Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-12-2020, 14:39   #127
Pieczar
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Wieczór; port


Na zewnątrz panowały już nocne ciemności chociaż wieczór był w pełnym rozkwicie. W międzyczasie mróz jakby zelżał chociaż nadal było bardzo zimno. Za to wraz z delikatnym powiewem przyszła mgła. Przez co mijane światła domów dawały przyjemną dla oka poświatę łagodzoną przez mgłę, zwłaszcza z dalszej odległości. Mgła ograniczała widok do tuzina, może dwóch kroków. Ale wszyscy wiedzieli gdzie są i dokąd idą. Buty skrzypiały brudnym, zdeptanym śniegiem. A wkrótce dał się w powietrzu wyczuć słony, wilgotny zapach morza. Dotarli do portu. Tam przeszli kolejnym nabrzeżami mijając kolejnce zacumowane statki aż cała grupka zatrzymała się przy burcie jednego z nich. Rozległ się krótki, ostry gwizd zupełnie jak zwykle Łasica gwizdała na dwóch palcach. Ale tym razem zrobiła to pani kapitam. Zaraz dały się słyszeć kroki z góry, zza burty wychyliła się jakaś sylwetka i widząc powracającą kapitan zniknęła by spuścić drabinę na dół. Zupełnie jak Kurt na “Adele”. Wkrótce wszyscy znaleźli się na zaśnieżonym pokładzie i z powodu tej mgły chociaż na samym pokładzie nie przeszkadzała to nie było widać wiele więcej niż dziób i rufę najbliższych statków.

- A to moja ślicznotka. “Morska Tygrysica”. - kapitan nie ukrywała dumy ze swojego statku. Nawet jeśli dwie kobiety nie bardzo znały się na statkach. Zwłaszcza w nocy jak nie bardzo było widać tak jak w dzień te wszystie detale. W oko wpadało jednak, że w przeciwieństwie do “Adele” miał trzy maszty. Jeden duży na śródokręciu jak “Adele” i dwa mniejsze na każdej nadbudówce. Rozmiarowo oba statki były podobne, może nawet “Tygrysica” była trochę mniejsza.

- Przynieście szable do ćwiczeń! I zróbcie to światło! - kapitan krzyknęła na swoją załogę i ci chociaż chyba zdziwieni dwoma obcymi kobietami na pokładzie to jednak pobiegli wykonać polecenie dowódcy. Zaraz też na nieco zaśnieżonym pokładzie wyszli pierwsi z lampami olejnymi więc stopniowo robiło się coraz jaśniej.

- Właściwie to masz w tym jakieś doświadczenie? Co chcesz się nauczyć? - korzystając, że jeszcze chwilę potrwają te przygotowania de la Vega zwróciła się do tej którą miała szkolić.

- Raczej niewielkie. - rozłożyła ręce bezradnie a jej twarz wykrzywił delikatny grymas - Choć podstawy raczej mam opanowane. - dodała nie chcąc wyjść na całkowitego żółtodzioba - Więc może na wstępie jakiś mały sparing w trakcie którego ocenisz moje umiejętności i sama stwierdzisz nad czym trzeba popracować? - rzuciła zaczepnie stwierdzając, że takie rozwiązanie będzie najrozsądniejsze biorąc pod uwagę, że to nie walka wręcz była jej domeną.


---


- Ale się zgrzałam! - zaśmiała się pani kapitan podchodząc do tacy trzymanej przez Łasicę która przez czas tej pokładowej szkoły szermierki była całkiem przyjemną i uśmiechniętą sekundantką, asystentką i kelnerką jaka dbała aby i nauczycielka i uczennica miały czym zwilżyć gardło. Obie nabrały rumieńców i nieźle się zgrzały podczas tego hasania z drewnianymi szpadami po pokładzie. Versana też czuła jak rozpiera ją gorąco. Obie pozbyły się już swoich płaszczy i wierzchnich okryć bo przy tak intensywnym wysiłku było wystarczająco gorąco. Więc to serwowane przez granatowowłosą kelnerkę wino było jak najbardziej na miejscu.

Załoga zebrała się na pokładzie, obsiadła nadbudówki by obserwować ten pojedynek dwóch, młodych kobiet na tą drewnianą broń. I ich ochy i achy, śmiechy, komentarze, gwizdnięcia zazwyczaj spadały gdzieś na obrzeże postrzegania gdy obie musiały skupić się na sobie, broni własnej i przeciwniczki. Wydawało się oczywistym, że załoga raczej trzyma kciuki za swoją piękną pani kapitan. Ale skoro atmosfera nabrała rumieńców i obie strony już rozdziały się ze swoich płaszczy to panowie zebrani dookoła z przyjemnością obserwowali te zmagania w raczej luźnej atmosferze.

Przez większość tych zmagań prym wiodła morska wilczyca. Wydawała się sprawniej władać bronią co chyba nikogo nie dziwiło skoro to gość prosiła ją o lekcję. Ale i czarnowłosa wdowa okazała się nie aż takim żółtodziobem. Zwłaszcza na początku gdy de la Vega chyba poczuła się za bardzo pewna siebie i drewniany floret czarnowłosej trafił ją kilka razy z rzędu. Ale po tej nauczce kapitan sprawiła jej solidną ripostę spychając symulowaną przeciwniczkę do defensywy i też zadając jej kilka trafień jakie mogły owocować jutrzejszymi siniakami.

- Byłyście wspaniałe! Takie dwie kocice pełne gracji! Cudowne widowisko! Zresztą, zobaczcie, nie tylko ja tak uważam. - Łasica zdradzała takie samo podekscytowanie widowiskiem jak i załoga “Tygrysicy” i na nich zresztą wskazała ruchem głowy. Śmiechy i okrzyki z tej marynarskiej widowni tylko potwierdzały jej słowa. Ktoś z marynarzy podszedł i zarzucił obu zawodniczkom ich palta aby je nie przewiało na tym mrozie nawet jeśli w tej chwili go tak z miejsca nie czuły.

- Coś jednak umiesz. Nie jesteś żółtodziobem. W sklepie za ladą się tego chyba nie nauczyłaś. - mruknęła z zaciekawieniem kapitan zerkając w bok na pijącą z pucharu partnerkę w tej treningowej walce. Wydawała się zaintrygowana skąd niby zwykła kupiecka wdowa umiała tak przyzwoicie machać mieczem.

- A już skończyłyście? - Łasica trzymająca tacę z winem i pucharami patrzyła na nie obie nie ukrywając swojego podekscytowania jak tak stały we trzy tuż obok siebie.

- Tak. Skończyłyśmy. Szkoda byłoby się przeziębić. Więc zapraszam do mojej kajuty. Coś mi świta, że ktoś mi obiecał służbę i rozrywkę na dzisiejszy wieczór. - de la Vega odstawiła swój puchar na tacę trzymaną przez dłużniczkę i oddała jakiemuś marynarzowi swoją drewnianą broń dając znać, że koniec widowiska i dla nich i publiczności.

- Oczywiście. Jestem do waszej pełnej dyspozycji. - Łasica pokiwała wesoło główką potwierdzając swoją gotowość do współpracy. A wydawało się, że ta walka rozgrzała także i ją wprowadzając przyjemne dreszcze na karku i w spojrzeniu.

- W takim razie zapraszam. Chodźcie za mną. - kapitan podjęła się roli przewodniczki ale, że schody i korytarze na statku były dość wąskie to na raz mogły iść maksymalnie dwie osoby obok siebie. Wnętrze było podobne do tego co kultystki znały z “Adele”. Korytarze i schody oświetlone lampami, same w sobie niezbyt ciekawe. Reszta załogi gdzieś tam za nimi, tworzyła wesoły, podekscytowany gwar jaki stopniowo rozchodził się po trzewiach statku ale za ich trójką mało kto poszedł. W końcu kapitan otworzyła kluczem jakieś drzwi i poprosiła by poczekać bo musiała zapalić lampy wewnątrz by rozjaśnić wnętrze.

- No to witam w moich skromnych progach. - gospodyni wskazała dłonią i rzekła nieco ironicznym tonem. Na statku miejsce było ograniczone więc nawet kajuta kapitana obszarowo była mała jak na standardy choćby pokojów do wynajęcia w karczmach. Właściwie to była klitka. Ale własna. Jak się orientowała Versana zwykła załoga spała we wspólnych izbach a jedynie kapitan i oficerowie mogli sobie pozwolić na własne kajuty. I tak było na większości statków. W kajucie poza łóżkiem, też niezbyt pojemnym, były ze dwie szafy, jakieś wieszaki na ścianie i niewiele więcej. Ot typowo użytkowe pomieszczenie służące do spania i trzymania swoich rzeczy. Nie było więc dziwne, że i kapitanowie, i oficerowie, i załoga tak chętnie nocowali czy wynajmowali pokoje na mieście.

- Ciasne ale własne. - podsumowała skromnie mierząc wzrokiem kapitańską kajutę - Jakieś sugestie co do mojej formy i umiejętności. Na coś powinnam zwrócić szczególną uwagę? - postanowiła jeszcze na chwilę wrócić do tematu ich treningowej potyczki - A Ty kwiatuszku … - starała się by nawiązanie do tatuażu gospodyni było póki co subtelne niczym letni wiaterek - … nie przeszkadzaj sobie. - zwróciła na chwile wzrok w kierunku Łasicy - Masz chyba obowiązki do spełnienia względem pani kapitan i … - zrobiła dość długą i bardzo wymowną przerwę - … mnie - patrzyła na przyjaciółkę tak jak drapieżnik na ofiarę. Jej głos zaś emanował żądzą i pożądaniem. Nie starała się nawet ukrywać tego faktu przed charakteryzująca się dominującym charakterem przemytniczką.

- Oh bardzo chętnie! Czego sobie życzą piękne panie? - wydawało się, że Łasica prawie podskoczyła z radości i ekscytacji słysząc takie polecenie i zaproszenie do zabawy od swojej przyjaciółki.

- Zrób nam coś do picia. W tamtej szafie jest barek. Strasznie się zgrzałam. - gospodyni sprawnie się odnalazła w sytuacji i wskazała dłonią na jedną z dwóch szaf jakie stały pod ścianą. Łotrzyca energicznie pokiwała głową z uśmiechem potwierdzając to polecenie i ruszyła aby je wykonać. Otworzyła szafę i tam w przegródkach aby się nie poprzewracały stały różne butelki. Dziewczyna o granatowych włosach zaczęła je wyjmować i sprawdzać co tu przygotować dobrego a pani kapitan podobnie bez skrępowania pozwoliła sobie oglądać jej zgrabny i pocieszny profil.

- A co do ciebie… - ponieważ to zrobienie napitku musiało chwilę potrwać do kapitan wróciła do chwilowo przerwanej rozmowy z czarnowłosym gościem. - Musisz poćwiczyć nad kondycją. - dotknęła jej ramienia dając znać o czym mówi. - Jesteś całkiem szybka, masz dobry refleks co pozwala ci unikać ciosów albo wykorzystywać błędy przeciwnika. - powiedziała tonem przyjaznej mentorki. Rzeczywiście jeśli chodziło o refleks to obie prezentowały dość wyrównany poziom.

- To jest dobre do samych trafień w przeciwnika bez pancerza. Ale do przebicia się przez pancerz i to co pod nim to potrzebna jest siła. Mięśnie. - znów pacnęła nową znajomą w ramię skąd miała brać się ta siła uderzeń. - Nie walczyłyśmy na zranienia ale wydaje mi się, że jesteś dość wiotka. Nie wytrzymasz zbyt wiele trafień. Więc dłuższa walka, z równie szybkim albo opancerzonym przeciwnikiem jest dla ciebie mało korzystna. - dodała swoją opinię o bojowych wadach i zaletach jakie dostrzegła podczas krótkiej treningowej walki na pokładzie.

- Rozumiem. Co więc powiesz na kolejny sparing. Hmmm … - przewertowała w głowie na szybko swoje plany na najbliższe dni - Jutro? W południe? - nie miała do dyspozycji zbyt dużo czasu przed umówionym z Łasicą treningiem.

- Jutro? W dzień? Nie, nie mogę. - kapitan pokręciła swoją czarną głową z ciasno upiętymi włosami aby nie przeszkadzały jej w walce i całej reszcie. Chociaż i tak parę kosmyków zwisało jej luzem więc co jakiś czas machinalnie je poprawiała.

- Kiedy więc miałabyś czas? - uśmiechnęła się skromnie przygryzając dolną wargę.

- Może wieczorem w Agnestag. - odparła po chwili zastanowienia.

- Hmmm… - zadumała nad planami na ten dzień. Początek tygodnia był dniem w który spotykali się wszyscy na Adele. Nie mogła i nie chciała opuścić zboru. On jednak odbywał się późnym popołudniem. Co jakby dobrze poszło aż tak bardzo nie kolidowałoby ze spotkaniem z seksowną panią kapitan.

- Wstępnie możemy się tak umówić ale to raczej byłby późny wieczór. - zaproponowała bardziej odpowiadająca jej i Łasicy porę dnia - Mam kilka spraw do załatwienia i nie wiem jak długo mi z nimi zejdzie.

- Świetnie. Ja pewnie będę jak zwykle w “Żaglowcu”. Jak się spóźnicie to pewnie będę już wstawiona albo zajęta kimś innym. - powiedziała pogodnym tonem i spojrzała w stronę tej trzeciej z ich trójki.

- A co z nią? Myślisz, że da radę obsłużyć nas obie? Polecasz coś na początek? - wróciła do towarzyskiej rozmowy wskazując wzrokiem na ich kelnerkę jaka właśnie wybrała jakąś butelkę i teraz już ustawiała mosiężne, zdobione kubki aby nalać do nich trunku. Kapitan pytała z zaciekawieniem domyślając się pewnie, że obie z Łasicą znają się lepiej niż z nią.

- Dzisiaj to twoja służba. - Versana przypomniała swojej przeciwniczce w niedawnym pojedynku na drewniane szpady o warunkach zakładu, który z reszta wilczyca morska wygrała - Wydaj polecenie a sama się przekonasz jak sumiennie je wykonuje. - brzmiało to dokładnie tak jak miało brzmieć, dwuznacznie - Dość miło się na nią patrzy z góry kiedy potulnie niczym kocica klęczy u stóp i spogląda tymi swoimi wielkimi i ciemnymi oczami na ciebie. - szepnęła na ucho Rosie pochylając się w jej stronę - Kwiatuszku. - dodała muskając delikatnie wargami jej małżowinę.

- Tak? - de la Vega popatrzyła z bliska na twarz Versany gdy ta musnęła jej ucho. A przy okazji mogła poczuć gorącą mieszaninę młodego, rozgrzanego ciała i perfum. I Estalijka podobnie jak we śnie jakoś nie zdradzała niechęci do takiej poufałej bliskości. W zamyśleniu odgarnęła jakiś czarny lok z twarzy wdowy ale w międzyczasie podeszła do nich ich służąca wręczając im po kubku.

- Proszę bardzo. Jeśli jeszcze mają panie jakieś życzenia… - wydawało się, że ta zazwyczaj krnąbrna i bezczelna wychowanka ulic o pyskatym języku teraz zmieniła się w najsłodszą i najbardziej ułożoną służką która tylko marzy o tym by zadowolić swoje panie. Taka doza słodkiej uległości w pięknym, kobiecym opakowaniu aż sama namawiała by po nią sięgnąć i skorzystać.

- Twoja koleżanka mówi, że świetnie wyglądasz na klęczkach. Chciałabym to zobaczyć. - kapitan leniwie bawiła się szyją i karkiem swojej niedawnej sparingpartnerki a sama z ciekawością obserwowała reakcję ich słodkiej kelnerki.

- Ależ oczywiście! - Łasica odparła równie chętnie jak przed chwilą gdy podeszła do szafy by przygotować trunek. Spojrzała przy tym z wdzięcznością na drugą kultystkę i bez wahania uklękła przed nimi obiema. I gdy spojrzała w górę rzeczywiście było widać jej rozgorączkowane ekscytacją ciemne oczy.

- Dobrze. Bardzo dobrze. - kapitan wydawała się usatysfakcjonowana takim obrotem sprawy. Z zadowoleniem upiła łyk ze swojego kubka i dotknęła dłonią policzka kelnerki w pieszczotliwym geście. Przesunęła ją ku jej ustom i wtedy Łasica zaczęła delikatnie całować jej palce.

- Dobrze. Bardzo dobrze. A teraz rozbieraj się. Ze wszystkiego. - poleciła z góry co Łasica znów przywitała z bezwstydnym zadowoleniem. Szybko zaczęła rozwiązywać swój gorset no ale, że to gorset to musiało to chwilę potrwać. Tą chwilę kapitan poświęciła drugiemu gościowi.

- A ty… - zwróciła się znów bezpośrednio do Versany. Znów jej dłoń wylądowała na policzku tak samo jak przed chwilą u rozbierającej się koleżanki. - Śniłaś mi się ostatnio. W pewnym bardzo nieprzyzwoitym śnie. Ty, Kamila i ta twoja służka. - powiedziała cicho wodząc palcami po ustach wdowy przyjemnie je podrażniając.

- Tak? - zapytała zalotnie - A co takiego w tym śnie porabiałyśmy? - jej wzrok zakotwiczył na piersiach pani kapitan.

- Co takiego? Oj aż wstyd powiedzieć. Same niestosowne i nieprzyzwoite rzeczy. Nie spodziewałabym się czegoś takiego po szanowanym kupcu albo powszechnie znanej szlachetnie urodzonej damie. - Rose bawiła się w najlepsze tym kosmatym flirtem i dotykając drugą kobietę coraz śmielej.

- Podobało mi się zwłaszcza… - oficer o śniadej karnacji zmrużyła oczy, przygryzła wargę próbując przypomnieć sobie albo sprecyzować co takiego jej się podobało. Niespodziewanie odwróciła się do rozbierającej się kelnerki i butem popchnęła ją o bark tak, że zaskoczona Łasica upadła na wznak na podłogę. A zdołała już rozebrać się z koszuli więc w tej chwili miała na sobie tylko te ulubione skórzane spodnie i buty. Niepewna co się dzieje popatrzyła w górę na stojącą nad nią kapitan.

- Coś takiego mi się podobało. - zamruczała Rose kładąc zimny i mokry but na gorączkowo oddychającym, gorącym brzuchu złodziejki. Ta syknęła cicho z tego kontrastu a na jej brzuchu pojawił się mokry ślad zimej wody ściekającej z kapitańskich butów. Ale ich służąca zniosła to dzielnie. I nawet jakoś się odnalazła jak ten but sunął w górę jej brzucha, piersi aż do twarzy.

- Całuj. - mruknęła do niej z góry de la Vega i powalona łotrzyca bez wahania zaczęła całować te jej zimne i mokre buty. - A ty chodź tu. - usatysfakcjonowana gospodyni wezwała do siebie drugiego gościa.

Ver wiedziała już, że Rosa wpadła w ich sidła chociaż aktualnie ona sama myślała zapewne inaczej i pretendująca do tej najpiękniejszej nie miała na chwile obecną ochoty wyprowadzać gospodyni z tego przeświadczenia. Było jej to na rękę. Jej i Łasicy zapewne także.

- Nigdzie się nie wybieram. - patrzyła jak rasowa dziwka z wyzywającym uśmieszkiem na twarzy. W następnej zaś chwili zbliżyła się do dominującej w tym momencie kobiety i zaczęła ściągać z siebie wierzchnia warstwy swojego ubioru nie tracąc kontaktu wzrokowego z właścicielką póki co skrytego tatuażu.

- Pokaże ci co tą poczciwa służka jeszcze potrafi. - rzuciła rozpinając ostatni guzik u swoich spodni. Jej krocze w tym momencie dość mocno zainteresowało wilczyce morską która nawet na chwilę nie miała zamiaru odrywać stamtąd wzroku.

Z racji rozmiarów pomieszczenia i atmosfery w nim panującej temperatura zaczęła coraz szybciej wzrastać. Choć póki co były to raczej psotne figle. Versana postanowiła jednak zmienić tą sytuację. Zdjęła więc wpierw buty a następnie spodnie spodnie stając od pasa w dół zupełnie nago. Chwile poźniej spojrzała na leżącą wciąż płasko na ziemi Łasice i robiąc zaledwie kilka kroków stanęła rozkrakiem nad jej uśmięchniętą twarzyczką sprzed, której kilka momentów wcześniej zniknęły nogi pani kapitan. Granatowowłosa kultystka musiała już doskonale wiedzieć na jaką igraszkę naszła Versanę ochotą. Mruczała tylko lekko oblizując swoje wargi.

- Jest w tym znakomita. - chwaląc swoją przyjaciółke kucnęla tuż nad jej wargami tak by ta miała możliwość obsługiwać ją kilkanaście centymetrów niżej. Wzrok wdowy był jednak wbity w twarz Rosy. Chciała by ta widziała rozkosz jaka nią wstrząsa.

- Tak mówisz? Chciałabym to zobaczyć. - kapitan wyglądała jakby właśnie oglądała najciekawsze widowisko tego wieczoru. A może i od dawna. I to w pierwszym rzędzie! Stała o krok od obu kultystek chłonąc widoki i wrażenia.

- Oj tak, chodź tutaj do mnie! Stęskniłam się za tobą! - gdzieś tam z samego doły dobiegł cichy chichot Łasicy i zapraszający ruch palca. Jakoś wcale jej nie przeszkadzało to, że jest na samym dole i pełni rolę usługową wobec bardziej dominujących partnerek. Wręcz przeciwnie czuła się jak ryba w wodzie. A zaraz też Versana poczuła jej pierwszy, pełen czułości pocałunek. I to nie w usta tylko w to najwrażliwsze miejsce. A potem całą resztę jak przyjaciółka z pasją i wprawą zaczęła dbać o jej potrzeby i doznania sama czerpiąc taką przyjemność z dawania jak druga strona z brania tych pieszczot. Badała ją z początku z wierzchu ale szybko posuwała się w głąb. A wszystko to obserwowała pani kapitan zauroczona tym widowiskiem. W końcu jednak samo patrzenie jej nie wystarczyło.

- Tak, tak, no może i da radę służyć nam obu. - powiedziała jakby nagle przypomniała sobie o czym rozmawiały przy drzwiach. Sama zaś wreszcie zaczęła rozpinać swój szeroki pas wcześniej rzucając jeden a potem drugi pistolet na niewielki stolik. Zaraz potem wylądował tam pas a ona wreszcie mogła rozpiąć swoje spodnie. Powtórzyła manewr Versany zrzucając z siebie buty i spodnie razem z bielizną by móc stanąć w negliżu od pasa w dół. Wreszcie Versana mogła zobaczyć tą krwistoczerwoną różę na jej udzie i biodrze na własne oczy. Była dokładnie tam gdzie we śnie i na żywo wydawała się równie piękna.

- Z tobą to chyba mam jakąś niedokończoną sprawę. - Rose podeszła do obu kultystek stając tuż przed kucającą nad koleżanką Versaną. Po czym bez ceregieli złapała ją za głowę i wbiła w swoje łono zmuszając ją do takiej samej obsługi jakiej ta serwowała leżąca Łasica.

Ver zaś nie stawiała najmniejszego oporu. Ochoczo zabrała się do pracy z takim samym zaangażowaniem jak koleżanka pod nią. Mimo iż Rosa była człowiekiem można to zapach jej wzgórka bliższy był kwiatu wydziaranemu na jej udzie aniżeli beczce solonych śledzi.

Widok pieszczot dwóch kobiet, które gościła musiał mocno ją pobudzić gdyż w tym miejscu rozkoszy była już kompletnie mokra nim wesoła wdówka przystąpiła do dzieła.

Wpierw delikatne musnięcia wargami, później nieśmiałe pocałunki aż w końcu rubaszne i okrągłe ruchy języka wspierane po kilku westchnięciach kobiety powyżej pracą zwinnych paluszków, które dość intensywnie działały w tym jakże czułym miejscu.

Zabawa całej trójki rozkręciła się na dobre. W końcu z wspólną pomocą wszystkie pozbyły się swoich ubrań i zajęły się sobą nawzajem. Rose de la Vega okazała się równie wymagająca i dominująca jak we śnie a Łasica ochoczo spełniała wszystkie zachcianki swoich partnerek na jakie tylko miały ochotę. W końcu nawet dotarły do tego wąskiego, kapitańskiego łóżka i nawet jak go nie używały do spania to nawet okazało się wystarczająco pojemne dla całej ich gorącej trójki. W pewnym momencie Rose tylko zdziwiła się, że obie mają taki sam wężowy tatutaż w tym samym intymnym miejscu. Tego się chyba nie spodziewała ale nie bardzo miała ochotę się nad tym rozwodzić zajęta dwójką gości. A te rewanżowały jej się tym samym.

Po wszystkim leżały jeszcze w trójkę jedna obok drugiej w poprzek łóżka. Ciężko dyszały lecz z ich twarzy nie znikały jednak ani rumieniec ani mimowolny uśmiech. Wpatrzone były w sufit nad ich twarzami i nie odzywały się do siebie w ogóle. Tylko sapały w czasie gdy po ich smukłych i jędrnych ciałach spływały leniwie krople potu. Ten błogostan w trakcie którego Slaneech upajając się swoim triumfem trwał jeszcze kilka dłuższych chwil. W końcu jednak cała trójka niemalże w tym samym momencie zerwała się z barłogu. Wieczór był już późny i obie kultyski powinny wracać do swoich czterech kątów. Jutro czekał ich kolejny dzień pełen obowiązków i wyzwań.*



--

Mecha 20

walka treningowa 1; Versana (40 WW + 10 skille) vs Rose (50 WW + 20 skille); rzut: Kostnica 19 > ma.suk

walka treningowa 1; Rose (50 WW + 20 skille) vs Versana (40 WW + 10 skille); rzut: Kostnica 84 > ma.por

walka treningowa 2; Versana (40 WW + 10 skille) vs Rose (50 WW + 20 skille); rzut: Kostnica 71 > śr.por

walka treningowa 2; Rose (50 WW + 20 skille) vs Versana (40 WW + 10 skille); rzut: Kostnica 18 > śr.suk

walka treningowa 3; Versana (40 WW + 10 skille) vs Rose (50 WW + 20 skille); rzut: Kostnica 85 > śr.por

walka treningowa 3; Rose (50 WW + 20 skille) vs Versana (40 WW + 10 skille); rzut: Kostnica 31 > śr.suk
 
Pieczar jest offline