Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-12-2020, 00:03   #20
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Paul pokiwał głową.
- Oczywiście, dam wam nawet po dwa. Leżą złożone w magazynie. Po co mają się tam marnować - uśmiechnął się lekko. - A co do ludzi… kto powiedział, że trzeba się wśród nich obracać? - zażartował. - Moja ciotka też nie za bardzo ich kocha. Ale ma za to trzy psy, które są bardzo wierne - rzekł. - Chodzi z nimi na spacery, czesze je, karmi, a one je bardzo kochają i zawsze cieszą się na jej widok. Posiada też dwa kocury i choć są mniej sympatyczne, to wciąż sprawiają jej dużo radości. Zapytałbym cię, czy wolisz psy czy koty… ale jesteśmy już na miejscu - uśmiechnął się. - No, to tu.
Stanęli pod drzwiami. Plakietka na nich informowała, że to rzeczywiście właściwe miejsce.

Abby zamrugała. Rzeczywiście dotarli, nie wiedziała nawet kiedy.
- Przyjdzie pan wieczorem z kocami? - poprosiła, z wyraźny ociaganiem puszczając jego rękę. Od razu zrobiło sie jej zimno, część barw straciłą intensywność, wracając do przytłumionego spektrum bliższego odcieniom szarości.
- Byłoby… ale i tak to bez sensu, zaraz pan zapomni - zapukała w drzwi.

- Nie jestem taki głupi, na jakiego wyglądam! - powiedział Paul. - Nie narzekam wcale na pamięć! Pójdę od razu po te koce. W sumie… zanim zapomnę - zaśmiał się i poczekał, aż Abigail weszła do środka. Wtedy dopiero ruszył swoją drogą.

Doktor Watanabe szybko schował butelkę Jim Beam Red Stag. A potem chwycił lekko drżącą ręką szklankę. Ją również chciał przemieścić do biurka, ale wymsknęła mu się i rozbiła. Mężczyzna krótko krzyknął, przestraszony.
- Na litość boską - pokręcił głową.
Zerknął na Abigail.
- Przez moje RZS mam takie niesprawne palce - powiedział. - Ciągle coś mi z nich wypada - rzekł. - Proszę, wejdź do środka. Masz ochotę na coś do picia?
Zamilkł na moment.
- W sensie… na wodę… bo tylko wodę… posiadam… rzecz jasna…
Andy pojawił się obok niego. Zerknął na twarz doktora.
- To jak ja - szepnął cichutko.

Spod drzwi doleciał go suchy, świszczący głos morderczyni.
- Boga tu nie ma - mruknęła, idąc w jego stronę z opuszczoną brodą i tylko oczy lśniły niezdrową gorączką w wymizerowanej twarzy. Patrząc spod byka przeszła te parę kroków, aż do rozbitej szklanki. Bez słowa pozbierała skorupy prawą dłonią, kładąc je ostrożnie na lewej z nie do końca sprawnymi palcami. Uważała aby się nie skaleczyć i nie patrzeć na Andy’ego. Miała wyglądać na zdrową, rozmawianie z martwym przyjacielem z dzieciństwa nie pomoże.
- Nie chcę bourbona doktorze - burknęła, wstając. Szklane odpryski odłożyła na bok szafki i wróciła na środek pokoju, zajmując miejsce po stronie biurka dla petentów.
- Wody też nie - dodała, siadając i od razu podkulając kolana pod brodę - Ale jak pan chce to śmiało - wzruszyła ramionami - Chyba że ma pan herbatę… gorącą. Zimno mi.

Mężczyzna wpierw miał zaprzeczyć, że wcale nie miał alkoholu. Zrezygnował jednak.
- Nie martw się, niedługo będzie gorąco - rzekł i nastawił wodę na herbatę. - Przepraszam cię za tę szklankę - dodał. - Zaraz ktoś przyjdzie i posprząta. Ale pokaż proszę kieszenie. Zabrałaś jakiś kawałek szkła? No pokaż no… - lekko zatoczył się.
Woda się gotowała, on natomiast podszedł do zlewu i obmył twarz. Spojrzał na swoje odbicie oraz wory pod oczami. Cała jego rodzina starzała się bardzo powoli dzięki wschodnim genom. On natomiast wyglądał na dużo starszą osobę. Jakby to miejsce wysysało z niego wszelką siłę życiową.

Szarowłosa głowa pokręciła się na boki.
- Nie czuję ciepła - mruknęła przy tym i zaraz dodała pustym głosem - Po co mi szkło? Nie jestem tu po to, aby zrobić panu krzywdę. Te mury mają wystarczająco wiele cieni, nie trzeba mu kolejnego - westchnęła, patrząc na odbicie lekarza i jego sylwetkę ogólnie. Ostatnio kiedy się widzieli chyba wyglądał lepiej.
- Co cię dręczy, doktorze? - spytała głosem podobnym do świstu wiatru w dziurach starych okiennic. - Nie możesz spać? Nie sen jest najgorszy, najgorsze jest przebudzenie.

