Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-12-2020, 17:12   #308
Vadeanaine
 
Vadeanaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Vadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputację
Dzień, na który tak czekała, okazał się iście obrzydliwy. Właściwie nie było go w ogóle, jakby ktoś wykroił czas z rzeczywistości i zakopał go w mokrym dole, wypełnionym gałęziami, by zgnił. Nie dało się iść, gdy teren ustąpił płaskiemu polu, a w zaroślach coraz częściej roiło się od żołnierzy.

Obrzydliwa pogoda i obrzydliwe czekanie zdawało się przeciągać w nieskończoność. Z początku Birgit próbowała urządzić się choć trochę w swojej jamie, wydrążyć kawałkiem ułamanej gałęzi coś na kształt siedziska, zakryć od wierzchu drobniejszymi gałązkami przed deszczem i ludźmi. Później mżawka i chłód stały się zbyt dokuczliwe, aby przejąć się drżeniem ziemi i bliższymi niż ostatnio eksplozjami pocisków. Z tym i tak nic nie dało się zrobić.

Kobieta wygrzebała z bagażu i ubrała na siebie wszystko, co miała, nie wyłączając trefnej marynarki od brytyjskiego munduru. Nastroszyła się jak zmoknięta kawka, wyciągając ręce spod pach tylko do zjedzenia ostatków prowiantu, do złapania kilkudziesięciu przesączających się przez patyki kropli wody.
Dlaczego nie poprosili piekarza choć o butelkę kwasu chlebowego? Dlaczego nie wzięli choć zimnej herbaty? Zadawała sobie daremne pytania, na które jedyną odpowiedzią był pośpiech i zbyt - jak się okazało - optymistyczne założenie, że starczy jednej nocy, aby przekroczyć front.
Nie starczyło.

Wreszcie wszystko, bury i mokry krajobraz, przygnębiającą wioskę po drugiej stronie pola i pokonanych żołnierzy zrównał w szarości kolejny wieczór. Ucichły nawet głosy docierające wcześniej przez krzaki. Noc kusiła do wyjścia, rozruszania zdrętwiałych kończyn, rozgrzania się ruchem.

Birgit czekała jednak, aż szarówka zgęstnieje na tyle, by bezpiecznym okazało się przejście przez otwarty teren, choćby ze wsi, z opustoszałych na pozór domów patrzyły czyjekolwiek oczy. W budynkach mogło coś jeszcze zostać. Nawet jeśli były tam opuszczone łóżka z kocami, stodoły z sianem, garnki i resztki, ciężko było się spodziewać przyjaznego powitania na wzór Grand lavier. Nawet jeśli w posępnej ciszy ktoś się tam jeszcze krył, mogli to być równie dobrze chłopi, jak szabrownicy lub dezerterzy.

Z drugiej strony w dziczy mogła znowu zabłądzić.

Zastanawiała się nad tym przez cały, ohydny dzień. Dość długo, by wybrać i z początkiem nocy nie żałować już odrzuconej opcji. Ponownie spakowała bagaż, roztarła zmarznięte ramiona i skierowała się wprost w stronę spodziewanego pobojowiska i francuskich brygad, omijając wieś w odległości wystarczającej, aby ewentualni lokatorzy domostw nie mogli usłyszeć przekradającego się przez pole piechura, ale dałoby się usłyszeć ewentualny krzyk, czy głośny rozkaz. Jeśli nic nie będzie wskazywać, że domy zajmują zwykli cywile lub dotarły tam już patrole alianckie, nawet się nie zatrzyma i nie zajrzy. Popatrzyła jeszcze tylko w niebo, modląc się o luki w chmurach, o księżyc i gwiazdy, które pozwalałyby nie pogubić drogi jak poprzednio i nie wpaść po ciemku w inne leje, okopy czy na niedobitków.
 
Vadeanaine jest offline