowłosa głowa medyka jaki znalazł chwilę by powiadomić ich o wynikach próbek z kapsuły gdzie znaleźli trójkę skamieniałych na kość załogantów ze stacji.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 10-12-2020, 08:20   #109
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Dzień 14. Godzina 20.45. Aurora. Kajuta Vicente.
Dragos Negru, Tony West, Vicente Sanchez

Vicente pokazał przybyłym co wyszukał jego algorytm.

- Dragos - zwrócił się do kwatermistrza informatyk, - między 4 i 6 ładownią cały czas śnieży. Co tam trzymamy? Sprawdzisz czy nic się tam nie dzieje? Jeśli to wina kamery to tym zajmę się później.

- Gaz i rudę. - Dragos odparł bez namysłu chyba się dziwiąc czemu informatyk wezwał go do kajuty i pytał właśnie o to. Na 10 ładowni w 9 mieli albo gaz albo rudę. - A co ma się tam dziać? - dopytał się nieco skonsternowany nie wiedząc czego ma się spodziewać.

- Mam nadzieję, że niczego, a może - spojrzał na Westa jakby czekając, że ten potwierdzi paranoję Sancheza - nasz podróżnik na gapę uwił tam sobie gniazdko?

- Duchów nie ma, nasza kicia w kółko i krzyżyk się nie bawi - powiedział Tony - więc to jakiś nieproszony gość. Mamy możliwość ochronienia naszych kamer przed tymi zakłóceniami?

Sanchez zastanawiał się przez chwilę.
- Alice może spróbować założyć dodatkowe osłony, które zwiększą ekranowanie ale odpowiednio mocny sygnał EMC i tak się przebije. Moim zdaniem tylko stracimy czas. Wyślesz tam kogoś? - rzucił na holo mapę 3D Aurory z zaznaczonym korytarzem między ładowniami 4 i 6.

- Wezmę Alice i się tam przejdziemy - odparł kapitan. - Możesz pokazać położenie wszystkich kamer i zaznaczyć te śnieżące, razem z czasem, kiedy te zakłócenia wystąpiły? - zwrócił się do informatyka. - Silniejszy sygnał powinien zakłócić więcej urządzeń...
- Możesz napisać programik, który włączy alarm w przypadku pojawienia się jakichkolwiek zakłóceń?

- Ehmmm… - potwierdził i rzucił na holo pozycje pozostałych kamer. - Tej przy śluzie 15 chciałbym się przyjrzeć osobiście i… - Podrapał się po głowie. - Chciałem prosić aby nie burzyć tej układanki.

Tony skinął głową.
- Ale nie idź sam - powiedział. - Jak na razie nasz... hmmm... pasażer na gapę... nie był groźny, ale kto wie, co będzie, jak go zaczniemy szukać. A układanki nie ruszymy.

- Ehmmm - potwierdził, po czym wywołal Ryana przez intercom. - Kapitan twierdzi, że potrzebuję ochroniarza. Pod moją kajutą?

- Jasna sprawa. Wezmę szpej i zaraz przyjdę.

Sanchez otworzył drzwi na korytarz, czekając aż kapitan pierwszy opuści pomieszczenie.

Dzień 14. Godzina 21.05. Aurora. Korytarz, w drodze do śluzy nr 15.
Vicente, Ryan, później Zeeva

- Tak właściwie Vicente, to co nam potencjalnie zagraża? Spodziewasz się jakiejś ostrej akcji, czy po prostu idę w razie jakby kupa trafiła w wentylator? - zapytał ochroniarz sprawdzając, czy pistolet łatwo wychodzi z kabury. - Bo jak to pierwsze, to musisz założyć jakąś kamizelkę z płytami balistycznymi. A jak to drugie, to wolałbym wiedzieć coś więcej, aby zawczasu przewidzieć zagrożenie i być w stanie zareagować lepiej.

- Kapitan chciał - wzruszył ramionami. - Moim zdaniem nic nam nie grozi. Gdyby chciał nam zrobić krzywdę, już dawno miał sposobność. Chyba, że zrobiliśmy coś, co mogło go zirytować. - Przystanął. - Zabraliśmy jego skarby.