- Najgorsze są paraliże senne - odpowiedział Watanabe. - Ale nie o moich problemach teraz mamy mówić - zalał jej torebkę wrzątkiem. - Również nie martwiłem się o moje zdrowie, a o twoje. Nie chciałbym, żebyś zrobiła sobie krzywdę.
Nacisnął jakiś przycisk na interkomie, po czym usiadł.
- Dobrze, Abigail. Powiedz mi. Co takiego chciałabyś zrobić po tym, jak stąd wyjdziesz. Chciałabyś coś lub kogoś zobaczyć? Coś cię ciekawi? - rzucił kilka pytań.
Wyjął z szuflady notatnik i długopis. Chwycił go w dłoń, choć ręka nieco się trzęsła.

Po drugiej stronie biurka pacjenta wlepiała w niego szare oczy z zaciekawieniem z jakim patrzy się na do połowy obgryzione kości potrąconego szopa gdzieś pośrodku autostrady.
Andy stanął Azjacie za plecami, widziała jak zagląda mu przez lewe ramię.
- Nie bój się, doktorze… to tylko zimno. - popukała się w lewy policzek i ramię - Czujesz je, prawda? Dreszcz wzdłuż kręgosłupa, spójrz na włoski na przedramionach. Stoją na sztorc… - westchnęła, wzrok jej sposępniał - Po co te pytania? Oboje wiemy gdzie pójdę po wyjściu stąd. - skrzywiła usta - Trafię do celi śmierci, gdzie do wyroku spać będę na zimnej podłodze w celi bez okien i mebli… a gdy wreszcie wyrok się uprawomocni, zostanę zabita zgodnie z procedurami tego stanu… lub sąsiedniego - wzruszyła ramionami - Kwestia czy sąd zdecyduje o ekstradycji i wykonaniu wyroku według tamtejszego prawa stanowego.

- A jeśli napiszę ci opinię, że wszystko robiłaś w pełni niepoczytalna? - zapytał Watanabe. - Ale teraz już nie jesteś chora? Gdybym wszystko tak ustawił, że będziesz mogła wyjść na świat zupełnie tak, jakby to wszystko się nie wydarzyło? Powiedzmy, że mam taką moc. Raz jeszcze zadam więc te pytania. Jak wtedy ułożyłabyś swoje życie?
Czknął pijacko i nakreślił kilka kresek w notatniku. Nawet z odległości Abby widziała, że rysował kwiatka.

Śmierdziało podstępem na milę, albo i pięć mil. Dziewczyna zmrużyła oczy czujnie. Lekarz wyglądał jakby coś go dręczyło, wspominał senne paraliże. Tylko że ona doskonale zdawała sobie sprawę czym mogły być i co wtedy widywał. Mógł stwierdzić, że jeśli się jej pozbędzie, problem zniknie z jego życia i wszystko wróci do normy.
- Z dala od ludzi - wyszeptała, patrząc na zmęczoną twarz z cieniami pod oczami i westchnęła cicho - Jak najdalej stąd… z Amy. Chciałabym pojechać z Amandą daleko na północ, aż na koło podbiegunowe. Tak daleko, jak tylko się da… tam, gdzie polarna noc, garstka mieszkańców kilku osad na krzyż i zapasy dowożone helikopterami cztery razy do roku. Chciałabym mieć dom w głuszy - obróciła głowę do okna - Pośród wiecznej zimy i polarnych świerków… i psa. Dużo psów, zaprzęg cały. Chciałabym żeby nikt… - zacięła się, opuszczając głowę - Teraz moja kolei, doktorze. Czemu miałbyś to zrobić?

Mężczyzna zamyślił się. Jeszcze przez moment rysował kwiatka. Następnie posłał jej bardzo głębokie spojrzenie. Niby był pijany, ale nagle poczuła się bardzo analizowana. To było zabawne, że ludzie tak bardzo ślepi jak on wciąż potrafili łypać inteligentnym wzrokiem. Wstał i przeszedł naprzód biurka. Oparł się o nie.
- Z dobroci serca - powiedział. - Chcąc okazać ci wdzięczność za to… jak ty okazałaś wdzięczność mi.

Abigail zrobiła zdziwioną minę i zamrugała.
- Nie rozumiem… jak to zrobiłam? - odwzajemniła badawcze spojrzenie i nagle uniosła brwi - Ktoś do pana mówił podczas tych paraliżów sennych? Widział pan… coś? Nie musi się pan bać… nic panu nie zrobią, zabiorą trochę sił, wysysają sporo ciepła, ale potem zostawią. - przełykając głośno ślinę uniosła rękę w jego stronę jakby go chciała prosić do tańca - Pokaż.

Mężczyzna zagryzł wargę.
- Ale jak z nimi walczyć? - zapytał i podał jej rękę.
 
Ombrose jest offline