Wątek: Lost Station
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-12-2020, 04:45   #108
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 21 - Dzień 14 20:30

Czas: Dzień 14; 20:30
Miejsce: “Aurora”; sektor mieszkalny; ambulatorium
Skład: Zeeva, Alice, Seth i Chris


- Prochy. Prochy są dobre na wszystko. Lepsze niż siłka i cały ten szajs. - głos Seth ociekał zadowoleniem. Stał przy łóżku w ambulatorium i badał swoje pacjentki. Właściwie to już zbadał i zajął się nimi. Medyczna robota była już zakończona a teraz tylko jeszcze pro forma sprawdził ich aktualny stan na swojej konsoli medycznej. Teraz już po medyku pokładowym nie było widać niepokoju czy zdenerwowania. Chociaż zaraz po przylocie to wyglądało inaczej. Czekał na przylot “Black Hawka” już w hangarze. Gdy boczna rama dropshipa opuściła się na podłogę to już na dole czekał medyk.

Na szczęście obrażenia Zeevy i Alice nie zagrażały ich życiu. Była marine oberwała laserem. Ten bez problemu przepalił skafander próżniowy, ciało i znów skafander próżniowy. Na szczęście gorąco lasera zadziałało kauteryzująco na ranę więc nie doszło do poważnego krwotoku. Ale siostrze medyka pozostała kolejna wypalona blizna.

Już w dropshipie mogli posłużyć się stimpakami. Te co prawda jak zawsze powtarzał Seth i reszta lekarzy właściwie nie leczyły. Ale stymulanty skutecznie tłumiały ból i uzupełniały dawkę utraconej krwi więc dawały poczucie powrotu do pełni sił. Tak się obie czuły już na dropshipie. Chociaż Alice, druga z ofiar “Archimedesa” oberwała w kompletnie inny sposób.

Udało jej się dość szybko przepłynąć w powietrzu przez zachlapany rozpylonym chłodziwem korytarz. Nie miała głowy marwtić się ręczny restart raktora. Musiała dopłynąć w rozstapiającym się skafandrze do szafki jaką widziała w sterówce. A dalej było jak na szkoleniu w stanie nieważkości. Czyli zdejmowanie zżeranego chłodziwem skafandra i zakładanie nowego. Niby rutyna. Ale podczas szkolenia nie robiło się tego przy jakichś -130*. Ubranie jakie miała pod skafandrem błyskawicznie zesztywniało i przyległo do ciała. Musiała pracować na bezdechu bo płuca zamarzłyby jej od środka przy paru wydechach. Mróz i bezdech sprawiały, że już traciła czucie w palcach nie była pewna czy zapina się czy już zapięła to co trzeba, robiło jej się ciemno przed oczami. Gdyby Zeeva przybyła trochę później to nie była pewna jak by się to skończyło.

Ale jakoś udało im się uszczelnić ten archimedesowy kombinezon. Włączyć ogrzewanie i z początku inżynier była holowana przez koleżankę. Ale z czasem ogrzewanie kombinezonu zrobiło swoje i przywróciło ją do życia. A wraz z nią przyszedł ból odmrożeń. W opinii Seth to trochę od mrozu a trochę od tego chłodziwa co musiało spaść ze starego kombinezonu czy unosiło się tam w powietrzu.

- Będziesz miała po tym blizny. Ale jak nie chcesz to mogę ci zrobić przeszczep skóry to będzie jak nowa. Ale może jutro. - coś w ten deseń usłyszała niedawno od medyka gdy już ją zbadał, zacerował i zaaplikował jakąś chemię. Na razie miała gustowne opatrunki na ramieniu tu i tam ale właściwie już czuła się dobrze. Magia współczesnej medycyny robiła swoje i obie z Zeevą czuły się świetnie, zdolne do kontynuowania swoich zadań. Przynajmniej póki ta chemia krążyła w ich żyłach.

- Cześć dziewczyny. Jak się czujecie? - drzwi do ambulatorium otworzyły się i weszła przez nie pilot dropshipa. Stanęła pomiędzy dwoma łóżkami z pacjentkami patrząc na jedną i drugą troskliwym i zmartwionym wzrokiem. - Przyniosłam wam czekoladki. - powiedziała kładąc na jednej i drugiej kołdrze małe pudełko czekoladek. Wcześniej była pierwszą osobą jaką spotkały od wypłynięcia z rejonu generatora. Stała w otwartym włazie czekając aż wlecą do środka. To właśnie ona skorzystała z apteczki i podała im pierwsze stimpaki, zaklajstrowała spalone laserem i wymrożone chłodziwem rany chociaż doraźnie je stabilizując. I jakoś tak wszystko z sercem którego tak dosłownie to przecież nie miała. No a teraz jak już pewnie oporządziła dropshipa po przylocie to przyszła w odwiedziny zobaczyć jak się czują.

