Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-12-2020, 18:54   #306
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 80 - 1940.V.28; wt; wieczór; okolice Abbeville

Czas: 1940.V.28; wt; późna noc; godz. 21:00
Miejsce: Francja; okolice Abbeville; wioska na pd. od Sommy; stodoła
Warunki: strych stodoły, półmrok, odgłosy bitwy, chłodno, pogodnie, um.wiatr


Noemie (por. Annabelle Fournier)



Podobno większość wojny to czekanie na wojnę. Jak echo przeszłości do młodej Belgijki wróciło echo z wojskowej przeszłości jej rodziny. Tak to jakoś mówili. Że przez większość czasu nic się na tej wojnie nie dzieje. No i chyba coś było na rzeczy bo raczej nic specjalnego się nie działo odkąd przekradła się jeszcze przed świtem do tej stodoły. Sprawdziła ją na słuch i wydawała się pusta. Potem znalazła drabinę prowadzącą na strych i tam znalazła sobie kryjówkę. I od tamtej pory właściwie nic się nie działo. Nikt do niej ani w pobliżu nie strzelał, nic nie wybuchało, nikt nie krzyczał ani jej nie szukał. Biorąc pod uwagę kim była i trefny towar w postaci munduru i broni jaki miała przy sobie to chyba było raczej dobre.

Jedną z niewielu atrakcji jaka się wydarzyło o świtaniu, gdy niebo robiło się już różowe i zaczynał się robić półmrok świtu była wiadomość podana przez radio. Samego radia ani nie widziała ani nie słyszała. Ale słyszała jak żołnierze niemieccy podają sobie wiadomość jak w głuchym telefonie. Belgia upadła! Poddali się nam! Wygrywamy! Niemcy cieszyli się z pokonania kolejnego kraju. Na jesieni rok temu pokonali Polskę, teraz Danię, walki w Norwegii jeszcze trwały ale wydawały się też mieć ku końcowi. Dwa tygodnie temu skapitulowała sterroryzowana Holandia. A teraz Belgia. To na placu boju zostały Niemcom już tylko Francja i Anglia. Mieli więc co świętować.

Potem zrobił się świt, poranek, południe i tak zaczął się ten dzień na poważnie. Agentka Spectry zdała sobie sprawę, że utknęła. Gdy zniknęły nocne ciemności przez szpary pomiędzy deskami albo lufciku jaki służył do zrzucania siana na dół mogła się rozejrzeć w okolicy. Z jednej strony niewiele widziała bo głównie inne dachy i podwórka wioski. Stodoła musiała stać na skraju wsi bo z drugiej strony był widok na otwarte pola i lasy. Właśnie dlatego zorientowała się, że utknęła. W wiosce byli Niemcy. W nocy jakoś się przekradłą ale w dzień były na to marne szanse. Raz, że było widniej, dwa, że większość pewnie nie spała. A z drugiej strony, na te pola niby niemieckich żolnierzy tam nie widziała. Ale to było otwarte pole. Nawet ci z wioski mogli dostrzec ją z daleka. Nie bardzo było się ukryć. Dopiero tam w oddali, pewnie za kilka kilometrów dalej widziała jakąś inną wioskę i zagajniki. Tam może dałoby się ukryć. No ale szanse by dotrzeć tam niezauwazonym przez Niemców były dość kiepskie. Dopiero jakby doczekać kolejnej nocy to może znów by się udało przekraść.

Więc czekała. I było to ciężkie czekanie. Po sąsiedzku miała niemieckich żołnierzy. Widziała i słyszała jak chodzą, rozmawiają i za każdym razem któremuś mogło strzelić do głowy by zająć, sprawdzić czy schronić się w stodole gdzie mieli ukrytego widza i słuchacza. Jakby znaleźli ten mundur i pistolet to byłoby ciężko się z tego wytłumaczyć. Spełniała wszelkie rysopisy szpiega i sabotażysty. Za to był sąd polowy i kula w łeb. A nie mogła zmienić kryjówki nie ryzykując odkrycia. Słyszała jak wspominali coś o Kirche czyli kościele. Rzeczywiście ponad dachami wioski widać było kościelną wieżę. I “bringen” czy podobnie co oznaczało przynieś czy zanieś. Nie była pewna. Ale potem kilku żołnierzy wzięło plecakowe, wojskowe termosy i poszli gdzieś w głąb wioski. Nie widziała jednak dokąd bo zniknęli jej z oczu za najbliższym rogiem.

