Piotr Rosiński h. Nowina
Piotr obrzucił gniewnym spojrzeniem kozaka, już miał mu łeb rozwalic, już ręka świerzbiła, lecz pochamował się gdy dostrzegł, że to kozak to z rejestru i zapewne imc Mariusza kompanion. Z kozakami był ten problem, że ani to chamy ani lachy. Nie wiedział jak z nimi postępowac. Ale skoro walczyc ramie w ramie mu przyjdzie z kozaczyną to wnet problem rozwiązał. -Zdrastwujcie Wladimirze. Podał mu rękę i uścisnął nie za mocno ani za słabo. -Wątpię abyś mojego Tatkę znał. Uśmiechnął się raczej przyjaźnie. -Co do napitku, to z tego co wiem, jedynie dowodzący może zezwolic na picie. Jutro ruszamy, więc do drogi się gotowac, a nie do biesiady. Poza tym Wladimirze, ja pijam jeno miód w asyscie zacnej strawy. Poznawac się będziem na czajkach i w walce z turkiem, ojczyźnie naszej tak bardzo znienawidzonym. Nie czekając na kozaka, ruszył do namiotu, zerknowszy jeszcze na swych ludzi, dał im znak aby się szykowali do jutrzejszej wyprawy.
W namiocie zwrócił się do Leszczyńskiego. -Mości Mariuszu. Nie gniewaj się, ale czy ty chcesz z tą bandą pijanych wieprzy na turka ruszac? Tatko zwykł mi powtarzac, że "bez dyscypliny wojsko nie jest warte funta kłaków". Turek jest dozbrojony i karny, jeśli mamy skutecznie podjazdu dokonac to i my potrzebujemy karnego wojska, wojska które zna kary i nagrody. Ton głosu Piotra był łagodny i przyjazny. Nie chciał uchybic imc Mariuszowi, lecz obawiał się o powodzenie podjazdu z tak rozpuszczonym wojskiem. "Może to tylko pozory?" Pomyślał. "Może to karne wojsko, składające się z włóczegów, wyrzutków i innego tałatajstwa."
__________________ Świerszcz śpiewa pełen radości,
a jednak żyje krótko.
Lepiej żyć szczęśliwym niż smutnym. |