Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-12-2020, 16:04   #140
Pieczar
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Konistag; kamienica van Drasenów; południe


Versana i Brena


Była obolała i czuła zakwasy na każdym mięśniu. Również na tych o których istnieniu nie miała pojęcia. Gorąca kąpiel z aromatycznymi olejkami i masaż w wykonaniu Breny należał się jej jak psu buda. W sumie to myśl o tej tak przyziemnej przyjemności przyćmiewała radość z jej niewątpliwego sukcesu jaki odniosła zarówno w potyczce z Froyą jak i zadaniu, które zlecił jej Starszy polegającemu na zbliżaniu się do oby młodych i atrakcyjnych arystokratek.

Z rozpracowywaniem Kamili nie miała problemu. Początkująca artystka jadła jej z ręki i darzyła szczerą sympatią mimo ryz, których chcąc nie chcąc powinna się trzymać. Zupełnie inaczej sprawa wyglądała w przypadku buńczucznej i odbiegającej od schematów Froyi, która delikatnie mówiąc nie przepadała za Versana patrząc na nią z góry jak to miały w zwyczaju panny z dobrych domów. Mimo wszystko sprytnej kultystce udało się ją jakoś podejść, nawiązując dialog na wspólnej płaszczyźnie, która swoją drogą była mocno nie wpasowywująca się w ramy szlachetnie urodzonej damy.

- Kornas! - pomyślała podając dłoń woźnicy, który pomagał wysiąść jej z karety - Ciekawe co udało mu się wyniuchnać. - miała szczera nadzieje spotkać go i porozmawiać jeszcze przed kąpielą.

W domu jak zwykle było ciepło a w powietrzu unosił się przyjemny zapach gretowych wypieków i palonego drwa kominkowego. Sama gosposia zaś przyłapana w trakcie przygotowywania obiadu w skład, którego wchodził dziś pieczony sandacz z warzywami przywitała przybyłych serdecznym uśmiechem i dzbankiem gorącego kompotu z suszonych jesienią owoców. Ver chętnie go wypiła, gdyż mimo luksusu, który spływał po powozie van Hansenów w środku straszyło raczej chłodem.

- Breno. Przygotuj mi kąpiel proszę. - rzuciła do rudzinki rozglądała się jednak za eunuchem.

- Kornas jest w domu? - zapytała nianie wyciągając rękę z kubkiem prosząc tym samym o dolewkę rozgrzewającego trunku.

- Nie, jeszcze nie wrócił. Jak wizyta u państwa van Hansenów? Udała się? - Greta przywitała chlebodawczynię z ciepłym uśmiechem i widząc jej pragnienie uzupełniła jej kubek jesiennym kompotem jaki jej tak posmakował. A chwilę wcześniej Brena skinęła główką i zniknęła na korytarzu aby nanieść i ogrzać wody w balii na kąpiel dla swojej pani.

- Zdecydowanie. - odparła nieco wyprężając pierś - Panienka Froya to bardzo utalentowana młoda dama. Na szczęście jednak dla mnie moje doświadczenie wygrało tym razem. - uśmiechnęła się dumnie - Teraz jedna zasłużona kąpiel. Moje ciało tego potrzebuje. Widzimy się przy obiedzie. - rzekła po czym kiwnęła głową i ciężkim jak na siebie krokiem udała się na górę gdzie Brena była w trakcie przyszykowywania mi kąpieli.

- Wejdziesz dziś ze mną do wanny i wymasujesz moje ciało. - odparła widząc swą uczennice - Muszę być w formie a póki co każdy kawałek mojego ciała jęczy z przemęczenia i domaga się relaksu.

Greta wydawała się poruszona, że jej pani została zaproszona do tak znamienitych państwa a do tego wróciła wspominając tą wizytę tak miło. Ale nie zatrzymywała jej dłużej widząc, że musiała to być nieco męcząca wizyta. Po chwili czarnowłosa znalazła się w toalecie gdzie zastała swoją pokojówkę jaka jeszcze kończyła wlewanie gorącej wody do balii. Przestała widząc, że weszła jej pani i wysłuchała jakie ma dla niej polecenia.

- Dobrze proszę pani, zaraz wszystko będzie gotowe. - Brena skinęła głową wskazując na już prawie pełną gorącej wody balię. Zdążyła się lekko zdyszeć od dźwigania tych wiader z wodą ale mimo to wydawała się podekscytowana tym zaproszeniem do kąpieli. Wkrótce rzeczywiście wszystko było gotowe i tak pani jak i jej pokojówka wylądowały w tej balii. Gorąca woda rzeczywiście było dokładnie tym czego potrzebowało zgrzane wysiłkiem ciało.

Widząc ekscytację służki sama wprawiła się w dobry nastrój. Egzotyczne aromaty olejków przyjemnie pieściły śluzówkę nosa pozwalając choć na moment zapomnieć o tej niesprzyjającej aurze na zewnątrz.

- Zacznij od karku. - przerwała w końcu panującą w izbie ciszę - Później zaś zejdź niżej. - dodała delikatnie muskając palcami u stóp po młodziutkiej łydce swojej służącej.

