Konistag; ranek?; kamienica van Drasenów
Była już zwarta i gotowa. Powtórzyła jeszcze tylko szybko kilka poz, pchnięć i uników po czym poleciła Brenie by ta zabrała podarowany jej w prezencie ślubnym przez męża nieboszczyka wyhaftowany ozdobną nicią skórzany pancerz oraz zdobiony w piękne grawery z wysadzanymi drogocennymi kamieniami rękojeścią oręż. Sama zaś zadbała o to by zabrać magiczne kropelki, która podarował jej Starszy oraz kilka innych specyfików jak afrodyzjak, który udało się jej skubnąć kilka nocy wcześniej Grubsonowi, bądź krople nasenne. Po czym ruszyła wpierw w kierunku pokoju eunucha a następnie ku czekającej już na nią i jej służkę karety rodziny van Hansenów.
- Widzę, że nie jesteś zbytnio zajęty. - skomentowała zauważając rozwalonego na pryczy w swoim pokoju eunucha - Mam więc dla ciebie coś do zrobienia. - uśmiechnęła się złowieszczo - Po pierwsze. Masz tu kilka monet. - sięgnęła do sakwy - I idź do "Sierpa i młota" coś zjeść a przy okazji powęszyć za tą cała Leoną. No wiesz. - spojrzała na Kornasa jakby chciała dostrzec czy pamięta kim jest ów kobieta - Ta cała strażniczka z kazamat. Dobrze by było abyś ustalił gdzie mieszka. Co lubi. Czego nie. Czegokolwiek. - zrobiła delikatną przerwę - Naturalnie zachowując maksimum dyskrecji. Później zaś za to co ci zostanie idź pograć w kości. Tylko w jakiejś innej, bardziej odpowiedniej knajpie i przy okazji postaraj się dowiedzieć czegoś o kompanach tej Normy z którą wygrałeś na Arenie. - mówiła zdecydowanie ciszej - Wszystko jasne? A i wróć do wieczora, bo planuję wyjść na miasto w twojej asyście - uśmiechnęła się nie odrywając jednak wzroku od swojego pracownika. Chciała upewnić się czy aby na pewno wszystko pojął.
- Leona? Z tych kazamat? Dobra. Popytam. - łysy pokiwał swoją łysiną i jak zwyle tak poważnie z tak poważną miną, że czasem nie wiadomo było czy załapał co trzeba. No ale wrzucił te kilka monet do swojej sakiewki i z całą powagą zaczął szykować się do wyjścia. Pozostawało czekać na wynik tego wyjścia. Niby na bystrego nie wyglądał a jakoś na tą walkę na Arenie jakoś się jednak umówił sam.
- Nie zawiedź mnie tylko. - dodała zmierzając ku drzwią wyjściowym - Liczę na ciebie.
Konistag; przedpołudnie; kareta van Hansenów
- Potraktuj te odwiedziny jako kolejną lekcję i pewnego rodzaju nagrodę zarazem. - rzekła do Bremy gdy jechały we dwie dorożką w kierunku rezydencji van Hansenów - To jednak nie koniec niespodzianek i sprawdzianów jakie dla ciebie przyszykowałam. - dodała - W najbliższy Wallentag zostałam ponownie zaproszona do posiadłości panienki Kamili. Tym razem jednak wspominała również o tobie. - zrobiła przerwę tak by do jej służki doszło to co przed chwilą pracodawczyni rzekła - Chciałaby namalować twoj portret. - uśmiechnęła się szeroko - Nago. - dodała lśniąc białymi ząbkami - Odparłam naturalnie, że się zgadzasz i że to dla ciebie zaszczyt. - spojrzała przenikliwie na rudzinkę - Cieszysz się?
- Panienka van Zee mnie też zaprasza? - mloda służąca słuchałą w zdumieniu co ma do powiedzenia jej pani. Aż zamrugała oczami chyba nie wierząc w to co słyszy. - I namaluje mój portret? Ależ to wspaniale! - roześmiała się wesoło nie mogąc uwierzyć we własne szczęście. Dopiero jak dorożka nieco zwolniła na kolejnym zakręcie chyba dotarło do niej coś jeszcze.
- Ale nago? To znaczy bez ubrania? Znaczy będę musiała się jakoś przebrać? - dopytała się jednak jakby nie była pewna czy dobrze zrozumiała czego się od niej oczekuje.
- Znaczy, że będziesz musiała zdjąć z siebie odzienie wierzchnie. - położyła dłoń na wewnętrznej stronie uda tylko nieco delikatniej jak czyniła to w przypadku Łasicy - Jesteś piękną kobietą, która nie ma czego się wstydzić. Powiem więcej, która powinna chwalić się swoimi atutami eksponując je odpowiednio a to właśnie taka okazja. - uśmiechnęła się serdecznie mimo niezbyt przyjemnej temperatury powietrza - Ja widziałam i potwierdzam. Oczy mi nie mylą i przyznam ci się szczerze, że zdarza mi się śnić o tobie. - puściła niewinne oczko w kierunku szkolonej przez siebie dziewczyny.
- Ojej… Naprawdę? Pani o mnie? Przecież to pani jest bardzo piękna ja to tylko zwykła pokojówka jestem… - Brema chyba się zarumieniła i trochę zaczęła się jąkać nie bardzo wiedząc co zrobić i powiedzieć. Opuściła wzrok na dłoń jaka wylądowała na podołku jej wyjściowej spódnicy ale nie zrobiła gestu by ją oddtrącić.
- Też raz mi się pani śniła. Ale to był taki dziwny sen. Nie chciałam o nim mówić. - wyznała cicho nie podnosząc głowy i wpatrzona w swoje kolana a może dłoń na swoim podołku.
- No ale postaram się pani nie zawieść. Jak trzeba będzie pozować bez ubrania to będę. Bardzo się cieszę, że pani i panna van Zee o mnie pomyślały. Tylko ja nigdy nie robiłam czegoś takiego to nie chciałabym czegoś zepsuć. - powiedziała cicho i szybko wyrażając swoją zgodę i dobrą wolę ale przyznając, że nie miała wcześniej takich doświadczeń.
- Twoje naturalne piękno leży w środku. - odparła chcąc nieco dodać odwagi wyraźnie skrępowanej służce - Bądź po prostu sobą a wyjdzie jak trzeba. - uśmiechnęła się a następnie drugą dłonią uniosła delikatnie za brodę twarz pracownicy - Opowiedz mi o tym śnie. Podobał ci się?
- Tak, podobał mi się. Tylko… Tylko był bardzo dziwny. Pierwszy raz śniło mi się coś takiego. - służąca westchnęła cicho i wpatrywała się w ścianę dorożki naprzeciwko próbując swoje myśli w słowa. - Już dużo zapomniałam. To było w tą noc jak nas odwiedziła ta pani kapitan i panienka van Zee. I potem to mi się śniło. Znów było to spotkanie i na nim wszystkie byłyśmy. Tylko tak… No dziwnie było… - wyznała nieco skrępowana by mówić co zapamiętała z tamtego snu.
- Tak to znaczy jak? - ciągnęła za język młodą uczennice - Dziwnie? Chodziłyśmy na rękach czy mówiłyśmy językiem kaszalotów? - ironiczny uśmieszek pojawił się na jej twarzyczce.
- Oh, nie, to nie to… - młoda służąca uśmiechnęła się na tą żartobliwą uwagę. Po czym otworzyła kilka razy usta i je zamknęła gdy chciała coś powiedzieć ale nie wiedziała jak. - To było… Takie… Chyba nieprzyzwoite. Bo pani zaczęła rozmawiać z panią kapitan. A mnie zająć się panienką van Zee… No i… No i się zajęłam. - wydukała wreszcie znów opuszczając głowę na swój podołek.
- Wiesz, że ze mną możesz być całkowicie szczera. - ręka powolutku wędrowała w górę uda - Jak się nią zajęłaś? Podobało ci się to? - Ver miała wrażenie jakby wyczuwała podniecenia swojej służki. Wolała się jednak upewnić.
- No… Obcowałyśmy ze sobą… Jak z mężczyzną… Tylko bez mężczyzny. Ja z panienką Kamilą i pani z panią kapitan. Ale mogło mi się już coś pomieszać. - wyznała zmieszana służąca i na koniec szybko dodając coś co łatwo pozwalało obrócić sprawę w senne majaki bez znaczenia. - Ale było bardzo przyjemne. - dodała na koniec jeszcze ciszej niż poprzednio.
- Pokaż mi więc jak się ją zajmowałaś. - rzuciła nagle spoglądając z dziką rządzą na służkę zaś ręką lądując na jej łonie - Tu i teraz. W końcu mamy jeszcze trochę czasu nim dotrzemy do rezydencji van Hansenów.
- Oh… Tutaj? Teraz? - pokojówka zamrugała oczami rozglądając się dookoła. Chociaż w samej karecie były same i ta ruchoma kabina na kołach zapewniała sporo dyskrecji nawet jak się jechało przez środek miasta w środku dnia. Niemniej zawsze było to jakieś ryzyko, że ktoś jednak coś dojrzy albo przyłapie w niestosownym momencie.
- No… Ale… To ja bym musiała uklęknąć… A pani wstać. A tu nie bardzo jest jak. Bo ja w tym śnie to chyba klęczałam przed panną Kamilą. Ona chyba nade mną stała… - rudzielec w swojej wyjściowej sukni wskazał na podłogę przed kolanami swojej pani gdzie powinna zająć miejsce gdyby miało być jak w tym śnie o jakim mówiła. Podłoga jednak był w śniegu, piachu i błocie naniesionym z zewnątrz przez buty co musiałoby zostawić ślad na jej sukni gdyby miała tam klękać. A i stanie w nieco przygarbionej pozycji gdy karoca była w ruchu musiało być mało wygodne. Brema popatrzyła więc na Versanę nieco skonfundowana co powinna zrobić w takiej sytuacji.
- Zawsze możemy usiąść obok siebie. - zaproponowała znajdując jakieś wyjście z tej niecodziennej sytuacji - Musiałabyś tylko nieco się pochylić. Z resztą na bogów. Na co oni nam dali palce? - zapytała retorycznie patrząc dość wymownie na służkę.
- No tak… To może… Jeśli pani pozwoli… - ruda pokojówka skinęła głową na znak zgody albo by dać znać, że rozumie. Zastanawiała się chwilę po czym odsunęła się trochę od swojej chlebodawczyni a w zamian delikatnie ujęła jej nogę tak by położyć ją na tej wygodnej sofie przez co Versanie wygodniej teraz było usiaść bokiem do kierunku jazdy i oprzeć się o boczną ściankę powozu.
- Tam we śnie to wszystkie byłyśmy w nocnych koszulach… - zauważyła tą różnicę gdy spojrzała na długą spódnicę swojej pani. Sama zresztą miała na sobie podobną. Z podwijaniem nocnej koszuli na pewno bylo mniej roboty bo nie sięgały do samych kostek jak spódnice. Ale delikatne dłonie ujęły łydkę Versany i jej pokojówka uniosła ją do siebie jakby chciała z bliska obejrzeć jej buty.
- Nie pamiętam dokładnie wszystkiego. Ani jak się zaczęło ani skończyło. No i tam stałyśmy trochę inaczej. - wyznała wciąż nieco skonfundowana ale dało się wyczuć też ekscytację. Tylko hamowaną przez nieśmiałość i mało swojskie okoliczności. Ale przesunęła dłonią w górę wdowiej łydki jak podczas wspólnych kąpieli po czym ostrożnie schyliła się i ją pocałowała. I spojrzała na Versanę by sprawdzić jej reakcję. Wiele czasu nie miały niedługo powinny zajechać na miejsce.
- Twoja nieśmiałość i zakłopotanie są urocze. - przyznała z miłym uśmiechem na twarzy podpierając brodę służki - Chyba jednak pora kończyć, bo cel naszej podróży bliski. - oznajmiła podnosząc głowę rudzinki tak by ta się wyprostowała - Dokończymy to jednak później. Może dziś wieczorem odwiedzisz mnie przy okazji kąpieli i kolacji. - zaproponowała patrząc jak kocica - Wtedy byś zaprezentowała mi w pełnej krasie to co ci się śniło.
- Jesteś już moja słodziutka. - pomyślała z satysfakcją - Z Łasicą już się tobą zaopiekujemy.
- Dobrze proszę pani. - Brema posłusznie dostosowała się do woli swojej pani wypuszczając ostrożnie jej łydkę i pozwalając jej wrócić na właściwą damie pozycję. Sama też usiadła znów obok niej a i już wjeżdżali na ulicę gdzie jedną z rezydencji była ta należąca do van Hansenów. |