Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-12-2020, 21:16   #65
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 20 2053.IV.18 cz, południe, NYC

Czas: 2053.IV.18 cz, przedpołudnie
Miejsce: Nowy Jork, Zachodni Pas, Enklawa z czołgiem i (s.biała), okolice warsztatu Rogera
Warunki: jasno, sucho, ciepło, cicho na zewnątrz jasno, chłodno, powiew, mżawka


Amanda i Kanmi


- Ale nas przetrzepali. Sean miał rację, dobrze, że nie braliśmy tego trefnego towaru. - blondynowi za kierownicą złość i napięcie z wolna zaczynały chyba schodzić. Albo i obawa. Dzisiaj z rana odkryli, że wczorajsza akcja przyniosła niespodziewane konsekwencje. Chociaż czy tak całkiem niespodziewane? Jak się obrabiało Argos co był prawie jawnie rządowym monopolistą na rynku żywnościowym to i pewnie jakiś ważniak na górze walnął pięścią w stół i było to widać w całym mieście. Ledwo wyjechali z Leaslear a już stanęli w korku bo blokada z dwóch radiowozów założyła punkt kontrolny. Sprawdzali dokumenty, samochody, bagażniki, torby. Jakby mieli jakieś worki z ziarnem, ryżem czy płocie wieprzowiny raczej nie dałoby się ich ukryć. Ale nie mieli. Zresztą Sean już wczoraj po akcji musiał coś przeczuwać bo im poradził coś od siebie.

- Chcecie jechać? Teraz? Jak nie macie umówionego transportu to promy w nocy nie działają. Lepiej pojedźcie rano. I to nie pierwszym kursem. Lepiej się teraz nie wychylać i poczekać trochę. A tą waszą dolę przechowam. Teraz to gorący towar. Jak was z nim złapią mogą dojść i do was. - powiedział gdy już wrócili cało z ciężarówką wypełnioną zrabowanymi fantami i mogli się tym nacieszyć. Amanda i Kanmi właśnie rozmawiali jak by tu wrócić do domu gdy kumpel blondyna musiał usłyszeć ich rozmowę i się wtrącił.

- To gdzie mamy spać? W tym twoim kombiaku? - Kanmi zapytał trochę pół żartem trochę pół serio przypominając, że oboje z Amandą mają swoje mieszkania po drugiej strony Hudson.

- Tym się nie martwcie. Mamy tu pokoje dla gości. - czarnowłosy gospodarz uśmiechnął się wesoło i potem rzeczywiście okazało się, że nie rzucał słów na wiatr. Dostali jakiś pokoj. Jak każdy inny w tej hali nie miał dachu więc gdzieś tam z wysokich pomostów pod sufitem widzieli strażników a strażnicy widzieli ich.

Sean okazał się też hojnym pracodawcą. Czy może był tak zadowolony z ich udziału w akcji. Obiecał im 10% łupów do podziału. Co wychodziło po 5 worków mąki, fasoli, ryżu i podobnego towaru co był tak pakowany. I jedna wieprzowa półtusza. Te półtusza to była sensacja całej akcji bo mięsa kompletnie nikt się nie spodziewał. Wcześniej nie było tam chłodni musieli zbudować już po remoncie. Spodziewali się tych worków i warzyw luzem ale nie prawdziwego mięsa. Było więc co świętować.

Niemniej Kanmi i Amanda dalej mieli do dyspozycji tylko pożyczony kombi Seana’a i nim musieli wrócić do siebie. Te kilka worków i półtusza dało się załadować no ale gospodarz ostrzegał. Dobrze by zgłosili się za parę dni. To te worki się przesypie by nie były te argosowe a mięso się poćwiartuje to będzie łatwiej przewieźć. Z drugiej strony to nadal mógł być powód do wpadki dla podejrzliwego gliniarza. Lepiej było trochę się przyczaić. W Leaslear nie mieli z tym kłopotów bo wszyscy pozostali uczestnicy byli z tej enklawy więc cały prowiant zostawał u nich na miejscu i zamierzali go spożytkować we własnym zakresie.

A jak się rano okazało Sean się nie mylił. Gliniarze zachowywali się jak szerszenie którym ktoś walnął kijem gniazdo. To nie była sympatyczna policjantka o ciemno blond włosach i miłym uśmiechu tylko wkurzeni pałkarze którym zależało by dorwać kogoś, kogokolwiek i za cokolwiek byle się wykazać i udowodnić górze, że coś robią i nie bagatelizują sprawy. Najpierw jeszcze w Brooklynie nadziali się na tą pierwszą kontrol.

- A to co!? - krzyknął ten co kazał im wysiąść i oprzeć dłonie o maskę samochodu gdy oni go sprawdzali. Wskazał oskarżycielskim tonem na kabury z pistoletami jakie znalazł u tej podejrzanej dwójki jakby już złapał jakichś bandytów.

- Mamy pozwolenie! Możemy pokazać! - krzyknął szybko Kanmi oparty w ten zimny, pochmurny poranek o maskę kombiaka. Musiał krzyknąć bo koledzy gliniarza jak na komendę odwrócili się ku nim jakby zaraz mieli użyć pałek i ołowiu.

- Pokaż! Powoli! Jedną ręką! - fuknął na niego ten co ich sprawdzał no i blondyn z brunetką powoli podali mu te legitymację Defenderów jakie niedawno wyrobiła im szefowa. Gliniarz oglądał je długo z wyraźną irytacją.

- Defenderzy… Też coś. Banda darmozjadów i pasożytów. - warknął z niezadowoleniem, pogardą i chyba rozczarowaniem. Ale jakoś magia legitymacji sprawiła, że je oddał właścicielom nie czując się aż tak mocno by z tymi małymi dokumencikami dyskutować. Zwłaszcza, że poszedł z nimi do samochodu i sprawdzał je przez radio czy są prawdziwe. No ale widocznie były i Ayumi tak to załatwiła, że nawet wkurzony gliniarz nie bardzo miał się czegoś przyczepić.

- Niech wam będzie. Tym razem. - warknął niechętnie gliniarz przy oddawaniu dokumentów. Zwłaszcza jak w kombiaku nie znalazło się nic trefnego. W końcu ich puścili. Ale przed dojazdem do promu natknęli się na jeszcze jedną kontrolę a przed samym wjazdem na prom na kolejną. Porobiły się korki i zatory gdy władza musiała dać odczuć obywatelom jak bardzo jest nimi rozczarowana i przypomnieć kto jest po której stronie kija. Nastroje mundurowych i cywilów były równie ponure jak szara mżawka jaka padała z szarego nieba. Dlatego Kanmi nie bardzo miał dobry humor po tych wszystkich kontrolach i korkach. Wracali prawie ze dwa razy dłużej niż zwykle, właśnie głównie przez te korki i kontrole.

- Widzisz? A ty się z nimi kolegujesz. Widzisz jacy oni są? Myślisz, że ta twoja funfela w mundurze co teraz robi? Pewnie trzepie gdzieś takich biedaków jak my. - Kanmi po raz kolejny mówił jakby Janet była jakimś żywym ucieleśnieniem złego gliniarza. Nawet jeśli poza jednym spotkaniem na drodze na początku tygodnia więcej jej nie widział. A może właśnie psuła mu wyrobiony wizerunek wrednych gliniarzy jaki w sobie zdążył wyhodować.

- Przydałaby się teraz. Byśmy z nią jechali albo za nią to by nas pewnie puszczali. - mruczał mimo wszystko widząc chyba jakieś konkretne pozytywy jakie by można odnieść ze znajomości z panną Swanson. To niejako go nakierowało na ten warsztat Rogera. Aż tak daleko od dzielnicy Koi nie był, trochę bardziej na północ, w kierunku uniwerku. To już machnął ręką na ten kolejne jeżdżenie po mieście i podjechał od razu do tego warsztatu o jakim wczoraj mu powiedziała przepatrywaczka. No i właśnie tu zajechali. Przynajmniej mżawka przestała padać chociaż dalej stalowe niebo szorowało tuż nad dachami miasta a na dole wszystko było zimne, mokre i błotniste.

- To tutaj. Widzisz? Mówiłem ci. To właściwie złomowisko. Ale warsztat też jest. Kiedyś jeździłem tu po alternator do fury. - Więc jak już wracali a Amanda wspomniała wczoraj o tej sprawie z profesorem i paczką. Z tego co mówił to nawet trochę kojarzył Rogera bo właśnie jeździł po części na ten złom ze dwa czy trzy razy. Już jakiś czas temu. Stąd mniej więcej wiedział jak to tutaj wygląda.

- I jakiś dwóch typów zgarnęło profesorka z uniwerku? Jakaś tajna sprawa. Po cholerę komuś taki stary pryk? Może był w coś zamieszany? Pewnie dlatego taka nagroda. Z drugiej strony jakby chodziło o byle emo co wyszedł i nie wrócił to by tak kasą nie szastali. - rozmyśał na głos i wczoraj i dzisiaj. Sam chyba nie mógł się zdecydować czy to dobrze czy źle. Ostatecznie doszedł do wniosku, że nagroda jest warta trochę pochodzić za nią a gliny pewnie i tak o niej wiedzą. Jak tego nie zdjęli z ogłoszenia no to może nie jest tak źle. Chociaż raczej by wolał by stary był ofiarą napadu rabunkowego gdzieś po drodze to by wszystko było prostsze i bardziej znajome. No ale 1 000 dolców… No to przemawiało do jego wyobraźni. Sporo można było za to kupić. Może większą furę? Albo drugą dla Amandy. Albo jeszcze coś. No jakby mieć w portfelu ten kafel to by można pomyśleć co dalej z nim zrobić. Tylko najpierw trzeba było znaleźć tego profesorka no a trop prowadził do warsztatu Rogera.

- A z tą paczką dla tego co z nim gadałaś… - przy okazji wrócił do tego co wczoraj nie bardzo chciało mu się myśleć. Ale widocznie jednak przemyślał. - Pół kafla to też nieźle. Z tym plastikiem czy innym dynamitem to prawie miesiąc moich wypłat. Ale cholera ciężko to będzie przewieźć zza miasta do nich. - zastanawiał się główkując nad tym zadaniem. Poskrobał sobie zęba paznokciem co pomagało mu myśleć.

- Trzeba by jechać Ruinami. Omijać enklawy. Chyba mogłoby się udać. Ale cholera jak sie trafi jakiś patrol to może być gorąco. Nie wiem jeszcze. Musiałbym się przejechać i zobaczyć jak to teraz wygląda. Czy da się przejechać. Kiedy musisz dać odpowiedź tym z uniwerku? - blondyn zastanawiał się jak to obejść. Szykował się typowy kurs przemytniczy. Miasto składało się z mnóstwa enklaw upchanych po zrujnowanym mieście tam gdzie było coś co pomagało przetrwać. A pomiędzy nimi jak w serze, były bezpańskie Ruiny. Szara strefa poza kontrolą kogokolwiek. Tam gdzie panowały zasady takie jak Amanda znała z Pustkowi. Kto był cwańszy i silniejszy to ustanawiał prawo. Niemniej władze też były tego świadome więc urządzały blokady, patrole i zasadzkie właśnie przeciw takim akcjom o jakiej rozmawiali. W końcu kierowca stwierdził, że musi się przejechać a Amanda może przekazać, że wstępnie są zainteresowani i w weekend dadzą odpowiedź. Wstępnie Kanmi był zainteresowany. A na razie stali przed warsztatem i złomowiskiem Rogera.




Czas: 2053.IV.18 cz, południe
Miejsce: Nowy Jork, Dzielnica Świateł, Zachodnia Brama (s.błękitna), punkt kontrolny
Warunki: na zewnątrz jasno, ziąb, burza, d.si.wiatr


Amanda



O ile w południe pogoda się względnie poprawiła bo przestało mżyć i wiatr zelżał to jak minęło południe znów zaczęło padać. Do tego grzmieć. A w końcu zaczęła się burza. Znów zrobiło się zimno i lepiej było mieć rękawiczki albo chociaż trzymać ręce w kieszeni. Kanmi po wizycie u Rogera jeszcze odwiózł Amandę na uniwerek bo to dość blisko było. A przy okazji przejechali obok kawiarni i salonu Tracy tylko kombi zatrzymało się przed wejściem na stację “Uniwersytet” skąd było najbliżej dostać się na tą podziemną uczelnie. Powierzchnią nie było co się kłopotać by przebijać się przez skażone gruzy jakie zostały po dawnej, naziemnej części kompleksu. No a potem pojechał sprawdzać tą trasę od uniwerku za miasto. Poprosił by koleżanka podpytała skąd trzeba odebrać tą paczkę, chociaż ogólną okolicę czy enklawę by wiedzieć jak zaplanować tą trasę. Więc po załatwieniu sprawy w uniwerku Amanda musiała już zdać się na komunikację miejską.

Przez okna konnej furgonetki też zauważyła poruszenie na ulicach. Czy to wciąż był wpływ ich nocnej akcji na Brooklynie czy coś innego, czy może była już przewrażliwiona no to wydawało jej się, że tych patroli i kontroli jest więcej. Widziała jak sprawdzali torby i plecaki szukając kontrabandy, dokładniej niż zwykle patrzyli w dokumenty a i ona sama doświadczyła tego ponownie. Znów mundurowi krzywo patrzyli na kaburę z pistoletem na jej biodrze no ale znów legitymacja formacji paramilitarnej współpracjującą z policją uchroniła ją przed konkwiskatą broni i większymi kłopotami. Ale w międzyczasie się rozpadało a nawet zaczęła się ta burza. Więc gdy znalazła się przed głównym wjazdem od zachodu do Dzielnicy Świateł to burza już szalała na całego.





Gdy podeszła bliżej zasłonięta kurtką przed tą nawałnicą musiała odstać swoje. Na szczęście w taką burzę kolejka nie była zbyt duża, ledwo dwie czy trzy osoby były przed nią. Wkładali dokumenty przez okienko i robili ze dwa kroki gdzie strażnik ich rewidował i sprawdzał bagaże czy nie mają czegoś czego nie powinni być. Z bliska to człowiek wydawał się malutki i kruchy w porównaniu do tej ponurej, kulkupoziomowej budowli. Rzeczywiście wyglądała jak wieża wyjęta z jakiegoś starodwnego zamku.

- Dokumenty… - mruknął strażnik po drugiej stronie okienka z rutynowym znudzeniem. Gdy mu podała zaczął je czytać i dał znak by przeszła do kolegi. Pod tym dachem przynajmniej nia padało. Tego zza okienka jakoś nie rozpoznawała. On też się nie zachowywał jakby ją kojarzył. Jak tak jak poprzednicy zrobiła krok do kolejnego który sprawdzał ten też wydawał się jej obcy.

- O, pukawka? - strażnik zdziwił się tak samo jak już tyle razy wcześniej dzisiejszego dnia reagowali gliniarze.

- Tak, jest z Defenderów, ma licencję. - mruknął ten z okienka czytając jej papiery. Brandona jakiego z niedzielnej imprezy najbardziej pamiętała jakoś nie widziała. Z drugiej strony nie widziałą większości tej wieży a to z okienkiem to była tylko jakaś klitka wewnątrz jednej z tych dwóch ponurych wież.

- Dobra, to łapy do góry, sprawdzę cię. - strażnik od przeszukań machnął zachęcająco gestem by podniosła ramiona i dała się przeszukać. Miał minę zmarzniętego człowieka zmuszonego do wykonywania czegoś czego nie lubi, zwłaszcza w taką pogodę ale któremu wreszcie trafiła się jakaś przyjemność związana z tym zawodem.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline