Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-12-2020, 14:33   #131
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
"Stara Adele"; noc; sztorm

Leżały tak we dwie wtulone w siebie i zwinięte niczym kłębek. Stanowiły spójny obrazek przedstawiający po części tego upodobanego sobie przez Pana Rozkoszy gada. Obie miały za sobą bardzo intensywny dzień, który na pewno długo pozostanie w ich pamięci.

Gdy już błogi sen zaczął ogarniać ciało i umysł wesołej choć nad wyraz zmęczonej zarówno wieczornymi psotami jak i przedzieraniem sie przez ta śnieżyce wdówki. Kilka słów ocknęło i ożywiło ją niczym wylany z zaskoczenia na głowę kubeł zimnej wody.

- O tym nie pomyślałam. - faktycznie, ani na moment nie przyszło Versanie do głowy to iż Łasica może nie umieć pisać i czytać.

- To może zrzucisz mi linę a ja spróbuję się po niej wdrapać? - wdowie to rozwiązanoe wydawało się być dużo prostsze niż wspinanie po gołej ścianie tak jak robiła to jej kochanka - A wtedy ja rzucę okiem na te papierki. Co dwie głowy to nie jedna. - mówiła cicho z już zamkniętymi oczami. Hmmm… - zamyśliła się na chwilkę mrucząc słodko - Moja w tym głowa tylko, żeby rozeznać się w terenie i tak sobie myślę. - ciało Łasicy emanował przyjemnym ciepłem zwłaszcza w tak ponurą i lodowatą noc jak ta - W sklepie Grubsona w jego biurze znalazłam schowany tomik poezji po bretońsku z dość osobliwą i jednoznaczną dedykacją. Intuicja zaś mi podpowiada, że autorem tych słów nie była raczej jego żona. - mimo zamkniętych powiek na jej twarzy zawitał szyderczy uśmieszek - No i gdyby tak poinformować o tym fakcie tą biedną, niczego nieświadomą zdradzaną kobietę? Wszystko naturalnie w zgodzie z zasada solidarności jajników. Hmmmm… Co o tym sądzisz kochana? - zapytała sunąc delikatnie palcami wzdłuż ciała koleżanki.

- O. Z tą liną mogłoby wyjść. Jak już bym była na górze to mogłabym ci zrzucić. Jak byś weszła to sama byś się mogła rozejrzeć. - w blasku jedynej huśtającej się lampy i skrzypienia starego drewna dookoła Versana poczuła delikatne cmoknięcie w szyję gdy koleżanka nagrodziła ją za pomysł jaki przypadł jej do gustu.

- I ten Grubson to taki romantyczny? I to po bretońsku? Kochankę ma? Ciekawe kogo. I czy ładna. - sprawy związane z miłością i pokrewnymi tematami wydawały się w naturalny sposób interesować łotrzycę. Zwłaszcza jak w grę mogła wchodzić jakaś ślicznotka.

- Ale jak Frau Grubson zareaguje na takie rewelacje to nie wiem. Nie znam jej. Jego też nie. Tylko sklep kojarzę gdzie ma. I magazyn. Może ona wie i tylko będzie udawać, że nie? A może w ogóle nie uwierzy? A może w szale zatłucze go wałkiem od ciasta? Trudno powiedzieć. Różnie ludzie reagują na takie rzeczy. Mnie się zdarzało, że jakaś żona czy narzeczona leciała z pazurami jak nakryła ze swoim chłopem. O. A raz to było ciekawie. Bo udało mi się zaciągnąć do łóżka taką ciekawą aktoreczkę a nakryła nas ta co z nią była. Ale jakoś się dogadałyśmy i dokończyłyśmy we trzy. Swoją drogą właśnie od nich mam nadzieję załatwić tą perukę dla ciebie. - myśli Łasicy musiały krążyć dość luźno i leniwie od jednego skojarzenia do drugiego gdy równie leniwie pieściła włosy i ramię kochanki do jakiego była przytulona.

- A właściwie to dlaczego chcesz jego żonie pokazać tą książkę? - zapytała tym samym leniwym tonem bawiąc się w przesuwanie palców przez czarne włosy partnerki.

- Bo kobieta w złości jest dużo bardziej niebezpieczna niż rozwścieczony byk. - westchnęła cicho i nikczemnie - Poza tym będzie to doskonały pretekst aby odwiedzić i przy tej okazji zbadać rozkład pomieszczeń w ich hacjencie. Chociaż zawsze mogę zgłosić się z prośbą o wprowadzenie poprawek co do zamówionej u niego sukni. - mówiła słabo odpływając już powoli w świat senny fantazji i marzeń.

- No jak uważasz. Ale co ci da jak ona się na niego wkurzy i się wezmą za łby? - Łasica też już mówiła dość mętnie i jeszcze bardziej leniwie niż do tej pory. Też już zdawała się odpływać w objęcia Morra.

- Poza przyjemnością ze świadomości iż grubas dostaje burę? Nic. - przyznała szczerze z dozą złośliwości w głosie obejmując koleżankę.

- Złośliwa jesteś. - zachowanie partnerki rozbawiło tą drugą bo cicho zachichotała i cmoknęła ją w policzek.

Nie wiadomo było czy Ver wogóle usłyszała tą delikatną uszczypliwość jej nałożnicy, gdyż zapadła w głęboki niczym krasnoludzkie szafty sen. Zdarzyło się jej nawet chrapnąć. No cóż. Był to bardzo wycieńczający zarów o fizycznie jak i psychicznie dzień.
 
Pieczar jest offline  
Stary 13-12-2020, 14:34   #132
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Czas: 2519.I.21; Bezahltag (5/8); dom węglarzy

Sterben nie zareagował na pytanie Dimitrego. Mógłby co prawda odpowiedzieć, że przyszli zbadać Normę, ale podejrzewał, że Versana może chcieć to inaczej rozegrać. Odwrócił się w jej kierunku dając jej to do zrozumienia.

- Jedno muszę ci przyznać. - przeszyła gospodarza gniewnym spojrzeniem zaś jej twarz wykrzywił grymas spowodowany jego tonem - W bardzo dziwny sposób okazujesz wdzięczność węglarzyku. - mówiła raczej wyniośle oczekując zupełnie innej reakcji po tym jak pomogła obitej norsce - Ale sama nie wiem czego się spodziewałam po kimś kto więcej czasu spędza przy lesie niż przy kobiecie. - szyderczy uśmieszek rozpromienił jej rozgniewaną wcześniej buźkę - Ale puszczę w niepamięć twoje podłe zachowanie nie oczekując nawet przeprosin. Widocznie dym okopcił twój umysł. - wzruszyła ramionami mówiąc niemal z politowaniem - Zacznijmy więc od nowa. Tylko wysil się tym razem, bo wiem, że potrafisz. - machnęła ręką od niechcenia chcąc dać znak iż nie chowa urazy - Witaj Dimitrze. Również się cieszę, żę cie widzę. - była uprzejma mimo to dało się wyczuć ironię w jej słowach - Wybacz mi moją nieobecność w trakcie ostatniej wizyty cyrulika. Byłam jednak zajęta sprawami zawodowymi. Przyszliśmy sprawdzić więc jak czuje się Norma oraz jak goją się jej rany. - pełna elokwencji wzniosła się ponad to drobnomieszczańskie zachowanie jakim wykazał się półkislevita - A teraz bądź tak miły i uprzejmy i wskaż nam izbę w której zarówno medykowi jak i jego pacjentce nikt by nie przeszkadzał. - wskazała głową na Sebastiana oraz berserkerkę - Chyba sam rozumiesz. Mimo, że w bójce wykazuje więcej fachu i odwagi niż większość mężczyzn to nie zmienia faktu iż jest kobietą i należy się jej intymność. Ja zaś przypilnuję czy ręce specjalisty nie wędrują tam gdzie nie trzeba - zaśmiała się lekko. Mi to mówiła tak jak matrona tłumacząca podstawy dobrych manier swoim nieletnim podopiecznym urwisom.

- Ta? I co jeszcze? Może mam ci oddać swoją sakiewkę co? - Dymitri prychnął ironicznie gdy już przełknął tą gulę jaka w pierwszej chwili zapowietrzyła go gdy usłyszał co goście mają do powiedzenia. - Słyszeliście chłopaki? Paniusia przyszła. I ma życzenie. Wyprasza nas z naszego własnego domu. Bośmy ino zwykłe weglarzyki i nie doceniamy łaski wspaniałej pani co nas raczyła odwiedzić. - Versanie musiało się udać wkurzyć Kislevitę bo zaczął z jawną szyderą w głosie parodiować usłużny ton wobec kogoś za kogo widocznie jej nie uważał. A tak się w jego mniemaniu właśnie zachowywała. Jego kompanii musieli uważać podobnie bo pokręcili głowami i prychnęli z podobną irytacją wyczuwając tą pogardę jaką im okazała czarnowłosa.

- Ale masz rację moja droga. Zacznijmy od początku. Tam przy drzwiach. - Dymitri nie ukrywając swojego wzburzenia wskazał na korytarz prowadzący do drzwi na zewnątrz przez jakie właśnie weszła para gości. Niechęć na trzech twarzach gospodarzy była na tyle czytelna dla obu gości by rozpoznać bezbłędnie, że nagle zrobili się tu niemile widziani.

- Na początek wystarczyłoby zwykłe dziękuje. - parsknęła szyderczo wiedząc iż uprzejmość może sobie darować - Chyba nie liczyłeś, że będę cię szczerze przepraszać po tym raczej niezbyt miłym przywitaniu, biorąc pod uwagę, że to ja... - i tu dość mocno zaakncetowała wskazując na siebie - ...opłaciła cyrulika i wysłałam go do Normy w trosce o jej, na tamta chwilę, ciężki stan. - głos jej grzmiał niczym niebo w trakcie burzy - Co ty za to uczyniłeś aby ulżeć jej w bólu i cierpieniu, aby jej pomóc? Coś mi się zdaje, że niewiele, bo zbyt zajęty byłeś liczeniem zarobionych karlików. - kilsevita zdawał się stanąć słodkiej i uprzejmej do tej pory brunetce na odcisku - Skoro jednak kwestie etyki mam za sobą. - zdawała się udać iż nie usłyszała wyproszenia Dimirtia - Przejdźmy do konkretów. Przyszłam tu w sprawach biznesowych a nie żeby wymieniać się z tobą komplementami. - spojrzenie miała surowe zaś jej ton zmienił barwę na bardziej zawodowy - Chciałabym ją od was odkupić. - rzuciła bez ogródek - Dla was to pewny zysk teraz jak i później kiedy to Normie przyjdzie walczyć ramię w ramię z moim podopiecznym o postawione przez was monety. - podkreśliła dwie główne zalety takiej transakcji - A poza tym zaoszczędzicie w inny sposób. W końcu to jedna gęba mniej do wykarmienia. - dodała chłodno z ironicznym uśmieszkiem - Zastanów się więc dwa razy, bo taka oferta może się drugi raz nie powtórzyć.

Sterben mimowolnie uniósł brew. Był mocno zaskoczony faktem, że Norsmenka była własnością węglarzy. Jednak ich zachowanie i zainteresowanie Versany nabrało teraz dla niego o wiele więcej sensu. Norma była dla nich ludzką wersją ogara do walki na arenie.
- No i gdy jej walka nie pójdzie to przestają was interesować koszty leczenia. A jeśli zdarzy się, że walka bardzo jej nie pójdzie to nikt nie pomyśli, żeby przyjść do was pytać o waszego lokatora. Dalej możecie na niej zarabiać nie ponosząc żadnych kosztów i ryzyka - dodał cyrulik do argumentacji swojej towarzyszki.

- Taa? Zastanowię się nad tym. A teraz jesteśm zajęci więc tam są drzwi. Przyjdźcie kiedy indziej. - Dimitri wyglądał na wkurzonego. I wcale nie wyglądał jakby choć trochę się zgadzał z zarzutami jakie bezczelnie postawiła mu Versana. Prychnął z niedowierzania i pokręcił swoją częściowo wygoloną głową. Stanął tak, że blokował drogę w głąb izby i wyraźnie już kazał gościom opuścić lokal.

- No. Lepiej będzie jak sobie pójdziecie. - powiedział jeden z jego kolegów co wciąż z Normą siedzieli przy stole i raczej nie mieli już ochoty gościć bezczelnych intruzów. Norsmanka przyglądała się temu wszystkiemu trochę z zaciekawieniem a trochę ze zmieszaniem i zapytała coś jednego z nich krótko. A ten jej szybko odpowiedział więc ona pokiwała głową. Ale nie było wiadomo czy się zgadzała z czymś czy po prostu przyjęła to do wiadomości.

- Poczekaj Dimitri. Czemu złościsz się na mnie za nią? - wtrącił Sebastian. - Ona mnie tylko wynajęła. Ja ci chyba nic złego nie zrobiłem. Co? - zrobił minę jakby było mu naprawdę przykro.

- Jesteś z nią! Przysłała cię a teraz przychodzicie razem! - Dimitri prychnął wkurzony na całego jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie, że to jest ze sobą powiązane i jadą na tym samym wózku.

- Poczekaj Dymitri. Może jak już jest to niech na nią zerknie. Koleżanka to może na niego poczekać na zewnątrz. Chłodne powietrze dobrze jej zrobi. Ale ten to jak nie będzie robił głupot to może niech zerknie co? - jeden z kolegów gospodarza wtrącił się prosząco i delikatnie by nie wkurzać go jeszcze bardziej. Ten spojrzał na niego z irytacją na te wtrącenie kolega tylko wzruszył ramionami na znak, że wcale nie będzie się przy tym upierał ale gospodarzowi wystarczyła ta chwila by nieco ochłonąć z tego wburzenia.

- Dobra, niech będzie. Możesz zostać. A ty koleżanko poczekasz na zewnątrz. -Dymitr machnął ręką na cyrulika pozwalając mu przejść obok siebie a sam ponownie stanął tuż przed jego koleżanką by ją nakierować do drzwi wyjściowych.

Niewyparzony język nie był zbyt dobrym doradcą w takich sytuacjach. Czara goryczy jednak się przelała i coś w wesołej na codzień wdówce pękło. Trzeba było jednak wypić to piwo, którego się nawarzyło i wiedząc, że ani logicznymi argumentami ani argumentem złota raczej nie przemówi do rozsądku gospodarzy postanowiła zagrać nieco odważniej choć ryzykownie. Wszak Norma była potężna i nawet gdyby jej pseudoprzyjaciele chcieli ją uwięzić z łatwością by sobie z nimi poradziła. Z drugiej zaś strony była wolnym człowiekiem. Wolnym i rozumnym. Nie znała tylko okolicy i tutejszego języka. Versana jednak i na to miała sposób. Widząc jednak niezbyt przychylne oblicze przywódcy grupy wiedziała iż nie ma za wiele czasu. Postanowiła działać z zaskoczenia. Wyteżyła wiec swoją pamięc starając się odszukać w jej zakamarkach te kilka zdań ktore pare dni temu przekladał na kislievski dla niej i Łasicy Kurt.

- Norma. - mówiła głoś stanowczo i raczej szybko - Możemy pomóc odnaleźć twoją załogę. - przeszła na kislevski - Ci tutaj nie są twoimi przyjaciółmi. Choć z nami. - patrzyła na nią licząc iż zlapie jej spojrzenie. Miała nadzieję że te kilka zdań wystarczająco pobudzi jej ciekawość by ta ruszyła za nią chcąc ją zaspokoić.

- Wypraszam sobie - żachnął się cyrulik. - Jaka ona moja koleżanka?! - powiedział z pretensją do Dimitrego. Bardziej ty jesteś mój kolega niż ona. Co ja mam z nią wspólnego? - zapytał i popatrzył na kislewczyka wyczekująco. Celowo odcinał się od wdowy i wymuszał dialog z mężczyzną aby wzmocnić swoją pozycję w oczach węglarzy.

- Już się dzisiaj nagadałaś. - rozeźlony Dymitri nie zwlekał dłużej i skoro nie zapraszany gość zmienił się w intruza co nie chciał zgodnie ze słowną instrukcją opuścić domostwa to gospodarz był skłonny jej pomóc własnoręcznie. Pchnął Versanę w głąb korytarza i zaraz zgrzytnął otwieraną zasuwą drzwi. Otworzył je i wypchnął kobietę na zewnątrz. Versana znów znalazła się na zaśnieżonej ulicy gdzie wciąż było widać ślady jej i Sebastiana sprzed paru chwil. Widziała jeszcze jak drzwi zamykają się i zgrzyta w nich zasuwa.

- A ty na co czekasz? Miałeś ją obejrzeć to oglądaj. - zdenerwowany Ksilevita rzucił krótko do stojącego w izbie cyrulika wskazując na siedzącą wciąż przy stole, kubku i kartach Norsmankę. Ta wydawała się być zdezorientowana tym wszystkim. Pytała o coś tych dwóch przy stole a ci jej coś tłumaczyli. Ale Sebastian nie miał pojęcia o czym rozmawiają. Wydawało się, że o tym co się właśnie działo. Jak Dymitr wrócił Norma zapytała o coś jego. On odparł coś machnięciem ręki i nieco dłuższą wypowiedzią o zirytowanej barwie wskazując na drzwi do korytarza z jakiego właśnie wrócił. Norma zapytała znów o coś, a ten zwlekał z odpowiedzią wahając się dłuższą chwilę. Wreszcie wojowniczka wstała, dość energicznie i ruszyła ku drzwiom i mężczyźnie. Zatrzymała się przed nim i powiedziała mu coś krótko ale stanowczo. On jej też. Dłużej i dobitniej. Ona milczała chwilę po czym poklaskała bosymi stopami po korytarzu gdzie się dał słyszeć po raz kolejny w krótkim czasie zgrzyt otwieranej zasuwy.

- Dobra dobra - cyrulik podniósł obie dłonie w poddańczym geście. - Już idę i zaraz mnie nie ma - rzucił idąc w kierunku odchodzącej, ale nie tam gdzie się spodziewał, dziewczyny. Dymitri zrzymał się w duchu międląc w ustach jakieś kislevskie przekleństwo i również podążył za nią.

A Versana właściwie nie zdążyłą się nawet zastanowić co dalej robić. Stała na raczej pustej ulicy zasypywanej grubymi płatkami śniegu stojąc na dnie ponurego i zimnego kanionu kamienic gdy niespodziewanie drzwi znów zgrzytnęły i otworzyły się. Ale tym razem stanęła w nich wojowniczka z północy. Wciąż w samych spodniach i koszuli, na bosaka i tak jak siedziała przy stole tak pewnie przyszła. Obrzuciła z góry uważnym spojrzeniem stojącą w śniegu kobietę. Zaraz z tyłu stanął za nią Dymitr. Zapytała coś cicho ale jedyne co zrozumiała Versana to “załoga”.

Na jej twarzy zawitał szeroki uśmiech triumfu. Tzeentch musiał mieć ją w swojej łasce. Spojrzała tylko serdecznie na stojącą przed sobą dużo lepiej zbudowaną kobietę i kiwnęła głową na znak zgody. Gdzieś zza pleców norsmankii dostrzegła jeszcze kantem oka rozgrzaną do czerwoności twarz Dimitria. Nie było jej jednak go żal. Był bezczelny i chytry a to tacy tracą podwójnie. Stał więc tak bezradny w sieni swojego domostwa bez pieniędzy i z Norma gotowa ruszyć w towarzystwie ciemnowłosej kultystki. Ver jednak skupiła uwagę przede wszystkim na swojej "zdobyczy". Chwyciła więc delikatnie w dłoń wisiorki berserki, które ta wplecione miała w warkocze a nastepnie wykonując palcem ruch od siebie do wojowniczki i spowrotem starała się pokazać iż grają w jednej drużynie.

- Chodź z nami. - powtórzyła po kislevsku widząc zmierzającego ku nim Sebastian. Następnie sięgał do pasa chwytając za zapasowy płaszcz z kapturem, który zabrała ze sobą wychodząc z domu i podała go wyznawczyni Khorna.

Wojowniczka miała minę jakby nie bardzo rozumiała intencje czarnowłosej. Spojrzała w dół na jej dłoń jaka sięgnęła do włosów wojowniczki, na podany płaszcz ale nie zrobiła żadnego ruchu. Znów powtórzyła pytanie o załogę. Tym razem Versanie zdawało się, że to ją pyta. Bosa wojowniczka odwróciła się do Dimitra i powiedziała coś krótko do niego. Ten pokręcił głową i wzruszył ramionami mówiąc coś czego para kultystów po obu stronach drzwi i rozmawiających nie usłyszała. Norma coś powiedziała jeszcze do Kislevity, z większym naciskiem. Ten w końcu się przemógł i nie ukrywając swojej niechęci zwrócił się do kłopotliwego gościa.

- Ona chce wiedzieć co wiesz o jej załodze. - przetłumaczył pytanie wojowniczki i teraz ona znów zwróciła swą uwagę na kobietę stojącą na śniegu.

- Wiem gdzie najprawdopodobniej są i wiem jak się tam dostać. - odparła patrząc na Norsmenkę przed sobą. Widziała, że Dimitrij jest na przegranej pozycji postanowiła więc posłużyć się nim dając mu złudną nadzieję zarobku.

- Współpracuj i przetłumacz jej co mówię a zapłata cię nie ominie. - rzekła tym razem personalnie do półkislevity - Powiedz jej również, iż łączy mnie z nią więcej niż może zdawać się na pierwszy rzut oka oraz, że pragniemy tego samego. - dodała stanowczo - Niech się szykuje w drogę a na głowę zarzuci kaptur. - nie miała pewności czy niezbyt uprzejmy gospodarz przełoży na język zrozumiały Normie to co chciała. Wiedziała jednak iż do tej pory nie wykazała żadnej złej intencji względem niej w jej obecności nie dając tym samym blond wojowniczce podstaw do myślenia iż jest jej wroga.

Dymitr spojrzał na nią z góry darząc ją w tej chwili zapewne bliźniaczym uczuciem jak ona jego. Ale zaczął rozmawiać z Normą po kislevsku chociaż ani wdowa ani stojący wewnątrz domu cyrulik nie rozumieli o czym. Ale dość krótko, ledwo parę zdań, gospodarz coś powiedział szybko, wojowniczka z północy zapytała coś go jeszcze krócej a on wzruszył ramionami na znak, że nie wie. Więc pewnie Norma powiedziała mu by się zapytał bo znów się odezwał do swojego wyproszonego gościa.

- Ona się pyta kogo znalazłaś. Jak się nazywa i wygląda. I gdzie jest. - Dymitr zapytał stojącej na zaśnieżonej ulicy Versany wskazując gestem głowy na stojącą obok niego bosą wojowniczkę.

- Rzeknij jej, że to nie miejsce na takie rozmowy. - kontynuowała pewnie - Okolica niesprzyjająca. Ściany mają uszy a okna oczy. - dodała - Tutaj ludzie im podobni mają wielu wrogów i krzywo na nich patrzą. - wyjaśniła - Niech ruszy ze mną a na miejscu wszystko jej wyjaśnię. - spojrzała na chwilę w dość w jasny sposób na Dimitria oczekując iż przetłumaczy.

Dimitr odezwał się do Normy w kilku krótkich zdaniach. W międzyczasie dwaj jego koledzy którym chyba nudziło się stać na uboczu dołączyli do Sebastiana na korytarzu przez co zrobił się tam lekki ścisk. Ale reakcja blondynki z północy tym razem była szybsza i gwałtowniejsza. Ostro spojrzała na czarnowłosą na stojącą na zewnątrz i rzuciła coś do niej krótko, stanowczo i ostro. To chyba rozbawiło nieco gospodarza bo uśmiechnął się ironicznie.

