Karl miał nieodparte wrażenie, że zabrali się za poszukiwanie Bastionu o parę tygodni za późno.
I że jeśli nie dopisze im szczęście, to dopadnie ich zima, a oni będą mieć szczęście, jeśli wrócą do cywilizacji nie odmroziwszy sobie zadków, nosów i palców.
Oczywiście nie miał zamiaru narzekać - towarzystwo było miłe, mieli co jeść (w lasach też zwierzyny nie brakowało, bo nikt na nic w tych rejonach nie polował), czasem nawet zdarzał się dach nad głową.
- Zróbmy dzień przerwy - zaproponował. - Razem z Allif i Manfredem wybierzemy się na jakąś górę. Może faktycznie ze szczytu uda się coś zobaczyć i będziemy wiedzieć, w którą odnogę skręcić. Lepiej stracić dzień, niż dwa tygodnie.
- Trzeba by zastanowić się, czy nie lepiej by było ruszyć dalej bez wozów - zmienił temat - które nas spowalniają. Jeśli tak, to trzeba by zrobić przegląd bagaży, załadować na konie i na plecy co się da i ruszyć pieszo. A wozy zostawić. Nikt ich nie ukradnie.
- Pójdziemy tak daleko, jak starczy paszy dla koni. Znaczy żebyśmy zdołali wrócić - dodał. |