Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-12-2020, 20:34   #64
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację

Park Miejski; noc 26/27 czerwca 1996 około 23:00

- Ja tam nic przeciwko dobremu jabolowi nie mam, ale obawiam się, że ani oglądanie mnie jak rzygam nie będzie zbyt ciekawe, ani synowiec nie byłby zadowolony jakbym do niego nie dotarł. - Tremere wzruszył ramionami. - Pogadałbym na osobności, jeśli twoi kumple się nie obrażą, jak odejdziesz na chwilę.

Apacz skwitował uwagę Cravera o rozmowie w cztery oczy jowialnym uśmiechem i machnął niedbale ręką na punkowców:

- Pełen luz, nie interesują się nie swoimi sprawami kolego, no chyba że zaczniesz mi tu swoje czarodziejskie czary mary odpierniczać. Ale z winem nie popuszcze. Chcę zobaczyć minę tego pierdziela, jak cię zobaczy w stroju ozdobionym pawiem z obtanionego bełta - zaśmiał się znów, tym razem groźnie.

Tremerowi przez chwilę nie było do śmiechu, ale po chwili śmiech Brujaha przeszedł w pokojowy perlisty zaśmiech:

- Wyluzuj, żartowałem tylko. No dobra, dawaj tam z czym do mnie przylazłeś, bo zaraz zaczynamy zabawę.

- Dotarły do mnie plotki, że znałeś się z tym zabitym wampirem, Maćkiem. - Philip nieco nerwowo przeczesał włosy. Nieco żałował, że nie ma przy sobie tych kiboli, ale może tak pójdzie łatwiej pogadać z tym brujah. - Chcę się dowiedzieć czemu ktoś go chciał tak pokiereszować.

-To był mój kumpel z załogi punkowej, jeszcze jak żeśmy za dnia chodzili. W jednym liceum byliśmy, razem na dziewczyny chodziliśmy. - punk, któremu z wyglądu można było dać może dwadzieścia kilka lat uśmiechnął się znów, jakby przypomniał sobie stare, może lepsze czasy. Zadowolenie szybko zniknęło jednak z twarzy kainity i Brujah burknął groźnie: - Nie wiem kto mu to zrobił, ale jakbym wiedział, to bym kurwa łeb urwał!

Phillip miał jeszcze spytać o coś, ale z krzaków nieopodal wyszła cichcem grupka skinheadów, kilku z szalikami z Korony. Wszyscy mieli wyraźnie mało pokojowe zamiary. Craver ugryzł się w język, że jeszcze chwilę temu życzył sobie obecności paru “łysych”. Apacz klepnął tymczasem w plecy Tremere’a, jakby wypychając go ku skinom uśmiechając się znowu:

- Mówiłem, że będzie zabawa, he? No chodź, nie bądź pizda, jest ich tylko trochę więcej niż nas. Spuścimy łomot paru naziolom!

- Apacz… do cholery czy ja ci wyglądam na kogoś kto się umie lać? - Philip spróbował się wcylofać, ewidentnie nie miał ochoty na udział w takiej zabawie.

- Spływaj. - Brujah rzucił tylko i z gestem zawiedzenia machnął do Cravera. Potem rzucił się do, jak to zgrabnie określił, zabawy. Nim jeszcze Tremere wycofał się w krzaki mógł się zorientować, że bójka jaka się stała udziałem dwóch skonfliktowanych subkultur, nie toczyła się na śmierć i życie. Może nie brakowało noży, w końcu nie bez powodu miejscowych nazywało się “scyzorykami”, ale wyglądało, jakby służyły jedynie do parady, albo obie strony miały niepisany pakt o nieużywaniu tychże. Kopniaki i pięści poszły w ruch wraz z dzikimi wrzaskami z obu stron.

Craver wycofał się ale pozostał w pobliżu. Walkę obserwował z fascynacją ciesząc się, że nie musi się w nią angażować. Obserwował jak grupa Apacza zdobywa przewagę, jak na finiszu obrzuca się obelgami uzupełniając jego zasób polskich inwektyw.

Bójka skończyła się równie szybko jak i zaczęła. Zwycięzcy nie ruszyli w pościg aby sadyzmem mordować przegranych lub brać rycerskim zwyczajem w niewolę, oczekując sutego okupu. A przegrani nie pozostając dłużnymi w wyzwiskach po chwili zniknęli rozpływając się mroku. Tylko potargane ubrania i włosy, siniaki oraz trochę krwi z rozbitych nosów czy łuków brwiowych przypominało niedawną zwadę.

