Jacek kiwnął głową Alanowi, na znak porozumienia. Kolega wydał mu się niezwykle dziwny. Nie tylko dlatego, że w ogóle z nim gadał - jąkała domyślał się, że mogło to wynikać z interesowności. Rzecz w tym, że Wiaderny właśnie zrezygnował z pomocy, gdyż ktoś inny mógł jej potrzebować bardziej. I to było najdziwniejsze! Czyżby niesłusznie do tej pory uważał Alana za egoistę? A może syn wędliniarskiego potentata przeszedł duchową przemianę podczas podróży? A skoro o tym mowa…
Gołąbek przypomniał sobie nagle osobliwy sen. Przecierając czoło, nie dowierzał temu co wydarzyło się w jego głowie. Zamordował je wszystkie… Poza Martą Perenc. Ta, uciekając przed nim, pośliznęła się i rozbiła głowę. Nieraz czuł frustrację czy irytację, ale nie podejrzewał nawet jak wiele agresji skumulowało się w nim przez ostatni rok. Ciarki przechodziły po plecach Jacka na samo wspomnienie brutalnej wizji. Wizji, która z jednej strony wydawała mu się surrealistyczna, a z drugiej - aż do bólu realna.
Agata wyrwała chłopaka z rozmyślań. Jej wrzaski, roszczeniowość, kopanie nieprzytomnej Marty. Przypomniał sobie jak we śnie zmiażdżył jej krtań. Nie umarła od razu - zamiast tego dusiła się i nie mogła wydusić ani słowa. Jacek czuł wtedy ogromną satysfakcję, wiedząc że nie będzie mogła już pyskować.
Spojrzała nagle w jego stronę. Gołąbek czym prędzej odwrócił wzrok, obawiając się konfrontacji słownej. Nerwowo poprawił przewiązaną na biodrach bluzę Abibasa i rozejrzał się po okolicy.
Nie pojmował zamieszania. Sam był mocno podenerwowany, ale miał wrażenie że pozostali nie panują ani nad sobą, ani nad sytuacją. A już na pewno nie nauczyciele! Nie rozumiał czemu część chciała maszerować do obozu. Wydawało mu się, że powinni poczekać w autokarze na przybycie policji i pogotowia. Wszak doszło do wypadku. Postanowił porozmawiać z panem Sylwestrem.
- Panie pro… pro… profesorze czy my nie… nie… nie… powinniśmy czekać na po… po… policję i po… po… pogotowie? Po… Po… Po… Poza tym Marta i Adrian po… po… poszli do… do.. do… lasu.
Jacek szanował autorytet starszego nauczyciela i oczekiwał, że ten podejmie jakieś rozsądne kroki, albo przynajmniej przekona resztę grona do takowych. Wydawało mu się, że wszyscy rozbiegają się jak indyki bez głowy.