Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-12-2020, 02:10   #61
 
Sepia's Avatar
 
Reputacja: 1 Sepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputację
dzięki Sorat za scenkę :>

Życie nie jest sprawiedliwe. Berenice zajęło trochę czasu, zanim to zrozumiała, lecz wtedy okazało się, że los zawsze znajdzie sposób, żeby ją rozczarować. Mogła snuć plany, a życie i tak pchało w przeciwnym kierunku. Ciągnęło po żwirze na powrozie oplecionym wokół szyi, szyderczo rechocząc z jej daremnych prób wyswobodzenia. Fatum zaś krążyło wysoko ponad ich głowami, kracząc szyderczo niczym stado wygłodniałych wron… ale jeszcze nie teraz. Jeszcze nie nadszedł czas ich posiłku, jednak nie pozwalały o sobie zapomnieć.
Fatum, klątwa, przeznaczenie - odwieczna trójka oddanych towarzyszek Dżumy.

Nie wiedziała jakim cudem wytoczyła się z autokaru, ani tym bardziej kiedy. W jednej chwili leżała przygnieciona cielskiem wuefistki na fotelu, w drugiej mignęła jej twarz Feliksa, a w trzeciej opierała się o bok trumny na kółkach, usilnie próbując odzyskać nad kontrolę nad sztywny ciałem. Czuła się jak stojący w pozycji na baczność żołnierz, albo ciało w trumnie. Tylko w trumnie nie było tak ciepło, jasno i parno. Próżno też było szukać ludzkiej mowy dobiegającej tuż obok, hałasów oraz krzyków. Ludzie wylewali się na pole, a ona stała w miejscu, oddychając płytko, cicho, ledwo, ledwo. Za to serce jej waliło. Raz, dwa, trzy. W tempie szalonej perkusji. Raz, dwa, trzy. Jak młot pneumatyczny. Za mocno, za głośno. Zamknęła oczy. Zaciskała powieki z całych sił. Jakby to mogło pomóc.

Gówno pomagało, każda komórka jej ciała wyła o nową porcję prochów, napięte do granic możliwości nerwy trzeszczały pod czaszką… oto Dżuma wkroczyła w beznadziejność, jakby stanowiła podstawę jej egzystencji. Zacisnęła szczęki, z sykiem wypuszczając powietrze przez zęby. Rzadko zastanawiała się nad tym jak umrze, przecież nie miała pojęcia jak będzie dalej żyła, dawno powinna przestać zaśmiecać ten świat. Znów otarła się o śmierć, chociaż tym razem nikt nie zginął. Cuda były ciche, głuche na modlitwy i niepewne. Jak cienki, bardzo cienki lód.

Bała się poruszyć, by nie wywołać nowych pęknięć. Świadomość jak blisko kraksy była, wywołał na nowo dawny strach. Nika wiedziała o nim wszystko, skąd pochodzi, dlaczego go czuje. Ale ta wiedza wcale nie pomagała się z nim uporać. Czuła, jak wzbiera w niej, z dna żołądka podchodzi aż do głowy, nie dając się powstrzymać. Paradoksalnie nie bała się śmierci, to umieranie ją przerażało. Pogrążona w stanie bliskim katatonii trwała w jednym miejscu, marząc już tylko o tym, by ten dzień wreszcie się skończył.

- Nika… co ci jest? - głos zza pleców przebił się przez widmowe krakanie, blondynka drgnęła, ale nie otworzyła oczu. Skądś kojarzyła ten głos…

- Nika, słyszysz mnie? - pytanie się powtórzyło, doszły nowe elementy. Ktoś stanął obok niej, ale w pewnej odległości i co najważniejsze nie dotykał jej.

- Niestety - odpowiedziała zduszonym głosem, unosząc głowę. Uchyliła powieki lewego oka, łypiąc na intruza i zaraz znów je zamknęła.

- Chcesz wody… albo zawołać kogoś? - stojąca obok Julia wciąż wpatrywała się w nią zatroskanym spojrzeniem. Tajemnicą poliszynela było co się stało z rodzicami Szumnej, a teraz sami prawie mieli wypadek na trasie. - Nic ci się nie stało? Mam apteczkę jak coś i koks. I wódkę... pójdziemy na drugą stronę i… - zawahała się, nie wiedząc jak dobrać słowa, aby nie zarobić w zęby, albo nie zrobić sobie nowego wroga. - I… nikt nie musi wiedzieć, haraszo?

Jasnowłosa głowa pokręciła przecząco, strach zdychał przygnieciony konsternacją i niechęcią do samej siebie. Nie należało okazywać słabości, to wstyd. Być słabym. Słabym należała się jedynie pogarda.
- Fajek wystarczy - tym razem powiedziała już spokojniej, powoli prostując plecy. O dziwo trawa pod nogami nie rozstąpiła się, ani nic nie wybuchło. Odważyła się więc otworzyć oczy, choć spojrzenie miała puste i martwe jak zwykle. Patrzyła jak ciemnowłosa ślicznotka sprawnie wyjmuje z torebki paczkę papierosów, odpala jednego i podaje ustnikiem w jej stronę. Chwilę przyglądała się śladom szminki na filtrze, a w głowie zapaliła się dziewczynie czerwona lampka ostrzegawcza.
- Czego chcesz? - spytała, przejmując papierosa i wetknęła go między wargi, a ramiona skrzyżowała na piersi. Nic nigdy nie przychodziło za darmo.

Ulyanova zamrugała parokrotnie, wyraźnie zdziwiona.
- N... niczego, daj spokój. Czy ja zawsze muszę czegoś chcieć? - spytała i nabrała powietrza, ale Szumna jej przerwała.

- Tak - rzuciła sucho, puszczając do góry kłąb siwego dymu.

Rosjanka cofnęła się o krok, a przez jej twarz przemknął grymas jakby poczuła się urażona. Zaraz też pojawiła się złość, ale jakoś ją opanowała.
- Próbowałam tylko być miła, źle wyglądasz… sprawdzałam czy coś się nie stało. Dlaczego jesteś… taka… - szukała słowa, ale Berenika znowu się jej wcięła.

- Obiektywna? - spytała, unosząc dla lepszego efektu prawą brew i ćmiąc przyklejonego do dolnej wargi kiepa. - Racjonalna?

- … wredna
- Julia dokończyła, wydymając usta i krzyżując ramiona na piersi. Żałowała, że podeszła, z drugiej strony kontakty z Szumną zawsze były… specyficzne - Ktoś musi pomóc Alanowi iść, on nogę złamał. Amanda się czuje nie najlepiej, a ma ciężką torbę… ja się nie rozdwoję. Chciała poprosić, nie wymagać… czy byś mogła mieć na nią oko. Albo na niego. Proszę Nika, ja się nie rozdwoję.

Dżuma opuściła brew, wracając do miny trumiennej rzeźby.
- Blondi ma swojego kaszalota - wskazała ruchem brody na bijącego pianę Mateusza - Tylko go musi najpierw przeprać.

- To… rozstali się, już ze sobą nie są. Znaczy Amanda go nie chce i… no wiesz
- Brunetka potarła w zakłopotanym geście czubek nosa, na co Dżuma wykazała coś na kształt ludzkich emocji. Mianowicie parsknęła krótko.

- Mądra decyzja. Wreszcie - uśmiechnęła się do tego, dopalając papierosa i resztką plując gdzieś w bok. Własną decyzję podjęła szybko, w sumie już w momencie gdy Ruska się wypruła. Nic nie mogła poradzić, że mało nią gardziła. Co tylko utwierdzało w przekonaniu, by trzymać się z daleka, ale w takiej chwili? Gdy większość rozpuszczonych lambadziarzy pewnie pierwszy raz w życiu pokona dystans większy niż kilometr na własnych kulasach, po nierównym terenie?
- Idziecie do ośrodka, czy z tamtymi spierdolinami na przystanek? - spytała profilaktycznie.

- Da, do ośrodka - Ulyanova szybko pokiwała głową i westchnęła bardzo ciężko, po czym przywołała na twarz czarujący uśmiech. Szybko odwróciła się, do Agaty i Mateusza, podchodząc do nich.

Szumna tylko pokręciła głową, spluwając na ziemię. Rozejrzała się po okolicy, namierzając Amandę.
- A w duszy mej pogrzeby bez orkiestr się wloką, w martwej ciszy… nadziei tylko słychać jęk - mruknęła, przecierając twarz i biorąc uspokajający oddech. Wyminęła kręcących się ludzi, stając bezpośrednio przed blondyną.
- Julia mówi, że przesadziłaś z bagażem - burknęła chropowato, patrząc na nią spode łba. Powoli wyciągnęła dłoń, okręcając ją wierzchem do dołu i kiwnęła wymownie palcami - Mamy po drodze. Jedną torbę dodatkowo mogę nieść.
 
__________________
Nine o nine souls - don't do this
Nine o - no more pain now
Nine o nine souls - it's easy
I'm gonna take on all your battles

Ostatnio edytowane przez Sepia : 17-12-2020 o 02:56.
Sepia jest offline  
Stary 17-12-2020, 11:13   #62
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Po wyjściu z autobusu Amanda jeszcze przez jakiś czas nie czuła się najlepiej. Trzymał ją ogromny stres, gdy wszystko zeszło się w jednym czasie; ten okropny sen, potem Marta z padaczką, wypadek... Jeszcze krzyk Alana, który na początku ją wystraszył równie mocno, jak uderzenie busa i gwałtowny skręt. Teraz co prawda było to wszystko tylko okrutnym wspomnieniem, ale wciąż żyło w jej delikatnej duszy. Ciężko było zrozumieć to wszystko, co się stało. Tłumaczenia nauczycieli były zgoła idiotyczne i za takie naukowe teorie to powinno się ich zwolnić z pracy za brak elementarnej wiedzy. Takie osoby były pracownikami elitarnej szkoły, gdzie żeby się dostać to trzeba mieć kupę hajsu? Poważnie?

Z trzęsiawki i utkwionego tępo spojrzenia wyrwał ją głos Julii. Spojrzała na Rosjankę z początku nieprzytomnie, ale z każdym słowem czuła się odrobinę lepiej. Cieszyła się, że miała ją przy sobie. Julcia była diamentem wśród tej dziczy i tępoty i choć miała wady jak każdy, to Amanda bardzo ją ceniła. Była naprawdę prześliczna, do tego mądra i troskliwa, potrafiła myśleć też o swoich bliskich. Po prostu urocza. Blondynka w końcu uśmiechnęła się nawet lekko, objęła przyjaciółkę krótko, nim ta odeszła na stronę.

Amanda westchnęła potężnie. Czuła się trochę zagubiona, lekko samotna. Nie zauważyła wielu szczegółów, jak choćby zniknięcia Perenc i Adriana, złamania Alana, stanu Feliksa. Chyba za bardzo wciąż siedziały w niej jej własne lęki, była w szoku pierwszy raz od dawna i nie pamiętała, aby kiedykolwiek czuła się tak, jak teraz. Oby nie była zmuszona przyzwyczajać się do tego uczucia.

Nastolatka związała włosy w kucyk i podeszła do luku, aby wyjąć swój bagaż. Nie była pewna co prawda, czy podstawią nowy bus czy będą szli teraz z buta, ale patrząc na poziom inteligencji nauczycieli, obstawiała to drugie. Torba była niesamowicie ciężka i choć Amanda miała siłę, to w tej chwili odniosła wrażenie, że to ją przerasta. Wszystko spadło na nią tak nagle i w jednej chwili, że w jej niebieskich oczach szybko zebrały się łzy i była nawet skora pozwolić im ulecieć, gdyby nagle nie wyrwał jej z samotności ton głosu Bereniki.

Oschły, chropowaty głos wywołał u niej dreszcze. Amanda zawsze starała się unikać Szumnej, choć naprawdę nie miała jej nic do zarzucenia. Dziewczyna była dla niej po prostu dziwna, zimna i nieprzyjemna jak jeż, którego próbuje się pogłaskać, a on i tak wystawia kolce, mając totalnie w dupie twoje dobre intencje. Amanda przełknęła głośno ślinę i niespiesznie spojrzała na koleżankę. Zaszklone oczy pozostały zauważalne, ale ani jedna łza nie spłynęła po policzku Kucnej.

- To chyba nie jest zbyt uczciwe, abyś aż tak mi pomagała - Blondynka nie odmówiła, jednak zawahała się niemal natychmiast. To było miłe, że Berenika chciała jej pomóc, tylko dlaczego? Nie było miedzy nimi zażyłych stosunków, nawet w szkole ze sobą nie rozmawiały, na zajęciach z WFu wręcz się mijały, kompletnie nic. - Ale dziękuję, jeśli chcesz pomóc - dodała Sabotowska wyciągając rękę w której trzymała torbę w stronę koleżanki. I potem w myślach podkreślił jej się bardzo istotny zwrot "jeśli chcesz". W sumie nie była pewna, czy noszenie czyichś bagażów można nazwać chceniem...

- Czemu proponujesz mi pomoc? - zapytała, choć spodziewała się wzruszenia ramion. Słowa skierowane do Amandy z ust Szumnej były dla niej cudem samym w sobie, więc mogła już więcej nie mieć ochoty do niej się odezwać. Kucyk miała tylko nadzieję, że dziewczyna nie zrobi jej psikusa i nie wywali torby gdzieś do rowu czy jakiejś rzeczki.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 17-12-2020, 23:43   #63
Interlokutor-Degenerat
 
Bardiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Bardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputację
Jacek kiwnął głową Alanowi, na znak porozumienia. Kolega wydał mu się niezwykle dziwny. Nie tylko dlatego, że w ogóle z nim gadał - jąkała domyślał się, że mogło to wynikać z interesowności. Rzecz w tym, że Wiaderny właśnie zrezygnował z pomocy, gdyż ktoś inny mógł jej potrzebować bardziej. I to było najdziwniejsze! Czyżby niesłusznie do tej pory uważał Alana za egoistę? A może syn wędliniarskiego potentata przeszedł duchową przemianę podczas podróży? A skoro o tym mowa…

Gołąbek przypomniał sobie nagle osobliwy sen. Przecierając czoło, nie dowierzał temu co wydarzyło się w jego głowie. Zamordował je wszystkie… Poza Martą Perenc. Ta, uciekając przed nim, pośliznęła się i rozbiła głowę. Nieraz czuł frustrację czy irytację, ale nie podejrzewał nawet jak wiele agresji skumulowało się w nim przez ostatni rok. Ciarki przechodziły po plecach Jacka na samo wspomnienie brutalnej wizji. Wizji, która z jednej strony wydawała mu się surrealistyczna, a z drugiej - aż do bólu realna.

Agata wyrwała chłopaka z rozmyślań. Jej wrzaski, roszczeniowość, kopanie nieprzytomnej Marty. Przypomniał sobie jak we śnie zmiażdżył jej krtań. Nie umarła od razu - zamiast tego dusiła się i nie mogła wydusić ani słowa. Jacek czuł wtedy ogromną satysfakcję, wiedząc że nie będzie mogła już pyskować.
Spojrzała nagle w jego stronę. Gołąbek czym prędzej odwrócił wzrok, obawiając się konfrontacji słownej. Nerwowo poprawił przewiązaną na biodrach bluzę Abibasa i rozejrzał się po okolicy.

Nie pojmował zamieszania. Sam był mocno podenerwowany, ale miał wrażenie że pozostali nie panują ani nad sobą, ani nad sytuacją. A już na pewno nie nauczyciele! Nie rozumiał czemu część chciała maszerować do obozu. Wydawało mu się, że powinni poczekać w autokarze na przybycie policji i pogotowia. Wszak doszło do wypadku. Postanowił porozmawiać z panem Sylwestrem.
- Panie pro… pro… profesorze czy my nie… nie… nie… powinniśmy czekać na po… po… policję i po… po… pogotowie? Po… Po… Po… Poza tym Marta i Adrian po… po… poszli do… do.. do… lasu.
Jacek szanował autorytet starszego nauczyciela i oczekiwał, że ten podejmie jakieś rozsądne kroki, albo przynajmniej przekona resztę grona do takowych. Wydawało mu się, że wszyscy rozbiegają się jak indyki bez głowy.
 
Bardiel jest offline  
Stary 18-12-2020, 17:23   #64
 
Anonim's Avatar
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Rozmowa z mamą Marty przebiegła całkiem pozytywnie. Reakcja była adekwatna do sytuacji i wcześniej zaobserwowanego zachowania tej osoby. Oczywiście Wiesław nie do końca wierzył, że w ogóle rozmawia z mamą Marty. To mogło być po prostu efekt wcześniejszych obserwacji jej rodziców. Właściwie to już stawało się śmieszne. Typki z Rowów mogli wchodzić do snów, tworzyć konstrukcje pułapek w świecie snów i jeszcze powodować jakieś ataki podobne do padaczki. Tak, rzeczywiście zapowiadała się porządna walka. Wiesław „mamie Marty” odpowiedział z zatroskaniem „Proszę przyjeżdżać.” i pożegnał się.

Chwilę później kończyła się scenka zaczarowanej Marty, która pobiegła do jakiejś podejrzanej baby i prowadziła z nią dialog jakby przekręciło jej się w głowie. Podwójnie dziwne, bo przecież jeszcze przed chwilą całkiem racjonalnie pocieszała Aaliyę. To pewnie był jakiś atak łamiący wolną wolę. Biedna Marta. Wiesław chciał jej pomóc, ale był jeszcze na etapie rozpoznawania przeciwnika. Kto wie ilu z nich czaiło się w tych krzaczorach. Oczywiście Adrian natychmiast rzucił się na „ratunek” nie mając pojęcia z czym ma do czynienia. Nie chcąc podarowywać tamtym rabatu „2 w cenie 1” Wiesław natychmiast spróbował przywołać Adriana do porządku. Niestety nieprzemyślane działania skośnego odrobinę zaskoczyły Wiesława. Ogólnie głupota niektórych ludzi go nie dziwiła, ale w tym przypadku było sporo innych tematów. Wiesław nie zamierzał męczyć się na jakieś bieganie po polu, czy włażenie do lasu. Dlatego po prostu krzyknął za uciekającym licząc, że to wystarczy - a jak nie wystarczy to będzie problem, ale coś Wiesław przeczuwał, że Adrian i tak znajdzie się. Może nie cały i zdrowy, ale pewnie żywy. A może nie? No, w każdym razie i tak było już za późno na bieganie i taki pościg skończyłby się u Baby Jagi w lesie. Krzyk brzmiał:
- En'Driahoma każe ci zatrzymać się Adrian! Wracaj tu! Marcie nic nie będzie! - ściema na ściemie, ale może zadziała. W tym samym czasie Wiesław rzucił ziemniakiem celując w Adriana. Jak nie od słów to może od bólu otrzeźwieje.

Działania Wiesława okazały się bardzo skuteczne. Niezwykle. Kiedy tylko wspomniał o obcym wymiarze, noga Adriana powinęła się i zaryła w róg. W rezultacie cały Fujinawa potknął się i przewrócił. Na sam koniec dostał ziemniakiem w potylicę, jakby tego było mało. Bez wątpienia jego pościg już zakończył się. Marta natomiast zniknęła między drzewami ze staruszką. Nauczyciele w ogóle nie zauważyli jej braku. Wuefistka jednak podeszła do Wiesława.
- Lubimy się rzucać ziemniakami?! - krzyknęła do Czartoryskiego. - Dwadzieścia pompek. Raz dwa!

Wiesław odskoczył od niej mając na ramieniu swoją torbę, w której teraz był telefon Marty. Ogólnie niedawno pozbył się swojego, a tu już mu wpadło w ręce nowe z tych przeklętych urządzeń tych czasów. Szczerze mówiąc to nienawidził telefonów komórkowych. Reklamowano ich plusy, ale minusy napiętrzały się - najbardziej zdradziecki był nieustający dostęp do internetu i treści zaprojektowanych, żeby uzależnić i wykorzystać. Nieważne, czy była to reklama kremów, farmaceutyków, czy pornografia - wszystko to były śmiecie tych czasów wymyślone przez korporacje jakże podobne do tego ultrakapitalistycznego gówna, które swego czasu wykreowało socjalizm i komunizm. Ale wracając jednak do szmaciarskiej wuefistki to miał ochotę do niej odpowiedzieć „A weź, kurwa, spierdalaj jebany małpiszonie.” - odpowiedział jednak grzeczniej:
- Lubimy olewać uczniów powierzonych pod opiekę?! Marta Perenc właśnie weszła w tamte zarośla z jakąś podejrzaną osobą. I mi się widzi, że pani będzie odpowiedzialna jak coś stanie się Marcie Perenc. WueF skończył się, a kryminał może zacząć się. - powiedział do niej mierząc ją wzrokiem. Był gotów odskoczyć i uciekać od tej szalonej osoby - w stronę drogi.

Szmata zmarszczyła brwi.
- Nawet nie próbuj odwracać mojej uwagi od... - zaczęła, ale nagle zamilkła. Rozejrzała się i rzeczywiście nie dostrzegła Marty Perenc. W pierwszej chwili nie wiedziała nawet o kim właściwie Wiesław mówił. Dziewczyna była zwolniona z lekcji W-F, więc dla tego małpiszona napompowanego testosteronem prawie nie istniała. Prawie, bo jednak to wynikało z ideologii wuefistki, a nie z percepcji rzeczywistości.
- Do jasnej anielki... - przeklęła. - Nie ma Marty Perenc! - rzuciła do pozostałych nauczycieli.

Nauczycielka Anna Królik (o ile to jeszcze była ona) rozejrzała się po uczniach, a także zajrzała do autobusu. Rzeczywiście nigdzie nie widziała Marty Perenc. Momentalnie zbladła, kiedy to sobie uświadomiła. Wiesław uznał, że albo jest doskonałym aktorem albo rzeczywiście zmartwiła się... nie na tyle jednak, żeby widzieć jakąś popieprzoną kartoflaną babcię i nagły zryw energii ulubienicy klasowej (jak wynikało z jej karteczki z kim mogła poznać Wiesława... w sumie to nie było głupie i szkoda, że tego nie zrobi... z drugiej strony Wiesław poradzi sobie bez tego, bo zawsze sobie jakoś radził i tym razem nic się nie zmieni).
- Bernatko, mogłabyś ją poszukać? - zapytała, a Wiesław zastanowił się o kim mówi. Po chwili uświadomił sobie, że kanalia miała tak na imię. W podejrzany sposób przez jedno „t”. Anna Królik dodała po chwili:
- My tutaj zajmiemy się resztą uczniów.

Wuefowy małpiszon szpetnie przeklęła pod nosem, po czym spojrzała na Czartoryskiego.
- Gdzie widziałeś ją ostatnim razem? - zapytała. - [/i]Pójdziesz ze mną, nicponiu. Jak masz mnie kryminałem straszyć, to posłucham, co jeszcze masz mi do powiedzenia.[/i] - dodała. Wiesław omal nie roześmiał się. Nigdzie z nią nie pójdzie.
- Poszła za starszą kobietą, która przedstawiła się jako babcia pana Ceyna. W tamte zarośla. - pokazał jej gdzie palcem - A gdzieżbym śmiał straszyć kryminałem? Stwierdziłem tylko fakty. Podobnie jak to, że głównym opiekunem jest pani Ania, a ona wyraźnie powiedziała, że zajmie się resztą uczniów w czasie pani poszukań Marty. Z pewnością Marta nie odeszła daleko, bo ta babcia pana Ceyna to raczej z tych wiekowych. Dziękuję za obdarzenie mnie tak wielkim zaufaniem, że aż spotkał mnie zaszczyt propozycji uczestnictwa w akcji ratunkowej, ale mój tata - prokurator z Prokuratury Generalnej - zawsze powtarza, że dorośli nigdy nie powinni narażać nieletnich. Mam tylko 17 lat, więc jeszcze jestem nieletni - zresztą jakby tutaj moi znajomi z klasy nie byli w świetle prawa dziećmi to nie zabrałaby im pani alkoholu. Reasumując: pozostanę tutaj, a pani z pewnością w pojedynkę poradzi sobie z babcią pana Ceyna. - wciąż był gotów uciekać przed nią, zresztą teraz już był w bezpiecznej odległości. Tracił czas na wuefistkę - doskonale zdawał sobie sprawę, że gdyby z nią tam poszedł to tylko jedna osoba wróciłaby. Miał nadzieję, że przemowa będzie wystarczająca, żeby wuefistka w końcu odpieprzyła się, a on miałby czas zająć się pilniejszymi sprawami jak na przykład uzyskać od Aaliyi informacje albo sprawdzić, czy w okolicach znaku "Rowy" nie istnieje jakieś pole siłowe, które coś zrobi Mateuszowi i Agacie, gdy przekroczą granicę. Był też motyw z pozyskaniem dodatkowych sojuszników - tych nigdy za mało.

Małpiszon poirytował się tylko. Nic nie dotarło do jej pustego łba i z niewiadomych przyczyn zwlekała z poszukiwaniem Marty - innymi słowy odwlekała spełnienie swojego zasranego obowiązku.
- Oj znam ja takich jak ty. Młodzi inteligenci, którzy myślą, że rozumy pozjadali. Chcesz być prawnikiem jak twój tatuś, to może najpierw trzeba te studia prawnicze skończyć. - powiedziała kobieta (?) - Słusznie zauważyłeś, że jesteś niepełnoletni i pod moją opieką. W takim razie to moje rozeznanie, co jest bezpieczne, a co nie, jest obowiązujące. - rzekła - [/i]Pójście do lasu pod opieką nauczycielki, aby poszukać koleżanki z klasy i babcię nauczyciela?[/i] - zapytała - Gdzie tu narażanie nieletnich? Narażanie nieletnich to było, ale przed chwilą... - wskazała dłonią rozklekotany autobus. - Ale teraz?
Zdawało się, że testosteronowa małpa chciała wygrać każdą walkę, ale nie tylko na ringu. Również potyczki słowne liczyły się dla niej. Oraz dominacja. Nie chciał robić pompek? Nie chciał z nią iść do lasu? To było dla małpiszona wyzwanie. A ona patrzyła w oczy każdemu wyzwaniu. Co prawda porywała się z motyką na Słońce, ale jeszcze nie zdawała sobie z tego sprawy.

Ali natomiast rozmawiała przez chwilę z Feliksem. Wyglądała na bardzo zmęczoną, ale znajdowała się w stabilnym stanie. Nie miała co zrobić ze swoimi dłońmi raz składając ręce, innym razem dotykając twarzy. Głównie spoglądała na swoje buty. Trzebiński chyba ją pocieszał, bo delikatnie gładził po ramieniu. Potem jednak zwrócił uwagę na biblijny performens Olgi i ruszył w jej stronę czym prędzej. W ocenie Wiesława wystąpienie Olgi miało sens. Ale aktualnie nie mógł z tym nic zrobić. Natomiast mógł włączyć do rozmowy kogoś kto prawdopodobnie wie sporo i jest twardym zawodnikiem.

- Panie Ceyn! - Wiesław podniósł głos, żeby zwrócić na siebie uwagę Ceyna (i może wszystkich innych) - Pana babcia zabrała Martę Perenc w tamte zarośla, a pani wuefistka pomimo prośby pani Królik boi się iść tam sama szukać Marty.

Pan Sebastian akurat wychodził z busa.
- Moja... babcia? - zapytała.
- Przedstawiła się jako Ceyn i mówiła coś, że jest pana babcią. To ta staruszka kłamała?! - odparł Wiesław. Z mordy Sebastian wyglądał na podejrzaną osobę, więc nie było problemu rzucić na niego dodatkowe podejrzenia. Do tego tak niewinne i pasujące do jego pochodzenia z Rowów.
Sebastian zmarszczył brwi, przytrzymując się drzwi. Zerknął w dal.
- Ale dlaczego akurat Martę Perenc? - zapytał, choć chyba bardziej siebie niż Wiesława. Ten ostatni jednak postanowił odpowiedzieć, bo czemu nie? Być może Sebastian Ceyn będzie jednak sojusznikiem. Albo skończy jako kompost. To się jeszcze okaże. Wiesław sporo oglądał Survivor i wiedział, że w przypadku zderzenia dwóch plemion najlepiej uderzyć w osobę, która łączyła największą ilość osób. Nie zawsze to był lider sojuszu, czasem był to ktoś inny. Powiedział do niego:
- Dziel i rządź. Marta spajała najwięcej osób. - po czym przekazał mu karteczkę, na której Marta zaproponowała Wiesławowi, że zapozna go z innymi. Następnie skinął porozumiewawczo Sebastianowi i oddalił.

Czartoryski nie miał zamiaru już rozmawiać z wuefistką. Postanowił przemieścić się w stronę drogi. Jakby wuefistka stała mu na drodze to ominie ją wokół autobusu, a jeżeli nie stała na drodze to po prostu oddali się od niej przechodząc przy okazji obok Aaliyi i mówiąc jej, że wszystko będzie dobrze i "zaraz wracam". Oczywiście, gdyby chciała go ścigać (tj. wuefistka rzecz jasna) to zacznie uciekać i krzyczeć, że wuefistka jest opętana i próbuje go zabić. No i przemieści się do drogi.
Tak planował.

Małpiszon nie ruszył się z miejsca. Spoglądała z przymrużonymi oczami na Wiesława. Jakby widział to to pewnie powiedziałby jej, żeby sobie kupiła okulary. Wszystko wskazywało na to, że od teraz będą mieć ze sobą na pieńku. Nic nie powiedziała. Chyba zaczęła planować zemstę. Wiesław miał to gdzieś. Miał nadzieję, że babcia od kartofli zrobi wuefistce z dupy jesień średniowiecza.

Tymczasem Ali złapała Wiesława za ramię.
- Gdzie idziesz? - zapytała. - Może... nie oddalaj się, dobrze?
Chyba martwiła się o niego. Nie chciała tracić go z oczu.
- Iść z tobą? Masz jakiś problem? Znaczy jakiś dodatkowy... oprócz tych, które wszyscy mamy? - najwyraźniej nic nie słyszała z „dyskusji” między Wieśkiem, a małpiszonem. Tamta już oddaliła się w stronę lasu.

Wiesław zatrzymał się i spojrzał na dziewczynę. Uśmiechnął się do niej:
- Dziękuję. Ja... nie jestem do końca pewien co stało się, ale mam swoje podejrzenia. Porozmawiajmy, ale przejdźmy kawałek od autobusu w stronę drogi. - po przejściu kilkunastu metrów, gdy znaleźli się poza zasięgiem słuchu reszty zapytał ją: - Pamiętasz może swój sen? - i dodał zanim odpowiedziała - Zasnąłem jako ostatni i obudziłem się jako drugi (po Sebastianie Ceynie). Pamiętam, że zasnąłem, gdy minęliśmy znak "Rowy", a obudziłem się zanim autobus zjechał z drogi na to pole. Innymi słowy spałem najwyżej kilka, może dziesięć sekund - nie ma możliwości, żeby w takich okolicznościach pojawiał się sen, a jednak był. I nie tylko ja go miałem... twoje oczy zmieniły barwę i z trudnością przyciągnąłem cię... nie chciałbym, żebyś pomyślała, że zwariowałem, dlatego na tym przerwę. Ale gdybyś widziała coś czego nie widzę to proszę daj mi znać i... dyskretnie zwróć uwagę, czy wzrok Ceyna reaguje na to co widzisz... ech... - na moment przerwał i dodał: - Cieszę się, że jesteś.

Ali uśmiechnęła się lekko.
- Ja też cieszę się, że ty jesteś. Uratowałeś mi życie. Cieszę się, że pani Bernadeta poszła szukać Marty, bo ona też mi bardzo pomogła. - mruknęła - Nie jestem tylko pewna, czy na serio powinieneś cieszyć się z mojej obecności. Otóż… myślę, że to się stało przeze mnie.
Zamilkła na moment, kiedy odeszli nieco na bok.
- Czy uznasz mnie za szaloną, głupią dziewczynę, jeśli powiem, że wierzę w rzeczy paranormalne? - zapytała - Nawet nie chodzi tu już o wiarę. Tylko o to, że one po prostu… istnieją.
Spuściła wzrok. Wiesław wydawał jej się raczej twardo stąpającym po ziemi facetem. Wolała nie wypaść przed nim na fankę Ezo TV, numerologii i tarota. Chyba bała się, że zostanie wyśmiana.
- Nie, oczywiście, że nie uznam cię za taką. Wiem, że trudno mówić o tych sprawach w dzisiejszych czasach. Sam mam z tym problem. Mój ojciec dużo zajmował się tym i... no, ja też wiem, że one istnieją. Doświadczyłem ich w dzieciństwie. Chciałbym, żebyś mi zaufała. Powiedz czemu uważasz, że to stało się przez ciebie? - uśmiechnął się do niej - Obiecuję, że nadal będę cieszył się z twojej obecności.

Ali przez chwilę milczała.
- Otóż... - rozejrzała się dookoła, czy nikt ich nie podsłuchiwał. Zdawało się, że nie. - [/i]Musisz mi obiecać, że nikomu o tym nie powiesz. To jest związane z moją rodziną. Pewnie słyszałeś plotki o tym, że moja mama i tata zginęli w wypadku? Otóż... to prawda. Ale zanim powiem ci cokolwiek więcej, musisz obiecać, że zachowasz to dla siebie. Nie sądzę, że powinnam ufać tym ludziom. Szczerze mówiąc wciąż się waham, czy powinnam ufać tobie. Ale... ciężko jest iść przez życie tak całkowicie samej...[/i] - zawiesiła głos - Może to głupota, ale chcę ci powiedzieć o wszystkim. Nawet Marta o tym nie wie...
- Obiecuję. Cokolwiek powiesz, cokolwiek stałoby się - nikomu nie powiem. - Wiesław mówił szczerze. Wiedział o wielu tajemnicach.

Aaliyah przez chwilę milczała.
- To był naprawdę paskudny dzień. Oszczędzę zbędnych szczegółów, ale obudziłam się ze złymi przeczuciami. Wszystko po kolei szło nie tak. Pewnie nie poszłabym na tę imprezę, gdyby nie wyciągnęła mnie Marta Wiśniak. Byłam wtedy tak niedorzecznie zauroczona Alanem. Chciałam go zobaczyć. Chociażby zobaczyć. Tak bardzo spieszyłam się, że zostawiłam włączony gaz na kuchence. Mamy na dodatek bardzo szczelne mieszkanie, było dodatkowo ocieplone po zimie. Moi rodzice zginęli. A kiedy przyszłam... ujrzałam ich zwłoki.
Musiało minąć trochę czasu, ale nawet teraz al-Hosam była pod wrażeniem tamtego momentu. Jej głos lekko drżał. Zdawało się, że jeszcze chwila i się rozpłacze.
- Nie wiedziałam, co robić. Już miałam dzwonić na policję. Ale wtedy... ujrzałam ich. Stali obok mnie. Cali w świetle, półprzezroczyści. Pomyślałam na początku, że może mi się tylko wydawało. Że może wcale nie umarli. Ale jednak... to był ich koniec... choć nie taki ostateczny. Mama i tata nawiedzają mnie od tamtego czasu. Ja... ja chyba widzę duchy... - szepnęła - Ostatni raz mówili do mnie na pokładzie autobusu. Tata głównie dyktuje mi, co mam pisać do jego partnerów biznesowych, to on nie chciał, abym wyjawiła ich śmierć publice. Mówi, że będzie sterował swoim imperium za grobu. I to robi. Mama troszczy się bardziej o mnie. Ale i tak to wszystko jest dla mnie bardzo... męczące. Słyszałam, że w naszej rodzinie mieliśmy osoby uzdolnione duchowo... moja babka na przykład. Myślałam jednak, że to tylko bajki. Wszystko zmieniło się jednak i teraz jestem bardzo wierząca. Duchy istnieją, Wiesławie. I są wokół nas. Nie potrafimy ich tylko dostrzec. To znaczy wy nie potraficie. Ja niestety mam tę umiejętność.

Wiesław po tych słowach na moment zamyślił się. To nie było takie głupie widzieć duchy, choć mogłoby być i irytujące. Zależy kogo - jak i w życiu, tak i po śmierci najwyraźniej ludzie potrafili być namolniakami.
- Przykro mi ze względu na twoich rodziców... moja mama umarła dawno temu i... nie bardzo pamiętam jak wyglądała. I choć chciałbym ją jeszcze zobaczyć (i nie tylko ją) to rozumiem, że takie nieustanne towarzystwo mogłoby być męczące. - uśmiechnął się do niej smutno i dotknął jej dłoni - Dziękuję ci za zaufanie. Nasze życie nie jest tak różne. Chciałbym ci powiedzieć prawdę o sobie, ale boję się, że nie uwierzysz. Nawet z tym co już widziałaś. Dlatego to co powiem będzie pozbawione szczegółów. Przepraszam. W moim domu był innego rodzaju wypadek. Ojciec zajmował się sprawami, które nazwałaś paranormalnymi. To jego obsesja, której nigdy do końca nie rozumiałem. Jednak asystowałem mu, no i sporo czytałem na ten temat. Pewnego dnia... pewnego dnia zostałem sam, choć mój ojciec żyje, a przynajmniej tak mi się wydaje. Zaginął. Ostatnio uzyskałem informację, że będę mógł spotkać go w Rowach w czasie tej wycieczki. Nie wiem czy to prawda... ale za nim będę kontynuował i oczywiście o ile chcesz teraz proszę, żebyś mi obiecała, że nikomu nie powiesz tego nigdy. I... że mimo wszystko do końca tej wycieczki będziemy dla siebie oparciem nawzajem.

- Najgorsze jest to, że odnosisz wrażenie, że nie jesteś w pełni sobą. - mruknęła Aaliyah - Każdy ma swoje jedno, własne życie. Każdy podejmuje swoje własne wybory i liczy na to, że okażą się najlepsze. Natomiast ja… gdziekolwiek nie pójdę, mam na karku moich rodziców, którzy mówią mi, co jest dla mnie najlepsze. Co powinnam zrobić. Mam mieszane uczucia, bo po części jestem im wdzięczna za zaangażowanie… a po części uważam, że wysłuchiwanie ich to minimum z mojej strony, biorąc pod uwagę, że ich zabiłam… a po części chciałabym, aby zniknęli. Czy jestem złą osobą? Czy jestem złą córką?
Aaliyah załkała. Chyba zbliżała się niebezpiecznie na skraj ataku paniki. Mimo to znalazła w sobie siłę. Chwyciła się Wiesława.

- Bardzo cię szanuję, że mi to powiedziałeś. Chcę, żebyś odnalazł swojego ojca. Chciałabym, żebyś powiedział mi więcej. Żebyś powiedział mi wszystko. Nawet nie wiesz, co teraz czuję… Przez całe życie myślałam, że będę kompletnie sama z moimi paranormalnymi kłopotami. Natomiast ty nie tylko je rozumiesz… ale masz swoje własne. To nas łączy. To coś, czego nie idzie podrobić. Chcę ci pomóc. Moi rodzice na pewno są martwi. Ale jeżeli twój ojciec nie jest, to pragnę pomóc wam odnaleźć się. - trzymała dłonie Wiesława bardzo mocno. Jakby były jej kołem ratunkowym. A on odwzajemnił uścisk. Zdawało mu się, że była jego kołem ratunkowym, ale w tym brudnym świecie jeżeli coś było zbyt piękne, żeby było prawdziwe to zazwyczaj było fałszem. Kolejnym kłamstwem drapieżnego kosmosu - jak to mawiał Wiesław. Postanowił jednak zaryzykować. Niemal wszystko przemawiało za tym, a był tylko jeden minus. Oczywiście to łatwo mogło obrócić się przeciwko niemu, ale czemu nie? Najwyżej uzna go za świra... samej przyznając, że widzi duchy i jakby to komuś powiedziała to uznaliby ją za świra. No cóż. Może rzeczywiście są świrami, a Marta Perenc po prostu poszła w krzaki jeść ziemniaki.

- Nie jesteś złą córką. I nie zabiłaś ich. To był nieszczęśliwy wypadek. Ludzie odchodzą, a przynajmniej taki jest naturalny ciąg zdarzeń. Przedwczesna śmierć twoich rodziców, mojej mamy i zniknięcie mojego taty - tak stało się, bo prawie nikt nie żyje wiecznie... - trochę przeciągał chwilę opowiedzenia jej prawdy, obawiał się tego momentu - Chciałbym, żebyś już nigdy nie była sama z tymi paranormalnymi kłopotami. Od dziś - cokolwiek wydarzy się - wiedz, że masz we mnie oparcie.

Przez moment zdawało mu się, że są sami. Razem. Upewnił się, że nikt ich nie podsłuchuje, choć ci od pułapek w świecie snów mogli słyszeć wszystko. Ale niech sobie słuchają.
- Ja... - przez te wszystkie lata wiele osób poznało jego tajemnicę. Czas tłumaczył wszystko. W tym przypadku potrzebował jej to powiedzieć, ale nadal obawiał się jak zareaguje. W końcu przemógł się - To co robił mój ojciec... on chciał... - Aaliyah słuchała go dość długo, a on jej powiedział prawdę o sobie.

Jakiś czas później, ale przed odejście w stronę obozu Wiesław widząc, że Alan nie wybiera się do szpitala pomimo złamania nogi (czy tam poważnego urazu) zagaduje do niego:
- Niemcy byliby z ciebie dumni - przedkładasz podróż do obozu nad swoje własne zdrowie. Czemu nie chcesz z tym urazem jechać do szpitala?

Wiaderny zastanawiał się co odpowiedzieć koledze. Nie zamierzał przy nauczycielach zdradzać się ze swoją wiedzą. Ich idiotyczne tłumaczenia, tylko podsyciły w nim podejrzenia, że mogą być zamieszani w coś czego do końca jeszcze nie rozumiał.
- Myślisz, że dam się poprowadzić do szpitala, komuś kto wierzy, że żarcie z McDonalda powoduje masową śpiączkę? - odpowiedział, na tyle głośno by pozostali nauczyciele mogli usłyszeć. Wuefistka była idiotą, ale to, że reszta nie sprostowała jej pierdół świadczyło o nich bardzo źle. wuefistka mogła go usłyszeć.
- Ale to nie czekasz na karetkę?
- Nie - odpowiedział Alan, nerwowo zerkając na zegarek.
- Do wesela zagoi się. - dopowiedział jeszcze Wiesław czując, że Alan coś ukrywał. Czyżby i on wiedział więcej? Ale skąd? Od Sebastiana? W każdym razie Alan bał się jechać do szpitala, a przynajmniej tak Wiesław wywnioskował z jego stanowczej odmowy pomocy medycznej. Nie przyjedzie karetka, bo to niezupełnie są Rowy...

Wiesław z Aaliyą też poszli do obozu, choć plan Olgi wydawał się sensowny. Warto było trzymać się razem. Przynajmniej teraz. Oczywiście zabiorą - w sensie grupa - ze sobą Adriana, a Wiesław o nim przypomni jeśli będzie trzeba.
 

Ostatnio edytowane przez Anonim : 18-12-2020 o 23:27. Powód: Dodałem na końcu dialog z Alanem.
Anonim jest offline  
Stary 18-12-2020, 18:39   #65
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
Adam wyskoczył z autobusu z szałem w oczach właściwie nie wiedział, co go tak rozzłościło? Pani Bernadetta była jedną z jego ulubionych nauczycielek, bo lubił dbać o siłę fizyczną i chodzić na WF, bo kondycja i odpowiednio silne mięśnie to podstawa u tancerza a Pani B. była sprawiedliwa poza tym, trzeba wspierać osoby trans, a nawet jak nie była trans to na pewno dawała silnego kopa hetero normatywnym standardom. Może przytrafiło jej się to samo, co tym olimpijkom z NRD, o których było na historii?

Czuł jednak wielką złość, jakby za chwilę miał oszaleć czy była to wina snu? A może adrenaliny, która walnęła go po bliskim spotkaniu z kostuchą? Tak czy inaczej, wszelkie emocje najlepiej wyrażał za pomocą tańca, więc gdy ktoś z klasy wyszedł z boom, boxem grającym BEP Adam odsunął się od autobusu i zmienił się w chaos rąk i nóg jakby wysiłek fizyczny miał wyrzucić zło, które zagnieździło się w jego sercu oraz umyślę.

Zamiast naśladować choreografię z teledysku, zaczął tańczyć Waacking styl tańca wyrosły z gejowskiej sceny klubowej lat 70:

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=dQA_uHsKvwo[/MEDIA]

Gdy muzyka została wyłączona, było to tak jakby, ktoś przeciął jego sznurki padł na ziemie łapiąc oddech i ignorując większość tego, co się dzieje. Normalnie martwiłby się o Martę Perc swoją dobrą kumpelę, ale teraz czuł się na to zbyt wyczerpany.

Gdy odzyskał nieco sił, wiedział, że musi zrobić jedną rzecz porozmawiać z Feliksem na osobności

- Feliks powinien jechać do szpitala mocno uderzył się w głowę to trzeba prześwietlić - Powiedział gasząc Niagarę w przełyku wciągając butelkę wody.

Następnie podszedł do dilera i szepnął - Słuchaj mogliśmy tam zginąć śmierć stanęła mi przed oczami, jeżeli nasza "przyjaźń" cokolwiek dla ciebie znaczyła, pozwól mi powiedzieć ci tylko jedną jedyną rzecz, a potem, jeżeli takie będzie twoje życzenie, zniknę z twojego życia - Poprosił.
 
Brilchan jest offline  
Stary 18-12-2020, 23:04   #66
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Zdawało się, że jest już po wszystkim, jednak był to dopiero początek wieczoru. Po wyjściu z autobusu Maja wraz z Feliksem oddalili się od pojazdu o przynajmniej dziesięć metrów. Ze względów bezpieczeństwa. Wszyscy jakoś z tego wyszli i można było już wyluzować.
Maja i Feliks pogadali trochę. Wyszło na to, że na osobności.
- A ty wziąłeś na tę wycieczkę jakiś towar? - dziewczyna spytała w pewnym momencie.
- No pewnie - odparł chłopak, z lekko wymuszonym uśmiechem... Był to zapewne najbardziej treściwy fragment ich pogaduszek.

Maja zastanowiła się nad kwestią helu. To było możliwe i mogło wyjaśniać całe nieszczęśliwe zajście, ale Maja miała wątpliwości. Czy hel działa tak usypiająco? Czy zamiast drzemki, nie powinni byli mówić po wenusjańsku?... Postanowiła zagadać później o to Nowickiego. Zdecydowanie później, bo póki co naskoczyła na niego najpierw pani Ania, a później Agata. I co się czepiały człowieka?! Nawet jeśli to przez ten hel, a było to duże jeśli, to nie zrobił tych butli sam - były kupione.
Większość osób zdawała się nie przyjmować spokojnie tego co się stało - wszystko w nerwach, dużo marudzenia, a nawet krzyków. Część chciała nawet zrezygnować z tego powodu z całego wyjazdu... Oczywiście mówienie Agacie czegokolwiek mijało się z celem. To ona wszystkimi dyrygowała, lub chciała dyrygować, więc każda próba wpłynięcia na jej zdanie była w jej oczach atakiem na jej osobę. Maja nie była typem kamikaze i spokojnie stała z boku, trzymając się z Feliksem za rękę. Oczywiście oboje pisali się do grupy reflektującej na wizytę w szpitalu. Maję nadal jeszcze bolało kolano, a po tym co jej się przyśniło zdecydowanie wolała dmuchać na zimne.

Jakby mało było zamieszania Olga wyskoczyła z nie lada sceną. Mimo iż okoliczności nie sprzyjały okazywaniu radości, Maja słysząc jej słowa, nie mogła się powstrzymać, aby nie zacząć chichotać pod nosem.
Radosną chwilę przerwało jednak zniknięcie Marty. Oddaliła się, podobno z jakąś obcą osobą. W innych okolicznościach Maja gotowa była pobiec za nią. Obecnie jednak nadal pobolewało ją kolano i nie chciała go nadwyrężać. Zdziwił ją fakt, że Pani DąbSłonicka nie podążyła za zagubioną uczennicą, tylko wdawała się w jakieś nieistotne dyskusje... A Marta w międzyczasie zniknęła z pola widzenia.
Kręcąc głową, Maja ruszyła ustawić się na zbiórkę. Wraz z Feliksem, bez pośpiechu i pomagając sobie nawzajem, dołączyli do grupy, która miała udać się do szpitala.
 
Mekow jest offline  
Stary 20-12-2020, 18:13   #67
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Wszyscy


Agata rozpłakała się już w trakcie słów Łukasza.
- Nie wierzę, że to wszystko powiedziałeś - pokręciła głową. - Wiadomo, że chcę jak najlepiej dla Marty. Wszyscy to wiedzą, przecież jesteśmy przyjaciółkami. Nie mogę uwierzyć, że minęły lata od momentu, kiedy z sobą chodziliśmy…. I nie jestem dumna z tego okresu w moim życiu… Ale ty wciąż nosisz tyle agresji w stosunku do mnie. Wciąż nie możesz mi wybaczyć tego, że cię zostawiłam. Otóż, Łukaszku… Nie każ mi płacić za błędy młodości. Nie każ mi płacić za to, że kiedyś uznałam, że mógłbyś być moim chłopakiem. Powiedziałam ci kiedyś, że nie chcę cię znać i to się nie zmieniło. Zniknij. Przepadnij. Spierdalaj.

Agata nagle spojrzała na Jacka, który zerkał w jej stronę. Wtedy ten szybko odwrócił wzrok.
- Ty też zgiń, głupcze! - krzyknęła do Gołąbka. - Jak w ogóle śmiesz spoglądać w moją stronę! Kim ty w ogóle jesteś?!

Mateusz zerknął na nią. Te krzyki i popisy emocjonalne były czymś przesadnym nawet dla niego.
- Agacia, luzuj cycki - rzekł elegancko. - Wszyscy cię wciąż kochają, tak po prostu wyszło.
Następnie podszedł do nich kuśtykający Alan. Chciał przekonać ich do przyjazdu do Ośrodka Słowianie.
- No ja nie wiem, Wiaderny - rzucił Mateusz. - Myślę, że powinniśmy być w jawnej tej no… oponencji…
- Opozycji - podpowiedziała Agata. - Jednak prawdą jest, że nie widziałam nigdy helikoptera na przystanku autobusowym. Może żaden tam nie wyląduje? - zaczęła się zastanawiać. - Nie jestem specjalistką od aeronautyki.
Wiśniak zastanowił się.
- Boję się, co z moją Marcią. Chyba nie pasuje tak po prostu wypierdolić z powrotem do Warszawy. Może poczekam chwilę w Rowach. Pojechałbym z nią do szpitala, ale po co, skoro lekarzem nie jestem.
- No lekarzem nie jesteś - Woś skinęła głową.
Zerknęła na Łukasza i Jacka.
- A że jestem najlepszą możliwą przyjaciółką! - krzyknęła w ich stronę. - To też do ośrodka w Rowach pojadę! I też pokażę, że zależy mi na Marci! Poczekam tam na nią, aż wyzdrowieje!
Mateusz poklepał ją po ramieniu.
- Ale im powiedziałaś, stara - mruknął.
- Zrobią jej płukanie żołądka i wróci do siebie - odpowiedziała Woś. - Marta spiła się jak stary knur - mruknęła, zerkając na nieprzytomną przyjaciółkę. - Adaś, podejdź do nas, fajni ludzie powinni trzymać się razem.
Zdawało się, że Wakfield przypodobał jej się tym tańczeniem do muzyki z boomboxa. Agata przez całe życie szukała sprzymierzeńców i żadnym nie gardziła.

Pani Ania i pan Piotr trzymali się za ręce. Zdawało się, że obydwoje byli niezwykle zagubieni. Nic nie przygotowało ich na ten akurat moment w ich karierze pedagogów. Spoglądali po sobie w zadumie. Królik chyba nieco popłakiwała, a Turlecki starał się być dla niej silny. Patrzył na plecy Dąb-Słonickiej, która sprintowała w stronę lasu. Co chwilę zerkała w bok na Wiesława i Aaliyę, którzy z sobą rozmawiali na uboczu. Zdawało się, że szczególnie nienawidziła albo Czartoryskiego, albo al-Hosam, bo z jej oczu tryskały błyskawice.
- No cóż, zmiana planów - powiedział pan Piotr. - Pani Ania pojedzie z cierpiącymi do szpitala. Natomiast ja udam się z resztą do obozu. Jest jedna rzecz, którą musicie wiedzieć. Otóż wszystko jest pod kontrolą!
- Pod pełną kontrolą! - pani Ania prawie się rozpłakała. Chyba ciężko było jej udawać, że sama w to wierzy. - Wiem, że część z was ma zastrzeżenia, ale nie musicie się o nic obawiać. Wszystko jest pod kontrolą dorosłych - powiedziała. - Jeszcze bardziej dorosłych od was - dodała szybko, na wypadek, gdyby ktoś poczuł się urażony.
- Chodźcie za nami w stronę drogi - rzekł pan Piotr. - Nic tu po nas na tym ziemniaczanym polu.

A więc poszli.

To był dość niezręczny pochód. Na początku nauczyciele. Następnie pan Sylwester z Jackiem. Konwersowali o szachach. Zdawało się, że się może nawet zaprzyjaźnią. Potem wszyscy inni. Dotarli wreszcie do drogi. Było tu spokojnie i cicho. Żaden samochód nie pojawiał się w zasięgu wzroku. Pojedyncza mewa przeleciała nad nimi i załatwiła się w powietrzu, zostawiając biały kleks na boomboxie Agaty. Ta spiorunowała wzrokiem Łukasza.
- Nigdy nie przestaniesz mnie nienawidzić! - krzyknęła do chłopaka.

Pan Piotr i pani Ania przytulili się do siebie, choć krótko.
- Nie martw się, kochana, przetrwamy wszystko - mężczyzna szepnął cichutko. - To się niedługo skończy.
- Mam nadzieję, że pozytywnie dla nas wszystkich! - załkała kobieta. - Przez Sylwestra wszyscy możemy stracić pracę!
- Ja nie sądzę, że to wydarzyło się przez butle z helem. Uczniowie mają rację, to nie miało szans dać takich efektów… - zaczął Turlecki.
- Ty nie sądzisz, ale ja swoje wiem - odpowiedziała pani Ania. - Hel może być bardzo niebezpieczny. Moja siostra raz pojechała na wakacje do Helu i prawie się utopiła w morzu.
- Żartujesz, kochanie? - Turlecki zapytał po chwili wahania.
- Naprawdę, odpłynęła prawie do Szwecji na swoim pontonie - odpowiedziała pani Ania. - Hel bywa bardzo niebezpieczny.
Pan Piotr pokiwał głową powoli i przez moment poczuł się naprawdę bliski zerwania zaręczyn.

Pan Sylwester spojrzał na Jacka.
- No już, poczciwy druhu - poklepał go po plecach. - Nie bój żaby! Już są służby. Jest i policja, i pogotowie ratunkowe. Jesteś silny i krzepki jak dąb. Gdyby nie ty, to nie wiem, kto przeniósłby naszą biedną Martusię!
Bo Gołąbek trzymał ją w ramionach. Łukasz też mu pomagał. Obydwoje w miarę bezpiecznie przenosili nieprzytomną dziewczynę, choć bez wątpienia brakowało im noszy.

Wnet sygnały przecięły ciszę. Zebrani ujrzeli radiowóz oraz karetkę. Zajechały na pobocze, a funkcjonariusze wyskoczyli na zewnątrz. Przez chwilę rozmawiali z nauczycielami. Ci następnie wrócili do uczniów. Zaczęli segregować grupę.
- Dobrze, do mnie! - krzyknęła pani Ania. - Wszyscy, którzy chcą przejechać się do szpitala!
- A do mnie reszta, która pojedzie do obozu! - krzyknął pan Piotr.

Obydwoje narzeczeni spojrzeli na siebie z żalem.
Musieli się rozdzielić.
A nie chcieli. Dlaczego?
Bo bardzo się kochali.



Karetka: Łukasz, Maja, Adam, Feliks, Marta Wiśniak, pani Ania


W Rowach funkcjonowało coś takiego jak Sezonowy Punkt Medyczny przy ulicy Nadmorskiej 34.
Oprócz tego, że to wcale nie funkcjonowało i nie można tam było znaleźć żadnej pomocy. Dlatego karetka ruszyła prosto w stronę Ustki.

Na przodzie znajdowało się dwóch ratowników medycznych, przy czym jeden z nich kierował pojazdem. Na tyle siedziała pani Ania.
- Może coś zaśpiewamy? - zapytała. - Będzie nam od razu milej.

Szczotka, pasta, kubek, ciepła woda,
tak się zaczyna wielka przygoda.
Myję zęby, bo wiem dobrze o tym, kto ich nie myje ten ma kłopoty,
Żeby zdrowe zęby mieć, trzeba tylko chcieć.


[media]http://www.youtube.com/watch?v=WAzhFrdQDyE[/media]

Pani Ania podniosła do góry dłonie, poruszając się w rytm melodii. Nieprzytomna Marta Wiśniak leżała przypięta do pasów. Opiekował się nią głównie Łukasz. Maja siedziała na siedzeniu obok. Niedaleko Adam oraz Feliks. Ostatnia dwójka milczała i nie spoglądali na siebie za bardzo.

Wnet wyjechali z Rowów. Karetka przejechała tuż obok tablicy z nazwą miejscowości. I wtedy zaczęły się problemy. Wszyscy oprócz ratowników medycznych poczuli nagłą duszność. Oddychali, ale powietrze zdawało się wcale nie wpływać do ich płuc. Z każdą sekundą czuli się coraz słabiej. Znaleźli się w pułapce.

Poczuli, że niedługo umrą.

Wyjęli z kieszeni koperty, które otrzymali jeszcze w autobusie. Poczuli ich pulsowanie. Wszyscy sobie o nich nagle przypomnieli. Rozdarli papier i wsunęli do środka palce. Znaleźli w środku… karty.
Karty tarota.

Łukasz spojrzał na kopertę, która dosłownie spłonęła w jego dłoniach. Nie popiekła go. Wnet jednak odkryła swoją zawartość.


Cytat:
PAPIEŻ.
Karta Papieża jest symbolem pobożności i konserwatyzmu. Oznacza osobę mającą wielki autorytet, niekoniecznie duchownego – także na przykład nauczyciela. Kojarzona jest z potrzebą uzyskania fachowej porady, albo pomocy w problemach duchowych. Dotyczy także ogólnie zainteresowania sprawami duchowymi i potrzebą uzyskania przebaczenia.
Łukasz ujrzał również kartę płonącą w kieszeni swojej dziewczyny, Marty. Znalazł ją i wyjął. Koperta spłonęła w jego dłoniach.


Cytat:
SŁOŃCE.
Podobnie jak Świat, karta Słońca jest uważana za dobrą wróżbę. Oznacza ona szczęście, przede wszystkim w życiu uczuciowym, a także szczerą przyjaźń i zaufanie. Symbolizuje także dzieciństwo. W położeniu odwróconym ma odwrotne znaczenie, symbolizując samotność i odtrącenie.
Maja również poczuła gorąco w kieszeni i przypomniała sobie o kopercie, którą otrzymała godzinę lub dwie wcześniej. Morze iskier spływało z niej na jej dłonie, aż wnet ujrzała skrytą wewnątrz kartę.


Cytat:
ŚWIAT.
Karta ta jest uważana za symbolizującą szczęście, powodzenie i radość. Oznacza także spełnienie marzeń i wiele sukcesów we wszystkich dziedzinach życia. W położeniu odwróconym bywa uważana za symbol wahania przed przyjęciem nadchodzącego szczęścia, a czasem także za przeciwieństwo podstawowego znaczenia - czyli nadchodzący ogrom cierpień i nieszczęść.
Pani Ania również miała swoją kartę. Przestała śpiewać o tym, jak ważne jest mycie zębów. Jej oczy zrobiły się wielkie i okrągłe. Koperta w jej dłoniach spłonęła. Patrzyła na zawartość, którą pozostawiła.


Cytat:
RYDWAN.
Karta Rydwanu dotyczy zamierzeń i dążenia do ustalonego celu. W położeniu prostym oznacza próbę osiągnięcia sukcesu za wszelką cenę, zakończoną sukcesem. Z kolei w położeniu odwrotnym karta ma znaczenie złowróżbne - sugeruje zdążanie do katastrofy i utratę kontroli nad sytuacją. Ogólnie karta dotyczy także panowania nad samym sobą, a także podróż.
- Adam, twoja kieszeń… pali się - szepnął Feliks.
Wnet odkrył, że jego również. Wysunął kopertę i zerknął na kartę, która pozostała w jego dłoniach.


Cytat:
MAG.
Znaczenie karty jest związane z psychiką człowieka, przede wszystkim z silną wolą i spontanicznością. Oznacza też pragnienie tworzenia, poznawania nowych spraw i ludzi, a także zamiłowanie do nauki. Położenie proste karty oznacza obecność tych cech, natomiast odwrotne, przeciwnie - ich brak. Mag w przeciwieństwie do Głupca zdaje sobie sprawę z posiadanych przez siebie wartości. Mag to osoba, która posiada wszystko aby móc rozpocząć coś na nowo.
Również Adam wyciągnął swoją własną kartę z koperty.


Cytat:
KOŁO FORTUNY.
Koło Fortuny symbolizuje zmienność losu i dalszy przebieg wypadków. W postaci prostej najczęściej oznacza powodzenie, szczęście - w miłości, pracy zawodowej; także zdobycie pieniędzy bądź względów ukochanej osoby. Przeciwne znaczenie ma karta odwrócona, która jest kojarzona z nieszczęśliwymi zrządzeniami losu, czyli po prostu pechem - w różnych dziedzinach życia.
Wszyscy w karetce spoglądali na swoją płonącą kartę. I nagle uświadomili sobie, czemu koperta spłonęła. I czemu sami nie mogli zaczerpnąć powietrza.
Czemu za chwilę zginą.
Oddalali się od Rowów.
Karty Tarota im na to nie pozwalały. Musieli czym prędzej wrócić ponownie na teren miejscowości, inaczej uduszą się. Brakowało im oddechu.

A karetka nadal pędziła w stronę Ustki.
W stronę śmierci ich wszystkich.

Radiowóz: Alan, Julia, Berenika, Amanda, Wiesław, Aaliyah, Adrian, Mateusz, Agata, Jacek, pan Sylwester, pan Piotr, pan Sebastian


Wielki radiowóz zaczął ich wieść w stronę Ośrodka Słowianie. Pan Piotr zaczął krążyć wśród zebranych tu uczniów.
- Tutaj jest plan naszej wspaniałej przygody - powiedział.
Próbował utrzymać pozytywny ton, ale ciężko mu to wychodziło.
- To wspaniała ulotka. Na pewno poczujecie się bardzo podekscytowani kolejnymi dniami w naszym wspaniałym ośrodku!
Na tyle policyjnej furgonetki nie było wiele miejsca, więc nie musiał zbytnio się wychylać, żeby rozdawać kolejne ulotki.
- Jest tu duży akcent położony na sport, gdyż pani Bernadeta głównie układała ten plan.

Cytat:
Program obozu letniego w Rowach - CZERWIEC 2007

ZAŁOŻENIA ORGANIZACYJNE:

1 Organizatorzy: Ośrodek Słowianie, Liceum Ogólnokształcące im. św. Jana Chrzciciela w Warszawie
2. Rodzaj: Wakacje na sportowo-rekreacyjnym obozie dla młodzieży
3. Termin: od 24 czerwca do 1 lipca 2007
4. Charakterystyka uczestników i kadry: Kierownik kolonii: Piotr Turlecki
Kadra wychowawcza: Anna Królik, Bernadeta Dąb-Słonicka, Sylwester Nowicki
Opieka medyczna: zapewniona przez Ośrodek Słowianie
5. Lokalizacja: Ośrodek wypoczynkowy Słowianie w Rowach. Ośrodek Słowianie położony jest w Gminie Ustka na dawnych terenach Słowińskiego Parku Narodowego. Rowy leżą w północnej części województwa pomorskiego nad Morzem Bałtyckim. Nasz adres: OŚRODEK WYPOCZYNKOWY SŁOWIANIE tel. 734 998 011 e-mail: info@osrodekslowianie.rowy.pl ELŻBIETA HALMANN Tel. 827 947 123 e-mail: e.halmann@gmail.com
INFORMACJE OGÓLNE TRANSPORT: dla grupy min. 40 osób i do 150 km (w innym przypadku dopłata do transportu). ZAKWATEROWANIE.
WYŻYWIENIE: cztery posiłki dziennie (wyżywienie pełno-kaloryczne. Zgodnie z cateringiem). Treningi na HALI SPORTOWEJ, lub dla piłkarzy: korzystanie z boisk ośrodka (oświetlone) i trening na SZTUCZNEJ MURAWIE. Korzystanie z SIŁOWNI i SAUNY. Opieka Medyczna. Wycieczka AUTOKAROWA z przewodnikiem (informacje w ośrodku). Korzystanie z urządzeń ośrodka (sprzętu sportowego, rowerów górskich, sprzętu multimedialnego, kawiarenki internetowej i innych). Codziennie BASEN odkryty (na terenie ośrodka), mini ZOO. Ogniska, codziennie dyskoteki, karaoke, mini kino. Opieka koordynatora. Pomoc przy organizacji rozgrywek sportowych. Dysponujemy zapleczem sportowo - rekreacyjnym, pozwalającym na przyjęcie większości dyscyplin sportowych, od sportów walki, (maty: 2, 4, 8 cm) poprzez wszystkie dyscypliny drużynowe, skończywszy na tenisie (każdego rodzaju) i wielu innych. Nasza baza sportowa pozwala także na zorganizowanie wszelkiego rodzaju zawodów i mistrzostw, w każdym przedziale wiekowym.

II. ZAŁOŻENIA WYCHOWAWCZE: Obóz ma służyć wypoczynkowi młodzieży w sposób czynny i ciekawy;
Zamierzenia wychowawcze: Integracja dzieci poprzez pracę w zespole. Rozwijanie poczucia odpowiedzialności i samodzielności; Pobudzanie potrzeby współdziałania; Inicjowanie współzawodnictwa; Wzbudzanie inwencji twórczej;
Założenia programowe: Podczas obozu uczestnicy będą brali udział w zajęciach głównie sportowych. Największy nacisk będziemy zwracali na aktywność ruchową. Mając do dyspozycji świetlicę, salę do mini kina, miejsce na ogniska, mini disco, pole do siatkówki, koszykówki, piłki nożnej itp. uczestniczy obozu będą mieli okazję do rozwijania swoich zainteresowań zdolności na wielu obszarach.

RAMOWY PLAN DNIA:
8:30 pobudka
8:30-9:00 poranna toaleta
9:00-9:30 śniadanie
10:00-11:00 zajęcia sportowe
11:30-13:45 zajęcia specjalne
13:45-14:00 przygotowania do obiadu 14:00-14:45 obiad
14.45-15:30 odpoczynek poobiedni
15:45-16:15 zajęcia sportowe
16:30-18:00 turnieje siatkówka, koszykówka itp. itd.
18.00-18.30 przygotowanie do kolacji 18.30-19.00 uczta wieczorna
19.00-21.15 ogniska, zabawy twórcze, zabawy integracyjne, itp.
21.15-21.45 toaleta wieczorna
21.45-22.00 przygotowanie do snu 22.00-8.30 cisza nocna

Ogólny zarys:
Dzień pierwszy. Przyjazd, zakwaterowanie (w pokojach 3,4,6 osobowych z prysznicami). Zapoznanie z planem obozu. Zapoznanie uczestników z regulaminem kąpieliska, ośrodka, obozu i zasadami ruchu pieszych. Ognisko i prezentacja własnej osoby. Zajęcia na hali sportowej, zajęcia ruchowe (turnieje piłki nożnej, siatkówki, koszykówki, pin ponga itd.) gry i zabaw.
Dzień drugi. Wypoczynek nad morzem. Jednocześnie seanse proponowane przez nas to koloroterapia i odprężające, antystresowe przeżycie pozwalające oderwać się od problemów codzienności. Efekt relaksu nadbałtyckiego jest podwójny: korzysta nasz organizm i sfera psychiczna naszego mózgu. Zabawy integracyjne, zajęcia na hali.
Dzień trzeci. Spływ kajakowy rzeką Łupawą. Zapoznanie z elementami ratownictwa wodnego, zabawy w leśne podchody.
Dzień czwarty. Zajęcia ogólnorozwojowe. Wycieczka krajoznawcza. Płukanie złota w Łupawie.
Dzień piąty. Sparing piłki wodnej. Wieczór artystyczny.
Dzień szósty. Niespodzianka.
Dzień siódmy. Zajęcia ruchowe w połączeniu pływania i biegania. Chrzest dla uczestników obozu.
Dzień ósmy. Zawody ratownicze w tym m.in. akcje ratunkowe z bojką, węgorzem, udzielenie pierwszej pomocy, wyścigi flag itp. Wręczenie nagród.
Podsumowanie: Dzień dziewiąty. Pakowanie i pożegnanie grupy
*Organizator zastrzega sobie prawo do zmiany programu, uwzględniając warunki pogodowe i inne.
Wyszli na zewnątrz. Pan Sylwester porozumiewał się z policjantem. W tym czasie pan Piotr rozmawiał z resztą uczniów. Pomimo wszystkich poprzednich okoliczności zdołał wywołać na swojej twarzy nieco uśmiechu.
- Witajcie w Ośrodku Słowianie! Tutaj przeżyjecie przygodę swojego życia! - krzyknął. - W ogóle co za niespodzianka. Dyrektorką ośrodka jest pani Halmann… to samo nazwisko ma dyrektor naszej szkoły! Cóż za przypadek! - powiedział pan Piotr. - Kto by się tego spodziewał! Niedługo się z nią spotkamy. Będzie na pewno bardzo miło. Proszę podejdźcie do mnie i przypomnijcie mi, jak się podzieliliście i w których domkach będziecie. Jest ich jedenaście. Oczywiście dziewczynki nie mogą być razem z chłopcami. Już zapisuję… Możecie potem od razu się rozlokować. Następnie będę was oczekiwać w budynku administracyjnym, gdzie przywitamy się z panią Halmann!


Stołówka znajduje się w świetlicy. Toalety znajdują się w każdym domku, w budynku administracyjnym, na hali sportowej i w świetlicy.

Dezerterzy: Olga, Piotr


Wokół było pełno debili i nikt nie zauważył, kiedy Olga przemknęła się sprytnie w bok. Tuż za nią szedł Piotr. Już myślała, że ją zatrzyma i wyda. Że będzie musiała wrócić do reszty. Ale Ozimski prędko się odezwał.
- Spokojnie. To są debile. Tu ma miejsce grubsza akcja. Na pewno ani szpital, ani obóz nie będą bezpieczne. Jesteś cholernie bystra, Olga. W sensie z tym kościołem. Nie jestem na pewno religijny, ale jeżeli mam gdzieś przeżyć, to tylko tam. Daj mi może jakiś krucyfiks. Oby nam pomógł na to cało kurewstwo.
Toteż wymknęli się.

W Rowach były dwa kościoły. Pierwszy przy Nadmorskiej 38. Drugi przy Kościelnej 10. Z miejsca wypadku mieli prawie dwa kilometry drogi. Policyjny radiowóz zmierzał w tamtą stronę i w pierwszej chwili zabrali się z resztą osób. Kiedy jednak zatrzymali się przy ośrodku Słowianie, ruszyli w przeciwną stronę.


Niestety kościół okazał się zamknięty. Dochodziła godzina dwudziesta. Olga i Piotr ruszyli w stronę plebanii. Chwilę tam stali, aż usłyszeli głos dochodzący z boku. Pod okolicznym drzewem znajdowała się skała. Na niej siedział chłopak. Uśmiechał się do nich i machał do nich ręką. Jak gdyby był ich przyjacielem… a nie był. Nie znali go.
- Hej, jestem Ratsław! - krzyknął.
Tuż obok niego znajdowała się mała dziewczynka. Zbierała okoliczne dmuchawce. Atakowała je zawzięcie powiewem. Cieszyło jej obserwowanie tego, jak zrywały się do lotu.
- Chcecie się pobawić?! - wrzasnął Ratsław.
Tymczasem drzwi do plebanii otworzyły się i stanął w nich stary klecha. Miał może sześćdziesiąt lat. Był przebrany w czarną sutanną.
- A kogo licho niesie?! - rzucił nieprzyjemnie.
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 22-12-2020 o 11:56.
Ombrose jest offline  
Stary 20-12-2020, 19:42   #68
 
Anonim's Avatar
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
- Witajcie w Ośrodku Słowianie! Tutaj przeżyjecie przygodę swojego życia! - krzyknął Turlecki - W ogóle co za niespodzianka. Dyrektorką ośrodka jest pani Halmann… to samo nazwisko ma dyrektor naszej szkoły! Cóż za przypadek! Kto by się tego spodziewał! Niedługo się z nią spotkamy. Będzie na pewno bardzo miło. Proszę podejdźcie do mnie i przypomnijcie mi, jak się podzieliliście i w których domkach będziecie. Jest ich jedenaście. Oczywiście dziewczynki nie mogą być razem z chłopcami. Już zapisuję… Możecie potem od razu się rozlokować. Następnie będę was oczekiwać w budynku administracyjnym, gdzie przywitamy się z panią Halmann!

"Przypadek jak sam skurwysyn." - pomyślał Wiesław. Okazało się, że dyrektorka szkoły jest w zmowie z jakimiś nadmorskimi kultystami. Wspaniale. Nie mogło być lepiej. Dodatkowo Sebastian Ceyn pewnie o tym już wcześniej wiedział, w końcu jest miejscowy. To wszystko zaczynało wyglądać jak sceny z serii Wrong Turn.

Wiesław był zawiedziony tekstem, że nie można nocować z dziewczynami. Choć w sumie brzmiało to logicznie ze względu na wiek uczniów. Wiesław błyskawicznie dotarł do Turleckiego, żeby jako pierwszy dokonać wyboru domku. Najbardziej strategicznie wyglądał nr 3 - daleko od granicy obozu, prawie w środku, ale wcześniej był nr 7. Do tego był trzyosobowy, czyli idealnie.
- Koledzy prosili mnie, żebym zgłosił za nich, że razem będziemy w domku nr 3. Ja - znaczy Wiesław Czartoryski, a także koledzy: Piotr Ozimski i Łukasz Zieliński. Piotrek gdzieś tu się kręci, a Łukasz pojechał do szpitala, ale wcześniej tak się umówiliśmy. Oni też lubią muzykę jak ja. - zagaił do Turleckiego, gdy ten notował te informacje. Wiesław właśnie załatwił sobie jedynkę, bo jakoś tak miał wątpliwości, czy Łukasz i Piotr jeszcze pojawią się w ośrodku. Piotr uciekł, a Łukasz - no cóż, co prawda Wiesław tego nie sprawdził, ale czuł, że Rowy mają wokół siebie jakąś granicę i nie będzie łatwo wydostać się.

Zanim odszedł przywołał Aaliyę, a gdy ona podchodziła to nawijał dalej do Turleckiego, aby ten notował:
- Ach, i jeszcze koleżanki Aaliyah al-Hosam, Marta Perenc i Olga Kowalska prosiły mnie, żebym zarezerwował im domek nr 1. Też trzyosobowy. Olga gdzieś tu się kręci, zresztą z Piotrkiem, a Aaliyah była tu... przed chwilą... - rozejrzał się, a już Aaliyah stała obok - Ach, tu jesteś. Już wam zarezerwowałem domek sąsiadujący z naszym numerem 3. Prosiłyście mnie o nr 1, prawda?
 
Anonim jest offline  
Stary 21-12-2020, 23:22   #69
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
Dzięki raz jeszcze Ombrose i Bardiel za wspólne scenki! :)

Nie chciał wierzyć w to co powiedział Ceyn, chciał uwierzyć, że najebał się i naćpał dlatego wpadł w paranoję i zachowuje się irracjonalnie. Ale gdy do wypadku autokaru przyjechała jedna, żałosna karetka, a potem jedna suka policyjna dotarło do niego, że to dzieje się naprawdę. Choć wychylił kilka głębszych i wciągnął krechę nigdy nie czuł się bardziej trzeźwy, nigdy też tak się nie bał. A to był dopiero początek. Gdy zastanawiał się dlaczego gliniarze nie zainteresowali ich kierowcą, dlaczego nie kazali połamanemu nastolatkowi spierdalać w podskokach do ambulansu, Turlecki wyskoczył z tym swoim śmiesznym programem wycieczki. Skalę absurdu wypierdoliło w kosmos, Wiaderny czuł się jak w śnie wariata, do głowy mu przyszło, że wcale się nie obudził, że dalej śni jakiś chory koszmar. Tyle, że ból jakiego doświadczył w czasie kraksy był prawdziwy, dzięki używkom trochę zelżał, ale nie zniknął, noga była złamana. Gdy kulejąc, wytoczył się z furgonetki od razu rozejrzał się po obozie w poszukiwaniu kamer. Takiej pojebanej akcji nie mógł zorganizować żaden gang, ani Pruszków ani Wołomin. Tylko wojsko albo tajna rządowa agencja odważyła by się porwać syna Janusza Wiadernego nie bojąc się, że jego stary zrobi w programie Jaworowicz gównoburzę, wynajmie Rutkowskiego i wymusi na Ziobro zdecydowane działania. Oglądał „Cube”, kto wie, czy ktoś nie wpadł na podobny pomysł, by kosztem siedemnastoletnich dzieciaków nie przeprowadzić jakiegoś chorego eksperymentu. Alan rozpaczliwie szukał logicznego wytłumaczenia, ale w tym co się działo, nie było żadnej logiki. W końcu uznał, że nie może tracić sił, żeby to zrozumieć. Musi zrobić wszystko, żeby przetrwać. Skupić się na tym co ważne. Ostrzec pozostałych i razem znaleźć jakieś wyjście z tej chorej sytuacji.

Ledwo wszedł do domku, rzucił plecak na łóżko po czym zwrócił się do Jacka. Czuł ulgę, gdy okazało się, że trójboista zostanie jego lokatorem.
- Musimy zebrać wszystkich i coś ustalić. Wszystko wyjaśnię w swoim czasie, ale teraz muszę coś sprawdzić. Pomożesz mi?

Jacek kiwnął jedynie głową, na znak potwierdzenia, po czym ruszył za kulejącym kolegą z klasy. Nie odzywał się przy tym. Wraz z otwarciem ryja tracił większość szczątkowej charyzmy, więc nie był zbyt rozmowny. Z nabożną powagą pomagał Alanowi pokonywać trasę.

Udali się do wyjścia. Niezdarne, przepełnione bólem zranionej nogi kroki Alan w towarzystwie Gołąbka skierował w kierunku kafejki internetowej, którą wypatrzył na mapie ośrodka. Podszedł do drzwi budynku sprawdzając czy są otwarte.

Były. Wnet ujrzał wnętrze budynku. Znajdowały się tutaj trzy podłużne stoły, przy których łącznie naliczył dwanaście stanowisk. Komputery wydawały się dość średniej jakości. Przynajmniej monitory sprawiały wrażenie nowoczesnych, cienkich. Z pomieszczenia obok wyszła kobieta. Miała na około siedemdziesiąt lat. Poruszała się powoli, być może z powodu dużej nadwagi.
- Dzień dobry, kochaneczku. Przyszedłeś pewnie napisać maila do rodziców? - uśmiechnęła się lekko. - To już przyjechaliście z Warszawy, tak? To z tej wycieczki? Jestem pani Hania - przedstawiła się. - Jestem tutaj dozorcą. Sprawuję pieczę nad komputerami, żeby żaden łobuz nie przyszedł i nie zrobił im krzywdy - uśmiechnęła się lekko.

- Mam na imię Alan a to jest Jacek. Tak, przyjechaliśmy w Warszawy. Tak jak pani mówi, chcieliśmy wysłać maile do rodziców – wyciągnął z kieszeni portfel – Ile kosztuje godzina?

- Wszystko wliczone w cenę obozu - powiedziała pani Hania. - Wasze konta powinny zostać już utworzone. Login to pierwsza litera imienia oraz nazwisko. Hasło takie samo. Po zalogowaniu wyskoczy komunikat z prośbą o zmianę hasła. Na każdym koncie jest ustawiony zegar. Każdy dziennie może spędzić maksymalnie pół godziny przy komputerze. Jesteście na obozie, żeby odpocząć na świeżym powietrzu, a nie żeby grać w gry przeglądarkowe - dodała i zaśmiała się lekko.- Choć to może was z początku irytować.

Alan skinął w podziękowaniu a gdy kobieta odeszła zasiadł przed komputerem, wklepał login “mwisniak”, potem zgodnie z instrukcją wpisał to samo hasło by następnie je zmienić na “zajebie_cie_ceyn”. Był niemal pewny, że ludzie z ośrodka kontrolują przepływ informacji, dlatego wolał pozostać anonimowy i zalogował na konto swojego kumpla. Albo jego siostry, bo nosili takie same nazwiska i pierwszą literę imienia. Trudniej będzie ustalić potencjalnego sprawcę. Pierwszym nazwiskiem jakie wklepał w internetową wyszukiwarkę była Elżbieta Halmann.
- Zalogowałem się na konto Wiśniaków, ty zrób to samo, zaloguj się na cudze konto – polecił koledze szeptem - Sprawdzę najpierw tą Halmann, ty możesz ogarnąć jakieś informacje o tym obozie. Może gdzieś są jakieś wzmianki o dziwnych wypadkach… sam nie wiem. Jak znajdziesz coś podejrzanego, powiedz.

Jacek zrobił dziwaczną minę. Nie potrzeba było osoby wyjątkowo empatycznej, aby rozczytać, że Gołąbek nie ma pojęcia co się dzieje. Jąkała sam nie był pewny czemu właściwie trzyma się przy Alanie i bierze udział w tych dziwnych podchodach. Wydawał się nieprzekonany, ale po raz kolejny po prostu skinął głową i zaczął działać. Po kilku sekundach grube paluchy trójboisty zaczęły się logować na konto Feliksa. Nie lubił dealerów narkotykowych… “Ośrodek wypoczynkowy Rowy wypadek” - wklepał do przeglądarki. Nie miał zacięcia detektywistycznego.

Alan zauważył w końcu zawahanie na twarzy kolegi.
- Jacek, zaufaj mi. Ktoś chce nam zrobić krzywdę. Prawdziwą krzywdę. Zobacz. Siedzę tu z tobą ze złamaną nogą, nikt się mną nie zainteresował. Mi też w to ciężko uwierzyć, ale to co się dzieje wokół nas, już dawno wypierdoliło poza wszelką skalę normalności.

Wiaderny zerknął na informacje, które wyskoczyły mu na ekranie komputera. Elżbieta Halmann figurowała tylko i wyłącznie w kontekście Ośrodka Słowianie. Okazało się, że ten został wybudowany i oddany do użytku w maju tego samego roku. Wszystko było nowe i świeże. Kobieta na pierwszy rzut oka miała około pięćdziesiąt lat. Zdawała się elegancka i dostojna. Wszędzie zostało użyte tylko jedno jej zdjęcie w niebieskiej sukni, która przywodziła na myśl filmy fantasy.


Ciężko było znaleźć jakiekolwiek informacje na jej temat. Nie miała profilu na serwisach społecznościowych. Nie było z nią prowadzonych również żadnych wywiadów. Zdawało się, że nigdy wcześniej nie prowadziła podobnego ośrodka. A nawet jeśli, to nie było o tym najmniejszej wzmianki w internecie.
Jacek o dziwo znalazł pojedynczy artykuł, który odpowiadał wyszukanemu przez niego haśle. Informacja była jednak zdawkowa. Otóż wyglądało na to, że w trakcie budowy Ośrodka Słowianie dochodziło do wielu różnych wypadków. Wszystkie zdawały się przypadkowe i niezbyt z sobą powiązane. Jeden kierownik budowy zmarł na zawał w miejscu pracy. Jego następca utopił się w okolicznej rzece. Dwóch robotników przygniotły belki w trakcie stawiania domków, ale nie odnieśli żadnych trwałych szkód. Miały miejsce dwa pożary, ale zostały szybko ugaszone dzięki sprawnej reakcji nadzorujących. Poza tym zdarzały się częste kradzieże z magazynów surowców. Znikało drewno, cement, deski, dachówki, a nawet narzędzia. Wszystko zostało opisane na stronie rowy.pl pod zakładką “Co słychać w Rowach”. Pojedynczy artykuł zatytuowany “Ciąg niefortunnych zdarzeń podczas budowy nowego ośrodka wczasowego”.
Pani Hania zerknęła na Jacka i Alana.
- Uważajcie tylko, żeby nie spóźnić się na spotkanie z panią Halmann - powiedziała. - Piszcie szybko maile i zmykajcie, jeśli nie chcecie zostać zbesztani - uśmiechnęła się lekko.
- Jeszcze moment proszę pani! – Wiaderny odpowiedział z wymuszonym uśmiechem.
- No dobra, łapserdaki - mruknęła pani Hania, kręcąc głową.
Alan powiększył zdjęcie kierowniczki ośrodka, jednak uwagę skupił na szczegółach tła, charakterystycznych elementach otoczenia, symbolach, które mogły znajdować się na fotografii. Kiedy skończył wpisał kolejną frazy łącząc je w różnej konfiguracji „Ośrodek wczasowy” „Rowy” „Sny” „Koszmary”, Zaginięcie” „Porwanie” „Wypadek” „Uczniowie”. Na końcu zawahał się, ale w końcu wyklepał na klawiaturze niepewnie „Zjawiska Paranormalne” łącząc z wpisywanymi wcześniej frazami.

Tu już miał dużo mniej sukcesów. Nie znalazł wzmianki o ośrodku w kontekście żadnej innej wycieczki. Na stronie ośrodka również nie było zdjęć z poprzednich turnusów. To zastanawiało Alana. Wnet doszedł do wniosku… że być może ich wycieczka była pierwszą w historii Słowian. Zdawało się całkiem możliwe, że żadna szkoła nigdy wcześniej nie posłała tutaj swoich uczniów. Liceum św. Jana Chrzciciela zdawało się pod tym względem pionierskie. W internecie nie zostały opisane żadne lokalne zjawiska paranormalne. W zdjęciu pani Halmann również nie dostrzegł niczego interesującego. Nawet nie wiedział, czy zostało wykonane na terenie ośrodka. Jeszcze nie zdołał zrobić rekonesansu po okolicy i znał tutejszych terenów.

Chłopak stwierdził, że nic już więcej nie wymyśli. Nie chciał wzbudzać niepotrzebnej uwagi staruchy zarządzającej tym przybytkiem, więc po chwili wylogował się, poczekał aż Jacek skończy po czym grzecznie podziękował kobiecie i kuśtykając wyszedł wraz z kolegą z kawiarenki.

***


Po chwili wrócili z Jackiem do domku. Nim Wiaderny przeszedł do rozmowy z lokatorami, podszedł do stojącego na środku pomieszczenia stołu, po czym zaczął siłować się jedną z nóg. Gdy ją już wyłamał zostawił przekrzywiony stół w spokoju, nie tłumacząc na razie zdziwionym kolegom, dlaczego niszczy mienie ośrodka „Słowianie”. Zwrócił się najpierw do Matiego, który był coraz bardziej irytujący. Alan nie wiedział, dlaczego żywi wobec swojego przyjaciela tak mieszane uczucia. Jeszcze rano skoczyłby za nim w ogień, teraz jednak pojawiła się jakaś rysa. Czuł, że Wiśniak zachowuje się inaczej. Nigdy nie był tytanem intelektu, ale teraz wyglądało jakby sprzężył swoje szare komórki z Agatą. Miał nadzieję, że to chwilowy spadek formy i uda się go naprostować.
- Mam pewien plan – zaczął enigmatycznie Alan szukając w głowie odpowiedniej motywacji dla przyjaciela – Chcę dojebać w końcu pedałkowi jak tu wróci ze szpitala, ale musisz mi najpierw załatwić parę rzeczy, ok? Koło budynku administracji stoi składzik na narzędzia. Kiedy my z Jackiem pójdziemy na spotkanie z kierowniczką tego zjebanego ośrodka, włamiesz się tam i zabierzesz narzędzia. Młotki, śrubokręty, siekiery, noże, wszystko co ci wpadnie w ręce i zmieścisz w plecaku. Sprawdź też czy nie ma tam może kanistrów z benzyną albo ropą, ale na razie zostaw je w spokoju. Jak jakiś cieć złapie cię i spyta co robisz, zaprowadzisz go do naszego domku i…
Alan pokazał na uszkodzony mebel, który przed chwilą zdewastował.
- …powiesz, że zniszczyliśmy stół i chcieliśmy go naprawić, zanim ktoś się zorientuje i nas ukara.. Dasz radę to zrobić? – spytał Alan szukając w oczach przyjaciela śladów zrozumienia i inteligencji.

- Tak, jasne - odpowiedział Mateusz.
Uśmiechnął się lekko do Alana. Zdawało się, że bardzo mu przypasowało to, że przyjaciel od razu brał się do działania. Nawet pomimo złamanej nogi, Wiaderny nie koncentrował się na biadoleniu, tylko myślał o tym, jak wyżyć się na słabszych. To jak najbardziej pasowało Mateuszowi.
- Mówisz z sensem - dodał Wiśniak. - Trzeba mu przypierdolić raz, a porządnie. Ale myślałem, że chcesz mu po prostu przyjebać tą nogą od stołu. Po co nam dodatkowe narzędzia? - zapytał, nie rozumiejąc. - Nie chcemy przecież pociąć go siekierą… - zawiesił głos. - Albo pochlastać nożem.
Następnie zamilkł i nieco oklapł. Zazwyczaj nie lubił być głosem rozsądku. To jego hamowano, a nie on hamował innych. Wolał jednak nie zabijać Wakfielda, nawet jeśli był zjebaną, spedaloną ciotą.

- Nie. Ale tak go kurwa w nocy wystraszymy, że się gnojek posra ze strachu. Wszystko nagramy a potem puścimy po szkole – zmyślał Alan starając się być jak najbardziej przekonujący – Pójdziesz do składziku a ja później przygotuje kominiarki.

Mateusz zaśmiał się.
- O kurwa, wchodzę w to! - krzyknął. - Gorzej, jeśli zacznie się rozbierać i będzie proponował, że da nam dupy, byśmy go tylko nie zabijali. Wtedy to chyba na serio mu tą siekierą przeoram odbyt - mruknął.

Jacek podrapał się po głowie zaniepokojony. Kiedy zgodził się być w jednym pokoju z Alanem i Mateuszem, nie spodziewał się aż takich numerów. Nie był pewny co ma zrobić i czy powinien reagować. Obawiał się, że Mateusz może go zwyzywać, więc na razie siedział cicho...

- Dobra. To idź teraz do Agaty i spytaj czy pożyczy nam boomboxa. Zaproś ją przy okazji na wieczorną bibę – polecił Wiaderny.

- Spoks - mruknął Mateusz. - A jak z tą nogą? - zerknął na złamaną kończynę Wiadernego. - Bardzo ci napierdala?

- Julka mi dała ścieżkę koksu. Jest git. Wytrzymam - odpowiedział Alan siląc się na uśmiech.

- Wytrzymasz jakiś czas, a potem koks rozpłynie się i powróci ból - powiedział Mateusz. - A masz tu być cały tydzień - przypomniał. - W ogóle sądzę, że powinieneś był jednak pojechać do szpitala. Wiem, że jesteś twardziel, no ale bez przesady. Jak zaczniesz kuśtykać do końca życia, to ludzie jeszcze pomyślą, żeś jakaś łamaga czy coś - dodał.

- Jutro stąd spieprzam, ale najpierw musimy rozprawić się z Wakfieldem. Czekałem na to dwa lata, noga mnie nie powstrzyma - odparł z udawanym przekonaniem Wiaderny. Gdy Wiśniak wyszedł, nastolatek od razu zwrócił się do pozostałych lokatorów.
- Żeby nie było. Nic nie zrobię Amerykańcowi. Musiałem znaleźć Mateuszowi odpowiednią motywację.

- Aaa…. - Jacek pokiwał głową ze zrozumieniem. Wyglądał tak, jakby kamień spadł mu z serca. - Ale… Ale… Ale… o co cho… cho… cho… chodzi z tymi na… na… narzędziami?

- Mówiłem ci. Musimy założyć, że ludzie w tym obozie są niebezpieczni. Właściwie mam pewność, że tak jest. Potrzebujemy czegoś do obrony.
Gdy Alan pozbył się na dobre Mateusza, zwrócił się do Adriana. Azjata torturujący robaki nie mógł być normalny, lecz nastolatek w duchu musiał przyznać, że nad większością kolegów japoniec góruje intelektualnie. W życiu by nie pomyślał, że przyjdzie mu mieszkać z jednym domku z typem, któremu najchętniej by spuścił łeb w kiblu, jednak Wiaderny wszystkie animozje zostawił za sobą w chwili gdy opuścił autobus. Choć większością uczniów wcześniej gardził, nie chciałby, żeby komukolwiek z nich stała się krzywda.
- Wiem, że masz łeb na karku. To co tu się dzieje nie jest normalne i musimy się przygotować, że ktoś może próbować zrobić nam coś... złego – powiedział Wiaderny – Widziałem, że ta twoja kumpela…Marta?... poszła za jakąś staruszką i już nie wróciła. Chcę ją znaleźć tak samo jak ty, ale musisz mi pomóc dowiedzieć się co tu się dzieje. Za chwilę spotkamy się na zbiórce z kierowniczką tego ośrodka. Chcę, żebyś w tym czasie poszedł do budynku administracji i znalazł jej biuro. Powinna tam trzymać teczki z naszymi personaliami, musisz je stamtąd wynieść i przynieść tutaj. Może przy okazji uda ci się wybadać jej komputer? Ja w tym czasie postaram cię kryć i zagadam raszplę, żeby dać ci więcej czasu. Zrobisz to dla nas? Dla Marty?

Adrian pokiwał głową. Zdawało się, że nie chciał powiedzieć nic więcej. Alan tak właściwie zaczął się zastanawiać, czy jego słowa do niego dotarły. Fujinawa w tej chwili wydawał się naprawdę upośledzony. A może przestraszył go plan napuszczenia strachu Wakfieldowi? Lub też bał się o Martę? Ciężko było stwierdzić, o czym myślał Adrian. O ile w ogóle myślał.
- Sam mam pójść? - nagle odezwał się. - Byłoby dobrze, gdyby ktoś mi pomógł. Ty i Mateusz nie możecie, macie swoje zadania… Może jednak zaangażujemy kogoś spoza domku? Ufasz komuś na tyle? - mruknął.

Alan zastanawiał się, kto mógłby towarzyszysz okularnikowi, ale nikt rozsądny nie przychodził mu do głowy.
- Jak za dużo dzieciaków nie zjawi się na spotkaniu z kierowniczką, mogą zacząć coś podejrzewać. Dwie osoby można przeoczyć, trzy? Za duże ryzyko. Musisz pójść sam.

Adrian westchnął i pokiwał głową.
- Sam. W porządku - mruknął Fujinawa. - Zresztą i tak nie mogę liczyć na nikogo. Tylko na siebie samego.
Spojrzał nagle gdzieś w bok. Alan nawet nie zauważył muchy, która leciała niedaleko. Azjata wnet wystrzelił ręką i chwycił ją między palcami wskazującym a kciukiem. Błyskawicznie. Zgniótł owada i z zainteresowaniem spojrzał na czarną maź, która pozostała na jego skórze.

***

Później, gdy Alan wrócił z domku dziewczyn przygotowując się do zebrania z Halmann, zaczepił muchobijcę.
- Dobre wiadomości. Pójdzie z tobą Berenika Szumna. Dziewczyna wydaje się ogarnięta, więc masz się jej słuchać, ok? - Wiaderny czuł się dziwnie zwracając się do Azjaty jak do imbecyla, ale po sytuacji z muchą zaczął odnosić dziwne wrażenie, że skośnooki naprawdę kretynieje i może narobić sobie i reszcie ekipy poważnych problemów.
 
Arthur Fleck jest offline  
Stary 23-12-2020, 19:09   #70
 
JohnyTRS's Avatar
 
Reputacja: 1 JohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputację
Zieliński zniknął we wnętrzu autobusu. Jego plecak leżał na środku korytarza, ktoś go chyba dodatkowo nadepnął. Otrzepał dłonią, zarzucił na ramię - nie miał tam nic, co mogłoby nie przetrwać czegoś takiego. Tam był cały jego bagaż. Ponownie wyminął całą gadającą i kłócącą się grupę (nauczyciele kompletnie go olali, czy już w ogóle nie kontaktowali). Uklęknął kolejny raz przy Marcie, jej stan był bez zmian. Coś innego go wzywało, już od dawna znał to uczucie, ten wewnętrzny żar. Odszedł od autobusu na kilkanaście metrów, bardziej na środek pola. Postawił plecak i siedząc na nim zaczął rysować. Szybkie kontury autobusu, zaznaczona linia okien, dwie linie na drzewa, między nimi postawił podłużną plamkę która miała być Słonicką znikającą w lesie. Kolejne ruchy ołówka, kolejne osoby zgromadzone przy autobusie, proste kontury plus coś charakterystycznego, po czym można by rozpoznać daną osobę. W przypadku Agaty był to pierdolony boombox. Agata była tą osobą, którą chciał dosłownie zagryźć, rzucić jej się do gardła.

W karetce plany poszły się walić, jechali do Ustki, Łukasz liczył na Słupsk, ale zawsze mogło być gorzej. W sumie to było, kiedy pani Królik zaczęła odstawiąć szopkę ze śpiewaniem. Chłopak schował twarz w dłoniach.

Ja pierdolę.

Wychylił się z prowizorycznego siedziska, przez przednią szybę widział w oddali zielony, przekreślony czerwoną linią znak. Wrócił do poprzedniej pozycji uspokojony, że opuszczają Rowy. Aż stwierdził, że nie może oddychać. Tak po prostu, nigdy nie powiedział, że wiadomo kiedy się oddycha tlenem. Teraz wiedział, że tego tlenu nie ma. Popatrzył po innych, to samo, wszyscy się dusili, serce zaczęło mu szybciej bić, już chciał walić pięścią w gródź do kabiny kierowcy, kiedy w dłoniach zaczęły pojawiać się koperty, stające nagle w płomieniach. Dodał dwa do dwóch:
-Pożar! - wrzasnął i sięgnął do plecaka. Kopertę miał wsadzoną szkicownik, kompletnie o niej zapomniał. Zaraz to wszystko mu się zacznie fajczyć. Jest! Wyszarpując spomiędzy kartek kopertę ta stanęła w ogniu... Flashback.

W jego dłoni pojawiła się zapalniczka, tania reklamówka zostawiona przez któregoś z gości. Podpalił róg koperty. Patrzył jak powoli ogarniają ją płomienie. Obrócił, żeby się nie poparzyć, potem rzucił Marcie pod nogi.

Znowu, nie miał czasu żeby to roztrząsać, po kopercie nie było już ani śladu, spaliła się, w ogóle go nie parząc. Trzymał w dłoni kartę, wyglądającą na starą, czując jeszcze, jak lodowata macka przez rękę sięga do jego wnętrza, do jego... duszy?
-Zawracaj!- wrzeszczy. - Do Rowów!
Przed oczami zaczynały mu latać mroczki, robi kolejny głęboki oddech, ale to nic nie daje, sięga jeszcze do kieszeni Marty, ta koperta tak samo, spala kiedy tylko ją dotknął, też karta, on miał księdza, a ona jakieś słońce. Czuł że chyba się nie uda. Odpływał.

Krzyczę przez okno czoło w szybę wgniatam
Haustem powietrza robię w żarze wyłom
Ten co mnie słyszy ma mnie za wariata
Woła - co jeszcze świrze ci się śniło


Muzyka
 
__________________
Ten użytkownik też ma swoje za uszami.

Ostatnio edytowane przez JohnyTRS : 26-12-2020 o 13:16. Powód: małe poprawki, niedokończone zdania, literówki.
JohnyTRS jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172