Po wyjściu z autobusu Amanda jeszcze przez jakiś czas nie czuła się najlepiej. Trzymał ją ogromny stres, gdy wszystko zeszło się w jednym czasie; ten okropny sen, potem Marta z padaczką, wypadek... Jeszcze krzyk Alana, który na początku ją wystraszył równie mocno, jak uderzenie busa i gwałtowny skręt. Teraz co prawda było to wszystko tylko okrutnym wspomnieniem, ale wciąż żyło w jej delikatnej duszy. Ciężko było zrozumieć to wszystko, co się stało. Tłumaczenia nauczycieli były zgoła idiotyczne i za takie naukowe teorie to powinno się ich zwolnić z pracy za brak elementarnej wiedzy. Takie osoby były pracownikami elitarnej szkoły, gdzie żeby się dostać to trzeba mieć kupę hajsu? Poważnie?
Z trzęsiawki i utkwionego tępo spojrzenia wyrwał ją głos Julii. Spojrzała na Rosjankę z początku nieprzytomnie, ale z każdym słowem czuła się odrobinę lepiej. Cieszyła się, że miała ją przy sobie. Julcia była diamentem wśród tej dziczy i tępoty i choć miała wady jak każdy, to Amanda bardzo ją ceniła. Była naprawdę prześliczna, do tego mądra i troskliwa, potrafiła myśleć też o swoich bliskich. Po prostu urocza. Blondynka w końcu uśmiechnęła się nawet lekko, objęła przyjaciółkę krótko, nim ta odeszła na stronę.
Amanda westchnęła potężnie. Czuła się trochę zagubiona, lekko samotna. Nie zauważyła wielu szczegółów, jak choćby zniknięcia Perenc i Adriana, złamania Alana, stanu Feliksa. Chyba za bardzo wciąż siedziały w niej jej własne lęki, była w szoku pierwszy raz od dawna i nie pamiętała, aby kiedykolwiek czuła się tak, jak teraz. Oby nie była zmuszona przyzwyczajać się do tego uczucia.
Nastolatka związała włosy w kucyk i podeszła do luku, aby wyjąć swój bagaż. Nie była pewna co prawda, czy podstawią nowy bus czy będą szli teraz z buta, ale patrząc na poziom inteligencji nauczycieli, obstawiała to drugie. Torba była niesamowicie ciężka i choć Amanda miała siłę, to w tej chwili odniosła wrażenie, że to ją przerasta. Wszystko spadło na nią tak nagle i w jednej chwili, że w jej niebieskich oczach szybko zebrały się łzy i była nawet skora pozwolić im ulecieć, gdyby nagle nie wyrwał jej z samotności ton głosu Bereniki.
Oschły, chropowaty głos wywołał u niej dreszcze. Amanda zawsze starała się unikać Szumnej, choć naprawdę nie miała jej nic do zarzucenia. Dziewczyna była dla niej po prostu dziwna, zimna i nieprzyjemna jak jeż, którego próbuje się pogłaskać, a on i tak wystawia kolce, mając totalnie w dupie twoje dobre intencje. Amanda przełknęła głośno ślinę i niespiesznie spojrzała na koleżankę. Zaszklone oczy pozostały zauważalne, ale ani jedna łza nie spłynęła po policzku Kucnej.
- To chyba nie jest zbyt uczciwe, abyś aż tak mi pomagała - Blondynka nie odmówiła, jednak zawahała się niemal natychmiast. To było miłe, że Berenika chciała jej pomóc, tylko dlaczego? Nie było miedzy nimi zażyłych stosunków, nawet w szkole ze sobą nie rozmawiały, na zajęciach z WFu wręcz się mijały, kompletnie nic. - Ale dziękuję, jeśli chcesz pomóc - dodała Sabotowska wyciągając rękę w której trzymała torbę w stronę koleżanki. I potem w myślach podkreślił jej się bardzo istotny zwrot "jeśli chcesz". W sumie nie była pewna, czy noszenie czyichś bagażów można nazwać chceniem...
- Czemu proponujesz mi pomoc? - zapytała, choć spodziewała się wzruszenia ramion. Słowa skierowane do Amandy z ust Szumnej były dla niej cudem samym w sobie, więc mogła już więcej nie mieć ochoty do niej się odezwać. Kucyk miała tylko nadzieję, że dziewczyna nie zrobi jej psikusa i nie wywali torby gdzieś do rowu czy jakiejś rzeczki.