23 Brauzeit 2518 KI, mokradła opodal Herrendorfu
Obydwaj uciekający na złamanie karku morryci w żaden sposób nie próbowali ukrywać swoich śladów, nie mieli ku temu czasu ani głowy, kiedy za plecami najpierw syczały im żądła strzał, a potem zatrzepotały czarnopióre skrzydła. Przyświecając sobie pochodnią para młodych Remerczyków bez trudu dotarła do miejsca, w którym ludzie Śniącego dokonali w makabryczny sposób swego żywota.
- Słodka Shallyo – szepnęła spierzchniętymi ustami Saxa, kiedy migotliwa poświata łuczywa oświetliła dwa nieforemne kształty leżące w bagiennej sadzawce na podobieństwo worków kartofli.
- Niechaj ich Morr strzeże – dodał równie poruszony Felix spoglądając na poharatane ostrymi dziobami ciała, na puste oczodoły, rozdarte policzki i poplamione krwią zęby wyzierające zza rozszarpanych warg – Ależ ich srodze sprawił ten rzeźnik...
Młody myśliwy obejrzał się nad ramieniem w kierunku odległych punktów światła znaczących marszrutę wracających do Herrendorfu towarzyszy. Chociaż miał całkiem niezgorsze mniemanie o swoich talentach tropiciela, a i widmo napaści ze strony nieumarłych wydawało się zniknąć całkowicie, z dwojga wyborów wolał dogonić Franza niż szukać wioski po ćmicy samemu.
- Ja ci poświecę, a ty ich przeszukaj – powiedziała półgłosem Valdis, wyraźnie poruszona strasznymi obrażeniami obu mężczyzn. Wciąż nie mogąc się nadziwić mężnej przemianie, jaka w niej nastąpiła w ciągu ostatnich dni, Felix w żadnym stopniu nie zamierzał młodziutkiej służki strofować.
- Weźmiemy wszystko, co da się sprzedać w najbliższym miasteczku – odrzekł klękając przy najbliższym mieczniku i rozpinając jego obciążony mieczem pas – Razem z naszym udziałem w tych łupach, które schowaliśmy w Gryfoniej Kniei będziemy mieli dość pieniędzy, aby się na nowo urządzić, czy to w Remer czy w Bechafen. Zabierz ich ostrza, ja poszukam sakiewek.