Apacz jakoś nie kwapił się specjalnie aby podejść z powrotem do Tremere i w końcu Craver musiał pofatygować się pod muszlę. Brujah gestem ręki uciszył punkowców i głośno stwierdził:

-Nie popisałeś się przed załogą, prawda punkowa braci?! Jesteś z łysymi, czy z nami?!- kilka pomruków załogi jasno dało do zrozumienia, że kredyt zaufania poszedł w diabły.

- Z wami jeśli mi pomożesz dopaść tego, który tak załatwił Maćka. - Craver przeczesał włosy jak zwykle gdy nie czuł się do końca pewnie. - Na serio Apacz… kumplowałeś się z tym gostkiem to mi pomóż, a nie organizujesz rozrywki.

Punk sapnął głośno, zupełnie niczym żywy człowiek, po czym odszedł od swoich i odciągnął Cravera za rękaw nieco dalej. Półszeptem, tak żeby nie słyszeli go inni odpowiedział:

-Słuchaj, będę coś wiedział to dam znać. Ty będziesz coś wiedział, to dawaj mi znać. Ale żeby była jasność. - Apacz wysunął palec jakby miał powiedzieć coś bardzo ważnego: - Nie próbuj mnie wjebać w jakieś tremerskie gierki i napuszczać na kogoś, rozumiesz? Pomogę, ale jak będziesz miał niezbite dowody. To że jestem z klanu Brujah, nie znaczy, że ja i moje chłopaki będą napierdalać każdego na twoje życzenie. Pomogę tylko w sprawie Maćka i basta.

- Szeryf by mnie za to poszlachtował. - Phillips westchnął. - Uwierz… trenerskie gierki są trenerskie bo nikomu nie można nimi dupy zawracać. Mam jeszcze pytania… wytrzymasz ze mną chwilę?

-Dawaj… - Apacz znów westchnął i kiwnął ręką oczekując pytań.

- Znał kogoś jeszcze? Poza siostrą oczywiście. Jakieś znajomości za życia lub już po nasze stronie? - Craver powstrzymał się by nie wyciągnąć notesu. Wolał nie wkurzać Apacza. - Jest jakiś psychol w mieście? Ktoś kto bawi się w zabawy takie a la Trenere?*

- Suchaj, zadawał się ze swoimi jakimiś kolesiami z Ligi Ochrony Przyrody czy coś w tym stylu. Ale to wiesz, to zmiennokształtni. I jeśli to oni go tak załatwili, to ja się w to nie będę mieszał. Nikt raczej nie będzie się w to mieszał. Jeszcze mi życie miłe. Zabawy tremerskie? To myślisz, że to jakiś z twoich to zrobił? Ładnie... - Krzykacz zastanowił się się chwilę bawiąc się w dłoni plastikowym korkiem od jabola: - Jest jeszcze taki szczur, nie rzucam żadnych podejrzeń, rozumiesz? Ale typ podobno zbiera trupy. Nie wiem czy je załatwia osobiście, ale ma podobno fioła na tym punkcie. Madej.

- Kto?

- Madej, no wiesz jak ten zbój, Madejowe łoże i takie tam.

- Gdyby to była robota moich to bym wyczuł i nie szlajał się po mieście. Ale ktoś ewidentnie ma takie zapędy bo nieźle Maćka ozdobił. - Phillipa zamyślił się. - A ta liga ochrony, tak? To gdzie ich można znaleźć?

- Mi po drodze nie jest z wilkołakami, o nie, także ich nie znam i nie mam zamiaru poznawać. Chodzą plotki pośród wampirów, że Osnowski podobno zna jakiś zmiennokształtnych i dlatego jest tak ważny dla Karskiego, ale osobiście to myślę, że to tylko taki pic na wodę, żeby trzymać wampiry w strachu. Takie pierdolenie starszyzny jak z Jihadem i gehenną, żeby trzymać nas w ryzach.

- Rozumiem… dobra. Dzięki za info. Jak się dowiem czegoś to wpadnę i dam znać. - Phillip uśmiechnął się do Apacza.

- Na razie. - Apacz pożegnał Cravera i nie oglądając się za siebie wrócił do swoich.


Dom Joachima; noc 26/27 lipca 1996 około północy

Joachim nie należał do wampirów szczególnie gościnnych, ale dla kainitów tej samej krwi czasem robiło się wyjątki. Skromny dom przy ulicy Starej, właściwie pokryta papą rudera, mająca swe najlepsze czasy za sobą, miała swe progi dla Phillipa otwarte. Zapukał i zaczekał dłuższą chwilę nim domownik otworzył jedno ze skrzydeł dużych drzwi, wyglądających jakby skrojonych na miarę olbrzyma. Craver nie raz zastanwiał się czy brat z jego klanu mieszka tu naprawdę sam, czy ma gdzieś indziej prawdziwe schronienie.

Phillip wyglądał młodo, ale w porównaniu do Wursta, był dojrzałym mężczyzną. Chuda postać, której z wyglądu można by dać nie więcej niż pełnoletność otworzyła drzwi i nerwowym ruchem zaprosiła gościa do środka. Phillip nie przejął się wyraźnymi oznakami zdenerwowania. Joachim po prostu tak miał, miał nerwowe tiki, nerwowo obgryzał nieustannie odrastające paznokcie. Pewnie gdyby nie został przemieniony, to dostałby od tych nerwów zawału przed osiągnieciem dwudziestu pięciu lat.

Przeszli przez śmierdzącą stęchlizną sień i weszli do starej kuchni z kaflową pieco-kuchnią. Craver mógł sobie wyobrazić, jak kiedyś, zapewne kilka dekad wcześniej jakaś gospodyni gotowała na tym piecu potrawy, piekła chleb i inne cuda dla rodziny jaka tu mieszkała. Teraz w domu nie było nikogo żywego i nie było potrzeby żeby kuchnia była na chodzie. Zresztą gdyby dziś w niej napalić, to pomieszczenie zamieniłoby się w okrutną saunę. Nawet dla martwego kainity taka temperatura nie byłaby znośna. Usiedli przy prostym stole pokrytym starą ceratą, na którym wciąż stało kilka metalowych kubków.

- Witam w moich kromnych progach. - powiedział szybko, niczym seria z karabinu maszynowego: - Co cię do mnie sprowadza Phillipie?

- Wspominałem już, że przyjechałem dowiedzieć się nieco o żydach w Kielcach. - Phillip zajął miejsce w fotelu jak przy ostatniej swojej wizycie. - To się dowiedziałem o jednym. Rabbi. Mógłbyś opowiedzieć mi coś o nim?

Wurst zaczął mówić nerwowo poruszając stopą i co chwila zmieniając pozycję, jakby krzesło było gorące, a Phillip wiedział, że Joachim będzie gadać i gadać:

-No wiesz. Jak mnie tu wysłali, to już niewielu żydów było w Kielcach. Ja tu trafiłem w 1942 roku. Była wojna, która juz przeniosła się do sowietów, ale tu nie było spokojnie. W lasach rządzili partyzanci, podobno wspierani przez wilkołaki, a tu getto, powoli opróżniane z ostatnich starozakonnych. Wcześniej tu rządzili. No wiesz, zasadniczo to Rabbi rządził. Był Tremerem i księciem miasta chyba od czasów przed zaborowych. On tu zrobił prawdziwe królestwo. Podobno dziesięć procent mieszkańców stanowili żydzi, a on znał chyba każdego. Nikt i nic nie było mu w stanie zaszkodzić, przynajmniej tak wydawało się Piramidzie, tak mnie powiedziano jeszcze przed wojną. No wiesz, to był cwany wampir. Nie wiem czy naprawdę był żydem czy tylko udawał takiego, ale miał poukładane i miał poparcie w domenie. Nie utrzymałby się inaczej w tej części Europy, a klan Ventrue łakomym okiem spoglądali na tę domenę. No ale czego nie byli w stanie zrobić kainici, to zrobili ludzie, rozumiesz. Holocaust pozbawił go wszystkich wpływów pośród zasobów ludzkich. Tu zostało się może kilka tuzinów chasydów, wystraszonych i zaszczutych jak zwierzęta. Podobno przeżycie i tak zawdzięczali Rabbiemu. Mówią, że jeszcze Karskiemu. No wiesz kto stał za Hitlerem. Karskiemu się i tak oberwało, że pomagał nazistom, ale to Rabbi mi powiedział, że pomaga ukrywać żydów. Myślę, że obecny książe miał nielichy orzech do zgryzienia. Z jednej strony lojalność wobec klanu, z drugiej lojalność wobec Rabbiego. Nie wiem czy Rabbi był aż tak charyzmatyczny, czy związał Karskiego vinculum, albo miał na niego haka. Tak czy owak Karskiego miał po swojej stronie.

Wurst zapalił się trzęsącą dłonią papierosa i nerwowo się zaciągając kontynuował

- No wiesz, zaraz po okupacji wkroczyli sowieci. Ale sami z siebie nie przyszli, bo cała ta rewolucja bolszewicka to fanaberia Krzykaczy. Tu też razem z NKWD i Armią Czerwoną wpadła koteria czterech Brujahów. Rabbi wspomniał, że byli już tu kiedyś jeszcze przed Powstaniem Listopadowym. Wtedy to jeszcze z carskimi wojakami i podobno strasznie kozaczyli. I Rabbi podobno ich w końcu przegnał. Wrócili z czerwonoarmistami, nie wiem czy z zemsty czy żeby nieść płomień rewolucji, może i jedno i drugie. W każdym razie zemsty dokonali, bo sprowokowali ten cały Pogrom Kielecki, chyba w 1946 roku. I było po Rabbim. Uciekli znów na wschód, ale po tym jak na terenach południowej Polski ogłoszono na nich Lextalionis, to pewnie się tu już nie pojawią.

- W sensie, że to te Krzykacze zabiły Rabbiego? Wiesz to byłoby wygodne. Ktoś z zewnątrz. Był wybył. Ale myślisz, że to to? W sensie nikt tutejszy? - Phillip zamyślił się. - Wiesz… z tego co powiedziałeś to wielu miało interes by zagarnąć ten teren, nie?

- No wiesz smród jest zawsze i pole hipotez. Ale skoro do miasta zjechał sam Anastaz di Zagreb, wtedy jeszcze Archont klanu Tremere, a dziś, już Justycariusz, taki ogłosił wyrok śledztwa i zawyrokował krwawe łowy… No wiesz, jakby to jeszcze była decyzja, bo ja wiem… Herr Karskiego, to mogłoby być podejrzane, ale tak? Sam nie wiem… - wampir znów zaciągnął się nerwowo papierosem, wystukując na blacie palcami drugiej dłoni nerwowe staccato: - Ja nie będę kwestionował decyzji kogoś dużo wyżej w Piramidzie, nawet jakbym miał rację. Wiesz, to się nie kończy czasem dobrze.

- Jasne… ja też nie. - Craver przytaknął ruchem głowy. Ostatnia rzecz na jaką miał ochotę to krytykować kogokolwiek z piramidy. - To po prostu ciekawe. Za kilka dni jest jakiś zjazd Żydów, nie? Podopytywałbym nieco co się wtedy działo… hm… bo z wampirów z tamtych czasów w Kielcach, to jest Karski?*

- Tak, napewno się zjedzie żydów. Kiedy to wypada rocznica? 6 lipca chyba i to okrągła, pięćdziesiąt lat minęło już. Ale z kainitów co byli w tym czasie w kielcach to nie tylko Karski jest. Jego progenitura Synowiec pamięta Drugą Wojnę. Zych tu był, Siudak z klanu Brujah. Jeden Malkavianin, Urbisz z Nosferatu chyba już tu był i chyba jeszcze jeden Szczur o ile pamiętam.

- O słyszałem o jakimś Szczurze… to ten co zbiera zwłoki? - Phillip zanotował w swoim notesie wampiry, które wymienił Wurst. Użył wymyślonych przez siebie przezwisk i zapisał je po niemiecku.

- Widziałem tylko Urbisza i Ernesta. I to w Elizjum. Ale słyszałem, że w mieście jest więcej szczurów, tyle, że wiesz, ja się z nimi nie zadaję. Kanały to nie miejsce dla mnie. - wzruszył nerwowo ramionami w rezygnującym geście.

- Jasne. Dzięki wielkie za wszystko. - Craver wstał z fotela. - Nie będę ci już zawracał głowy.



Craver szybkim krokiem opuścił dom Wursta, ruszając w kierunku domeny Synowca. Miał nadzieję, że jeszcze złapie resztę... chciał poprosić o możliwość wglądu w księgi Adama.


Phillip idzie do Synowca, jeśli nie zostanie wpuszczony poprosi o przekazanie wiadomości z prośbą o spotkanie i zapytanie, gdzie udali się jego towarzysze. Jeśli złapie jakoś resztę koterii i tak zostawi liścik z prośbą o spotkanie następnej nocy.

 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 25-02-2021 o 20:05.
Aiko jest offline