Przebudzenie było równie gwałtowne, co sen.
Jacek obudził się zlany potem, nadal czując napięcie w mięśniach. Pierwsza myśl wzbudziła przerażenie. “Zabiłem je”. Teraz w realnym świecie nie myślał o tym tak spokojnie, jak wtedy kiedy w odrealnionej rzeczywistości pisał głową Amandy po ścianie. Szybko jednak dotarło do niego, że to był sen. “Zamordowane” koleżanki biegały wokoło i krzyczały jak opętane. W lot zrozumiał, że miały ku temu dobry powód…
Podskoczył na siedzeniu, kiedy autokar zjechał z jezdni. Czym prędzej wyszedł na środek. Jacek przerzucał spojrzenie z opętanych dziewczyn na przód autokaru. Źrenice jąkały aż się rozszerzyły w przestrachu, kiedy uświadomił sobie, że pan Zenon śpi smacznie z głową na kierownicy. Adrian pobiegł mocować się z bezwładnym, studwudziesto kilogramowym cielskiem, zaś Łukasz szarpał biegami i ręcznym. Pod wpływem kosmicznych ilości adrenaliny, Jacek miał wrażenie, że czas spowolnił. Czuł, że sekundy dzielą ich albo od uderzenia w drzewo, albo od wywrócenia autokaru.
W mig ocenił, że żadne działania nie mają sensu, póki autokar nie wyhamuje - w ten czy inny sposób. Postanowił więc przygotować się na uderzenie najlepiej jak potrafił. Z początku chciał schować się między siedzeniami, ale w ostatniej chwili coś go tknęło. Może wyrzuty sumienia spowodowane sennymi zajściami? A może po prostu uznał, że wytatuowana koleżanka w amoku zagraża sobie i innym, więc trzeba ją spacyfikować? Zawsze był do niej uprzedzony i uważał za nieprzewidywalną.
Jacek podbiegł do Olgi, chwytając ją od tyłu w pasie i obalając się z nią na ziemię. W przypadku uderzenia, przynajmniej nie przelecą przez cały autokar. I unikną bezwładnych ciał pozostałych koleżanek i kolegów, które lecąc będą masakrować wszystko na swojej drodze…