Anton nie pozwolił sobie utonąć w słowotoku Agnisa, naraz zawracającego zdradliwym nurtem, różnym od tego, który pamiętał z karczmy. W uszach przestającego słuchać wojaka rozbrzmiewał on wyłącznie szumem, kolejnym wieczornym hałasem, zrozumiałym nie bardziej od żmijowej mowy sączonej elfce przez czarownika w ramach wykluczającej go poufałości. Chociaż nie znając nawet ćwierci zgłoski w smoczym narzeczu, wojownik bez trudu mógł domyślić się przedmiotu rozmowy.
Aspirujący do podmiotu przedmiot rozmowy, wciąż trzymający w rękach inny niebezpieczny, załadowany przedmiot, strzyknął śliną przez zęby, prosto pod nogi dyskutantów. Owym treściwym i zrozumiałym dla większości ras oraz kultur komunikatem dając do zrozumienia, co sądzi o tym wszystkim.
Podobnie jak Windrin, zignorował czarownika. Była to najlepsza i najbardziej wyrozumiała rzecz, którą mógł dla niego uczynić w tym momencie. Miast tego, całą swoją uwagę i narastającą do rankoru ansę poświęcił wyłącznie czarodziejce. Nie było w tym krzty fałszu, wyłącznie zimna i obliczona na wszystko konsekwencja. O ile darzył niechęcią kompromisy, o tyle nie dopuszczał istnienia czegoś takiego jak odmowa, ani dalszego istnienia tych, którzy przedstawiali mu ją w sposób lekceważący i urągający jego osobie.
Nie toczył wkoło dzikim wzrokiem, nie uśmiechał się paskudnie ani nie uprzedzał uprzejmie, co zrobi, komu i jak bardzo będzie bolało. Westchnął tylko ciężko, nieomal z żałością.
- Ot, parszywa dola. Znowu nie udało się po dobroci – stwierdził, niby ze smutkiem, lecz fałszowanym źle skrywaną uciechą.
Wciąż nie spuszczając wzroku z elfki, nie baczył na nic innego, łącznie z przewagą liczebną i jednego spośród tubylców szykującego się akuratnie do strzału. Samemu oddając swój własny pod adresem głowy całego przedsięwzięcia. Dzięki kilkuletniej praktyce rozumiejąc, że pozbawiona jej masa zmierzająca w jego kierunku, posiadająca nieważne jak wiele rąk i dzierżonych w nich sieci i pałek, stanie się płochliwa i nieskoordynowana.
Nie mitrężąc z repetowaniem, pierwszą rzeczą, którą uczynił po strzale, było ściągnięcie z pleców brzeszczota i gotowość do tego, by dokończyć to, czego bełt był zaledwie przedsmakiem. W razie konieczności nie ułatwiając miejscowym powierzonego im przez czarodziejkę zadania, lecz nie bardziej niż było to konieczne. W myśl roztropnej zasady, by swe sprawy załatwiać z panem, nie famulusami. |