Kiedy wszyscy już wyszli, zmierzył wzrokiem Imbriel jednak tak by tego nie zauważyła. Nie była w jego typie, chociaż tak naprawdę żadna kobieta nie była, a przynajmniej jeśli rozpatrywać je w kategorii: "na dłuższy czas". Nie ma nikogo i nie chce tego zmienić. Zaczął się zastanawiać kiedy usiądą przy ognisku i zaczna opowiadać historię życia, kiedy to nastąpi jedna na pewno będzie ciekawa. Na wspomnienie swojej przeszłości uśmiechnął się błogo, jak on lubił to wszystko wspominać. Po chwili ocknał się z zamyślenia, wyciągnął z torby jakąś butelkę i pociągnął z niej łyk po czym spowrotem schował.
- Bierzmy te konie z tej stanicy i wyruszajmy w końcu - tym razem w jego tonie można było usłyszeć irytacje - może ktoś będzie ich pilnował, jeśli tak jest mój - na słowo mój jego oczy zabłysnęły chęcia mordu, nie był to człwoeik ze skrupułami |