Zeeva zauważyła mężczyzn jak skręcali w korytarzu. Zgodnie z sugestią brata zamierzała wybrać się do Vic’a. Kobieta miała plan by wyłapać mężczyznę na osobności, fakt iż haker nie był sam mógłby być denerwujący.
Mógłby… gdyby “Głupie Jasie” zupełnie ją już puściły. Jak by mogły? Zeeva zgarnęła całą zawartość szuflady z gabinetu braciszka. Seth miał świetny koks, tylko czasem go strasznie skąpił...
Nie. Jeszcze jej nie puszczało, wszak ciało było słabe. Nie to co implanty.
Właśnie myśl o zachowaniu tego stanu rzeczy pchała pneumatyczne kończyny kobiety krok za krokiem w stronę mężczyzn.

- Gdzie idziecie? - Zeeva zapytała z dupy na dzień dobry kiedy była na tyle blisko, że posiadacze normalnych uszu musieli już ją usłyszeć.

Sanchez skoncentrował wzrok na Zeevie. Mocna obstawa - pomyślał, - kapitan powinien być zadowolony, że pokładowy informatyk jest tak dobrze chroniony.

- Śluza 15 - odparł. - Lubisz łamigłówki?

- Kurde… - Zeeva wyciągnęła przed siebie dłoń i nienaturalnie obróciła ją w syntetycznym nadgarstku o 190 stopni po czym ostentacyjnie zacisnęła mechaniczne palce - głowy łamią się całkiem fajnie więc raczej tak.

- Rozmawiamy o potencjalnym zagrożeniu - Ryan wprowadził Zeevę w aktualnie prowadzoną konwersację. - Mówiłeś Vicente, że zabraliście jego skarby. To ta skrzynka z fantami, którą odkryliście w ogrodzie? Widziałem w mesie, ale jeszcze nie przeglądałem. Coś szczególnie zwróciło twoją uwagę?

Zeeva zamrugała oczami.
- Skrzynia skarbów? “Arr!”... - kobieta zaśmiała się podążając za mężczyznami - chętnie wysłuchałabym tej historii zraszając usta. Rumem ma się rozumieć. Arr!...

- Najbardziej rzuca się w oczy… to wygląda jak pamiątki z różnych kiedyś - wyjaśnił nieskładnie Vicente.

- “Kapsuła Czasu” taka? - podsunęła Zeeva.

- Hmmm… - zastanowił się Sanchez, - powiedziałbym raczej, że nasz nieznajomy jest podróżnikiem w czasie. - Machnął ręką. - Robocza hipoteza.

Kobieta potarła skronie chłodnym metalem palców.
- Nie żebym próbowała się mądrzyć, ale nawet w mojej szkole uczyli, że podróżować w czasie można tylko do przodu. Czyli jak by nie patrzeć, tak jak my. Co sprawia, że to chyba nie jest jakoś w naszej sytuacji nadzwyczajne.

Hacker zacmokał irytująco.
- ...a Archimedesa dopiero projektują. A tak przy okazji, mówiłem, żeby nie pchać się na niego?

Zeeva głośno przekrzywiła głowę.
- Jakoś dużo opcji nie ma. Na tak małej przestrzeni prędzej czy później każdy zacznie się wszędzie pchać. Czego wam chłopakom chyba nie trzeba tłumaczyć. Opcje eksploracji “kosmosu” ograniczają się tylko do tego wraku. Chyba nie chcemy tu siedzieć aż skończy nam się żarcie. Albo co gorsza, alkohol…

Wyszli za róg i przystanęli. Znaleźli się w tej części statku, gdzie były dwie niezamieszkane kajuty i kawałek dalej śluza nr 15. Z racji oddalenia od reszty części mieszkalnej nikt tutaj nie zaglądał, nawet Anubis Widać już było wewnętrzny właz śluzy i te korytarze jakie do niego prowadziły. Więc według kamer gdzieś tutaj było źródło zakłóceń kamery. Nawet ją było widać pod sufitem. Wycelowana właśnie głównie w tą śluzę a teraz także i w nich. Gdzieś tutaj powinna być ta układanka. Trzeba było się przejść i patrzeć pod nogi by jej nie rozdeptać. I chyba znaleźli.

Informatyk wskazał na podłogę
- Po Aurorze plącze się ktoś, kto wie jak pokonać czas i nie pruje do nas z broni.

