Berni miał rację, to był Sygmaryta. Niewiele to zmieniało, bo pomóc napadniętemu należało, kimkolwiek by nie był. Leonard pięścią strzelił w burtę dyliżansu, mając nadzieję, że nie pakują się w środek religijnej dysputy między Synami Ulryka, a wyznawcą Młotodzierżcy, a zwykły napad.
- Zatrzymuj!
Poszedł w ślad za Zinggerem, ładując kuszę. Czasu będzie na jeden tylko strzał, ale liczył raczej na efekt psychologiczny, jaki wywrą naładowane i skierowane w stronę bandytów bronie. Był ciekaw, czy napastnicy pójdą za rada Bernhardta, czekał w milczeniu na ich reakcję, gotowy do strzału.