- Dobrze. - Brema skinęła zgodnie głową i na kolanach przesunęła się tak by się znaleźć za plecami Versany. Tam spoczęła i po chwili czarnowłosa mogła poczuć jak mokra szmatka kierowana sprawną dłonią pokojówki zmywa z niej jej wysiłek. Z karku a potem z barków i ramion. Cichy plusk wody wydawał się dodatkowo koić i uspokajać. Ale w powietrzu, gdzieś pomiędzy przyjemnymi zapachami olejków i pachnideł dało się też wyczuć elektryzującą aurę ekscytacji. Mokre dłonie jednej nagiej i mokrej kobiety przesuwały się po mokrych plecach drugiej mokrej kobiety.

Dotyk innej kobiety nie był dla Versany niczym nowym. To było jednak co innego. Sam fakt wtajemniczania w niuansy figli między kobietami niedoświadczonej trzpiotki dodawał temu wszystkiemu wyjątkowy smaczek przenosząc to na zupełnie inny wymiar. Wdowa cichutko mruczała i wzdychała czując na ciele delikatne i drżące dłonie swojej służki, która mimo swojego niedoświadczenia sumiennie przykładała się do powierzonego jej zadania. Z reszta Brenie również musiało się to podobać, ponieważ w momencie w którym ciemnowłosa kultystka postanowiła zwrócić się do niej frontem dostrzegła stojące sutki na jej kształtnych i jędrnych piersiach.

- Mówiłam wszędzie. - szepnęła rozkosznie siadając na krawędzi bali i wyciągając stopę z parującej wody.

- Dobrze. - Brena uśmiechnęła się nieśmiało znów się przy tym rumieniąc. Spojrzała z dołu na swoją panią jaka teraz zajęła wyższą od niej pozycję po czym ujęła wyciągniętą łydkę i zaczęła przemywać jej stopę, kostkę i łydkę.

- O… I w tym śnie to trochę było podobnie… Z panienką Kamilą… Mam pokazać? - zapytała cicho podnosząc głowę na twarz kupieckiej wdowy.

- Na to właśnie liczyłam. - uśmiechnęła się spoglądając nieco z gory na swoja pracownicę.

- Dobrze. - rudzielec uśmiechnęła się z ulgą widząc i czując przyzwolenie i zachęte od swojej pani i już śmielej zaczęła sobie poczynać. Pocałowała trzymaną łydkę przy samym dole, podobnie jak wcześniej w powozie van Hansenów gdy wiózł je na wizytę. Tylko wtedy na tym się skończyło a teraz dopiero się zaczynało. Za pierwszym pocałunkiem poszedł kolejny i jeszcze jeden. Służka stopniowo przesuwała się z pieszczotami w stronę kolana. A gdy tam dotarła delikatnie opuściła nogę swojej pani i podobnie zajęła się jej drugą nogą. Zabawa wydawała się jej sprawiać przyjemność i nie wyglądała jakby zmuszała się do takiego rodzaju posługi dla swojej pani. Zaczęła całować jej uda sunąc po nich dłońmi aż dotarła mniej więcej do połowy. Spojrzała na ich zwieńczenie i królujący tam wizerunek na w pół rozwiniętego węża.

- I dalej to nie bardzo pamiętam co było dalej… - przyznała z zakłopotaniem podnosząc twarzyczkę na górującą nad nią wdowę. Ta z bliska mogła dostrzec na twarzy pokojówki to zmieszanie ale doprawione solidną dawką ekscytacji ze smakowania nieznanego dotąd owocu. Ale wciąż brakowało jej śmiałości i doświadczenia jakie cechowała się większość kochanek jej pani z jakimi ta miała ostatnio przyjemność znaleźć się w podobnej sytuacji.

- Nic nie mów. Całuj. - rozpływająca się w rozkoszy wdowa chwyciła za głowę klęczącej przed nią małolaty i przycisnęła ją nieco do swojego już teraz bardzo mokrego łona.

Chociaż w pierwszej chwili rudzielec wydawała się zagubiona to dość szybko dała się ponieść atmosferze i wskazówkom swojej pani. Z góry Versana widziała głównie jej rozrzucone ciemnorude włosy na swoich udach i biodrach. A pomiędzy nimi czuła jej usta i język. Może nie radziła sobie tak śmiało jak kochanki z większym doświadczeniem ale zdradzała wszelkie oznaki podniecenia i satysfakcji. Co jakiś czas unosiła twarzyczkę by spojrzeć w oczy swojej pani. Wreszcie na tym kancie balii zrobiło się zdecydowanie niewygodnie dla nich obu więc przeniosły się do samej wanny. A zachęcona słowami i reakcją Versany pokojówka pozwoliła sobie zbadać także jej ciało powyżej pasa. Napędzana ekscytacją i gorączką podniecenia nie miała też nic przeciwko by to pani van Drasen zbadała jej młode i jędrne ciało.

