Sadrax westchnął. Skoro duchy są problematyczne, użyje czegoś bardziej stałego.
Skropiony krwią Sadraxa kamień, otulony jego oddechem i z przyczepionym śliną włosem zaczął się poruszać do przodu. Zaraz przyczepił się do niego drugi i trzeci i kolejne... Dla każdego magicznego obserwatora i pułapki twór "był" Sadraxem, a dla zwykłych... Cóż, swoje ważył.
Oczywiście, nekromancja nie potrafiła ożywiać kamieni. Sadrax zresztą też nie. Ani nie wtorzył golema. To wszystko była zwykła magia sympatyczna i prosta telekineza. Już dzieci uczą się podnosić różne rzeczy siłą woli. Na uniwersytecie, setki lat temu, Sadrax wygrał kiedyś konkurs podnosząc naraz utrzymując w powietrzu dwa krzesła, patere z owocami, wazę zupy, globus, kota, dwa psy i Kashke, najmłodszą córkę rektora. A od tamtej pory trochę się poprawił.
Tak więc mieli kogoś coś, co pójdzie pierwsze.