Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2020, 19:27   #137
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
JJ nie miał zamiaru piknikować w labach ani sekundy dłużej. Jasnym było, że jego umiejętności okazywały się potrzebne wszędzie gdzie tylko miał okazję się pojawić jednak bezsprzecznie nie mogło go zabraknąć na misji ratunkowej. Da Silva – mimo iż była wyszczekana i ciężko było się z nią dogadać – była jedną z ważniejszych osób powiązanych z zadaniem. Jej bezpieczeństwo było sprawą priorytetową i dla korporacji zapewne ważniejszą niż bezpieczeństwo kogokolwiek w kolonii…

Reynolds kazał technikowi uważać na siebie jednak ten doskonale wiedział, że nie mógł zrobić nic poza trzymaniem się protokołów. Jacob wiedział, że nawet najbardziej wstrzemięźliwi w narażaniu zadka Marines potrafili zginąć w ułamku sekundy, a on nie miał zamiaru zostać zapamiętanym jako tchórz z obawą stawiający każdy krok. Co prawda niejeden twardziel z jego ranami po kwasie i kulach już by odpuścił jednak Jones – jako jedyny w oddziale technik – nie mógł sobie pozwolić na przedwczesną rekonwalescencję, wypoczynek, drinki z palemkami i tego typu pierdoły. Wszystko wskazywało na to, że żołd za te misję będzie najciężej zarobionym w życiu. O ile JJ w ogóle doczeka wypłaty zamiast kilku salw honorowych na pięknie wyprawionym pogrzebie.


Eksplozja miny pod pojazdem, którego się było pasażerem nie była wydarzeniem, na które szło się jakkolwiek przygotować. JJ zaklął zdając sobie sprawę, że nie słyszy własnego głosu. Przypieczona skóra twarzy, pisk w uszach i pchający się do nozdrzy smród dymu, podgrzanej stali i ludzkiego mięsa. Jacob potrafił sobie wyobrazić gorszy scenariusz, w którym on byłby kierowcą, a mina byłaby ciutkę większa zamieniając go i operatora w skwierczącą z cicha mieszankę kawałków kości, mięśni i mniej popularnych organów.

Kovalski zaczął wymiotować, Ellis opatrywać rannego kierowcę, a ledwie słyszalny komunikat radiowy wskazywał na to, że porywacze wraz z Panią Dyrektor przesiedli się do jakiegoś latającego ustrojstwa. Pięknie. Rewelacjom nie było końca, a oni mieli twardy orzech do zgryzienia. Na szczęście to nie JJ podejmował decyzje. W tamtym położeniu nie było dobrych wyborów. Były wyłącznie mniejsze lub większe ofiary pościgu za nieznanym wrogiem.

Po pewnym czasie – wypełnionym cholernym piskiem w uszach – na miejsce wypadku przyjechał kolejny APC, a żołnierze w uszczuplonym składzie mogli ruszyć na miejsce przesiadki porywaczy. Pojazd, którym wcześniej poruszała się da Silva został zniszczony. Smolisty dym unosił się wysoko. Oczywiście łazik nie nadawał się co jazdy co zauważył każdy z chociaż jednym sprawnym okiem. Kapral Evanson dojrzał ślady krwi, a JJ rozejrzał się za niespodziankami w postaci kolejnych min lub bomb. Na szczęście nie znalazł nic nowego. Pewnie androidy za bardzo się spieszyły aby ukryć kolejny ładunek…
 
Lechu jest offline