Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-12-2020, 22:28   #32
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację

W drodze do Doliny Czarodzieja Cadoc zatrzymał darowanego w Edoras konia przy niewielkim rozdrożu parę stajań za wartkim, acz wciąż jeszcze przejezdnym brodem na Isenie. I choć zostawili go już za sobą jakiś czas temu, rzeka nadal towarzyszyła im w podróży na północ. Odległy szum umilał podróż i na swój sposób uwodził. Może i dlatego zatrzymawszy się niespodziewanie Cadoc odwrócił konia w stronę Eiliandis i wskazał na wąski, ledwie widoczny szlak pnący się wyżej ku górskim stokom.
- To… nie jest prosta droga do Isengardu. Ale pomyślałem sobie. Że chcę ci ją pokazać. Jeśli i ty chcesz.
Skinął głową na odległe szczyty.
- Nie wiedzie na Thirhyrne… ani inne skaliste turnie. Ale jeśli zostawimy konie pod Wielkim Siodłem możemy wspiąć się na północne hale. A tam… - Powiódł spojrzeniem za wskazanym kierunkiem i uśmiechnął się mimowolnie. - Co duch gór da…

Eiliandis z pewną tęsknotą opuszczała ziemię Władców Koni. To miał być jej nowy dom. Przynajmniej takie miała postanowienie gdy wyjeżdżała z rodzinnego Gondoru.
Z drugiej strony cieszyła się na wspólną podróż z Cadociem do Isengardu.
Tym bardziej z pełnym entuzjazmem przyjęła propozycję wspięcia się na wskazany szczyt.

W Dunlandczyka w pierwszym odruchu jej entuzjazm tchnął nutę podejrzliwości. Przyjrzał się jej na moment trochę jakby speszony, ale zaraz uznał w duchu, że przemawia przez niego skrytość ludu gór i uśmiechnął się krzywo do swojej przywary. Po czym pokierował ich mniej uczęszczanym górskim szlakiem ku wysoczyznom. Konie wbrew jeźdźcom powiodły tęsknym spojrzeniem za równym gościńcem, ale dały się poprowadzić po kamieniach. A droga wiodła w górę i w górę….

***

- Ilu braci wygląda Twojego powrotu Eiliandis? - zapytał gdy wieczorem zasiedli przy ognisku.
- Dwóch. Nie wyglądają mego powrotu jednak. Pogodzili się z moim wyjazdem - odpowiedziała wpatrując się w ogień.
Dunlandczyk pokiwał głową obracając nadziane na kij kawałki koziego mięsa. Rzucił ukradkowe spojrzenie Gondoryjce ciekaw czy temat uważa za zamknięty, czy raczej myślami jest zupełnie w innym miejscu. I ciekaw czy powie coś więcej.

Córka Eadwearda milczała przez chwilę podziwiając taniec płomieni w tak wesołych trzasków z ogniska.
- Moja rodzina od pokoleń służy wiernie Gondorowi. Jedni tarczą i mieczem, jak moi bracia i ojciec, inni są wiedzą i umiejętnościami. A częste podróże są w nią niezmiennie wpisane. Dlatego nikt nie zdziwił się, gdy oznajmiłam, że wjeżdżam - ton Gondoryjki był poważny. Zwłaszcza gdy mówiła o służbie. - Rodzina udzieliła mi wsparcia. Gdy znajdę miejsce, które domem nazwać będę mogła z pewnością radzi będą mnie tam odwiedzić. Teraz listy nam wystarczają.

Musiał przyznać przed sobą Cadoc, że zadziwiła go ta odpowiedź. Podrapał się wolną ręką po zaroście w zamyśleniu.
- Na cóż. Spodziewałem się waśni jakiejś. A bracia Twoi jawią się zupełnie przyzwoicie w takim świetle. Na cóż więc domu szukać po odległych krajach?

- Waśni?- Uzdrowicielka była z początku nieco zaskoczona słowami Rogacza. Po chwili zastanawiam musiała przyznać mu rację. - Waśnie to jednak nader częsty powód opuszczania domu. Tak samo dobry jak chęć poznania innych miejsc. Zobaczenia jak żyje się gdzie indziej. A Ty z jakiego powodu swój dom opuściłeś?

- Opuściłem? - zapytał i uśmiechnął się do płomieni - Nieee… Ot z wizytą przyjacielską u sąsiada jestem. Można powiedzieć, że też nie bez wsparcia brata.
- A czy on oczekuje twego powrotu? - Eiliandis odwróciła głowę w stronę mężczyzny. *

- Nie wydaje mi się. Raczej uważa, że resztę życia spędzę zamiatając schody w Isengardzie.
Odstawił kij znad płomieni oceniając wypieczenie mięsa i zsunął kawałki na dwa oddzielne placki pszenne z domu Cepy z Edoras. Podał jeden z nich Eiliandis.

Uzdrowicielka podziękowała skinieniem głowy. Po takiej podróży i na świeżym powietrzu posiłek, nawet tak prosty, był niczym królewska uczta.
- To musi być jakaś obelga, to zamiatanie schodów? - Dodała po chwili.

