Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2020, 22:31   #446
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Smuga Eteru oplotła dłonie szkieleta, rozchyliła zaciśnięte na rękojeści miecza paliki palców. Pordzewiałe ostrze upadło na ziemię, tuż obok umierającego Cecila. Ten jednak był na tyle przytomny, że ostatnim wysiłkiem uchwycił leżącą broń i krzycząc uderzył w czerep szkieleta. Czaszka eksplodowała, a nieumarły rycerz zachwiał się i runął na ziemię. Już ostatecznie martwy… To był impuls dla innych obrońców. W szale rzucili się na szkielety, nie bacząc na rany rąbali, siekli i tłukli. Nie minęła chwila, a ożywieńcy zostali wypchnięci poza obręb murów. Nie obyło się bez strat. Poza Albiończykiem, na ziemi leżało kilka ludzkich nieruchomych ciał, a niemal wszyscy pozostali przy życiu obrońcy Maisontaal byli w mniejszym lub większym stopniu ranni.

Golem maszerował niestrudzenie za oddalającym się rydwanem, na którym toczyła się zaciekła walka. Grimm niemal odpadł od pojazdu, którego uchwycił się w ostatniej chwili. Musiał odrzucić tarczę i trzymać się topora wklinowanego między kości oboma rękami. Sapiąc i dysząc podciągał się na drzewcu broni, równocześnie wymachując nogami i starając się nie wpaść pod koła. Powyżej niego Sophie, zgodnie z zaleceniem Dietmara zignorowała Liczmistrza i przesunęła się na przód, żeby załatwić woźnicę. Ale nie było to łatwe zadanie. Szkielet był mistrzem w powożeniu, a raczej kierowaniu rydwanem, bo jak się okazało końskie szkielety będące siła pociągową nie były spięte lejcami. Woźnica kierował nimi siłą woli! Sophie uderzyła w szkieleta licząc na szybkie zwycięstwo, ale ten zbił cios i znienacka zaatakował drugą ręką, w której trzymał krótki oszczep. Szpic wbił się w udo dziewczyny, która przeraźliwie krzyknęła i straciła równowagę, przechylając się przez burtę rydwanu. Miała pecha. Pasek wkręcił się w koło i pociągnął ją na zewnątrz! Wyfrunęła niczym wystrzelona z procy i z łoskotem uderzyła o ziemię obok pędzącego rydwanu. Nadal zahaczona o koło wrzeszcząc z bólu była ciągnięta po ziemi, znacząc za sobą krwawy ślad.

Dietmar, nie stworzony do władania mieczem, walczył tymczasem z nekromantą. Chłod jaki od niego emanował wręcz mroził kości i spowalniał ruchy. Rache był przemarznięty, a jego ciężki oddech zamieniał się w obłoczek pary. W uszach cyrulika wciąż brzmiał śmiech Liczmistrza, mimo że ten zaciskał poczerniałe wargi w grymasie złości. Rache nim zdecydował się na atak, zdołał o włos uniknąć dwóch ciosów miecza Kemmlera. Z przerażeniem patrzył co przydarzyło się Sophie… Przemknął pod ostrzem i z impetem uderzył w Liczmistrza, spychając go w tył, na woźnicę. Wszyscy trzej stracili równowagę, kiedy rydwanem zarzuciło na bok, potem na drugi i pojazd wyraźnie zwolnił. Dietmar czuł coś lepkiego na boku… Nie mógł złapać oddechu, a do tego ten ból… Rydwan jechał coraz wolniej, a pozostali dwaj pasażerowie wstawali już na nogi.
 
xeper jest offline