- Dobrze to ja was zostawię. Właściwie możecie wracać do siebie. Będę w kontakcie. - Seth stuknął w panel dając znać, że już swoje zrobił i pacjentki jak chcą to mogą opuścić ambulatorium. Na razie została tylko obserwacja i badanie jutro rano. Ale jakby coś się działo to prosił by go wzywać.

- Aha, Zeeva, te twoje implanty to może lepiej jak Vicente sprawdzi. To bardziej jego działka. - zatrzymał się jeszcze w drzwiach nim wyszedł z sali pacjentów. Powiedział jeszcze, że idzie do ambulatorium badać koks czy coś takiego.




Czas: Dzień 14; 20:30
Miejsce: “Aurora”; sektor mieszkalny; mesa
Skład: Tony, Vicente, Agnes, Ryan, Jericho, Dragos



Ryan



Zgłodniał od tej eksploracji kosmicznego wraku. Przylecieli w samą porę by się oporządzić po przylocie i skoro obiad właściwie ich ominął to chociaż zjeść kolację w cywilizowanych warunkach. I pochwalić się co się komu urodziło od śniadania. Teraz było już dość spokojnie. Zgłosił się Seth z ambulatorium mówiąc, że z dziewczynami dobrze i wyjdą z tego. Potem Chris, że skończyła przegląd “Black Hawka” wszystko jest w porządku więc idzie do ambulatorium. Ale parę godzin wcześniej wcale nie było tak spokojnie.

- Tu Chris! Dziewczyny spotkały jakiegoś robota przy generatorze! Strzelał do nich! Są ranne, wyjdą z tego wracajcie natychmiast! I uważajcie na siebie! - coś takiego usłyszeli w słuchawkach od ich blondynki na dropshipie akurat jak Ryan czołgał się znów przez te rury do centrum. Trudno było zignorować taki przekaz więc zwinęli swoje manatki i spłynęli do dropshipa. Po drodze nie spotkali żadnego robota ani nic innego. Dopiero w dropshipie trójkę koleżanek. Z czego Alice była w jakimś obcym skafandrze co z miejsca rzucało się w oczy. A Zeeva pokazała im łeb urżnięty mieczem łańcuchowym jakiegoś droida. Ale Chris już udzieliła im pierwszej pomocy i jak tylko we dwóch zamknęli za sobą właz ona ruszyła dropshipem z kopyta. Naprawdę musiała być tym pilotem bo ruszyła w iście szturmowym tempie i stylu. Jakby robiła unik przed namierzaniem i ostrzałem. Zazwyczaj latała jak niedzielny kierowca, od jednego włazu tam do kolejnego tu. Czasem na symulatorze na treningu pokazywała na co ją stać. Ale chyba pierwszy raz dało się poznać to przyspieszenie w żołądku i manewry na pełnej bojowej prędkości. Te kawałki złomu i gruzu za oknami i ekranami zdawały się tylko śmigać. Aż nie wydostali się z tej chmury szczątków i odłamków jakie wirowały wokół orbity “Archimedesa” i nie znaleźli się w pustej przestrzeni. Wtedy pilot znów wróciłą do manier niedzielnego kierowcy.

Ryan jednak też nie wracał z pustymi rękami. Sprawdził w praktyce swoją teorię i chociaż okazała się męcząca jak czołganie się przez zmrożone jelita giganta to jednak była słuszna. Znalazł drogę do wnętrza centrum dowodzenia bez uruchamiania energii i przepalania się przez pancerz. Chociaż na dłuższa metę to naprawdę była upierdliwa. Miał też nagrania z tego co do tej pory było za zamkniętymi drzwiami. Więc i reszta załogi mogła teraz obejrzeć na holoekranie ten archimedesowy mostek. Całkiem niczego sobie. Od razu widać było większy budżet niż to co mieli na frachtowcu. Tylko wszystko było ciche, martwe, ciemne i oszronione. Bez energii to było tylko muzeum do oglądania. I to takie do którego dostęp był dość karkołomny.