Były słomki od napojów, kapsle i korki od butelek i podobne rzeczy jakby wyciągnięte ze śmietnika. Odpadki jakie właśnie normalnie lądowały w śmieciach. I tutaj tak właśnie leżały na podłodze. Trochę jakby ktoś wysypał czy upuścił garść takich śmieci na podłogę. Jeśli były wcześniej ułożone w jakiś wzór to teraz trudno było się go dopatrzeć. Niby wszystko leżało blisko siebie ale jakoś nie układało się w mniej więcej regularną szachownicę jak ta jaką Vicente widział dzisiaj przed ogrodem. Tamta chociaż trochę koślawa to jednak od razu widać było, że to coś podobnego do gry w kółko i krzyżyk. A tutaj to był miszmasz kapsli, rurek i słomek.

Zeeva popatrzyła trochę tępo na, co by tu nie mówić - śmieci na podłodze. Później przeniosła wzrok to na jednego, to na drugiego mężczyznę. Pomyślała:

Powiedziała zaś.
- Taa...
- Ten… tego… ta łamigłówka chyba mnie trochę przerasta - skomentował lekko złośliwie Ryan patrząc na śmieci na podłodze korytarza.

Hacker zgrzytnął zębami i rzucił na holo jeszcze raz zapis z kamery. Ujęcie nie było idealne.
- No dobra - sarknął w końcu. - Może to i nie jest łamigłówka. Ale pojawiło się znikąd doktorze Watsonie. Jakieś własne teorie skąd to się tutaj wzięło?

Zeeva podrapała się w miejscu gdzie powinna mieć ucho.
- Imprezkę chyba sobie ktoś uciął i zapomniał posprzątać. Albo nie był w stanie. Jedno nie wyklucza też drugiego - dodała pochylając się by chwycić kapsel w celu ustalenia “gatunku” rozpijanych tu “roczników”.

- Nie! - zaprzeczył zirytowany. - Patrz!

Puścił film raz jeszcze. Pusty korytarz, szumy, śmieci…

- Tak samo było przed ogrodem - przypomniał Sanchez. - Ktoś się z nami bawi. Podróżnik w czasie.

Zeeva, która “widziała”ogromną bestię rodem z koszmaru czy gry komputerowej za plecami Sancheza, z pokerowym wyrazem twarzy pokiwała tylko głową. Kim ona była by wypominać komuś innemu szaleństwo? może cała ta dyskusja istniała tylko w jej głowie? może to w ogóle się nie działo?
- Jasne. - Kobieta odpowiedziała beztrosko, ignorując kapiącą z sufitu krew, którą jak rozumiała, tylko ona widziała - to rozumiem, że coś z tym robisz nie? - zagaiła gadkę.

- Próbuję - przyznał niezbyt przekonywująco Hiszpan wyciągając korek z ręki kobiety i odkładając go z powrotem na podłogę. - Zainstaluję tutaj dodatkową kamerę i przeprogramuję roboty sprzątające, żeby tutaj nie zaglądały. Poczekamy na jego ruch, a teraz nic tutaj po nas. To wszystko, chyba że macie inne pomysły albo coś do mnie.

Innych pomysłów jednak chyba nie było i po chwili ochroniarz opuścił korytarz i zostawił ich we dwoje samych.

Zeeva kiwnęła głową.
- W sumie miałabym do ciebie sprawę - zwróciła się do Hiszpana, kiedy ochroniarz był już poza zasięgiem jej głosu.

- Ehmmm? - Vicente uniósł brwi.

- Emm… Seth sprawdził to co umiał, to jest moje ciało… którego nie mam aż tak dużo. Mógłbyś sprawdzić czy wszystko ze mną w porządku z mechanicznego punktu widzenia?

- Jasne, sprzęt mam u siebie. - Nie czekając ruszył w stronę swojej kajuty. - Z czymś konkretnym jest problem?

- Chyba nie - Zeeva mówiła idąc za mężczyzną - mógłbyś sprawdzić od miejsca impaktu pocisków, połączenia i tak dalej.

- Pokaż - powiedział, gdy już usiadła na sofie w jego kajucie.
Zeeva niechętnie ściągnęła kurtkę odsłaniając mechaniczne ramiona. Wojskowi cybernetycy nic nie robiły sobie z finezji, liczyła się tylko sprawność bojowa. Groteskowości weterance dodawałą obecność na statku Chris, która nie tylko bardziej niż Zeeva przypominała kobietę ale i w ogóle człowieka.
Skóra O’Riley miała siwy, niezdrowy odcień, wystawały spod niej ciemne węzły zatrucia metalem wyciekającym do krwi.


Pokładowy robotyk przyjrzał się kończynom z zawodowym zainteresowaniem. Sięgnął do schowka w ścianie, wyciągnął jakieś elektroniczne urządzenie, którym podpiął się w slot serwisowy. Po krótkiej chwili mechaniczne kończyny ożyły swoim życiem, poruszając pojedynczymi ścięgnami. Vicente skupił się nad odczytami, czasami coś korygował w parametrach, powtarzał test, raz sięgnął po śrubokręt i dokręcił jakąś schowaną śrubkę. Cała operacja trwała kilkadziesiąt minut, podczas których słychać było tylko cichą pracę serwomotorów i szum mechanicznych połączeń.

- Nieźle - zawyrokował w końcu. - Można pomyśleć o wymianie przegubu lewego łokcia, odczyty pokazują zwiększone tarcie na panewce oraz wymianie kilku cięgien na nowe; tu - wskazał śrubokrętem, - tu oraz tu. Cała reszta spisuje się bez zarzutu. Sprawdzę z Negro stany magazynowe jeśli jesteś zainteresowana. Powinniśmy mieć co trzeba.

Klapnął na siedzenie przyglądając się roznegliżowanemu szturmowcowi.

- Na wymianę będę potrzebować więcej czasu. - Zaplótł palce. - Dlaczego akurat wojsko?

Zeeva założyła kurtkę i wyciągneła z wewnętrznej kieszeni nieco pomiętą paczkę fajek.
- Teraz już nie pamiętam... - powiedziała przez zaciśnięte zęby w trakcie odpalania trzymanego w nich papierosa.

Kobieta zaciągnęła się mocno po czym odchyliła głowę do tyłu.
- Pewnie przez któryś z tych zajebistych plakatów rekrutacyjnych, albo reklamę. Hmm… może na studia dla Setha? Kurwa… - Zeeva zaśmiała się wypuszczając siwe kłęby dymu - Vic, nie pamiętam serio… - kobieta popukała się tytanowym palcem w czaszkę w miejscu gdzie musiała być jakaś płytka, przez co spowodowała metaliczny odgłos.
- Szara masa… ciało jest słabe - wyjaśniła.

Informatyk skrzywił się gdy dym papierosowy poleciał pod powałę. Systemy oczyszczania powietrza włączyły się z cichym szumem usuwając szkodliwe związki i nieprzyjemny zapach, tłocząc do pomieszczenia czyste powietrze.

- Hmmm… - mruknął informatyk, najwidoczniej nie znajdując odpowiedzi na takie wyjaśnienie. - To jak w temacie wymiany części? - wrócił do tematu badania.

- Jasne, byłoby super, dzięki - powiedziała kobieta przesuwając jednocześnie wzrok po otoczeniu - przynajmniej na tech można liczyć.

- Ehmmm… Dam znać jak będę mieć materiał.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
Stary 11-12-2020, 18:22   #110
BG
 
BG's Avatar
 
Reputacja: 1 BG ma wspaniałą reputacjęBG ma wspaniałą reputacjęBG ma wspaniałą reputacjęBG ma wspaniałą reputacjęBG ma wspaniałą reputacjęBG ma wspaniałą reputacjęBG ma wspaniałą reputacjęBG ma wspaniałą reputacjęBG ma wspaniałą reputacjęBG ma wspaniałą reputacjęBG ma wspaniałą reputację
Dzień 14; 20:30; mesa; po obejrzeniu nagrania

Agnes obejrzała nagranie za skupieniem oraz lekkim niepokojem na twarzy.
- Zaraza… Inni… Możemy to przybliżyć? - machnęła ręką w kierunku wyświetlających się obrazów. - Może widać jakieś objawy? Może to coś w jakimś stopniu nam znane? Właśnie! Trzeba zabezpieczyć skafandry, żeby się nikt nie pozarażał czymś dziwnym.
Jej wzrok na chwilę odpłynął gdzieś w bok.
- Chociaż może już być za późno. Słyszałam, że dziewczyny spotkały coś agresywnego w środku. - przygryzła wargę. - Mamy problem. Miejmy nadzieję, że nic niebezpiecznego nie przetrwało.

