Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-12-2020, 20:52   #36
Anonim
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
- Kurwa. - powiedział do siebie Sven, gdy tylko jego oczy ujrzały straszliwego potwora, który wyrósł jakby spod ziemi. Nie dało się do końca opisać tej bestii, której fizjonomia zmieniała się w zastraszającym tempie. Niestety wszystkie wariacje były zabójcze i nie mieściły się w żadnych kanonach fauny i flory panującej w tych okolicach. Niczym w na wpół zapomnianych legendach tego typu istoty były obce dla tego świata, a ich pochodzenie niektórzy wskazywali na zaświaty, a inni na kosmiczną pustkę między gwiazdami. Nawet w najlepszych uniwersytetach nie dało się rozeznać o co tak naprawdę chodziło z tymi przybyszami, choć jedno było pewne: nie był ich porządek świata, a pochodzili z obrzydliwie spaczonej krainy chaosu - gdziekolwiek by ona nie leżała. O tym wszystkim Sven słyszał niewiele, a w szczególnie w tej sytuacji nie bardzo było czas na racjonalne odniesienie się do tak nieracjonalnego potwora jak to przed nim.

Stwór stanął w miejscu, a jego trzy przepełnione kłamy paszcze zmieniły się w ludzkie usta i wydały z siebie kakofonie ludzkich głosów, z których najbardziej przebijały śmiechy i dziecięce krzyki. Jego ogony zdublowały się, a potem jeszcze raz, aż było ich w sumie szesnaście i pomiędzy nimi wyrosły błony tworząc coś na kształt skrzydeł, bądź wachlarzy. Wszystko to działo się niemal błyskawicznie i Sven zdołał jedynie upaść na swój zadek i czołgać się do tyłu próbując nadążyć za bluźnierczym spektaklem rozgrywającym się przed nim. Na błonach pojawiły się twarze o rysach przypominających żadnej świadomej istoty znanej Svenowi. Nie było to ani ludzie, ani elfy, ani krasnoludy, ani nawet gobliny (choć "świadomość" tych ostatnich to na dysputy w innym czasie) - zamiast tego było to coś łączące to wszystko i o wiele więcej. Demoniczne i makabryczne wizaże na obrzydliwych błonach pokrytych zielonkawymi, pomarańczowymi i białymi glutami. Przez las przebiegł wówczas okrzyk wydobywający się jakby z dziesiątek tysięcy gardeł. Okrzyk tak plugawy, że żadne ludzkie pismo nie byłoby wstanie go zapisać.

Wówczas dopiero doszło dostrzec oczu tego potwora, gdy jego ślepia zapłonęły biały światłem. Wydawało się jakby oczy były w niby to losowych miejscach pod skotłowaną, czerwonawą sierścią, która teraz przybrała raczej kolor różu.

Tego wzroku Sven nie wytrzymał. Przepełniony pierwotną paniką zaczął odpychać się do tyłu nie ważąc na nic innego - chciał jedynie jak najszybciej oddalić się, choć to coś mogło przecież go ścigać.

Wówczas przeleciały nad nim przerażone konie. Dziwny był to widok, gdyż wierzgały nogami jakby w galopie, a leciały zadem na przód. Biedne zwierzęta nie miały żadnych szans, gdy usta stwora - jeszcze przed chwilą ludzkie - przemieniły się w coś co mogło przypomnieć przerośnięte węże, ale absurdalnie groteskowe. Sven spodziewał się, że konie zaraz zdechną, a stało się coś zgoła innego. To coś przyssało się do grzbietów tuż nad zadami po czym upuściło konie na ziemie. Te złapały podłoże i wciąż starając się uciec pociągnęły za sobą stwora. Wydawało się, że jego większa część wciąż skrywała się w tej dotąd zapomnianej jaskini. Ale czemu nie mogło wydostać się bez pomocy koni?

Na to pytanie Sven nie miał ochoty odpowiadać. Uznał, że to jego szansa. Wstał i zaczął uciekać w kierunku wcześniej stratowanym przez konie spodziewając się, że jeśli tam były jakieś pułapki to spłoszone zwierzęta już je aktywowały albo zniszczyły. Na końcu tej ścieżki zamierzał spowolnić i już ostrożnie przemieszczać się w gęstwinach.

Jakimkolwiek przyjaciołom i wrogom napotkanym po drodze krzyknie jedynie, aby uciekali jeśli im życie miłe. Nie zamierzał z nikim walczyć, choć oczywiście będzie unikał ciosów jeśli jakieś ktoś spróbuje w niego wymierzyć.

Jedno było ważne: wydostać się poza zasięg potwora, który mógł przyciągnąć do siebie kilka koni nie używając do tego żadnych widzialnych połączeń.
 
Anonim jest offline