Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-12-2020, 14:36   #125
Pieczar
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
- A jak ten świrus się nazywał w ogóle? - w sumie to na obecną chwilę tylko ta rzecz ją jeszcze interesowała - Bo już tyle wersji słyszałam, że sama nie wiem, której zaufać. - spojrzała wyraźnie skołowana - I mówisz, że za miasto? - zdziwiło ją to stwierdzenie, szczególnie, że Trójhak mówił iż takie wyjście nie istnieje - To można kanałami wyjść poza miejskie mury?

- Nie pamiętam. Ale ten jego brat to szefcem był. To na Szewskiej pewnie go znali. - Stary Franz podrapał się po szczecinie. Widać było, że ciężko mu wygrzebać detale tamtej afery sprzed kilku lat.

- I za miasto no na przykład do portu. Jak czekała na nich łódź mogli popłynąć na jakiś statek albo w ogóle z portu. W mieście pod murami to nie ma odpływów, wszystkie skierowane są do portu. - pokręcił głową by doprecyzować o co mu chodziło z tym umiejscowieniem wylotów kanałów.

Kątem oka dostrzegła jak w lokalu pojawił się Karlik. Nie miała zamiaru więc kazać mu na siebie czekać a że z poczciwym przemytnikiem i tak obgadała już wszystkie interesujące ją tematy. Postanowiła kulturalnie zakończyć konwersację.

- Hmmm… - zadumała nad ofertą Franza co do przemytu tylko jemu znanymi ścieżkami - Powiedzmy, że aktualnie robię rozeznanie w rynku aby wiedzieć na ile dany biznes mi się opłaci. Trasa zapewne wiodłaby z portu pod mój dom ale póki co to też nic pewnego. - uśmiechnęła się słodko dopijając resztę piwa - A na tą chwilę. Ty znasz mnie a ja znam Ciebie i oboje wiemy gdzie siebie szukać. - odsunęła krzesło chcąc wstać lecz nim wyprostowała się do końca raz jeszcze oparła ręce o blat stołu ponownie ukazując swoje wdzięki - Ale naturalnie jakby co to nie wiemy o sobie nic - szepnęła - A póki co. Dziękuję lecz muszę cię przeprosić. Interesy wzywają.

- Ah tak… - mina kanalarza sugerowała, że nie cieszy go taka odpowiedź. Jakby ktoś mu zabrał sprzed nosa miskę jedzenia jakie już zdążyło mu narobić smaka. W końcu wzruszył ramionami. - Jak chcesz. Będziesz coś wiedzieć to przyjdź. Ja nie robię za ładne oczy. - powiedział kwaśno dając znać, że piłeczka jest teraz po stronie klientki i póki ta nie przyjdzie to nie ma zamiaru zajmować się jej sprawą.

- Ależ oczywiście. - zgodziła się z sugestią przemytnika - Do zobaczenia niebawem. - skłoniła lekko głową a następnie z gracją godną baletnicy ruszyła w kierunku stolika przy którym rozsiadł się jej opasły kolega ze zboru.

Jej biodra falowały niczym niespokojny ocean. Lewo, następnie krągły zwrot i w prawo i tak raz za razem. Wiedziała iż każdy zdrowy mężczyzna choć na chwilę, ukradkiem rzuci na nią okiem. Nie przeszkadzało jej to a wręcz przeciwnie. Można by powiedzieć, że czuła wtedy satysfakcję i podniecenie wiedząc, że w myślach większość z nich rozbiera i bierze ją w inny sposób. Gorzej jednak, gdy któryś z takich rozochoconych podlotków w swej ekscytacji postanawiał dać upust rozgorączkowanym emocją i klepnąć ją w tyłek. Równało się to z jej natychmiastową reakcją i wielkim czerwonym śladem jej smukłych i długich paluszków na opryskliwej i zdziwionej facjacie niczego niespodziewającego się amatora końskiego podrywu. Tym razem obyło się jednak bez takich ekscesów. Tylko jeden, mocno zawiany delikwent postanowił w dość typowy dla takich elementów jak on skomplementować jej wdzięki. Ver jednak spławiła go dość olewczym spojrzeniem i ruszyła dalej pozostawiając nicponia samego sobie.

