5-8 marca 2020, z powrotem w Caligine
Rozdarty sprzecznymi emocjami Hector przywołał na twarz przyjazny uśmiech, chociaż w środku dosłownie się gotował z wzburzenia. Trzej miejscowi sprawiali całkowicie niewinne wrażenie, co tylko pogłębiało irracjonalną podejrzliwość Latynosa. Niemożliwym wydawało mu się, aby Tyler i jego kompani naprawdę nie mieli pojęcia o niewytłumaczalnym na zdrowy rozum zjawisku cofającego się czasu w Caligine. Coraz bardziej podejrzliwy umysł Nowojorczyka zaczynał się niebezpiecznie ocierać o paranoję.
- Jak to, który most? - zdziwił się udawanie Hector - Pokażę wam na mapie, w kieszeni mam.
Wciąż się przyjaźnie uśmiechając, Garcia wyciągnął wsadzony za pasek spodni na plecach rewolwer, odciągnął zdecydowanym ruchem jego kurek mierząc lufą broni w pierś Tylera. Jego mina uległa w ułamku sekundy diametralnej zmianie, przeszła w maskę zdesperowanej złości.
- Robicie ze mnie idiotę, co? Ani drgnijcie albo będę strzelał bez ostrzeżenia! Nie wiecie, czyj to motocykl? Gościa, który leży martwy na waszej stacji benzynowej! Wygląda mi na otrutego i myślę, że to wasza robota. Każdego tak zalatwiacie? Podajecie jakieś pigułki w jedzeniu albo piciu, a potem zaczynacie te pojebane eksperymenty? Ty, gdzie z tą ręką? Chcę ją cały czas widzieć!
Mówiąc ściszonym, ale doskonale zrozumiałym tonem, monter uważnie obserwował trójkę miejscowych, rozzłoszczony nie ma żarty i gotowy naprawdę strzelić, gdyby któryś z lokalsów sięgnął po własną dłoń.
- Gadajcie po dobroci, o co tu chodzi i jak się stad mogę wydostać, to włos wam z głów nie spadnie!