No i miał jeszcze coś. Nie udało mu się uruchomić tego oskórkowanego syntka. Może się na tym nie znał a może to już była z niego tylko kupa siedzącego, oszronionego złomu. Ale udało mu się wyjąć dysk pamięci przenośnej. Taki co pokazywał kto to jest i podstawowe dane. Zaniósł je do Vicente po przylocie. Informatyk odkrył, że dysk jest mocno zużyty. Dekady przebywania w takim mrozie nie wpływały na elektronikę zbyt dobrze. Więc większość danych była utracona. Ale coś odczytać się jednak dało.

To był mimo wszystko człowiek a nie syntek. Właściwie cyborg. Mocno zimplantowany, prawie na 100% ale jednak pod metalową czaszką musiał się kryć ludzki mózg. Nazywał się Brian Johnson i miał stopień majora ochrony “Archimedesa”. Dało się nawet odtworzyć kawałek obrazu.

---


- Ponosimy straty! Gdzie ci marines!? - w ekranie holo przed jakim siedział kapitan widać było jakąś brudną, osmoloną twarz w pełnym, hermetycznym pancerzu bojowym.

- Spokojnie chłopie, wytrzymajcie jeszcze trochę! Są już na naszej orbicie, zaraz u nas będą! - dowódca próbował uspokoić podwładnego a szybko przełączył się na drugie łącze.

- Sanders melduj! Kiedy przebijecie się do Kleeberga?! Nie możemy czekać na marines! Nie zdążą! - na drugim ekranie pojawiłą się druga twarz, tak samo brudna i w takim samym pancerzu.

- Próbujemy szefie! Ale jest ich tu od kurwy nędzy! - mężczyzna z oznaczeniami porucznika i nazwiskiem SANDERS nad sercem odparł bez wahania. Coś tam się paliło by było pełno dymu a on sam stał na jakimś korytarzu. Widać było plecy z butlami tlenowymi i jak pozostali żołnierze strzelają do czegoś w głębi korytarza. Strzelali na całego. Jak podczas regularnej walki o budynki, statki czy bazy. Jakieś krzyki zwróciły uwagę kapitana na pierwszego porucznika.

- Panie poruczniku! To Adams! - krzyknął jakiś z żołnierzy i porucznik a wraz z nim kamera skierowała się na jednego z ochroniarzy. Ten kręcił głową jakby wpadł w jakiś amok, trząsł się jak w febrze i coś bredził. Pozostali błyskawicznie się od niego odsunęli i wycelowali w niego broń.

- Zmienia się! Zmienia się w to coś! Teraz będzie jednym z nich! - krzyknął z przestrachem któryś z żołnierzy.

- Odsuńcie się! Kryć się! Fire in the hole! - Kleeberg się nie patyczkował. Rzucił w kierunku Adamsa granat. Ten poleciał, potoczył się a potem się zatrzęsło gdy oficer też rzucił się za jakieś biurko. Zaraz eksplozja plazmy zalała hukiem i błyskiem całe pomieszczenie. Po czym zrobiło się cicho. Oficer wyjrzał ostrożnie zza biurka ale tam gdzie niedawno telepał się Adams został tylko wypalony, wciąż dymiący okrąg.

- Jak go dorwało?! Przecież mamy skafandry! Jak to przenika przez skafandry!? - krzyczał spanikowany żołnierz.

- Stul się! Pewnie miał przebicie! Musiał oberwać i nie zauważył! Sprawdźcie swoje skafandry! Ale już! - porucznik Kleeberg stłumił histerię w zarodku dając swoim ludziom jakieś konkretnie zajęcie.

- Oh nie… - jakiś głos obok majora, w centrum dowodzenia odwrócił jego uwagę. Spojrzał w jego stronę i widać było jakiegoś cywila siedzącego za podobną konsoletą jak dowódca ochrony. Coś w jego głosie było takiego, że wszyscy spojrzeli w jego stronę. A skanerowi broda się trzęsła i dłonie nagle też zaczęły.

- Co się stało Chi? - major chyba próbował swoim spokojem dodać otuchy koledze który wyglądał jakby zobaczył ducha. Skaner przełknął ślinę, spojrzał na niego i chciał coś powiedzieć. Ale nie mógł.

- Daj mi to. - do rozmowy wtrąciła się szybko jakaś kobieta. Ta akurat była załodze “Aurory” znajoma. To była Shanna Allman, inżynier łączności jaka zakończyła swój żywot w kapsule ratunkowej. Ale w tych nagranych wspomnieniach była jeszcze cała, żywa i zdrowa.

- O nie! To flota! Uruchomili emitery! - spojrzała z rozszerzonymi z grozy oczami prosto na majora.

- Skasują nas… Skasują nas wszystkich… Jebane skurwysyny! Przecież my jeszcze żyjemy! - wydarł się ze złości Lampke którego też znaleźli zamrożonego na kość w tej samej kapsule ratunkowej. Ale w tym nagraniu z bezsilnej wściekłości mógł tylko pogrozić tym emiterom pięścią.

- Mowy nie ma! Ewakuacja! Opuścić pokład! Natychmiast! - i nastąpiła scena chaosu. Jak ktoś się zerwał i wypłynął, ktoś krzyczał, że trzeba zostać by pokierować tą ewakuacją bo w końcu to jest mostek do cholery. I sporo z nich mimo wszystko zostało. Aż w krótkim błysku wszyscy zniknęli. Rozpadli się w proch i pył. Rozpadł się też i major. Chociaż jego sztucznego ciała zostało więcej niż innych. Ale na tym filmik się kończył.


---



Vicente



Odkąd wrócił z mesy do siebie nie miał chwili spokoju. Cały czas coś robił i cały czas ktoś mu przerywał. Zrobił ten algorytm na wyszukiwanie zakłóceń i wrzucił komputerom do mielenia gdy wrócili ci z porannej wyprawy. I okazało się, że mieli rannych ale Seth czuwał i szybko się nimi zajął. Potem spotkał się z Ryanem co przyniósł zdobyty w HQ dysk z jakiegoś syntka. Co dało mu znów zajęcie. Tylko, że jak zbadał to cacko to była nie lada gratka. Móc badać sprzęt o kilka generacji nowszy niż to co miał na pokładzie. Niestety cacko kiepsko zniosło długie przebywanie w skrajnie niskich temperaturach i niewiele danych udało się odzyskać. A to był tylko awaryjny i pomocniczy dysk pamięci. Nie wiadomo co tam jeszcze krył ten syntek. Właściwie cyborg. Ale to się dowiedział dopiero po zbadaniu danych. I była jeszcze cała reszta centrum dowodzenia.

Do tego Zeeva przyniosła mu odcięty łeb jakiegoś droida. Z tego co mówiła to należał do jakiegoś szturmowego droida. Co prawda humanoidalny ale żaden SP. Typowy “blaszany drwal” jaki dla wygody ekwipowania i kwaterunku miał kształt zbliżony do ludzkiego. Tylko znów całkiem nowoczesny model niż te o jakich słyszał czy badał Vicente. Miał świetne soczewki, musiały świetnie wyłapywać obraz. Ale już nie miał czasu tego badać dokładniej. Bo właśnie komputery przemieliły jego algorytmy i pokazały co znalazły.

No to o czym sam wiedział to dzisiaj w dzień z ogrodu. I sprzed paru dni przed kajutą Agnes, też na korytarzu. Chociaż krótsze i na mniejszym obszarze. I jeszcze w korytarzu między ładownią 4 a 6. Tylko tam śnieżyło cały czas to może jakaś standardowa awaria kamery. Przy śluzie osobowej 15-ce też były jakieś krótkotrwałe zakłócenia. I jeszcze w korytarzu przy mostku. Jednak poza tymi zakłóceniami obrazów kamer system nie meldował żadnych nieprawidłowości.

I w międzyczasie udało mu się złamać kodowanie tych nośników danych ze skrzyni. Bo okazało się, że nie wystarczy je wpiąć, trzeba jeszcze rozkodować. Co też mu nieco zajęło czasu. I na jednym znalazł coś ciekawego. Wydawało się, że prezydent z dużego, zamieszkałego księżyca na Deneb IV gdzie swoją drogą mieli lecieć zamiast do Antaresa, to stary, skorumpowany łapownik. I Vicente patrzył na twarde dowody tych przelewów na tajne konta pana prezydenta. Ostatnie z 2494 roku. Kilka sezonów przed tym nim on i Tony zamustrowali się na “Aurorze”. Na drugim była lista punktów kontaktowych w całym systemie Deneb. Niektóre nazwy to nawet kojarzył chociaż ze słyszenia ze swoich wizyt podczas lotów do tego systemu w jednym czy dwóch to nawet był. Chociaż nazwiska i facjaty nic mu nie mówiły. Trzeci był w zbyt kiepskim stanie by dało się coś odczytać.



