Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-11-2020, 01:47   #301
 
Vadeanaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Vadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputację
Gdyby ją dorwali, mundur brytyjskiego żandarma oznaczał koniec nadziei na wolność. W tej chwili jednak to cywilne, kobiece fatałaszki sprawiały problem gdyby chciała uciekać przez zarośla.
Nie, pomyślała. Jak narobię hałasu to koniec.
Przyczaiła się w ciemności, zadowolona, że dwóch żołnierzy na razie nie patrzy w jej stronę.
Gdzie jestem?
To był jeszcze większy problem. Po przejściu przez tory kluczyli jak ścigane lisy i w ciemności straciła orientację. Na mapie linia kolejowa (i Somma) stanowiły punkt odniesienia, kierunek Abbeville - Amiens. Dobry kierunek. Tutaj - nie była pewna, czy potrafi wrócić już choćby do nich.
Pomógłby początek dnia. Wschód.
Do diabła, trudno było nawet sprawdzić na zegarku, jak długo jeszcze do dnia. Ciemno...

Nie pomogły też gorączkowe myśli. Czekanie stawało się uciążliwe, szargało nerwy, ale zmusiła je do posłuszeństwa. Nie ma co czekać na towarzyszy, czyż nie deklarowali, że osobno chcieli zwiększyć szanse? Ktoś się przekradnie. Musi. Bardzo powoli zaczęła się wycofywać, możliwie najciszej, poza zasięg, w jakim Niemcy mogliby ją zauważyć. Zamierzała obejść posterunek bokiem, szerokim łukiem, ale w końcu w tym samym kierunku, w jakim ustawiali swój CKM, bo ich wróg oznaczał teraz dla niej cel.
 
Vadeanaine jest offline  
Stary 29-11-2020, 10:24   #302
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 79 - 1940.V.28; wt; późna noc; okolice Abbeville

Czas: 1940.V.28; wt; późna noc; godz. 03:30
Miejsce: Francja; okolice Abbeville; pd. od Sommy; droga
Warunki: noc, ciemno, cicho, zimno, pogodnie, powiew



Noemie (por. Annabelle Fournier)



Mżawka się skończyła i noc też się miała ku końcowi. Niebo na wschodzie już zaczynało się się rozjaśniać chociaż na zachodzie wciąż było ciemne jak w nocy. Na szczęście dla skradających i ukrywających na ziemi wciąż było ciemno jak w nocy. Nie doczekała się powrotu żadnego ze swoich podwładnych. Pocieszające było to, że nie słyszała żadnych krzyków ani wystrzałów co by świadczyło, że spotkali wroga.

W okolicy panowała względna cisza. Gdzieś w oddali poszły jakieś karabinowe strzały, gdzieś walnęła raca z wolna opadając na spadochronie ale właściwie było spokojnie. Tylko ta noc się miała ku końcowi. A teren wydawał się raczej odkryty. Jak by tędy szła przy świetle dnia to pewnie z daleka by ją było widać. Ale jeszcze było ciemno więc miała okazję podejść daleko jak się da. No i właśnie dotarła do tego jak się da.

Przed nią były zabudowania. Chyba jakaś wioska. Widziała ciemne, regularne plamy budynków mieszkalnych, większe należące pewnie do stodół czy czegoś podobnego. I mniejsze, pewnie jakieś szopy. Do tego płoty ogradzające to wszystko, drzewo tu czy tam, no wioska. Cicha i nieruchoma. O tej porze to większość jeszcze spała. A jednak w tej nocnej ciemności dostrzegła jakieś życie.





Obserwowała chwilę teren przed sobą. Ciemności wciąż jej sprzyjały. Chociaż niedługo ten świt dotrze i na ten ziemski padół. Ale jeszcze nie teraz. Teraz na szczęście dla niej jakiś żołnierz poszedł w krzaki za potrzebą. Dlatego go zauważyła. A potem obserwowała jak wracał. A wrócił do okopanego stanowiska chyba małego działa. Bardzo małego. Nie widziała w tych ciemnościach żadnych detali a i ogólna sylwetka zlewała jej się z resztą nocnej ciemności. Ale sama sylwetka była niska i mała. Niby działo. Ale rozmiarami nie mogło się równać z tymi jakie widzieli przy wjeździe do Abbeville. Możliwe, że to było działko przeciwpancerne. Co mogło być o tyle pocieszające, że one w stosunku do większych pobratymców nie mogły się równać także pod względem zasięgu rażenia. Więc jak Niemcy tu ustawili to działko to mogło znaczyć, że linia frontu jest już gdzieś niedaleko.

Działko było ustawione tyłem do rzeki i kierunku z jakiego przyszła. Więc front chyba powinien być gdzieś przed nią. Za tą wioską. Po dłuższej chwili obserwacji dojrzała też stanowisko karabinu maszynowego. Jakby ktoś tam nie palił papierosa to chyba by je przegapiła. Tak niskie, wkopane w ziemię, że ledwo zarys głów wystawał ponad ziemię wyglądając jak jakiś kamień czy leżący grat. Ale graty i kamienie nie paliły papierosów. Budynki wydawały się puste. Ciche i ciemne. Nie miała pojęcia czy ktoś tam jest. Wydawało się, że wioska jest opanowana przez Niemców. Ale czy byli w każdym budynku to nie było widać. Czy by byli ale spali czy nie było to efekt byłby taki jak widać czyli ciche, ciemne domy.



George (srg. Andree de Funes)



Po rozstaniu ze swoim dowódcą George wrócił w stronę drogi przez jaką niedawno przekraczali. Przed tą drogą jeszcze byli we trójkę więc wydawało się, że jak stracili kontakt z ich najmłodszą koleżanką to właśnie gdzieś w pobliżu drogi. Niestety chociaż nie minęło wiele czasu to ta najkrótsza droga przez drogę została odcięta.

W miarę jak się zbliżał przez mokrą trawę słyszał coraz wyraźniej odgłosy pracującej łopaty. Ktoś tam coś kopał niedaleko tej drogi. Co było pocieszające bo jak kopał to raczej nie mógł się za bardzo rozglądać po okolicy by sprawdzić czy ktoś się podkrada do niego. Zresztą ktoś… Niemcy. Nie mówili zbyt wiele ale jednak czasem któryś zaklął czy coś zamarudził na żołnierski, psi los. Po niemiecku. Niedługo też ich zobaczył. Dwuosobowa obsada karabinu maszynowego jaka przygotowywała lisią norę* na swoją głowną broń. Wydawali się zmęczeni i pochmurni. Ale nie wyglądało jakby mieli złapać Birgit. Nie widział jej ani nie słyszał. A chyba na tyle wcześnie połapali się, że Niemki nie ma z nimi, że nie mogła być zbyt daleko. Jakieś krzyki, bijatykę, zamieszanie nie mówiąc o strzelaninie to trudno by było przegapić.

A tutaj nikogo innego nie widział ani nie słyszał. Tylko tych dwóch niemieckich cekaemistów kopiących dziurę dla siebie i swojego ckm-u. Jakoś nie słyszał by ekscytowali się zlapaniem jakiejś kobiety czy w ogóle kogokolwiek. A na ile znał plotarską, wojskową brać to chyba nie powinni przejść do porządku dzienniego nie pzowalajac sobie chociaż na komentarz, by złapać cywila a do tego kobietę i to młodą. Zachowywali się raczej jakby w ogóle nie brali pod uwagę, że poza nimi dwoma może być tutaj ktoś jeszcze.

No ale byli. Więc pokonanie drogi ot, tak jak to zrobili jakiś czas temu z Noemie odpadało. Mogliby nawet w tych ciemnościach to zauważyć. Może, nie a może tak. Ale trzeba było się z tym liczyć. Samej Birgit też nie spotkał. Ani wzrokiem ani słuchem. Chociaż jak miała trochę oleju w głowie to powinna robić to co on - ukrywać się. No ale wtedy także dla niego mogła być trudna do zauważenia. I jak została po północnej stronie drogi to ci dwaj ją też musieli blokować przed przedostaniem się na południe.

A noc się już kończyła. Jeszcze może z pół godziny będzie na ziemi ciemno, może trochę dłużej. Potem zacznie się szarówka świtu. A on był właściwie na otwartym terenie. Teraz chroniła go jeszcze nocna ciemność ale wkrótce ona ustąpi. Musiał zdecydować co robić dalej. Rozsądek podpowiadał znaleźć jakąś kryjówkę nim się na poważnie rozwidni. W dzień te otwarte pola z młodym zbożem będą świetną strzelnicą dla tych tutaj dwóch z ckm-em czy ich kolegów. Najgorzej, że na chwilę to można było się ukryć, położyć i przeleżeć w tym młodym zbożu no ale cały dzień? A Birgit coś nie było widać ani słychać. Ani, żadnego zamieszania, jakby ją złapali. Przed nim była ta droga i mroczna ściana lasu przez jaki niedawno szli jeszcze w komplecie. Po swojej lewej, ku północy dostrzegał plamę ciemności. Jakiś kawałek lasu chyba. A dalej, prawie za jego plecami coś majaczyło przy ziemi. Chyba jakaś wioska ale nie był pewny. Wyglądało jak rzędy nieoświetlonych budynków w nocy. Może z kilkaset metrów od niego. Po prawej, ku południu, też chyba był jakiś zagajnik. Chociaż dalej, może z kilometr, może dwa. Jakby chcieć jakoś obejść ten okopywany ckm to chyba trzeba by obejść go z jednej czy drugiej strony.




Birgit (kpr. Mae Gordon)



Udało jej się. Ci dwaj żołnierze zajęci kopaniem nie zauważyli jej. Ani jak ich obserwowała ani jak odchodziła. Ani potem jak kawałek dalej w końcu przekroczyła drogę. Ale pewnie w innym miejscu niż pozostała dwójka. Nawet nie była do końca pewna czy Noemie i George przekroczyli tą drogę. No ale mniej więcej mieli iść od rzeki tam gdzieś przed nimi musiał być front i za linią niemiecką powinna być linia aliantów. Taki był przynajmniej ogólny plan.

Ruszyła przed siebie. Noc się kończyła. Przestało padać ale wszystko dookoła było jeszcze mokre. Wkrótce zacznie się rozwidniać ale na razie na ziemi było jeszcze ciemno. Po drugiej stronie drogi nie natrafiła na nikogo z pozostałej dwójki. Ani nikogo innego. Najgorsze, że jak wszyscy próbowali się ukrywać to mogli się minąć w tych ciemnościach nie wiedząc o tym. Dotarła do wioski. Widziała ciemne, regularne kontury budynków. Ktoś tam musiał jednak być bo słyszała odgłosy kopania i rąbania. Chociaż nie widziała nikogo bo te pierwsze budynki jej zasłaniały widok w głąb wioski. No i niedaleko była ciemna plama jakiegoś lasu. Jakieś dwieście, może trzysta kroków.


---


*lisia nora - po ang. foxhole, taki mały, 1-2 osobowy okop, coś co każdy żołnierz może dość szybko wykopać sam dla siebie.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 05-12-2020, 09:52   #303
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Noemie przykucnęła w krzakach. Wilgotne od mżawki ubranie lepiło się do ciała i nieprzyjemnie chłodziło. Gdyby tylko mogła założyć marynarkę od munduru, którą ukryła w torbie, O tyle cieplejsza była od tych cywilnych ubrań. Ze swojego ukrycia, uważnie obserwowała działo. Niby niebezpieczne, a jednak zwiastujące, że front jest blisko.


Najlepiej będzie jeśli ominie je szerokim łukiem i to stanowisko karabinu maszynowego. Poprawiła delikatnie, przywiązaną do boku torbę, w której dla niepoznaki miała pościel i co nieco pieczywa jako prowiantu.

Uznała, że najlepiej będzie przekraść się do wioski i skorzystać z osłony jaką dawały jej zabudowania. Zawsze mogła nawet przeczekać dzień w jakiejś stodole gdyby Niemców było za dużo. Zmrok działał na jej korzyść i wolała iść nocą. Teraz jednak postanowiła się podkraść do zabudowań. Powoli starając się uniknąć innych stanowisk czy to karabinowych czy z działkami. Miała nadzieję, że rozpozna czy jakieś gospodarstwo jest przez Niemców używane czy nie i uda się jej gdzieś przyczaić lub nawet minąć wioskę.
 
Aiko jest offline  
Stary 06-12-2020, 08:27   #304
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Woods ruszył wzdłuż drogi, oddalając się od samotnego niemieckiego stanowiska. Maszerował dość szybko, czasami wręcz podbiegał, zachowując ostrożność. Zbliżał się do ciemnej plamy, która mogła być jakimś laskiem, ale nie miał zamiaru dotrzeć aż do niej.

Brak odgłosów złapania Birgit wcale go nie uspokajał. Mogło to oznaczać, że sama oddała się w ręce Niemców, a wówczas nie będą musieli się trudzić by wyciągnąć z niej informacje. Mogła też pozostawać sama, zdezorientowana, spanikowana, sparaliżowana strachem. Być może zaległa gdzieś w tych zaroślach i nie była w stanie się ruszyć. Która z wersji nie byłaby prawdziwa, musiał mieć pewność.

Gdy uznał, że oddalił się od niemieckiego kaemu na dostateczną odległość, zwrócił się znów stronę drogi. Padł na ziemię i zaczął się czołgać. Miał nadzieję, że resztki ciemności dadzą mu chociaż tyle osłony, iż jego ruch pozostanie niezauważony.

Las po drugiej stronie będzie dobrym schronieniem, nawet za dnia. Niestety Anglik nie mógł liczyć na chwilę odpoczynku. Będzie musiał znaleźć ich zgubę...
 
__________________
Edge Allcax, Franek Adamski, Fowler
To co myśli moja postać nie musi pokrywać się z tym co myślę ja - Col

Col Frost jest offline  
Stary 06-12-2020, 08:58   #305
 
Vadeanaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Vadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputację
Całe szczęście, że we wsi wrzało od hałasów kopania umocnień, tak samo jak przy leśnych posterunkach. Birgit wiele by dała za to, aby móc choć przez chwilę ogrzać się w czterech ścianach, zjeść coś, wypić gorącą herbatę, jak u Lepage'ów, ale na to musiała jeszcze poczekać, kto wie ile czasu, ile kilometrów. Tu jeszcze za blisko. O ile dobrze pamiętała mapę, zabudowania za linią kolejową wskazywały na oddalanie się od Sommy. Tyle dobrego. Postanowiła więc trzymać się tego kierunku i minąć zajętą przez żołnierzy osadę, póki zostały jej ostatnie kwadranse ciemności. Jeszcze trochę, a jaśniejące niebo wyraźniej wskaże wschód, będzie łatwiej się zorientować. I cieplej.

Irytująca sytuacja, kiedy nie ma po co planować na dziesięć kroków dalej, trzeba zrobić te pierwsze, niepewne i skupić na tym, by się udały.

Nie czekała, ruszyła przekraść się dalej, ominąć wieś, nie dać się złapać.
 
Vadeanaine jest offline  
Stary 06-12-2020, 18:54   #306
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 80 - 1940.V.28; wt; wieczór; okolice Abbeville

Czas: 1940.V.28; wt; późna noc; godz. 21:00
Miejsce: Francja; okolice Abbeville; wioska na pd. od Sommy; stodoła
Warunki: strych stodoły, półmrok, odgłosy bitwy, chłodno, pogodnie, um.wiatr


Noemie (por. Annabelle Fournier)



Podobno większość wojny to czekanie na wojnę. Jak echo przeszłości do młodej Belgijki wróciło echo z wojskowej przeszłości jej rodziny. Tak to jakoś mówili. Że przez większość czasu nic się na tej wojnie nie dzieje. No i chyba coś było na rzeczy bo raczej nic specjalnego się nie działo odkąd przekradła się jeszcze przed świtem do tej stodoły. Sprawdziła ją na słuch i wydawała się pusta. Potem znalazła drabinę prowadzącą na strych i tam znalazła sobie kryjówkę. I od tamtej pory właściwie nic się nie działo. Nikt do niej ani w pobliżu nie strzelał, nic nie wybuchało, nikt nie krzyczał ani jej nie szukał. Biorąc pod uwagę kim była i trefny towar w postaci munduru i broni jaki miała przy sobie to chyba było raczej dobre.

Jedną z niewielu atrakcji jaka się wydarzyło o świtaniu, gdy niebo robiło się już różowe i zaczynał się robić półmrok świtu była wiadomość podana przez radio. Samego radia ani nie widziała ani nie słyszała. Ale słyszała jak żołnierze niemieccy podają sobie wiadomość jak w głuchym telefonie. Belgia upadła! Poddali się nam! Wygrywamy! Niemcy cieszyli się z pokonania kolejnego kraju. Na jesieni rok temu pokonali Polskę, teraz Danię, walki w Norwegii jeszcze trwały ale wydawały się też mieć ku końcowi. Dwa tygodnie temu skapitulowała sterroryzowana Holandia. A teraz Belgia. To na placu boju zostały Niemcom już tylko Francja i Anglia. Mieli więc co świętować.

Potem zrobił się świt, poranek, południe i tak zaczął się ten dzień na poważnie. Agentka Spectry zdała sobie sprawę, że utknęła. Gdy zniknęły nocne ciemności przez szpary pomiędzy deskami albo lufciku jaki służył do zrzucania siana na dół mogła się rozejrzeć w okolicy. Z jednej strony niewiele widziała bo głównie inne dachy i podwórka wioski. Stodoła musiała stać na skraju wsi bo z drugiej strony był widok na otwarte pola i lasy. Właśnie dlatego zorientowała się, że utknęła. W wiosce byli Niemcy. W nocy jakoś się przekradłą ale w dzień były na to marne szanse. Raz, że było widniej, dwa, że większość pewnie nie spała. A z drugiej strony, na te pola niby niemieckich żolnierzy tam nie widziała. Ale to było otwarte pole. Nawet ci z wioski mogli dostrzec ją z daleka. Nie bardzo było się ukryć. Dopiero tam w oddali, pewnie za kilka kilometrów dalej widziała jakąś inną wioskę i zagajniki. Tam może dałoby się ukryć. No ale szanse by dotrzeć tam niezauwazonym przez Niemców były dość kiepskie. Dopiero jakby doczekać kolejnej nocy to może znów by się udało przekraść.

Więc czekała. I było to ciężkie czekanie. Po sąsiedzku miała niemieckich żołnierzy. Widziała i słyszała jak chodzą, rozmawiają i za każdym razem któremuś mogło strzelić do głowy by zająć, sprawdzić czy schronić się w stodole gdzie mieli ukrytego widza i słuchacza. Jakby znaleźli ten mundur i pistolet to byłoby ciężko się z tego wytłumaczyć. Spełniała wszelkie rysopisy szpiega i sabotażysty. Za to był sąd polowy i kula w łeb. A nie mogła zmienić kryjówki nie ryzykując odkrycia. Słyszała jak wspominali coś o Kirche czyli kościele. Rzeczywiście ponad dachami wioski widać było kościelną wieżę. I “bringen” czy podobnie co oznaczało przynieś czy zanieś. Nie była pewna. Ale potem kilku żołnierzy wzięło plecakowe, wojskowe termosy i poszli gdzieś w głąb wioski. Nie widziała jednak dokąd bo zniknęli jej z oczu za najbliższym rogiem.

Do tego dochodził głód, pragnienie i zmęczenie. Ostatni raz jadła kolację u Pierre’a. Minęła noc, świt, dzień a ona miała tylko te dwie kanapki zrobione wczoraj jeszcze przez matkę Odette i jej córkę. Co to było dwie kanapki na cały dzień? I pragnienie. W cywilnych ciuchach nie miała manierki więc suszyło ją mocno. Godzina po godzinie usta i gardło wysychało jej coraz bardziej. W środku dnia spadł deszcz a jak przestał to nadal było pochmurno. Dobrą stroną jej kryjówki było to, że mogła się umościć w sianie co chroniło ją przed tą niezbyt przyjemną aurą panującą na zewnątrz.

I gdy była już druga połowa dnia, gdy ten wieczór, zmierzch i noc były już z każdą godziną bliżej nagle czekanie skończyło się. I wojna weszła w swoją aktywną fazę. Taką z pomrukiem silników, odległym hukiem dział i całkiem bliskimi eksplozjami z tych dział. Terkotem karabinów maszynowych, krzyczanymi rozkazami i jękami rannych. Nagle zrobiło się głośno, gorąco i chaotycznie. A ukryta obserwatorka znalazła się w samym środku bitwy!

Wydawało się, że jak z rana nie zagrała artyleria jak wczoraj i przez większość dnia panowała względna cisza i spokój to wczorajsza bitwa była tylko krótkim epizodem. A tu jednak nie. Popołudniu zaczęło się na nowo. I to musieli zacząć alianci bo zaczęło się od eksplozji dział. Najpierw było słychać odległy pomruk akrtyelrii. A potem wystrzelone pociski waliły w ziemię. Wszystko tak samo jak wczoraj. Tylko wczorak agentka Spectry była w dość bezpiecznej odległości od miejsca gdzie spadały te pociki. A dzisiaj waliły całkiem blisko! W końcu chowała się w wiosce gdzie były niemieckie stanowiska. I w okolicy pewnie też. Bo widziała jak eksplodują domy w sąsiedniej wsi, przewalają się drzewa, jak wybuchy ryją pola uprawne, rosnął do samego nieba a potem opadają powoli na ziemi zostawiając po sobie wzbitą kurzawę jaka długo nie chciała opaść. Ale w końcu opadała ujawniając nowy karater. Czuła w żołądku siłę tych bliższych fal uderzeniowych. A przez stopy i dłonie drżenie ziemi w jaką biła artyleria.

W wiosce też poruszenie. Niemieccy żołnierze chowali się w opuszczonych domach, wykopanych okopach i dziurach. Z początku wszyscy solidarnie mogli tylko chować się i czekać kiedy artyleria przestanie ryć teren. Wszyscy byli tak samo bezsilni, mogli tylko modlić się by któryś z pocisków nie spadł na tyle blisko by w nich trafić. Na szczęście dla nich i dla Noemie główny atak spadł na sąsiednią wioskę. Tą co ze strychu stodoły agentka widziała odległą o te kilka kilometrów. Stamtąd dochodziły odgłosy walki, strzelaniny, karabinów maszynowych i silników. Dojrzała zbliżające się po polu czołgi. Z tej odległości wydawały się małe jak zabawki.

Dzień się kończył i bitwa zdawała się kończyć. Jeszcze było jasno jak w dzień ale już zaczynały pojawiać się pierwsze objawy zmierzchu. Jeszcze z godzina czy półtorej i będzie ciemno jak w nocy. Może dlatego odgłosy walki zdawały się słabnąć i rzednąć jakby noc miała rozdzielić obie strony. Wioska w jakiej schroniła się Noemie wciąż była opanowana przez Niemców. Ale te sąsiednie? Z poddasza stodoły widziała dwie czy trzy skupiska innych domów oznaczające wioski. Pewnie kilka kilometrów otwartym polem w linii prostej. Gdzieś tam toczyły się walki, wybuchały pociski, jeździły czołgi. Gdzieś na polu stały wypalone wraki alianckich czołgów. Ale stały od rana to musiały oberwać wczoraj albo wcześniej. Ale nie było widać kto jest właścicielem tego terenu w tej chwili. Niemniej przez ten dzisiejszy atak front i alianckie linie zdawały się być bliżej niż do tej pory. Prawie w zasięgu ręki. Ale jeszcze nie w ręku.



Czas: 1940.V.28; wt; późna noc; godz. 21:00
Miejsce: Francja; okolice Abbeville; las na pd. od Sommy; las
Warunki: las, jasno, odgłosy bitwy, ziąb, pogodnie, um.wiatr


George (srg. Andree de Funes)



Nie udało mu się znaleźć Birgit. A Noemie nawet nie próbował szukać. Udało mu się dotrzeć do mrocznej ściany lasu do jakiej sobie zaplanował. Skok przez drogę się udał i las schronił go przed niemieckimi obserwatorami. A potem zaczęło się czekanie.

Najpierw zrobił się przedświt, potem świt, poranek i reszta dnia. Pierwsza połowa dnia była nawet pogodna ale w południe spadł deszcz a potem nawet jak przestał to było pochmurno i niezbyt przyjemnie. Zwłaszcza jak się było wystawionym na tą aurę. Co więcej nie był sam w tym lesie. W miarę jak się rozwidniało widok poprawiał się coraz bardziej. Na tyle, że zorientował się, że nie tylko on wpadł na pomysł ukrycia się w lesie. Niemcy też. Niedaleko na skraju lasu było stanowisko niemieckiego działa. To było ciężkie, działo przeciwlotnicze kalibru 88 mm. Było już okopane ale z nastaniem dnia pracowici Niemcy na nowo zaczęli po śniadaniu pogłębiać swoje stanowiska, dodawać worki z piaskiem i zajmować się tą całą żołnierską robotą jakim sercem było ich działo. Na szczęście dla agenta bardziej byli zajęci tym niż wypatrywaniem zagrożenia po lesie. Wydawało się, że bardziej ich absorbuje to co przed lasem.

A widok faktycznie był niezły. Samemu będac w ukryciu można było mieć wgląd aż do sąsiednich wiosek i zagajników do jakich było po kilka kilometrów odkrytego terenu zajetego przez pola z młodym zbożem. Do obserwacji to była patelnia. Niestety gdyby George wyszedł ze swojej leśnej kryjówki też znalazłby się na tej patelni i trudno byłoby go Niemcom nie zauważyć. Rozsądek podpowiadał przeczekanie do nocy. W nocy jak zapadną ciemności powinno być to bardziej realne. A póki co czekał. Godzina za godziną. Dzień dłużył się niemiłosiernie. Zwłaszcza jak prawie po sąsiedzku miał wrogich żołnierzy w zasięgu wzroku czy słuchu. Albo tych przeciwlotników, albo jakiś motocykl przejechał drogą jaką w nocy przekraczał w obie strony, albo przeszli nią jacyś żołnierze, albo słyszał odgłosy stukania siekier i kopania rowów zza pleców, gdzieś tam z głębi lasu czy skądeś. Wydawało się, że wszędzie dookoła są jacyś Niemcy albo w każdej chwili mogą się tam pojawić.

Czekanie dłużyło się. Zwłaszcza, że głód i pragnienie mu dokuczały. Także w końcu senność i rany jakie odniósł wcześniej. Jeszcze ten deszcz co spadł w środku dnia przemoczył go solidnie to siedzenie w mokrym ubraniu nie było zbyt przyjemne. I tak doczekał do kolejnej tury zmagań obu armii. Zaczęło się popołudniu.

Salwy artyleryjskie aliantów grzmotnęły w rozpoznane punkty opanowane przez Niemców. Dało się dostrzec wybuchy. Nie tak daleko. W jakiejś wiosce ale bardziej na południe, i oddalonej o kilka kilometrów. Gdy nawała artyleryjska ucichła do akcji wkroczyły pojazdy. Nie widział ich ale słyszał pomruk ich silników. Echo karabinowych strzałów i wystrzałów z dział. Walki musiały trwać o tą wioskę aż w końcu dostrzegł ruch. Na polu pojawiły się niewielkie, pionowe przecinki. Pewnie ludzkie sylwetki. Ale nie dało się rozpoznać kto to. Wreszcie pojawiły się i czołgi. I to chyba alianckie. Bo chociaż też widział je jako niewielkie, kanciaste sylwetki wiekości małych pudełek to niemieccy sąsiedzi od działa bardzo się ożywili. Ustawili swoje działo w dość nietypowej jak na działo przeciwlotnicze pozycji. Bo z lufą skierowaną horyzontalnie zamiast do góry w oczekiwaniu na nieprzyjacielskie samoloty.





- Feuer! - krzyknął dowódca obserwujący tamtą wioskę i czołgi przez lornetkę. Działo huknęło wystrzałem, wyrzuciło mosiężną łuskę. Zaraz huknęło kolejne. Widocznie kawałek dalej musiało być drugie jakiego do tej pory George nie widział. Oba działa otworzyły ogień i widocznie strzelały do tych czołgów. I widocznie coś trafiały bo jeden z nich stanął po czym zaczął dymić, potem kolejny i jeszcze jeden. W końcu 88-ki zniechęciły czołgistów do kontynuacji pancernej szarży na tyle, że ci zatrzymali się i cofnęli z powrotem znikając z widoku pomiędzy zabudowaniami wioski. Gdzieś tam za wioską zaczęła walić artyleria bo pojawiły się grzybki eksplozji. Waliła gęsto i to chyba z niemieckiego brzegu bo George słyszał zza pleców huk dział które waliły gdzieś tam za tą sąsiednią wioskę.

Wraz z końcem dnia walki zdawały się wygasać. Po kilku godzinach zmagań obie strony widocznie potrzebowały przerwy. Agent miał wrażenie, że bitwa ciągnęła się na szerszym froncie ale on sam miał okazję obserwować ten najbliższy Sommie południowy kawałek frontu. Artyleria waliła coraz rzadziej, odgłosy czołgowych silników też było słychać jakby z większej odległości, wystrzałów też było jakby mniej.

Ta wioska gdzie godzinę czy dwie temu widział alianckie czołgi nie była daleko. Gdyby mógł podróżować w dzień i drogą to na piechotę by tam doszedł pewnie w dwa, może trzy kwadranse. No ale w obecnych warunkach to wydawało się mało rozsądne. Wcześniej były tam alianckie czołgi do których strzelały te dwa działa w jego sąsiedztwie ale nie miał pojęcia kto tam teraz może być w tej wiosce. To jednak wydawała się najkrótsza i najbliższa droga do miejsca gdzie mogli być alianci. Gorzej, że to trzeba by jakoś ominąć te dwa działa a potem iść wzdłuż drogi prowadzącej na południe i może dalej do tej wioski z czołgami.

Na razie droga była zajęta. Wracała z nią rozbita armia jaką dostała łupnia. Widział już takie obrazki w Polsce. Wtedy zdarzało mu się widzieć zmęczonych i sfrustrowanych bezsilnością polskich żołnierzy. Teraz podobnie wyglądali niemieccy. Zdecydowanie nie sprawiali wrażenia zwycięzców i zdobywców. Z urywków rozmów jakie słyszał i zrozumiał to chyba chcieli dotrzeć do mostów na Sommie i przeprawić się do Abbeville. Nawet maszerowali w luźnych, przemieszanych kupach a nie w karnych oddziałach jakich powinno maszerować wojsko. Na szczęście żadnemu nie strzeliło do niemieckiego łba by zejść z drogi w las gdzie ukrywał się aliancki agent.



Czas: 1940.V.28; wt; późna noc; godz. 20:00
Miejsce: Francja; okolice Abbeville; zagajnik na pd. od Sommy; zagajnik
Warunki: las, jasno, odgłosy bitwy, ziąb, pogodnie, um.wiatr


Birgit (kpr. Mae Gordon)



Nim nastał świt Niemka w alianckiej służbie zdążyła ominąć wioskę jaką spotkała w końcówce nocy i dotrzeć do ciemnej ściany lasu. Potem zrobiło się już zbyt jasno by można było ryzykować poruszanie się po otwartym terenie. Niedaleko była jakaś wioska. Może z kilometr od zagajnika w jakim znalazła schronienie. Ale to był prawie kilometr otwartej przestrzeni. I nie była pewna czy są tam Niemcy. Ani w ogóle kto tam może być. Wydawała się pusta i opuszczona.

A wraz z dniem okazało się, że niemieccy żołnierze są znacznie bliżej. Chowali się w tym samym zagajniku co ona. Rano ich dojrzała i usłyszała jak zaczęli kopać sobie stanowiska ledwo kilkadziesiąt kroków od jej kryjówki. Wydawało się, że chcą obsadzić skraj zagajnika. Co miało sens bo wtedy będąc pod zasłoną z drzew mieli niezły widok na te puste pola dookoła. Może i by ją znaleźli ale chyba zniechęcił ich ten wykrot jaki spowodował lej po pocisku artyleryjskim. Walnął na skraj tego zagajnika, połamał drzewa i gałęzie tworząc trudny do przebycia miszmasz ziemi, pni, korzeni i gałęzi. Tu właśnie schowała się Birgit. A to chyba zniechęciło żołnierzy by obsadzić ten skraj zagajnika. Ale też sprawiało, że ona sama utknęła na dobre gdy nieświadomie zablokowali jej dojście w głąb lasku a z drugiej strony było otwarte pole gdzie raczej nie dało się przegapić stojącej czy idącej sylwetki. Do tego jeszcze drogami czasem jeździły motocykle albo maszerowały patrole czy całe oddziały. Wydawało się, że trzeba będzie poczekać do nocy by spróbować się jakoś wydostać z tej pułapki.

Więc czekała. A dłużyło się jej. Musiała być cicho i zachować ostrożność. Rozpalanie ognia wydawało się zbyt ryzykowne. Blask, dym i zapach mógł zwabić sąsiadujących z nią żołnierzy. Te kanapki co im na drogę zrobiła mama Odette zjadła ze smakiem. Ale dalej była głodna. Dokuczało jej też pragnienie. I jeszcze w środku dnia spadł deszcz zmieniając dno leja w wielką kałużę. A potem było pochmurno i nieprzyjemnie. A jednak każda godzina dnia zbliżała ją do nocy i była małym zwycięstwem nad nieświadomymi jej obecności żołnierzami. Gdy niespodziewanie po południu bitwa obu armii zaczęła się na nowo.

Znów zaczęła walić artyleria. Ale tym razem w przeciwieństwie do wczoraj to Birgit była całkiem niedaleko miejsca upadku tych pocisków. Czuła więc ich huk, moc i drżenie ziemi. Kałuża na dnie leja prawie non stop falowała od tych eksplozji. Całe szczęście, że główny atak poszedł gdzieś z boku jej zagajnika. Tam eksplodowała większość pocisków i słychać było pomruk ciężkich silników. Bitwa w jakiej się niechcący znalazła szarpała nerwy. Ta świadomość, że każdy kolejny pocisk artyleryjski może walnąć właśnie w jej kryjówkę. Minuta za minutą, kwadrans za kwadransem i godzina za godziną. Bo to nie była jakaś potyczka na parę minut czy kwadrans. Tylko obie strony ścierały się w regularnym starciu. I tym razem to alianci byli w natarciu. I chyba nieźle im szło. Bo gdy już zaczynał się wieczór ujrzała najpierw pionowe przecinki na odległym polu, potem zbliżyły się, trochę zasłoniła ich ta pobliska wioska a jak ją minęli okazało się, że to ludzkie sylwetki. Szli bezwładnym tłumem i pechowo kierowali się ku zagajnikowi z jakiego obserwowała ich Birgit. Pewnie tak samo jak ona szukali w nim schronienia. Zbliżyli się na tyle, że rozpoznała szarozielone mundury armii niemieckiej, owale twarzy wreszcie głosy i detale. Tym razem jakoś nie wyglądali na zwycięzców i zdobywców. Instynktownie dało się wyczuć pokonanych, kogoś kto dostał łupnia. Ale im też chyba nie chciało się przedzierać przez te wykroty w jakich znalazła schronienia więc chociaż czasem mijali ją o kilkanaście kroków to żaden nie zagłębił się do środka. Omijali ją. Tak blisko, że słyszała ich słowa.

Niektóre słowa i zwroty się powtarzały “French Ungeheuer” - francuskie potwory, “Stahlfestungen” - stalowe fortece, “Riesenpanzer” - olbrzymie czołgi. Może Birgit nie specjalizowała się w broni pancernej ale z urywków rozmów zorientowała się, że Niemcy czuli się bezsilni wobec tych czołgów jakie dziś spotkali. Właśnie przed nimi uchodzili i nie uśmiechało się im spotkać ich ponownie. Wydawali się pobici na całego. Jedni robili przystanek w tym zagajniku, inni go mijali i szli do rzeki. Mieli dość. Kompletnie inaczej niż to zwykle prezentowała propaganda Goebbelsa a nawet jaką mieli opinię wśród swoich przeciwników. Przynajmniej ci jacy ją mijali. Wracali z podkulonymi ogonami jakby mieli zamiar dostać się do mostów na Sommie i schronić się za rzeką przed tymi strasznymi francuskimi czołgami jakich ich broń się nie imała.

W końcu ten bezwładny tłum pokonanych żołnierzy zaczął rzednąć i wydawało się, że kto miał się wycofać to już się wycofał. Jakoś żadnemu nie chciało się pokonywać tych drewnianych zasieków i jej nie odkrył. Dzień też się kończył. Godzina, może pótorej i znów będzie noc. Ci niemieccy żołnierze przechodzili i mijali tą pobliską wioskę jaką widziała cały dzień. Gdzieś za nią toczyły się walki bo tam, za dachami i bryłami budynków, wybuchała większość pocisków i stamtąd dochodziły odgłosy walki i silników. Nie miała jednak pojęcia czy ta bezimienna dla niej wioska jest pusta albo kto w niej urzęduje. Ale przez nią czy obok nie trzeba by przejść by dotrzeć na pobojowisko. Nie mogło to być jakoś daleko. Może godzina marszu. Może pół. Znaczy takiego normalnego, w biały dzień, po drodze. Tylko też nie miała pojęcia jaki jest stan faktyczny tego terenu ale wydawało się, że ewentualny front to w tym kierunku mógłby być najbliżej.


---


Mecha 80

przypadkowe znalezienie agenta przez Niemców


przypadkowe znalezienie Noemie (10): Kostnica 4 > nic

przypadkowe znalezienie George (9+): Kostnica 1 > nic

przypadkowe znalezienie Birgit (8+): Kostnica 1 > nic

---


przypadkowe trafienie podczas bitwy

trafienie Noemie (9+): Kostnica 3 > nic

trafienie George’a (10): Kostnica 5 > nic

trafienie Birgit (10): Kostnica 8 > nic
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 11-12-2020, 18:38   #307
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
MInęła dłuższa chwila nim Noemie udało się uspokoić nieco oddech i bicie serca. Podziękowała bogu za drabinę, wspinając się po niej jak najciszej. Kusiło by wciągnąć ją na górę wiedziała jednak, że jeśli jakikolwiek Niemiec tu był, to mogłoby zwrócić jego uwagę. Nie pozostało jej więc nic innego, jak wyciągnąć leggo zawilgotniałą bułkę z torby, zagrzebać się w resztkach siana, dla bezpieczeństwa i ciepła.


Posiłek nie był wielki, ale był. Przyjemnie wypełnił żołądek. Noemie dzieliła bułkę na malutkie kawałki, przeżuwając ją powoli. Pod wieczór zje kolejną by mieć siły do marszu. Jeśli oczywiście nic się nie stanie do wieczora.

---

Wieść o upadku Belgii przyjęła czując łzy zbierające się pod powiekami i gniew. Najchętniej rzuciłaby się w wir walki. Rozprawiła z kilkoma niemcami lub poległa dla dobra ojczyzny. Jednak… miała teraz inne zadanie. Także bardzo ważne. Musiała się opanować. Skupić na misji. Przeżuwała drugą bułkę, trawiąc też smutek i uspokajające serce. Jeśli Niemcy czują się zwycięzcami.. To może popiją. Może uda się jej zabrać któremuś broń lub przynajmniej wydostać po kryjomu i ruszyć dalej w kierunku frontu.

Widząc zachodzące słońce, cały czas nasłuchując, postanowiła zejść na dół. Wcześniej jeszcze rozejrzała się z piętra stodoły, patrząc gdzie Niemcy porobili okopy i się pochowali. Postara się ich ominąć. Nie chciała też wychodzić bramą. Wolała poluzować jakąś deskę od tyłu i od razu wejść na pola. Im szybciej będzie szła tym lepiej.

Gdyby jednak przytrafił się jakiś sikający Niemiec… może warto by go ogłuszyć i zdobyć broń? Zobaczy po drodze. Opatuliła się mocniej, cywilnymi ciuchami, teraz pokrytymi jeszcze słomą. Wymknęła się i ruszyła w kierunku zbombardowanej wioski.
 
Aiko jest offline  
Stary 12-12-2020, 17:12   #308
 
Vadeanaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Vadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputację
Dzień, na który tak czekała, okazał się iście obrzydliwy. Właściwie nie było go w ogóle, jakby ktoś wykroił czas z rzeczywistości i zakopał go w mokrym dole, wypełnionym gałęziami, by zgnił. Nie dało się iść, gdy teren ustąpił płaskiemu polu, a w zaroślach coraz częściej roiło się od żołnierzy.

Obrzydliwa pogoda i obrzydliwe czekanie zdawało się przeciągać w nieskończoność. Z początku Birgit próbowała urządzić się choć trochę w swojej jamie, wydrążyć kawałkiem ułamanej gałęzi coś na kształt siedziska, zakryć od wierzchu drobniejszymi gałązkami przed deszczem i ludźmi. Później mżawka i chłód stały się zbyt dokuczliwe, aby przejąć się drżeniem ziemi i bliższymi niż ostatnio eksplozjami pocisków. Z tym i tak nic nie dało się zrobić.

Kobieta wygrzebała z bagażu i ubrała na siebie wszystko, co miała, nie wyłączając trefnej marynarki od brytyjskiego munduru. Nastroszyła się jak zmoknięta kawka, wyciągając ręce spod pach tylko do zjedzenia ostatków prowiantu, do złapania kilkudziesięciu przesączających się przez patyki kropli wody.
Dlaczego nie poprosili piekarza choć o butelkę kwasu chlebowego? Dlaczego nie wzięli choć zimnej herbaty? Zadawała sobie daremne pytania, na które jedyną odpowiedzią był pośpiech i zbyt - jak się okazało - optymistyczne założenie, że starczy jednej nocy, aby przekroczyć front.
Nie starczyło.

Wreszcie wszystko, bury i mokry krajobraz, przygnębiającą wioskę po drugiej stronie pola i pokonanych żołnierzy zrównał w szarości kolejny wieczór. Ucichły nawet głosy docierające wcześniej przez krzaki. Noc kusiła do wyjścia, rozruszania zdrętwiałych kończyn, rozgrzania się ruchem.

Birgit czekała jednak, aż szarówka zgęstnieje na tyle, by bezpiecznym okazało się przejście przez otwarty teren, choćby ze wsi, z opustoszałych na pozór domów patrzyły czyjekolwiek oczy. W budynkach mogło coś jeszcze zostać. Nawet jeśli były tam opuszczone łóżka z kocami, stodoły z sianem, garnki i resztki, ciężko było się spodziewać przyjaznego powitania na wzór Grand lavier. Nawet jeśli w posępnej ciszy ktoś się tam jeszcze krył, mogli to być równie dobrze chłopi, jak szabrownicy lub dezerterzy.

Z drugiej strony w dziczy mogła znowu zabłądzić.

Zastanawiała się nad tym przez cały, ohydny dzień. Dość długo, by wybrać i z początkiem nocy nie żałować już odrzuconej opcji. Ponownie spakowała bagaż, roztarła zmarznięte ramiona i skierowała się wprost w stronę spodziewanego pobojowiska i francuskich brygad, omijając wieś w odległości wystarczającej, aby ewentualni lokatorzy domostw nie mogli usłyszeć przekradającego się przez pole piechura, ale dałoby się usłyszeć ewentualny krzyk, czy głośny rozkaz. Jeśli nic nie będzie wskazywać, że domy zajmują zwykli cywile lub dotarły tam już patrole alianckie, nawet się nie zatrzyma i nie zajrzy. Popatrzyła jeszcze tylko w niebo, modląc się o luki w chmurach, o księżyc i gwiazdy, które pozwalałyby nie pogubić drogi jak poprzednio i nie wpaść po ciemku w inne leje, okopy czy na niedobitków.
 
Vadeanaine jest offline  
Stary 12-12-2020, 23:20   #309
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
I znów był w tym przeklętym lesie... Co prawda lepsze to niż tkwienie w szczerym polu, zwłaszcza w pobliżu frontu, zwłaszcza po stronie przeciwnika, a jednak szlag go trafiał, jak o tym pomyślał. Zgłosił się na tę dziwną misję poszukiwawczą, chociaż zdawał sobie doskonale sprawę, że jeśli na natknie się na Niemkę w miarę szybko, to szanse na jej odnalezienie staną naprawdę nikłe. Nie żeby od początku były wysokie...

Szosę udało mu się pokonać bez problemu. Potem postarał się odnaleźć drogę, którą się poruszali we trójkę i przemierzył ją z powrotem do punktu, w którym po raz ostatni byli wszyscy razem. Nic... Teraz żałował, że nigdy nie podzielał entuzjazmu ojca do polowań. Być może potrafiłby znaleźć jakiś trop wśród tych zarośli. A tak musiał błądzić po omacku.

A jakby tego było mało, musiał stale uważać na szkopów. Nagle las zrobił się ich pełen. A może zawsze był, tylko w nocy nie byli tego świadomi? Woods musiał przyznać, że mieli cholerne szczęście, gdy nie wleźli na żadne z ich stanowisk. Zegarek wskazywał dziesiątą, gdy agent postanowił trochę odsapnąć w jakichś krzakach. Wyjął ostatnią kanapkę i spałaszował całą ze smakiem, nawet jeśli nie przypominała tych robionych w tej knajpce na Jermyn Street. To oznaczało koniec prowiantu, pomyślał przełykając ostatni kęs. Sytuacja nie tyle niespodziewana, co zdecydowanie niepożądana. Ale to nic. Będzie musiał po prostu kraść. Misja jest najważniejsza.

Potem odezwały się armaty. Potworny huk wstrząsnął powietrzem, płosząc wszystkie pobliskie ptaki i innych przedstawicieli fauny. Pewnie flora też by zwiała, gdyby tylko mogła. W każdym razie drzewa trzęsły się w posadach. Woods widział stanowiska jakiejś półbaterii. Walili ze skraju lasu. Agentowi mimowolnie do głowy przyszła Noemie i niedobrze mu się zrobiło na myśl, że może znajdować się teraz pośrodku piekła, jakie serwują te działa. Chociaż może nie zdążyła dojść do linii?

Przez resztę dnia Woods ostrożnie łaził po lesie w tę i z powrotem, próbując uniknąć wykrycia oraz znaleźć jakikolwiek ślad Birgit. O ile pierwszy cel osiągnął w sposób perfekcyjny, o tyle w osiągnięciu drugiego nie zrobił najmniejszego postępu. W zasadzie nie oszukiwał się, że jego szanse są duże. Kiedyś jednak usłyszał w jakimś pubie, jak ktoś mówił, że szanse jedna na milion sprawdzają się w dziewięciu przypadkach na dziesięć. Spodobała mu się ta maksyma, nawet jeśli nie miała wiele wspólnego z rzeczywistością.

Ponieważ łażenie po lesie nie przynosiło efektów, Woods musiał rozważyć możliwość, że Niemka się nie zgubiła, tylko została złapana, lub nawet dobrowolnie oddała się w ręce swoich rodaków. Nie było rady, musiał spróbować znaleźć jakiś punkt dowodzenia i podsłuchać, czy nie znaleźli ostatnio kogoś w lesie. Sprawdził jeszcze swój rewolwer, zdając sobie sprawę dla kogo zarezerwowana jest szósta kula, po czym wraz z zapadającym zmierzchem, zabrał się do roboty.
 
__________________
Edge Allcax, Franek Adamski, Fowler
To co myśli moja postać nie musi pokrywać się z tym co myślę ja - Col

Col Frost jest offline  
Stary 13-12-2020, 02:48   #310
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 81 - 1940.V.29; śr; noc; okolice Abbeville

Czas: 1940.V.29; śr; noc; godz. 00:30
Miejsce: Francja; okolice Abbeville; wioska na pd. od Sommy; wioska
Warunki: przedpole wioski, noc, cisza, zimno, zachmurzenie, łag.wiatr


Noemie (por. Annabelle Fournier)



Belgijska agentka Spectry zostawiła za sobą stodołę która dała jej schronienie przez cały dzień. Zostawiła też niemieckich żołnierzy jacy w tej wiosce mieli swoje stanowiska. I ruszyła w tą zimną noc przed siebie. Gdy ruszała jeszcze słychać było strzelaninę. W czasie pokoju to mogłaby być jakaś ostra strzelanina jakiejś bandy. Teraz w porównaniu do właśnie kończącej się bitwy wydawała się wręcz marginalna. Strzelał się ktoś tam przed nią chociaż zbyt daleko by dało się poznać co jest co i kto z kim.

Szła przez te pola jakich się naoglądała za dnia. Teraz przy nocnym świetle gwiazd szła przez te zboże jakie sięgało jej do połowy ud. Czasem natykała się się na lej po jakimś wybuchu. Jawił się jako wielka wyrwa w tym zbożu. Co jakiś czas musiała przystawać i nasłuchiwać. Chociaż panowała cisza to była to frontowa cisza. Czasem gdzieś wystrzeliła broń, czasem raca zalała światłem okolicę. Ale wszystko raczej gdzieś dalej. Nie bezpośrednio w jej sąsiedztwie.

Koło północy przekroczyła jakąś asfaltową drogę. Wyglądała na jakąś ważniejszą, do tej pory większość jakie mijała to były polne drogi lub wyraźnie pośledniejsze. Z tego co pamiętała z mapy to jakby poszła w jej lewą stronę doszłaby pewnie do Sommy i Abbeville. W przeciwną to tam dalej na zachód i południe kraju. Ale tak lokalnie to nie miała pojęcia kto panuje nad tą okolicy. Nie spotkała żadnego patrolu ani stanowiska odkąd ruszyła się ze stodoły. Kompletnie bezludna okolica. Albo tak wszyscy przycichli, że ich nie słyszała. A oni jej skoro nikt do niej nie strzelał ani nie wołał.

Szła tak po kawałku dalej mijając jakiś zagajnik i biorąc za cel zabudowania wioski jaką widziała w ciągu dnia. Znalazła się już dość blisko niej. Widziała już zarysy pojedynczych zabudowań. Ktoś tam musiał jednak być. W pewnym momencie dojrzała zarys ludzkiej sylwetki jaka przeszła gdzieś między budynkami. Jak zaczęła obserwować usłyszała więcej. Czasem jakieś stukot metalu o coś twardego. Jakby czyjaś menażka uderzyła o coś albo ktoś stanął na kawałek blachy. Co jakiś czas. Ktoś tam musiał być w tej wiosce. No ale nie wiedziała kto. Czy Niemcy czy alianci to pewnie nie spodziewali się kobiety w cywilu w środku nocy tuż po walkach. Ze szkolenia wiedziała, że w wojsku używa się haseł i odzewów do rozpoznawania swoich. Inne na każdy dzień czy nawet porę dnia. Strażnik rzucał hasło na dany dzień i jak nie słyszał odpowiedniego odzewu miał pełne prawo uznać obcego za wroga. Ale nie znała haseł i odzewów ani jednej ani drugiej strony. Wśród budynków dostrzegła coś z wieżyczką. Pewnie jakiś czołg. Ale czy sprawny czy nie i czyj to czołg to w tych ciemnościach nie widziała.




Czas: 1940.V.29; śr; noc; godz. 00:30
Miejsce: Francja; okolice Abbeville; wioska na pd. od Sommy; wioska
Warunki: wioska, noc, cisza, zimno, zachmurzenie, łag.wiatr


Birgit (kpr. Mae Gordon)



Zimna była ta noc. I to na głodnego. Ale plan by opuścić lej po bombie i obejść tą najbliższą wioskę udał się. Chociaż jak zaczęła ten manewr obejścia zorientowała się, że po swojej lewej chyba kawałek pola dalej ma jakąś drogę. Bo dostrzegała dość równą linię drzew jakie zwyle oznaczały drogę. Gdy tak pośrodku nocy mijała po swojej prawej tą najbliższą wioskę tak samo jak część niemieckich żołnierzy w dzień. O jednego się w tych ciemnościach potknęła. Był martwy. Kompletnie go nie widziała w tych ciemnościach a nawet z bliska wyglądał jak jakaś plama czy podłużny głaz. Na więcej żołnierzy zani żywych, ani martwych, ani alianckich ani niemieckich nie trafiła. Za to ta droga po lewej albo powoli zaczynała się do niej zbliżać albo ona zbliżała się do niej. W końcu mając za punkt przewodni kolejną wioskę musiała ją przekroczyć.

To była całkiem niezła asfaltówka. Pewnie jakaś główniejsza. Pamiętała, że na mapie lotników była jakaś główna droga co wiodła przez Abbeville z północy na mniej więcej południe. Może to właśnie ta? Jak tak to idąc wzdłuż niej w lewo trochę musiałaby zawrócić ale w końcu powinna wrócić do miasta. A w prawo to tam właśnie dalej, mniej więcej na południe kraju. Ale za cel obrała sobie tą wioskę gdzie pod koniec dnia toczyły się walki.

Zbliżyła się do niej tak cicho jak tylko mogła. Mimo, że głód, pragnienie i zimno jej dokuczały to na razie szczęście zdawało jej się sprzyjać. Chociaż tam i tu słyszała jakieś strzały, czasem poszła seria albo ktoś wystrzelił wolno opadającą racę to chyba raczej nie ze względu na nią. Nikt do niej nie strzelał ani nie krzyczał. A teraz była w pobliżu zabudowań. I dalej nic nie widziała ani nic nie słyszała. Czarne budynki domów, stodół i szop wydawały się głuche i nieme. W głębi wioski coś się musiało jeszcze palić bo biła jakaś łuna. W tej łunie dostrzegła kształt zniszczonego czołgu.





Coś tam musiało się nieźle palić bo ostry zapach zgliszcz i spalenizny uderzał w nozdrza ostrzegawczym zapachem. Ale większość już wygasła, poza tą jedną łuną w głębi nie dostrzegała żadnych ognisk światła. Ani żadnych żołnierzy. Czy niemieckich czy alianckich. To mogło być miejsce skąd wychodzili ci Niemcy jacy mijali i przechodzili przez tą wioskę co teraz już miała za swoimi plecami. Ale nie wiedziała czy tak było i jeśli nawet to czy jacyś nie zostali. Z drugiej strony gdzieś tutaj pod koniec dnia ledwo ze 3, 4 godziny temu jeździły jakieś czołgi a jeden z nich nawet widziała i stąd. Nie widziała na nim czarnego krzyża jakim Niemcy oznaczali swoje pojazdy i samoloty. Chociaż wyglądał na zniszczony. Reszty nie widziała ani nie słyszała.



Czas: 1940.V.29; śr; noc; godz. 00:30
Miejsce: Francja; okolice Abbeville; las na pd. od Sommy; las
Warunki: las, noc, cisza, zimno, zachmurzenie, łag.wiatr


George (srg. Andree de Funes)



Był głodny, spragniony, zmarznięty i ranny. I był sam. Otoczony przez wroga. Igrał z własnym losem. Może nie tylko z własnym. W końcu jak go Niemcy znajdą, czy żywego czy martwego to mogą zacząć zadawać niewygodne pytania. Jemu albo sobie. Może postawią straże by utrudnić przemykanie się sabotażystom? Nie miał pojęcia co się stało z jego koleżankami. Mijała właśnie doba odkąd odkrył zniknięcie jednej i sam rozstał się z drugą by jej poszukać. Wczorajszej nocy nie znalazł najmniejszego śladu po niemieckiej agentce. Dzisiejszej nocy próbował znowu chociaż jeśli próbowałaby realizować plan jaki on sam proponował to każdy z ich trójki powinien próbować wydostać się z kotła samodzielnie. Jak na razie on sam ignorował ten swój własny pomysł dalej myszkując po terenie opanowanym przez wroga.

A Niemców było tu pełno. Wydawało się, że co chwila trafia jak nie na obozowisko, to samochód, zaprzęg konny czy inne wojsko. Na razie udawało mu się zauważyć ich prędzej niż oni jego. Głównie dlatego, że pewnie albo spali, odpoczywali lub rozmawiali ze sobą półgłosem. Błądzenie po tym nocnym lesie przypominało chodzenie po polu minowym. Niby powierzchniowo to tych min na polu było niewiele ale jednak im dalej się szło tym była większa szansa, że na jakąś się wdepnie. Tak samo George kusił los w końcu któryś ze strażników będzie szybszy od niego i narobi mu kłopotu. Na razie jednak jeszcze było ciemno. A po Birgit nie było ani śladu. W tych rozmowach jakie udało mu się podsłuchać też jakoś żaden z wojaków nie mówił o schwytanej kobiecie. Wydawało mu się, że wrócił mniej więcej tak jak wczoraj szli we trójkę jeszcze. Wrócił aż do torów. Widział już ze skraju lasu zarys domów za jakimi była droga i kanał przez jaki przepłynęli drugą łodzią.

Te torowisko Niemcy potraktowali jako obóz czy punkt zbiórki. Słyszał gwizdki i jakieś nieco przytłumione okrzyki wojskowych. Wyglądało jak jakaś reorganizacja i zbieranie oddziałów do kupy, kompletowanie zaginionych, sprawdzane stanów po tym jak w dzień dostali łupnia. Paliło się nawet kilka ognisk w pobliżu torów. I najgorszy był zapach gotującego się jedzenia bo powodował automatyczne burczenie w pustym brzuchu Anglika. Ale chociaż las i ciemność zapewniały dość dobrą kryjówkę to torowisko było otwartym terenem. Póki zajmowali go Niemcy trudno było liczyć o powrocie bardziej w stronę rzeki. Może gdzieś dalej w górę lub w dół jej biegu byłoby tych Niemców mniej to by się dało ich obejść.

Zegarek pokazywał, że zbliża się 1-sza w nocy. Tej zimnej, letniej nocy już wcale tak wiele nie zostało. Za jakieś 3, może 4 godziny znów zacznie się szarówka. Po Birgit nie było śladu. A centra dowodzenia jeśli gdzieś były to wewnątrz obozów. Niedaleko za sobą usłyszał warkot motocykla. Zbliżał się i jechał pewnie tą wąską drogą wśród lasu jaką niedawno George przekraczał gdy wracał do torowiska. Motocyklista raczej nie miał szans dojrzeć go w głębi lasu. Gdzieś tam pomiędzy czarne kształty drzew i krzaków dostrzegł nawet światło jednośladu. Wojskowe bo z poziomą przesłoną na reflektorze. Jechał równo i miarowo aż się niespodziewanie zatrzymał. Ze 30 może 50 kroków od miejsca gdzie chował się brytyjski agent. Pojazd zwolnił i zatrzymał się. Silnik przeszedł na bieg jałowy a światło dotąd sunące drogą zatrzymało się.


---


Mecha 81

przypadkowe znalezienie agenta przez Niemców


przypadkowe znalezienie Noemie (9+): Kostnica 5 > nic

przypadkowe znalezienie Birgit (9+):Kostnica 1 > nic

przypadkowe znalezienie George (9+): Kostnica 5 > nic
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172