- Pewnie dla Nechtana tym właśnie jest - przyznał bez zmieszania Rogacz zabierając się za swoją kolację, ale po chwili dodał tonem wskazującym na jakąś zadumę, czy wspomnienia. Placek też na chwilą zawisł bez ruchu w jego dłoniach - I dla mnie też długo była. Trochę musiałem tych stopni zamieść, żeby… spojrzeć inaczej. Z innej wysokości.
Wgryzł się w wieczerzę i wskazał dłonią pogrążony w mroku kierunek.
- Pięć dni pieszej drogi. Ze dwie niebezpieczne przełęcze. I byłabyś Eiliandis w moim domu. Ale myślę, że oboje jeszcze chętnie zabawimy w kraju słomianowłosych jeźdźców.
- Oboje tego chcemy. Bez względu na powody - uśmiechnęła się by jakoś rozładować ciężką atmosferę, którą wytwarzy pytania o powody opuszczenia domu. - Myślę, że na tej ziemi *możemy oboje dobrze się poczuć.

Cadoc odwzajemnił uśmiech choć bez jakiegoś skrępowania niezręcznością i przez chwilę oboje pogrążyli się w kolacji.
- Co w takim razie sprawia, że podróżując po nieznanych i odległych ziemiach, czujesz się dobrze?
Znać było, że nie przemawia przez Dunlandczyka żaden podtekst a najzwyczajniejsza ciekawość.
- Odpowiednie towarzystwo - odparła Gondoryjka. - Węglik ma swoje zalety i jest wiernym towarzyszem, - mówiąc to skierowała wzrok na swojego wierzchowca. - Nie zastąpi jednak człowieka - tu przeniosła wzrok na mężczyznę, a na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, z tego rodzaju jakim niewiasty obdarzają mężów gdy są ich sercu mili.

Na co mężczyzna z opóźnieniem niejakim, jakiego wymagało zrozumienie przekazu, kaszlnął i jakoś tak nerwowo próbował kijem żar w ognisku poprawić. Niezadowolony jednak z efektów wstał i jął dokładać do ognia uzbieranego wcześniej chrustu. A także skrupulatnie dorzucać odpalone końcówki pozostawione wokół kręgu paleniska. Gdy ogień znów roztańczył się na dobre, Cadoc zatrzymał się przy nim i usiadł. Tym razem tuż obok Eiliandis. Coś w niej go pociągało. Coś co było mu tak diablo obce i nieznane.
Patrzył więc przez moment w tak wymowny żar i wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, tylko nie za bardzo wiedział co. Mruknąwszy więc po chwili wstał ponownie i wskazał ciemności.
- Pójdę jeszcze po opał.
- Nie trzeba - odezwała się cicho Eiliandis, a wraz z jej słowami w powietrzu zawisła niema prośba. - Drwa jeszcze dużo jest.
Miała rację. Tak było. Przez chwilę czuł się jak wilk w potrzasku ponownie siadając. Z każdym jednak oddechem ogarniał go przyjemny spokój. Spokój, którego Eiliandis była jakże miłą autorką.


Rześki poranek umilony dodatkowo koncertem ptaków był doskonałym preludium do dalszej wspinaczki. Nie była to łatwa droga. Eiliandis nieraz musiała skorzystać w niej z mocnej dłoni Cadoca.
Trudy te nie zniechęciły jednak kobiety. Nagroda jaką za nie otrzymała osłodziła je wszystkie.
Gdy dolina przykryta jeszcze białą chmurą mgły odsłaniała przed wydawcami swoje tajemnice - odradzające się życie. Tu jakaś roślina nieśmiało wypuszczała pierwsze pąki, tam inna już w pełni rozwinięta cieszyła się słońcem, które nieśmiało przebijało się ustępujące mgły. Wśród tego wszystkiego uzdrowicielka wypatrzyła jedną roślinę. Być może przeoczyłaby ją, ale jakimś zrządzeniem losu poruszone przez umykające przed ludźmi zwierzę przyciągnęło uwagę Gondoryjki.
W pierwszej chwili kobieta nie mogła uwierzyć w to co zobaczyła. Dlatego klęknęła koło rośliny by przyjrzeć się jej z bliska.
To było to. W tej dolinie natrafili na bardzo rzadkie ziele, którego właściwości nie sposób było nie docenić.

Następny dzień i Rogaczowi przyniósł uśmiech fortuny. Podczas gdy Eiliandis znalazła uroczysko gdzie skryte wśród gęstwy rosło drobne, ale nawet wśród jego ludu znane Kwiecie Królowej, on na pobliskiej hali wytropił stado odpoczywających górskich kozłów. Zwierzęta nie zwietrzyły go i mógł podejść całkiem blisko, by wybrać dobre miejsce na zastawienie paści. A warto było bo większość nadal miała długie mocne futro z zimowym puchem, które z pewnością będzie mógł wymienić korzystnie na nizinach. A… Zdał sobie sprawę, że podróżując z Gondoryjką bardzo by nie chciał musieć liczyć na jej trzos. Tym bardziej, że jego własny pobrzmiewał raczej z rzadka i pojedynczo…

Gdy był gotowy spłoszył stado. Zaalarmowane obecnością obcego ruszyło z łoskotem kamieni w kierunku doliny. Prosto w zastawione wnyki. Pierwsze osobniki utknęły w paściach. Kolejne powpadały na nie i w chaosie i popłochu umknęły. Spośród złapanych Rogacz uwolnił najstarszego i jedną z kozic. Pozostałą trójkę zabił.

Pod wieczór byli gotowi by zejść do Doliny Czarodzieja. Eiliandis z woreczkiem ziół. On ze skórami i tobołkiem koziego mięsa. Czekała ich, jak przypuszczał, audiencja. Saruman bowiem choć strzegł sekretów wieży przed obcymi, którym wiele swobody wewnątrz murów nie dawał, chętnie wysłuchiwał wieści ze świata.


 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem