Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-12-2020, 09:26   #43
Sindarin
DeDeczki i PFy
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Dolgan prychnął, słysząc pytanie Rufusa
- Nie słuchałeś, co? Z Szybu Radyi jesteśmy, to taka mała osada górnicza na Pustych Wzgórzach, kilka dni stąd. Przynajmniej była, zanim nas zaatakowali. Mój dziadek był z Kraggodanu, ale sam byłem tam tylko dwa razy w życiu. Nie wiemy, co się dzieje na Wzgórzach, bo zwialiśmy do puszczy zaraz po ataku – dodał z goryczą w głosie. Widać było, że wstydzi się tej ucieczki - Nie wiem nawet, co stało się w Szybie od tamtego czasu, i czy ktokolwiek przeżył…

Po krótkim wykładzie Hannskjalda i z pomocą nowopoznanych krasnoludów odnalezienie właściwych ziół nie zajęło wiele czasu. Kilka przyzwanych magią latarni tylko ułatwiło sprawę, bo zgodnie ze swoją nazwą błyskoliść mienił się tęczowo w świetle. Reszta wieczoru minęła bohaterom na odpoczynku pod długiej drodze, grzaniu się przy palenisku w podziemnej kryjówce, wdychaniu niezbyt przyjemnych oparów warzonego przez wiedźmę i druida lekarstwa, oraz rozmowach z ocalonymi. Dolgan i jego towarzysze opowiedzieli, chociaż niezbyt składnie, jak to w środku nocy w nowiu na Szyb Radyi z kompletnego zaskoczenia spadł ogromny oddział hobgoblinów, które na domiar złego prowadziły ze sobą dziesiątki dziwacznych bestii. Zapewne prawda nie była tak dramatyczna jak przedstawiały to krasnoludy, ale i tak było już pewne, że Żelazne Kły rozszerzają swoje tereny i wykorzystują do tego nietypowe środki.


XXII dzień miesiąca Neth (XI), Fangwood, 114 dni po ucieczce z Phaendar, 42 dni po odbiciu fortu Trevalay

Wracając z lekarstwem do ruin fortu Nunder, bohaterowie w duchu prosili Pharasmę, by nie śpieszyła się z witaniem kogokolwiek w swojej domenie. Tym razem bogini okazała się być łaskawa – nikt z pechowych uciekinierów nie zmarł przez noc, chociaż teraz większość nie miała już sił, by chociażby wstawać. Leżeli tylko, owinięci ciasno podarowanymi kocami, które pewnie ocaliły niejedno z nich przed śmiercią z wyziębienia i przez noc. Ożywili się nieco na przybycie potencjalnych wybawicieli – okazało się też, że kilku z nich znało już Dolgana i jego grupkę. Jarth skwitował powrót bohaterów kwaśnym uśmiechem.
- A jednak nas nie zostawiliście – mruknął, jakby dopiero teraz się przekonał. On i ci z jego ludzi, którzy mieli dość sił, pomogli rozdawać lekarstwo wszystkim potrzebującym.
To, działo się przez najbliższe kilka godzin, było okropnym i obrzydliwym widokiem, a na dokładnie taki liczyła Laura z Hannskjaldem. Uchodźcy wili się z bólu i gorączki, dostawali torsji, by w końcu wymiotować obficie, pozbywając się śmiercionośnych pasożytów z żołądków – wyznaczone wcześniej miejsce szybko zapełniło się szczątkami dziwnych, niewykształconych jeszcze mackowatych stworów. Kilka z nich było jednak zbyt dużych, by łatwo się ich pozbyć, przez co konieczna była interwencja wiedźmy, na szczęście jej doświadczenie medyczne sprawiło, że nie stracili nawet jednej osoby.

Wieczorem, gdy terapia się już zakończyła, dziedziniec fortu pełny by ledwo żywych, ale już zdrowych i dochodzących do siebie uciekinierów. Większość z nich była w lekkim szoku po tym, jak uświadomili sobie, co w nich siedziało, więc tylko grzali się przy ogniskach, gdy krasnoludy roznosiły im pożywny, wzmacniający gulasz, który Laura ugotowała (z dodatkiem kilku znanych tylko sobie ziół) na upolowanym (i sprawdzonym!) przez Mikela dziku.
Jarth, wciąż blady jak ściana, usiadł obok odpoczywających bohaterów. Wcześniej odmówił jedzenia, dopóki każdy z jego grupy nie dostanie swojej porcji, ale widać było, że ciągnie już ostatkiem sił.
- Należą się wam podziękowania, bogowie wiedzą, co by z nami było gdyby nie ten lek. Czego więc chcecie? - pokręcił głową, jakby chwilę temu nie zdążył ugryźć się w język - To znaczy, czy możemy się jakoś odwdzięczyć?- zapytał raz jeszcze.
 
Sindarin jest offline