Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-11-2020, 06:28   #399
Ketharian
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
Lucatore, poranek 2 lipca 2595

Dziedzic opuścił dom pielgrzyma z marsową miną, podświadomie spodziewając się naporu plebejskiej tłuszczy na opłotki jego tymczasowej i pożałowania godnej siedziby. W przeczuciach tych utrwalało go wspomnienie prawdziwego oblężenia, jakie miejscowi prostacy zgotowali mu dzień wcześniej podczas wizyty w wychodku, toteż od progu miał zamiar okazać purgaryjskim chamom, że nie przepada za nadmiernym tłokiem w trakcie przechadzek.

Tym większe ogarnęło go zatem zdumienie, kiedy za ogrodzeniem posesji ujrzał jedynie gromadę odzianych na czarno żołnierzy Krzyża i kilkunastu wyjątkowo upartych łachmytów poszeptujących między sobą z wielką ekscytacją i pokazujących na frankańską szlachtę palcami. Widząc tak wielki niedostatek gapiów Abdel z miejsca przestał się irytować nadmiarem niechcianej atencji, dla odmiany zaczął się zaś gryźć wrażeniem niezasłużonego zignorowania. Osoba o tak zaszczytnym statusie jak przedstawiciel Montpellier, ambasador rodu Sanguine i powiernik zaufania namiestnika Benesato zasługiwał wszakże na nieco większą publiczność.

- Lada chwila może zacząć padać - oznajmił nieświadomy targających kuzynem emocji Leon Thibaut - Nad szczytami wisi mgła. Droga wiodąca do klasztoru nie należy do najbardziej okazałych i bezpiecznych, przeto proponowałbym udać się w drogę bez zbędnej zwłoki.

Dziedzic zerknął na swego krewniaka nic nie mówiącym wzrokiem, przeniósł spojrzenie na nieco zachmurzone przestworza. Poranek okazał się faktycznie rześko chłodny, a delikatne muśnięcia wiatru przyprawiły nawykłego do klimaty delty ambasadora o gęsią skórę.

Odczekawszy jeszcze chwilkę, Abdel ruszył dystyngowanym krokiem ku zachodniej bramie miasteczka, otoczony własną eskortą, członkami świty oraz trzymającymi się na pewien dystans anabaptystami. Ci ostatni ruszyli wraz z gośćmi nie wypowiadając ani słowa, nie zdobywając się na demonstrujące szacunek powitanie, ledwie racząc kiwnąć cudzoziemcom głowami. Ten brak manier dodatkowo pogłębił niezadowolenie dziedzica, chociaż na patrycjuszowskiej twarzy Franka nie okazał się nawet cień emocji.

Pokonawszy kilkaset kroków dzielących dom pielgrzyma od bramy, Abdel wkroczył na zaniedbane brudne uliczki Lucatore, pełne nieprzyjemnych zapachów oraz widoków wywołujących ustawiczną tęsknotę za cudownym białym Montpellier.

- Dziwnie tu pusto - zauważyła podzielająca widać wrażenie brata Angeline Lea - W nocy wszyscy kręcili się po ulicach i za murami, a teraz ledwie kogo widać. Chyba nie poszli spać?

- Mam nadzieję, że to nie zasadzka - bąknął niespokojnym głosem Leon Thibaut - Jeśli ten zielonooki...

Abdel przerwał swemu kuzynowi władczym ruchem ręki, stając pośrodku wyludnionego placu targowego. Do jego uszu dotarły dźwięki ludzkiego głosu, stłumione ciasną zabudową miasteczka, niezrozumiałe z powodu dużej odległości. Gdzieś w głębi Lucatore ktoś właśnie przemawiał gromkim tonem, a pamiętający z grubsza schemat miejscowości Abdel uznał, że przemowa ta ma miejsce na wielkim placu przed rezydencją namiestnika.


Wydaje się, że w okolicy jest mało miejscowych, bo gdzieś w centrum Lucatore ktoś bardzo głośno przemawia i zapewne to jego perora skoncentrowała na mówcy zainteresowanie tubylców odbierając tym samym dziedzicowi przynależną mu atencję tłuszczy. Chcecie tak dobrać drogę przemarszu, by zerknąć na to widowisko czy wolicie pójść bocznymi uliczkami trzymając się od tej scenki z daleka?


 
Ketharian jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem