Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-12-2020, 02:14   #136
Pieczar
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Każda z przybyłych damulek wliczając w to wsławioną w poematach bardkę powalała swoją kreacją. Widać było iż nie wyszły one spod igły Hubertowej szwaczki oraz że materiały, z których je stworzono pochodziły z dalekich i egzotycznych krain. Odcienie zieleni oraz fioletu, zapach goździków, cynamonu i lawendy. To wszystko mogło przysporzyć o zawrót głowy a nawet i mdłości. Ver jednak nie miała zamiaru dać po sobie poznać iż aktualne trendy nie do końca trafiają w jej raczej odstające od ogółu gusta. Mimo wszystko robiła dobrą minę do złej gry a bo co i jej innego zostało. Słuchała tylko w milczeniu recytowanych po kolei wierszy i fraszek komentując skromnie jednak z aprobatą każdy kolejny występ.

- Znam tylko charakter pisma. - wspominała w myślach odnaleziony w biurku Grubsona tomik - Łasica zaś pamięta zapach perfum. - przypomniała sobie - Może przy odrobinie szczęścia te smarkule pozwolą mi rzucić okiem na ich bazgroły. - pomyślała z nadzieją - Wino powinno dodać im animuszu.

Sprytna i przebiegła wdówka czekała więc aż natrafi się odpowiednia chwila. Piła cierpliwie wino małymi łyczkami i przypatrywała się czujnie jednakże dyskretnie młodym arystokratkom chcąc wyłapać, którą z nich wino zakołysze jako pierwszą. Miała nadzieję iż nadarzy się okazja aby niepostrzeżenie podnieść, przeczytać i przyjrzeć się porzuconym samym sobą zapiskom. Z resztą kto wie? Może którejś z damulek rozplącze się język i zacznie mówić więcej niż by wypadało? Póki co pozostało czekać.

Na dość zaawansowanym etapie wieczoru panny z artystycznej bohemy tego miasta czuły się całkiem swobodnie pogrążone w dysputach na temat swojej pasji i nie tylko. Momentami ton przybierał znacznie na sile nawet nieco ocierając się o kłótnie gdy nie zgadzały się w jakiejś sprawie a czasem wręcz frywolnie gdy pozwalały sobie na jakiś komentarz. Trudno było liczyć, że naprują się jak jakieś zwykli rynsztokowcy za swoją tygodniówkę.

Niemniej świeżynka w ich znamienitym gronie zyskała możliwość zerknięcia choćby na zapiski z wierszem gospodyni o tej dzielnej pani kapitan. I to raczej nie ona składała dedykację na tamtym tomiku bretońskiej poezji znalezionej u Grubsona. I pismo Simonsberg też było nie to. Pisma Madeleine i Mette jak ją nazywały koleżanki, nie miała żadnej próbki więc nie miała jak tego sprawdzić.

- Pozwólcie, że zapytam, bo ciekawość a i niepokój trawią mnie od środka. - zaczęła skromnie gdy temat zszedł na sprawy damsko-męski i wszystkie co prawda młodszę ale lepiej urodzone panienki i żony zrobiły przerwę omawiając postać jednego z młodzieńców uchodzących za najlepszą partię w mieście - Tyle pięknych kobiet w jednym miejscu. - zauważyła - Niestety tylko część z was jest mężatkami. - patrzyła pobieżnie to na Kamilę to na resztę - Kiedy i pozostałe z was zamierzają złożyć przysięgę przed bogami? - zapytała nie mówiąc do żadnej personalnie a raczej rzucając do ogółu - W mieście przeż jest kilku przystojnych dżentelmanów z odpowiednią pozycją i majątkiem. Chociażby młody Harter bądź nieco starszy od niego Olsen. W czym sęk? - uśmiechała się delikatnie - Nie ukrywam, że gdybym była nieco młodsza jak wy. Sama bym dała zdobyć swoje względy jednego z nich. - przyznała przed resztą wpatrzonych w nią panien - Mają szyk i klasę. Są elokwentni i bardzo urodziwi. Sprawiają wrażenie takich, którzy potrafili by dać wam syna. - dodała - Gdzie więc leży problem?