- Nie spodziewam się po nim zbyt wiele. - podsumowała dywagacje Karlika na temat Silnego, który podjął się tej raczej dość delikatnej roboty - Żeby tylko nikogo po pysku tam nie lał, bo więcej kłopotu niż pożytku nam sprawi. To raczej dość delikatna i dyskretna fucha. - nagle pewien dość oczywisty w tym momencie pomysł wpadł jej do głowy - A gdyby następnym razem do tego wina dodali coś od siebie Sebastian i Strupas? Tak wiesz. Przed sama akcja albo ciut wcześniej. Tak żeby klawisze nabawili się sraczki lub nie wiem ospy bądź gorączki krwotocznej. - jej ton był znacznie niższy niż jeszcze dwa zdania wcześniej - Ułatwiłoby to ewentualną ucieczkę wcześniej przygotowaną trasą. Co o tym myślisz? - rzuciła spojrzenia na kolegę po fachu działającego jednak po tej ciemniejszej stronie rynku.

- Też mam nadzieję, że dotarła do niego powaga sytuacji i pohamuje swój krewki charakter. W końcu jest porywczy ale nie głupi. - trochę nie bardzo było wiadomo czy Karlik wyraża swoje nadzieję czy obawy. Ale teraz już i tak nic nie mógł na to poradzić, wszystko było w silnych rękach Silnego.

- A takie dodatki do trunków to trzeba by ustalić z szefem. Teraz to mi wystarczy, że tam się pokażą, grzecznie rozładują wóz i wrócą. Poza tym nie wiadomo jak rozdzielane te zapasy. Głupio by było otruć tą jaką mamy stamtąd wyciągnąć. - grubas wychylił z kufla jaki mu przyniosła kelnerka i jak przełknął to pozwolił sobie na swój komentarz do propozycji koleżanki.

- Raczej wątpię by dawali jej wino. Nie można jednak tego wykluczyć. Szczególnie że panowie ponoć lubią sobie pochędożyć - wyraziła swoją opinie - No i rzecz jasna. Nic bez wiedzy przełożonego. - ząbki ciemnowłosej wdówki zamigotały w szaro-burym lokalu - Wracając zaś do tematu moich fatałaszków. To wiesz. Bez tych peruk mam trochę związane ręce. - dodała chcąc niejako zmotywować opasłego kwatermistrza do postawienia tej sprawy jako priorytet - Również żałuję, że to taka drobnica. Byś tylko zobaczył ile tam towaru było. - jej mina nagle posmutniała - Nie mogłam jednak się na niego połasić, bo zmarnowałabym szansę dostania się na wyspę przemytników. Grubson płaci Czarnemu więc gdybym opędzlowała mu magazyn. Książe podziemia mógłby mieć do mnie słuszne pretensje. Chyba sam rozumiesz. - wytłumaczyła w skrócie motywy, które nią w tamtej chwili kierowały - W każdym razie w związku z tym napadem jestem zmuszona zmienić moje alterego a bez nowej fryzurki będzie to bardzo ciężkie do osiągnięcia. - Uśmiechnęła się uroczo odgarniając kosmyk włosów, który właśnie opadł jej na czoło - Jeżeli zaś chodzi o fanty to umówmy się w ten sposób, że wszystko co chciałabym spieniężyć czekać będzie na ciebie w dziupli przygotowanej dla Normy. - uznała miejsce za względnie bezpieczne - Chociaż nie ukrywam, że błyskotki zostawię dla siebie. Rzeczywiscie moga sie przydać w trakcie zakładów czy to na arenie czy w "Trzech żaglach" - podpowiedź Karlika miała sens. W takich miejscach raczej nikt nie dochodził pochodzenia wkładu a jedynie rozważał nad jego wartością, która powinna mimo wszystko być korzystniejsza dla Versany.