- Ciekawe, czy standardowa procedura dekontaminacyjna coś wykaże. Może coś się osadziło na skafandrach. Zacząłbym sprawdzanie od tego pożyczonego z Archimedesa - podrzucił pomysł Ryan.

- Zapewne dwie rzeczy zabijały mieszkańców stacji - powiedział Tony. - To coś, czym się zaraził Adams, a potem zamienił się w zombie czy coś w tym stylu. A drugie, broń której nie znamy, czyli te emitery, użyte przez wojsko. Emitery nam nie grożą, zombie też nie, bo emitery wytłukły wszystko, co żyje. Dziewczyny się nie zaraziły, bo ta zaraza działa dość szybko. Nasze skafandry są dość dobre, bo skoro chronią przed próżnią, to i przed zarazkami.

- Gdybyśmy chcieli zdobyć zakażone próbki, najlepiej byłoby spróbować zebrać coś z tamtego miejsca, które widać na nagraniu. Wiemy, że część osób była tam zarażona, więc i nasze szanse są większe, niż z losowych rzeczy ze stacji. Tylko czy chcemy się narażać? Wiemy, co to może być? - nawigatorka przerwała, by coś przemyśleć. - Co do zagrożeń, to jeszcze wybuchy. I czy emitery oddziaływały z zewnątrz, czy są może umieszczone na stacji? Jak mogłoby takie urządzenie wyglądać? Powinno być raczej spore. Co do choroby, to nie mamy zielonego pojęcia, co to mogło być. I to jest największy problem. Tamci ludzie nie zostali całkowicie zniszczeni, tylko pocięci. Więc jeśli mieli coś w organizmie, to mogło to przetrwać. Skafandry wyglądają na dobrą osłonę, ale tylko wtedy, kiedy są w dobrym stanie. Uszkodzony skafander przepuści wszystko. Miejmy nadzieję, że u dziewczyn nie pojawią się żadne objawy.

- Już by wystapiły - odparł Tony. - Tak wynika z tego nagrania. Kwestia paru minut. W każdym razie można sądzić, że zarażeni zamieniali się w... coś, co już nie było człowiekiem. Coś agresywnego, bo nie sądzę, żeby ci wojacy strzelali do wszystkiego, co się rusza z samego zamiłowania do strzelania. No i byli przerażeni. Cholernie przerażeni.
- Gdyby załoga miała te emitery, to by je wykorzystali do zwalczenia... mutantów. Czy zombie. Jaką nazwę wolicie? - Spojrzał na Agnes i Ryana. - Moim zdaniem zombie bardziej psuje.

- Może po dłuższym czasie bez nosiciela potrzebuje czasu, żeby się rozkręcić? No miejmy nadzieję, że nic nikomu nie będzie. Emitery nie wyglądają na precyzyjne urządzenia, więc może nie mogli ich użyć. Istnieje możliwość, że stały gdzieś na stacji, ale były sterowane zdalnie. - wzruszyła ramionami i spróbowała odtworzyć nagranie ponownie. - Najchętniej zobaczyłabym, jakie były objawy, wtedy mogę coś powiedzieć. Hmmm, nic nie widać.
Agnes wydawała się nieco zawiedziona wynikiem swojej próby.
- No to się nie dowiemy na razie.

- Dowiemy się jedynie wtedy, gdy trafimy na Archimedesie na jakieś nagranie - odparł Tony, który również nic nie zdołał dostrzec na ekranie przedstawiającym wspomnienia majora. - Ale wniosek jest prosty... i niezbyt miły. Musimy strzelać do wszystkiego, co się rusza. Co prawda nikt żywy nie powinien przetrwać, ale jakieś androidy mogą jeszcze funkcjonować. Ten, którego załatwiła Zeeva, niekoniecznie musiał być ostatnim obrońcą stacji.
 
BG jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:48.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172