- Na mnie nie patrz. To za wysokie progi na taką zwykłą poetkę jak ja. Będą mnie zapraszać, oklaskiwać, całować rączki nawet hołubić ale gdzie by tam kto stracił głowę dla zwykłej tancereczki. - Naja zaśmiała się beztrosko i mówiła bezczelnie wbijając przytyk niby wobec owych mężczyzn o jakich wspomniała van Drasen ale łatwo było odczytać to w szerszym zakresie pod wszystkich błękitnokrwistych.

- Ja miałam narzeczonego. Ale jego statek się rozbił. Niech mu Morr sprzyja. I teraz rodzice szukają mi kolejnego. - Kamila westchnęła z żalem nad swoim losem albo nad losem swojego narzeczonego.

- To prawda, obaj są niczego sobie. Ten Olsen to świetny tancerz. Ale on potrafi na balu zwyobracać kobietę! Mój Thomas to ma niestety drewniane nogi. - Madeleine uśmiechnęła się za to wesoło widocznie mając miłe wspomnienia z tych tańców z młodym Olsenem a i inne pokiwały głowami i roześmiały się podzielając tą opinię.

- Ale Olsen to ostatnio coś smali cholewki do Erici. Tak słyszałam. To jak macie się za niego brać to nie zwlekajcie. - von Mathiasen pokręciła głową nieco z ironią na te wspominki o młodych kawalerach stanu wolnego.

- A ty Versano? Znasz jakichś przystojnych amantów? Masz na jakiegoś chrapkę? - Madeleine niejako odbiła piłeczkę i wróciła pytaniem do tej co zadała je pierwsza.

- Przystojnych a i owszem. - odparła kiwając lekko głową - Ale żeby, któryś z nich był ponad to interesujący to nie bardzo. Hmmm… zadumała słodziutko - No może poza jednym. - uśmiechnęła się bardzo realistycznie udając skrępowaną - Nie chce jednak nic zapeszać. Póki co jest dobrze tak jak jest. - Bogowie zaś pokażą co z tego będzie. - lekko zakłopotaną poczochrała delikatnie swoje kruczoczarne włosy - Skoro jednak już jesteśmy przy relacjach damsko-męskich to wiem, że damom z waszą pozycją nie przystoi wiązać się z kimś niższego stanu ale może akurat wpadł wam w oko ktoś taki? - niby to pokrótce jednak wyjątkowo wnikliwie przypatrzyła się plotkujacym kobietą. Starała się dostrzec w ich mimice i ruchach chociaż cień zażenowania bądź zakłopotania, który mógłby być dla odpowiednim znakiem do dalszych poczynań.

- Szukasz jakiejś bogatej partii dla siebie? - Naja odezwała się pierwsza po tym gdy pozostałe popatrzyły po sobie zastanawiając się nad tym pytaniem. I bezczelna natura poetki kazała jej się odezwać pierwszej.

- Wiesz jak jest na rynku Versano. Albo są piękni, albo sławni, albo bogaci ale ci co spełniają wszystkie te kryteria dawno są już zajęci a pozostałym zawsze coś brakuje. - Annemette rozłożyła dłonie w geście bezradności na tą naturalną kolej rzeczy a pozostałe pokiwały głowami rozbawione takim podsumowaniem.

- Z nami jest tak samo. Teraz dwie najlepsze panny na wydaniu to ty i Froya. Pozostałym pannom trudno by było stawać z wami w szranki. - nie licząc czarnowłosej wdowy to Madeleine jako jedyna była mężatką w tym gronie więc pozwoliła sobie na nieco mentorski ton tej która już ma ten etap za sobą.

- Ja już coś tam znalazłam. - odparła - Póki co więc nie rozglądam się dalej. Chodzi mi raczej o was. - uśmiech był tu czymś obowiązkowym. Nie znikał więc prawie w ogóle z jej słodkiej buzi.

- Do czego to doszło by w całym mieście nie było ani jednego odpowiedniego kandydata. - założyła ręce w geście bezradności robiąc wielkie oczy i marszcząc czoło - Na bogów. Niedługo przyjdą takie czasy iż kobiety wśród kobiet będą się musiały rozglądać - westchnęła głośno - Bądź wśród już żonatych bądź zajętych. - ciągle dość uważnie obserwowała zachowanie swoich rozmówczyń.

- To prawda. Tych młodych kawalerów to jakby coraz mniej. Zwłaszcza tych na poziomie. Albo sztormy, piraci, wojny czy te okropieństwa w lesie. I potem nas zostaje więcej niż ich. - Kamila pokiwała głową z żalem na ten niedobór kandydatów do wspólnego związku.

- Podobno kiedyś dwie kobiety wzięły ślub. - Mette zaskoczyła wszystkich takim stwierdzeniem. Ale jako chyba najbardziej oczytana miała pewien mir w takich ciekawostkach.

- Dwie kobiety? Ze sobą? A co na to kościół? Jak to możliwe? - Madeleine i nie tylko ona zrobiła wielkie oczy na taką niesamowitą ciekawostkę.

- Normalnie. Ich ojcowie jakoś dogadywali się razem na polowaniu czy innej wojnie. Potem listownie. I się okazało, że takie miały imiona, że każdy myślał, że ci drudzy to syna mają. I tak zawarli intercyzę i resztę tak bardzo, że był to kłopot jak to potem wycofać. Podobno niezła heca potem w sądach i na mieście była. Z drugiej strony czytałam to w takim zestawie anegdotek to nie wiem czy to tak naprawdę było. - młoda szlachcianka i miłośniczka książek wyjaśniła jak to przeczytała. A brzmiało tak pół na pół. Może to było możliwe a może i nie. Niby nie tak się zwykle zawierało małżeństwa no ale czasem zdarzało się i tak, zwłaszcza jak oba rody nie sąsiadowały ze sobą bezpośrednio by się znać od lat.

- No a wracając do tematu to chyba trudno by było w mieście znaleźć kogoś znaczniejszego od nas. Bardziej znaczniejszego. - Madeleine pozwoliła sobie na pewną nonszalancję gdy mogła się zaliczyć do samej śmietanki tego miasta.

- Mów za siebie. Jakbyście słyszały o jakimś przystojnym kapitanie co szuka żony albo chociaż bogatym tudzież jakimś baronie czy nawet rycerzu to dajcie znać. Nie mam nic przeciwko wygodnemu życiu, zwłaszcza jak mnie mąż będzie choułbił. Najwyżej znajdę sobie kochanka. - Naja prychnęła zirytowana, że chociaż siedzą sobie tutaj i rozmawiają jak koleżanki to jednak poza tymi ścianami równe sobie nie są. I ktoś kto dla Madelein było równorzędnym partnerem dla niej było o dobre kilka szczebli drabiny społecznej wyżej. No ale jako osoba z bohemy i wolnego zawodu, o całkiem przyjemnej dla oka aparycji wciaż miała jeszcze szansę wżenić się w jakiegoś błękitnokrwistego.

- To może spróbuj u Gerstena. On ma słabość do artystek. Zwłaszcza młodych. - poradziła jej Annemitte. Potem damy z elity towarzystwa posłały jeszcze kilka nazwisk jakie chyba nie uznawały za kogoś na swoim poziomie. Kawaler von Below co mieli co prawda ze trzy wioski ale jako najmłodszy to miał marne szanse na większość czy jakąś chociaż jedną. Albo Sagnitarius co robił od paru sezonów karierę jako astolog i mędrzec wśród lepiej urodzonych. Albo kapitan Hoth co mu niedawno młoda żonka zmarła to ponoć rozgląda się za kolejną jak już ją odżałował.

- A żonaty kupiec? - rzuciła niby od niechcenia - Dotychczasowa oblubienica działająca na nerwy z dziwnymi humorami kiedy ten wraca po całonocnych pertraktacjach w niezbyt przyzwoitym stanie? - ciągnęła dalej wciąż mając na uwadze jakieś obruszenie którejkolwiek ze zgromadzonych - A tu młoda, atrakcyjna, po uszy zauroczona?

- Kupcy to raczej rzadko są w kręgu naszych zainteresowań. - skwitowała Madeleine kręcąc głową. Inne panie też coś chyba miały podobnie sądząc po reakcji czy raczej jej braku. Pod względem towarzyskim wydawali się ich kompletnie nie interesować.

- Miłość nie wybiera. - wzruszyła lekko ramionami na znak iż na świecie są rzeczy, na które ludzie nie mają wpływu - Lędźwia również. - dodała śmiejąc się nieco głośniej - A jak to się mówi. Każda potwora znajdzie swojego amatora. Nie ważne czy szczupły jak Winter czy rozpasły jak Hubert. - uśmiech nie znikał ze smukłej twarzyczki Versany.

Panie i panny z elity tego miasta pokręciły głowami i wzruszyły ramionami na znak, że nadal nie bardzo je interesuje życie towarzyskie kupców, ich żon i całego otoczenia. Wydawało się, że ten świat szlachty i kupców nawet jak się ocierały o siebie i były od siebie zależne to nie przenikały się za bardzo i stanowiły odrębne światy.

Versana nie miała zamiaru ciągnąć tego tematu bez końca. Zwróciła się jednak z uprzejma prośbą do dwóch panien, których dzieł nie udało się jej poczytać o to czy mogłaby raz jeszcze wgłębić się w ich poezje rzucając okiem na napisane przez nie wiersze i fraszki.

- Natchnęły mnie i myślę, że mogłabym z nich czerpać jak z bezdennej studni. - dodała chcąc jakoś ugłaskać i upodobać się obu.

- Przeceniasz moje talenty moja droga. Ja tylko czytam poezję, nie ośmielę się bluźnić przeciw muzom kalecząc tą sztukę swoim grafomaństwem. - Annemette roześmiała się wesoło na taki pomysł ale zaprzeczyła by parała się tak trudnym dla niej zajęciem jak własne pisanie poezji. I przez cały wieczór chociaż pamięć miała niesamowitą do cytatów to jednak raczej chyba interesowała ją sama dyskusja i otoczka intelektualna spotkania niż wiersze same w sobie.

- Ja również nie mam do tego talentu. Uwielbiam czytać, słuchać i oglądać jak ktoś to robi, zwłaszcza z pasją i talentem ale sama kompletnie się do tego nie nadaję. - brunetka pokręciła głową dołączając do koleżanki co też była raczej odbiorcą niż producentem poezji.

- A ty Versano? Piszesz coś? Tworzysz? - Naja zaciekawiona nową w ich towarzystwie zadała jej podobne pytanie.

- Niestety. Choć posiadam ogólne poczucie piękna. - przyznała nieco zasmucona - A dzięki takim spotkaniom jak te czuję że rozkwita ono we mnie jeszcze mocniej. - uśmiechnęła się obdarowywując każdą ze zgromadzonych serdecznym uśmiechem i ciepłym spojrzeniem - Skoro jednak jesteśmy już przy temacie sztuki, poezji i wyższego piękna. - mówiła jakby wzniośle - Kamilo pozwolisz, że pierwsza poruszę temat o którym rozmawiałyśmy dzisiaj? - splatając palce u obu dłoni, spojrzała pytająco na gospodynię.

- A właśnie, dobrze, że mi przypomniałaś. - Kamila pokiwała głową i zwróciła się do swoich koleżanek o podobnym zamiłowaniu piękna i poczuciu estetyki. Tłumaczyła o co chodzi z tym otwieraniem domowego teatru na terenie miasta. Mówiła z pełnym zaangażowaniem co dawało się wyczuć i zachęcało aby podążyć za tak charyzmatyczną osobą. W końcu umilkła czekając z pogodnym uśmiechem na reakcję swoich koleżanek.

- Pomysł wyborny. Ale ja jestem tylko ubogą artystką i moja sakiewka wiecznie nie jest tak ciężka jakbym sobie tego życzyła. Ale mogę coś poszukać i roznieść wieści na mieście. - Naja znów odezwała się pierwsza z miejsca zaznaczając, że jako osoba o najjniższym statusie społecznym i materialnym na finansowe wsparcie tego projektu jej nie stać.

- Świetnie to rozumiemy. Versana obiecała rozejrzeć się za odpowiednim lokalem. Więc jakbyś rozpowiedziała po swoich znajomych to by nam to bardzo pomogło. - panna van Zee zareagwała bardzo szybko i składnie aby nie zniechęcić poetki do współpracy.

- Pomysł bardzo ciekawy. Przydałoby się takie neutralne miejsce. Wtedy nie musielibyśmy organizować za każdym razem wszystkiego samodzielnie. - Annamitte skinęła głową na znak, że pomysł jej się podoba.

- No i nie byłoby, że ktoś do kogoś musi jeździć. - zachchichotała pani von Richter dostrzegając inną zaletę tego pomysłu. - Ale to ja muszę porozmawiać z moim panem i władcą bo to on u nas rządzi pieniędzmi. - dodała żartobliwym tonem ale wyjęła własną, ozdobną sakiewkę i położyła kilka monet na stole. Suma nie była powalająca raczej jako gest aprobaty i dobrej woli. To chyba zachęciło także i drugą szlachciankę do podobnego datku.

- Nie planowałam tutaj żadnych większych wydatków. Też muszę o tym porozmawiać w domu. - panienka von Mathiasen podobnie przyznała, że nie jest przygotowania ani mentalnie ani finansowo na jakąś większa inicjatywę. Ale wszystkie trzy wydawały się aprobować pomysł wysunięty przez ich gospodynię.

- Im nas będzie więcej tym bardziej realna szansa, że uda nam się ten pomysł zrealizować. - rzekła chcąc dodatkowo zmotywować zgromadzone panie - Proponuję więc zawiązanie komitetu, zarządu. Tak jak tu siedzimy. - uśmiechnęła się mówiąc jednak z wielkim zaangażowaniem - Każda z nas mogłaby finalnie zajmować inne stanowisko w radzie. To by świetnie zapieczętowało naszą przyszła współpracę. Co wy na to moje drogie? - w napływie emocji pozwoliła sobie na drobne spoufalstwo z resztą zgromadzonych.

Młode szlachcianki popatrzyły na siebie jakby sprawdzając co koleżanki sądzą o takim pomyśle. - Komitety, zarządy? - Madeleine wydawała się podejrzliwa albo przynajmniej niepewna czy to taki dobry pomysł.

- Przecież to nie będzie jakaś spółka kupiecka Madleine. Tylko takie… Stowarzyszenie! Stowarzyszenie miłośników sztuki. Tak towarzysko a potem jak już będzie działał ten teatr to my byśmy mogły być patronami, mieć jakąś specjalną lożę albo być w komisjach, decydować co będziemy wystawiać. - Kamila wsparła pomysł Versany nie chcąc chyba by się jakoś ta sztuka kojarzyła zbyt formalnie.

- Nie chcę wam psuć tych pozytywnych zapędów ale tu rozmawiamy o remoncie jakiejś rudery. Prawdziwym remoncie, prawdziwej rudery, za prawdziwe pieniądze. I pewnie nie małe. - analityczny umysł Mitte znów odezwał się dostrzegając coś co innym mogło umknąć.

- Brzmi jak prawdziwy teatr. Każdy teatr jest zależny od sponsorów. Mniej lub bardziej. Tylko na ulicy i w karczmach jest prawdziwa, nieskrępowna nakazami sztuka. - buntownicza natura Simsonsberg okrasiła to wszystko dość kwaśnym komentarzem.

- Zawsze możesz wystawiać swoje wiersze na ulicy moja droga. A jak ktoś wykłada prawdziwe pieniądze dla dobra innych to chyba może oczekiwać chociaż przyzwoitego traktowania. Prawda? - Madeleine szybko zripostowała tą kąśliwą uwagę poetki i ta się na razie przestała odzywać. Może i w karczmach i ulicach była większa swoboda dla artystów i ich sztuki ale i klientela zwykle była bardziej przyziemna i z mniejszymi sakiewkami. A tutaj rozmawiali o inwestycji i przynajmniej z początku darowiźnie jaką ci bogaci miłośnicy sztuki mieli wyłożyć między innymi po to by tacy jak Naja mieli gdzie występować.

- Więc jak? - zapytała czując iż rozmówczynie nie do końca podjęły decyzję - Spiszemy jakieś porozumienie i weźmiemy się do pracy? - wciąż z wielką werwą mówiła o pomyśle wybudowania a raczej wyremontowania pustostanu aby ten stał się teatrem - Wyjdźmy przed szereg nie patrząc na innych. Kto powiedział, że panny z dobrych domów nie mogą prowadzić tak wybitnego i rozwojowego przybytku jakim jest teatr. - mówiła jakby wstąpiło w nią coś - Do odważnych świat należy. Przestańmy tylko czytać o takich posunięciach i same przejmijmy nad tym inicjatywę. Karty historii tego miasta mogą o nas pisać jako o tych, które stworzyły prawdziwą perełkę północy. Czy to nie piękne? - jej oczy niemalże płonęły gdy tak spoglądała na pozostałe melomanki.

- Tak, to jest piękne! Jak w romansach i legendach! - Kamila zdradzała podobny entuzjazm i wydawała się być zachwycona całym pomysłem. I jakoś tak pozostałe panny i panie po zastanowieniu wspólnie doszły do wniosku, że trzeba omówić to wszysto w domu, ze swoimi rodzinami bo one też musiałyby w tym uczestniczyć. Ale warto się spotkać ponownie by sprawdzić na czym stoją.

- To może w Festag? Po mszy. Spotkamy się tutaj, zapraszam was serdecznie. - panna van Zee widocznie nie chciała naciskać na swoje koleżanki i te dwa, trzy dni do namysłu wydały jej się odpowiednie a załatwianie różnych spraw, zwłaszcza towarzyskich po wspólnej mszy było domeną nie tylko szlachetnie urodzonych. W końcu to był dzień boży i wolny od pracy, dla większości mieszkańców jedyny dzień wolny w tygodniu. A jak do tej czy innej świątyni chodziła większość to i była okazja się spotkać jak już sprawy z bogami były załatwione. Pewnie dlatego cała trójka dam po chwili zastanowienia zgodziła się na taką propozycję.

- Doskonały pomysł. - odparła z aprobatą - Może więc zabrać cię ze sobą. - spojrzała na wyraźnie niżej urodzona poetkę.

- O. Świetnie. To bym nie musiała zasuwać na piechotę przez ten śnieg. To będę w “Harpii i Harfie”. - poetka i minstrelka ucieszyła się na taką propozycję i przyjęła ją z przyjemnym uśmiechem na twarzy. O samej karczmie Versana słyszała, podobno faktycznie często mieli tam jakichś muzyków i cieszyła się estymą wśród różnej maści uduchowionych awanturników i podróżników.

- No to jesteśmy umówione. - uśmiechnęła się - "Harpia i Harfa"? To nie ta karczma gdzie co chwila dają występy artyści z lokalnej sceny? - zapytała marszcząc czoło i mrużąc oczy jakby starała sobie coś przypomnieć - Nie znasz może jakiegoś barda bądź bardki, która miałaby ochotę dorobić? W "Piwnicznej" ponoć kogoś szukają.

- Ja się chętnie promuję i sprzedaje za godziwą wypłatę, uwielbienie adoratorów i miłość publiczności. - Naja zaśmiała się wesolutko rozbawiona chyba tym swoim żartem na swój własny temat. - Ale w “Piwnicznej”? - uniosła brew chyba nieco zdziwiona lokalem o jakim wspomniała wdowa. - To nora. W piwnicy. - przypomniała jakby to się udało komuś przegapić. I chyba nie robiła na niej zbyt dobrego wrażenia. - Ale zapytam kolegów. Może ktoś będzie chciał dorobić. W końcu zima jest. - poetka w końcu zgodziła się popytać schodząc na ten zaśnieżony padół. A w portowym mieście rytm, w tym także gotówki, był uzależniony od portu czyli jak ten zamierał zimą to odczuwało to całe miasto, mniej lub bardziej. Artyści widocznie też nie byli wolni od tego wpływu.

- Pieniądz nie śmierdzi a żadna praca nie hańbi. - rzuciła luźno - Rzecz jasna procent z gaży artysty dla mnie za polecenie etatu. - dodała pół żartem pół serio chichocząc cichutko - Ewentualnie przyślij wpierw ochotnika do mnie a ja z nim udam się do karczmarza i upomnę o swoją dolę. - kontynuowała z ironicznym uśmieszkiem na ustach - Adres znasz.
 
Pieczar jest offline