- A co Ty na to by następnym razem skroić cały magazyn? - uśmiechnęła się chytrze niczym lisica.

- Cały magazyn? Nie żartuj. - Karlik lekko prychnął chyba uznając to za żart a nie poważną propozycję. - A perukami się nie zajmuję. Ale mogę się rozejrzeć. Coś znajdę to dam znać. Mówiłem przecież. Łasicę zapytaj. Ona ma znajomych bardziej z takich kręgów. - grubas wydawał się lekko zirytowany, że musi powtórzyć o tych fatałaszkach coś co już mówił. Widocznie nie zapomniał ale dawał znać, że załatwi to po swojemu i nagabywanie go o to może go tylko bardziej zirytować.

- Spotkałem Strupasa parę dni temu. Chyba pojechał do osady naszych nietuzinkowych krewniaków. Mam nadzieję, że mu się uda. - grubas siąpnął nosem i zmienił temat poprzedni widocznie uznając za zakończony.

- Jak się uda to może uda się ustalić jakiś punkt kontaktowy z nimi. Będziemy mogli się wymieniać. Oni tam głodują więc potrzebują głównie jedzenia. A co mogą dać w zamian to mam nadzieję, że Strupas wróci to powie. Szef kazał to zorganizowałem transport ale nie uśmiecha mi się bawić w sponsora na darmo. Więc jak znasz jakieś miejsce za miastem by się kontaktować z nimi to daj znać. - powiedział zerkając nieco zaczerwienionymi oczami na czarnowłosą rozmówczynię.

- Już się nie denerwuj. - starała się udobruchać lekko podirytowanego kolegę - Źle cię zrozumiałam. Sporo spraw mam ostatnio na głowie. - uśmiechnęła się łagodnie i sympatycznie - I tak, tak. Cały magazyn. Ostatniej nocy jakbym miała do dyspozycji woźnicę i z dwóch tragarzy to zostawiłabym skład przetrzepany niczym dupsko portowej dziwki w dniu wypłaty okolicznych parobów. - była pewna tego co mówi - Skoro dałam radę wejść do jednej pakamery to dam radę dostać się do następnej. - niemalże duma przepełniała jej słowa - Huberta i tak nie mogłam opędzlować do cna. Stracił stosunkowo niewiele jednak wystarczająco by nie chlapać ozorem na lewo i prawo. - postanowiła podzielić się swym nietypowym znaleziskiem - Nasz poczciwy konkurent w magazynie ma biuro a w biurze ukryty sejf, w nim zaś trzymał ciekawy list. Korespondował w nim z niejakim Beckerem czy jak mu tam. Był on w każdym razie jakimś radnym gildii sukienniczej i wyglądało na to, że Hubert musiał z nim po cichu pod biurkiem dogadać się apropos włączenia do ów organizacji. - uśmiechnęła się szyderczo - Zastanów się więc nad pomysłem skrojenia innego magazynu. - zachichotała cicho - Jak to się mówi. Pieniądz nie śmierdzi a kradzione nie tuczy. A skoro już mowa o smrodzie i skoro jesteśmy już przy przy temacie zarówno Grubsona i naszego kolegi ulicznika. - zmieniła nagle temat nawiązując do tego, który zaczął zaopatrzeniowiec kultu - Miejsca nie znam. Poznałam jednak pewną pannę gajową, której Hubert nie zapłacił za dostawę skór. Postanowiłam jej pomóc co wiązać się będzie z pewnego rodzaju długiem wdzięczności. Może ona by się orientowała lepiej w głuszy. Chociaż… - zadumała chwilę - Strupas był już u naszych przyjaciół z lasu nie raz więc zapewne zna jakieś dogodne miejsce - Ja mogłabym zadbać o transport zarówno do jak i z miasta. O znajomych kanalarzach już wiesz. Możnaby więc pomyśleć o rzecznym spływie. Skoro norsmenom udało się przepłynąc swoim drakkarem przez miasto to jakiejś dużo mniejszej i mniej pozornej łódce tym bardziej powinno się udać a z rzeki już rzut do kanałów. Co o tym myślisz? - spojrzała pytająco ma jednego z ważniejszych ludzi w kulcie.

