Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-12-2020, 17:23   #64
Anonim
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Rozmowa z mamą Marty przebiegła całkiem pozytywnie. Reakcja była adekwatna do sytuacji i wcześniej zaobserwowanego zachowania tej osoby. Oczywiście Wiesław nie do końca wierzył, że w ogóle rozmawia z mamą Marty. To mogło być po prostu efekt wcześniejszych obserwacji jej rodziców. Właściwie to już stawało się śmieszne. Typki z Rowów mogli wchodzić do snów, tworzyć konstrukcje pułapek w świecie snów i jeszcze powodować jakieś ataki podobne do padaczki. Tak, rzeczywiście zapowiadała się porządna walka. Wiesław „mamie Marty” odpowiedział z zatroskaniem „Proszę przyjeżdżać.” i pożegnał się.

Chwilę później kończyła się scenka zaczarowanej Marty, która pobiegła do jakiejś podejrzanej baby i prowadziła z nią dialog jakby przekręciło jej się w głowie. Podwójnie dziwne, bo przecież jeszcze przed chwilą całkiem racjonalnie pocieszała Aaliyę. To pewnie był jakiś atak łamiący wolną wolę. Biedna Marta. Wiesław chciał jej pomóc, ale był jeszcze na etapie rozpoznawania przeciwnika. Kto wie ilu z nich czaiło się w tych krzaczorach. Oczywiście Adrian natychmiast rzucił się na „ratunek” nie mając pojęcia z czym ma do czynienia. Nie chcąc podarowywać tamtym rabatu „2 w cenie 1” Wiesław natychmiast spróbował przywołać Adriana do porządku. Niestety nieprzemyślane działania skośnego odrobinę zaskoczyły Wiesława. Ogólnie głupota niektórych ludzi go nie dziwiła, ale w tym przypadku było sporo innych tematów. Wiesław nie zamierzał męczyć się na jakieś bieganie po polu, czy włażenie do lasu. Dlatego po prostu krzyknął za uciekającym licząc, że to wystarczy - a jak nie wystarczy to będzie problem, ale coś Wiesław przeczuwał, że Adrian i tak znajdzie się. Może nie cały i zdrowy, ale pewnie żywy. A może nie? No, w każdym razie i tak było już za późno na bieganie i taki pościg skończyłby się u Baby Jagi w lesie. Krzyk brzmiał:
- En'Driahoma każe ci zatrzymać się Adrian! Wracaj tu! Marcie nic nie będzie! - ściema na ściemie, ale może zadziała. W tym samym czasie Wiesław rzucił ziemniakiem celując w Adriana. Jak nie od słów to może od bólu otrzeźwieje.

Działania Wiesława okazały się bardzo skuteczne. Niezwykle. Kiedy tylko wspomniał o obcym wymiarze, noga Adriana powinęła się i zaryła w róg. W rezultacie cały Fujinawa potknął się i przewrócił. Na sam koniec dostał ziemniakiem w potylicę, jakby tego było mało. Bez wątpienia jego pościg już zakończył się. Marta natomiast zniknęła między drzewami ze staruszką. Nauczyciele w ogóle nie zauważyli jej braku. Wuefistka jednak podeszła do Wiesława.
- Lubimy się rzucać ziemniakami?! - krzyknęła do Czartoryskiego. - Dwadzieścia pompek. Raz dwa!

