Autobus pokonywał kolejne muldy, tratował kolejne rośliny.
Ringing of Division Bell has begun
dzwoniło mu w głowie. Ktoś szedł za nim, ale Łukasz nadal był w transie, szarpnął dźwignię, potem popchnął próbując wyczaić czy ma zbić w górę czy w dół. Poszło, zgrzyt dręczonej przekładni był w tym hałasie niesłyszalny. Potem ręczny, Gdzie jest... Tu! Szarpnął, i jednocześnie nim szarpnęło, chyba tylko cudem nie grzmotnął w przednią szybę.
Skulił się na schodkach, głowa między ramiona, nogami zaparł się o drzwi, ręce na poręczach, po prawej składany fotel. Szarpnęło, autobus gwałtownie skręcił w lewo. Nie! Nie! Poczuł ból w dłoniach ściskających poręcze. Potem... Flashback.
...Stanął przed porcelanową ścianą. uderzył w nią, potem drugi raz...
Jeszcze mocniej zacisnął powieki, wizja zniknęła, dłonie ponownie zaczęły boleć jakby je pociął papierem. Jakie talerze? Jaka ściana? Autobus wyhamował, Łukasz stwierdził to tylko po szarpnięciu i na słuch, nie słyszał już kół, jedynie wyjący gdzieś daleko silnik. Otworzył oczy, kilka głębszych oddechów, już myślał że autobus się wyglebie.
-O ja pierdolę - dysząc powoli wstał. Trzęsły mu się ręce, nauczyciele leżeli nieprzytomni, wuefistka z krwawiącą głową pośrodku ludzkiej zbieraniny na korytarzu. Na miękkich nogach, sięgnął do pokrętła awaryjnego otwierania. Po początkowym oporze przekręcił je, gdzieś w instalacji syknęło sprężone powietrze. I co teraz? Po prostu naparł na drzwi, licząc, że to coś pomoże. Udało się, drzwi odskoczyły, potem pchnął je w bok, niemal wypadając z autokaru. Trzęsły mu się ręce.
Opanował się, chyba rozgrzane powietrze ocuciło go do reszty. Wypadek, musi zadzwonić do rodziców, powiedzieć że nic mu nie jest i niech się nie martwią. Już wchodził w książkę telefoniczną, kiedy palnął się w łeb. Wpisał „999”, po kolejnej sekundzie skasował i wpisał „112”, to nie jest stacjonarny.
-Centrum Powiadamiania Ratunkowego, Operator numer 12, w czym mogę pomóc?
-Jestem Łukasz Zieliński, autokar miał wypadek, zjechał z drogi, są ranni. Jestem w Rowach, autobus stoi gdzieś w polu - wyrzucił na jednym oddechu, zrobił przerwę, głęboki oddech - nie jestem stąd, nie wiem dokładnie gdzie jesteśmy, kierowca musiał stracić przytomność. Ponad dwadzieścia osób...
Wolna dłoń latała wte i wewte, wcisnął ją w kieszeń.