- Do spływu rzeką to trzeba poczekać aż lód puści. Zwykła łódź nie przebije lodu na rzece. - Karlik pokręcił swoją wielką głową i z niesmakiem spojrzał na swój pusty już kufel. Podniósł go w górę i dał znać kelnerkom, że potrzebuje nowej dostawy. Rzeczywiście w takim mrozie to grzańca na rozgrzewkę piło się samo jakoś bez udziału woli.

- A jak masz jakąś znajomą dzikuskę to może być. Zapytaj ją o jakiś spokojny adres w pobliżu miasta gdzie nikt nie zagląda. Najlepiej by co pokazała. Albo komuś od nas by potem samemu tam trafić. - wrócił do rozmowy o planach na przyszłość z rozwinięciem tej lini wymiany i komunikacji ze znajomymi Strupasa jacy mieszkali gdzieś w okolicy.

- I ja raczej nie zajmuje się obrabianiem czyichś magazynów. Nie moja branża. - pokręcił głową na znak, że takim regularnym obrabianiem cudzych własności nie jest zainteresowany. Poczekał po akurat podeszła ta rącza kelnerka z jego grzańcem uśmiechając się do niego sympatycznie gdy stawiała przed nim pełny kufel a zabierając pusty po czym odeszła od stołu więc kontynuował.

- Nie wiem czy wiesz na co się piszesz. Trzeba zorganizować wóz, konia i woźnicę. Przynajmniej jednego. Potem ładować to z magazynu na wóz. Odjechać. Znów rozładować ten wóz w jakiejś dziupli. Trzymać to w tej dziupli licząc, że nikt nie znajdzie. A potem jeszcze wymyślić jak opchnąć taki trefny towar. Skoro nie mowa o jakimś pierścionku czy innej dupereli tylko o ilości liczonej w wozach. - grubas pokręcił głową by dać znać, że nie ma przekonania do takiego skomplikowanego i ryzykownego przedsięwzięcia. Mowił jakby chodziło o całą ekipę która musiałaby być pewna by żaden nie wsypał przez albo po a w trakcie nie nawalił. Coś co mogło się udać na małą skalę jak ostatniej nocy zrobili we dwójkę z Kornasem niekoniecznie musiało się sprawdzić w działaniach na większą skalę.

- I Grubson dogadał się z Beckerem pod stołem? No ciekawe. Chociaż mnie to jakoś nie dziwi. Kto by brał do rady gildii kogoś kto nie umie robić interesów? - zaśmiał się cicho upijając łyk z nowego kufla. Chociaż o tych konszachtach jednego z drugim był trochę zaskoczony to, samo zjawisko traktował raczej rutynowo.

- Ale oficjalnie wszyscy jesteśmy bogobojni i uczciwi więc taki list mógłby narobić im obu. Możesz to jakoś rozegrać. Teraz Grubson pewnie zacznie mieć nerwowy czas. Pewnie zrobi co się da by złapali sprawców i odzyskali towar. Ciekawe czy pójdzie do Czarnych. - spaślak uśmiechnął się ironicznie na tą wzmiankę o prawych obywatelach Imperium jakimi byli na pozór. Ale o losie drugiego grubasa mówił z lekką, złośliwą ironią i rozbawieniem.