Do tego dochodził głód, pragnienie i zmęczenie. Ostatni raz jadła kolację u Pierre’a. Minęła noc, świt, dzień a ona miała tylko te dwie kanapki zrobione wczoraj jeszcze przez matkę Odette i jej córkę. Co to było dwie kanapki na cały dzień? I pragnienie. W cywilnych ciuchach nie miała manierki więc suszyło ją mocno. Godzina po godzinie usta i gardło wysychało jej coraz bardziej. W środku dnia spadł deszcz a jak przestał to nadal było pochmurno. Dobrą stroną jej kryjówki było to, że mogła się umościć w sianie co chroniło ją przed tą niezbyt przyjemną aurą panującą na zewnątrz.

I gdy była już druga połowa dnia, gdy ten wieczór, zmierzch i noc były już z każdą godziną bliżej nagle czekanie skończyło się. I wojna weszła w swoją aktywną fazę. Taką z pomrukiem silników, odległym hukiem dział i całkiem bliskimi eksplozjami z tych dział. Terkotem karabinów maszynowych, krzyczanymi rozkazami i jękami rannych. Nagle zrobiło się głośno, gorąco i chaotycznie. A ukryta obserwatorka znalazła się w samym środku bitwy!

Wydawało się, że jak z rana nie zagrała artyleria jak wczoraj i przez większość dnia panowała względna cisza i spokój to wczorajsza bitwa była tylko krótkim epizodem. A tu jednak nie. Popołudniu zaczęło się na nowo. I to musieli zacząć alianci bo zaczęło się od eksplozji dział. Najpierw było słychać odległy pomruk akrtyelrii. A potem wystrzelone pociski waliły w ziemię. Wszystko tak samo jak wczoraj. Tylko wczorak agentka Spectry była w dość bezpiecznej odległości od miejsca gdzie spadały te pociki. A dzisiaj waliły całkiem blisko! W końcu chowała się w wiosce gdzie były niemieckie stanowiska. I w okolicy pewnie też. Bo widziała jak eksplodują domy w sąsiedniej wsi, przewalają się drzewa, jak wybuchy ryją pola uprawne, rosnął do samego nieba a potem opadają powoli na ziemi zostawiając po sobie wzbitą kurzawę jaka długo nie chciała opaść. Ale w końcu opadała ujawniając nowy karater. Czuła w żołądku siłę tych bliższych fal uderzeniowych. A przez stopy i dłonie drżenie ziemi w jaką biła artyleria.

W wiosce też poruszenie. Niemieccy żołnierze chowali się w opuszczonych domach, wykopanych okopach i dziurach. Z początku wszyscy solidarnie mogli tylko chować się i czekać kiedy artyleria przestanie ryć teren. Wszyscy byli tak samo bezsilni, mogli tylko modlić się by któryś z pocisków nie spadł na tyle blisko by w nich trafić. Na szczęście dla nich i dla Noemie główny atak spadł na sąsiednią wioskę. Tą co ze strychu stodoły agentka widziała odległą o te kilka kilometrów. Stamtąd dochodziły odgłosy walki, strzelaniny, karabinów maszynowych i silników. Dojrzała zbliżające się po polu czołgi. Z tej odległości wydawały się małe jak zabawki.

Dzień się kończył i bitwa zdawała się kończyć. Jeszcze było jasno jak w dzień ale już zaczynały pojawiać się pierwsze objawy zmierzchu. Jeszcze z godzina czy półtorej i będzie ciemno jak w nocy. Może dlatego odgłosy walki zdawały się słabnąć i rzednąć jakby noc miała rozdzielić obie strony. Wioska w jakiej schroniła się Noemie wciąż była opanowana przez Niemców. Ale te sąsiednie? Z poddasza stodoły widziała dwie czy trzy skupiska innych domów oznaczające wioski. Pewnie kilka kilometrów otwartym polem w linii prostej. Gdzieś tam toczyły się walki, wybuchały pociski, jeździły czołgi. Gdzieś na polu stały wypalone wraki alianckich czołgów. Ale stały od rana to musiały oberwać wczoraj albo wcześniej. Ale nie było widać kto jest właścicielem tego terenu w tej chwili. Niemniej przez ten dzisiejszy atak front i alianckie linie zdawały się być bliżej niż do tej pory. Prawie w zasięgu ręki. Ale jeszcze nie w ręku.



Czas: 1940.V.28; wt; późna noc; godz. 21:00
Miejsce: Francja; okolice Abbeville; las na pd. od Sommy; las
Warunki: las, jasno, odgłosy bitwy, ziąb, pogodnie, um.wiatr


George (srg. Andree de Funes)



Nie udało mu się znaleźć Birgit. A Noemie nawet nie próbował szukać. Udało mu się dotrzeć do mrocznej ściany lasu do jakiej sobie zaplanował. Skok przez drogę się udał i las schronił go przed niemieckimi obserwatorami. A potem zaczęło się czekanie.

Najpierw zrobił się przedświt, potem świt, poranek i reszta dnia. Pierwsza połowa dnia była nawet pogodna ale w południe spadł deszcz a potem nawet jak przestał to było pochmurno i niezbyt przyjemnie. Zwłaszcza jak się było wystawionym na tą aurę. Co więcej nie był sam w tym lesie. W miarę jak się rozwidniało widok poprawiał się coraz bardziej. Na tyle, że zorientował się, że nie tylko on wpadł na pomysł ukrycia się w lesie. Niemcy też. Niedaleko na skraju lasu było stanowisko niemieckiego działa. To było ciężkie, działo przeciwlotnicze kalibru 88 mm. Było już okopane ale z nastaniem dnia pracowici Niemcy na nowo zaczęli po śniadaniu pogłębiać swoje stanowiska, dodawać worki z piaskiem i zajmować się tą całą żołnierską robotą jakim sercem było ich działo. Na szczęście dla agenta bardziej byli zajęci tym niż wypatrywaniem zagrożenia po lesie. Wydawało się, że bardziej ich absorbuje to co przed lasem.

A widok faktycznie był niezły. Samemu będac w ukryciu można było mieć wgląd aż do sąsiednich wiosek i zagajników do jakich było po kilka kilometrów odkrytego terenu zajetego przez pola z młodym zbożem. Do obserwacji to była patelnia. Niestety gdyby George wyszedł ze swojej leśnej kryjówki też znalazłby się na tej patelni i trudno byłoby go Niemcom nie zauważyć. Rozsądek podpowiadał przeczekanie do nocy. W nocy jak zapadną ciemności powinno być to bardziej realne. A póki co czekał. Godzina za godziną. Dzień dłużył się niemiłosiernie. Zwłaszcza jak prawie po sąsiedzku miał wrogich żołnierzy w zasięgu wzroku czy słuchu. Albo tych przeciwlotników, albo jakiś motocykl przejechał drogą jaką w nocy przekraczał w obie strony, albo przeszli nią jacyś żołnierze, albo słyszał odgłosy stukania siekier i kopania rowów zza pleców, gdzieś tam z głębi lasu czy skądeś. Wydawało się, że wszędzie dookoła są jacyś Niemcy albo w każdej chwili mogą się tam pojawić.

Czekanie dłużyło się. Zwłaszcza, że głód i pragnienie mu dokuczały. Także w końcu senność i rany jakie odniósł wcześniej. Jeszcze ten deszcz co spadł w środku dnia przemoczył go solidnie to siedzenie w mokrym ubraniu nie było zbyt przyjemne. I tak doczekał do kolejnej tury zmagań obu armii. Zaczęło się popołudniu.

Salwy artyleryjskie aliantów grzmotnęły w rozpoznane punkty opanowane przez Niemców. Dało się dostrzec wybuchy. Nie tak daleko. W jakiejś wiosce ale bardziej na południe, i oddalonej o kilka kilometrów. Gdy nawała artyleryjska ucichła do akcji wkroczyły pojazdy. Nie widział ich ale słyszał pomruk ich silników. Echo karabinowych strzałów i wystrzałów z dział. Walki musiały trwać o tą wioskę aż w końcu dostrzegł ruch. Na polu pojawiły się niewielkie, pionowe przecinki. Pewnie ludzkie sylwetki. Ale nie dało się rozpoznać kto to. Wreszcie pojawiły się i czołgi. I to chyba alianckie. Bo chociaż też widział je jako niewielkie, kanciaste sylwetki wiekości małych pudełek to niemieccy sąsiedzi od działa bardzo się ożywili. Ustawili swoje działo w dość nietypowej jak na działo przeciwlotnicze pozycji. Bo z lufą skierowaną horyzontalnie zamiast do góry w oczekiwaniu na nieprzyjacielskie samoloty.





- Feuer! - krzyknął dowódca obserwujący tamtą wioskę i czołgi przez lornetkę. Działo huknęło wystrzałem, wyrzuciło mosiężną łuskę. Zaraz huknęło kolejne. Widocznie kawałek dalej musiało być drugie jakiego do tej pory George nie widział. Oba działa otworzyły ogień i widocznie strzelały do tych czołgów. I widocznie coś trafiały bo jeden z nich stanął po czym zaczął dymić, potem kolejny i jeszcze jeden. W końcu 88-ki zniechęciły czołgistów do kontynuacji pancernej szarży na tyle, że ci zatrzymali się i cofnęli z powrotem znikając z widoku pomiędzy zabudowaniami wioski. Gdzieś tam za wioską zaczęła walić artyleria bo pojawiły się grzybki eksplozji. Waliła gęsto i to chyba z niemieckiego brzegu bo George słyszał zza pleców huk dział które waliły gdzieś tam za tą sąsiednią wioskę.

Wraz z końcem dnia walki zdawały się wygasać. Po kilku godzinach zmagań obie strony widocznie potrzebowały przerwy. Agent miał wrażenie, że bitwa ciągnęła się na szerszym froncie ale on sam miał okazję obserwować ten najbliższy Sommie południowy kawałek frontu. Artyleria waliła coraz rzadziej, odgłosy czołgowych silników też było słychać jakby z większej odległości, wystrzałów też było jakby mniej.

Ta wioska gdzie godzinę czy dwie temu widział alianckie czołgi nie była daleko. Gdyby mógł podróżować w dzień i drogą to na piechotę by tam doszedł pewnie w dwa, może trzy kwadranse. No ale w obecnych warunkach to wydawało się mało rozsądne. Wcześniej były tam alianckie czołgi do których strzelały te dwa działa w jego sąsiedztwie ale nie miał pojęcia kto tam teraz może być w tej wiosce. To jednak wydawała się najkrótsza i najbliższa droga do miejsca gdzie mogli być alianci. Gorzej, że to trzeba by jakoś ominąć te dwa działa a potem iść wzdłuż drogi prowadzącej na południe i może dalej do tej wioski z czołgami.

Na razie droga była zajęta. Wracała z nią rozbita armia jaką dostała łupnia. Widział już takie obrazki w Polsce. Wtedy zdarzało mu się widzieć zmęczonych i sfrustrowanych bezsilnością polskich żołnierzy. Teraz podobnie wyglądali niemieccy. Zdecydowanie nie sprawiali wrażenia zwycięzców i zdobywców. Z urywków rozmów jakie słyszał i zrozumiał to chyba chcieli dotrzeć do mostów na Sommie i przeprawić się do Abbeville. Nawet maszerowali w luźnych, przemieszanych kupach a nie w karnych oddziałach jakich powinno maszerować wojsko. Na szczęście żadnemu nie strzeliło do niemieckiego łba by zejść z drogi w las gdzie ukrywał się aliancki agent.



Czas: 1940.V.28; wt; późna noc; godz. 20:00
Miejsce: Francja; okolice Abbeville; zagajnik na pd. od Sommy; zagajnik
Warunki: las, jasno, odgłosy bitwy, ziąb, pogodnie, um.wiatr


Birgit (kpr. Mae Gordon)



Nim nastał świt Niemka w alianckiej służbie zdążyła ominąć wioskę jaką spotkała w końcówce nocy i dotrzeć do ciemnej ściany lasu. Potem zrobiło się już zbyt jasno by można było ryzykować poruszanie się po otwartym terenie. Niedaleko była jakaś wioska. Może z kilometr od zagajnika w jakim znalazła schronienie. Ale to był prawie kilometr otwartej przestrzeni. I nie była pewna czy są tam Niemcy. Ani w ogóle kto tam może być. Wydawała się pusta i opuszczona.

A wraz z dniem okazało się, że niemieccy żołnierze są znacznie bliżej. Chowali się w tym samym zagajniku co ona. Rano ich dojrzała i usłyszała jak zaczęli kopać sobie stanowiska ledwo kilkadziesiąt kroków od jej kryjówki. Wydawało się, że chcą obsadzić skraj zagajnika. Co miało sens bo wtedy będąc pod zasłoną z drzew mieli niezły widok na te puste pola dookoła. Może i by ją znaleźli ale chyba zniechęcił ich ten wykrot jaki spowodował lej po pocisku artyleryjskim. Walnął na skraj tego zagajnika, połamał drzewa i gałęzie tworząc trudny do przebycia miszmasz ziemi, pni, korzeni i gałęzi. Tu właśnie schowała się Birgit. A to chyba zniechęciło żołnierzy by obsadzić ten skraj zagajnika. Ale też sprawiało, że ona sama utknęła na dobre gdy nieświadomie zablokowali jej dojście w głąb lasku a z drugiej strony było otwarte pole gdzie raczej nie dało się przegapić stojącej czy idącej sylwetki. Do tego jeszcze drogami czasem jeździły motocykle albo maszerowały patrole czy całe oddziały. Wydawało się, że trzeba będzie poczekać do nocy by spróbować się jakoś wydostać z tej pułapki.

Więc czekała. A dłużyło się jej. Musiała być cicho i zachować ostrożność. Rozpalanie ognia wydawało się zbyt ryzykowne. Blask, dym i zapach mógł zwabić sąsiadujących z nią żołnierzy. Te kanapki co im na drogę zrobiła mama Odette zjadła ze smakiem. Ale dalej była głodna. Dokuczało jej też pragnienie. I jeszcze w środku dnia spadł deszcz zmieniając dno leja w wielką kałużę. A potem było pochmurno i nieprzyjemnie. A jednak każda godzina dnia zbliżała ją do nocy i była małym zwycięstwem nad nieświadomymi jej obecności żołnierzami. Gdy niespodziewanie po południu bitwa obu armii zaczęła się na nowo.

Znów zaczęła walić artyleria. Ale tym razem w przeciwieństwie do wczoraj to Birgit była całkiem niedaleko miejsca upadku tych pocisków. Czuła więc ich huk, moc i drżenie ziemi. Kałuża na dnie leja prawie non stop falowała od tych eksplozji. Całe szczęście, że główny atak poszedł gdzieś z boku jej zagajnika. Tam eksplodowała większość pocisków i słychać było pomruk ciężkich silników. Bitwa w jakiej się niechcący znalazła szarpała nerwy. Ta świadomość, że każdy kolejny pocisk artyleryjski może walnąć właśnie w jej kryjówkę. Minuta za minutą, kwadrans za kwadransem i godzina za godziną. Bo to nie była jakaś potyczka na parę minut czy kwadrans. Tylko obie strony ścierały się w regularnym starciu. I tym razem to alianci byli w natarciu. I chyba nieźle im szło. Bo gdy już zaczynał się wieczór ujrzała najpierw pionowe przecinki na odległym polu, potem zbliżyły się, trochę zasłoniła ich ta pobliska wioska a jak ją minęli okazało się, że to ludzkie sylwetki. Szli bezwładnym tłumem i pechowo kierowali się ku zagajnikowi z jakiego obserwowała ich Birgit. Pewnie tak samo jak ona szukali w nim schronienia. Zbliżyli się na tyle, że rozpoznała szarozielone mundury armii niemieckiej, owale twarzy wreszcie głosy i detale. Tym razem jakoś nie wyglądali na zwycięzców i zdobywców. Instynktownie dało się wyczuć pokonanych, kogoś kto dostał łupnia. Ale im też chyba nie chciało się przedzierać przez te wykroty w jakich znalazła schronienia więc chociaż czasem mijali ją o kilkanaście kroków to żaden nie zagłębił się do środka. Omijali ją. Tak blisko, że słyszała ich słowa.

Niektóre słowa i zwroty się powtarzały “French Ungeheuer” - francuskie potwory, “Stahlfestungen” - stalowe fortece, “Riesenpanzer” - olbrzymie czołgi. Może Birgit nie specjalizowała się w broni pancernej ale z urywków rozmów zorientowała się, że Niemcy czuli się bezsilni wobec tych czołgów jakie dziś spotkali. Właśnie przed nimi uchodzili i nie uśmiechało się im spotkać ich ponownie. Wydawali się pobici na całego. Jedni robili przystanek w tym zagajniku, inni go mijali i szli do rzeki. Mieli dość. Kompletnie inaczej niż to zwykle prezentowała propaganda Goebbelsa a nawet jaką mieli opinię wśród swoich przeciwników. Przynajmniej ci jacy ją mijali. Wracali z podkulonymi ogonami jakby mieli zamiar dostać się do mostów na Sommie i schronić się za rzeką przed tymi strasznymi francuskimi czołgami jakich ich broń się nie imała.

W końcu ten bezwładny tłum pokonanych żołnierzy zaczął rzednąć i wydawało się, że kto miał się wycofać to już się wycofał. Jakoś żadnemu nie chciało się pokonywać tych drewnianych zasieków i jej nie odkrył. Dzień też się kończył. Godzina, może pótorej i znów będzie noc. Ci niemieccy żołnierze przechodzili i mijali tą pobliską wioskę jaką widziała cały dzień. Gdzieś za nią toczyły się walki bo tam, za dachami i bryłami budynków, wybuchała większość pocisków i stamtąd dochodziły odgłosy walki i silników. Nie miała jednak pojęcia czy ta bezimienna dla niej wioska jest pusta albo kto w niej urzęduje. Ale przez nią czy obok nie trzeba by przejść by dotrzeć na pobojowisko. Nie mogło to być jakoś daleko. Może godzina marszu. Może pół. Znaczy takiego normalnego, w biały dzień, po drodze. Tylko też nie miała pojęcia jaki jest stan faktyczny tego terenu ale wydawało się, że ewentualny front to w tym kierunku mógłby być najbliżej.


---


Mecha 80

przypadkowe znalezienie agenta przez Niemców


przypadkowe znalezienie Noemie (10): Kostnica 4 > nic

przypadkowe znalezienie George (9+): Kostnica 1 > nic

przypadkowe znalezienie Birgit (8+): Kostnica 1 > nic

---


przypadkowe trafienie podczas bitwy

trafienie Noemie (9+): Kostnica 3 > nic

trafienie George’a (10): Kostnica 5 > nic

trafienie Birgit (10): Kostnica 8 > nic
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline