Komórka znajdowała się obok. Nie był włączony głośnomówiący, ale i tak słyszała słowa Asifa. Wokół cisza była tak przenikliwa, że jego głos zdawał się uderzać w nią niczym dzwon.
- Nevaeh, kiedy byliśmy razem, też byłaś taka teatralna - rzucił. - Nie sądzisz, że to było właśnie częścią naszego problemu? Wiem, że odstawiłaś telefon, proszę porozmawiajmy jak dorośli ludzie.
Tymczasem na piętro wróciła Maria Teresa.
- Nev, dlaczego Kiara kompletnie nie ma dobrego gustu…? - zaczęła, trzymając w dłoniach stare adidasy.
Wnet jednak spostrzegła, w jakim stanie była przyjaciółka. Rzuciła buty na podłogę i szybko przysunęła się do Nev. Opadła na kolana i przytuliła się do niej. Pogłaskała ją po plecach. Wyszarpnęła komórkę i przystawiła ją sobie do ucha.
- Jak raz jeszcze do niej zadzwonisz, skurwielu, to znajdę cię, wyrwę ci jaja i wepchnę do przełyku - krzyknęła do słuchawki i nacisnęła przycisk rozłączenia. - Co on ci zrobił, skarbie? - zmienił momentalnie ton, nachylając się do Nev.
Szlochając Hermansen wtuliła się z całej siły w drugą kobietę, chwytając ją kurczowo i rozpaczliwie. Trzymała mocno, próbując wziąć się w garść i odpowiedzieć… tylko nie umiała znaleźć słów, brakło samozaparcia. Zmęczenie opadło jej na głowę, oplatając myśli krążące wciąż i wciąż wokół wypadku. Nie mogła powiedzieć Marii Teresie wszystkiego, nie zrozumiałaby. Asif też nie nie rozumiał. Jedynie Kiara, ale ona leżała teraz w stanie katatonii gdzieś piętro niżej.
- M… muszę z-z n..n-im… - po nieskończenie długiej chwili wydukała wreszcie, macając na oślep za telefonem, a gdy go znalazła, napisała szybkiego smsa z adresem Kiary.
- Muszę… muszę z nim po-porozmawiać - dokończyła, przyciskając czoło do ramienia Włoszki - Pro… proszę Marii, zadz… zadzwoń do Aoife. P...powinna wiedzieć i je-jechać d… do szpitala. Z Kia… Kiarą. Ja… muszę… z-zostać.
Maria zamrugała powoli.
- Problem z takimi dobrymi osobami jak ty jest to, że ciągle im się wydaje, że coś muszą. Otóż nic nie musisz, Nevaeh - powiedziała dobitnie. - Musisz zatroszczyć się o siebie. Wiem, że może nie jestem zbyt wiarygodną osobą do dawania takich rad… bo sama mam doktorat z komplikowania sobie życia… Ale nie uwierzę, żebyś naprawdę musiała dzwonić i rozmawiać ze swoim katem. Co takiego ci powie? Czemu miałabyś mu w ogóle uwierzyć? W ogóle znalazłaś dla mnie ubrania? - Maria chyba zmieniła temat. - Musimy czym prędzej zejść na dół, jeśli chcemy zabrać się z Kiarą karetką. I tak nas pewnie do niej nie wpuszczą, ale zawsze możemy pojechać za nimi. Ja… i tak nie mam nic lepszego do roboty i nawet poczuję się bezpieczniej w szpitalu. Ciebie również powinni obejrzeć, bo to naprawdę nie jest normalne, żeby aż wymiotować ze stresu.
Na sam koniec jej głos zmiękł i zrobić się delikatny. Przysunęła się i przytuliła do Nev.
- No już, moje kochanie. Wszystko będzie dobrze. To słodkie kłamstwo, ale musimy je sobie sprzedawać - zaśmiała się perliście, gładząc przyjaciółkę po plecach.
Hermansen kiwała głową, podobna figurce pieska stawianego na tylnej szybie samochodu. Będzie dobrze, musi być dobrze. Powinny w to wierzyć, inaczej się nie dało.
- T...tak, spodnie - wyprostowała się, dłonie wciąż trzymając ramiona przyjaciółki i rozejrzała się po podłodze. Czarne dresy leżały na wyciągnięcie ręki, nawet nie zarzygane. Sukces.
- Tu są… powinny być wygodne i… - zacięła się, niemo poruszając ustami. Wreszcie westchnęła - Wplątał mnie w coś. Mnie i moją rodzinę… i w-wzięło go na wyrzuty sumienia - dodała martwo, patrząc na telefon. - Ubierz się, powiem mu, że będziemy w szpitalu. Poczuję… poczuję się pewniej mając cię obok. Przepraszam Mari, nie dam rady tego tak zostawić - ocierając wierzchem ramienia oczy, wybrała numer Asifa.
Maria pokręciła głową.
- Ten facet musi mieć końskiego kutasa, że ciągle do niego wracasz po wszystkim, co ci zrobił - powiedziała. - Wypierdol faceta ze swojego życia raz, a dobrze. Robisz sobie sama szkodę, a ja muszę na to spoglądać.
Zdjęła swoje ubranie oraz kozaki. Wciągnęła szybko spodnie. Przejrzała szafę Kiary i wybrała zwykły, biały T-shirt oraz szary polar. Wnet założyła adidasy. W kilka sekund zmieniła się z bogini seksu w dziewczynę z sąsiedztwa. Choć mocny makijaż jednak trochę nie pasował do tego wizerunku.
Asif odebrał, ale po kilku sygnałach.
- Mam dość, Nev. Po prostu mam dość - przywitał ją tymi słowami.
- Witaj w Krainie Oz, Dorotko. Już wiesz jak się czuję - pociągając nosem Nevaeh, wstała chwiejnie na nogi. Kątem oka obserwowała drugą kobietę nie umiejąc oderwać od niej wzroku. Była piękna do tego stopnia, że samą swoją obecnością rozjaśniała najgorszy mrok i chujnię, w jakiej człowiek mógł się znaleźć.
- Jedziemy z Kiarą do szpitala, tam się spotkamy. Zadzwoń jak dojedziesz i uważaj. Jackie popił i strzela do ludzi - skrzywiła się - Zapomniałam ci powiedzieć.
- Nie, ja wiem. W sensie przeżyłem go. Był u ciebie w domu i zdemolował ci bramę. Próbował wjechać swoim samochodem w nią, żeby ją sforsować. Okazała się zbyt mocna, ale nieco się wygięła. Ja schowałem się za płaczącą wierzbą i mnie nie dostrzegł. Ale zrobiło mi się gorąco - rzekł Asif. - Nie wiem, czym go zdenerwowałaś, ale uwierz mi, że już masz dość problemów na głowie. Trzeba było jeszcze wkurwiać druglorda? - zapytał.
Maria zerknęła na Nevaeh. Nie wiedziała, o czym mówił Asif, ale chyba nieco przeczuwała, bo na jej twarzy malowała się niepewność.
- Coś się stało? - zapytała. - Musimy się już zbierać - dodała ciszej.
- Czekamy w szpitalu - Nev powtórzyła najważniejsze, po czym przerwała połączenie. Z ciężkim sercem schowała telefon do kieszeni.
- Jackie próbował mi się wbić furą na posesję - przyznała cicho, biorąc Włoszkę za rękę i razem ruszyły na dół - Brama dała radę, skasował sobie zderzak… ale to nic. Nieważne, pierdoła - przez ściągniętą, bladą twarz o zaczerwienionych oczach przeszedł grymas podobny do uśmiechu - Nie wiem dlaczego narzekasz na ciuchy Kiary. Wyglądasz zajebiście.
Maria Teresa pokiwała głową.
- Ale to tylko dlatego, bo ja we wszystkim wyglądam zajebiście - powiedziała. - To niestety nie jest mój styl. Ale w sumie to dobrze. Ciężej będzie mnie rozpoznać - dodała.
Znalazła jeszcze czapkę z daszkiem. Spojrzała na napis na przodzie. Litery układy się w “NEW AGE”.
- Będzie idealna - mruknęła i schowała pod nią włosy.
Przejrzała się w lustrze. Jej makijaż nadal był rozmazany. Chyba zaczęła się zastanawiać, czy Nev nie ironizowała tym komentarzem o zajebistym wyglądzie.
Tymczasem na piętrze pojawił się Teagan.
- Kiara już pojechała - rzekł. - Jedziemy za nią? - zapytał. - Czego dowiedziałaś się od tego skurwiela? - dodał, kiedy przypomniał sobie o telefonie do Asifa.
Hermansen odkryła pewien zaskakujący fakt, tym dziwniejszy, że całkowicie niespodziewany. Głos gliniarza, widok jego uroczej gęby zadziałał podobnie do widoku półnagiej Marii.
- Panaceum na wszelkie zło - szepnęła, pociągając nosem. Trzy kroki i stała obok blondyna, wczepiając się we front jego bluzy pazurami. Oddech później z prawie namacalna ulgą położyła mu głowę na ramieniu.
- Tak, jedziemy - przyznała cicho. Brzmiało dobrze, porządnie. Jakby plan - A ten chuj w coś… powiedziałam, że będziemy pod szpitalem. Chce pogadać, podobno ma informacje ważne dla bezpieczeństwa mojej rodziny. To głupi, durny skurwiel i go nienawidzę… ale zawsze był - zawiesiła się, prostując do pionu i spojrzała Teaganowi w twarz - Serio mógł nas w coś wplątać, ciapak jebany. Chcę wiedzieć czy mi banda talibów nie wysadzi rodziców w powietrze, bo tak mówi prawo szariatu.
Teagan przewrócił oczami.
- Nie daj się sterroryzować - powiedział. - Jesteśmy Irlandczykami i mieszkamy w Irlandii - powiedział. - To nasza ziemia i…
Maria parsknęła śmiechem.
- Brzmisz jak bohater jakiegoś filmu kostiumowego - mruknęła i wyszła na korytarz. - Ja się stąd zbieram - dodała i ruszyła w dół schodów.
Teagan zamilkł i zerknął na nią. A potem na strój, który zostawiła… tak po prostu na podłodze obok kozaków.
- Może powinniśmy to zabrać. Kto wie… a nuż się potem… przyda… - zawiesił głos i odwrócił wzrok. Chyba się nawet nieco zarumienił, ale ciężko było stwierdzić w tym oświetleniu.
Więcej sygnałów bliźniaczka nie potrzebowała. Bez słowa wróciła do pokoju, zgarniając lateksowe wdzianko i niebotyczne szpile. Jak gdyby nie działo się nic niezwykłego zwinęła je w kulkę i wsadziła pod pachę.
- Maria ma rację, zbieramy się - z uśmiechem wyminęła gliniarza, a będąc obok szepnęła cicho - Lubię jak się mnie krępuje. Głupio było pytać, ale na pewno masz w domu kajdanki… chcę je zobaczyć. Skujesz mnie, wyrecytujesz moje prawa, a że nie będę współpracowała z organem ścigania, użyjesz go na mnie… najlepiej na stole - odwrócila się przez ramię i puściła mu oko - Lubię na stole.
Teagan potknął się i o mało co nie wpadł na ścianę. Podniósł dłonie i w ostatniej chwili odgrodził się od niej.
- Ja… bez przesady. Wiem, że ci pomogłem, ale nie przyjechałem tutaj dla własnych korzyści - powiedział. - Chcę, żebyś to wiedziała.
Wyszedł na korytarz i ruszył w stronę schodów. Zerknął z ich szczytu do tyłu na Nev.
- Może kiepsko trafiłaś poprzednim razem, ale nie wszyscy faceci są takimi kompletnymi chujami - powiedział. - Niektórzy mają duszę… - zawiesił głos. - Choć jakieś jej szczątki.
Zaczął schodzić. Mocno trzymał się poręczy. Bez wątpienia gotował się w środku od nadmiaru emocji.