- Sęk w tym, że to właśnie Czarny zlecił mi odnalezienie tego listu. Z resztą nie tylko listu. - uśmiechnęła się szyderczo - Mam na celowniku jeszcze dziennik Grubsona. Obawiam się jednak, że trzyma go w domu, bo w sklepie go nie znalazłam. - posmutniała nawiązując do drugiego obiektu pulchnego kupca, który udało się jej zwiedzić tamtego wieczoru - Natknęłam się za to na tomik z poezją po bretońsku z bardzo osobliwą dedykacją. - oczy aż się jej świeciły gdy wspominała o tym detalu, który wszak, mógłby być zaczątkiem całkiem zgrabnej intrygi - A kobieca intuicja podpowiada mi kto mógł być autorem ów inskrypcji i jak zapewne się domyślasz wątpliwe by to była jego żona. - roześmiał się głośno odchylając głowę do tyłu - Jeżeli zaś chodzi o te magazyny to nie ma sprawy. Do niczego nie zmuszam. Jednak pamiętaj, że ja na takie przygody się piszę. - nie miała zamiaru raczej zabierać się za to sama. Logistyczne wsparcie i znajomości Karlika w tej materii były nieocenione a wręcz niezbędna. Choć tak naprawdę póki co z podobnymi działaniami trzeba było dać sobie spokój. Co najmniej do chwili gdy wrzawa wokół magazynu Grubsona trochę ucichnie.

- Dzikuska czy nie dzikuska. - wróciła na chwilę do tematu Dany - Może przydać się zarówno w zlokalizowaniu odpowiedniej skrytki jak i pozyskaniu zapasu żywności dla naszych przyjaciół. Skoro zbiera skóry to i zabija zwierzynę. - uśmiechnęła się na myśl upieczenia dwóch pieczeni na jednym ogniu - W Agnestag ma być w mieście to może i uda mi się z nią coś dogadać w związku z powyższa sprawą.

- No to ją zapytaj jak ją będziesz widzieć. - grubas wzruszył swoimi wielkimi ramionami na znak, że nie widzi chyba powodu dalej gdybać o myśliwej z trzewi lasu która w najbliższym czasie będzie nieosiągalna.

- A Grubson może pójść na skargę do Czarnych. Że go ktoś obrobił mimo, że oni mieli zapewniać ochronę. To Czarny może się poczuć, że ktoś mu bruździ na lewo. No ale może nie pójdzie jak mają jakąś kosę ze sobą. - grubas zastanawiał się chwilę nad tymi możliwościami i motywami Grubsona. Sytuację utrudniał ten niecodzienny status kupca który jakoś wyrwał się spod kurateli najsilniejszej bandy w mieście wyłamując się ze schematu.

- I mówisz Czarny jest zainteresowany szpargałami grubcia? Ciekawe. - przy tym aspekcie Karlik prawie postawił uszy wyczuwając coś ciekawego w tym wątku. - I gruby kupiec może mieć kochankę? No aż tak to mnie nie dziwi. Od pewnego szczebla w hierarchii nawet jakby wypada. Wierność jest dla biednych jakich na to nie stać. Albo dla tchórzy co boją się sięgnąć po okazję. - machnął swoimi pulchnymi palcami na znak, że sprawa z ewentualną kochanką też jakoś go aż tak nie dziwi.

- Ale zdziwiłbym się jakby Czarnego interesowało pożycie jakiegoś kupca. Chociaż może na jakiś szantażyk… - kolega ze zboru zastanawiał się nad kolejnym aspektem relacji Huberta z Czarnym Peterem i chyba nie mógł sobie wyrobić zdania. - Może jak zdobędziesz ten dziennik to się wyjaśni. Ogólnie dziwi mnie trochę, że Czarny pozwala tak fikać Grubsonowi. Powinien zrobić to co zwykle czyli posłać paru rączych chłopaków z kastetami by przypomnieli mu gdzie jego miejsce. Coś może jest na rzeczy. - przyznał, że sprawa nawet go zaciekawiła skąd to niestandardowe zachowanie jednego i drugiego.

- Hubert ponoć znalazł coś co nie do końca odpowiada Czarnemu. - dodała sama zaciekawiona tym detalem - Nie wiem jednak co. Jeszcze. - uśmiechnęła się chytro i złowieszczo zarazem stukając palcami o blat jeden po drugim niczym jadący stępa koń.

- Hubert coś znalazł? Co nie odpowiada Czarnemu? No, no… Popatrz jaki spryciarz z tego Huberta. - Karlik mruknął z zaskoczeniem wcześniej widocznie nie posądzając grubego kolegi z branży Versany o takie numery. Pstryknął kufel jaki stał przed nim zastanawiając się nad tym wszystkim.

- No ale tak to nadal nic nie wiemy. Trzeba się dowiedzieć o co chodzi. To kto wie? Może da się jakoś coś z tego ugrać dla nas? Potrzebujesz czegoś do tej rozgrywki? - największy gabarytami kultysta widocznie doszedł do wniosku, że od samego gadania o tych powiązaniach między Czarnym a Grubsonem niewiele więcej się dowiedzą więc to na koleżankę spadało coś podziałać w tej kwestii. Niemniej pytał jakby gotów był ją jakoś wesprzeć w tym szczytnym celu.

- Materialnie raczej nie. - zamruczała zastanawiając się nad propozycją pomocy ze strony kultysty - Muszę jednak dostać się do jego kamienicy, bo najpewniej to tam trzyma swój dziennik. Jakiś pomysł?

- Nie znam go. Kojarzę o kogo chodzi i gdzie ma sklep przy Placu Targowym. - Karlik wzruszył i potem rozłożył swoje wielkie ramiona na znak, że nie bardzo wie jak mógłby pomóc koleżance. - Ja bym raczej wstydliwego albo czegoś ważnego obcym nie pokazywał. To chyba raczej nie zacznie ci się chwalić jakimiś podejrzanymi listami czy dziennikami. Sam nie wiem jak to ugryźć. - przyznał po chwili zastanowienia.

- Ja póki co mam dwa pomysły. - odparła niezbyt pewnie jeżdżąc palcem po górnej krawędzi niemalże pustego kufla - Pierwszy to po prostu włamać się do domu podczas nieobecności właścicieli i służby. - twarz jej wykrzywił jakby nagły skurcz - Nie wiem jednak jak ich stamtąd wygnać. - przyznała otwarcie, że gdyby chodziło tylko o przetrzebienie wnętrza to nie stanowiłoby to dla niej żadnego problemu - Drugi zaś. Dużo bardziej jednak zawiły to wyznać skrycie żonie Grubsona iż ma on kochankę i że warto by było aby zajrzała do jego biurka w sklepikowym biurze. - oczy rozpromieniał zwyczajowy płomień gdy Ver knuła intrygę - Kobiety w afekcie robią wiele brzydkich i często nieprzemyślanych rzeczy. Może wtedy właśnie dostałabym się do środka i miała czas porozglądać się bądź zasugerować samej ukochanej Huberta by odnalazła i pokazała mi jego dziennik. - spojrzała na Karlika a następnie wypiła resztę piwa.

- Nie znam jego ani jego żony. Ani listów ani dzienników. Nie mam pojęcia jak mogą zareagować na to czy co innego. - grubas pokręcił wielką głową na znak, że w tak obcej dla niego sprawie nie czuje się mocny coś doradzać. - Ale wątpie czy jeśli mają służbę to by dało się ich wszystkich pozbyć z domu. Może w nocy. Ale w nocy to pewnie sami Grubsonowie są w domu. Albo ryzykuj włam na śpiocha albo jakoś w dzień. Nie wiem. U nas zwykle Łasica robi takie roboty. - kupiec nie bardzo zdradzał chęć by coś się wypowiadać w tak mętnej i obcej dla niego sprawie.

- Pozostaje mi więc porozmawiać z naszą granatowowłosą koleżanką. - wzruszyła ramionami na znak, że teraz i tak nic nie wykombinuje. - Tobie zaś dziękuję za rozmowę, radę i chęć pomocy. Gdy będę jej potrzebować lub gdy dowiem się czegoś a propos tego punktu przekazowego dam ci znac. - uśmiechnęła się wdzięcznie - A póki co wybacz. Spieszę na spotkanie z dwiema ślicznymi damami. - twarz sama się jej uśmiechała na myśl o Łasicy i Rosie - Pamiętaj proszę o tej paczce, którą pozostawię dla ciebie w dziupli. - dodała na odchodnę po czym wstała, ukłoniła się lekko i ruszyła w kierunku wyjścia.
 
Pieczar jest offline