Wnyki, pułapki na niedźwiedzie, wszystko w zasięgu kilku kroków! Wokół obozowiska. Sven, Semen i Hohenstein przez chwilę nawet zastanawiali się nad tym, ile szczęścia mieli podchodząc do obozowiska Brigit i jej kompanów. Podchodząc i unikając tych wszystkich wnyków, pułapek i sideł rozstawionych przez bogowie jedynie wiedzą kogo i kiedy. Że ich wierzchowce uniknęły losu wyjących w jamie wojowników klanowych, których los w tej chwili zdawał się przesądzony. Hohenstein nie byłby w stanie wszystkich posklejać, nawet gdyby mu na to pozwolili. A pozwolić nie mieli najmniejszego zamiaru. Żywym przykładem braku miłosiernego nastawienia był Dorian, który dopadł drapiącego się w górę na krawędzi jamy napastnika i obcasem zmiażdżył mu wczepioną w korzeń dłoń. Ryk szarżujących bliźniaków zagłuszył jednak krzyk rannego, który po raz wtóry osunął się w dół. I skupił na sobie uwagę wszystkich napadniętych. Bo też niecodziennym widokiem jest mąż ogromnego wzrostu kroczący z wzniesionym do góry młotem pobrzękując łańcuchem dopiętym do wpijających się w jego łydkę „niedźwiedzich kleszczy”.
A dwóch?
Sven dobył swojego ostrza i uciekł w kierunku Semena starając się nie zasłaniać mu możliwości strzelania do wielkoludów. Jak dobiegł do Semena to ten zapytał:
- Powiadasz, że kłusownicy się w lasach panoszą?
Taa - odparł Sven - kopią zapadnie z kolcami gdzie popadnie, przy co drugim drzewie wnyki, a pułapek na niedźwiedzie to już nie wspomnę nawet.
Brzmiało to dziwnie, ale to nie był czas dziwowania się czemukolwiek. Ten z prawej strony, mający bardziej mętny wzrok, nie zważając na nic skoczył wyjąc do przodu. Łańcuch napiął się, zadzwonił, ale nie puścił utrzymując w miejscu ogromnego wojownika. Drugi, widząc co się stało z jego bratem, sam nawinął łańcuch wokół ramienia i szarpnął straszliwie. Ogniwa, pordzewiałe od wieloletniego leżenia w mchu i paprociach, zadzwoniły żałośnie po czym z trzaskiem pękły uwalniając brutala z matni i siejąc w koło kawałkami zerwanego żelastwa. Sven nawet nie dostrzegł mknącego w jego stronę. Poczuł jedynie gorąc na głowie a krew spłynęła mu na oczy. Zachwiał się próbując złapać równowagę, zamachał rękoma, po czym runął na zad, wprost pod końskie kopyta. Spłoszone zwierzę wierzgnęło tylko raz…
.
__________________ Bielon "Bielon" Bielon |