- Jak widzisz nie jest skłonna czekać. - na wszelki wypadek przetłumaczył jednak żądające pytanie Normy.

Ver delikatnym ruchem ręki chwyciła za wisiorek ze znakiem boga czaszek u szyi Normy patrząc troskliwie na nią.

- Rodzina. Przyjaciel. Ufać. Brać. - wtrąciła znane jej pojedyńcze słowa po kislevsku, które poznała przy okazji pertraktacji jej męża nieboszczyka z kupcami ze wschodu - Chodź z nami. - powtórzyła w tym samym dialekcie znany jej od jednonogi bosmana zwrot.

- Kazamaty. - rzuciła patrząc to na Norsmenkę to na węglarza - Jeżeli chce wiedzieć więcej niech się zbiera, bo to ani nie miejsce ani nie pora na dalsze rozmowy. - dodała dość stanowczym tonem.

- Cyruliku, a ty zostajesz czy ruszasz dalej? Mam wszak do ciebie jeszcze jedna sprawę. - rzuciła chłodno spoglądając na stojącego w sieni Sebastiana.

- W tej sytuacji ja nie mam tutaj nic do roboty - Sterben otulił się kurtą i wyszedł na śnieg.
 
Pieczar jest offline  
Stary 13-12-2020, 14:35   #133
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Koniec końców Norma wiedziona ciekawością czy z innych względów zgodziła się pójść z gośćmi węglarzy. Chociaż bez żadnego entuzjazmu i z tym brakiem zaufania jakie zwykle się żywiło do obcych. Węglarze oczywiście nie byli tym zachwyceni. Ale też trudno było powiedzieć, że wojowniczka z północy rozstała się z nimi wrogo. Mówiła jakby się tłumaczyła a oni też nie mieli min jakby mieli się widzieć po raz ostatni. I całkiem spokojnie ubrała na siebie swoje buty, kaftan, kolczugę i resztę. Więc to jednak trwało a cały czas coś ze sobą rozmawiali po kislevsku. Dymitr z kolegami wydawał się mimo wszystko zaskoczony jej decyzją i chyba próbował przekonać ją do zmiany zdania. Uzbrojona wojowniczka z północy wyglądała groźnie gdy tak szła zaśnieżonymi ulicami, w ruchach już nie było widać skutków łomotu jaki spuścił jej Kornas i w tych futrach i kolczugach trąciła lekką egzotyką ale aż tak się nie wyróżniała na tle przechodniów. Przynajmniej póki nikt by się nie zaczął przyglądać dokładniej. Szła pewnym, równym krokiem by spotkać się z kimś ze swojej załogi co obiecała jej nieznajoma. Ale bez żadnego tłumacza nie bardzo było jak z nią rozmawiać.

- Łatwiej nauczyć się kisielewskiego czy norskiego? - cyrulik ni stąd ni zowąd rzucił do Versany, nie odrywając oczu od dziewczyny.

- Łatwiej wydymać bandę zuchwałych i okopconych głupców. - zaśmiała się lekko - Jak to się mówi. Lepiej z mądrym zgubić niż z głupim znaleźć. - skwitowała z ironicznym uśmieszkiem - Lećmy do portu. Kurt z Karlikiem przygotowali tam dziuple dla naszej osobliwej damy. - sprecyzowała kierunek ich miejskiej wędrówki - Idź przodem proszę. Rób za nasze oczy i w razie przechadzających się tych psich synów w mundurach daj znać. - zdecydowała się poprosić nie wprawionego w tym fachu kolegę o wcielenie się w rolę zwiadowcy - Jak zaś dotrzemy na miejsce pójdź prosze po Kurta. Potrzebny nam tłumacz. - dodała sięgając ponownie po płaszcz kapturem, a następnie wręczając go Normie.

Godzina była jeszcze młoda zatem prośba Versany nie kolidowała z planami cyrulika. Ruszył więc przodem rozglądając się za nadgorliwymi strażnikami.

Trochę to trwało nim przeszli przez padający i leżący śnieg z miasta do portu, tam odwiedzili Kurta i w końcu wszyscy spotkali się we wcześniej przygotowanym mieszkaniu dla wilczycy z północy. Jak Sebastian wrócił z Kuternogą można było wreszcie swobodnie porozmawiać z nią bez świadków.

- Obiecałaś jej kogoś z jej załogi? Bo się chce z nim widzieć. - Kurt jak sobie wstępnie porozmawiał z ich gościem to przetłumaczył tą rozmowę w tak największym skrócie.

- Spytaj ją proszę co jej węglarze powiedzieli, bo coś mi intuicja podpowiada, że nie byli z nią całkowicie szczerzy. - lekko poddenerwowana zaistniałą sytuacja zwróciła się do Kurta - Nadmień oczywiście, że wyznajemy tych samych bogów co ona i że po tej stronie morza są oni uznawani za największe zło a wiara w nich karana jest śmiercią. Podobnego zdania są z reszta również ci, którzy ją gościli wcześniej. - dodała ten dość istotny fakt - Zaś co do jej załogi. - wróciła do tak ważnego dla norsmanki tematu - Powiedz, proszę iż siedzą zamknięci w trudno dostępnym i mocno strzeżonym miejscu oraz że jest tam również nasza koleżanka, którą mamy zamiar wydostać wraz z jej współplemieńcami. - mówiła zdecydowanym i opanowanym tonem - Dodaj naturalnie, że jest tu bezpieczna i że za dwa dni mamy zbór na którym będziemy uzgadniać szczegóły związane z odbiciem naszych przyjaciół. Wcześniej zaś możliwe iż będzie chciał z nią porozmawiać Starszy. - starała się w jak najbardziej rzetelny i zwięzły sposób przekazać wszystkie istotne informacje - Jeżeli zaś chodzi o tych od których przybywamy. - wróciła jeszcze na chwilę do tematu półkislevitów robiąc nieco srogą minę - To może i byli dla niej mili i uprzejmi. Mimo to widzieli w niej tylko i wyłącznie źródło zysku.

Tym razem rozmawiali ze sobą dłużej. I stary bosman i morska wilczyca dyskutowali o czymś żywiołowo tłumacząc coś sobie nawzajem, pytając się o coś i pewnie w sporej mierze także o pozostałej dwójce bo co jakiś czas któreś z nich patrzyło czy wskazywało na Versanę albo Sebastiana. Wreszcie chyba skończyli bo kuternoga westchnął, położył dłonie na swoich biodrach i zastanawiał się pewnie jak to wszystko teraz przetłumaczyć tej dwójce.

- No więc obiecałaś jej spotkanie z kimś z jej załogi a tu nikogo takiego nie ma. Teraz mówisz, że są zamknięci w lochu jakbyś nie mogła tego wcześniej powiedzieć. Ma o to pretensje. I nie wiem czy wierzy w to czy nie. - czarnowłosy brodacz przekazał w skrócie to co mu przekazała Norsmanka z dwoma toporami za pasem.

- Tego, że też wyznajemy Mroczną Czwórkę no to chyba tylko dlatego przyszła. Mówi, że nie jest głupia i wie jak tu jest na południu z tymi wyznaniami. A Dymitr i ci jego koledzy dbali o nią od ostatniej walki i nie zrobili jej nic złego. Dlatego uważa ich za przyjaciół. Obiecała też, że w następnej walce będzie znów walczyć dla nich i ma zamiar dotrzymać jego słowa. Tak ogólnie to daje nam szansę by tu miała zostać jak nie to wraca do tamtych. Nie ma zamiaru siedzieć tu całymi dniami sama tam to chociaż towarzystwo, karty i wino miała. - bosman rozłożył ramiona na znak, że to już wszystko i o tym z Normą właśnie rozmawiali. Teraz czekał co powie pozostała dwójka, zresztą Norma też.

- Jaką szansę? - zapytała lekko zmieszana - Jeżeli zaś chodzi o Dymitria. - zmarszczyła brwi w nieco gniewnym grymasie - To po pierwsze miał jej przekazać iż wiem gdzie są pozostali Norsmani. Nie wspominałam ani słowem o tym, że będą oni tutaj. - rozmowa za pośrednictwem tłumacza okazała się cięższa niż to pierwotnie wesoła wdówka sobie zakładała - Po drugie zaś tacy z niego jak i pozostałych przyjaciele, że zamierzali mi ją odsprzedać. - dało się wyczuć dozę kpiny - Dla nich liczy się zysk i złoto. - parchnęła - Opiekowali się nią bo zarabiała dla nich. My zaś oferujemy bezinteresowną pomoc. W imię wspólnej wiary, wartości i idei. - starała się by jej głos nabrał opiekuńczej a może i mentorskiej barwy - Nie mam jednak zamiaru nakazywać jej czegokolwiek. Jest wolną kobietą. Niech jednak wie i to nie groźba a po prostu przyjacielska rada, że po mieście kręci się Oleg wraz ze swoją ekipą, którzy wręcz polują na takich jak my. W takiej sytuacji chatka węglarzy nie jest zbyt bezpiecznym i dyskretnym schronieniem. My dysponujemy zapleczem, siatką informacyjną, doświadczeniem, funduszami i celem który nam przyświeca. - wtrąciła wiedząc jak wielką cenę dla ludzi z północy ma ta wartość - Jeżeli jednak ma zamiar odwdzięczyć się tym, którzy jej pomogli. - postanowiła poinformować Norme o pomyśle, który wpadł jej do głowy przy okazji ostatnich odwiedzin na arenie - Niech następnym razem stanie do walki ramię w ramię z moim ochroniarzem. Kornasem. Tym, z którym tak zawzięcie walczyła ostatnio. Gdy wygrają Dymitr i jego znajomki zgarną niezła dole za zakłady. Z resztą nie tylko oni. - kąciki jej ust uniosły się lekko do góry - W każdym razie. Tym sposobem będzie i wilk syty i owca cała. - noże to nie był szczyt jej umiejętności dyplomatycznych. Starała się jednak trafnie dobierać argumenty tak by trafić do nieco rozczarowanej jak i rozłoszczonej berserkerki.

Wyobrazenie Sterbena o wierzeniach mieszkanców Norski nieco odbiegało od tego co właśnie powiedziała Versana. Sam również początkowo planował podejść Normę wspólnym wyznaniem, ale porzucił ten plan. Norska wyznaje wszystkie swoje bóstwa w ich wojennej formie i ciężko mu było znaleźć punkty styku między jego Nurglem, a ich Kurkiem. Siedział jednak cicho i miał nadzieję, że się myli i dziewczyny znajda wspólny język na cywilizowanej płaszczyźnie Versany.

Znów dłuższą chwilę Kurt rozmawiał o czymś z Normą. Mówił najpierw głównie on jak tłumaczył słowa koleżanki wojowniczce z dwoma toporami. Ta na część z tego kiwała głową, na część kręciła, coś się dopytywała albo wrzucała swoją odpowiedź. Mimo wszystko dało się wyczuć, że nie jest zadowolona, nie tego oczekiwała i raczej jest rozczarowana. W końcu powiedziała coś na koniec i wyszła z izby na ulicę mówiąc coś na koniec.

- Mówi, że wraca do Dymitra. - Kurt wskazał na zamykające się za wojowniczką drzwi. Potem przeczesał palcami swoje nieco przyprószone siwizną włosy i zaczął streszczać o czym z nią rozmawiał.

- Z tą walką to chyba się zgodziła na ten duet. Ale jest wkurzona za te ploty o jej załodze. Spodziewała się, że masz kogoś od niej. Nie wiem czy teraz w ogóle wierzy, że kogokolwiek znasz czy widziałaś z jej załogi. Nie uśmiecha jej się siedzieć samej całymi dniami w pustej izbie. Dlatego wraca tam gdzie ma towarzystwo. Aha z tą sprzedażą to jesteś taka sama skoro chciałaś ją kupić poza tym Dymitri jej powiedział, że to ty wyskoczyłaś z tym pomysłem a on się nie zgodził. - stary bosman przekazał najważniejsze rzeczy jakie wynikły z właśnie zakończonej rozmowy. Od siebie dodał, że jego zdaniem ciężko im będzie zdyskredytować węglarzy w oczach Normy skoro dbali o nią codziennie odkąd Strupas ją przyprowadził do nich. I widocznie Norsmanka miło wspominała tą opiekę bo na wiarę nie była skora wierzyć w różne oczerniające ich oskarżenia jakie wysnuwała pod ich adresem Versana. Zwłaszcza jak plotki o tym, że spotkałą kogoś z załogi długiej łodzi nie sprawdziły się.

- Może dajmy jej i sobie czas. Niech ochłonie. Wy też. Może trzeba jej tu zorganizować jakąś rozrywkę? Albo Starszego zapytać czy można ją na krypę zabrać. Siedzieć samemu w pustej izbie to rzeczywiście nic ciekawego. - bosman pozwolił sobie na wyrażenie swojej opinii na temat możliwości jakie im zostały w zaistniałej sytuacji.

- Może i masz rację. - zgodziła się z żalem - Chociaż nie tak to sobie wyobrażała. Po kiego Strupas ją do nich prowadził. - podrapała się po głowie. Ciężko było stwierdzić czy szuka winnego tej sytuacji czy po prostu daje upust swoim emocjom gdyż głos niósł w sobie prócz żalu również złość.

- Pozostaje więc czekać na rozwój sytuacji. - stwierdziła przyznając po części rację Kurtowi - Sebastian a może ty masz jakiś pomysł? - zwróciła się do milczącego od dłuższej chwili kolegi - Przyznam, że na początku tych węglarzyków chciałam potruć ale w zaistniałej sytuacji i sympatii jaką darzy ich Norma mogłoby to przynieść odwrotny efekt. - w końcu zrobiła przerwę dając szansę cyrulikowi na wypowiedzenie się.

- Wydaje mi się, że w jej oczach zyska tylko ten kto uwolni jej załogę. Pewnie nawet chętnie wzięłaby w takiej akcji udział, ale jej metody pomogłyby tylko we frontalnym ataku i to z okrzykiem bojowym. Na twoim miejscu poprzestałbym na razie tylko na czerpaniu zysków z jej walki na arenie. Do niczego innego chyba się nie nadaje.

- Skąd wiesz do czego się nadaje i jakie ma metody? Znasz ją? - Kurt uniósł brew zerkając na młodszego z mężczyzn. - To, że ktoś rzuca się na wroga z pianą na pysku nie oznacza, że to koniec jego możliwości. Albo jej. Jakoś przez miasto z wami przeszłą i nie rzuciła się na nikogo prawda? - uśmiechnął się nieco ironicznie pewnie zakładając, że tak było skoro żadne z pozostałej trójki nie wspominało mu o takim wydarzeniu. - A z załogą to chyba jej na nich zależy. Ale to najpierw trzeba by kogoś takiego znaleźć. A na zborze no trzeba by powiedzieć Starszemu czemu nie mamy gościa w przygotowanej dla niej dziupli. - bosman zapytał jak to jest z tą załogą z długiej łodzi i czy mają z nią jakiś kontakt bo wydawało się, że Normę to bardzo interesuje.

- Nie. Nie znam jej ani jej metod - Sterben pokręcił głową. - Ale nie znam też jej języka i nie umiem się z nią dogadać. Versana zna kilka słów więc dla kogoś kto nie umie po kislevsku ona nie nadaje się do niczego. Tak samo w drugą stronę. Ona mnie nie zna i nie umie się ze mną dogadać więc ja dla niej też się do niczego nie nadaję. A jak Starszy zapyta to odpowiemy zgodnie z prawdą. Że nie dała się przekonać co sam będziesz mógł poświadczyć. No chyba, że spróbujesz ostatni raz. Powiedz jej o Starszym i jego możliwościach. Powiedz żeby poczekała do zboru. Węglarze nie pomogą jej uwolnić ludzi, a on to jej jedyna szansa.

- Ale wiecie w ogóle o jakichś uwięzionych jej ludziach? Ktoś z jej załogi jest w kazamatach? - Kurt zapytał patrząc najpierw na Sebastiana skoro ten odezwał się pierwszy a potem na koleżankę o czarnych włosach. - Ja się nią dotąd nie zajmowałem. Miałem jej przygotować dziuplę w porcie no to jak widzicie jest. Nie wiem jakie plany ma wobec niej Starszy ale skoro się nią zainteresował to pewnie ma. A do zboru jeszcze trochę czasu jest to może uda się wam coś wymyślić jak ją do nas przekonać. To może przyjdzie. W końcu wiecie gdzie jej szukać. - bosman zaznaczył, że pod względem Normy Starszy mu przydzielił inne zadanie. To w jakim właśnie byli. A sam jako strażnik ich krypy nie bardzo mógł i chciał się od niej oddalać. *

---

Mecha 34

Versana: przekonywanie Dimitra do sprzedaży Normy; OGŁ 65+10+10+10-20-20-10-10-20-20=-5 vs SW 35: rzut: Kostnica 35 > ma.por = nic z tego

Versana: pamiętanie kislevskich słówek; INT 50+10=65; rzut: Kostnica 34 > śr.suk = 3 proste zdania

Sebastian: przekonywanie Dimitra do pozostawienia Sebastiana; OGŁ 50-30=30; rzut: Kostnica 17 > ma.suk = no dobra, niech będzie
 
Pieczar jest offline  
Stary 13-12-2020, 19:34   #134
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 35 - 2519.I.22; knt (6/8); południe

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; centrum miasta; Plac Targowy
Czas: 2519.I.22; Konigtag (6/8); południe
Warunki: jasno, gwar ulicy, pogodnie, łag.wiatr, b.mroźno


Sebastian



W samo południe pogoda się zrobiła całkiem ładna. Akurat jak młody cyrulik wracał od swoich obu pacjentek. Co mu nieco schodziło skoro obie były w różnych częściach miasta. Rano jak opuszczał swój dom było gorzej, lodowato i pochmurnie. A jednak się w środku dnia rozpogodziło. Jednak była zima wiec dalej było bardzo mroźno i wszędzie leżał zdeptany śnieg jaki chrzęścił pod butami.

Jednak dzisiaj rano Sebastian zorientował się, że i u jednej i u drugiej pacjentki widać wreszcie jakąś poprawę. Koleżanka Klaudii, Rabi wychodziła na prostą. Już była przytomna sama mogła już usiąść i napić się czy zjeść coś. Chociaż jeszcze była zbyt słaba aby samodzielnie wstawać z łóżka. Z Adele było gorzej ale od początku była w gorszym stanie. Dalej było z nią bardzo kiepsko ale wydawało się, że cofnęła nogę zza bram Morra. Ale dalej nie było pewności czy to tylko nie chwilowa poprawa i tam jednak nie wróci. Dalej była nieprzytomna i miała silną gorączkę. Ostatecznie z każdą z nich było mimo wszystko lepiej niż wczoraj i przedwczoraj.

Idąc słonecznymi i zaśnieżonymi ulicami pełnymi codziennego gwaru i ruchy miał okazję wrócić do wydarzeń z wczorajszego dnia a zwłaszcza wieczora. Sprawa z Normą się skomplikowała. W tym całym zamieszaniu u węglarzy a potem w przygotowanej dla niej kryjówce nie zbadał jej. To nawet nie wiedział w jakim jest stanie. Ale na oko po ruchach i zachowaniu to było znacznie lepiej niż gdy ją badał z tydzień temu. Wtedy była w tak krytycznym stanie, że wczoraj wyglądała wręcz kwitnąco nawet jeśli czasem dało się znać po niej, że coś jej jeszcze dolega.

A wieczorem miał spotkanie z Florianem i Łasicą. Do spotkania doszło, do wymiany fantów na złoto właściwie też dlatego jak wczoraj po wyjściu Webera koleżanka ze zboru zobaczyła zachowanie kolegi nie bardzo wiedziała co się stało.

- To nie dogadaliście się z tą wymianą? - zdziwiła się gdy zamykali pokój i szli po schodach “Piwnicznej” aby wyjść na zewnątrz. Pełna torba jaką wcześniej miał Floriana teraz była na ramieniu cyrulika wskazywała, że do jakiejś wymiany chyba doszło. Potem szli we dwójkę przez okryte wieczornym mrokiem i mrozem miasto.

- Nie dziw się. Jak ja coś zwinę też staram się pozbyć tego jak najszybciej. Albo chowam w jakiejś dziupli albo upłynniam jak najszybciej. On pewnie miał tak samo. - koleżanka chyba chciała pocieszyć kolegę, gdy dowiedziała się co poszło nie tak z jego planami. Nawet była ciekawa jak to coś w grzańcu miało działać i jak to działało poprzednim razem. Nie wiedziała, że poprzedniego razu nie było i wywar z maku był tak świeżym nabytkiem, że Sebastian jeszcze nie miał go jak wcześniej wypróbować. Dawka mogła być zbyt mała by w parę chwil czy nawet w ciągu pacierza powalić dorosłego człowieka. W końcu nie mógł jej wlać zbyt dużo bo by dało się wyczuć ten smak i zapach albo chociaż obcą domieszkę w napoju. Zwykle stosowało się to jako lek na uspokojenie pacjenta czy spokojny sen to to nie było wtedy problemem. A rozcieńczona dawka mogła działać wolniej albo zamiast uśpić do tylko otumanić i spowolnić. Możliwe, że trzeba by wypić z kilka tak przygotowanych kufli by kogoś powaliło dość szybko. Ale same kufle zwykle piło się kawałek wieczoru więc jak Florian nie miał ochoty na biesiadowanie tylko załatwianie interesów to nawet jakby wypił całość nie musiał paść od razu pod stół. Zresztą Sebastian tak samo.

- Ty jesteś uczonym prawda? To powiedz jak myślisz. Kto patronuje tym wszystkim wstydliwym chorobom? - zapytała z zaciekawieniem zerkając na idącego obok kolegę pytając o te wszystkie choroby przenoszone podczas kontaktów intymnych. - Bo jak choroba to niby Ojczulek ale jak przyjemności to niby Wąż. To jak myślisz? - wydawała się ciekawa tej niejednoznacznie sytuacji gdy niejako domeny obu bóstw nakładały się na siebie.

- No to jesteśmy. Co mogłam to ci pomogłam z tym Florianem. Mam nadzieję, że będziesz o tym pamiętał jak spotkasz jakiegoś przystojniaka albo ślicznotkę co lubi się wesoło zabawić z ładnymi koleżankami. Jakbyś coś potrzebował to zostaw wiadomość w “Mewie” ale ja ostatnio mam wolne tylko wieczory. - gdy wrócili do domu jaki zajął dla siebie cyrulik Łasica jakoś tak się z nim pożegnała w swój frywolny sposób po czym poszła w swoją stronę oddalając się mroczną, wieczorną ulicą.

Gdy Sebastian został już sam ze sobą miał wreszcie okazję by dokładniej przyjrzeć się kupionym fantom. Najprostsza sprawa była z tym zestawem szczypczyków i miarek. To było coś pożytecznego. Widać było, że były wielokrotnie używane ale cechowały się solidnym wykonaniem i przy aptekarskiej robocie były sporą pomocą. Pozwalały precyzyjniej odmierzać dawki czy drobić materiał na mniejsze kawałki. Coś takiego przy produkcji specyfików mogło się bardzo przydać. Zwłaszcza, że to nie była rzecz jaką można było nabyć na targu czy w pierwszym lepszym sklepie. To wydawał się trafny zakup. Z notesem i księgą sprawa nie była taka oczywista.

Notes był zapisany w większości w obcym dla Sebastiana języku. Możliwe, że był to tileański tak jak mówił Florian. Albo jakiś inny. Na szczęście część notatek była zapisana po imperialnemu dzięki czemu mógł coś odczytać. Zorientował się też, że pismo było bardzo podobne do tego jakim zapisano manuskrypt. Miał czas na przekartkowanie dziennika ale nie by go gruntownie zbadać. Samych wzmianek o Mariusie było kilka. Wydawało się, że on był jakimś mentorem, mistrzem czy inspiracją dla autora dziennika. W kilku miejscach Sebastian wyłapał jego imię ale w większości zdanie było zapisane w obcym języku.

Z tego co jednak udało mu się odczytać to autor przypłynął do Neues Emskrank szukając czegoś. Chyba był umówiony z jakimś Axelem Eriksenem na kupno czegoś. I bardzo mu zależało na tym czymś bo przypłynął specjalnie po to. Ten Axel miał mu obiecać ten towar jakiego autor potrzebował w swoich planach i badaniach. Wydawało się, że był jakimś uczonym zafascynowanym teorią kontrolowanej permutacji.

Księga była znacznie obszerniejsza więc znów mógł co najwyżej ją przekartkować. Wydawała się bardzo stara i ktoś spisał ją starannym, kaligraficznym pismem. Języka Sebastian nie znał ale miał wrażenie, że to chyba klasyczny - język uczonych i nauki z całego świata. No przynajmniej to co zwykle w Imperium składało się na ten cały, cywilizowany świat. Dzięki temu uczeni od mroźnych stepów Kisleva po słoneczne gaje oliwne Tilei mogli się porozumieć tym samym językiem, zwłaszcza w piśmie.

Poza pismem jednak były też grafiki. Dopiero w domu mógł jej dokładniej obejrzeć. Pokazywały jakieś zdeformowane okazy roślin, nasion, kwiatów, zwierząt i potworów. Jakby ktoś rozrysował na nich gelerię różnych stopni i rodzajów spaczenia. Były też rzeczy które nie kojarzyły się z niczym znajomym. Albo jakieś abstrakcyjna symbolika, albo zestaw strzałek podobnych trochę do drzewa genealogicznego ale rozrysowane jakby ukazywał jakieś powiązania czy inne zależności.

Ale na marginesach znalazł też dopiski i komentarze. Pamiętał, że kiedyś jego mistrz wspominał, że to taka trochę tradycja i po to robi się w tych ksiegach tak dość duże marginesy by można było coś na nich zapisać. Na szczęście dla Sterbena większość tych zapisków sporządził chyba autor dziennika i to w reikspiel. Wyglądały jak zapiski robocze do własnego użytku a nie do czytania przez kogoś jeszcze. Więc pewnie miały być zrozumiałe tylko dla autora. Więc brzmiały dość lakonicznie i jak odnosiły się do niezrozumiałego dla czytającego tekstu trudno było zrozumieć kontekst. I tak mógł odczytać, że “Nie jestem pewien czy dobrze to rozumiem, muszę sprawdzić w innym słowniku”, “Słyszałem o kwiatach o podobnym działaniu ale były niebieskie a nie różowe. To te same?”, “Próbowałem! To nie działa!”, “To jakiś żart? Nasienie ale nie mężczyzny? Przecież nasienie mają tylko mężczyźni. Błąd w tłumaczeniu?”, “To też mogłoby być przydatne w moich badaniach”, “Kamień zmian, kamień wszystko ułatwia, muszę mieć ten kamień bez tego ciężko będzie ruszyć dalej”.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Ulica Złota; rezydencja van Hansenów
Czas: 2519.I.22; Konigtag (6/8); południe
Warunki: jasno, gwar ulicy, pogodnie, łag.wiatr, b.mroźno


Versana



Wczorajsze spotkanie z Wilczycą z północy nie poszło po myśli młodej wdowy. Co prawda udało jej się namówić ją by z nimi poszła ale jak na miejscu Norma nie zastała nikogo ze swojej załogi to wróciła do węglarzy. No niby w gniewie się z nią nie rostali i Kurt nie mówił nic, że toporniczka nie chce ich więcej widzieć ani nic takiego ale trudno też było powiedzieć by rozstali się wylewnie albo w przyjaźni. Czy da się to jakoś odkręcić i przekonać do siebie Normę pozostawało sprawą otwartą.

Dużo przyjemniej zszedł wieczór młodej wdowie. Ledwo się wyrobiła. Jak po rozstaniu z Sebastianem wróciła jeszcze z Kurtem na krypę by zobaczyć się z Bydlakiem to już miała bardzo mało czasu na resztę. Bydlak już zdążył się oswoić do niej. Z początku jeszcze warczał jak wsadzała dłoń przez pręty ale gdy zajęty był jedzeniem to już dawał się pogłaskać. Proces oswajania więc powoli postępował i zbliżał się dzień gdy zwierzak powinien ją zaakceptować jako swojego nowego właściciela.

Potem już musiała bardzo się śpieszyć by wrócić do siebie i naszykować się do wieczornego spotkania. Przyjechały z Bremą wcześniej nim się zjechała reszta zaproszonych przez gospodynię dziewcząt. Brema była zachwycona wizytą w tej wspaniałej rezydencji kapitana portu. No i ponownym spotkaniem z młodą szlachcianką o egzotycznej urodzie. Przy okazji Kamila poprosiła Versanę by Brema pomogła z jej służbą w przygotowaniach a sama chyba chciała rozmawiać bez świadków. Wróciła do tematu tego portretu jaki proponowała jej kupiecka wdowa.

- To bardzo śmiała propozycja. Nigdy nawet nie ośmieliłabym się prosić o coś takiego. Może gdyby chodziło o zwykłą dziewkę bez znaczenia… Kompletnie nie mam w tym doświadczenia. Obawiam się, że mogłabym nie być w stanie oddać twojej urody. Może zgodzisz się na bardziej tradycyjny portret? - zaproponowała z nieśmiałą kurtuazją chyba się przy tym nieco rumieniąc ale z jej ciemną karnacją nie można było tego być do końca pewnym. Wciąż wydawała się zafascynowana pomysłem ale brakowało jej śmiałości by sobie na niego pozwolić. Na portret w ubraniu, takie popiersie jednak była skłonna się zgodzić gdyby Versana też była chętna.

Gdy zaś Versana próbowała nawiązać do wspólnego snu to Kamila zręcznie się wywinęła i szybko zmieniła temat. Wdowa nie była pewna czy młoda szlachcianka nie zrozumiała aluzji czy po prostu nie chciała o tym rozmawiać. Za to okazało się, że bretoński nie stanowi dla niej kłopotu, uwielbiała bretońską prozę a zwłaszcza poezję.

Potem zaś gdy dzwony wybiły odpowiednią porę zaczęły się zjeżdżać zaproszone damy. Chyba wszystkie były zaskoczone obecnością wdowy po kupcu. Wszystkie były szlachciankami o wyższym od niej statusie społecznym więc trudno było uznać je za równe pod tym względem. Ale widocznie ze względu na gospodynię uznały to za jej prawo do fanaberii jakie do pewnego momentu było dozwolone a nawet jakby oczekiwano po ludziach z wyższych sfer pewnej ekstrawagancji.

Wśród młodych dam rozpoznała młodą mężatkę i dobrą koleżankę najmłodszej van Hansen czyli Madeleine von Richter jaką przedwczoraj razem z nią spotkała przy Placu Targowym. Drugą była Annemette von Mathiasen o jakiej Versana słyszała z nazwiska ale spotykała z bliska pierwszy raz. Trzeciej, Naji Simonsberg ani nie znała ani nie słyszała. Każda jednak okazała się biegła w sztuce konwersacji i poezji i mogła swobodnie czuć się na każdym balu czy przyjęciu dla wyższych sfer. Madeleine okazała się znawczynią poezji, także bretońskiej. Wydawała się pełnić rolę eksperta i recenzenta dla deklamowanych i czytanych wierszy. Kamila zaprezentowała dziewczętom swój nowy wiersz o dzielnej i pięknej pani kapitan o herbie czerwonej róży który był i spójny i nieco zadziorny przez co owa kapitan z wiersza jawiła się jako barwna postać w niczym nie ustępująca mężczyznom. Annanette była biegła w znajdywaniu rymów i skojarzeń, okazała się mistrzynią w kalamburach i jej żywy umysł potrafiła dostrzec zaskakujące powiązania w wierszu czy poemacie ze światem rzeczywistym i osobami jakie znały albo z innymi utworami. Musiała też być bardzo oczytana by z pamięci tak płynnie posługiwać się tymi detalami. Naja zaś jako jedyna poza Versaną nie była szlachcianką. Ale widocznie nie była na takim spotkaniu pierwszy raz. Była zaś wielce utalentowaną artystką, bardką i poetką, Kamila zdawała się bardzo ją cenić jako “prawdziwą poetkę” chociaż Naja nonszalancko traktowała własną sławę i umiejętności rewanżując się szlachciance pozytywnymi wypowiedziami na temat jej własnej twórczości.

Wieczór okazał się całkiem zajmujący jeśli ktoś lubił spędzać czas wśród poezji, rebusów i gier słownych oraz omawianiu różnych dzieł i artystów. Przy winie i kominku prowadzono różne dysputy i spory dla których poezja i proza zdawały się być tylko inspiracją i źródłem. Jak na dobre damy przystało spotkanie zakończyło się wieczorem więc jeszcze z dzwon przed północą Versana i Brema wróciły do swojego domu. Więc resztę nocy mogła przespać spokojnie i rano wstała całkiem rześka i wypoczęta. Chociaż za oknami było lodowato i pochmurnie.

Do południa musiała się przygotować na spotkanie z kolejną szlachcianką. Tym razem Froy’ą van Hansen. Blondynka okazała się traktować poważnie swoje własne słowo sprzed paru dni i w południe pod kamienicę van Hansenów zajechał ich powóz gotów zawieźć zaproszonego gościa do jaśnie panienki czekającej w swojej rezydencji. Do tego czasu rozpogodziło się i niebo zalśniło rzadkim, zimowym błękitem i słonecznym blaskiem.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 17-12-2020, 02:13   #135
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Bezalhtag; wieczór; rezydencja van Zee


- Hmmm… - zadumała ciemnowłosa kultystka spotykając się z kolejną odmową Kamili - Skoro nie ja… - nie miała jednak zamiaru tak łatwo odpuścić - … to może moja służka? Brena? - zapytała z zaciekawioną miną - Jest zgrabną, młodą i naprawde urodziwą kobietą a zarazem nie jest wysoko urodzoną arystokratką czy bogatą mieszczanką. - pomysł wydawał się jej całkiem całkiem. Dawałby również szansę upieczenia dwóch pieczeni na jednym ruszcie. Stanowiłbym swoistego rodzaju inicjację dla obu tak odległe usytuowanych w hierarchii społecznej kobiet.

- Jestem przekonana, że przyjęłaby taką propozycję jako wielki zaszczyt. - dodała cicho - Trzymając jednocześnie język za zębami.

- Oh, twoja służka? - Kamila machnęła swoją smukłą, zadbaną dłonią nie skalaną fizycznym znojem gdzieś na ścianę gdzie pewnie Brena z resztą jej służby starała się przygotować wszystko na ten poetycki wieczorek jaki miał się niedługo zacząć. I gospodyni chyba ulżyło z reakcji rozmówczyni.

- Tak, to prawda, wydaje się bardzo zgrabna. - pokiwała głową wciąż patrząc na tą ścianę gdzie powinna być pracująca służba. - I przyznam szczerze, że lepiej bym się czuła malując kogoś o jej niż twojej pozycji. Ja naprawdę nie mam zbyt wielkiej wprawy w portretach. A aktów nigdy nie próbowałam. Chociaż wydaje się to ciekawym wyzwaniem dla artysty. - młoda malarka mówiła jakby obawiała się konsekwencji namalowania kiepskiego portretu o akcie nie wspominając. Gdy chodziło o kogoś ze społecznych nizin na pewno nie byłby to taki problem jak gdyby chodziło o kogoś o wyższej pozycji w hierarchii o takiej śmietance towarzyskiej jaka niedługo miała tu przyjechać nie wspominając.

- Ale myślisz, że to wyjdzie? Z tą twoją służką? Zgodzi się? To w końcu dość niecodzienna i śmiała propozycja. - Kamila wróciła wzrokiem do pani tej służki o jakiej rozmawiały zastanawiając się czy z tą trzecią dałoby się to jakoś uzgodnić.

- Droga Kamilo. - odparła ciepłym tonem mentorki - Ja jestem o tym przekonana. - dorzuciła szczery uśmiech patrząc wprost na młodą arystokratkę - Powiedz tylko miejsce i termin. Ja zaś zajmę się resztą.

- Tak? - panna van Zee chwilę sondowała twarz rozmówczyni ale w końcu też się uśmiechnęła. - No dobrze, to twoja służka to zostawiam to tobie. Jakby coś nie wyszło to możesz przysłać jakąś inną. - młoda artystka zdawała sobie sprawę z potencjalnej kontrowersyjności takiego pozowania bez ubrania więc chyba nie chciała robić ambarasu nowej znajomej gdyby wyszedł z tym jakiś kłopot. Ale skoro to miały ustalone to zaczęła myśleć gdzie i jak można by to zorganizować.

- Najbliższe dni to nie bardzo… Ale po Festag… Tak po Festag już by to było możliwe. Powiedzmy… W Wellentag? W południe bo w dzień jest lepsze światło do malowania. I chyba u mnie. Mam w swojej pracowni wszystkie potrzebne rzeczy to chyba byłoby najprościej. - bez pośpiechu zastanawiała się nad tym spotkaniem i pierwszy dzień następnego tygodnia wydał jej się w sam raz. Ale jeszcze czekała co Versana powie na taką propozycję.

- Znakomicie. - przyklasnęła propozycji swojej wyżej urodzonej koleżanki - Uwielbiam zacząć tydzień od wysokiego "C-e". - dodała - Przybędę więc z Breną tak jak sobie życzysz. - uśmiechnęła się podchodząc nieco bliżej artystki. - Powiedz mi Kamilo. Myślałaś kiedyś o napisaniu i wystawieniu sztuki?

- Oh, wiele razy! - szlachcianka roześmiała się wesoło i beztrosko. - Ale obawiam się, że najpierw trzeba by napisać taką sztukę. I scenariusz. A potem zorganizować aktorów, scenę, kostiumy i zapłacić za to wszystko. A to duża sprawa, wiele czasu i wysiłku, coś więcej niż takie pisanie do szuflady jak do tej pory. - Kamila wydawała się przyzwoicie oceniać realia wystawiania takich sztuk na scenie bo rzeczywiście to już było zadanie jakiemu trzeba by się poświęcić na cały etat. I to nie tylko takiego scenarzysty.

- A co to za wyzwanie napisać sztukę i scenariusz dla tak utalentowanej pisarki jak ty? - zapytała stwierdzając zarazem fakt - Jeżeli zaś chodzi o resztę? Ciągnęła temat - Aktorzy? Popytam. Scena? Znajdę kilku cieśli, którzy zbudują ją tutaj? Pieniądze? - zrobiła przerwę patrząc wymownie na koleżankę - Wybacz mi szczerość i bezpośredniość zarazem ale Kamilo. Jesteś córką jednego z bardziej jak nie najbardziej wpływowego człowieka w mieście. - westchnęła - Myślę więc, że i fundusze nie będą problemem.

- Chyba przeceniasz moje możliwości Versano. - czarnowłosa szlachcianka uśmiechnęła się nieco z rozbawieniem. - Naszym rodzinnym majątkiem dysponuje papa a ja dostaje od niego kieszonkowe na drobne wydatki. - wyznała nieco z żalem ale aż tak dziwne to nie było. Póki dzieci były na utrzymaniu rodziców ci decydowali za nich w wielu sprawach. I czy w warstwie rządzącej czy u ulicznej biedoty za bardzo się to nie różniło co najwyżej skalą i rozmachem.

- Ale podoba mi się twój zapał. Wlewa wiarę w moje serce. - dodała szybko nie chcąc studzić tego zapału ani wyjść na gburowatą niewdzięcznicę. - Myślę, że jakieś miejsce gdzie artyści mogliby prezentować swoje dzieła przydałoby się w naszym mieście. Zapewne nic tak okazałego jak teatr w Saltzenmundzie ale chociaż można by zacząć jakieś spotkania raz na tydzień czy na miesiąc chociaż. To byłaby świetna okazja i dla nowych artystów i po to by się spotkać w towarzystwie. A przecież na mieście tyle pustych budynków stoi. Chyba można by jeden zagospodarować na taki szczytny cel, przecież nie trzeba by budować wszystkiego od nowa. - Kamila mówiła tak jakby już wszystko sobie przemyślała, przynajmniej w teorii a może i nie pierwszy raz o tym z kimś rozmawiała. Z tymi pustostanami to była prawda, w końcu paru kolegów ze zboru mieszkało w takich budynkach. Nawet jak żaden nie był projektowany jako teatr w pełnej skali to coś pokroju zwykłej karczmy powinno się chyba znaleźć jakby poszukać.

- To doskonały pomysł. - zgodziła się z wizją entuzjastycznie podchodzącej do jej wizji kobietą - Co więc powiesz na eskapadę? Może udałoby się nam coś znaleźć. - uśmiechnęła się serdecznie kładąc dłoń na ramieniu ciemnoskórej damy - Jakbyśmy sobie upatrzyły jakieś… - chrząknęła - ...gniazdko. Mogłabym wtedy porozmawiać z kim trzeba o przydzieleniu nam tej parceli z urzędu. Co ty na to? - szukała w jej oczach odpowiedzi - Jeżeli zaś chodzi o fundusze. - pewien pomysł wpadł i do ciemnowłosej głowy - Co byś powiedziała na zebranie składek na rzecz ochrony kultury i sztuki w naszym mieście? - wykazywała dość duże pobudzenie - Na pewno nie jesteśmy jedynymi miłośniczkami tej formy przekazu treści.

- Ale tak miałybyśmy jeździć po mieście? Po tych pustych budynkach? A jak nas ktoś napadnie? Słyszałam, że tam potrafią mieszkać typy spod ciemnej gwiazdy. A tam pewnie jest pełno kurzu i pajęczyn. - Kamila lekko zmarszczyła brwi by dać znać swoim błękitnokrwistym wątpliwościom co do osobistego myszkowania po jakichś pustych budynkach.

- Chętnie bym pomogła i obejrzała jak coś by było odpowiedniego. Ale tak samej jeździć to chyba byłoby nieco niewskazane. - dodała by złagodzić wydźwięk swojej odpowiedzi. I szybko przeszła do kolejnej sprawy jaką poruszyła młoda wdowa.

- A z tą zbiórką można coś pomyśleć. Mogłabym popytać i utworzyć taki fundusz. Ale to chyba wypadałoby najpierw mieć już takie miejsce by o nim powiedzieć. - sam pomysł takiego przybytku dla artystów i sztuki dalej jej się podobał. Gotowa chyba była wziąć na swoje barki promowanie takiej inicjatywy w towarzystwie.

- To zróbmy inaczej. - odparła na obawy koleżanki - Czym to miejsce miałoby się charakteryzować? Gdzie stać? Jak dużym być? - miała zamiar wybadać preferencję rozkapryszonej czasami aż nadto panienki - Ja się rozejrzę sama i gdy już coś wpadnie mi w oko to wrócę po ciebie i razem tam pojedziemy, byś mogła wyrazić swoje zdanie. - spojrzała łagodnie mimo, że świat etykiety działał jej czasem na nerwy.

- O. Tak mogłybyśmy zrobić. - Kamilii znów podpasowała propozycja rozmówczyni. Zastanawiała się chwilę na głos jaki powinien być ten budynek. W końcu uznała, że najlepszy byłby budynek gospody lub czegoś podobnego. Zaplecze można by użyć na garderoby dla aktorów, piwnice na trzymanie rekwizytów a sala główna na występy i widownię.

- Doskonale. - z wyraźną ulgą i zadowoleniem przystała na propozycję młodej arystokratki - Daj mi więc parę dni a coś na pewno znajdę. Jeżeli zaś chodzi o ów fundusz to może by tak dzisiaj zacząć jego zbieranie. - zaproponowała nieśmiało - Okazja zdaje się być idealna.

- Świetnie! Możemy zacząć już dzisiaj! - panienka van Zee aż dosłownie przyklasnęła w dłonie jakby stała u progu nowej, wspaniałej przygody.

- Wielkie umysły myślą podobnie. - takim oto miłym akcentem podsumowała konsensus jakie obie osiągnęły - A tak swoją drogą to czy pozostałe z zaproszonych nie powinny lada moment się zjawić? - spytała gospodyni, która zdecydowanie lepiej orientowała się w planie dzisiejszego wieczoru.

- Chyba rzeczywiście już zaraz dziewczyny powinny się zjeżdżać. - spojrzała za okno za jakim już panował zimowy mrok wczesnego wieczoru. I nie myliły się. Niedługo służba wprowadziła pierwszego gościa a niedługo zjechały się wszystkie zaproszone damy z wyższych sfer tego miasta. Kamila zaprosiła wszystkie do biblioteki, która tworzyła przyjemny nastrój nauki i szczytnym ideałom, w sam raz do recytowania swoich czy cudzych utworów oraz dyskutowania o tym, interpretacjach i sztuce umiejętnego argumentowania swoich racji na odpowiednim poziomie.
 
Pieczar jest offline  
Stary 17-12-2020, 02:14   #136
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Każda z przybyłych damulek wliczając w to wsławioną w poematach bardkę powalała swoją kreacją. Widać było iż nie wyszły one spod igły Hubertowej szwaczki oraz że materiały, z których je stworzono pochodziły z dalekich i egzotycznych krain. Odcienie zieleni oraz fioletu, zapach goździków, cynamonu i lawendy. To wszystko mogło przysporzyć o zawrót głowy a nawet i mdłości. Ver jednak nie miała zamiaru dać po sobie poznać iż aktualne trendy nie do końca trafiają w jej raczej odstające od ogółu gusta. Mimo wszystko robiła dobrą minę do złej gry a bo co i jej innego zostało. Słuchała tylko w milczeniu recytowanych po kolei wierszy i fraszek komentując skromnie jednak z aprobatą każdy kolejny występ.

- Znam tylko charakter pisma. - wspominała w myślach odnaleziony w biurku Grubsona tomik - Łasica zaś pamięta zapach perfum. - przypomniała sobie - Może przy odrobinie szczęścia te smarkule pozwolą mi rzucić okiem na ich bazgroły. - pomyślała z nadzieją - Wino powinno dodać im animuszu.

Sprytna i przebiegła wdówka czekała więc aż natrafi się odpowiednia chwila. Piła cierpliwie wino małymi łyczkami i przypatrywała się czujnie jednakże dyskretnie młodym arystokratkom chcąc wyłapać, którą z nich wino zakołysze jako pierwszą. Miała nadzieję iż nadarzy się okazja aby niepostrzeżenie podnieść, przeczytać i przyjrzeć się porzuconym samym sobą zapiskom. Z resztą kto wie? Może którejś z damulek rozplącze się język i zacznie mówić więcej niż by wypadało? Póki co pozostało czekać.

Na dość zaawansowanym etapie wieczoru panny z artystycznej bohemy tego miasta czuły się całkiem swobodnie pogrążone w dysputach na temat swojej pasji i nie tylko. Momentami ton przybierał znacznie na sile nawet nieco ocierając się o kłótnie gdy nie zgadzały się w jakiejś sprawie a czasem wręcz frywolnie gdy pozwalały sobie na jakiś komentarz. Trudno było liczyć, że naprują się jak jakieś zwykli rynsztokowcy za swoją tygodniówkę.

Niemniej świeżynka w ich znamienitym gronie zyskała możliwość zerknięcia choćby na zapiski z wierszem gospodyni o tej dzielnej pani kapitan. I to raczej nie ona składała dedykację na tamtym tomiku bretońskiej poezji znalezionej u Grubsona. I pismo Simonsberg też było nie to. Pisma Madeleine i Mette jak ją nazywały koleżanki, nie miała żadnej próbki więc nie miała jak tego sprawdzić.

- Pozwólcie, że zapytam, bo ciekawość a i niepokój trawią mnie od środka. - zaczęła skromnie gdy temat zszedł na sprawy damsko-męski i wszystkie co prawda młodszę ale lepiej urodzone panienki i żony zrobiły przerwę omawiając postać jednego z młodzieńców uchodzących za najlepszą partię w mieście - Tyle pięknych kobiet w jednym miejscu. - zauważyła - Niestety tylko część z was jest mężatkami. - patrzyła pobieżnie to na Kamilę to na resztę - Kiedy i pozostałe z was zamierzają złożyć przysięgę przed bogami? - zapytała nie mówiąc do żadnej personalnie a raczej rzucając do ogółu - W mieście przeż jest kilku przystojnych dżentelmanów z odpowiednią pozycją i majątkiem. Chociażby młody Harter bądź nieco starszy od niego Olsen. W czym sęk? - uśmiechała się delikatnie - Nie ukrywam, że gdybym była nieco młodsza jak wy. Sama bym dała zdobyć swoje względy jednego z nich. - przyznała przed resztą wpatrzonych w nią panien - Mają szyk i klasę. Są elokwentni i bardzo urodziwi. Sprawiają wrażenie takich, którzy potrafili by dać wam syna. - dodała - Gdzie więc leży problem?

- Na mnie nie patrz. To za wysokie progi na taką zwykłą poetkę jak ja. Będą mnie zapraszać, oklaskiwać, całować rączki nawet hołubić ale gdzie by tam kto stracił głowę dla zwykłej tancereczki. - Naja zaśmiała się beztrosko i mówiła bezczelnie wbijając przytyk niby wobec owych mężczyzn o jakich wspomniała van Drasen ale łatwo było odczytać to w szerszym zakresie pod wszystkich błękitnokrwistych.

- Ja miałam narzeczonego. Ale jego statek się rozbił. Niech mu Morr sprzyja. I teraz rodzice szukają mi kolejnego. - Kamila westchnęła z żalem nad swoim losem albo nad losem swojego narzeczonego.

- To prawda, obaj są niczego sobie. Ten Olsen to świetny tancerz. Ale on potrafi na balu zwyobracać kobietę! Mój Thomas to ma niestety drewniane nogi. - Madeleine uśmiechnęła się za to wesoło widocznie mając miłe wspomnienia z tych tańców z młodym Olsenem a i inne pokiwały głowami i roześmiały się podzielając tą opinię.

- Ale Olsen to ostatnio coś smali cholewki do Erici. Tak słyszałam. To jak macie się za niego brać to nie zwlekajcie. - von Mathiasen pokręciła głową nieco z ironią na te wspominki o młodych kawalerach stanu wolnego.

- A ty Versano? Znasz jakichś przystojnych amantów? Masz na jakiegoś chrapkę? - Madeleine niejako odbiła piłeczkę i wróciła pytaniem do tej co zadała je pierwsza.

- Przystojnych a i owszem. - odparła kiwając lekko głową - Ale żeby, któryś z nich był ponad to interesujący to nie bardzo. Hmmm… zadumała słodziutko - No może poza jednym. - uśmiechnęła się bardzo realistycznie udając skrępowaną - Nie chce jednak nic zapeszać. Póki co jest dobrze tak jak jest. - Bogowie zaś pokażą co z tego będzie. - lekko zakłopotaną poczochrała delikatnie swoje kruczoczarne włosy - Skoro jednak już jesteśmy przy relacjach damsko-męskich to wiem, że damom z waszą pozycją nie przystoi wiązać się z kimś niższego stanu ale może akurat wpadł wam w oko ktoś taki? - niby to pokrótce jednak wyjątkowo wnikliwie przypatrzyła się plotkujacym kobietą. Starała się dostrzec w ich mimice i ruchach chociaż cień zażenowania bądź zakłopotania, który mógłby być dla odpowiednim znakiem do dalszych poczynań.

- Szukasz jakiejś bogatej partii dla siebie? - Naja odezwała się pierwsza po tym gdy pozostałe popatrzyły po sobie zastanawiając się nad tym pytaniem. I bezczelna natura poetki kazała jej się odezwać pierwszej.

- Wiesz jak jest na rynku Versano. Albo są piękni, albo sławni, albo bogaci ale ci co spełniają wszystkie te kryteria dawno są już zajęci a pozostałym zawsze coś brakuje. - Annemette rozłożyła dłonie w geście bezradności na tą naturalną kolej rzeczy a pozostałe pokiwały głowami rozbawione takim podsumowaniem.

- Z nami jest tak samo. Teraz dwie najlepsze panny na wydaniu to ty i Froya. Pozostałym pannom trudno by było stawać z wami w szranki. - nie licząc czarnowłosej wdowy to Madeleine jako jedyna była mężatką w tym gronie więc pozwoliła sobie na nieco mentorski ton tej która już ma ten etap za sobą.

- Ja już coś tam znalazłam. - odparła - Póki co więc nie rozglądam się dalej. Chodzi mi raczej o was. - uśmiech był tu czymś obowiązkowym. Nie znikał więc prawie w ogóle z jej słodkiej buzi.

- Do czego to doszło by w całym mieście nie było ani jednego odpowiedniego kandydata. - założyła ręce w geście bezradności robiąc wielkie oczy i marszcząc czoło - Na bogów. Niedługo przyjdą takie czasy iż kobiety wśród kobiet będą się musiały rozglądać - westchnęła głośno - Bądź wśród już żonatych bądź zajętych. - ciągle dość uważnie obserwowała zachowanie swoich rozmówczyń.

- To prawda. Tych młodych kawalerów to jakby coraz mniej. Zwłaszcza tych na poziomie. Albo sztormy, piraci, wojny czy te okropieństwa w lesie. I potem nas zostaje więcej niż ich. - Kamila pokiwała głową z żalem na ten niedobór kandydatów do wspólnego związku.

- Podobno kiedyś dwie kobiety wzięły ślub. - Mette zaskoczyła wszystkich takim stwierdzeniem. Ale jako chyba najbardziej oczytana miała pewien mir w takich ciekawostkach.

- Dwie kobiety? Ze sobą? A co na to kościół? Jak to możliwe? - Madeleine i nie tylko ona zrobiła wielkie oczy na taką niesamowitą ciekawostkę.

- Normalnie. Ich ojcowie jakoś dogadywali się razem na polowaniu czy innej wojnie. Potem listownie. I się okazało, że takie miały imiona, że każdy myślał, że ci drudzy to syna mają. I tak zawarli intercyzę i resztę tak bardzo, że był to kłopot jak to potem wycofać. Podobno niezła heca potem w sądach i na mieście była. Z drugiej strony czytałam to w takim zestawie anegdotek to nie wiem czy to tak naprawdę było. - młoda szlachcianka i miłośniczka książek wyjaśniła jak to przeczytała. A brzmiało tak pół na pół. Może to było możliwe a może i nie. Niby nie tak się zwykle zawierało małżeństwa no ale czasem zdarzało się i tak, zwłaszcza jak oba rody nie sąsiadowały ze sobą bezpośrednio by się znać od lat.

- No a wracając do tematu to chyba trudno by było w mieście znaleźć kogoś znaczniejszego od nas. Bardziej znaczniejszego. - Madeleine pozwoliła sobie na pewną nonszalancję gdy mogła się zaliczyć do samej śmietanki tego miasta.

- Mów za siebie. Jakbyście słyszały o jakimś przystojnym kapitanie co szuka żony albo chociaż bogatym tudzież jakimś baronie czy nawet rycerzu to dajcie znać. Nie mam nic przeciwko wygodnemu życiu, zwłaszcza jak mnie mąż będzie choułbił. Najwyżej znajdę sobie kochanka. - Naja prychnęła zirytowana, że chociaż siedzą sobie tutaj i rozmawiają jak koleżanki to jednak poza tymi ścianami równe sobie nie są. I ktoś kto dla Madelein było równorzędnym partnerem dla niej było o dobre kilka szczebli drabiny społecznej wyżej. No ale jako osoba z bohemy i wolnego zawodu, o całkiem przyjemnej dla oka aparycji wciaż miała jeszcze szansę wżenić się w jakiegoś błękitnokrwistego.

- To może spróbuj u Gerstena. On ma słabość do artystek. Zwłaszcza młodych. - poradziła jej Annemitte. Potem damy z elity towarzystwa posłały jeszcze kilka nazwisk jakie chyba nie uznawały za kogoś na swoim poziomie. Kawaler von Below co mieli co prawda ze trzy wioski ale jako najmłodszy to miał marne szanse na większość czy jakąś chociaż jedną. Albo Sagnitarius co robił od paru sezonów karierę jako astolog i mędrzec wśród lepiej urodzonych. Albo kapitan Hoth co mu niedawno młoda żonka zmarła to ponoć rozgląda się za kolejną jak już ją odżałował.

- A żonaty kupiec? - rzuciła niby od niechcenia - Dotychczasowa oblubienica działająca na nerwy z dziwnymi humorami kiedy ten wraca po całonocnych pertraktacjach w niezbyt przyzwoitym stanie? - ciągnęła dalej wciąż mając na uwadze jakieś obruszenie którejkolwiek ze zgromadzonych - A tu młoda, atrakcyjna, po uszy zauroczona?

- Kupcy to raczej rzadko są w kręgu naszych zainteresowań. - skwitowała Madeleine kręcąc głową. Inne panie też coś chyba miały podobnie sądząc po reakcji czy raczej jej braku. Pod względem towarzyskim wydawali się ich kompletnie nie interesować.

- Miłość nie wybiera. - wzruszyła lekko ramionami na znak iż na świecie są rzeczy, na które ludzie nie mają wpływu - Lędźwia również. - dodała śmiejąc się nieco głośniej - A jak to się mówi. Każda potwora znajdzie swojego amatora. Nie ważne czy szczupły jak Winter czy rozpasły jak Hubert. - uśmiech nie znikał ze smukłej twarzyczki Versany.

Panie i panny z elity tego miasta pokręciły głowami i wzruszyły ramionami na znak, że nadal nie bardzo je interesuje życie towarzyskie kupców, ich żon i całego otoczenia. Wydawało się, że ten świat szlachty i kupców nawet jak się ocierały o siebie i były od siebie zależne to nie przenikały się za bardzo i stanowiły odrębne światy.

Versana nie miała zamiaru ciągnąć tego tematu bez końca. Zwróciła się jednak z uprzejma prośbą do dwóch panien, których dzieł nie udało się jej poczytać o to czy mogłaby raz jeszcze wgłębić się w ich poezje rzucając okiem na napisane przez nie wiersze i fraszki.

- Natchnęły mnie i myślę, że mogłabym z nich czerpać jak z bezdennej studni. - dodała chcąc jakoś ugłaskać i upodobać się obu.

- Przeceniasz moje talenty moja droga. Ja tylko czytam poezję, nie ośmielę się bluźnić przeciw muzom kalecząc tą sztukę swoim grafomaństwem. - Annemette roześmiała się wesoło na taki pomysł ale zaprzeczyła by parała się tak trudnym dla niej zajęciem jak własne pisanie poezji. I przez cały wieczór chociaż pamięć miała niesamowitą do cytatów to jednak raczej chyba interesowała ją sama dyskusja i otoczka intelektualna spotkania niż wiersze same w sobie.

- Ja również nie mam do tego talentu. Uwielbiam czytać, słuchać i oglądać jak ktoś to robi, zwłaszcza z pasją i talentem ale sama kompletnie się do tego nie nadaję. - brunetka pokręciła głową dołączając do koleżanki co też była raczej odbiorcą niż producentem poezji.

- A ty Versano? Piszesz coś? Tworzysz? - Naja zaciekawiona nową w ich towarzystwie zadała jej podobne pytanie.

- Niestety. Choć posiadam ogólne poczucie piękna. - przyznała nieco zasmucona - A dzięki takim spotkaniom jak te czuję że rozkwita ono we mnie jeszcze mocniej. - uśmiechnęła się obdarowywując każdą ze zgromadzonych serdecznym uśmiechem i ciepłym spojrzeniem - Skoro jednak jesteśmy już przy temacie sztuki, poezji i wyższego piękna. - mówiła jakby wzniośle - Kamilo pozwolisz, że pierwsza poruszę temat o którym rozmawiałyśmy dzisiaj? - splatając palce u obu dłoni, spojrzała pytająco na gospodynię.

- A właśnie, dobrze, że mi przypomniałaś. - Kamila pokiwała głową i zwróciła się do swoich koleżanek o podobnym zamiłowaniu piękna i poczuciu estetyki. Tłumaczyła o co chodzi z tym otwieraniem domowego teatru na terenie miasta. Mówiła z pełnym zaangażowaniem co dawało się wyczuć i zachęcało aby podążyć za tak charyzmatyczną osobą. W końcu umilkła czekając z pogodnym uśmiechem na reakcję swoich koleżanek.

- Pomysł wyborny. Ale ja jestem tylko ubogą artystką i moja sakiewka wiecznie nie jest tak ciężka jakbym sobie tego życzyła. Ale mogę coś poszukać i roznieść wieści na mieście. - Naja znów odezwała się pierwsza z miejsca zaznaczając, że jako osoba o najjniższym statusie społecznym i materialnym na finansowe wsparcie tego projektu jej nie stać.

- Świetnie to rozumiemy. Versana obiecała rozejrzeć się za odpowiednim lokalem. Więc jakbyś rozpowiedziała po swoich znajomych to by nam to bardzo pomogło. - panna van Zee zareagwała bardzo szybko i składnie aby nie zniechęcić poetki do współpracy.

- Pomysł bardzo ciekawy. Przydałoby się takie neutralne miejsce. Wtedy nie musielibyśmy organizować za każdym razem wszystkiego samodzielnie. - Annamitte skinęła głową na znak, że pomysł jej się podoba.

- No i nie byłoby, że ktoś do kogoś musi jeździć. - zachchichotała pani von Richter dostrzegając inną zaletę tego pomysłu. - Ale to ja muszę porozmawiać z moim panem i władcą bo to on u nas rządzi pieniędzmi. - dodała żartobliwym tonem ale wyjęła własną, ozdobną sakiewkę i położyła kilka monet na stole. Suma nie była powalająca raczej jako gest aprobaty i dobrej woli. To chyba zachęciło także i drugą szlachciankę do podobnego datku.

- Nie planowałam tutaj żadnych większych wydatków. Też muszę o tym porozmawiać w domu. - panienka von Mathiasen podobnie przyznała, że nie jest przygotowania ani mentalnie ani finansowo na jakąś większa inicjatywę. Ale wszystkie trzy wydawały się aprobować pomysł wysunięty przez ich gospodynię.

- Im nas będzie więcej tym bardziej realna szansa, że uda nam się ten pomysł zrealizować. - rzekła chcąc dodatkowo zmotywować zgromadzone panie - Proponuję więc zawiązanie komitetu, zarządu. Tak jak tu siedzimy. - uśmiechnęła się mówiąc jednak z wielkim zaangażowaniem - Każda z nas mogłaby finalnie zajmować inne stanowisko w radzie. To by świetnie zapieczętowało naszą przyszła współpracę. Co wy na to moje drogie? - w napływie emocji pozwoliła sobie na drobne spoufalstwo z resztą zgromadzonych.

Młode szlachcianki popatrzyły na siebie jakby sprawdzając co koleżanki sądzą o takim pomyśle. - Komitety, zarządy? - Madeleine wydawała się podejrzliwa albo przynajmniej niepewna czy to taki dobry pomysł.

- Przecież to nie będzie jakaś spółka kupiecka Madleine. Tylko takie… Stowarzyszenie! Stowarzyszenie miłośników sztuki. Tak towarzysko a potem jak już będzie działał ten teatr to my byśmy mogły być patronami, mieć jakąś specjalną lożę albo być w komisjach, decydować co będziemy wystawiać. - Kamila wsparła pomysł Versany nie chcąc chyba by się jakoś ta sztuka kojarzyła zbyt formalnie.

- Nie chcę wam psuć tych pozytywnych zapędów ale tu rozmawiamy o remoncie jakiejś rudery. Prawdziwym remoncie, prawdziwej rudery, za prawdziwe pieniądze. I pewnie nie małe. - analityczny umysł Mitte znów odezwał się dostrzegając coś co innym mogło umknąć.

- Brzmi jak prawdziwy teatr. Każdy teatr jest zależny od sponsorów. Mniej lub bardziej. Tylko na ulicy i w karczmach jest prawdziwa, nieskrępowna nakazami sztuka. - buntownicza natura Simsonsberg okrasiła to wszystko dość kwaśnym komentarzem.

- Zawsze możesz wystawiać swoje wiersze na ulicy moja droga. A jak ktoś wykłada prawdziwe pieniądze dla dobra innych to chyba może oczekiwać chociaż przyzwoitego traktowania. Prawda? - Madeleine szybko zripostowała tą kąśliwą uwagę poetki i ta się na razie przestała odzywać. Może i w karczmach i ulicach była większa swoboda dla artystów i ich sztuki ale i klientela zwykle była bardziej przyziemna i z mniejszymi sakiewkami. A tutaj rozmawiali o inwestycji i przynajmniej z początku darowiźnie jaką ci bogaci miłośnicy sztuki mieli wyłożyć między innymi po to by tacy jak Naja mieli gdzie występować.

- Więc jak? - zapytała czując iż rozmówczynie nie do końca podjęły decyzję - Spiszemy jakieś porozumienie i weźmiemy się do pracy? - wciąż z wielką werwą mówiła o pomyśle wybudowania a raczej wyremontowania pustostanu aby ten stał się teatrem - Wyjdźmy przed szereg nie patrząc na innych. Kto powiedział, że panny z dobrych domów nie mogą prowadzić tak wybitnego i rozwojowego przybytku jakim jest teatr. - mówiła jakby wstąpiło w nią coś - Do odważnych świat należy. Przestańmy tylko czytać o takich posunięciach i same przejmijmy nad tym inicjatywę. Karty historii tego miasta mogą o nas pisać jako o tych, które stworzyły prawdziwą perełkę północy. Czy to nie piękne? - jej oczy niemalże płonęły gdy tak spoglądała na pozostałe melomanki.

- Tak, to jest piękne! Jak w romansach i legendach! - Kamila zdradzała podobny entuzjazm i wydawała się być zachwycona całym pomysłem. I jakoś tak pozostałe panny i panie po zastanowieniu wspólnie doszły do wniosku, że trzeba omówić to wszysto w domu, ze swoimi rodzinami bo one też musiałyby w tym uczestniczyć. Ale warto się spotkać ponownie by sprawdzić na czym stoją.

- To może w Festag? Po mszy. Spotkamy się tutaj, zapraszam was serdecznie. - panna van Zee widocznie nie chciała naciskać na swoje koleżanki i te dwa, trzy dni do namysłu wydały jej się odpowiednie a załatwianie różnych spraw, zwłaszcza towarzyskich po wspólnej mszy było domeną nie tylko szlachetnie urodzonych. W końcu to był dzień boży i wolny od pracy, dla większości mieszkańców jedyny dzień wolny w tygodniu. A jak do tej czy innej świątyni chodziła większość to i była okazja się spotkać jak już sprawy z bogami były załatwione. Pewnie dlatego cała trójka dam po chwili zastanowienia zgodziła się na taką propozycję.

- Doskonały pomysł. - odparła z aprobatą - Może więc zabrać cię ze sobą. - spojrzała na wyraźnie niżej urodzona poetkę.

- O. Świetnie. To bym nie musiała zasuwać na piechotę przez ten śnieg. To będę w “Harpii i Harfie”. - poetka i minstrelka ucieszyła się na taką propozycję i przyjęła ją z przyjemnym uśmiechem na twarzy. O samej karczmie Versana słyszała, podobno faktycznie często mieli tam jakichś muzyków i cieszyła się estymą wśród różnej maści uduchowionych awanturników i podróżników.

- No to jesteśmy umówione. - uśmiechnęła się - "Harpia i Harfa"? To nie ta karczma gdzie co chwila dają występy artyści z lokalnej sceny? - zapytała marszcząc czoło i mrużąc oczy jakby starała sobie coś przypomnieć - Nie znasz może jakiegoś barda bądź bardki, która miałaby ochotę dorobić? W "Piwnicznej" ponoć kogoś szukają.

- Ja się chętnie promuję i sprzedaje za godziwą wypłatę, uwielbienie adoratorów i miłość publiczności. - Naja zaśmiała się wesolutko rozbawiona chyba tym swoim żartem na swój własny temat. - Ale w “Piwnicznej”? - uniosła brew chyba nieco zdziwiona lokalem o jakim wspomniała wdowa. - To nora. W piwnicy. - przypomniała jakby to się udało komuś przegapić. I chyba nie robiła na niej zbyt dobrego wrażenia. - Ale zapytam kolegów. Może ktoś będzie chciał dorobić. W końcu zima jest. - poetka w końcu zgodziła się popytać schodząc na ten zaśnieżony padół. A w portowym mieście rytm, w tym także gotówki, był uzależniony od portu czyli jak ten zamierał zimą to odczuwało to całe miasto, mniej lub bardziej. Artyści widocznie też nie byli wolni od tego wpływu.

- Pieniądz nie śmierdzi a żadna praca nie hańbi. - rzuciła luźno - Rzecz jasna procent z gaży artysty dla mnie za polecenie etatu. - dodała pół żartem pół serio chichocząc cichutko - Ewentualnie przyślij wpierw ochotnika do mnie a ja z nim udam się do karczmarza i upomnę o swoją dolę. - kontynuowała z ironicznym uśmieszkiem na ustach - Adres znasz.
 
Pieczar jest offline  
Stary 17-12-2020, 15:44   #137
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Konistag; ranek?; kamienica van Drasenów

Była już zwarta i gotowa. Powtórzyła jeszcze tylko szybko kilka poz, pchnięć i uników po czym poleciła Brenie by ta zabrała podarowany jej w prezencie ślubnym przez męża nieboszczyka wyhaftowany ozdobną nicią skórzany pancerz oraz zdobiony w piękne grawery z wysadzanymi drogocennymi kamieniami rękojeścią oręż. Sama zaś zadbała o to by zabrać magiczne kropelki, która podarował jej Starszy oraz kilka innych specyfików jak afrodyzjak, który udało się jej skubnąć kilka nocy wcześniej Grubsonowi, bądź krople nasenne. Po czym ruszyła wpierw w kierunku pokoju eunucha a następnie ku czekającej już na nią i jej służkę karety rodziny van Hansenów.

- Widzę, że nie jesteś zbytnio zajęty. - skomentowała zauważając rozwalonego na pryczy w swoim pokoju eunucha - Mam więc dla ciebie coś do zrobienia. - uśmiechnęła się złowieszczo - Po pierwsze. Masz tu kilka monet. - sięgnęła do sakwy - I idź do "Sierpa i młota" coś zjeść a przy okazji powęszyć za tą cała Leoną. No wiesz. - spojrzała na Kornasa jakby chciała dostrzec czy pamięta kim jest ów kobieta - Ta cała strażniczka z kazamat. Dobrze by było abyś ustalił gdzie mieszka. Co lubi. Czego nie. Czegokolwiek. - zrobiła delikatną przerwę - Naturalnie zachowując maksimum dyskrecji. Później zaś za to co ci zostanie idź pograć w kości. Tylko w jakiejś innej, bardziej odpowiedniej knajpie i przy okazji postaraj się dowiedzieć czegoś o kompanach tej Normy z którą wygrałeś na Arenie. - mówiła zdecydowanie ciszej - Wszystko jasne? A i wróć do wieczora, bo planuję wyjść na miasto w twojej asyście - uśmiechnęła się nie odrywając jednak wzroku od swojego pracownika. Chciała upewnić się czy aby na pewno wszystko pojął.

- Leona? Z tych kazamat? Dobra. Popytam. - łysy pokiwał swoją łysiną i jak zwyle tak poważnie z tak poważną miną, że czasem nie wiadomo było czy załapał co trzeba. No ale wrzucił te kilka monet do swojej sakiewki i z całą powagą zaczął szykować się do wyjścia. Pozostawało czekać na wynik tego wyjścia. Niby na bystrego nie wyglądał a jakoś na tą walkę na Arenie jakoś się jednak umówił sam.

- Nie zawiedź mnie tylko. - dodała zmierzając ku drzwią wyjściowym - Liczę na ciebie.


Konistag; przedpołudnie; kareta van Hansenów

- Potraktuj te odwiedziny jako kolejną lekcję i pewnego rodzaju nagrodę zarazem. - rzekła do Bremy gdy jechały we dwie dorożką w kierunku rezydencji van Hansenów - To jednak nie koniec niespodzianek i sprawdzianów jakie dla ciebie przyszykowałam. - dodała - W najbliższy Wallentag zostałam ponownie zaproszona do posiadłości panienki Kamili. Tym razem jednak wspominała również o tobie. - zrobiła przerwę tak by do jej służki doszło to co przed chwilą pracodawczyni rzekła - Chciałaby namalować twoj portret. - uśmiechnęła się szeroko - Nago. - dodała lśniąc białymi ząbkami - Odparłam naturalnie, że się zgadzasz i że to dla ciebie zaszczyt. - spojrzała przenikliwie na rudzinkę - Cieszysz się?

- Panienka van Zee mnie też zaprasza? - mloda służąca słuchałą w zdumieniu co ma do powiedzenia jej pani. Aż zamrugała oczami chyba nie wierząc w to co słyszy. - I namaluje mój portret? Ależ to wspaniale! - roześmiała się wesoło nie mogąc uwierzyć we własne szczęście. Dopiero jak dorożka nieco zwolniła na kolejnym zakręcie chyba dotarło do niej coś jeszcze.

- Ale nago? To znaczy bez ubrania? Znaczy będę musiała się jakoś przebrać? - dopytała się jednak jakby nie była pewna czy dobrze zrozumiała czego się od niej oczekuje.

- Znaczy, że będziesz musiała zdjąć z siebie odzienie wierzchnie. - położyła dłoń na wewnętrznej stronie uda tylko nieco delikatniej jak czyniła to w przypadku Łasicy - Jesteś piękną kobietą, która nie ma czego się wstydzić. Powiem więcej, która powinna chwalić się swoimi atutami eksponując je odpowiednio a to właśnie taka okazja. - uśmiechnęła się serdecznie mimo niezbyt przyjemnej temperatury powietrza - Ja widziałam i potwierdzam. Oczy mi nie mylą i przyznam ci się szczerze, że zdarza mi się śnić o tobie. - puściła niewinne oczko w kierunku szkolonej przez siebie dziewczyny.

- Ojej… Naprawdę? Pani o mnie? Przecież to pani jest bardzo piękna ja to tylko zwykła pokojówka jestem… - Brema chyba się zarumieniła i trochę zaczęła się jąkać nie bardzo wiedząc co zrobić i powiedzieć. Opuściła wzrok na dłoń jaka wylądowała na podołku jej wyjściowej spódnicy ale nie zrobiła gestu by ją oddtrącić.

- Też raz mi się pani śniła. Ale to był taki dziwny sen. Nie chciałam o nim mówić. - wyznała cicho nie podnosząc głowy i wpatrzona w swoje kolana a może dłoń na swoim podołku.

- No ale postaram się pani nie zawieść. Jak trzeba będzie pozować bez ubrania to będę. Bardzo się cieszę, że pani i panna van Zee o mnie pomyślały. Tylko ja nigdy nie robiłam czegoś takiego to nie chciałabym czegoś zepsuć. - powiedziała cicho i szybko wyrażając swoją zgodę i dobrą wolę ale przyznając, że nie miała wcześniej takich doświadczeń.

- Twoje naturalne piękno leży w środku. - odparła chcąc nieco dodać odwagi wyraźnie skrępowanej służce - Bądź po prostu sobą a wyjdzie jak trzeba. - uśmiechnęła się a następnie drugą dłonią uniosła delikatnie za brodę twarz pracownicy - Opowiedz mi o tym śnie. Podobał ci się?

- Tak, podobał mi się. Tylko… Tylko był bardzo dziwny. Pierwszy raz śniło mi się coś takiego. - służąca westchnęła cicho i wpatrywała się w ścianę dorożki naprzeciwko próbując swoje myśli w słowa. - Już dużo zapomniałam. To było w tą noc jak nas odwiedziła ta pani kapitan i panienka van Zee. I potem to mi się śniło. Znów było to spotkanie i na nim wszystkie byłyśmy. Tylko tak… No dziwnie było… - wyznała nieco skrępowana by mówić co zapamiętała z tamtego snu.

- Tak to znaczy jak? - ciągnęła za język młodą uczennice - Dziwnie? Chodziłyśmy na rękach czy mówiłyśmy językiem kaszalotów? - ironiczny uśmieszek pojawił się na jej twarzyczce.

- Oh, nie, to nie to… - młoda służąca uśmiechnęła się na tą żartobliwą uwagę. Po czym otworzyła kilka razy usta i je zamknęła gdy chciała coś powiedzieć ale nie wiedziała jak. - To było… Takie… Chyba nieprzyzwoite. Bo pani zaczęła rozmawiać z panią kapitan. A mnie zająć się panienką van Zee… No i… No i się zajęłam. - wydukała wreszcie znów opuszczając głowę na swój podołek.

- Wiesz, że ze mną możesz być całkowicie szczera. - ręka powolutku wędrowała w górę uda - Jak się nią zajęłaś? Podobało ci się to? - Ver miała wrażenie jakby wyczuwała podniecenia swojej służki. Wolała się jednak upewnić.

- No… Obcowałyśmy ze sobą… Jak z mężczyzną… Tylko bez mężczyzny. Ja z panienką Kamilą i pani z panią kapitan. Ale mogło mi się już coś pomieszać. - wyznała zmieszana służąca i na koniec szybko dodając coś co łatwo pozwalało obrócić sprawę w senne majaki bez znaczenia. - Ale było bardzo przyjemne. - dodała na koniec jeszcze ciszej niż poprzednio.

- Pokaż mi więc jak się ją zajmowałaś. - rzuciła nagle spoglądając z dziką rządzą na służkę zaś ręką lądując na jej łonie - Tu i teraz. W końcu mamy jeszcze trochę czasu nim dotrzemy do rezydencji van Hansenów.

- Oh… Tutaj? Teraz? - pokojówka zamrugała oczami rozglądając się dookoła. Chociaż w samej karecie były same i ta ruchoma kabina na kołach zapewniała sporo dyskrecji nawet jak się jechało przez środek miasta w środku dnia. Niemniej zawsze było to jakieś ryzyko, że ktoś jednak coś dojrzy albo przyłapie w niestosownym momencie.

- No… Ale… To ja bym musiała uklęknąć… A pani wstać. A tu nie bardzo jest jak. Bo ja w tym śnie to chyba klęczałam przed panną Kamilą. Ona chyba nade mną stała… - rudzielec w swojej wyjściowej sukni wskazał na podłogę przed kolanami swojej pani gdzie powinna zająć miejsce gdyby miało być jak w tym śnie o jakim mówiła. Podłoga jednak był w śniegu, piachu i błocie naniesionym z zewnątrz przez buty co musiałoby zostawić ślad na jej sukni gdyby miała tam klękać. A i stanie w nieco przygarbionej pozycji gdy karoca była w ruchu musiało być mało wygodne. Brema popatrzyła więc na Versanę nieco skonfundowana co powinna zrobić w takiej sytuacji.

- Zawsze możemy usiąść obok siebie. - zaproponowała znajdując jakieś wyjście z tej niecodziennej sytuacji - Musiałabyś tylko nieco się pochylić. Z resztą na bogów. Na co oni nam dali palce? - zapytała retorycznie patrząc dość wymownie na służkę.

- No tak… To może… Jeśli pani pozwoli… - ruda pokojówka skinęła głową na znak zgody albo by dać znać, że rozumie. Zastanawiała się chwilę po czym odsunęła się trochę od swojej chlebodawczyni a w zamian delikatnie ujęła jej nogę tak by położyć ją na tej wygodnej sofie przez co Versanie wygodniej teraz było usiaść bokiem do kierunku jazdy i oprzeć się o boczną ściankę powozu.

- Tam we śnie to wszystkie byłyśmy w nocnych koszulach… - zauważyła tą różnicę gdy spojrzała na długą spódnicę swojej pani. Sama zresztą miała na sobie podobną. Z podwijaniem nocnej koszuli na pewno bylo mniej roboty bo nie sięgały do samych kostek jak spódnice. Ale delikatne dłonie ujęły łydkę Versany i jej pokojówka uniosła ją do siebie jakby chciała z bliska obejrzeć jej buty.

- Nie pamiętam dokładnie wszystkiego. Ani jak się zaczęło ani skończyło. No i tam stałyśmy trochę inaczej. - wyznała wciąż nieco skonfundowana ale dało się wyczuć też ekscytację. Tylko hamowaną przez nieśmiałość i mało swojskie okoliczności. Ale przesunęła dłonią w górę wdowiej łydki jak podczas wspólnych kąpieli po czym ostrożnie schyliła się i ją pocałowała. I spojrzała na Versanę by sprawdzić jej reakcję. Wiele czasu nie miały niedługo powinny zajechać na miejsce.

- Twoja nieśmiałość i zakłopotanie są urocze. - przyznała z miłym uśmiechem na twarzy podpierając brodę służki - Chyba jednak pora kończyć, bo cel naszej podróży bliski. - oznajmiła podnosząc głowę rudzinki tak by ta się wyprostowała - Dokończymy to jednak później. Może dziś wieczorem odwiedzisz mnie przy okazji kąpieli i kolacji. - zaproponowała patrząc jak kocica - Wtedy byś zaprezentowała mi w pełnej krasie to co ci się śniło.

- Jesteś już moja słodziutka. - pomyślała z satysfakcją - Z Łasicą już się tobą zaopiekujemy.

- Dobrze proszę pani. - Brema posłusznie dostosowała się do woli swojej pani wypuszczając ostrożnie jej łydkę i pozwalając jej wrócić na właściwą damie pozycję. Sama też usiadła znów obok niej a i już wjeżdżali na ulicę gdzie jedną z rezydencji była ta należąca do van Hansenów.
 
Pieczar jest offline  
Stary 17-12-2020, 15:46   #138
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Konistag; przedpołudnie; rezydencja van Hansenów


- Wygląda na to, że dojechaliśmy. - rzekła gdy bryczką po komendzie woźnicy wydanej koniom powoli zaczęła hamować aż wreszcie stanęła - Zobaczymy czy pamiętam jeszcze do czego służy szpada. - nie wiadomo było czy tak naprawdę mówi do kogoś czy do samej siebie.

Jak to wypadało w towarzystwie ledwo się dorożka zatrzymala przed głównym wejściem a zaraz ktoś ze służby otworzył drzwi i zaproponował gościom pomocną dłoń. Potem były schody prawie bez śniegu i główne wejście. Tam czekał na nie majordom, ten sam jaki witał gości podczas ostatniego koncertu.

- Dzień dobry pani van Drasen. Mam nadzieję, że miały panie dobrą podróż. Proszę za mną, panienka już na panią oczekuje. - powiedział dystyngowanym tonem po czym ruszył jako przewodnik po tych korytarzach rezydencji. Z początku szli tak samo jak do sali balowej ale w końcu przeszli na wylot i wyszli na zewnątrz. Śnieg znów zachrzęścił pod butami gdy szli przez zaśnieżony ogród niewidoczny od frontu rezydencji. Właśnie tutaj czekała na nich panienka Froya i jakiś mężczyzna. A gospodyni była ubrana w sam raz jak na trening albo jazdę konną bo w dość obcisłych spodniach i krótkiej kurteczce. Taki strój nie krępował ruchów a przy okazji pokazał, że blondynka ma całkiem zgrabne nogi zwykle ukryte pod długimi sukniami.

- O. Witaj Versano. Przyjechałaś. - Froya przywitała się z gośćmi a właściwie z panią bo służącej poświęciła ledwo przelotne spojrzenie. - To jest Max, mój instruktor szermierki. - wskazała na mężczyznę który wiekowo wydawał się o pokolenie starszy. Miał piękne wąsy i bokobrody modnie nastroszone. A zarysowany mięsień piwny nadawał mu sylwetki dobrego wujka. Chociaż spojrzenie miał bystre.

- Cudownie. Jak jest dwoje uczniów to naprawdę wiele ułatwia. Witam piękne panie, Maximilian Baum. Ale dla tak pięknych pań może być Max. - szermierz również się przywitał elegancko kiwając głową. Był całkiem kawał solidnego chłopa z niego.

- Max służył w Błękitnej Gwardii. - Froy’a rzuciła tonem niezupełnie ukrytej przechwałki. Ale jeśli to była prawda to jej instruktor odbył służbę w gwardii elektroskiej Nordlandu a tą jednostkę uważano za elitarną. Podobno każdy imperialny elektror miał taki swój regiment gwardii zwykle walczący wielkimi mieczami i w ciężkich pancerzach. Oni dbali o bezpieczeństwo lorda podczas bitew lub stanowili strategiczną rezerwę jaka potrafiła przechylić szalę zwycięstwa.

- Witaj Maximilianie. - jak zwyczaj nakazywał odwzajemniła przywitanie wyciągając nieco dłoń by ten ją w nią ucałował - To zaszczyt spotkać tak odważnego i walecznego męża stanu. Trening pod twoim okiem nabierze całkiem innego koloryty. - przyznała z wrodzonym wdziękiem.

- Wybacz mi jednak Froyo. - zwróciła się do gospodyni - Nie mam jednak przywdzianego odpowiedniego stroju. Na szczęście służąca niesie mój niezbędny na takie okazje ekwipunek. - wskazała dłonią stojącą za sobą cichuteńką Brenę - Pozwolisz więc, że się przebiorę?

- Oczywiście. Hans was zaprowadzi. Aha i przyślij coś do zwilżenia gardła. - Froya wydawała się w dobrym humorze, jakaś taka wesoła i podekscytowana. Zachowywała się jak na dobrą gospodynię przystało i zadbała by gościom niczego nie brakowało. Kamerdyenr skinął głową i znów przejął rolę przewodnika. Tym razem wracając do rezydencji. Tam zaprowadził do jakichś drzwi które otworzył i ukazał się jakiś pokój.

- Tu może się pani przebrać. Jeśli czegoś będzie pani potrzebować proszę dać znać. Służba zaraz przyniesie coś do picia. Ma pani jeszcze jakieś życzenia? - majordomus też był godny swego miana i z najwyższej półki. Jak się z nim rozmawiało można było odnieść wrażenie, że jest się kimś wyjątkowym.

- Nie chciałabym ujść za niegrzeczną. - zmarszczyła czoło w nieco zakłopotanym grymasie - Czułabym się jednak dużo bardziej komfortowo gdyby tą służbą była kobieta. Najlepiej młoda i atrakcyjna. Mam nadzieję, że to nie problem? - uśmiechnęła się grzecznie.

- Zobaczę co da się zrobić. - Hans odpowiedział grzecznie i skinął głową zostawiając obie kobiety same w tym pomieszczeniu by mogły się przygotować do treningu.

Gdy drzwi już się zamknęły Versana zaczęła zrzucać z siebie bardziej wystawny strój na koszt tego do treningu. Nie był on tak kolorowy i zwiewny. Był jednak wygodny, zapewniający zarazem swobodę ruchu jak i ochronę przed nieoczekiwanym uderzeniem drewnianej klingi.

Brena brała czynny udział w tej przebiórce składając i wieszając zdjęte i sznurując założone ubrania.

- Kto by pomyślał że panienka Froya lubuje się w takim fachu. - nieco zdziwiona szepnęła do swojej chlebodawczyni - Mam nadzieję, że wie na co się pani pisze? - zapytała lekko zaniepokojonym tonem.

- Wiem doskonale. - odparła pewnie - Chyba słyszę kroki. Już pora.

Rzeczywiście zaraz ktoś zastukał drzwi. Brena więc zostawiła swoją przebierającą się panią i poszła otworzyć.

- Tak? - zapytała stojąc w drzwiach jakby chciała bronić dostępu do prywatności swojej chlebodawczyni.

- Dzień dobry. Przyszłam służyć napitkiem i pomocą. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam i się nie spóźniłam. - Łasicy zza drzwi i pleców swojej służącej Versana nie widziała ale bez trudu rozpoznała jej głos. Jak na bezczelną wychowankę ulicy potrafiła być zaskakująco słodko grzeczna gdy wcielała się w rolę posłusznej i ułożonej służki.

- Przyszła ta służąca z tacą. Wpuścić? - Brema odwróciła się do młodej wdowy czekając na jej polecenia.

- Wpuść, wpuść. - odparła bez zawahania obojętnym tonem kończąc sama przywdziewanie reszty stroju - Strasznie zaschło mi w gardle. Odrobina wina powinna dobrze mi zrobić przed tym treningiem. - dodała - Zresztą zaraz powinnyśmy się zbierać. Nie wypada pozwolić by gospodyni czekała na nas zbyt długo. - oznajmiła sympatycznym głosikiem.

Brena odsunęła się więc od drzwi by wpuścić tutejszą służącą. A Łasica w stroju tej tutejszej służącej wyglądała porządnie i schludnie. Włosy miała upięte w zgrabny kok, ciemna sukna sunęła się prawie do samej podłogi a kibić zasłaniała taca z butelką i trunkami. Służąca van Hansenów uśmiechnęła się przyjemnie do Breny gdy ją mijała i podeszła do stołu stawiając tacę na stole.

- Proszę jest już napitek, grzaniec na ciepło i wino na chłodno. Zależy na co panie mają ochotę. - przedstawiła to co przyniosła nie wychodząc z roli pokojówki w rezydencji bogatego państwa.

- Dostałam też polecenie spełnić wszelkie oczekiwania i zachcianki pani. - Łasica grzecznie złożyła rączki na podołku i lekko dygnęła przed Versaną nieźle się wpisując w pokojówkę jaką odgrywała. Ale jednak jakoś tak to mówiła i psotnie patrzyła na rozmówczynię, że z miejsca przychodziły na myśl różne nieprzyzwoite polecenia.

- Doskonale. - uradowała się. Nie było jednak wiadomo czy cieszy się na widok pokojówki czy raczej trunków, które przyniosła.

- Powiedz mi ślicznotko. - pozwoliła sobie na nieco luźniejszy ton - Czy w trakcie mojego treningu u boku twojej pani również będziesz nam usługiwać? - zapytała jakby nigdy nic.

- Mam taką nadzieję. Bardzo bym chciała. Ale o tym decyduje moja pani. Może jakby tak szacowny gość zażyczył sobie moich usług to panienka Froya zgodziłaby się spełnić takie życzenie. - Łasica odpowiadała jak grzecznie ułożona służka czy przemiła kelnerka jaka sprawia, że aż żal kiedy odchodzi od stołu obsłużyć innych klientów.

- Jeśli mogę coś zasugerować proponuję skorzystać z toalety by w trakcie zajęć nie robić zbędnej przerwy. Mogę zaprowadzić i pomóc jeśli trzeba. - wskazała na drzwi przez jakie dopiero co weszła gdzie pewnie była toaleta o jakiej mówiła.

- Właśnie miałam o to zapytać. - przyznała z ulgą chwytając pucharek wina - Tak kompetentnej służby ze świecą szukać. Gdzie oni was werbują? - zapytała kołysząc naczyniem by uwolnić bukiet trunku - Śmiało Breno. Poczęstuj się. Póki nikt nie widzi. Nie będzie uchodzić to za nietakt. - rzekła do swojej pracownicy pochylając chwile później trzymany w ręku kielich i wypijając jego zawartość niemal duszkiem - Ekhhh… - przełknęła ostatni łyk - Nie ma na co czekać. Panienka Froya czeka na mnie. Wpierw jednak muszę pójść za potrzebą. - powiedziała odstawiając naczynie na tace trzymana w ręku przez Łasice - Poczekajcie na mnie na zewnątrz. Za chwilkę do was dołącze.

- Na balach proszę pani. - odparła pokojówka van Hansenów z kuszącą grzecznością i psotnym spojrzeniem. - I proszę się częstować jesteście w gościach, jeśli czegoś będzie wam potrzeba proszę tylko powiedzieć. - Łasica dołączyła do zachęt skierowanych do Bremy bo ta wciąż się chyba wahała spróbować trunków nie przeznaczonych dla służby. Ale zachęcana tak z obu stron też spróbowała grzańca przyprawionego miodem i z barwnym, ziołowym bukietem o jakim zwykłe karczmy i tawerny nie miały co marzyć.

- Smaczne. - powiedziała z lekko zaróżowionymi policzkami uśmiechając się nieśmiało i przysuwając dłoń do ust zaglądając przy tym do wnętrza parującego kufelka.

- To teraz zechcesz tu poczekać? Ja zaprowadzę twoją panią do toalety. Możesz się częstować czym tylko zechcesz. - Łasica sprawnie lała słodki miód na uszy tak płynnie i wdzięcznie, że pewnie mało kto by się temu oparł.

- Dobrze, poczekam tutaj. - zgodziła się pokojówka van Drasenów kiwając zgodnie swoją rudą czupryną.

- Nie przesadź tylko z winem. - ostrzegła służącą nim Łasica wskaże jej drogę do toalety - Prawdziwej damie nie wypada się upijać. - dodała z nieco sroga miną - Z resztą chyba nie chcesz przynieść mi wstydu Breno. Prawda?

- Proszę za mną proszę pani. - służąca o granatowych włosach zachęciła swojego gościa by poszła za nią i sprawnie poprowadziła ją kawałek korytarzem do jakichś drzwi i przez nie weszła. Dopiero jak Versana stanęła w progu okazało się, że to niewielka toaleta. Ale gustowna, z mozajką na ścianach.

- Oto toaleta. Czy ma pani ochotę na coś jeszcze albo ma jakieś życzenia? - Łasica stanęła na środku tego niewielkiego pomieszczenia i wciąż zachowywała się jak pokojówka powinna. Chociaż gdy wreszcie zostały same pozwoliła sobie na ten swój bezczelny ton i kpiący uśmieszek przez co wyszło jej to jak zaproszenie do niecnot.

- Obawiam się, że będzie mi potrzebna pomoc sprawnych dłoni by zdjąć a później ponownie założyć cały ten osprzęt. - spojrzała na komplet, który kilka chwil wcześniej wciągnęła - Znasz się na tym? - dodała równie pikantny uśmieszek i spojrzenie jak jej koleżanka.

- Oczywiście proszę pani. Służę uprzejmie i z przyjemnością. - Łasica minęła Versanę wyjrzała jeszcze szybko na korytarz i zamknęła drzwi przesuwając zasuwkę. Po czym odwróciła się znów frontem do swojej przyjaciółki i wreszcie mogły sobie pozwolić chociaż na parę chwil swobody. Granatowowłosa bez wahania podeszła do czarnowłosej, objęła ją mocno i pieszczotliwie popieściła ją palcami po karku.

- Wreszcie moja pani której najbardziej uwielbiam służyć! - zaśmiała się cicho z ulgi i radości całując ją krótko i szybko w usta. - Najchętniej to bym cię rozebrała ze wszystkiego. I siebie też. - powiedziała bez żenady spoglądając na ocierające się o siebie oba dekolty. - No ale nie mamy na to czasu. Szkoda. - westchnęła z żalem na tak niesprzyjające takim zabawom okoliczności tego spotkania. Rzeczywiście na razie jeszcze można było wyjaśnić ich obecność w domu przebieraniem się w ciuchy do ćwiczeń ale ten czas zaczynał się mocno kurczyć.

- Niestety. Mam jednak dla ciebie coś na otarcie łez. - zatrzepotała oczkami robiąc krótką przerwę tak aby wyostrzyć apetyt przyjaciółki - Zgadnij kto będzie dziś figlować z młodziutką Bremą. - zachichotała cichutko - Gdyby nie ta krótka trasa to już w karecie byłaby moja. - mymo wymuszonej zasmuconej miny i tak wyglądała jakby była w skowronkach - Jest chętna i posłuszna choć trochę nieśmiała. to nic. Popracujemy nad tym nieprawdaż? - uszczypnęła w tyłek koleżankę - Ale dość tych fantazji. Przejdźmy do rzeczy. Mam nadzieję, że pamiętasz co masz robić. Jeżeli uznasz że braknie ci kropli. W mpim stroju, który wisi w poprzednim pomieszczeniu w ukrytej kieszeni znajdziesz je. Nie zużywaj jednak wszystkiego. Są bardzo przydatne i odłóż je na miejsce, bo nie wiadomo kiedy mi się znów przydadzą. - puściła szybkie oczko - jest tam jeszcze jedna. Ładnie pachnąca emulsja. Jeżeli masz w co sobie troszkę pobrać to zrób to a gwarantuje, że bez zbędnej gadki każdy facet zwariuje na twoim punkcie. Wystarczy, że tego powącha. - mówiła szybko i cicho - Ja uciekam pomachać szpadą. Oby to machanie skończyło się podobnie do tego sprzed paru dni. - ledwo skończyła a zatopiła swoje wargi w ustach stojacej na wprost koleżanki. Był to zaskakujący jednak bardzo namiętny mimo swej ulotności pocałunek. Widocznie cała ta otoczka mocno oddziaływała na Versane, która zdecydowała się na tak spontaniczne zagranie.

- Lećmy. Nie ma czasu. - dodała tylko spoglądając to na zaskoczoną Łasicę to
na drzwi za nią.

- O! Udało ci się z nią?! - Łasica zrobiła wielkie oczy słysząc tą dobrą wiadomość. - To wspaniale! Gratulacje! Ojej to będzie figlować? Ale wam zazdroszczę! Bardzo apetyczna ta twoja wiewióreczka, mam nadzieję, że nie będziesz jej chować tylko dla siebie. W końcu jako wielka pani możesz chyba sobie pozwolić na figle z dwiema służącymi prawda? - łotrzyca przebrana za pokojówkę van Hansenów nie mogła się powstrzymać by szybko nie skomentować tych dobrych wieści. Też spojrzała na zamknięte drzwi ale jakoś nic nie było słychać.

- Dobrze, doleję tego do wina. Jak wrócimy do pokoju wyproś albo wyjdź na chwilę z tą śliczną wiewióreczką. A ja doprawię trunek. Ale poczekajcie na mnie, wrócę razem z wami. Bo nie wiem czy mnie moja pani nie pośle do wszystkich diabłów jak zrobię swoję to potem mogę nie mieć już okazji. Aha, no i ochuj i achuj tam na służbę to może panienka raczy mnie zostawić bym wam usługiwała. - dokończyła szybko swoją myśl puszczając przyjaciółkę i poprawiając jeszcze swój i jej wygląd ale już ruszyła w stronę drzwi na korytarz by wrócić do pozostawionej w pokoju służki van Drasenów.

- Tylko ty również nie zapomnij wypić swojej dawki. - szepnęła ówcześnie rozglądając się się dookoła czy aby na pewno nikt nie usłyszy jej słów - Zabawimy się wtedy razem. - szeroki i diabelski uśmieszek zawitał na twarzyczce czarnowłosej wdowy.

Gdy weszły do pokoju zastały posłusznie czekającą Brene. Widząc swoją panią w asyście służącej panny Froyi rozpromieniała szczerym uśmiechem.

- Już jestem. Możemy zatem ruszać. - rzekła w pierwszych słowach widząc radosna twarzyczkę swoje pracownicy.

- A ty. - zwróciła się nagle do swojej koleżanki ze zboru - Zabierz wino i dobrze zaklucz drzwi. Nie chcemy tu nieproszonych gości. - mówiła takim tonem jak to zwykle mówiły szlachcianki do swoich służących, których imion nie zawsze pamiętali.

- Chodź Breno. - ponownie wróciła do swojej przyszłej nałożnicy uśmiechając się znacznie milej - Poczekamy po drugiej stronie drzwi.

- Dobrze proszę pani. - najpierw odpowiedziała tak Łasica gdy gość jej pani kazała jej zająć się napitkami i pokojem a potem Brena gdy ta kazała jej wyjść z pokoju. We dwie chwilę czekały na korytarzu aż tutejsza służka zajmie się wszystkim. Trochę się mogło dłużyć jak Łasica powinna przeszukać swoimi złodziejskimi rączkami ubranie koleżanki i doprawić trunki. Ale zaraz się pokazała z tacą, pogodnym uśmiechem i zamknęła za sobą drzwi.

- Już jestem. Przepraszam, że musiały panie na mnie czekać. Mam nadzieję wam to jakoś wynagrodzić. Polecam grzańca, jest w sam raz na taki mróz. - wzrokiem spojrzała na niewielki gliniany dzbanek o grubych ściankach co pozwalał dłużej zachować chłód lub ciepło zawartości. Poza tym na tacy był jeszcze zestaw pustych kubków i dwie butelki wina więc była dość pełna ale Łasica lawirowała z nią z gracją zawodowej kelnerki. Poprosiła by iść za nią i niczym przewodniczka po tej rezydencji poprowadziła ich z powrotem do zaśnieżonego ogrodu. Tam już widać było, że Froya zaczęła rozgrzewkę ale widząc swojego gościa przerwała te zajęcia by ich ponownie przywitać.

- A już, jesteś. - powiedziała uśmiechając się lekko. Policzki miała zaróżowione albo od tego mrozu albo od ćwiczeń. I wyglądała jak okaz zdrowia, młoda kobieta pełna sił witalnych i w kwiecie wieku. Tylko te spodnie i ćwiczebny oręż trochę psuł wizerunek typowej młodej damy z dobrego domu.

- Zaczęliśmy rozgrzewkę. Jesteś gotowa dołączyć? - Max również się przywitał zapraszając nową partnerkę do tych wspólnych ćwiczeń. Brena trzymała się nieco z tyłu nie chcąc wyżej od siebie urodzonym przeszkadzać w rozmowie a Łasica postawiła tacę na niewielkim stoliku i jak na dobrą służbę przystało stanęła obok gotowa na dalsze polecenia. Znów świetnie dbała o pozory i niczym nie zdradzała się, że coś je z gościem łączy.

- Zwarta i gotowa. Melduję się na rozkaz. - w nieco żartobliwym tonie oznajmiła swoje przygotowanie - Słowem wstępu chcę jednak pochwalić twoją służbę Froyo. Wyjątkowo urodziwa i uprzejma pannica mi się trafiła. - uśmiechnęła się uprzejmie - Ale dość już tych pochwał. - skróciła nagle - Zaczniemy więc od jakiś kilku ćwiczeń czy sprawdzimy się przy wspólnym sparingu? - zapytała dostojnie jak przystało na gościa - Może zawalczymy o coś? - zapytała uśmiechając się delikatnie - Nada to ciekawego kolorytu naszej potyczce. Nie sądzisz? - rzuciła zaczepnie z wyzywającym uśmiechem na twarzy - Co powiesz na taki układ. Gdy wygram użyczysz mi tej o to służki na jeden dzień aby udzieliła niezbędnych rad mej początkującej pracownicy. Zaś gdy przegram dasz mi porządną lekcję jak powinno machać się szabelką. - obie opcje niosły ze sobą jako taką korzyść dla Versany. Nie miała jednak zamiaru zdradzać swych pobudek gospodyni. Patrzyła tylko z wyzywającym uśmieszkiem na stojącą naprzeciw przyszła przeciwniczkę tych praktycznych potyczek.

- A i jeszcze jedno. - dorzucila krażac ramionami w formie rozgrzewki - pozwól by ta oto granatowo włosa pannica. - spojrzała wpier na Froye później zaś na Łasice - Usługiwała nam dzisiaj. wyjątkowo przypadła mi do gustu.

Froya wyglądała na zdziwioną tymi pochlebstwami pod adresem swojej pracownicy. Spojrzała na nią jakby widziała ją po raz pierwszy. Tak jak to zwykle wysoce urodzeni mieli podejście w stosunku do służby gdy zauważali ich dopiero jak coś było innego niż zazwyczaj. Obrzuciła tak tą sylwetkę od długiej spódnicy do samego śniegu po kok z upiętych granatowych włosów. W końcu nie miała chyba ochoty się targować o taki detal.

- Dobrze, skoro tak przypadła ci do gustu niech zostanie. - zgodziła się wracając znów do kogoś kto zdawał się bardziej interesować niż jakaś służąca. - A pomysł z zakładem podoba mi się. - podeszła do stołu i dała gest by napełnić jej grzańca. Łasica bez wahania uniosła pokrywkę garnuszka i szybko zaczęła nalewać do kubka parującego napoju. Blondynka w spodniach za to obrzuciła teraz spojrzeniem pokojówkę młodej wdowy też chyba dopiero teraz ją zauważając.

- Ale uczciwiej by chyba było służka za służkę. Kto wygra to na jeden dzień dostaje je obie. - odwróciła się znów do Versany wskazując krótko palcem na jedną i drugą pokojówkę.

- Umowa stoi. - zgodziła się z kontrpropozycją przyszlej sparingpartnerki - Gdzie więc nasz oręż? - stanęla gręcąc głowa jako dalsza część rozgrzewki i patrząc wyzywająco na przeciwniczkę.

W zaśnieżonym ogrodzie van Hansenów atmosfera mimo mrozu była bardzo gorąca. Trening szermierki okazał się bardzo pouczający i zajmujący. Max okazał się prawdziwym mentorem i trenerem, miał autorytet i cierpliwość do swoich uczennic. Pomagał im z rozgrzewką, swoimi uwagami i komentarzami dzięki którym można było zrozumieć co się robiło nie tak i jak to powinno wyglądać. Pokazywał też różne techniki fechtunku.

Froya zaś była mieszaniną pokory i niecierpliwości. Z jednej strony starała się wysłuchać uważnie tego co mówi instruktor, patrzeć jak pokazuje różne techniki a z drugiej każdą przerwę od trzymania broni w dłoni zdawała się traktować jako irytującą konieczność.

Finałem tego treningu był symulowany pojedynek pomiędzy obiema uczennicami Maxa. Już wcześniej Versana mogła zorientować się, że młoda szlachcianka nie jest żadną łamagą w kwestiach broni i pojedynków ale dopiero podczas tego pojedynku mogła to sprawdzić w praktyce.

I panna van Hansen okazała się wymagającym przeciwnikiem. Była szybka, zwinna i atakowała bez pardonu i wahania zdradzając tendencję do agresywnego dążenia do jak najszybszego trafienia i pokonania przeciwnika. Bez wahania celowała w korpus co w razie trafienia godziło dość boleśnie ale tępą, drewnianą bronią nie było to niebezpieczne. Ta agresywna postawa trafiła na zachowawczą defensywę Versany więc obie techniki i przeciwniczki się dość dobrze równoważyły.

I ona i Max byli jednak zaskoczeni gdy w pewnym momencie młodej wdowie udało się wytrącić drewnianą szpadę z dłoni blondynki. Potem jeszcze udała jej się ta sztuczka ze dwa razy. Ale musiała to okupić ciężkimi stratami. Trafiały się dość równomiernie, prawie dosłownie cios za cios. Z początku przewagę uzyskała gospodyni spychając gościa do obrony i zmuszając ją do cągłego cofania się. Dobrze, że miejsce było dobrze wybrane i w pobliżu nie było żadnych drzew i przeszkód. Później jednak na przemian atakowała i cofała się to jedna to druga strona. I dopiero na koniec Versanie wyszła świetna seria wykorzystanych pomyłek przeciwniczki trafiając ją kilka razy z rzędu samej nie dając się trafić. Wreszcie Max ogłosił koniec tego pojedynku.

- Świetnie wam poszło, przyjemnie się z wami współpracowało. - zaczął gdy podszedł do obu zdyszanych i spoconych uczennic odbierając od nich tą ćwiczebną broń. Pozwolił sobie na mentorski komentarz tej walki. Uznał, że są dla siebie idealnymi partnerkami do takiego szkolenia bo są podobnej budowy i mają zbliżone umiejętności. Gdyby różnica w wyszkoleniu była zbyt duża to raczej do szkolenia byłoby korzystniejsze dla tej strony z mniejszym wyszkoleniem ale gdy są równe obie mogą się czegoś nauczyć. No i przy szkoleniu nowicjusza to ten bardziej zaawansowany musi się hamować i nie może rozwinąć skrzydeł. Ale tutaj właśnie widział kolejny powód dla którego tak dobrana para jest dla siebie najlepszym wyjściem.

Ogłosił też swój werdykt. Z początku przewagę zyskała Froya i gdyby wówczas walka się skończyła, zwłaszcza na prawdziwą broń to pewnie wygrałaby walkę. Ale później sytuacja się wyrównała a pod koniec to Versanie udało się zdominować pole walki. Więc ogólnie był raczej remis. Co tylko potwierdzało, że obie mają podobny potencjał w tej dziedzinie szermierki. W liczbie trafień jednak Versana zyskała małą przewagę więc gdyby tak liczyć to ona wygrała tą walkę.

- Do licha. - zgrzana blondynka nieco skrzywiła się słysząc taki werdykt ale jeśli miała jakieś kąśliwe uwagi to zatrzymała je dla siebie. - No dobrze. My van Hansenowie nie rzucamy słów na wiatr. Bardzo ci dziękuję za tą pouczającą lekcję. - szlachcianka zachowała się jak na kogoś z rodziny o rycerskich tradycjach wypadało. Czyli chociaż ta wyrównana przegrana nie była jej na rękę to szanowała siebie, swoją treningową przeciwniczkę, swojego instruktora i własne słowo. Wezwała do siebie Łasicę z tacą by mogły ugasić pragnienie.

- Jutro stawisz się u tej pani. I będziesz na jej służbie przez jeden dzień więc tutaj nie musisz jutro przychodzić. - obwieściła swojej pokojówce o granatowych włosach wskazując na Versanę.

- Dobrze proszę pani, oczywiście proszę pani. - Łasica zachowała pozory pokornej służącej ale w oczach jej koleżanka dostrzegła ledwie skrywaną euforię.

- Gdzie się tego nauczyłaś? - skoro sprawy formalnie miały załatwione to pani przestała zwracać uwagę na swoją służącą i wróciła do swojej rozmówczyni ciekawa skąd wdowa po kupcu umie walczyć jak zawodowy żołnierz.

Versana otarła spocone czoło a następnie siegnęła po puchar z chłodnym winem chcąc nawodnić swój organizm i ugasić pragnienie. Piła łapczywie opróżniając naczynie w mgnieniu oka.

- Wiesz Froyo. - zaczęła łapiąc jeszcze kilka szybkich i głębokich wdechów - Jak jeszcze żył mój mąż to z różnymi ludźmi dobijał targów. Zarówno jako oferent jak i zainteresowany. - rumieńce na jej twarzy dodawały jej tylko uroku - Ja zaś starałam się z każdej takiej wizyty czerpać coś dla siebie. Prosiłam więc tych często dość oryginalnych i nie razem orientalnych gości by pokazali mi to i owo. - uśmiechnęła się skromnie - A los chciał, że byli to ludzie i nie tylko najróżniejszej maści. Porywczy kapitanowie, pazerne araby, egzotyczni lustrianie, elokwentne elfy z Ulthuanu czy surowi Kislevczycy. Ja zaś byłam tylko i wyłącznie pokorna uczennica. - dodała na koniec - U ciebie zaś ta pasja długo trwa? Od kiedy trenujesz i pasjonujesz się orężem? Jak duża kolekcję posiadasz? - dopiero po czasie zdała sobie sprawę iż zasypała swoją niedawną przeciwniczkę seria pytań.

- To musieliście mieć częstych gości. - zauważyłą blondynka też kończąc swój trunek i odstawiając pusty już kubek na tacę. Versanie trudno było zinterpretować tak krótką i enigmatyczną odpowiedź. Ale nie drążyła dalej tego tematu.

- A ja jak widzisz troszkę ćwiczę w wolnym czasie. - wskazała na Maxa i trzymane przez niego ćwiczebne egzemplarze broni pozwalając sobie na swobodny ton i uśmieszek świadczący, że chyba ćwiczy regularnie i z pełnym zaangażowaniem.

- To nasza tradycja van Hansenów. Szkoda, że tak wielu teraz zapomina o swoich rycerskich korzeniach i obowiązkach. Coraz częściej szlachetni panowie wynajmują najemne żołdactwo zamiast osobiście stawać w polu. - przybrała podobny ton jak parę dni temu gdy ją wdowa spotkała z Madeleine przy Placu Targowym gdy ubolewała nad tym upadkiem obyczajów wśród własnego stanu. A takie były przecież tradycje by szlachetny pan przywdział zbroję i z kopią na swoim rumaku ruszył na wroga w obronie swoich ziem i ludu.

- Dziękuję Max, byłeś niezastąpiony jak zawsze. Mam nadzieję, że za tydzień znów się spotkamy. - panienka van Hansen podziękowała instruktorowi za ten trening na co ten skłonił się, pożegnał z pięknymi paniami po czym ruszył przez zaśnieżony ogród. Gospodyni również ruszyła w stronę domu a ich służące szły kilka kroków za nimi.

- Więc może i my powtórzymy nasze spotkanie w przyszłym tygodniu? - zaproponowała nieśmiało nie chcąc ujść za źle wychowaną - W końcu muszę dać ci możliwość odegrania się. - nie darowała sobie jednak tej wyzywającej uszczypliwości, która mimo wszystko była wciąż w granicach dobrego smaku.

- W przyszłym tygodniu? - młoda dama zastanawiała się chwilę gdy już podchodziły pod tylne wejście do rezydencji. - A możesz mi powiedzieć do czego piłaś przy sklepie z tą plażą i resztą? - zanim odpowiedziała zapytała o rozmowę sprzed paru dni.

- Mogę. - odpowiedziała bez zastanowienia - To jednak rozmowa w cztery oczy. Dlatego też ostatnio kiedy byłaś w towarzystwie swojej przyjaciółki zdecydowałam się mówić szyfrem. - wyjaśniła pokrótce motywy swojego działania - Jak podobały ci się ostatnie walki na arenie? Długo już tam jeździsz? - spytała bez pardonu nieco przyciszonym tonem. Ściany w takich rezydencjach lubiły mieć nie tylko uszy ale i oczy. Mocno trzeba było się nadwyrężać czasami by móc choć przez chwile dyskretnie porozmawiać.

- A wpadam tam od czasu do czasu. Wreszcie jakaś emocjonująca rozrywka w sam raz dla mnie. - Froya przyznała bez większych skrupułów do swoich eskapad gdy wchodziły do przyjemnie ogrzanego wnętrza domu. Gospodyni pewnie szła ze swoją rozmówczynią korytarzami rezydencji.

- Ufam, że jak też tam jeździsz to nie będziesz o tym paplać jak jakaś przekupka. To rozrywka dla ludzi na odpowiednim poziomie a nie dla brudnej tłuszczy. - powiedziała zerkając w bok na idącą obok by dać jej do zrozumienia czego od niej oczekuje. Parę kroków za nimi nadal szły obie służące.

- Oczywiście. Z resztą to jedna z podstawowych zasad tego towarzystwa. - uśmiechnęła się szeroko - Choć zdarzyło mi się tam spotkać kilku kocmołuchów. - mówiła z niesmakiem - No cóż. Raz na rok to i kura jajko zniesie. - rzuciła wzruszając ramionami - Jak ci podobała się więc finałowa walka?

- Tych debiutantów? - brwi blondynki uniosły się nieco w pytającym grymasie czy mówią o tym samym. - Ekscytująca. Chociaż ja stawiałam na kobietę. Cóż za pasja! Oszałamiające. No ale cóż, trafiła na silniejszego od siebie. Szkoda. - podeszły już pod front domu i zbliżały się do wyjścia głównego. Panna van Hansen rzeczywiście wydawała się żałować przegranej Normy.

- Ja od początku wierzyłam i stawiałam na Kornasa. - przyznała otwarcie - Wyobraź sobie jednak, że zaproponowałam Theonowi aby następnym razem aktualni przeciwnicy stanęli ramię w ramię naprzeciw dwóch innych uczestników. - uśmiechnęła się mówiąc z wyraźnym zaangażowaniem - Czy to nie ekscytujące?

- Duety? Ciekawe. Dawno nie było. Ciekawe kogo by wystawili przeciwko nim. - Froya zatrzymała się przed głównym wejściem rozmawiając ze swoim gościem. Dwie służki jak ich cienie grzecznie zatrzymały się również kilka kroków dalej by nie przeszkadzać im w rozmowie.

- Znasz tego Kornasa? - zaciekawiła się gospodyni zerkając na czarnowłosą wdowę. Temat walki wydawał się ją interesować całkiem mocno.

- Znam, znam. - przytaknęła kiwając delikatnie głowa w górę i w dół - Czemu pytasz?

- Z ciekawości. Pierwszy raz występował to mnie ciekawi skąd go znasz. - młoda szlachcianka odparła całkiem naturalnie. Spojrzała w kierunku Łasicy. - Idź powiedz stangretowi by podjechał pod główne wejście. Trzeba odwieźć gości do domu. - poleciła jej stanowczym głosem.

- Dobrze proszę pani. - jej pokojówka grzecznie skinęła głową i ruszyłą gdzieś korytarzem by wypełnić to polecenie.

- Mnie bardziej interesuje ta toporniczka. Ciekawe czy naprawdę jest z Norsci czy tylko takie gadanie. Wydawała mi się autentyczna. - skoro jeszcze miały chwilę czasu to blondynka wróciła do rozważań o obu debiutantach z ostatniej walki.

- Starałam się z nią zamienić parę zdań. - miała wrażenie, że tu również zaskoczy arystokratkę - Niestety nie mówi po naszemu. Z bliska wygląda imponująco i seksownie zarazem. - uśmiechnęła się spoglądając wymownie na rozmówczynie - Skoro jednak już jesteśmy przy rozmowie o kobiecych wdziękach. - spojrzała na chwilę na Łasicę - Co mi o niej powiesz? W każdej sferze tak biegle włada językiem? Nago wygląda równie interesująco co w ubraniu? - nie ukrywała nawet na chwile dwuznaczności swojej wypowiedzi uśmiechając się diabelski.

- Czyżbyś gustowała w kobietach Versano? - brew blondynki nieco uniosła się do góry w nieco ironicznym grymasie. Spojrzała jednak w ślad za znikającą za jakimiś drzwiami służącą o granatowych włosach. - Jak chcesz ją zobaczyć nago to jutro powinnaś mieć wystarczająco wiele okazji. Tak samo jak jej zdolności językowe. - dodała tym samym ironicznym tonem. Nie wydawała się jednak skora do drążenia tematu.

- A ta Norma nie mówi po naszemu? Ciekawe. Czyżby prawdziwa Norsmanka? Następnym razem spróbuję z nią zamienić ze dwa słowa. - wróciła znowu do wojowniczki z dwoma toporami. - Chętnie bym ją poznała bliżej. - pokiwała głową w zamyśleniu patrząc na zaśnieżony świat za oknem.

- Powiedzmy, że jestem wrażliwa na piękno mimo tego iż na pierwszy rzut oka może wydawać się inaczej. - odpowiedziała na pytanie blond arystokratki a propos preferencji seksualnych - Ty z resztą także jesteś wyjątkowo urodziwą kobietą przyciągającą nie tylko męskie spojrzenia. - uśmiechnęła się ciepło obrzucając Froyę spojrzeniem od góry do dołu nie ukrywając również swojego zainteresowania - Jak zaś z twoimi upodobaniami. Piękną, młoda i majętna. Odpowiedź sama się pcha na język. - spojrzała nagle w dość wymowny sposób prosto w oczy młodej damulki przygryzając dolną wargę- Jeżeli zaś chodzi o wojowniczkę to Kislevitka z niej chyba jakaś. - podrapała się po głowie zgrywając taką która do końca sama nie wie - W każdym razie po takowemu mówi. W sumie to dusze również wydaje się, że ma nieokiełznaną. - zaśmiała się w głos - W każdym razie mi również wpadła w oko. - poczochrała się delikatnie po głowie rumieniąc - A co do tej służki. Sprawdziłaś ją sama?

Panna van Hansen lekko zmarszczyła brwi słysząc takie pytania i odpowiedzi. Wróciła spojrzeniem do czarnowłosej wdowy i pokręciła swoją jasną głową. - Chyba Stangred już podjechał. - powiedziała słysząc stukot kopyt na ubitym śniegu jaki dochodził zza drzwi. Przez okna też widać było powóz jaki zatrzymał się przed głównym wejściem.

- Bardzo ci dziękuję za tą cenną lekcję. Myślę, że jeśli byś znalazła czas za tydzień mogłybyśmy to powtórzyć. - powiedziała żegnając się ze swoim gościem i nie odpowiadając na pytania które pewnie uznała za zbyt niestosowne.

- Cała przyjemność po mojej stronie. - wykonała delikatny ukłon żegnając się z gospodynią - Z przyjemnością zjawię się u ciebie ponownie za tydzień. Zastanów się tylko o co wtedy zawalczymy. - uśmiechnęła się chytrze niczym lisica - Żegnaj Froyo.*




---

Mecha 35

Versana; walka treningowa; WW 45+10=55: Kostnica 39 > remis

Froya; walka treningowa; WW 45+15=60: Kostnica 40 > ma.suk

Versana; walka treningowa; WW 45+10=55: Kostnica 6 > śr.suk

Froya; walka treningowa; WW 45+15=60: Kostnica 5 > śr.suk

Versana; walka treningowa; WW 45+10=55: Kostnica 9 > śr.suk

Froya; walka treningowa; WW 45+15=60: Kostnica 43 > ma.suk
 
Pieczar jest offline  
Stary 18-12-2020, 20:32   #139
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
2519.I.22; Konigtag; Wizyta u Rabi

Sterben dokonał oględzin ran Rabi i stwierdził, że goją się dobrze. Nie widział już za bardzo tutaj swojej pracy. Organizm dziewczyny powinien już sam dać sobie radę.
- Jak do tego doszło? - zapytał dotykając skóry tuż przy zasklepiającej się jednej z ran tuż przed założeniem świeżego opatrunku.

- Nie wiem. Ktoś zaszedł mnie od tyłu. Słyszałam kroki na śniegu ale myślałam, że to zwykły przechodzień. Myślałam, że mnie minie i pójdzie dalej więc dalej szłam. A on mnie uderzył w plecy. Upadłam. A potem zaczął mnie okładać, próbowałam się zasłaniać i krzyczeć… Dalej nie pamiętam co się stało. - osłabiona ranami dziewczyna mówiła cicho z łóżka swoich sąsiadów. Wciąż była słaba więc i głos miała słaby. A ten straszny atak który prawie ją zabił musiało jej ciężko wracać do tamtych chwil. Prawie się rozpłakała nad własnym nieszczęściem na sam koniec, broda zaczęła jej drżeć więc przysłoniła usta dłonią aby się bardziej opanować.

Sebastian westchnął. Starał się przybrać spokojny i monotonny głos.
- Skup się. Przypomnij sobie co możesz. To co się wydarzyło prawdopodobnie się powtórzy. Tobie albo komuś z twoich znajomych. Czy słyszałaś coś charakterystycznego albo czułaś jakiś dziwny zapach?

- Słyszałam jak szedł ale zmęczona byłam to nawet się nie odwróciłam. Myślałam, że mnie minie jak każdy. - dziewczyna próbowała się wziąć w garść i sięgnęła po kubek na szafce nocnej. Upiła z niego łyk ale dalej trzymała go w dłoniach wpatrując się w niego.

- Śmierdział. Jak jakieś bagna albo kanały. Ale to poczułam dopiero jak mnie już powalił. - powiedziała krzywiąc nos i machając dłonią jakby chciała odpędzić tamten zapamiętany smród.

- Skąd wracałaś i dokąd wtedy szłaś?

- Wracałam od koleżanki. Nocowałam u niej. Ale nad ranem się obudziłyśmy i chciałam wrócić do siebie. Już prawie wróciłam. Jeszcze kawałek i bym była u siebie. - powiedziała z żalem, że tak niewiele brakowało aby schroniła się w swoim domu.

- Widziałas się z kims wczesniej?

- Nie. Było wcześnie rano, jeszcze ciemno było. Wyszłam od koleżanki i wracałam do siebie. Z nikim się po drodze nie widziałam. - pokręciła głową powtarzając, że była sama i o tak wczesnej porze to nie była z nikim, nigdzie umówiona.

- Stało się coś, że cię zostawił żywą? Ktoś go odgonił albo przestraszył?

- Nie wiem. Nie pamiętam. Zostawił mnie, a potem chyba ktoś mnie znalazł. Nie pamiętam już. - poraniona dziewczyna pokręciła bezradnie głową przyznając się do swojej niemocy w tamtym momencie.

- Rozumiem. - Sterben pokiwał głową i skończył zakładanie świeżych opatrunków. Dziewczyna była bezużyteczna. Gdyby nie Klaudia to żałowałby, że poświęcił dla niej swój czas. Pożegnał się i wyszedł.

Stojąc na śniegu myślał co teraz powinien zrobić. Po chwili zastanowienia postanowił zostawić wiadomość Karlikowi. Będzie go potrzebował do do znalezienia Axela Eriksena.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
Stary 19-12-2020, 16:04   #140
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Konistag; kamienica van Drasenów; południe


Versana i Brena


Była obolała i czuła zakwasy na każdym mięśniu. Również na tych o których istnieniu nie miała pojęcia. Gorąca kąpiel z aromatycznymi olejkami i masaż w wykonaniu Breny należał się jej jak psu buda. W sumie to myśl o tej tak przyziemnej przyjemności przyćmiewała radość z jej niewątpliwego sukcesu jaki odniosła zarówno w potyczce z Froyą jak i zadaniu, które zlecił jej Starszy polegającemu na zbliżaniu się do oby młodych i atrakcyjnych arystokratek.

Z rozpracowywaniem Kamili nie miała problemu. Początkująca artystka jadła jej z ręki i darzyła szczerą sympatią mimo ryz, których chcąc nie chcąc powinna się trzymać. Zupełnie inaczej sprawa wyglądała w przypadku buńczucznej i odbiegającej od schematów Froyi, która delikatnie mówiąc nie przepadała za Versana patrząc na nią z góry jak to miały w zwyczaju panny z dobrych domów. Mimo wszystko sprytnej kultystce udało się ją jakoś podejść, nawiązując dialog na wspólnej płaszczyźnie, która swoją drogą była mocno nie wpasowywująca się w ramy szlachetnie urodzonej damy.

- Kornas! - pomyślała podając dłoń woźnicy, który pomagał wysiąść jej z karety - Ciekawe co udało mu się wyniuchnać. - miała szczera nadzieje spotkać go i porozmawiać jeszcze przed kąpielą.

W domu jak zwykle było ciepło a w powietrzu unosił się przyjemny zapach gretowych wypieków i palonego drwa kominkowego. Sama gosposia zaś przyłapana w trakcie przygotowywania obiadu w skład, którego wchodził dziś pieczony sandacz z warzywami przywitała przybyłych serdecznym uśmiechem i dzbankiem gorącego kompotu z suszonych jesienią owoców. Ver chętnie go wypiła, gdyż mimo luksusu, który spływał po powozie van Hansenów w środku straszyło raczej chłodem.

- Breno. Przygotuj mi kąpiel proszę. - rzuciła do rudzinki rozglądała się jednak za eunuchem.

- Kornas jest w domu? - zapytała nianie wyciągając rękę z kubkiem prosząc tym samym o dolewkę rozgrzewającego trunku.

- Nie, jeszcze nie wrócił. Jak wizyta u państwa van Hansenów? Udała się? - Greta przywitała chlebodawczynię z ciepłym uśmiechem i widząc jej pragnienie uzupełniła jej kubek jesiennym kompotem jaki jej tak posmakował. A chwilę wcześniej Brena skinęła główką i zniknęła na korytarzu aby nanieść i ogrzać wody w balii na kąpiel dla swojej pani.

- Zdecydowanie. - odparła nieco wyprężając pierś - Panienka Froya to bardzo utalentowana młoda dama. Na szczęście jednak dla mnie moje doświadczenie wygrało tym razem. - uśmiechnęła się dumnie - Teraz jedna zasłużona kąpiel. Moje ciało tego potrzebuje. Widzimy się przy obiedzie. - rzekła po czym kiwnęła głową i ciężkim jak na siebie krokiem udała się na górę gdzie Brena była w trakcie przyszykowywania mi kąpieli.

- Wejdziesz dziś ze mną do wanny i wymasujesz moje ciało. - odparła widząc swą uczennice - Muszę być w formie a póki co każdy kawałek mojego ciała jęczy z przemęczenia i domaga się relaksu.

Greta wydawała się poruszona, że jej pani została zaproszona do tak znamienitych państwa a do tego wróciła wspominając tą wizytę tak miło. Ale nie zatrzymywała jej dłużej widząc, że musiała to być nieco męcząca wizyta. Po chwili czarnowłosa znalazła się w toalecie gdzie zastała swoją pokojówkę jaka jeszcze kończyła wlewanie gorącej wody do balii. Przestała widząc, że weszła jej pani i wysłuchała jakie ma dla niej polecenia.

- Dobrze proszę pani, zaraz wszystko będzie gotowe. - Brena skinęła głową wskazując na już prawie pełną gorącej wody balię. Zdążyła się lekko zdyszeć od dźwigania tych wiader z wodą ale mimo to wydawała się podekscytowana tym zaproszeniem do kąpieli. Wkrótce rzeczywiście wszystko było gotowe i tak pani jak i jej pokojówka wylądowały w tej balii. Gorąca woda rzeczywiście było dokładnie tym czego potrzebowało zgrzane wysiłkiem ciało.

Widząc ekscytację służki sama wprawiła się w dobry nastrój. Egzotyczne aromaty olejków przyjemnie pieściły śluzówkę nosa pozwalając choć na moment zapomnieć o tej niesprzyjającej aurze na zewnątrz.

- Zacznij od karku. - przerwała w końcu panującą w izbie ciszę - Później zaś zejdź niżej. - dodała delikatnie muskając palcami u stóp po młodziutkiej łydce swojej służącej.

- Dobrze. - Brema skinęła zgodnie głową i na kolanach przesunęła się tak by się znaleźć za plecami Versany. Tam spoczęła i po chwili czarnowłosa mogła poczuć jak mokra szmatka kierowana sprawną dłonią pokojówki zmywa z niej jej wysiłek. Z karku a potem z barków i ramion. Cichy plusk wody wydawał się dodatkowo koić i uspokajać. Ale w powietrzu, gdzieś pomiędzy przyjemnymi zapachami olejków i pachnideł dało się też wyczuć elektryzującą aurę ekscytacji. Mokre dłonie jednej nagiej i mokrej kobiety przesuwały się po mokrych plecach drugiej mokrej kobiety.

Dotyk innej kobiety nie był dla Versany niczym nowym. To było jednak co innego. Sam fakt wtajemniczania w niuansy figli między kobietami niedoświadczonej trzpiotki dodawał temu wszystkiemu wyjątkowy smaczek przenosząc to na zupełnie inny wymiar. Wdowa cichutko mruczała i wzdychała czując na ciele delikatne i drżące dłonie swojej służki, która mimo swojego niedoświadczenia sumiennie przykładała się do powierzonego jej zadania. Z reszta Brenie również musiało się to podobać, ponieważ w momencie w którym ciemnowłosa kultystka postanowiła zwrócić się do niej frontem dostrzegła stojące sutki na jej kształtnych i jędrnych piersiach.

- Mówiłam wszędzie. - szepnęła rozkosznie siadając na krawędzi bali i wyciągając stopę z parującej wody.

- Dobrze. - Brena uśmiechnęła się nieśmiało znów się przy tym rumieniąc. Spojrzała z dołu na swoją panią jaka teraz zajęła wyższą od niej pozycję po czym ujęła wyciągniętą łydkę i zaczęła przemywać jej stopę, kostkę i łydkę.

- O… I w tym śnie to trochę było podobnie… Z panienką Kamilą… Mam pokazać? - zapytała cicho podnosząc głowę na twarz kupieckiej wdowy.

- Na to właśnie liczyłam. - uśmiechnęła się spoglądając nieco z gory na swoja pracownicę.

- Dobrze. - rudzielec uśmiechnęła się z ulgą widząc i czując przyzwolenie i zachęte od swojej pani i już śmielej zaczęła sobie poczynać. Pocałowała trzymaną łydkę przy samym dole, podobnie jak wcześniej w powozie van Hansenów gdy wiózł je na wizytę. Tylko wtedy na tym się skończyło a teraz dopiero się zaczynało. Za pierwszym pocałunkiem poszedł kolejny i jeszcze jeden. Służka stopniowo przesuwała się z pieszczotami w stronę kolana. A gdy tam dotarła delikatnie opuściła nogę swojej pani i podobnie zajęła się jej drugą nogą. Zabawa wydawała się jej sprawiać przyjemność i nie wyglądała jakby zmuszała się do takiego rodzaju posługi dla swojej pani. Zaczęła całować jej uda sunąc po nich dłońmi aż dotarła mniej więcej do połowy. Spojrzała na ich zwieńczenie i królujący tam wizerunek na w pół rozwiniętego węża.

- I dalej to nie bardzo pamiętam co było dalej… - przyznała z zakłopotaniem podnosząc twarzyczkę na górującą nad nią wdowę. Ta z bliska mogła dostrzec na twarzy pokojówki to zmieszanie ale doprawione solidną dawką ekscytacji ze smakowania nieznanego dotąd owocu. Ale wciąż brakowało jej śmiałości i doświadczenia jakie cechowała się większość kochanek jej pani z jakimi ta miała ostatnio przyjemność znaleźć się w podobnej sytuacji.

- Nic nie mów. Całuj. - rozpływająca się w rozkoszy wdowa chwyciła za głowę klęczącej przed nią małolaty i przycisnęła ją nieco do swojego już teraz bardzo mokrego łona.

Chociaż w pierwszej chwili rudzielec wydawała się zagubiona to dość szybko dała się ponieść atmosferze i wskazówkom swojej pani. Z góry Versana widziała głównie jej rozrzucone ciemnorude włosy na swoich udach i biodrach. A pomiędzy nimi czuła jej usta i język. Może nie radziła sobie tak śmiało jak kochanki z większym doświadczeniem ale zdradzała wszelkie oznaki podniecenia i satysfakcji. Co jakiś czas unosiła twarzyczkę by spojrzeć w oczy swojej pani. Wreszcie na tym kancie balii zrobiło się zdecydowanie niewygodnie dla nich obu więc przeniosły się do samej wanny. A zachęcona słowami i reakcją Versany pokojówka pozwoliła sobie zbadać także jej ciało powyżej pasa. Napędzana ekscytacją i gorączką podniecenia nie miała też nic przeciwko by to pani van Drasen zbadała jej młode i jędrne ciało.

Była delikatna niczym jedwab i sprężysta jak cięciwa. Sutki stwardniały jej tak bardzo, że mogłabym rysować nimi po szkle. Niosła je jakaś pozaziemska moc, w objęcia której wpadły obie. Namiętne pocałunki, czuły dotyk, który z czasem stawał się gwałtowny i energiczny dawały większą przyjemność niż solidna dawka opium. Rozpływały się obie tylko po to by po chwili razem spleść i stworzyć całość. W środku początkująca kochanka hyła tak samo mokra i gorąca jak na zewnątrz. Palce Versany śmiało badały każdy jej zakamarek bez opamiętania i zawstydzenia. Druga ręka kultystka spoczęła jednak na słodkich ustach młodszej nałożnicy gdyż w napływie ekstazy ta całkowicie bez opanowania potrafiła czasami zajęczeć a to przy pracującej piętro niżej Grecie nie przystało. Obu z nich zresztą zależało na tym aby to do czego dochodzi w tym pokoju nie ujrzało światła dziennego. Dyskrecja. Tak brzmiała pierwsza zasada, którą Versana nauczyła swoją piegowatą uczennice. Teraz jednak to nie był czas by myśleć o zawiłościach życia arystokracji. Liczyła się namiętność i pożądanie a te właśnie obie cechy bez trudu szło odczytać z twarzy i oczu obu kobiet. Gęsia skórka i dreszcze na przemian nachodziły obie z nich. Żadna jednak nie zamierzała poprzestać. Przyjemność jaką niosła ze sobą ta sytuacja uzależniała bardziej niż narkotyk i smakowała zdecydowanie lepiej.

- Starczy. - wyszeptała do zarumienionej Breny - To jednak nie ostatni raz kiedy cię tu goszczę. - dodała luzując splot ramion i stając nagusienka jak ja bogowie stworzyli - Pół dnia przede mna a tyle jeszcze mam do zrobienia. - kontynuowała - Powiedz mi tylko jedno. Jak brzmi pierwsza zasada, o której ci wspominałam na początku nauczania? - pytający spojrzeniem niemal ma wskroś przeszyła zanuzona w wodzie do wysokości sutków Brenę.

- Pierwsza zasada? - młoda, mokra i jeszcze łapiąca oddech pokojówka zamrugała oczami powtarzając pytanie. Umysł potrzebował chwili aby zrozumieć o co się go pyta. Mokry rudzielec zmarszczyła brwi i spojrzała gdzieś w bok poza balię starając sobie przypomnieć o co może chodzić jej pani. Wreszcie wciąż siedząc w balii tuż przed stojącą przed nią kobietą podniosła głowę do góry by spojrzeć na jej twarz.

- Dyskrecja? - zapytała niepewnie czy o to właśnie chodziło.

- To pytanie czy odpowiedź? - spojrzała nieco pochmurnie mimo rozkoszy, która jeszcze czasami wzdrygała jej ciałem - Oczekuje nie tylko, że będziesz wiedzieć ale się przede wszystkim do tego stosować. - odparła wciąż srogo patrząc na roztargnioną służkę.

- O ile węch mnie nie myli to czeka już na nas obiad. - zauważyła pociągając nosem - Chodźmy czym prędzej zjeść, bo czeka nas dzisiaj jeszcze jedna przejażdżka. - dodała po czym zaczęła wycierać swoje mokre i ponętne ciało.

---


Konistag; kamienica Grubsonów; zmierzch


Versana, Brena i Grubsonowie


- Choć, choć. - poganiała swoją służkę w drodze do kamienicy Grubsona. Musiały niestety iść pieszo gdyż Malcolm o tej porze był w domu a Ver nie miała jak po niego posłać Kornasa, który jeszcze nie wrócił z karczemnej eskapady.

- Pamiętasz co ostatnio ci mówiłam apropos wizyty u krawca? - zachichotała chytrze - Bądź dziś wzorową służką. Spoglądaj jednak bardzo ochoczo na Huberta. Zależy mi by wyciągnąć go z jego biura abym mogła tam trochę się rozejrzeć. - szły obok mijając kolejne kamienice - Liczę na twój spryt i wdzięk. Chyba wiesz co mam na myśli. - spojrzała podstępnie uśmiechając się ironicznie.

Na ulicach robiła się wieczorna szarówka. Już było bardziej ciemno niż jasno ale życie w domach i ulicach wciąż tętniło. Większość jeszcze była pewnie przed kolacją albo się do niej szykowała. Sprzedawcy zamknęli lub zamykali swoje sklepy a i ludzie wylegli na ulice kończąc swój dzień roboczy i wracając do swoich domów. Niedawno spadł śnieg więc w tym siarczystym mrozie oddech zamieniał się w obłoczki pary a w mniej uczęszczanych fragmentach ulic wciąż leżał dziewiczy śnieg.

- Oh… Z nim? - Brena wydawała się nie być zachwycona takim poleceniem. Gruby kupiec jakoś na ideał kochanka raczej nie wyglądał. Chociaż w pewnych kręgach, zwłaszcza ubogich, duży brzuch oznaczał władzę, bogactwo i powodzenie obiecując syte i dostatnie życie. W czasach gdy głód był częstym gościem wielu domów taki wielki brzuch mógł być traktowany jako atut.

- Wolałabym z panią… Pani jest taka piękna. I dobra. - służąca ośmieliła się wyrazić swój nieśmiały zachwyt. Ot wspólnej kąpieli i zabaw w tej kąpieli wydawała się cała w skowronkach. Teraz jednak nieco zmarkotniała słysząc jakie czeka ją zadanie.

- Już się nie dąsaj. - starała pocieszyć się swoją podopieczną - Wszystko ci wynagrodzę z nawiązką - uśmiechnęła się czule.



- Ale dobrze. Zrobię co będę mogła. - obiecała kiwając głową przykrytą czapką i kapturem dla ochrony przed mrozem. Tak we dwie zawędrowały przez skrzypiący pod butami śnieg do głównych drzwi kamienicy Grubsonów. Czekały chwilę nim ktoś otworzy a otworzyła jakaś kobieta. Pewnie ktoś taki jak Brena czy Greta u van Drasenów. Chociaż pod względem wieku i urody raczej była podobna do tej drugiej. Wysłuchała kim są i zaprowadziła ich do pokoju dziennego. Tego w jakim każdym domu czy mieszkaniu spędzało się czas wspólnie, zwykle przy posiłkach. Tutaj stół był pusty ale była para gospodarzy. Pan domu wyglądał na zirytowanego i obrzucił gości bynajmniej nie ciepłym spojrzeniem. Stał na środku pokoju z rękami założonymi na plecach. Pani Grubson siedziała przy kądzieli i tkała całkiem zgrabny i kolorowy pled albo koc. Widać było, że mimo wieku i tuszy bardziej zbliżonej do jej męża w tych pulchnych palcach ma talent do tkania.

- Może się poznacie. To moja żona, Ana. A to Versana van Drasen, wdowa po Mortezie. - Hubert postarał się przedstawić sobie obie panie.

- A cóż od nas chce wdowa po Mortezie wieczorową porą? - pani Grubson skinęła grzecznie głową ale pytała tak jakby nie przepadała za niezapowiedzianymi wizytami domowymi w kolacyjnej porze.

- Dobre pytanie. Czemu zawdzięczam twoją wizytę? - Hubert zapytał z trudem siląc się na grzeczny ton. Był podminowany i całkiem inaczej niż gdy się spotkali pierwszy raz w jego sklepie parę dni temu.

- Miło mi poznać panią Grubson. - ukłoniła się tak jak wymagały tego dobre maniery - Wiele dobrego o pani słyszałam z ust Huberta. - dodała kontynuując ten niemal arystokratyczny ton.

- Również się cieszę, że cię widzę Hubercie. - zwróciła się do poddenerwowanego gospodarza.

- Wybaczcie to najście wieczorową porą. - mówiła grzecznie nie chcąc jeszcze bardziej wpieniać kolegi po fachu - My jednak wpadłyśmy tylko na chwilkę nie chcąc zbytnio burzyć waszego domowego zacisza. - Ver nie bez przyczyny z przywitania zrobiła niemal mowę wstępną. Przyszła tu w jednym celu. Łasica prosiła ją aby ta dowiedziała się czy Grubsonowie nie posiadają psów, które w razie włamania znacznie mogłyby utrudnić sprawne i szybkie działanie pod osłoną nocy.

- Hubercie ja w sprawie sukni. - przeszła do konkretu - Wiesz może na jakim etapie są prace nad nimi? - zapytała potulnie - Chciałabym bowiem wprowadzić pewne zmiany. O ile to możliwe rzecz jasna.

- Wybaczcie również moją bezpośredniość ale wyczuwam w powietrzu nerwową atmosferę. - podzieliła się z gospodarzami swoją obserwacją marszcząc czoło w zakłopotaniu - Czyżby nasza wizyta była jedyną przyczyną takiego stanu rzeczy?

- Co się stało?! Co się stało?! Ona się pyta co się stało! - podminowany gospodarz wreszcie wybuchnął niczym gejzer złości patrząc na swoją żonę czy ona też to wszystko słyszy. Ale nawet jej nie dał się się wypowiedzieć.

- Okradziono mnie! Obrabowano! Jestem zrujnowany! Pójdę z torbami! A ona się pyta o swoją suknię! - rzeczywiście kupiec wyglądał na zdruzgotanego. Wyrzucił swoje wielkie i pulchne ramiona jakby chciał rwać sobie włosy z głowy. Brena jakby troszeczkę cofnęła się przedy tym wybuchem zerkając ukradkiem na swoją panią. Gospodarz coś kompletnie nie wyglądał w nastroju na amory. Zwłaszcza przy swojej małżonce.

- Hubercie ale to jednak są nasi goście. - małżonka zwróciła mu uwagę na te niestosowne zachowanie. Pomogło na tyle, że zaspany kupiec wyjął chusteczkę i otarł spocone czoło by zyskać chwilę na odzyskanie równowagi.

- Przecież się odkujemy. Jak zawsze. A tych bandytów na pewno złapią. Sam tak mówiłeś. - małżonka mówiła kojącym, łagodnym tonem który rzeczywiście brzmiał uspokajająco. I podziałał nawet na tego rozzłosczonego buhaja.

- Tak, masz rację duszko. - zwrócił rację swojej żonie po czym spojrzał na ich gości. - Przepraszam moja droga, poniosło mnie. To był prawdziwy cios dla mnie. - lekko się skłonił w ramach przeprosin. A nawet się uśmiechnął.

- A tak, duszka ma rację. Złapią ich. Ja mam kontakty! Nie wiedzą z kim zadarli! Złapią ich! I taka podłość! Powinni ich za to batożyć na śmierć! Ręce uciąć! Kołem łamać! Powiesić! Poćwiartować! Na śmierć! - teraz złość zdawała się przechodzić w obietnicę zemsty a ta wydawała się straszna jeśli miałaby być podobna do skali tego gniewu.

- Versana pytała o jakąś suknie Hubercie. - Ana znów pomogła przerwać ten wybuch emocji swojego męża przypominając mu co się dzieje dookoła.

- A tak, suknia… - znów łagodna uwaga żony podziałała jak trzeba. Grubson otarł znów czoło, chyba bardziej z nawyku niż potrzeby i ponownie spojrzał na wdowę po koledze z branży. - To ustalcie z Oksaną. Ona się tym zajmuje. Na pewno uwzględni wszelkie poprawki. Im szybciej się z nią umówicie tym lepiej bo zanim się na poważnie zacznie szycie i krojenie to łatwiej wprowadzić jakieś poprawki. Później jak już jest gotowe to różnie może z tym być. - kupcowi mniej więcej udało się wrócić do podobnego, zawodowego tonu jakim poprzednio rozmawiał w sklepie. Brzmiało rozsądnie, od tego sklepy i magazyny zatrudniały ludzi aby się zajmowali takimi detalami. A co do psów o jakie pytała Łasica to na razie żadnego nie było widać ani słychać.

Ver zrobiła oczy tak wielkiem jakby co najmniej własnego ojca zobaczyła, którego nigdy nie było jej dane poznać. Mimo to tak naprawdę grała zaskoczoną a może i trochę zdziwioną choć złość i nerwy grubego kupca weseliły ją od środka niemal do rozpuchu.

- Aż nie do uwierzenia. - podsumowała cały ten teatrzyk, który przed chwilą odstawił gospodarz - Co prawda Greta wspominała wczoraj, iż zrabowano magazyn jakiegoś znanego kupca. - przyznała zgodnie z prawdą - W życiu bym jednak nie pomyślała, że chodzi o ciebie. Włamali się do kogoś jeszcze? - zapytała zaniepokojona - W każdym razie będę musiała dotrudnić jeszcze jednego stróża. Morterz. Niech mu ziemia lekka będzie. Zawsze powtarzał, że nie ma co oszczędzać na środkach bezpieczeństwa. - kiwała palcem mówiąc niemal jak niania tłumacząca swoim młodym wychowankom coś na przykładzie tego co przeżyła wieki temu - Strasznie mi przykro Hubercie. Dziękuję jednak za przestrogę i ostrzeżenie. - kiwnęła głową w symbolicznym geście zaś jej twarz nieco złagodniała - W każdym razie moje nogi musieli pokierować tu sami bogowie. Wszak przychodzę z dobrą nowiną w ten pochmurny dla was dzień. - promienny uśmiech zawitał na jej twarzy wbrew raczej morowej atmosfery, która panowała w domostwie Grubsona - Pamiętasz może biznes z jakim do ciebie ostatnio przyszłam? - rzuciła zagadkowym spojrzeniem w kierunku pulchnego kontrahenta - Mam dość interesującą informację. W związku z nią chciałabym jednak raz jeszcze przedyskutować z tobą szczegóły naszej współpracy i korzystając z okazji, że tu jestem. Spisać jej warunki odręcznie na papierze z podpisami nas obojga. Chyba sam rozumiesz. Kochajmy się jak bracia, zaś liczmy się jak krasnoludy. - mówiła z nutą ironii w głosie - Z resztą to chyba twoje słowa. Prawda?

- Pamiętam. Ale wybacz kompletnie nie mam teraz do tego głowy. Jakoś w przyszłym tygodniu możemy się umówić. Jak się to wszystko uspokoi. Masz chyba w przyszłym tygodniu odebrać suknie? Może wtedy? - kolega z branży przyznał się z rozbrajającą szczerością do swojej niemocy względem zawierania nowych umów i kontraktów w tej chwili. I wolał to zrobić jak ten stan wzburzenia mu przejdzie.

- Nie będę nalegać chociaż liczyłam, że tak kwestie dopnę na ostatni guzik. - przyznała z żalem w głosie - W mieście najprawdopodobniej powstanie teatr i zgadnij kto będzie zasiadał w jego zarządzie. - żal jednak po chwili zamienił się w dumę - I zgadnij kto mógłby dostać wyłączność na szycie kostiumów, strojów i wszystkich innych elementów niezbędnych w takim przybytku. - mówiła zagadkowo jednak na tyle mało aby każdy mógł się domyśleć o co a raczej o kogo jej chodzi - No ale trudno. Jeżeli nie masz czasu to porozmawiamy o tym innym razem. Chociaż nie ukrywam, że nie zasiadam w radzie sama wiec pewnie nie tylko ja szukam dostawców dóbr wszelakich. - mina szybko jej zrzedła a twarz znów przybrała ponurych barw - Udam się więc do Oksany z prośba o zmodyfikowanie projektu. Dziękujemy wam i przepraszamy raz jeszcze za to niezapowiedziane najście. - odwróciła się w kierunku drzwi - Choć Breno. Pora na nas.

- Chwileczkę, chwileczkę! - może i Hubert był teraz pełen żalu, złości i wściekłości ale nadal miał w sobie żyłkę handlowca. Jak na swoją tuszę całkiem żwawo podszedł do już prawie wychodzącej wdowy.

- Teatr mówisz? U nas w mieście? Skąd o tym wiesz? - zaczął od próby zweryfikowania tej głównej wiadomości. - Szycie kostiumów? Ale my mamy doświadczenie w szyciu kostiumów wszelakich! - gospodarz prawie krzyknął z przejęcia jakby całe życie w jego sklepie szyto tylko i wyłącznie kostiumy dla trup teatralnych.

- Może się umówimy na Wallentag? Porozmawiamy na spokojnie i bez pochopnych decyzji. To trzeba bez pośpiechu, wiele rzeczy trzeba omówić z takim kontraktem to zajmuje dużo czasu by zrobić to porządnie no a dzisiaj już jest dość późno. Wydam też polecenie Oksanie by was potraktowała jako specjalnych klientów. Już jutro możecie do niej iść, załatwię to z samego rana. Ona cuda wyczynia z tymi igłami na pewno sprawi wam co tylko sobie zamówicie. - grubas mówił z pełnym przekonaniem i miał sporo racji. Takie zawieranie umowy pochłaniało sporo czasu i wysiłku jakby zaczęli teraz to mogli skończyć o północy. Mało ludzka pora na załatwianie takich interesów.

- Nie wiem czy mogę ci o tym powiedzieć. - przyznała rozkładając bezradnie ręce - Tajemnica zawodowa. Klauzula poufności i takie tam. Chyba rozumiem. Zresztą… - zadumała chwilkę przykładając wskazujący palec do ust - …nie wie czy teraz w związku z wyjawieniem tobie tej informacji nie potrzebne mi będzie takie oświadczenie od ciebie. Hmmm… - postukała delikatnie palcami u stóp o parkiet - Byłby to dla ciebie problem. Chociaż to pismo mielibyśmy z głowy. - przeszyła spojrzeniem wyraźnie ożywionego kupca.

- Klauzula poufności? - grubas zmarszczył brwi takimi wymaganiami. Ale zastanawiał się tylko chwilę. - Chodźmy może do mojego biura. Jedną kartkę chyba możemy napisać od ręki. - powiedział wskazując na drzwi przy jakich stali ale w innym kierunku niż drzwi wejściowe przez jakie wprowadziła ich stara służąca. - Duszko zaraz wracam. Sama widzisz, sprawy zawodowe. Może się uda odkuć tą stratę. - powiedział odwracając się do swojej żony wciąż siedzącej za kądzielą.

- Widzę. Idź. - Ana odpowiedziała dając mu zezwolenie i nie robiąc jakichś przeszkód. Więc we trójkę poszli korytarzem na schody prowadzące na piętro a tam do drzwi jakie nie wyróżniały się od innych. Chwilę trwało nim gospodarz zapalił lampę i zrobiło się jaśniej. A wówczas okazało się, że to biuro właśnie. Potężne i bogato zdobione biurko było istnym dziełem sztuki. A wystrój tego gabinetu był całkiem gustowny. Skrzyżowanie użyteczności służbowego biura do załatwiania interesów i całkiem wygodnego gabinetu w jakim nie było wstyd przyjmować nawet bardzo znamienitych gości. Znacznie bogaciej niż w biurach z magazynu czy sklepu. Tamte przy tym wydawały się bardzo ubogimi krewnymi.

- Już zaraz, tylko wezmę kartkę i pióro… Usiądź sobie. - grubas krzątał się po swojej stronie biurka sięgając po papier i coś do pisania. Po chwili był już gotowy do sprokurowania tego dokumentu.

- To co to właściwie ma być za klauzula? Czego ma dotyczyć? - zapytał rzeczowo by wiedzieć czym ma zapełnić kartkę.

- No między innymi tego iż wszelakie sprawy związane z powstającym teatrem zarówno przed jak i po jego otwarciu pozostawisz tylko dla siebie pod groźbą wypłacenia kary w wysokości dwustu karlików. - mówiła chłodno niczym prawnik - Konkurencja nigdy nie śpi. Powinieneś rozumieć. Ta zasada obowiązuje każdą gałąź gospodarki bez względu na branże. - skupiła ponownie wzrok na kawałku kartki który leżał na wprost spaślaka po drugiej stronie biurka - Podyktować?

- Chwileczkę… - handlarz uniósł w górę swój pulchny palec i dał znać, że chyba dostrzegł pewną niezgodność. - Rozumiem zachowanie dyskrecji przed otwarciem. Ale po? Przecież po otwarciu to wszyscy będą wiedzieć, że już otwarte. - rozłożył swoje serdelkowate rączki nie bardzo rozumiejąc po co to dodatkowe zobowiązanie zachowania tajemnicy o jakiej już będzie wiedzieć całe miasto.

- O tym, że istnieje teatr tak. - przyznała kiwając swoją ciemną czupryna - Jednak o tym za ile i ile i co kupujemy od ciebie już nie koniecznie. - uśmiechnęła się szeroko - Z resztą na umowę o wyłączność przyjdzie pora. - dodała bez pardonu - No to pisz. My niżej podpisani… - zaczęła - ...zobowiązujemy się do zachowania całkowitej poufności na wszelakie tematy związane z nowo powstającym teatrem. Umowa ta obowiązywać będzie zarówno przed jak i już po otwarciu wyżej wymienionej instytucji. W przypadku nie dotrzymania zasad zawartych w tym dokumencie. Zobowiązujemy się wypłacić zadośćuczynienie w wysokości dwustu karlików każde na rzecz wspomnianego tutaj przybytku. - widząc jak Grubson skrupulatnie spisuje dyktowane mu przez nią słowa postanowiła nieco się rozejrzeć. Starała się zapamiętać jak najwięcej szczegółów by później móc Łasicy zdać skrupulatny raport z tego jak wygląda biuro grubego kupca. Szczególną uwagę zwracała na sejfy, skrytki bądź obrazy za którym takowe mogły się znajdować. Starała się też dostrzec jakieś ślady bytowania tu czworonożnych pupli. Każdy element był ważny. Okna, drzwi czy chociażby kufry lub skrzynie.

- Apsik. - kichnęła nagle - Macie tu jakieś sierściuchy? - spytała zajętego spisywaniem umowy Huberta.

- Mam nadzieję, że nie. Tylko wszędzie szczają, srają i gryzą. Niekoniecznie w tej kolejności. - mruknął od niechcenia kupiec sprawnie posługujący się piórem. Pióro cicho skrobało po papierze aż gospodarz skończył pisać. Na koniec podmuchał by atrament szybciej wysechł po czym spojrzał na zapisaną kartkę jeszcze raz.

W tym czasie jego rozmówczyni mogła się rozejrzeć po gabinecie. Szafy i regały wyglądały na solidne drewno i staranne wykonanie chociaż pewnie uległyby stanowczemu atakowi łomu lub czegoś podobnego. Tyle, że ta technika nie była skuteczna. W świetle jednej lampy stojącej na biurku spora część biura nadal tonęła w półmroku. Żadnych skrytek czy sejfów nie dostrzegła. Ale to nie było dziwne. Co to za skrytka którą widać na pierwszy rzut oka?

Okno było jedno i spore. Zamykało się od wewnątrz i od wewnątrz to nie była sztuka je otworzyć. Ale od zewnątrz było to niemożliwe. Tak jak mówiła Łasica, trzeba było wybić jedną szybkę i sięgnąć do zamknięcia licząc, że nikt z domowników tego nie usłyszy. O ile pierwsze piętro dla złodziejki nie powinno być problemem i dopisałby jej fart z tym tłuczeniem okna to chyba powinna dać radę tu wejść. Gorzej, że od zewnątrz okno było zasłonięte okiennicami. Czy Łasica da radę je otworzyć od zewnątrz to nie miała pojęcia.

- Proszę. Wierzę w partnerskie interesy. - grubas uśmiechnął się i podał zapisaną kartkę do przeczytania swojej partnerce od tego interesu. Ta przeczytała uważnie ale zapisał to co podyktowała. Brakowało tylko jego podpisu i pieczęci. Bez tego to była tylko jakaś tam zapisana kartka, łatwo było zarzucić, że sfałszowana.

- Wygląda na to, że prawie już wszystko mamy za sobą. - rzekła biorąc w swoje zgrabne dłonie zapisany przez kupca kawałek papieru - Brakuje tylko twojej stempla, naszym podpisów i podpisu twojej ukochanej duszyczki. - dodała mrużąc oczy w czasie czytania umowy - Wybacz ale ona także słyszała o czym rozmawialiśmy na dole. - wiedziała, że Grubson jest pod kreska i nie spodziewała się sprzeciwu będącego w raczej marnej sytuacji kupca - Ja tam zawsze zapraszam interesantów do biura z dala od domowników. - uśmiechnęła się lisio - Z rodziną dobrze wychodzi się zazwyczaj tylko na portretach. - rzekła jak przystało na rasowego kupca - Jeżeli chodzi o grubszą gotówkę nie ma zmiłuj. Lubię dbać o swój, przepraszam, nasz interes. - dodała patrząc dość wymownie na przyszłego kontrahenta - Swoją drogą. Jak jechaliśmy twoją dorożką mówiłeś, że nie masz z nikim na pieńku a tu taki psikus. Co jest na rzeczy. Mów szczerze, bo głupia nie jestem i wiem że sprawa tego napadu to raczej jakaś grubsza akcja. Żony nie ma więc możesz wyznać o co chodzi. Wiesz… - uśmiechnęła się chytrze - …klauzula poufności. Wole wiedzieć zawczasu na co się przygotować.

- Cóż za nietypowe insynuacje… - grubas zadumał się patrząc z zaciekawieniem na rozmówczynie siedzącą po drugiej stronie biurka. Pokręcił jednak głową na razie zbywając ten wątek i znów się uśmiechnął.

- Jak mówiłem lubię partnerskie interesy. Gdybym tylko ja się do czegoś zobowiązał pod karą prawdziwych pieniędzy i to nie lichych, nie byłoby to zbyt mądre z mojej strony. - powiedział biorąc do ręki kolejną czystą kartkę i przesuwając ją na stronę biurka swojej rozmówczyni.

- Dlatego skoro mówimy o naszym wspólnym interesie chyba nie powinno być dla ciebie zrobienie podobnego gestu dobrej woli. O ile oczywiście traktujemy się poważnie, uczciwie i po partnersku. - powiedział z lisim uśmiechem przesuwając pióro i kałamarz do kompletu z tą pustą jeszcze kartką.

- Podyktuję ci co tam ma być tak jak ty mi. Myślę, że to uczciwa wymiana. Taka partnereska. - powiedział tonem wyjaśnienia czego od niej oczekuje po takiej umowie.

- Ja, niżej podpisana Versana van Drasen… Zamieszkała przy… Zobowiązuję się do przyznania prawa wyłączności na dostawę ubrań i kostiumów w teatrze… panu Hubertowi Grubsonowi zamieszkałemu przy… Niedotrzymanie tej umowy spowoduje wypłatę odszkodowania na rzecz pana Huberta Grubsona w wysokości 200 karlików w terminie do 33 dni od powstania szkody… - Grubson podyktował podobny dokument w którym Versana miała się zobowiązać do przyznania mu wyłączności na dostawy kostiumów. Czyli to czym go tu słownie zwabiła. Oba dokumenty rzeczywiście byłyby dość partnerskie i przy założeniu,że obie strony traktują się poważnie i dotrzymają słowa byłyby tylko zabezpieczeniem. Versana i teatr zyskaliby dyskretnego dostawcę kostiumów o sprawdzonej na mieście renomie i doświadczeniu w szyciu ubrań a Grubson by zyskał monopol na dostawy do teatru jaki miał dopiero powstać. Wtedy obie strony byłyby zadowolone z takiego układu. Natomiast gdyby Grubson zaczął paplać językiem o teatralnych sprawach albo teatr zatrudnił na dostawy kogoś innego wówczas poszkodowany miał prawo domagać się rzeczonego odszkodownia.

- Ależ oczywiście. - taki obrót spraw był Versanie nawet na rękę. Nie miała zamiaru podejmować współpracy z nikim innym. Zaoszczędziło to też czasu obydwu w związku z kolejnym spotkaniem

- Za kogo ty mnie masz. Ja zawsze dotrzymuje słowa. - rzekła chwytając gęsie pióro w rękę - Skoro jednak sprawy zaszły aż tak daleko może warto przedyskutować i spisać umowę w związku z podziałem zysku - dusza wdowy po byłym kupcu wzięła górę - Co ty na to? Trzy dokumenty mielibyśmy za sobą. - spojrzała na Grubsona jak równy równemu - Wszak po moim zobowiązaniu możesz nagle zażądać jakiś nieziemskich sum. - uśmiechnęła się ponownie nie dając wystrychnąć się na dudka - To również kwestia bezpieczeństwa. Miłujmy się jak bracia… - westchnęła - … z resztą znasz resztę.

- Może… Ale na razie to mam twoją obietnicę o budowie jakiegoś teatru w naszym mieście. Skoro mamy już pierwsze koty za płoty może powiesz coś więcej? Co to za teatr? Kto za nim stoi? Nie mów, że stać się w pojedynkę zbudować teatr. - kupiec wydawał się zadowolony. Spojrzał na napisany przez partnerkę papier i przeczytał go równie uważnie jak przed chwilą ona jego. Oba dokumenty były gotowe do podbicia pieczęci i podpisu. Ale zanim zaczęli omawiać podział zysków to chciał wiedzieć coś więcej słusznie przypuszczając, że dla kogoś o zbliżonej do niego pozycji mogłoby być trudne zrealizowanie takiej inwestycji.

- Ależ oczywiście że nie wyłoże na niego sama. - przyznała stukając palcami o blat - Mimo, że życzyłabym sobie takiego obrotu w interesie by mnie na to było stac. Co do reszty założycielek to hmmm… - zadumała chwilę mrucząc przyjemnie - To na razie powinno ci starczyć, że to panienki ze śmietanki towarzyskiej tego miasta. A teatr jak teatr. Wystawiane tam bedą sztuki wszelakie aby artyści nie musieli grać do kotleta w "Harpii i harfie". - zakończyła szerokim uśmiechem - To jak? Jeszcze dokument o podziale zysków i na dziś mamy spokój. Wszystko będzie trzeba wykonać w dwóch egzemplarzach po jednym dla ciebie i dla mnie naturalnie. - spojrzała na stos niezapisanych, białych kartek leżący na biurku, chwytając w dłoń ponownie gęsie pióro i podpisując umowę na monopol dla Grubsona.

- Ale co za panienki z tego towarzystwa? Podpisaliśmy umowę to chyba mogę i powinienem wiedzieć z kim będę współpracował oprócz ciebie. - zauważył grubas zerkając z zadowoleniem na podpisany przez partnerkę dokument. Wobec tego sam też złożył podpis i pieczęć na swoim zobowiązaniu do dyskrecji.

- Wybacz Hubercie. - odparła rozkładając ręce - Nie wiem jednak czy one by sobie tego życzyły. Na szczęście widzimy się za parę dni więc poruszę ten temat. - dodała - Dopnijmy w każdym razie to co zaczęliśmy. Leć po żonę.
 
Pieczar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:36.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172