Była delikatna niczym jedwab i sprężysta jak cięciwa. Sutki stwardniały jej tak bardzo, że mogłabym rysować nimi po szkle. Niosła je jakaś pozaziemska moc, w objęcia której wpadły obie. Namiętne pocałunki, czuły dotyk, który z czasem stawał się gwałtowny i energiczny dawały większą przyjemność niż solidna dawka opium. Rozpływały się obie tylko po to by po chwili razem spleść i stworzyć całość. W środku początkująca kochanka hyła tak samo mokra i gorąca jak na zewnątrz. Palce Versany śmiało badały każdy jej zakamarek bez opamiętania i zawstydzenia. Druga ręka kultystka spoczęła jednak na słodkich ustach młodszej nałożnicy gdyż w napływie ekstazy ta całkowicie bez opanowania potrafiła czasami zajęczeć a to przy pracującej piętro niżej Grecie nie przystało. Obu z nich zresztą zależało na tym aby to do czego dochodzi w tym pokoju nie ujrzało światła dziennego. Dyskrecja. Tak brzmiała pierwsza zasada, którą Versana nauczyła swoją piegowatą uczennice. Teraz jednak to nie był czas by myśleć o zawiłościach życia arystokracji. Liczyła się namiętność i pożądanie a te właśnie obie cechy bez trudu szło odczytać z twarzy i oczu obu kobiet. Gęsia skórka i dreszcze na przemian nachodziły obie z nich. Żadna jednak nie zamierzała poprzestać. Przyjemność jaką niosła ze sobą ta sytuacja uzależniała bardziej niż narkotyk i smakowała zdecydowanie lepiej.

- Starczy. - wyszeptała do zarumienionej Breny - To jednak nie ostatni raz kiedy cię tu goszczę. - dodała luzując splot ramion i stając nagusienka jak ja bogowie stworzyli - Pół dnia przede mna a tyle jeszcze mam do zrobienia. - kontynuowała - Powiedz mi tylko jedno. Jak brzmi pierwsza zasada, o której ci wspominałam na początku nauczania? - pytający spojrzeniem niemal ma wskroś przeszyła zanuzona w wodzie do wysokości sutków Brenę.

- Pierwsza zasada? - młoda, mokra i jeszcze łapiąca oddech pokojówka zamrugała oczami powtarzając pytanie. Umysł potrzebował chwili aby zrozumieć o co się go pyta. Mokry rudzielec zmarszczyła brwi i spojrzała gdzieś w bok poza balię starając sobie przypomnieć o co może chodzić jej pani. Wreszcie wciąż siedząc w balii tuż przed stojącą przed nią kobietą podniosła głowę do góry by spojrzeć na jej twarz.

- Dyskrecja? - zapytała niepewnie czy o to właśnie chodziło.

- To pytanie czy odpowiedź? - spojrzała nieco pochmurnie mimo rozkoszy, która jeszcze czasami wzdrygała jej ciałem - Oczekuje nie tylko, że będziesz wiedzieć ale się przede wszystkim do tego stosować. - odparła wciąż srogo patrząc na roztargnioną służkę.

- O ile węch mnie nie myli to czeka już na nas obiad. - zauważyła pociągając nosem - Chodźmy czym prędzej zjeść, bo czeka nas dzisiaj jeszcze jedna przejażdżka. - dodała po czym zaczęła wycierać swoje mokre i ponętne ciało.

---


Konistag; kamienica Grubsonów; zmierzch


Versana, Brena i Grubsonowie


- Choć, choć. - poganiała swoją służkę w drodze do kamienicy Grubsona. Musiały niestety iść pieszo gdyż Malcolm o tej porze był w domu a Ver nie miała jak po niego posłać Kornasa, który jeszcze nie wrócił z karczemnej eskapady.

- Pamiętasz co ostatnio ci mówiłam apropos wizyty u krawca? - zachichotała chytrze - Bądź dziś wzorową służką. Spoglądaj jednak bardzo ochoczo na Huberta. Zależy mi by wyciągnąć go z jego biura abym mogła tam trochę się rozejrzeć. - szły obok mijając kolejne kamienice - Liczę na twój spryt i wdzięk. Chyba wiesz co mam na myśli. - spojrzała podstępnie uśmiechając się ironicznie.

Na ulicach robiła się wieczorna szarówka. Już było bardziej ciemno niż jasno ale życie w domach i ulicach wciąż tętniło. Większość jeszcze była pewnie przed kolacją albo się do niej szykowała. Sprzedawcy zamknęli lub zamykali swoje sklepy a i ludzie wylegli na ulice kończąc swój dzień roboczy i wracając do swoich domów. Niedawno spadł śnieg więc w tym siarczystym mrozie oddech zamieniał się w obłoczki pary a w mniej uczęszczanych fragmentach ulic wciąż leżał dziewiczy śnieg.

- Oh… Z nim? - Brena wydawała się nie być zachwycona takim poleceniem. Gruby kupiec jakoś na ideał kochanka raczej nie wyglądał. Chociaż w pewnych kręgach, zwłaszcza ubogich, duży brzuch oznaczał władzę, bogactwo i powodzenie obiecując syte i dostatnie życie. W czasach gdy głód był częstym gościem wielu domów taki wielki brzuch mógł być traktowany jako atut.

- Wolałabym z panią… Pani jest taka piękna. I dobra. - służąca ośmieliła się wyrazić swój nieśmiały zachwyt. Ot wspólnej kąpieli i zabaw w tej kąpieli wydawała się cała w skowronkach. Teraz jednak nieco zmarkotniała słysząc jakie czeka ją zadanie.

- Już się nie dąsaj. - starała pocieszyć się swoją podopieczną - Wszystko ci wynagrodzę z nawiązką - uśmiechnęła się czule.



- Ale dobrze. Zrobię co będę mogła. - obiecała kiwając głową przykrytą czapką i kapturem dla ochrony przed mrozem. Tak we dwie zawędrowały przez skrzypiący pod butami śnieg do głównych drzwi kamienicy Grubsonów. Czekały chwilę nim ktoś otworzy a otworzyła jakaś kobieta. Pewnie ktoś taki jak Brena czy Greta u van Drasenów. Chociaż pod względem wieku i urody raczej była podobna do tej drugiej. Wysłuchała kim są i zaprowadziła ich do pokoju dziennego. Tego w jakim każdym domu czy mieszkaniu spędzało się czas wspólnie, zwykle przy posiłkach. Tutaj stół był pusty ale była para gospodarzy. Pan domu wyglądał na zirytowanego i obrzucił gości bynajmniej nie ciepłym spojrzeniem. Stał na środku pokoju z rękami założonymi na plecach. Pani Grubson siedziała przy kądzieli i tkała całkiem zgrabny i kolorowy pled albo koc. Widać było, że mimo wieku i tuszy bardziej zbliżonej do jej męża w tych pulchnych palcach ma talent do tkania.

- Może się poznacie. To moja żona, Ana. A to Versana van Drasen, wdowa po Mortezie. - Hubert postarał się przedstawić sobie obie panie.

- A cóż od nas chce wdowa po Mortezie wieczorową porą? - pani Grubson skinęła grzecznie głową ale pytała tak jakby nie przepadała za niezapowiedzianymi wizytami domowymi w kolacyjnej porze.

- Dobre pytanie. Czemu zawdzięczam twoją wizytę? - Hubert zapytał z trudem siląc się na grzeczny ton. Był podminowany i całkiem inaczej niż gdy się spotkali pierwszy raz w jego sklepie parę dni temu.

- Miło mi poznać panią Grubson. - ukłoniła się tak jak wymagały tego dobre maniery - Wiele dobrego o pani słyszałam z ust Huberta. - dodała kontynuując ten niemal arystokratyczny ton.

- Również się cieszę, że cię widzę Hubercie. - zwróciła się do poddenerwowanego gospodarza.

- Wybaczcie to najście wieczorową porą. - mówiła grzecznie nie chcąc jeszcze bardziej wpieniać kolegi po fachu - My jednak wpadłyśmy tylko na chwilkę nie chcąc zbytnio burzyć waszego domowego zacisza. - Ver nie bez przyczyny z przywitania zrobiła niemal mowę wstępną. Przyszła tu w jednym celu. Łasica prosiła ją aby ta dowiedziała się czy Grubsonowie nie posiadają psów, które w razie włamania znacznie mogłyby utrudnić sprawne i szybkie działanie pod osłoną nocy.

- Hubercie ja w sprawie sukni. - przeszła do konkretu - Wiesz może na jakim etapie są prace nad nimi? - zapytała potulnie - Chciałabym bowiem wprowadzić pewne zmiany. O ile to możliwe rzecz jasna.

- Wybaczcie również moją bezpośredniość ale wyczuwam w powietrzu nerwową atmosferę. - podzieliła się z gospodarzami swoją obserwacją marszcząc czoło w zakłopotaniu - Czyżby nasza wizyta była jedyną przyczyną takiego stanu rzeczy?

- Co się stało?! Co się stało?! Ona się pyta co się stało! - podminowany gospodarz wreszcie wybuchnął niczym gejzer złości patrząc na swoją żonę czy ona też to wszystko słyszy. Ale nawet jej nie dał się się wypowiedzieć.

- Okradziono mnie! Obrabowano! Jestem zrujnowany! Pójdę z torbami! A ona się pyta o swoją suknię! - rzeczywiście kupiec wyglądał na zdruzgotanego. Wyrzucił swoje wielkie i pulchne ramiona jakby chciał rwać sobie włosy z głowy. Brena jakby troszeczkę cofnęła się przedy tym wybuchem zerkając ukradkiem na swoją panią. Gospodarz coś kompletnie nie wyglądał w nastroju na amory. Zwłaszcza przy swojej małżonce.

- Hubercie ale to jednak są nasi goście. - małżonka zwróciła mu uwagę na te niestosowne zachowanie. Pomogło na tyle, że zaspany kupiec wyjął chusteczkę i otarł spocone czoło by zyskać chwilę na odzyskanie równowagi.

- Przecież się odkujemy. Jak zawsze. A tych bandytów na pewno złapią. Sam tak mówiłeś. - małżonka mówiła kojącym, łagodnym tonem który rzeczywiście brzmiał uspokajająco. I podziałał nawet na tego rozzłosczonego buhaja.

- Tak, masz rację duszko. - zwrócił rację swojej żonie po czym spojrzał na ich gości. - Przepraszam moja droga, poniosło mnie. To był prawdziwy cios dla mnie. - lekko się skłonił w ramach przeprosin. A nawet się uśmiechnął.

- A tak, duszka ma rację. Złapią ich. Ja mam kontakty! Nie wiedzą z kim zadarli! Złapią ich! I taka podłość! Powinni ich za to batożyć na śmierć! Ręce uciąć! Kołem łamać! Powiesić! Poćwiartować! Na śmierć! - teraz złość zdawała się przechodzić w obietnicę zemsty a ta wydawała się straszna jeśli miałaby być podobna do skali tego gniewu.

- Versana pytała o jakąś suknie Hubercie. - Ana znów pomogła przerwać ten wybuch emocji swojego męża przypominając mu co się dzieje dookoła.

- A tak, suknia… - znów łagodna uwaga żony podziałała jak trzeba. Grubson otarł znów czoło, chyba bardziej z nawyku niż potrzeby i ponownie spojrzał na wdowę po koledze z branży. - To ustalcie z Oksaną. Ona się tym zajmuje. Na pewno uwzględni wszelkie poprawki. Im szybciej się z nią umówicie tym lepiej bo zanim się na poważnie zacznie szycie i krojenie to łatwiej wprowadzić jakieś poprawki. Później jak już jest gotowe to różnie może z tym być. - kupcowi mniej więcej udało się wrócić do podobnego, zawodowego tonu jakim poprzednio rozmawiał w sklepie. Brzmiało rozsądnie, od tego sklepy i magazyny zatrudniały ludzi aby się zajmowali takimi detalami. A co do psów o jakie pytała Łasica to na razie żadnego nie było widać ani słychać.

Ver zrobiła oczy tak wielkiem jakby co najmniej własnego ojca zobaczyła, którego nigdy nie było jej dane poznać. Mimo to tak naprawdę grała zaskoczoną a może i trochę zdziwioną choć złość i nerwy grubego kupca weseliły ją od środka niemal do rozpuchu.

- Aż nie do uwierzenia. - podsumowała cały ten teatrzyk, który przed chwilą odstawił gospodarz - Co prawda Greta wspominała wczoraj, iż zrabowano magazyn jakiegoś znanego kupca. - przyznała zgodnie z prawdą - W życiu bym jednak nie pomyślała, że chodzi o ciebie. Włamali się do kogoś jeszcze? - zapytała zaniepokojona - W każdym razie będę musiała dotrudnić jeszcze jednego stróża. Morterz. Niech mu ziemia lekka będzie. Zawsze powtarzał, że nie ma co oszczędzać na środkach bezpieczeństwa. - kiwała palcem mówiąc niemal jak niania tłumacząca swoim młodym wychowankom coś na przykładzie tego co przeżyła wieki temu - Strasznie mi przykro Hubercie. Dziękuję jednak za przestrogę i ostrzeżenie. - kiwnęła głową w symbolicznym geście zaś jej twarz nieco złagodniała - W każdym razie moje nogi musieli pokierować tu sami bogowie. Wszak przychodzę z dobrą nowiną w ten pochmurny dla was dzień. - promienny uśmiech zawitał na jej twarzy wbrew raczej morowej atmosfery, która panowała w domostwie Grubsona - Pamiętasz może biznes z jakim do ciebie ostatnio przyszłam? - rzuciła zagadkowym spojrzeniem w kierunku pulchnego kontrahenta - Mam dość interesującą informację. W związku z nią chciałabym jednak raz jeszcze przedyskutować z tobą szczegóły naszej współpracy i korzystając z okazji, że tu jestem. Spisać jej warunki odręcznie na papierze z podpisami nas obojga. Chyba sam rozumiesz. Kochajmy się jak bracia, zaś liczmy się jak krasnoludy. - mówiła z nutą ironii w głosie - Z resztą to chyba twoje słowa. Prawda?

- Pamiętam. Ale wybacz kompletnie nie mam teraz do tego głowy. Jakoś w przyszłym tygodniu możemy się umówić. Jak się to wszystko uspokoi. Masz chyba w przyszłym tygodniu odebrać suknie? Może wtedy? - kolega z branży przyznał się z rozbrajającą szczerością do swojej niemocy względem zawierania nowych umów i kontraktów w tej chwili. I wolał to zrobić jak ten stan wzburzenia mu przejdzie.

- Nie będę nalegać chociaż liczyłam, że tak kwestie dopnę na ostatni guzik. - przyznała z żalem w głosie - W mieście najprawdopodobniej powstanie teatr i zgadnij kto będzie zasiadał w jego zarządzie. - żal jednak po chwili zamienił się w dumę - I zgadnij kto mógłby dostać wyłączność na szycie kostiumów, strojów i wszystkich innych elementów niezbędnych w takim przybytku. - mówiła zagadkowo jednak na tyle mało aby każdy mógł się domyśleć o co a raczej o kogo jej chodzi - No ale trudno. Jeżeli nie masz czasu to porozmawiamy o tym innym razem. Chociaż nie ukrywam, że nie zasiadam w radzie sama wiec pewnie nie tylko ja szukam dostawców dóbr wszelakich. - mina szybko jej zrzedła a twarz znów przybrała ponurych barw - Udam się więc do Oksany z prośba o zmodyfikowanie projektu. Dziękujemy wam i przepraszamy raz jeszcze za to niezapowiedziane najście. - odwróciła się w kierunku drzwi - Choć Breno. Pora na nas.

- Chwileczkę, chwileczkę! - może i Hubert był teraz pełen żalu, złości i wściekłości ale nadal miał w sobie żyłkę handlowca. Jak na swoją tuszę całkiem żwawo podszedł do już prawie wychodzącej wdowy.

- Teatr mówisz? U nas w mieście? Skąd o tym wiesz? - zaczął od próby zweryfikowania tej głównej wiadomości. - Szycie kostiumów? Ale my mamy doświadczenie w szyciu kostiumów wszelakich! - gospodarz prawie krzyknął z przejęcia jakby całe życie w jego sklepie szyto tylko i wyłącznie kostiumy dla trup teatralnych.

- Może się umówimy na Wallentag? Porozmawiamy na spokojnie i bez pochopnych decyzji. To trzeba bez pośpiechu, wiele rzeczy trzeba omówić z takim kontraktem to zajmuje dużo czasu by zrobić to porządnie no a dzisiaj już jest dość późno. Wydam też polecenie Oksanie by was potraktowała jako specjalnych klientów. Już jutro możecie do niej iść, załatwię to z samego rana. Ona cuda wyczynia z tymi igłami na pewno sprawi wam co tylko sobie zamówicie. - grubas mówił z pełnym przekonaniem i miał sporo racji. Takie zawieranie umowy pochłaniało sporo czasu i wysiłku jakby zaczęli teraz to mogli skończyć o północy. Mało ludzka pora na załatwianie takich interesów.

- Nie wiem czy mogę ci o tym powiedzieć. - przyznała rozkładając bezradnie ręce - Tajemnica zawodowa. Klauzula poufności i takie tam. Chyba rozumiem. Zresztą… - zadumała chwilkę przykładając wskazujący palec do ust - …nie wie czy teraz w związku z wyjawieniem tobie tej informacji nie potrzebne mi będzie takie oświadczenie od ciebie. Hmmm… - postukała delikatnie palcami u stóp o parkiet - Byłby to dla ciebie problem. Chociaż to pismo mielibyśmy z głowy. - przeszyła spojrzeniem wyraźnie ożywionego kupca.

- Klauzula poufności? - grubas zmarszczył brwi takimi wymaganiami. Ale zastanawiał się tylko chwilę. - Chodźmy może do mojego biura. Jedną kartkę chyba możemy napisać od ręki. - powiedział wskazując na drzwi przy jakich stali ale w innym kierunku niż drzwi wejściowe przez jakie wprowadziła ich stara służąca. - Duszko zaraz wracam. Sama widzisz, sprawy zawodowe. Może się uda odkuć tą stratę. - powiedział odwracając się do swojej żony wciąż siedzącej za kądzielą.

- Widzę. Idź. - Ana odpowiedziała dając mu zezwolenie i nie robiąc jakichś przeszkód. Więc we trójkę poszli korytarzem na schody prowadzące na piętro a tam do drzwi jakie nie wyróżniały się od innych. Chwilę trwało nim gospodarz zapalił lampę i zrobiło się jaśniej. A wówczas okazało się, że to biuro właśnie. Potężne i bogato zdobione biurko było istnym dziełem sztuki. A wystrój tego gabinetu był całkiem gustowny. Skrzyżowanie użyteczności służbowego biura do załatwiania interesów i całkiem wygodnego gabinetu w jakim nie było wstyd przyjmować nawet bardzo znamienitych gości. Znacznie bogaciej niż w biurach z magazynu czy sklepu. Tamte przy tym wydawały się bardzo ubogimi krewnymi.

- Już zaraz, tylko wezmę kartkę i pióro… Usiądź sobie. - grubas krzątał się po swojej stronie biurka sięgając po papier i coś do pisania. Po chwili był już gotowy do sprokurowania tego dokumentu.

- To co to właściwie ma być za klauzula? Czego ma dotyczyć? - zapytał rzeczowo by wiedzieć czym ma zapełnić kartkę.

- No między innymi tego iż wszelakie sprawy związane z powstającym teatrem zarówno przed jak i po jego otwarciu pozostawisz tylko dla siebie pod groźbą wypłacenia kary w wysokości dwustu karlików. - mówiła chłodno niczym prawnik - Konkurencja nigdy nie śpi. Powinieneś rozumieć. Ta zasada obowiązuje każdą gałąź gospodarki bez względu na branże. - skupiła ponownie wzrok na kawałku kartki który leżał na wprost spaślaka po drugiej stronie biurka - Podyktować?

- Chwileczkę… - handlarz uniósł w górę swój pulchny palec i dał znać, że chyba dostrzegł pewną niezgodność. - Rozumiem zachowanie dyskrecji przed otwarciem. Ale po? Przecież po otwarciu to wszyscy będą wiedzieć, że już otwarte. - rozłożył swoje serdelkowate rączki nie bardzo rozumiejąc po co to dodatkowe zobowiązanie zachowania tajemnicy o jakiej już będzie wiedzieć całe miasto.

- O tym, że istnieje teatr tak. - przyznała kiwając swoją ciemną czupryna - Jednak o tym za ile i ile i co kupujemy od ciebie już nie koniecznie. - uśmiechnęła się szeroko - Z resztą na umowę o wyłączność przyjdzie pora. - dodała bez pardonu - No to pisz. My niżej podpisani… - zaczęła - ...zobowiązujemy się do zachowania całkowitej poufności na wszelakie tematy związane z nowo powstającym teatrem. Umowa ta obowiązywać będzie zarówno przed jak i już po otwarciu wyżej wymienionej instytucji. W przypadku nie dotrzymania zasad zawartych w tym dokumencie. Zobowiązujemy się wypłacić zadośćuczynienie w wysokości dwustu karlików każde na rzecz wspomnianego tutaj przybytku. - widząc jak Grubson skrupulatnie spisuje dyktowane mu przez nią słowa postanowiła nieco się rozejrzeć. Starała się zapamiętać jak najwięcej szczegółów by później móc Łasicy zdać skrupulatny raport z tego jak wygląda biuro grubego kupca. Szczególną uwagę zwracała na sejfy, skrytki bądź obrazy za którym takowe mogły się znajdować. Starała się też dostrzec jakieś ślady bytowania tu czworonożnych pupli. Każdy element był ważny. Okna, drzwi czy chociażby kufry lub skrzynie.

- Apsik. - kichnęła nagle - Macie tu jakieś sierściuchy? - spytała zajętego spisywaniem umowy Huberta.

- Mam nadzieję, że nie. Tylko wszędzie szczają, srają i gryzą. Niekoniecznie w tej kolejności. - mruknął od niechcenia kupiec sprawnie posługujący się piórem. Pióro cicho skrobało po papierze aż gospodarz skończył pisać. Na koniec podmuchał by atrament szybciej wysechł po czym spojrzał na zapisaną kartkę jeszcze raz.

W tym czasie jego rozmówczyni mogła się rozejrzeć po gabinecie. Szafy i regały wyglądały na solidne drewno i staranne wykonanie chociaż pewnie uległyby stanowczemu atakowi łomu lub czegoś podobnego. Tyle, że ta technika nie była skuteczna. W świetle jednej lampy stojącej na biurku spora część biura nadal tonęła w półmroku. Żadnych skrytek czy sejfów nie dostrzegła. Ale to nie było dziwne. Co to za skrytka którą widać na pierwszy rzut oka?

Okno było jedno i spore. Zamykało się od wewnątrz i od wewnątrz to nie była sztuka je otworzyć. Ale od zewnątrz było to niemożliwe. Tak jak mówiła Łasica, trzeba było wybić jedną szybkę i sięgnąć do zamknięcia licząc, że nikt z domowników tego nie usłyszy. O ile pierwsze piętro dla złodziejki nie powinno być problemem i dopisałby jej fart z tym tłuczeniem okna to chyba powinna dać radę tu wejść. Gorzej, że od zewnątrz okno było zasłonięte okiennicami. Czy Łasica da radę je otworzyć od zewnątrz to nie miała pojęcia.

- Proszę. Wierzę w partnerskie interesy. - grubas uśmiechnął się i podał zapisaną kartkę do przeczytania swojej partnerce od tego interesu. Ta przeczytała uważnie ale zapisał to co podyktowała. Brakowało tylko jego podpisu i pieczęci. Bez tego to była tylko jakaś tam zapisana kartka, łatwo było zarzucić, że sfałszowana.

- Wygląda na to, że prawie już wszystko mamy za sobą. - rzekła biorąc w swoje zgrabne dłonie zapisany przez kupca kawałek papieru - Brakuje tylko twojej stempla, naszym podpisów i podpisu twojej ukochanej duszyczki. - dodała mrużąc oczy w czasie czytania umowy - Wybacz ale ona także słyszała o czym rozmawialiśmy na dole. - wiedziała, że Grubson jest pod kreska i nie spodziewała się sprzeciwu będącego w raczej marnej sytuacji kupca - Ja tam zawsze zapraszam interesantów do biura z dala od domowników. - uśmiechnęła się lisio - Z rodziną dobrze wychodzi się zazwyczaj tylko na portretach. - rzekła jak przystało na rasowego kupca - Jeżeli chodzi o grubszą gotówkę nie ma zmiłuj. Lubię dbać o swój, przepraszam, nasz interes. - dodała patrząc dość wymownie na przyszłego kontrahenta - Swoją drogą. Jak jechaliśmy twoją dorożką mówiłeś, że nie masz z nikim na pieńku a tu taki psikus. Co jest na rzeczy. Mów szczerze, bo głupia nie jestem i wiem że sprawa tego napadu to raczej jakaś grubsza akcja. Żony nie ma więc możesz wyznać o co chodzi. Wiesz… - uśmiechnęła się chytrze - …klauzula poufności. Wole wiedzieć zawczasu na co się przygotować.

- Cóż za nietypowe insynuacje… - grubas zadumał się patrząc z zaciekawieniem na rozmówczynie siedzącą po drugiej stronie biurka. Pokręcił jednak głową na razie zbywając ten wątek i znów się uśmiechnął.

- Jak mówiłem lubię partnerskie interesy. Gdybym tylko ja się do czegoś zobowiązał pod karą prawdziwych pieniędzy i to nie lichych, nie byłoby to zbyt mądre z mojej strony. - powiedział biorąc do ręki kolejną czystą kartkę i przesuwając ją na stronę biurka swojej rozmówczyni.

- Dlatego skoro mówimy o naszym wspólnym interesie chyba nie powinno być dla ciebie zrobienie podobnego gestu dobrej woli. O ile oczywiście traktujemy się poważnie, uczciwie i po partnersku. - powiedział z lisim uśmiechem przesuwając pióro i kałamarz do kompletu z tą pustą jeszcze kartką.

- Podyktuję ci co tam ma być tak jak ty mi. Myślę, że to uczciwa wymiana. Taka partnereska. - powiedział tonem wyjaśnienia czego od niej oczekuje po takiej umowie.

- Ja, niżej podpisana Versana van Drasen… Zamieszkała przy… Zobowiązuję się do przyznania prawa wyłączności na dostawę ubrań i kostiumów w teatrze… panu Hubertowi Grubsonowi zamieszkałemu przy… Niedotrzymanie tej umowy spowoduje wypłatę odszkodowania na rzecz pana Huberta Grubsona w wysokości 200 karlików w terminie do 33 dni od powstania szkody… - Grubson podyktował podobny dokument w którym Versana miała się zobowiązać do przyznania mu wyłączności na dostawy kostiumów. Czyli to czym go tu słownie zwabiła. Oba dokumenty rzeczywiście byłyby dość partnerskie i przy założeniu,że obie strony traktują się poważnie i dotrzymają słowa byłyby tylko zabezpieczeniem. Versana i teatr zyskaliby dyskretnego dostawcę kostiumów o sprawdzonej na mieście renomie i doświadczeniu w szyciu ubrań a Grubson by zyskał monopol na dostawy do teatru jaki miał dopiero powstać. Wtedy obie strony byłyby zadowolone z takiego układu. Natomiast gdyby Grubson zaczął paplać językiem o teatralnych sprawach albo teatr zatrudnił na dostawy kogoś innego wówczas poszkodowany miał prawo domagać się rzeczonego odszkodownia.

- Ależ oczywiście. - taki obrót spraw był Versanie nawet na rękę. Nie miała zamiaru podejmować współpracy z nikim innym. Zaoszczędziło to też czasu obydwu w związku z kolejnym spotkaniem

- Za kogo ty mnie masz. Ja zawsze dotrzymuje słowa. - rzekła chwytając gęsie pióro w rękę - Skoro jednak sprawy zaszły aż tak daleko może warto przedyskutować i spisać umowę w związku z podziałem zysku - dusza wdowy po byłym kupcu wzięła górę - Co ty na to? Trzy dokumenty mielibyśmy za sobą. - spojrzała na Grubsona jak równy równemu - Wszak po moim zobowiązaniu możesz nagle zażądać jakiś nieziemskich sum. - uśmiechnęła się ponownie nie dając wystrychnąć się na dudka - To również kwestia bezpieczeństwa. Miłujmy się jak bracia… - westchnęła - … z resztą znasz resztę.

- Może… Ale na razie to mam twoją obietnicę o budowie jakiegoś teatru w naszym mieście. Skoro mamy już pierwsze koty za płoty może powiesz coś więcej? Co to za teatr? Kto za nim stoi? Nie mów, że stać się w pojedynkę zbudować teatr. - kupiec wydawał się zadowolony. Spojrzał na napisany przez partnerkę papier i przeczytał go równie uważnie jak przed chwilą ona jego. Oba dokumenty były gotowe do podbicia pieczęci i podpisu. Ale zanim zaczęli omawiać podział zysków to chciał wiedzieć coś więcej słusznie przypuszczając, że dla kogoś o zbliżonej do niego pozycji mogłoby być trudne zrealizowanie takiej inwestycji.

- Ależ oczywiście że nie wyłoże na niego sama. - przyznała stukając palcami o blat - Mimo, że życzyłabym sobie takiego obrotu w interesie by mnie na to było stac. Co do reszty założycielek to hmmm… - zadumała chwilę mrucząc przyjemnie - To na razie powinno ci starczyć, że to panienki ze śmietanki towarzyskiej tego miasta. A teatr jak teatr. Wystawiane tam bedą sztuki wszelakie aby artyści nie musieli grać do kotleta w "Harpii i harfie". - zakończyła szerokim uśmiechem - To jak? Jeszcze dokument o podziale zysków i na dziś mamy spokój. Wszystko będzie trzeba wykonać w dwóch egzemplarzach po jednym dla ciebie i dla mnie naturalnie. - spojrzała na stos niezapisanych, białych kartek leżący na biurku, chwytając w dłoń ponownie gęsie pióro i podpisując umowę na monopol dla Grubsona.

- Ale co za panienki z tego towarzystwa? Podpisaliśmy umowę to chyba mogę i powinienem wiedzieć z kim będę współpracował oprócz ciebie. - zauważył grubas zerkając z zadowoleniem na podpisany przez partnerkę dokument. Wobec tego sam też złożył podpis i pieczęć na swoim zobowiązaniu do dyskrecji.

- Wybacz Hubercie. - odparła rozkładając ręce - Nie wiem jednak czy one by sobie tego życzyły. Na szczęście widzimy się za parę dni więc poruszę ten temat. - dodała - Dopnijmy w każdym razie to co zaczęliśmy. Leć po żonę.
 
Pieczar jest offline