Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-12-2020, 23:22   #69
Arthur Fleck
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
Dzięki raz jeszcze Ombrose i Bardiel za wspólne scenki! :)

Nie chciał wierzyć w to co powiedział Ceyn, chciał uwierzyć, że najebał się i naćpał dlatego wpadł w paranoję i zachowuje się irracjonalnie. Ale gdy do wypadku autokaru przyjechała jedna, żałosna karetka, a potem jedna suka policyjna dotarło do niego, że to dzieje się naprawdę. Choć wychylił kilka głębszych i wciągnął krechę nigdy nie czuł się bardziej trzeźwy, nigdy też tak się nie bał. A to był dopiero początek. Gdy zastanawiał się dlaczego gliniarze nie zainteresowali ich kierowcą, dlaczego nie kazali połamanemu nastolatkowi spierdalać w podskokach do ambulansu, Turlecki wyskoczył z tym swoim śmiesznym programem wycieczki. Skalę absurdu wypierdoliło w kosmos, Wiaderny czuł się jak w śnie wariata, do głowy mu przyszło, że wcale się nie obudził, że dalej śni jakiś chory koszmar. Tyle, że ból jakiego doświadczył w czasie kraksy był prawdziwy, dzięki używkom trochę zelżał, ale nie zniknął, noga była złamana. Gdy kulejąc, wytoczył się z furgonetki od razu rozejrzał się po obozie w poszukiwaniu kamer. Takiej pojebanej akcji nie mógł zorganizować żaden gang, ani Pruszków ani Wołomin. Tylko wojsko albo tajna rządowa agencja odważyła by się porwać syna Janusza Wiadernego nie bojąc się, że jego stary zrobi w programie Jaworowicz gównoburzę, wynajmie Rutkowskiego i wymusi na Ziobro zdecydowane działania. Oglądał „Cube”, kto wie, czy ktoś nie wpadł na podobny pomysł, by kosztem siedemnastoletnich dzieciaków nie przeprowadzić jakiegoś chorego eksperymentu. Alan rozpaczliwie szukał logicznego wytłumaczenia, ale w tym co się działo, nie było żadnej logiki. W końcu uznał, że nie może tracić sił, żeby to zrozumieć. Musi zrobić wszystko, żeby przetrwać. Skupić się na tym co ważne. Ostrzec pozostałych i razem znaleźć jakieś wyjście z tej chorej sytuacji.

Ledwo wszedł do domku, rzucił plecak na łóżko po czym zwrócił się do Jacka. Czuł ulgę, gdy okazało się, że trójboista zostanie jego lokatorem.
- Musimy zebrać wszystkich i coś ustalić. Wszystko wyjaśnię w swoim czasie, ale teraz muszę coś sprawdzić. Pomożesz mi?

Jacek kiwnął jedynie głową, na znak potwierdzenia, po czym ruszył za kulejącym kolegą z klasy. Nie odzywał się przy tym. Wraz z otwarciem ryja tracił większość szczątkowej charyzmy, więc nie był zbyt rozmowny. Z nabożną powagą pomagał Alanowi pokonywać trasę.

Udali się do wyjścia. Niezdarne, przepełnione bólem zranionej nogi kroki Alan w towarzystwie Gołąbka skierował w kierunku kafejki internetowej, którą wypatrzył na mapie ośrodka. Podszedł do drzwi budynku sprawdzając czy są otwarte.

Były. Wnet ujrzał wnętrze budynku. Znajdowały się tutaj trzy podłużne stoły, przy których łącznie naliczył dwanaście stanowisk. Komputery wydawały się dość średniej jakości. Przynajmniej monitory sprawiały wrażenie nowoczesnych, cienkich. Z pomieszczenia obok wyszła kobieta. Miała na około siedemdziesiąt lat. Poruszała się powoli, być może z powodu dużej nadwagi.
- Dzień dobry, kochaneczku. Przyszedłeś pewnie napisać maila do rodziców? - uśmiechnęła się lekko. - To już przyjechaliście z Warszawy, tak? To z tej wycieczki? Jestem pani Hania - przedstawiła się. - Jestem tutaj dozorcą. Sprawuję pieczę nad komputerami, żeby żaden łobuz nie przyszedł i nie zrobił im krzywdy - uśmiechnęła się lekko.

- Mam na imię Alan a to jest Jacek. Tak, przyjechaliśmy w Warszawy. Tak jak pani mówi, chcieliśmy wysłać maile do rodziców – wyciągnął z kieszeni portfel – Ile kosztuje godzina?

- Wszystko wliczone w cenę obozu - powiedziała pani Hania. - Wasze konta powinny zostać już utworzone. Login to pierwsza litera imienia oraz nazwisko. Hasło takie samo. Po zalogowaniu wyskoczy komunikat z prośbą o zmianę hasła. Na każdym koncie jest ustawiony zegar. Każdy dziennie może spędzić maksymalnie pół godziny przy komputerze. Jesteście na obozie, żeby odpocząć na świeżym powietrzu, a nie żeby grać w gry przeglądarkowe - dodała i zaśmiała się lekko.- Choć to może was z początku irytować.

Alan skinął w podziękowaniu a gdy kobieta odeszła zasiadł przed komputerem, wklepał login “mwisniak”, potem zgodnie z instrukcją wpisał to samo hasło by następnie je zmienić na “zajebie_cie_ceyn”. Był niemal pewny, że ludzie z ośrodka kontrolują przepływ informacji, dlatego wolał pozostać anonimowy i zalogował na konto swojego kumpla. Albo jego siostry, bo nosili takie same nazwiska i pierwszą literę imienia. Trudniej będzie ustalić potencjalnego sprawcę. Pierwszym nazwiskiem jakie wklepał w internetową wyszukiwarkę była Elżbieta Halmann.
- Zalogowałem się na konto Wiśniaków, ty zrób to samo, zaloguj się na cudze konto – polecił koledze szeptem - Sprawdzę najpierw tą Halmann, ty możesz ogarnąć jakieś informacje o tym obozie. Może gdzieś są jakieś wzmianki o dziwnych wypadkach… sam nie wiem. Jak znajdziesz coś podejrzanego, powiedz.

Jacek zrobił dziwaczną minę. Nie potrzeba było osoby wyjątkowo empatycznej, aby rozczytać, że Gołąbek nie ma pojęcia co się dzieje. Jąkała sam nie był pewny czemu właściwie trzyma się przy Alanie i bierze udział w tych dziwnych podchodach. Wydawał się nieprzekonany, ale po raz kolejny po prostu skinął głową i zaczął działać. Po kilku sekundach grube paluchy trójboisty zaczęły się logować na konto Feliksa. Nie lubił dealerów narkotykowych… “Ośrodek wypoczynkowy Rowy wypadek” - wklepał do przeglądarki. Nie miał zacięcia detektywistycznego.

Alan zauważył w końcu zawahanie na twarzy kolegi.
- Jacek, zaufaj mi. Ktoś chce nam zrobić krzywdę. Prawdziwą krzywdę. Zobacz. Siedzę tu z tobą ze złamaną nogą, nikt się mną nie zainteresował. Mi też w to ciężko uwierzyć, ale to co się dzieje wokół nas, już dawno wypierdoliło poza wszelką skalę normalności.

Wiaderny zerknął na informacje, które wyskoczyły mu na ekranie komputera. Elżbieta Halmann figurowała tylko i wyłącznie w kontekście Ośrodka Słowianie. Okazało się, że ten został wybudowany i oddany do użytku w maju tego samego roku. Wszystko było nowe i świeże. Kobieta na pierwszy rzut oka miała około pięćdziesiąt lat. Zdawała się elegancka i dostojna. Wszędzie zostało użyte tylko jedno jej zdjęcie w niebieskiej sukni, która przywodziła na myśl filmy fantasy.


Ciężko było znaleźć jakiekolwiek informacje na jej temat. Nie miała profilu na serwisach społecznościowych. Nie było z nią prowadzonych również żadnych wywiadów. Zdawało się, że nigdy wcześniej nie prowadziła podobnego ośrodka. A nawet jeśli, to nie było o tym najmniejszej wzmianki w internecie.
Jacek o dziwo znalazł pojedynczy artykuł, który odpowiadał wyszukanemu przez niego haśle. Informacja była jednak zdawkowa. Otóż wyglądało na to, że w trakcie budowy Ośrodka Słowianie dochodziło do wielu różnych wypadków. Wszystkie zdawały się przypadkowe i niezbyt z sobą powiązane. Jeden kierownik budowy zmarł na zawał w miejscu pracy. Jego następca utopił się w okolicznej rzece. Dwóch robotników przygniotły belki w trakcie stawiania domków, ale nie odnieśli żadnych trwałych szkód. Miały miejsce dwa pożary, ale zostały szybko ugaszone dzięki sprawnej reakcji nadzorujących. Poza tym zdarzały się częste kradzieże z magazynów surowców. Znikało drewno, cement, deski, dachówki, a nawet narzędzia. Wszystko zostało opisane na stronie rowy.pl pod zakładką “Co słychać w Rowach”. Pojedynczy artykuł zatytuowany “Ciąg niefortunnych zdarzeń podczas budowy nowego ośrodka wczasowego”.
Pani Hania zerknęła na Jacka i Alana.
- Uważajcie tylko, żeby nie spóźnić się na spotkanie z panią Halmann - powiedziała. - Piszcie szybko maile i zmykajcie, jeśli nie chcecie zostać zbesztani - uśmiechnęła się lekko.
- Jeszcze moment proszę pani! – Wiaderny odpowiedział z wymuszonym uśmiechem.
- No dobra, łapserdaki - mruknęła pani Hania, kręcąc głową.
Alan powiększył zdjęcie kierowniczki ośrodka, jednak uwagę skupił na szczegółach tła, charakterystycznych elementach otoczenia, symbolach, które mogły znajdować się na fotografii. Kiedy skończył wpisał kolejną frazy łącząc je w różnej konfiguracji „Ośrodek wczasowy” „Rowy” „Sny” „Koszmary”, Zaginięcie” „Porwanie” „Wypadek” „Uczniowie”. Na końcu zawahał się, ale w końcu wyklepał na klawiaturze niepewnie „Zjawiska Paranormalne” łącząc z wpisywanymi wcześniej frazami.

Tu już miał dużo mniej sukcesów. Nie znalazł wzmianki o ośrodku w kontekście żadnej innej wycieczki. Na stronie ośrodka również nie było zdjęć z poprzednich turnusów. To zastanawiało Alana. Wnet doszedł do wniosku… że być może ich wycieczka była pierwszą w historii Słowian. Zdawało się całkiem możliwe, że żadna szkoła nigdy wcześniej nie posłała tutaj swoich uczniów. Liceum św. Jana Chrzciciela zdawało się pod tym względem pionierskie. W internecie nie zostały opisane żadne lokalne zjawiska paranormalne. W zdjęciu pani Halmann również nie dostrzegł niczego interesującego. Nawet nie wiedział, czy zostało wykonane na terenie ośrodka. Jeszcze nie zdołał zrobić rekonesansu po okolicy i znał tutejszych terenów.

Chłopak stwierdził, że nic już więcej nie wymyśli. Nie chciał wzbudzać niepotrzebnej uwagi staruchy zarządzającej tym przybytkiem, więc po chwili wylogował się, poczekał aż Jacek skończy po czym grzecznie podziękował kobiecie i kuśtykając wyszedł wraz z kolegą z kawiarenki.

***


Po chwili wrócili z Jackiem do domku. Nim Wiaderny przeszedł do rozmowy z lokatorami, podszedł do stojącego na środku pomieszczenia stołu, po czym zaczął siłować się jedną z nóg. Gdy ją już wyłamał zostawił przekrzywiony stół w spokoju, nie tłumacząc na razie zdziwionym kolegom, dlaczego niszczy mienie ośrodka „Słowianie”. Zwrócił się najpierw do Matiego, który był coraz bardziej irytujący. Alan nie wiedział, dlaczego żywi wobec swojego przyjaciela tak mieszane uczucia. Jeszcze rano skoczyłby za nim w ogień, teraz jednak pojawiła się jakaś rysa. Czuł, że Wiśniak zachowuje się inaczej. Nigdy nie był tytanem intelektu, ale teraz wyglądało jakby sprzężył swoje szare komórki z Agatą. Miał nadzieję, że to chwilowy spadek formy i uda się go naprostować.
- Mam pewien plan – zaczął enigmatycznie Alan szukając w głowie odpowiedniej motywacji dla przyjaciela – Chcę dojebać w końcu pedałkowi jak tu wróci ze szpitala, ale musisz mi najpierw załatwić parę rzeczy, ok? Koło budynku administracji stoi składzik na narzędzia. Kiedy my z Jackiem pójdziemy na spotkanie z kierowniczką tego zjebanego ośrodka, włamiesz się tam i zabierzesz narzędzia. Młotki, śrubokręty, siekiery, noże, wszystko co ci wpadnie w ręce i zmieścisz w plecaku. Sprawdź też czy nie ma tam może kanistrów z benzyną albo ropą, ale na razie zostaw je w spokoju. Jak jakiś cieć złapie cię i spyta co robisz, zaprowadzisz go do naszego domku i…
Alan pokazał na uszkodzony mebel, który przed chwilą zdewastował.
- …powiesz, że zniszczyliśmy stół i chcieliśmy go naprawić, zanim ktoś się zorientuje i nas ukara.. Dasz radę to zrobić? – spytał Alan szukając w oczach przyjaciela śladów zrozumienia i inteligencji.

- Tak, jasne - odpowiedział Mateusz.
Uśmiechnął się lekko do Alana. Zdawało się, że bardzo mu przypasowało to, że przyjaciel od razu brał się do działania. Nawet pomimo złamanej nogi, Wiaderny nie koncentrował się na biadoleniu, tylko myślał o tym, jak wyżyć się na słabszych. To jak najbardziej pasowało Mateuszowi.
- Mówisz z sensem - dodał Wiśniak. - Trzeba mu przypierdolić raz, a porządnie. Ale myślałem, że chcesz mu po prostu przyjebać tą nogą od stołu. Po co nam dodatkowe narzędzia? - zapytał, nie rozumiejąc. - Nie chcemy przecież pociąć go siekierą… - zawiesił głos. - Albo pochlastać nożem.
Następnie zamilkł i nieco oklapł. Zazwyczaj nie lubił być głosem rozsądku. To jego hamowano, a nie on hamował innych. Wolał jednak nie zabijać Wakfielda, nawet jeśli był zjebaną, spedaloną ciotą.

- Nie. Ale tak go kurwa w nocy wystraszymy, że się gnojek posra ze strachu. Wszystko nagramy a potem puścimy po szkole – zmyślał Alan starając się być jak najbardziej przekonujący – Pójdziesz do składziku a ja później przygotuje kominiarki.

Mateusz zaśmiał się.
- O kurwa, wchodzę w to! - krzyknął. - Gorzej, jeśli zacznie się rozbierać i będzie proponował, że da nam dupy, byśmy go tylko nie zabijali. Wtedy to chyba na serio mu tą siekierą przeoram odbyt - mruknął.

Jacek podrapał się po głowie zaniepokojony. Kiedy zgodził się być w jednym pokoju z Alanem i Mateuszem, nie spodziewał się aż takich numerów. Nie był pewny co ma zrobić i czy powinien reagować. Obawiał się, że Mateusz może go zwyzywać, więc na razie siedział cicho...

- Dobra. To idź teraz do Agaty i spytaj czy pożyczy nam boomboxa. Zaproś ją przy okazji na wieczorną bibę – polecił Wiaderny.

- Spoks - mruknął Mateusz. - A jak z tą nogą? - zerknął na złamaną kończynę Wiadernego. - Bardzo ci napierdala?

- Julka mi dała ścieżkę koksu. Jest git. Wytrzymam - odpowiedział Alan siląc się na uśmiech.

- Wytrzymasz jakiś czas, a potem koks rozpłynie się i powróci ból - powiedział Mateusz. - A masz tu być cały tydzień - przypomniał. - W ogóle sądzę, że powinieneś był jednak pojechać do szpitala. Wiem, że jesteś twardziel, no ale bez przesady. Jak zaczniesz kuśtykać do końca życia, to ludzie jeszcze pomyślą, żeś jakaś łamaga czy coś - dodał.

- Jutro stąd spieprzam, ale najpierw musimy rozprawić się z Wakfieldem. Czekałem na to dwa lata, noga mnie nie powstrzyma - odparł z udawanym przekonaniem Wiaderny. Gdy Wiśniak wyszedł, nastolatek od razu zwrócił się do pozostałych lokatorów.
- Żeby nie było. Nic nie zrobię Amerykańcowi. Musiałem znaleźć Mateuszowi odpowiednią motywację.

- Aaa…. - Jacek pokiwał głową ze zrozumieniem. Wyglądał tak, jakby kamień spadł mu z serca. - Ale… Ale… Ale… o co cho… cho… cho… chodzi z tymi na… na… narzędziami?

- Mówiłem ci. Musimy założyć, że ludzie w tym obozie są niebezpieczni. Właściwie mam pewność, że tak jest. Potrzebujemy czegoś do obrony.
Gdy Alan pozbył się na dobre Mateusza, zwrócił się do Adriana. Azjata torturujący robaki nie mógł być normalny, lecz nastolatek w duchu musiał przyznać, że nad większością kolegów japoniec góruje intelektualnie. W życiu by nie pomyślał, że przyjdzie mu mieszkać z jednym domku z typem, któremu najchętniej by spuścił łeb w kiblu, jednak Wiaderny wszystkie animozje zostawił za sobą w chwili gdy opuścił autobus. Choć większością uczniów wcześniej gardził, nie chciałby, żeby komukolwiek z nich stała się krzywda.
- Wiem, że masz łeb na karku. To co tu się dzieje nie jest normalne i musimy się przygotować, że ktoś może próbować zrobić nam coś... złego – powiedział Wiaderny – Widziałem, że ta twoja kumpela…Marta?... poszła za jakąś staruszką i już nie wróciła. Chcę ją znaleźć tak samo jak ty, ale musisz mi pomóc dowiedzieć się co tu się dzieje. Za chwilę spotkamy się na zbiórce z kierowniczką tego ośrodka. Chcę, żebyś w tym czasie poszedł do budynku administracji i znalazł jej biuro. Powinna tam trzymać teczki z naszymi personaliami, musisz je stamtąd wynieść i przynieść tutaj. Może przy okazji uda ci się wybadać jej komputer? Ja w tym czasie postaram cię kryć i zagadam raszplę, żeby dać ci więcej czasu. Zrobisz to dla nas? Dla Marty?

Adrian pokiwał głową. Zdawało się, że nie chciał powiedzieć nic więcej. Alan tak właściwie zaczął się zastanawiać, czy jego słowa do niego dotarły. Fujinawa w tej chwili wydawał się naprawdę upośledzony. A może przestraszył go plan napuszczenia strachu Wakfieldowi? Lub też bał się o Martę? Ciężko było stwierdzić, o czym myślał Adrian. O ile w ogóle myślał.
- Sam mam pójść? - nagle odezwał się. - Byłoby dobrze, gdyby ktoś mi pomógł. Ty i Mateusz nie możecie, macie swoje zadania… Może jednak zaangażujemy kogoś spoza domku? Ufasz komuś na tyle? - mruknął.

Alan zastanawiał się, kto mógłby towarzyszysz okularnikowi, ale nikt rozsądny nie przychodził mu do głowy.
- Jak za dużo dzieciaków nie zjawi się na spotkaniu z kierowniczką, mogą zacząć coś podejrzewać. Dwie osoby można przeoczyć, trzy? Za duże ryzyko. Musisz pójść sam.

Adrian westchnął i pokiwał głową.
- Sam. W porządku - mruknął Fujinawa. - Zresztą i tak nie mogę liczyć na nikogo. Tylko na siebie samego.
Spojrzał nagle gdzieś w bok. Alan nawet nie zauważył muchy, która leciała niedaleko. Azjata wnet wystrzelił ręką i chwycił ją między palcami wskazującym a kciukiem. Błyskawicznie. Zgniótł owada i z zainteresowaniem spojrzał na czarną maź, która pozostała na jego skórze.

***

Później, gdy Alan wrócił z domku dziewczyn przygotowując się do zebrania z Halmann, zaczepił muchobijcę.
- Dobre wiadomości. Pójdzie z tobą Berenika Szumna. Dziewczyna wydaje się ogarnięta, więc masz się jej słuchać, ok? - Wiaderny czuł się dziwnie zwracając się do Azjaty jak do imbecyla, ale po sytuacji z muchą zaczął odnosić dziwne wrażenie, że skośnooki naprawdę kretynieje i może narobić sobie i reszcie ekipy poważnych problemów.
 
Arthur Fleck jest offline