Wiesław odskoczył od niej mając na ramieniu swoją torbę, w której teraz był telefon Marty. Ogólnie niedawno pozbył się swojego, a tu już mu wpadło w ręce nowe z tych przeklętych urządzeń tych czasów. Szczerze mówiąc to nienawidził telefonów komórkowych. Reklamowano ich plusy, ale minusy napiętrzały się - najbardziej zdradziecki był nieustający dostęp do internetu i treści zaprojektowanych, żeby uzależnić i wykorzystać. Nieważne, czy była to reklama kremów, farmaceutyków, czy pornografia - wszystko to były śmiecie tych czasów wymyślone przez korporacje jakże podobne do tego ultrakapitalistycznego gówna, które swego czasu wykreowało socjalizm i komunizm. Ale wracając jednak do szmaciarskiej wuefistki to miał ochotę do niej odpowiedzieć „A weź, kurwa, spierdalaj jebany małpiszonie.” - odpowiedział jednak grzeczniej:
- Lubimy olewać uczniów powierzonych pod opiekę?! Marta Perenc właśnie weszła w tamte zarośla z jakąś podejrzaną osobą. I mi się widzi, że pani będzie odpowiedzialna jak coś stanie się Marcie Perenc. WueF skończył się, a kryminał może zacząć się. - powiedział do niej mierząc ją wzrokiem. Był gotów odskoczyć i uciekać od tej szalonej osoby - w stronę drogi.

Szmata zmarszczyła brwi.
- Nawet nie próbuj odwracać mojej uwagi od... - zaczęła, ale nagle zamilkła. Rozejrzała się i rzeczywiście nie dostrzegła Marty Perenc. W pierwszej chwili nie wiedziała nawet o kim właściwie Wiesław mówił. Dziewczyna była zwolniona z lekcji W-F, więc dla tego małpiszona napompowanego testosteronem prawie nie istniała. Prawie, bo jednak to wynikało z ideologii wuefistki, a nie z percepcji rzeczywistości.
- Do jasnej anielki... - przeklęła. - Nie ma Marty Perenc! - rzuciła do pozostałych nauczycieli.

Nauczycielka Anna Królik (o ile to jeszcze była ona) rozejrzała się po uczniach, a także zajrzała do autobusu. Rzeczywiście nigdzie nie widziała Marty Perenc. Momentalnie zbladła, kiedy to sobie uświadomiła. Wiesław uznał, że albo jest doskonałym aktorem albo rzeczywiście zmartwiła się... nie na tyle jednak, żeby widzieć jakąś popieprzoną kartoflaną babcię i nagły zryw energii ulubienicy klasowej (jak wynikało z jej karteczki z kim mogła poznać Wiesława... w sumie to nie było głupie i szkoda, że tego nie zrobi... z drugiej strony Wiesław poradzi sobie bez tego, bo zawsze sobie jakoś radził i tym razem nic się nie zmieni).
- Bernatko, mogłabyś ją poszukać? - zapytała, a Wiesław zastanowił się o kim mówi. Po chwili uświadomił sobie, że kanalia miała tak na imię. W podejrzany sposób przez jedno „t”. Anna Królik dodała po chwili:
- My tutaj zajmiemy się resztą uczniów.

Wuefowy małpiszon szpetnie przeklęła pod nosem, po czym spojrzała na Czartoryskiego.
- Gdzie widziałeś ją ostatnim razem? - zapytała. - [/i]Pójdziesz ze mną, nicponiu. Jak masz mnie kryminałem straszyć, to posłucham, co jeszcze masz mi do powiedzenia.[/i] - dodała. Wiesław omal nie roześmiał się. Nigdzie z nią nie pójdzie.
- Poszła za starszą kobietą, która przedstawiła się jako babcia pana Ceyna. W tamte zarośla. - pokazał jej gdzie palcem - A gdzieżbym śmiał straszyć kryminałem? Stwierdziłem tylko fakty. Podobnie jak to, że głównym opiekunem jest pani Ania, a ona wyraźnie powiedziała, że zajmie się resztą uczniów w czasie pani poszukań Marty. Z pewnością Marta nie odeszła daleko, bo ta babcia pana Ceyna to raczej z tych wiekowych. Dziękuję za obdarzenie mnie tak wielkim zaufaniem, że aż spotkał mnie zaszczyt propozycji uczestnictwa w akcji ratunkowej, ale mój tata - prokurator z Prokuratury Generalnej - zawsze powtarza, że dorośli nigdy nie powinni narażać nieletnich. Mam tylko 17 lat, więc jeszcze jestem nieletni - zresztą jakby tutaj moi znajomi z klasy nie byli w świetle prawa dziećmi to nie zabrałaby im pani alkoholu. Reasumując: pozostanę tutaj, a pani z pewnością w pojedynkę poradzi sobie z babcią pana Ceyna. - wciąż był gotów uciekać przed nią, zresztą teraz już był w bezpiecznej odległości. Tracił czas na wuefistkę - doskonale zdawał sobie sprawę, że gdyby z nią tam poszedł to tylko jedna osoba wróciłaby. Miał nadzieję, że przemowa będzie wystarczająca, żeby wuefistka w końcu odpieprzyła się, a on miałby czas zająć się pilniejszymi sprawami jak na przykład uzyskać od Aaliyi informacje albo sprawdzić, czy w okolicach znaku "Rowy" nie istnieje jakieś pole siłowe, które coś zrobi Mateuszowi i Agacie, gdy przekroczą granicę. Był też motyw z pozyskaniem dodatkowych sojuszników - tych nigdy za mało.

Małpiszon poirytował się tylko. Nic nie dotarło do jej pustego łba i z niewiadomych przyczyn zwlekała z poszukiwaniem Marty - innymi słowy odwlekała spełnienie swojego zasranego obowiązku.
- Oj znam ja takich jak ty. Młodzi inteligenci, którzy myślą, że rozumy pozjadali. Chcesz być prawnikiem jak twój tatuś, to może najpierw trzeba te studia prawnicze skończyć. - powiedziała kobieta (?) - Słusznie zauważyłeś, że jesteś niepełnoletni i pod moją opieką. W takim razie to moje rozeznanie, co jest bezpieczne, a co nie, jest obowiązujące. - rzekła - [/i]Pójście do lasu pod opieką nauczycielki, aby poszukać koleżanki z klasy i babcię nauczyciela?[/i] - zapytała - Gdzie tu narażanie nieletnich? Narażanie nieletnich to było, ale przed chwilą... - wskazała dłonią rozklekotany autobus. - Ale teraz?
Zdawało się, że testosteronowa małpa chciała wygrać każdą walkę, ale nie tylko na ringu. Również potyczki słowne liczyły się dla niej. Oraz dominacja. Nie chciał robić pompek? Nie chciał z nią iść do lasu? To było dla małpiszona wyzwanie. A ona patrzyła w oczy każdemu wyzwaniu. Co prawda porywała się z motyką na Słońce, ale jeszcze nie zdawała sobie z tego sprawy.

Ali natomiast rozmawiała przez chwilę z Feliksem. Wyglądała na bardzo zmęczoną, ale znajdowała się w stabilnym stanie. Nie miała co zrobić ze swoimi dłońmi raz składając ręce, innym razem dotykając twarzy. Głównie spoglądała na swoje buty. Trzebiński chyba ją pocieszał, bo delikatnie gładził po ramieniu. Potem jednak zwrócił uwagę na biblijny performens Olgi i ruszył w jej stronę czym prędzej. W ocenie Wiesława wystąpienie Olgi miało sens. Ale aktualnie nie mógł z tym nic zrobić. Natomiast mógł włączyć do rozmowy kogoś kto prawdopodobnie wie sporo i jest twardym zawodnikiem.

- Panie Ceyn! - Wiesław podniósł głos, żeby zwrócić na siebie uwagę Ceyna (i może wszystkich innych) - Pana babcia zabrała Martę Perenc w tamte zarośla, a pani wuefistka pomimo prośby pani Królik boi się iść tam sama szukać Marty.

Pan Sebastian akurat wychodził z busa.
- Moja... babcia? - zapytała.
- Przedstawiła się jako Ceyn i mówiła coś, że jest pana babcią. To ta staruszka kłamała?! - odparł Wiesław. Z mordy Sebastian wyglądał na podejrzaną osobę, więc nie było problemu rzucić na niego dodatkowe podejrzenia. Do tego tak niewinne i pasujące do jego pochodzenia z Rowów.
Sebastian zmarszczył brwi, przytrzymując się drzwi. Zerknął w dal.
- Ale dlaczego akurat Martę Perenc? - zapytał, choć chyba bardziej siebie niż Wiesława. Ten ostatni jednak postanowił odpowiedzieć, bo czemu nie? Być może Sebastian Ceyn będzie jednak sojusznikiem. Albo skończy jako kompost. To się jeszcze okaże. Wiesław sporo oglądał Survivor i wiedział, że w przypadku zderzenia dwóch plemion najlepiej uderzyć w osobę, która łączyła największą ilość osób. Nie zawsze to był lider sojuszu, czasem był to ktoś inny. Powiedział do niego:
- Dziel i rządź. Marta spajała najwięcej osób. - po czym przekazał mu karteczkę, na której Marta zaproponowała Wiesławowi, że zapozna go z innymi. Następnie skinął porozumiewawczo Sebastianowi i oddalił.

Czartoryski nie miał zamiaru już rozmawiać z wuefistką. Postanowił przemieścić się w stronę drogi. Jakby wuefistka stała mu na drodze to ominie ją wokół autobusu, a jeżeli nie stała na drodze to po prostu oddali się od niej przechodząc przy okazji obok Aaliyi i mówiąc jej, że wszystko będzie dobrze i "zaraz wracam". Oczywiście, gdyby chciała go ścigać (tj. wuefistka rzecz jasna) to zacznie uciekać i krzyczeć, że wuefistka jest opętana i próbuje go zabić. No i przemieści się do drogi.
Tak planował.

Małpiszon nie ruszył się z miejsca. Spoglądała z przymrużonymi oczami na Wiesława. Jakby widział to to pewnie powiedziałby jej, żeby sobie kupiła okulary. Wszystko wskazywało na to, że od teraz będą mieć ze sobą na pieńku. Nic nie powiedziała. Chyba zaczęła planować zemstę. Wiesław miał to gdzieś. Miał nadzieję, że babcia od kartofli zrobi wuefistce z dupy jesień średniowiecza.

Tymczasem Ali złapała Wiesława za ramię.
- Gdzie idziesz? - zapytała. - Może... nie oddalaj się, dobrze?
Chyba martwiła się o niego. Nie chciała tracić go z oczu.
- Iść z tobą? Masz jakiś problem? Znaczy jakiś dodatkowy... oprócz tych, które wszyscy mamy? - najwyraźniej nic nie słyszała z „dyskusji” między Wieśkiem, a małpiszonem. Tamta już oddaliła się w stronę lasu.

Wiesław zatrzymał się i spojrzał na dziewczynę. Uśmiechnął się do niej:
- Dziękuję. Ja... nie jestem do końca pewien co stało się, ale mam swoje podejrzenia. Porozmawiajmy, ale przejdźmy kawałek od autobusu w stronę drogi. - po przejściu kilkunastu metrów, gdy znaleźli się poza zasięgiem słuchu reszty zapytał ją: - Pamiętasz może swój sen? - i dodał zanim odpowiedziała - Zasnąłem jako ostatni i obudziłem się jako drugi (po Sebastianie Ceynie). Pamiętam, że zasnąłem, gdy minęliśmy znak "Rowy", a obudziłem się zanim autobus zjechał z drogi na to pole. Innymi słowy spałem najwyżej kilka, może dziesięć sekund - nie ma możliwości, żeby w takich okolicznościach pojawiał się sen, a jednak był. I nie tylko ja go miałem... twoje oczy zmieniły barwę i z trudnością przyciągnąłem cię... nie chciałbym, żebyś pomyślała, że zwariowałem, dlatego na tym przerwę. Ale gdybyś widziała coś czego nie widzę to proszę daj mi znać i... dyskretnie zwróć uwagę, czy wzrok Ceyna reaguje na to co widzisz... ech... - na moment przerwał i dodał: - Cieszę się, że jesteś.

Ali uśmiechnęła się lekko.
- Ja też cieszę się, że ty jesteś. Uratowałeś mi życie. Cieszę się, że pani Bernadeta poszła szukać Marty, bo ona też mi bardzo pomogła. - mruknęła - Nie jestem tylko pewna, czy na serio powinieneś cieszyć się z mojej obecności. Otóż… myślę, że to się stało przeze mnie.
Zamilkła na moment, kiedy odeszli nieco na bok.
- Czy uznasz mnie za szaloną, głupią dziewczynę, jeśli powiem, że wierzę w rzeczy paranormalne? - zapytała - Nawet nie chodzi tu już o wiarę. Tylko o to, że one po prostu… istnieją.
Spuściła wzrok. Wiesław wydawał jej się raczej twardo stąpającym po ziemi facetem. Wolała nie wypaść przed nim na fankę Ezo TV, numerologii i tarota. Chyba bała się, że zostanie wyśmiana.
- Nie, oczywiście, że nie uznam cię za taką. Wiem, że trudno mówić o tych sprawach w dzisiejszych czasach. Sam mam z tym problem. Mój ojciec dużo zajmował się tym i... no, ja też wiem, że one istnieją. Doświadczyłem ich w dzieciństwie. Chciałbym, żebyś mi zaufała. Powiedz czemu uważasz, że to stało się przez ciebie? - uśmiechnął się do niej - Obiecuję, że nadal będę cieszył się z twojej obecności.

Ali przez chwilę milczała.
- Otóż... - rozejrzała się dookoła, czy nikt ich nie podsłuchiwał. Zdawało się, że nie. - [/i]Musisz mi obiecać, że nikomu o tym nie powiesz. To jest związane z moją rodziną. Pewnie słyszałeś plotki o tym, że moja mama i tata zginęli w wypadku? Otóż... to prawda. Ale zanim powiem ci cokolwiek więcej, musisz obiecać, że zachowasz to dla siebie. Nie sądzę, że powinnam ufać tym ludziom. Szczerze mówiąc wciąż się waham, czy powinnam ufać tobie. Ale... ciężko jest iść przez życie tak całkowicie samej...[/i] - zawiesiła głos - Może to głupota, ale chcę ci powiedzieć o wszystkim. Nawet Marta o tym nie wie...
- Obiecuję. Cokolwiek powiesz, cokolwiek stałoby się - nikomu nie powiem. - Wiesław mówił szczerze. Wiedział o wielu tajemnicach.

Aaliyah przez chwilę milczała.
- To był naprawdę paskudny dzień. Oszczędzę zbędnych szczegółów, ale obudziłam się ze złymi przeczuciami. Wszystko po kolei szło nie tak. Pewnie nie poszłabym na tę imprezę, gdyby nie wyciągnęła mnie Marta Wiśniak. Byłam wtedy tak niedorzecznie zauroczona Alanem. Chciałam go zobaczyć. Chociażby zobaczyć. Tak bardzo spieszyłam się, że zostawiłam włączony gaz na kuchence. Mamy na dodatek bardzo szczelne mieszkanie, było dodatkowo ocieplone po zimie. Moi rodzice zginęli. A kiedy przyszłam... ujrzałam ich zwłoki.
Musiało minąć trochę czasu, ale nawet teraz al-Hosam była pod wrażeniem tamtego momentu. Jej głos lekko drżał. Zdawało się, że jeszcze chwila i się rozpłacze.
- Nie wiedziałam, co robić. Już miałam dzwonić na policję. Ale wtedy... ujrzałam ich. Stali obok mnie. Cali w świetle, półprzezroczyści. Pomyślałam na początku, że może mi się tylko wydawało. Że może wcale nie umarli. Ale jednak... to był ich koniec... choć nie taki ostateczny. Mama i tata nawiedzają mnie od tamtego czasu. Ja... ja chyba widzę duchy... - szepnęła - Ostatni raz mówili do mnie na pokładzie autobusu. Tata głównie dyktuje mi, co mam pisać do jego partnerów biznesowych, to on nie chciał, abym wyjawiła ich śmierć publice. Mówi, że będzie sterował swoim imperium za grobu. I to robi. Mama troszczy się bardziej o mnie. Ale i tak to wszystko jest dla mnie bardzo... męczące. Słyszałam, że w naszej rodzinie mieliśmy osoby uzdolnione duchowo... moja babka na przykład. Myślałam jednak, że to tylko bajki. Wszystko zmieniło się jednak i teraz jestem bardzo wierząca. Duchy istnieją, Wiesławie. I są wokół nas. Nie potrafimy ich tylko dostrzec. To znaczy wy nie potraficie. Ja niestety mam tę umiejętność.

Wiesław po tych słowach na moment zamyślił się. To nie było takie głupie widzieć duchy, choć mogłoby być i irytujące. Zależy kogo - jak i w życiu, tak i po śmierci najwyraźniej ludzie potrafili być namolniakami.
- Przykro mi ze względu na twoich rodziców... moja mama umarła dawno temu i... nie bardzo pamiętam jak wyglądała. I choć chciałbym ją jeszcze zobaczyć (i nie tylko ją) to rozumiem, że takie nieustanne towarzystwo mogłoby być męczące. - uśmiechnął się do niej smutno i dotknął jej dłoni - Dziękuję ci za zaufanie. Nasze życie nie jest tak różne. Chciałbym ci powiedzieć prawdę o sobie, ale boję się, że nie uwierzysz. Nawet z tym co już widziałaś. Dlatego to co powiem będzie pozbawione szczegółów. Przepraszam. W moim domu był innego rodzaju wypadek. Ojciec zajmował się sprawami, które nazwałaś paranormalnymi. To jego obsesja, której nigdy do końca nie rozumiałem. Jednak asystowałem mu, no i sporo czytałem na ten temat. Pewnego dnia... pewnego dnia zostałem sam, choć mój ojciec żyje, a przynajmniej tak mi się wydaje. Zaginął. Ostatnio uzyskałem informację, że będę mógł spotkać go w Rowach w czasie tej wycieczki. Nie wiem czy to prawda... ale za nim będę kontynuował i oczywiście o ile chcesz teraz proszę, żebyś mi obiecała, że nikomu nie powiesz tego nigdy. I... że mimo wszystko do końca tej wycieczki będziemy dla siebie oparciem nawzajem.

- Najgorsze jest to, że odnosisz wrażenie, że nie jesteś w pełni sobą. - mruknęła Aaliyah - Każdy ma swoje jedno, własne życie. Każdy podejmuje swoje własne wybory i liczy na to, że okażą się najlepsze. Natomiast ja… gdziekolwiek nie pójdę, mam na karku moich rodziców, którzy mówią mi, co jest dla mnie najlepsze. Co powinnam zrobić. Mam mieszane uczucia, bo po części jestem im wdzięczna za zaangażowanie… a po części uważam, że wysłuchiwanie ich to minimum z mojej strony, biorąc pod uwagę, że ich zabiłam… a po części chciałabym, aby zniknęli. Czy jestem złą osobą? Czy jestem złą córką?
Aaliyah załkała. Chyba zbliżała się niebezpiecznie na skraj ataku paniki. Mimo to znalazła w sobie siłę. Chwyciła się Wiesława.

- Bardzo cię szanuję, że mi to powiedziałeś. Chcę, żebyś odnalazł swojego ojca. Chciałabym, żebyś powiedział mi więcej. Żebyś powiedział mi wszystko. Nawet nie wiesz, co teraz czuję… Przez całe życie myślałam, że będę kompletnie sama z moimi paranormalnymi kłopotami. Natomiast ty nie tylko je rozumiesz… ale masz swoje własne. To nas łączy. To coś, czego nie idzie podrobić. Chcę ci pomóc. Moi rodzice na pewno są martwi. Ale jeżeli twój ojciec nie jest, to pragnę pomóc wam odnaleźć się. - trzymała dłonie Wiesława bardzo mocno. Jakby były jej kołem ratunkowym. A on odwzajemnił uścisk. Zdawało mu się, że była jego kołem ratunkowym, ale w tym brudnym świecie jeżeli coś było zbyt piękne, żeby było prawdziwe to zazwyczaj było fałszem. Kolejnym kłamstwem drapieżnego kosmosu - jak to mawiał Wiesław. Postanowił jednak zaryzykować. Niemal wszystko przemawiało za tym, a był tylko jeden minus. Oczywiście to łatwo mogło obrócić się przeciwko niemu, ale czemu nie? Najwyżej uzna go za świra... samej przyznając, że widzi duchy i jakby to komuś powiedziała to uznaliby ją za świra. No cóż. Może rzeczywiście są świrami, a Marta Perenc po prostu poszła w krzaki jeść ziemniaki.

- Nie jesteś złą córką. I nie zabiłaś ich. To był nieszczęśliwy wypadek. Ludzie odchodzą, a przynajmniej taki jest naturalny ciąg zdarzeń. Przedwczesna śmierć twoich rodziców, mojej mamy i zniknięcie mojego taty - tak stało się, bo prawie nikt nie żyje wiecznie... - trochę przeciągał chwilę opowiedzenia jej prawdy, obawiał się tego momentu - Chciałbym, żebyś już nigdy nie była sama z tymi paranormalnymi kłopotami. Od dziś - cokolwiek wydarzy się - wiedz, że masz we mnie oparcie.

Przez moment zdawało mu się, że są sami. Razem. Upewnił się, że nikt ich nie podsłuchuje, choć ci od pułapek w świecie snów mogli słyszeć wszystko. Ale niech sobie słuchają.
- Ja... - przez te wszystkie lata wiele osób poznało jego tajemnicę. Czas tłumaczył wszystko. W tym przypadku potrzebował jej to powiedzieć, ale nadal obawiał się jak zareaguje. W końcu przemógł się - To co robił mój ojciec... on chciał... - Aaliyah słuchała go dość długo, a on jej powiedział prawdę o sobie.

Jakiś czas później, ale przed odejście w stronę obozu Wiesław widząc, że Alan nie wybiera się do szpitala pomimo złamania nogi (czy tam poważnego urazu) zagaduje do niego:
- Niemcy byliby z ciebie dumni - przedkładasz podróż do obozu nad swoje własne zdrowie. Czemu nie chcesz z tym urazem jechać do szpitala?

Wiaderny zastanawiał się co odpowiedzieć koledze. Nie zamierzał przy nauczycielach zdradzać się ze swoją wiedzą. Ich idiotyczne tłumaczenia, tylko podsyciły w nim podejrzenia, że mogą być zamieszani w coś czego do końca jeszcze nie rozumiał.
- Myślisz, że dam się poprowadzić do szpitala, komuś kto wierzy, że żarcie z McDonalda powoduje masową śpiączkę? - odpowiedział, na tyle głośno by pozostali nauczyciele mogli usłyszeć. Wuefistka była idiotą, ale to, że reszta nie sprostowała jej pierdół świadczyło o nich bardzo źle. wuefistka mogła go usłyszeć.
- Ale to nie czekasz na karetkę?
- Nie - odpowiedział Alan, nerwowo zerkając na zegarek.
- Do wesela zagoi się. - dopowiedział jeszcze Wiesław czując, że Alan coś ukrywał. Czyżby i on wiedział więcej? Ale skąd? Od Sebastiana? W każdym razie Alan bał się jechać do szpitala, a przynajmniej tak Wiesław wywnioskował z jego stanowczej odmowy pomocy medycznej. Nie przyjedzie karetka, bo to niezupełnie są Rowy...

Wiesław z Aaliyą też poszli do obozu, choć plan Olgi wydawał się sensowny. Warto było trzymać się razem. Przynajmniej teraz. Oczywiście zabiorą - w sensie grupa - ze sobą Adriana, a Wiesław o nim przypomni jeśli będzie trzeba.
 

Ostatnio edytowane przez Anonim : 18-12-2020 o 23:27. Powód: Dodałem na końcu dialog z Alanem.
Anonim jest offline