Berni wsiadł do karocy i zajął miejsce przodem do jazdy. Przytrzymał miejsce Geldamannowi, zanim wsiedli pozostali pasażerowie.
Kleryk Ranalda wiedział, że kamraci są gdzieś przed nimi, toteż był czujny i gotowy do akcji. Sęk w tym, że akcja nie nadchodziła. Rad był, że nie podróżuje sam, lecz z Leonardem. Zawsze to raźniej na trakcie.
Na zagajanie rozmową ober-pisarza miejskiego Joachima Rudolfa Hosselberga Berni wymamrotał niewyraźnie swe miano i nasunął kapelusz na głowę pragnąć się zdrzemnąć. Niestety rodzinka Hosselbergów nie dała się spławić i jakby nigdy nic gadała o dupie maryni i sprawach mniej ważnych. Czas mijał nieznośnie wolno.
Chcąc nie chcąc Bernhardt wypatrywał przez okno dyliżansu okoliczności przyrody, byle nie spoglądać na pulchną córkę Hosselberga. |