Późne popołudnie 24 Brauzeit 2518 KI, Herrendorf
Wciąż obolały i niewyspany, Felix zaszył się z Saxą na niewielkim podwórzu za domem gościnnym wioski. Chcąc zająć czymkolwiek myśli, młody myśliwy wziął się za reperację uszkodzonego łuku dziewczyny, zakładając nań nową cięciwę i zerkając co chwila na próbującą sprać z ubrania plamy krwi służkę. Valdis wciąż sprawiała wrażenie ogromnie poruszonej, co bynajmniej Meyera nie dziwiło; on sam wciąż nie otrząsnął się do końca po koszmarze ostatnich kilku dni oraz jego finale w grobowcu nekromanty. Chwilami zadawał sobie pytanie, ile z jego wspomnień było prawdą, a ile majakami zrodzonymi z rozszalałej wyobraźni, ale podejrzewał, że gdyby nawet opowiedział w domu ułamek tej przerażającej historii, jego rodzina by w nią nie uwierzyła.
Chcąc upewnić siebie samego w tym, że zachował zdrowe zmysły, młodzieniec wsunął rękę do kieszeni kutki, namacał palcami medalion z czarnego metalu, na którym ktoś z pietyzmem wyrzeźbił podobiznę rozkładającego skrzydła do lotu kruka. Zdjęty z szyi zamordowanego na bagnach morryty, wisior przypominał Felixowi o najbardziej przejmujących szczegółach minionej nocy.
- Ale że tak gracko będziesz szypami szyła, tegom się nie spodziewał – rzucił w stronę Saxy próbując choć troszkę rozproszyć przygniatające ją troski – Mało żeś temu ogrowi sama łba nie utrąciła, ja żem go jedynie do końca zerwał.
Wielkooka służka skinęła w odpowiedzi głową przyjmując komplement towarzysza do wiadomości, ale nie odezwała się ani słowem. Felix podrapał się z konsternacją po nasadzie nosa, nim jednak dodał coś jeszcze, za plecami usłyszał tupot licznych butów.
Gdy się odwrócił w stronę grząskiego przejścia pomiędzy dwiema chałupami, ujrzał zbliżającą się pośpiesznie grupkę posępnych chłopów, którym przewodził znany mu już z imienia Oswald. Wszyscy międlili w rękach swe baranice dowodząc ogromnego zdenerwowania, ale na ich plebejskich obliczach widniał grymas równie wielkiej determinacji.
- Młodzieńcze, pozwól na słówko – oznajmił Oswald stając przed Felixem – Rzeknij nam proszę, co się tam na bagniskach stało? Waszej czarodziejki ani tej młodej wiedźmy lepiej nie pytać, bo to wielce ważne persony i pewnikiem zajęte, ale tyś przecie jak nasz druh, jak brat. Co się stało ze świątobliwym ojcem Valdemaarem? Gdzie jego ciało, wszak trza go po bożemu pochować? A morryci? Przecie oni w chałupie Leona swój dobytek ostawili, wszyśko tam leży, czego na mokradła nie zabrali. Żaden z nich po swe nie wróci? Myśmy już pytali twoich kompanów, ale to nieliche chuje, obaj nas obelżywymi wyzwiskami popędzili, a przecie nie lza, dyć was karmimy, a spać w najlepszych izbach dawamy.
Towarzyszący Oswaldowi chłopi poparli słowa swego ziomka głośnymi pomrukami aprobaty, ktoś zaklął siarczyście, ktoś inny zawezwał Sigmara.
- Tedy praw nam tuka po szczerości jak tam było, młodziku.