Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-12-2020, 08:17   #33
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację





Cadoc i Eiliandis zawitali do Edoras po kilku tygodniach spędzonych w Isengardzie. Miejsce niegdyś zwane Angrenost przez budowniczych, czyli przodków córki Eadwearda tysiące lat temu, otoczone była imponująco wysokim na sto stóp murem z jedyną bramą wiodącą do domeny Sarumana Białego. Ze środka perfekcyjnego kręgu, który wytyczała kamienna bariera, porośniętego morzem zieleni starych drzew i majestatycznych ogrodów, wyrastała ku niebu wysoka na kilkaset stóp czarna Wieża Orthanc, której świetności kunsztu wykonania mogła pozazdrościć każda budowla wykonana w trzeciej erze.

Domena Czarodzieja była zaiste tajemnicza. Eiliandis zastanawiała się, czy gdyby nie obecność towarzyszącego jej Cadoca, byłaby w ogóle wpuszczona przez próg niemożliwej do zdobycia dla żadnej armii bramy starożytnej twierdzy. Zaiste tajemnicze panowały tam zwyczaje. Na wjazd musieli czekać do zachodu słońca, kwaterę otrzymali w południowej strukturze muru, który wewnątrz kompleksu pełen był setek okien, okienek i drzwi. W ciągu dnia Eiliandis miała dostęp do ogrodów i biblioteki zapierającej uczonym dech w piersiach liczbą woluminów, pergaminów i zwojów. Niemniej i tak odczuwała dyskretną obecność straży niespuszczającej ze wzroku przyjezdnych. Rogacz zdawał się być przyzwyczajonym do tajemniczych zasad w twierdzy. Zaś na noc pokoje zamykano na klucz.

Sarumana Białego Gondoryjka poznała i po uprzejmym, acz grzecznie chłodnym spotkaniu z włodarzem, nie widziała go później ani razu. Czarodziej pytał wtedy o zdrowie namiestnika i jego rodziny, o wieści z Gondoru i podróż przez ziemie Rohanu oraz przygody. Zdawał się być pochłoniętym ważnymi sprawami w Isengardzie i jego naturalna ciekawość świata poza murami twierdzy zdawał się być przekonująco zrozumiałą. Eiliandis została zapewniona, że w przyszłości ona i jej wieści o świecie będą mile widziana w Isengardzie, który nie stał otworem każdemu wędrowcy, czego Saruman nie ukrywał.
Cadoc, tuż przed ich wyjazdem, był w wieży sam na spotkaniu z gospodarzem jeszcze jeden raz.

Dolina Czarodzieja u stóp Gór Mglistych była jak zaczarowana. Stary las za murem Isengardu tętnił życiem. Wspaniałe okazy byków, liczne łanie z młodymi przemierzały knieje, niezliczone ptactwo nuciło wesoło od rana do nocy, zające i wiewiórki biegały, skakały niemal niewzruszone obecnością ludzi. Kojące poczucie bezpieczeństwa na łonie budzącej się przyrody kwitnieniem wiosny i harmonijny spokój wiszący w dolinie, był wręcz idealnym miejscem do odpoczynku po forsowanych trudach wypraw w Białe Góry.

Do Edoras ruszyli z być może wielu powodów, lecz dwa z nich były najkonkretniejsze. Cadoc winien zwrócić konia, zaś Eiliandis czuła, że jej umiejętności niewiele się przydadzą w Isengardzie. Twierdza wybudowana z myślą o zakwaterowaniu tysięcy, obecnie, mimo jak słyszała od towarzysza, że się z każdym rokiem rozrasta, to liczba mieszkańców liczona być mogła w zaledwie setkach. Poddani czarodzieja byli w głównej mierze rzemieślnikami wraz z rodzinami, niesamowicie pracowitymi i zdeterminowanymi w lojalnej służbie Sarumanowi.

U Cepy, drugiego dnia pobytu w Edoras, odwiedził ich rządca. Stary wojownik w imieniu króla i królowej zaprosił na obiad do Złotego Grodu. Jakkolwiek dziwnie to brzmiało, ku ich zdziwieniu takie wprowadził król Thengel obyczaje. Zwykł jadać z wysokim i niskim stanem, z poddanymi i przybyszami z obcych krain. A mimo, że już kilka ładnych lat odkąd przybył z Gondoru, aby objąć tron po niesławnym ojcu, to nadal nikomu do końca to normalnym nie było, ot czysto ze względu na miejsce obiadu i status gospodarza.




Gleowyn do stolicy wróciła pierwszy raz tej wiosny po wielu, wielu latach. Mimo to, nie czuła się w Edoras obco. Pamiętała kamienną, wijącą się zygzakiem kamienną drogę po wzgórzu, wokół której stały szpalerem zabudowania. W kamiennym korycie wzdłuż prawego pobocza snuł się potok spływający z góry, gdzie tryskał z pyska kamiennej rzeźby konia u stóp zbocza Meduseld. Pamiętała z dzieciństwa złoty dach i złote kolumny siedziby króla. To był jej dom. Służba na dworze komnaty dzieliła w alkowach wraz z rodzinami zbrojnych. Zatem z ojcem, jako jednym z ulubionych minstreli starego króla Fengela, matką - wojowniczką królewskiego eoredu, mała Gleowyn z bratem po dwakroć mogli nazywać Złoty Dwór swoim domem. Mgłę zasnuwającą wspomnienia rozwiewał rześki wiatr Edoras z każdym krokiem, za każdym zakrętem i mijanym budynkiem. O ile pamiętała oczyma z dzieciństwa tak wiele z miejsc w stolicy, to było zupełnie zgoła inaczej w przypadku zamieszkujących ją Eorlingów. Czasami zastanawiała się czy nadal pamięta twarze rodziców… A co co dopiero obcych ludzi.

Z tłumu przechodniów wyłonił się stary, acz dziarsko trzymający się Eorling. Jak poznał w niej córkę Gleomera? Po tylu latach? Heafod, Strażnik Meduseld i majordom królewski zarazem, zaprosił dziewczynę na obiad z Thengelem i królową Morwen do Złotej Sali.




Zwinnoręki dotarł do Edoras, kiedy wiosna w pełni zagościła w Rohanie. Oddział Rohhirimów patrolujących rubieże Rohanu rozkazał mu maszerować wprost do Złotego Grodu, aby tam, króla prosić o pozwolenie na pobyt w granicach ziem Władców Koni. Bez onego glejtu być zatrzymanym miało wiązać się z nieprzyjemnymi konsekwencjami, a list wystawiony przez dowódcę patrolu miał czas ważności ograniczony. Ot tyle, aby do stolicy się dostać czasu po drodze nie mitrężąc. Kraina, zwana Woldem, dziką i opuszczoną zdawała się być. Nieliczne stada pasły się bez pasterzy dla niewprawnego oka obserwatora, którym Leśny Człowiek nie był. Bezmiar otwartej przestrzeni traw upstrzonej głazami i wzgórkami, niemal wolny lasów, których pni nie byłby w stanie samemu zliczyć, gdyby tylko rachować do liczb wielkich potrafił, był przeciwieństwem Mrocznej Puszczy, gdzie promienie słońca niechętnie przebijały się przez niedostępne korony wiekowych drzew. Im głębiej wędrował we wskazanym kierunku tym więcej domostw i farm widział, gdzie przy każdej, choć kilka koni się pasło, a gdzie wielkie stadniny były to dziesiątki, a i setki nawet. Mieszkańcy tych ziem władali mową wspólną, choć język własny posiadali zupełnie mu obcy. Zabudowania zaś wielce przypominały mu te rodzinne. Gościnni byli, choć w swej życzliwości ostrożni. Pracą odwdzięczał się za wikt i dach nad głową w podróży, co doceniał, gdyż wiosna często gęstym deszczem podlewała trawy ku uciesze miejscowych.

Tak wielkiego skupiska ludzi, jakim było Edoras, Zwinnoręki w swym życiu nie uświadczył. Niemnie słyszał o Mieście Toft na południu przy Mrocznej Puszczy, które szerokim łukiem ominął ze względu na niechlubną sławę tamtego miejsca. Coraz liczniejsze karawany śmiałków przybywających z północy przynosiły wieści o Dale i o mieście, które było zbudowane na jeziorze i takim, które zamieszkane przez same krasnoludy wydrążono w górze. Z pewnością nie było przesady w tych opowieściach, gdyż on sam był teraz naocznym świadkiem tego, jak wygląda życie poza wsią, osadą, małym grodem.

Pokonawszy ostatnie schody, kiedy wreszcie stanął przed wrotami Wspólnego Domu o złotym dachu zwanym Meduseld stwierdził, że nie mogła się z nią równać żadna budowla z Doliny Anduiny, a rozmachem i bogactwem to przewyższała nawet wspaniałą Wuduseld…

Straż wysłuchała przyczyny wizyty i sprawdziła list, który otrzymał na granicy od Eorlinga o imieniu Hama. Następnie zbrojni kazali wrócić za kilka godzin. Audiencja dla cudzoziemców miała się odbyć tego dnia podczas królewskiego obiadu, w którym i on miał wziąć udział, jeśli taka będzie wola króla Thengela.
Spytawszy później w miejscowej karczmie o zwyczaje obiadów z królem, został zapewnionym, że nie jest rzadkością, nawet dla cudzoziemców, aby na dworze jadać. No, o ile nie są tacy obcy wyjętymi spod prawa szemranym sortem, jakiego wszak nie brakuje pośród włóczęg, a którym to przybłędom i powsinogom w królestwie miejsca rzecz jasna nie ma, a do co dopiero przy biesiadnym stole Złotej Sali. Król Thengel i królowa Morwen byli jednak, jak dotąd, wybornymi sędziami charakterów.



 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem