Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-12-2020, 13:09   #4
Sepia
 
Sepia's Avatar
 
Reputacja: 1 Sepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputację
Wewnątrz samochodu rozległ się głośny syk, ulatując przez postrzelane szyby. Hermansen skręciła na podjazd jednego z mijanych domów i zatrzymała auto aż obiema kobietami szarpnęło.
- Isaac? Spałaś z Isaaciem Taylorem?! - wyrwało się bliźniaczce mimo postanowienia o niezadawaniu pytań. - Kurwa, Maria… - jęknęła zaraz potem, zmieniając biegi i ruszyła ostro do przodu, tym razem normalnie, zaś drżące dłonie mocno ściskały kierownicę. Mrukliwy ochroniarz miejscowego klubu był im obu dobrze znany, chociaż Nev nie spodziewała się, że jej przyjaciółka darzy go jakimkolwiek afektem. Sama czasem miewała z Ponurakiem do czynienia, rozumieli się. Wiedział też doskonale gdzie trzyma kawę i rano robił kawę, jeśli się zasiedział nocą… a raczej zależał.
- Wybierasz, w co wierzysz, i żyjesz z konsekwencjami - odpowiedziała już spokojniej, spoglądając na pasażerkę przez lusterko wsteczne - Isaac sobie poradzi, był w marines. Jeżeli przeżył Irak jeden naćpany, podtatusiały korposzczur go nie wykończy… i daj spokój. Będzie dobrze - powtórzyła niczym mantrę - Mną się nie przejmuj, jestem twoją przyjaciółką, co nie? Jedna ławica, trzymamy się razem. Chcesz to zadzwonię do Noah i cię na trochę znikniemy stąd. Już, uspokój się. Na tylnej kanapie jest bluza, ubierz się… i cieszę sie, że cię widzę, Mari - wróciła do patrzenia na drogę - Kurwa nawet nie masz pojęcia jak się cieszę.

Słowa Nev zdołały uspokoić Sabbatini. Jej atak paniki chyba skończył się. Usiadła i zaczęła wycierać oczy. Przeklęła, kiedy uświadomiła sobie, że rozmazuje sobie makijaż. Potem splotła dłonie.
- Jesteś za dobra na ten świat, Nev - westchnęła. - Dużo za dobra.
Wyjrzała przez rozbitą szybę na zewnątrz. Powietrze wnikało do samochodu, powiewając włosami obu kobiet. Dość szybko zrobiło się całkiem zimno, ale nie na tyle, żeby to było faktycznym problemem.
- Wiesz… ja ci do tej pory nie mówiłam zbyt wiele na temat Jackiego. Otóż… to prezes firmy farmaceutycznej… ale z rodzaju tych, którzy połowę wyrobów sprzedają narkolordom - powiedziała. - Nawet mnie to podniecało, przynajmniej z początku. To, że jestem z takim naszym brytyjskim Pablo Escobarem. No cóż, może wszyscy mają rację na mój temat i naprawdę jestem głupią pizdą - westchnęła, kręcąc głową. - Czy to mogło się jakoś inaczej skończyć…? - zawiesiła głos.

- Nie jesteś głupia - Hermansen prychnęła zrezygnowanym tonem, skręcając na most - Po prostu jesteś człowiekiem, jak my wszyscy, a nie bezdusznym robotem. Każdy z nas ma prawo do szczęścia i szczęścia poszukuje. Możliwości poczucia… - zwiesiła się, adrenalina opadała, pozostawiając po sobie ból głowy. Obudził się też strach - ... poczucia czegokolwiek dobrego. Bez tego wypalamy się i wreszcie nie zostaje nic, prócz popiołu - przełknęła ślinę - Przepraszam, też nie mam dobrego dnia i… poczekasz w samochodzie, dobrze? Muszę sprawdzić jedną rzecz - znów się zwiesiła, aby potrząsnąć głową - Zadzwonię do Noah, masz życzenie wypierdolimy z tego smutnego kraju do Kongo. David tam teraz siedzi z innymi habitami. W buszu Jackie cię nie znajdzie, a kto wie? - łypnęła na pasażerkę próbując się uśmiechnąć - Może się nam tam spodoba i zostaniemy na dłużej?

Maria Teresa wzdrygnęła się.
- Dobrze, nie przesadzajmy. Może jestem skończona tak daleko, jak sięga cywilizacja… ale w buszu moja noga nie postanie. Wolę zostać wykończona jak człowiek, kulką między oczy. A nie paść ofiarą roju moskitów, czy jakichś innych okropnych stworzeń…
Sabbatini nigdy w swoim życiu nie była nawet na prawdziwej wsi. Nie mówiąc już o jakimś tropikalnym zadupiu, gdzie obecnie stacjonował misjonarz, brat Nev.
- Mogę ci jakoś pomóc? - zapytała. - Ty mi bardzo pomogłaś. Powinnam zadzwonić do Isaaka? Muszę go ostrzec… chyba… prawda? Nie dostałaś kulką, prawda? - Maria zaczęła wypluwać kolejne pytania. Bardzo chaotycznie. Co chwilę myślała o czymś nowym.

Nevaeh zaśmiała się krótko i dość nerwowo, lecz był to dobry śmiech. Rozładowywał napięcie.
- Faktycznie w tych szpilach byłoby ciężko w buszu - ruchem głowy wskazała obuwie przyjaciółki, które łamało nogi od samego nań patrzenia. - Na sawannę też odpadają, ale jeżeli masz się schować poza granice cywilizacji, to może Moskwa? Podobno mają tam białe niedźwiedzie, pasowałoby ci futro z takiego - poklepała kobietę po ramieniu - Damy radę, coś wymyślimy… a teraz bierz telefon i dzwoń do Isaaca. Masz swój czy chcesz mój?

Samochód skręcił w prawo, wyjeżdżając na główną drogę Milltown, a im bliżej celu się znajdowały, tym mocniej Hermansen biło serce. Co zastanie na miejscu?
Bała się poznać odpowiedź.
- Od tego są przyjaciele, mówiłam żebyś się mną nie przejmowała. Nie mam dodatkowych otworów, bez obaw… a tobie nic nie zrobił?

- Na razie nie. Ale powinnam zacząć pisać testament - powiedziała Maria. - To byłby wstyd, gdyby wszystkie moje palcaty, kajdanki i bicze zmarnowały się po moim zgonie - westchnęła. - Nie mam telefonu, w moim… wdzianku nie ma kieszeni - mruknęła. - Gdybyś mi pożyczyła, to byłabym wdzięczna - dodała. - W ogóle zaczęło się tak niewinnie. Poszłam do pubu na wieczornego drinka. Wypiłam trzy, a Isaac zaoferował, że mnie odwiezie do domu. Ja się zgodziłam. Zresztą to dobrze wyglądający facet - mruknęła. - Choć gdybym była trzeźwa, to najpewniej pamiętałabym o Jackiem. No cóż… - wzruszyła ramionami. - Nie pamiętałam.

Na zewnątrz było kompletnie spokojnie. Tak naprawdę wcale nie przejechały zbyt dużego dystansu, a i tak Nev odniosła wrażenie, że znalazła się w innym świecie. Absolutna cisza. Może nawet złowroga. Pustki na ulicach. Nie widziała ani jednego przechodnia, ani jednego samochodu… To był taki wieczór, kiedy nic się nie działo. Pozorna nuda zdawała się rozlewać po sąsiedztwie. Jakże złudne było to wrażenie…

Przekazanie telefonu połączyło się z kolejnym, ciężkim westchnieniem. Mały, srebrno-czarny prostokąt przeszedł z rąk do rąk.
- Isaac tak działa, zapominasz się przy nim. O nic nie pyta, niczego nie wymaga… po prostu jest. Blokada to odwrócona L-ka… jak zwykle. Mam go zapisanego jako Ponurak - Hermansen szybko podała najpotrzebniejsze informacje, zaciskając dłonie na dłoni Włoszki i telefonie. Popatrzyła jej w oczy z wyraźnym napięciem. Wcale nie była pewna, czy Marii pomogła, czy wpędziła w nowe kłopoty.
- Muszę coś sprawdzić i… jest Teagan - z ulgą odnotowała znajomą bryłę samochodu, zaparkowanego całkiem niedaleko. Przełknęła ślinę, oddychając płytko jakby zaczynała się dusić.
- Mari… zrób coś dla mnie - poprosiła wciąż trzymając jej dłoń - Zadzwoń do Isaaca, a potem… albo lepiej będzie jeśli poczekasz przy drzwiach. Nie odjechałyśmy daleko, Jackie może nas znaleźć. Lepiej… - wzięła głębszy wdech - Otworzymy drzwi i poczekasz za progiem, ale obiecaj że dalej nie wejdziesz, dobrze?

Dziewczyna zamrugała powoli. Chyba zaczęło do niej docierać, że jej problemy nie były najważniejsze… a w każdym razie nie były jedyne. Dopiero w tym momencie spojrzała na Nev… jakoś dłużej i przytomniej.
- Co jeszcze się dzisiaj odjebało…? - zapytała ostrożnie.
Jeszcze nie wybrała numeru Isaaka. Zresztą wcale nie cieszyła się na tę rozmowę. Co takiego miała powiedzieć ochroniarzowi? “Jebałeś mnie całą noc i połowę dnia, mam nadzieję, że było warto, bo teraz jesteś żywym trupem?” Maria zaczęła fantazjować o przeniesieniu się z Taylorem na Alaskę, ale to mogło być trochę zbyt blisko.
- To jest dom… tej piosenkarki, prawda? Tej punkowej? - zmarszczyła brwi. Chyba myliła Kiarę z Aoife, ale nawet wtedy niezbyt się zgadzało. - Ona też ma problem z chłopakiem?

Teagan był już na miejscu, ale przyjechał tylko nieco wcześniej. Wysiadł z samochodu. Strzeliła od razu rura wydechowa i w powietrzu pojawił się obłok dymu. Pojazd policjanta miał dobre czterdzieści lat i o dziwo wciąż działał. I kiedy wydawało się, że już popsuł się na amen… znów zaczynał funkcjonować. Tak właściwie w mieście krążyły o nim legendy. Teagan zerknął na samochód Nev. Od razu przymrużył oczy, bo oślepiło go światło reflektorów. Podszedł.
[MEDIA]http://i.imgur.com/UVp5kir.jpg[/MEDIA]
- Nevaeh, pojebało cię kompletnie? - zapytał. - Usłyszałaś, że Kiara chce popełnić samobójstwo, więc zabrałaś dla niej luksusową kurwę, aby ponownie odnalazła radość z życia? - zerknął na tylne siedzenie. - To jest twój plan?
Maria Teresa zaczęła powoli mrugać.

Hermansen za to zmrużyła ostrzegawczo oczy i wyszła z samochodu, zgarniając z siedzenia pasażera torbę medyczną. Wyłączyła też silnik. Stanęła naprzeciwko gliniarza, blisko. Prawie weszła mu na buty i zadzierając głowę gapiła mu się w twarz.
- Dziękuję że przyjechałeś, jestem naprawdę wdzięczna… ale jak masz obrażać moją przyjaciółkę, to wracaj do siebie - wywarczała, a złość wycisnęła spod powiek parę łez. Aby się ich pozbyć kobieta mrugała szybko i chciała coś powiedzieć, ale tylko kłapnęła szczękami.
- Odjebało się, ale u nas na osiedlu. Nie mogłam jej zostawić - zarzuciła torbę na ramię, kluczyki schowała do kieszeni.
- Nie dopierdalaj mi, proszę… - mruknęła ciszej.

Mężczyźnie zrobiło się głupio.
- Przepraszam - mruknął. - Czasami coś palnę… - wzruszył ramionami.
A potem raz jeszcze spojrzał do tyłu na Marię.
- To twoja przyjaciółka, tak? - zapytał. - Czy może raczej… no wiesz?
Bez wątpienia strój Sabbatini bardzo go dekoncentrował. Nigdy wcześniej chyba nie widział kogoś takiego na oczy. No cóż, nie był pierwszym mężczyzną, któremu udało się Marii skutecznie rozproszyć.
- To twoja dziewczyna? - zapytał.

- Niech zgadnę. Wyobraziłeś sobie nas obie w jednym łóżku i byś chętnie popatrzył. - Nevaeh spojrzała na blond gliniarza zmęczonym wzrokiem, mocniej ściskając ramię czerwonej torby - Niestety taki kaszalot jak ja nie lata w lidze Marii, więc to moja przyjaciółka. Najlepsza - dorzuciła z naciskiem i zgrzytnęła zębami, patrząc do wnętrza auta - Chodź kochana, schowasz się za progiem, na wszelki wypadek, a my... - zamilkła na moment i nagle kręcąc głową ruszyła do przodu, obierając za cel znane tak dobrze drzwi. Modliła się w duchu, aby cała sytuacja okazała sie tylko głupim żartem, po którym wróci do pustego domu i da się pochłonąć pustce. Ale… zostawała Maria. I Teagan. I Kiara. Wchodząc na chodnik pomyślała gorzko, że życie z drugim człowiekiem to tylko ucieczka od samotności. Z reguły na krótki czas. Zresztą tylko jedna z form ucieczki. Bezpieczniej zapisać się do jakiegoś chóru, drużyny sportowej albo wstąpić do zakonu. W razie gdyby się okazało, że to nie to - konsekwencje są mniej bolesne.
 
__________________
Nine o nine souls - don't do this
Nine o - no more pain now
Nine o nine souls - it's easy
I'm gonna take on all your battles

Ostatnio edytowane przez Sepia : 16-12-2020 o 23:22.
Sepia jest offline