Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-12-2020, 14:19   #9
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Komórka znajdowała się obok. Nie był włączony głośnomówiący, ale i tak słyszała słowa Asifa. Wokół cisza była tak przenikliwa, że jego głos zdawał się uderzać w nią niczym dzwon.
- Nevaeh, kiedy byliśmy razem, też byłaś taka teatralna - rzucił. - Nie sądzisz, że to było właśnie częścią naszego problemu? Wiem, że odstawiłaś telefon, proszę porozmawiajmy jak dorośli ludzie.
Tymczasem na piętro wróciła Maria Teresa.
- Nev, dlaczego Kiara kompletnie nie ma dobrego gustu…? - zaczęła, trzymając w dłoniach stare adidasy.
Wnet jednak spostrzegła, w jakim stanie była przyjaciółka. Rzuciła buty na podłogę i szybko przysunęła się do Nev. Opadła na kolana i przytuliła się do niej. Pogłaskała ją po plecach. Wyszarpnęła komórkę i przystawiła ją sobie do ucha.
- Jak raz jeszcze do niej zadzwonisz, skurwielu, to znajdę cię, wyrwę ci jaja i wepchnę do przełyku - krzyknęła do słuchawki i nacisnęła przycisk rozłączenia. - Co on ci zrobił, skarbie? - zmienił momentalnie ton, nachylając się do Nev.

Szlochając Hermansen wtuliła się z całej siły w drugą kobietę, chwytając ją kurczowo i rozpaczliwie. Trzymała mocno, próbując wziąć się w garść i odpowiedzieć… tylko nie umiała znaleźć słów, brakło samozaparcia. Zmęczenie opadło jej na głowę, oplatając myśli krążące wciąż i wciąż wokół wypadku. Nie mogła powiedzieć Marii Teresie wszystkiego, nie zrozumiałaby. Asif też nie nie rozumiał. Jedynie Kiara, ale ona leżała teraz w stanie katatonii gdzieś piętro niżej.
- M… muszę z-z n..n-im… - po nieskończenie długiej chwili wydukała wreszcie, macając na oślep za telefonem, a gdy go znalazła, napisała szybkiego smsa z adresem Kiary.
- Muszę… muszę z nim po-porozmawiać - dokończyła, przyciskając czoło do ramienia Włoszki - Pro… proszę Marii, zadz… zadzwoń do Aoife. P...powinna wiedzieć i je-jechać d… do szpitala. Z Kia… Kiarą. Ja… muszę… z-zostać.

Maria zamrugała powoli.
- Problem z takimi dobrymi osobami jak ty jest to, że ciągle im się wydaje, że coś muszą. Otóż nic nie musisz, Nevaeh - powiedziała dobitnie. - Musisz zatroszczyć się o siebie. Wiem, że może nie jestem zbyt wiarygodną osobą do dawania takich rad… bo sama mam doktorat z komplikowania sobie życia… Ale nie uwierzę, żebyś naprawdę musiała dzwonić i rozmawiać ze swoim katem. Co takiego ci powie? Czemu miałabyś mu w ogóle uwierzyć? W ogóle znalazłaś dla mnie ubrania? - Maria chyba zmieniła temat. - Musimy czym prędzej zejść na dół, jeśli chcemy zabrać się z Kiarą karetką. I tak nas pewnie do niej nie wpuszczą, ale zawsze możemy pojechać za nimi. Ja… i tak nie mam nic lepszego do roboty i nawet poczuję się bezpieczniej w szpitalu. Ciebie również powinni obejrzeć, bo to naprawdę nie jest normalne, żeby aż wymiotować ze stresu.
Na sam koniec jej głos zmiękł i zrobić się delikatny. Przysunęła się i przytuliła do Nev.
- No już, moje kochanie. Wszystko będzie dobrze. To słodkie kłamstwo, ale musimy je sobie sprzedawać - zaśmiała się perliście, gładząc przyjaciółkę po plecach.

Hermansen kiwała głową, podobna figurce pieska stawianego na tylnej szybie samochodu. Będzie dobrze, musi być dobrze. Powinny w to wierzyć, inaczej się nie dało.
- T...tak, spodnie - wyprostowała się, dłonie wciąż trzymając ramiona przyjaciółki i rozejrzała się po podłodze. Czarne dresy leżały na wyciągnięcie ręki, nawet nie zarzygane. Sukces.
- Tu są… powinny być wygodne i… - zacięła się, niemo poruszając ustami. Wreszcie westchnęła - Wplątał mnie w coś. Mnie i moją rodzinę… i w-wzięło go na wyrzuty sumienia - dodała martwo, patrząc na telefon. - Ubierz się, powiem mu, że będziemy w szpitalu. Poczuję… poczuję się pewniej mając cię obok. Przepraszam Mari, nie dam rady tego tak zostawić - ocierając wierzchem ramienia oczy, wybrała numer Asifa.

Maria pokręciła głową.
- Ten facet musi mieć końskiego kutasa, że ciągle do niego wracasz po wszystkim, co ci zrobił - powiedziała. - Wypierdol faceta ze swojego życia raz, a dobrze. Robisz sobie sama szkodę, a ja muszę na to spoglądać.
Zdjęła swoje ubranie oraz kozaki. Wciągnęła szybko spodnie. Przejrzała szafę Kiary i wybrała zwykły, biały T-shirt oraz szary polar. Wnet założyła adidasy. W kilka sekund zmieniła się z bogini seksu w dziewczynę z sąsiedztwa. Choć mocny makijaż jednak trochę nie pasował do tego wizerunku.
Asif odebrał, ale po kilku sygnałach.
- Mam dość, Nev. Po prostu mam dość - przywitał ją tymi słowami.

- Witaj w Krainie Oz, Dorotko. Już wiesz jak się czuję - pociągając nosem Nevaeh, wstała chwiejnie na nogi. Kątem oka obserwowała drugą kobietę nie umiejąc oderwać od niej wzroku. Była piękna do tego stopnia, że samą swoją obecnością rozjaśniała najgorszy mrok i chujnię, w jakiej człowiek mógł się znaleźć.
- Jedziemy z Kiarą do szpitala, tam się spotkamy. Zadzwoń jak dojedziesz i uważaj. Jackie popił i strzela do ludzi - skrzywiła się - Zapomniałam ci powiedzieć.

- Nie, ja wiem. W sensie przeżyłem go. Był u ciebie w domu i zdemolował ci bramę. Próbował wjechać swoim samochodem w nią, żeby ją sforsować. Okazała się zbyt mocna, ale nieco się wygięła. Ja schowałem się za płaczącą wierzbą i mnie nie dostrzegł. Ale zrobiło mi się gorąco - rzekł Asif. - Nie wiem, czym go zdenerwowałaś, ale uwierz mi, że już masz dość problemów na głowie. Trzeba było jeszcze wkurwiać druglorda? - zapytał.
Maria zerknęła na Nevaeh. Nie wiedziała, o czym mówił Asif, ale chyba nieco przeczuwała, bo na jej twarzy malowała się niepewność.
- Coś się stało? - zapytała. - Musimy się już zbierać - dodała ciszej.

- Czekamy w szpitalu - Nev powtórzyła najważniejsze, po czym przerwała połączenie. Z ciężkim sercem schowała telefon do kieszeni.
- Jackie próbował mi się wbić furą na posesję - przyznała cicho, biorąc Włoszkę za rękę i razem ruszyły na dół - Brama dała radę, skasował sobie zderzak… ale to nic. Nieważne, pierdoła - przez ściągniętą, bladą twarz o zaczerwienionych oczach przeszedł grymas podobny do uśmiechu - Nie wiem dlaczego narzekasz na ciuchy Kiary. Wyglądasz zajebiście.

Maria Teresa pokiwała głową.
- Ale to tylko dlatego, bo ja we wszystkim wyglądam zajebiście - powiedziała. - To niestety nie jest mój styl. Ale w sumie to dobrze. Ciężej będzie mnie rozpoznać - dodała.
Znalazła jeszcze czapkę z daszkiem. Spojrzała na napis na przodzie. Litery układy się w “NEW AGE”.
- Będzie idealna - mruknęła i schowała pod nią włosy.
Przejrzała się w lustrze. Jej makijaż nadal był rozmazany. Chyba zaczęła się zastanawiać, czy Nev nie ironizowała tym komentarzem o zajebistym wyglądzie.
Tymczasem na piętrze pojawił się Teagan.
- Kiara już pojechała - rzekł. - Jedziemy za nią? - zapytał. - Czego dowiedziałaś się od tego skurwiela? - dodał, kiedy przypomniał sobie o telefonie do Asifa.

Hermansen odkryła pewien zaskakujący fakt, tym dziwniejszy, że całkowicie niespodziewany. Głos gliniarza, widok jego uroczej gęby zadziałał podobnie do widoku półnagiej Marii.
- Panaceum na wszelkie zło - szepnęła, pociągając nosem. Trzy kroki i stała obok blondyna, wczepiając się we front jego bluzy pazurami. Oddech później z prawie namacalna ulgą położyła mu głowę na ramieniu.
- Tak, jedziemy - przyznała cicho. Brzmiało dobrze, porządnie. Jakby plan - A ten chuj w coś… powiedziałam, że będziemy pod szpitalem. Chce pogadać, podobno ma informacje ważne dla bezpieczeństwa mojej rodziny. To głupi, durny skurwiel i go nienawidzę… ale zawsze był - zawiesiła się, prostując do pionu i spojrzała Teaganowi w twarz - Serio mógł nas w coś wplątać, ciapak jebany. Chcę wiedzieć czy mi banda talibów nie wysadzi rodziców w powietrze, bo tak mówi prawo szariatu.

Teagan przewrócił oczami.
- Nie daj się sterroryzować - powiedział. - Jesteśmy Irlandczykami i mieszkamy w Irlandii - powiedział. - To nasza ziemia i…
Maria parsknęła śmiechem.
- Brzmisz jak bohater jakiegoś filmu kostiumowego - mruknęła i wyszła na korytarz. - Ja się stąd zbieram - dodała i ruszyła w dół schodów.
Teagan zamilkł i zerknął na nią. A potem na strój, który zostawiła… tak po prostu na podłodze obok kozaków.
- Może powinniśmy to zabrać. Kto wie… a nuż się potem… przyda… - zawiesił głos i odwrócił wzrok. Chyba się nawet nieco zarumienił, ale ciężko było stwierdzić w tym oświetleniu.

Więcej sygnałów bliźniaczka nie potrzebowała. Bez słowa wróciła do pokoju, zgarniając lateksowe wdzianko i niebotyczne szpile. Jak gdyby nie działo się nic niezwykłego zwinęła je w kulkę i wsadziła pod pachę.
- Maria ma rację, zbieramy się - z uśmiechem wyminęła gliniarza, a będąc obok szepnęła cicho - Lubię jak się mnie krępuje. Głupio było pytać, ale na pewno masz w domu kajdanki… chcę je zobaczyć. Skujesz mnie, wyrecytujesz moje prawa, a że nie będę współpracowała z organem ścigania, użyjesz go na mnie… najlepiej na stole - odwrócila się przez ramię i puściła mu oko - Lubię na stole.

Teagan potknął się i o mało co nie wpadł na ścianę. Podniósł dłonie i w ostatniej chwili odgrodził się od niej.
- Ja… bez przesady. Wiem, że ci pomogłem, ale nie przyjechałem tutaj dla własnych korzyści - powiedział. - Chcę, żebyś to wiedziała.
Wyszedł na korytarz i ruszył w stronę schodów. Zerknął z ich szczytu do tyłu na Nev.
- Może kiepsko trafiłaś poprzednim razem, ale nie wszyscy faceci są takimi kompletnymi chujami - powiedział. - Niektórzy mają duszę… - zawiesił głos. - Choć jakieś jej szczątki.
Zaczął schodzić. Mocno trzymał się poręczy. Bez wątpienia gotował się w środku od nadmiaru emocji.
 
Ombrose jest offline