Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-12-2020, 19:11   #135
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Kolejny słodki wypad się zapowiada… - powiedział do siebie cicho JJ po opuszczeniu uszkodzonego wehikułu. Technik dopiero nabierał barw po tym jak sobie wyobraził, że to on mógł być kierowcą. - Jakie są rozkazy sierżancie? - zapytał patrząc na Singa poważnie.

Billy potrząsnął głową, by pozbyć się szumu z uszu.
- Załatwili nas - powiedział, podsumowując znaną wszystkim sytuację. - Nicky, pomóż Deanowi. JJ, sprawdź, jakie systemy działają. Reszta z wozu. Obserwujemy okolicę, żeby nas nie zaskoczyło jakieś paskudztwo. I czekamy.
- Sing do Goliatha. Odbiór... - Spróbował połączyć się ze statkiem z uszkodzonego APC.

Arc opuścił pojazd by obserwować okolicę. Obstawił tył.

Po paru chwilach na łączu odezwał się statek krążący po orbicie…
- Tu "Goliath", odbiór?
- Mina rozwaliła APC - zameldował Billy. - Mamy zabitego i ciężko rannego. Potrzebujemy dropshipa by go zabrał. Odbiór.
- Tereny nad lasami nadal uznawane za "czerwoną strefę", wysłanie UDL negative. Odstawcie rannego drugim APC do laboratoriów, albo zabierzcie go ze sobą - Padła wredna odpowiedź.
- Ta est! - odparł Billy. - Czy wszyscy pasażerowie odlecieli, czy ktoś ruszył pieszo?
O dokładności sensorów Goliatha krążyły legendy, a Billy miał nadzieję, że są chociaż w połowie prawdziwe...
- Poruczniku... - Czekając na odpowiedź z Goliatha Billy skontaktował się z Raynoldsem. - Rozwalili nam APC. Jeden zabity, jeden ciężko ranny. Pojazd do remontu.
- Zrozumiałem
- powiedział po dłuższej przerwie Reynolds - To jaki teraz proponujesz plan działania? - dodał.
- Goliath odmówił przysłania dropshipa - odpowiedział Billy. - Porywacze wysadzili swój pojazd i przesiedli się do jakiegoś latadełka. Goliath ich śledzi. Na piechotę ich nie dogonimy. Nasz ACP powinien zabrać rannego do laboratorium, potem wrócić do nas. W tym czasie sprawdzimy miejsce, gdzie się przesiedli. Odbiór.
- Dobra, to tak zrobimy. APC już jedzie… - Odpowiedział nowy dowódca plutonu Bravo.
- Zrozumiałem. Bez odbioru - odpowiedział Billy.
- Nasz APC jest zdrowy poza urwanym kołem i wyrwą w podwoziu. - zameldował JJ. - Można robić wszystko poza poruszaniem się.
- Nie zabierzemy się nim, więc musimy poczekać na nowy transport
- stwierdził Billy. - Nie możemy liczyć na Goliatha, więc to trochę potrwa.
"Goliath" przekazał informację, że wszyscy pasażerowie pojazdu polecieli.

Wkrótce przyjechał drugi APC, i zabrano rannego w towarzystwie lekarza, a reszta mogła więc udać się pieszo do miejsca, gdzie znajdował się zniszczony pojazd naziemny, który pozostawiono w trakcie ucieczki z da Silvą. Tak też więc uczyniono.


Niecały kwadrans później...

Łazik nieźle się kopcił, potraktowany pewnie jakimś małym ładunkiem wybuchowym. Sporo w nim zostało zniszczone, i nie nadawał się do żadnej jazdy, wielkich płomieni jednak nie było.

- Tym nie pojedziemy. - Billy uśmiechnął się krzywo. - Rozejrzyjcie się, tak ostrożnie, czy nie zostały jakieś ślady po pasażerach pojazdu. Może część poszła pieszo? Może ktoś czai się w okolicy?

Arc rozejrzał się ostrożnie czy nie zostały jakieś ślady po dyrektor da Silvie i czy ktoś nie czaił się w okolicy.
Evanson zauważył na łaziku kilka kropli krwi, oraz ich małą ścieżkę prowadzącą od zniszczonego pojazdu, do miejsca, skąd wystartowała mała jednostka latająca. Czy była to ponownie krew dyrektor? Tego pewien nie był… choć wiele na to wskazywało. A w okolicy z kolei, nie wypatrzył nikogo. Motion Tracker Kovalskiego i McNeel również milczały…

- Krew. - Zaraportował Evanson - Drobny ślad. Blaszaki pewnie ją opatrzyły w międzyczasie.
Nie podejrzewał o znajomość pierwszej pomocy androidów bojowych więc obstawiał Agnes. Pozostawało pytanie, po co i jak to możliwe, że osobisty android ochronny strzelał do chronionego. JJ twierdził, że gmeranie w ich oprogramowaniu to zabawa na parę godzin… Ktoś musiał więc ją tak urządzić jeszcze przed wylotem.
- Skoro była im do czegoś potrzebna - powiedział Billy - to raczej nie mogli pozwolić, by się wykrwawiła. Ale mogli to zrobić staranniej...

JJ początkowo zastanawiał się co ze sobą zrobić. Po pewnym czasie upewnił się, że w najbliższej okolicy wraku nie ma niespodzianek podobnych do bomby z labów. Technik ewidentnie przytuliłby kolejne kostki C4 jakby miał zamiar postawić sobie z nich igloo. Mimo stosu spalonych elementów, stopionej elektroniki i wielu ciekawych rzeczy Jacob nie znalazł nic podejrzanego. Na pierwszy rzut oka sądzić by można, że porywacze za bardzo się spieszyli aby zostawić za sobą dopracowane pułapki.
 
Kerm jest offline