Jericho



Gdy kwatermistrz razem z Ryanem wrócił na macierzysty statek i w końcu przyszedł do mesy miał okazję razem z nim ujrzeć istną skrzynię skarbów na stole. Chociaż już z nieco skromniejszymi zasobami niż gdy pierwsza trójka wykopała, uzbroiła, rozbroiła i otworzyła ją w ogrodzie. Ale starocie jak z antykwariatu były w cenie. Jak te księgi i obrazy były prawdziwe to musiały być sporo warte. Przynajmniej takie jakie nie zadawały głupich pytań na temat ich pochodzenia albo wprost do kolekcjonerów takich pamiątek. Wyglądały jak własnoręczne rękodzieło sprzed setek lat, z samej Ziemi. Jak tylko było prawdziwe to musiało być sporo warte.

I jeszcze markowy alk i prawdziwa, kawa w ziarnach. Wciąż szczelnie zamknięte. Kilka butelek. Trochę nie wiadomo ile mogło być to warte ale na pewno można było się czuć elitą pozwalając sobie na taką ekstrawagancję aby pić coś co wyrosło albo wyprodukowano na samej Ziemi, w kolebce całej ludzkości.



Tony i Agnes



Po tym jak Vicente ich opuścił w mesie już prawie w porę obiadu właściwie nie zdążyli się porządnie zastanowić czy już zrobić ten obiad jak są już w mesie, wrócić do swoich zajęć czy jeszcze zająć się czym innym. Bo przez nadajniki dropshipa i mostek Aurory przyszedł meldunek od Chris.

- Dziewczyny spotkały jakiegoś robota na stacji. Zaatakował ich. Zeeva oberwała ale niezbyt poważnie ale go załatwiła. Alice poparzyła się chłodziwem. Ale ich stan jest stabilny, udzieliłam im pierwszej pomocy. Chłopaków już zawiadomiłam, lecą do nas i zwijamy się stąd. Proszę dajcie znać Seth by był w pogotowiu. - Chris przesłała pierwszy meldunek jak tylko opatrzyła koleżanki i dała znać chłopakom, by wracali na pokład. Potem jak byli w komplecie i odbili od zdewastowanej stacji.

Seth zbladł jak się dowiedział o rannych na pokładzie wracającego dropshipa. Ale jako profesjonalista czekał w pogotowiu. I długo czekał. Jak i wszyscy na frachtowcu. Prawie całą godzinę nim dropship pokonał trasę i zacumował w hangarze. By zabić czas konsultował się z mostka z Chris by mu zdiagnozowała stan pacjentek. Tak mógł dość dobrze się zorientować na co powinien się przygotować. I tutaj to paramedyczne wyszkolenie Chris okazało się pomocne bo ten medyczny żargon to może jeszcze Agnes mogła łapać o czym rozmawiają. Koniec końców Seth coś mruczał, że jeśli ich SP się nie myli w diagnozie to sytuacja raczej nie jest poważna. Właściwie to nawet mogli sobie urządzić telekonferencję z załogą dropshipa a nie tylko z Chris. I tak tam czy tu wszyscy czekali aż “Black Hawk” dobije do frachtowca. Dopiero jak dobił znów zrobiło się szybciej i głośniej.

W ciągu paru godzin sytuacja mocno się zmieniła. Na stole mesy stała namacalna skrzynia ze skarbami wykopana z ogrodu o jakiej nikt z nich nie miał pojęcia skąd się wzięła w ich ogrodzie. Na “Archimedesie” Alice znalazła kontenery z prętami uranowymi i awaryjny restart generatora, Zeeva jakiegoś agresywnego droida a chłopaki przejście do centrum dowodzenia i to nagranie jakie rozkodował Vicente.

- Jak kogoś to interesuje to z dziewczynami w porządku ale zalecałbym aby się oszczędzały. Aha, Vicente bym był wdzięczny jakbyś rzucił okiem na wszczepy Zeevy. A tak w ogóle to mam wyniki tych próbek z kapsuły. Są czyste. Nadal żadnych ponadstandardowych drobnoustrojów. - na holo pojawiła się długowłosa głowa medyka jaki znalazł chwilę by powiadomić ich o wynikach próbek z kapsuły gdzie znaleźli trójkę skamieniałych na kość załogantów ze stacji.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline