Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-12-2020, 10:03   #145
Pieczar
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Noc 01.23/24; kamienica van Drasenów; sen

Ver milczał. Milczała i z szerokim oraz chytrym uśmieszkiem na ustach spoglądała na wyraźnie zdziwioną blond damulkę. Ruszyła nagle subtelnym i powabnym krokiem w kierunku gospodyni. Mimo, że była bosa nie czuła zimna mrozu pod stopami. Ten też zdawał się nie skrzypieć. Był raczej jak puch. Momentami czuła się niemal tak jakby stąpała po wielkich obłokach cumulusów i nimbusów, które zwykle zawieszone są bardzo wysoko nad głowami na nieboskłonie.

Stopa za stopą, krok za krokiem. Biodra ciemnowłosej kultyski kołysały się niczym dryfujący na niespokojnej tafli morskiej trójmasztowiec. Zaś ona sama zdawała się płynąć w kierunku bezpiecznej przystani, którą w tym momencie była zdezorientowana Froya.

- Zostałaś wybrana do wielkich rzeczy siostro. - rzekła chwytając delikatnie dłoń arystokratki - Poprowadzisz wielką armię ku chwale i zwycięstwu. - mówiła wzniośle i enigmatycznie patrząc prosto w oczy gospodyni. Myśli jednak skupiła na wyobrażeniu sobie pola bitwy na którym na wprost siebie stanęły dwie wielkie armie. Na czele jednej z nich stać zaś miała sama Froyą przyodziana w pełną zbroje płytową z szablka w ręku dosiadająca mrocznego wierzchowca o czerwonych oczach. Sztandar łopoczący w ręku herolda, którym był sam Silny przedstawiał wizerunek szczęściu splecionych ze sobą węży.

- Wygrasz dla nas to starcie. - rzekła ponownie wdowa siedząc na swoim rumaku u boku arystokratki - Zaś o tej odwadze i waleczności mówić będą pieśni bardów na całym świecie. Od Arabii po Norske. Od Lustri po Kislev. Wielka Froya. Ostrze okrucieństwa. Siła sześciu. - w powietrzu dało się wyczuć zapach prochu i kurzu ale również napięcia i podniecenia związanego ze zbliżającą się bitwą.

Sprytna kultystka dobrze wiedziała co czyni. Oblicze Pana rozpusty nie związane było tylko i wyłącznie z cielesnymi uciechami. Krył się on tam gdzie pojawiał się brak umiaru. Gdzie zdrowy rozsądek zwyciężany był zuchwalstwem pochłaniającym wybranka bądź wybrankę powoli i niepostrzeżenie niczym nałóg. To on stał za tymi, którzy stracili rozum na rzecz czegokolwiek. Hazardu, alkoholu, sadyzmu jak i żądzy krwi. Stąd też ta niechęć do niego ze strony samego Władcy much i Boga czaszek. Wielu spośród ich wyznawców opętał i owinął Wąż czyhający tylko na moment gdy ci popadną w destrukcyjną w skutkach bezgraniczność. Działał cicho jednak systematycznie i miarowo. Wszak apetyt rośnie w miarę jedzenia a to brak umiarkowania był pożywką dla tego, którego liczbą było sześć.

Myśli Ver nagle jednak znów wróciły do tego przykrytego białym puchem ogrodu. Gdzie stały tylko one dwie.

- Czy wspominałam już, żeś piękną kobietą urokowi, której ulegają nie tylko mężczyźni? - szeptała jej to na ucho ówcześnie pochylając się delikatnie nad nią - Niezmiernie ciekawi mnie to jak smakują twoje soki Froyo. Dasz mi ich skosztować z pucharu twojej rozkoszy? - wzrok miała drapieżny ale i uwodzicielski i wyzywający zarazem.

---

- Bardzo pokorna ta służka. - przyznała widząc to co jej siostra w wierze czyni - Często dajesz jej pretekst do przeprosin? - rzuciła zaczepnie patrząc to na klęczącą Łasice to na skonsternowaną Froye.

- A Ty… - skupiła nagle wzrok na Nadji - ...kto pozwolił ci przerwać. Nie przypominam sobie by twa pani wydała ci takie polecenie. - patrzyła z góry z sarkastycznym uśmieszkiem na ustach - Trochę tego całowania cię dziś czeka słodziutka. - kończąc złapała jedną dłonią dłoń Froyi drugą zaś kładąc na jej policzku próbując zbliżyć jej usta ku swoim by móc je namiętnie ucałować.

Blond szlachcianka wydawała się zmieszana. Jakby zbyt wiele rzeczy działo się na zbyt wielu frontach w zbyt krótkim czasie. Wydawało się, że gdy Versana opowiadała o przyszłej generalskiej sławie to trafiła w sedno. Niespodziewanie Froya straciła zainteresowanie całą resztą i zawała się węszyć nozdrzami za tymi bitwami i chwałą jak hart myśliwski za zranioną zwierzyną. Później jednak gdy wróciły do tego ogrodu pełnego białego puchu znów wyglądała jakby nie mogła się zdecydować. Na górze atakowała ją Versana i jej usta a na dole Łasica. I jeszcze coś do niej mówiły.

- Dobrze proszę pani. - Nadja wykonywała polecenia nago równie sprawnie i ulegle jak i gdy była w ubraniu. Przez chwilę pozwoliła sobie klęczeć przed dwiema lepiej urodzonymi od siebie i słuchać tą scenę i dialog. Ale gdy niejako jej koleżanka przypomniała sobie o niej to służka wróciła do swoich obowiązków. A sądząc po jej spojrzeniu to wykonywała je z prawdziwą przyjemnością. Znów pochyliła się by ucałować stopy szlachcianki. Ta popatrzyła w dół na granatowe włosy jakie przysłaniały cały dół sceny. Rozłożyły się niczym węże na białym śniegu albo jakiś granatowy kwiat o wąskich płatkach.

- Jeśli panie by chciały spocząć… - zaproponowała nieśmiało słóżka wskazując na ławkę. Dziwnie, że bez śniegu. Akurat w sam raz by na niej usiąść. A Froya wciąż nie mogła się zdecydować co teraz powinna zrobić.

- Powinnam was pogonić z mojego ogrodu… - powiedziała w końcu blondynka siadając. A jak siadła to okazało się, że siedzi na wygodnej sofie a nie na zwykłej ławce ogrodowej. A Łasica co dopiero co kuliła się przy jej stopach teraz stoi tuż obok i jak usłużna kelnerka serwuje swoim gościom wino na tacy. Froya wzięła swój kieliszek i w roztargnieniu zamieszała w nim wino pozwalając by czarnowłosa spoczęła w pozycji wpółleżącej obok niej.

- Powinnam urodzić się mężczyzną. I zostać generałem. - powiedziała z pewną nostalgią w głosie jakby mówiła sama do siebie. I upiła łyk ze swojego kieliszka.

- Czy mam służyć tak jak ostatnio? - Łasica niczym wąż wślizgnęła się między tą nostalgię i rozmyślania.

- Tak, tak jak ostatnio. - przytaknęła panienka van Hansen nieco z roztargnieniem. I jej pokojówka znów jakoś tak w jednej chwili stała tuż za plecami Versany. Albo nawet przysiadła na krawędzi sofy. A zaraz już była na drugim jej końcu. Z przepaską na oczach. I znów ujęła zgrabną łydkę szlachcianki i zajęła się jej stopą. Mimo zasłoniętych przepaską oczu Versana była prawie pewna, że puściła jej porozumiewawcze oczko gdy zaczęła całować także swoją przyjaciółkę.

- Tak, tak, mówiłam, że jest niezła. Zabawimy się z nią. - zaśmiała się gospodyni wsuwając dłoń przez policzek w czarne włosy Versany i bez skrępowania całując jej usta.

---

Ranek 01.24; kamienica Versany

Kunszt i finezja z jaką Łasica wcielała się każdorazowo w rolę czy to fikuśnej kelnerki czy pokornej służki wprawiał Versane w zachwyt. Robiła to tak naturalnie że niejeden sztukmistrz bądź bard mógłby od niej wiele się nauczyć. To z resztą nasunęło czarnowłosej kultystce dość ciekawy pomysł zwiazany ze stojąca przed nią Nadją i kreującym się planem otwarcia teatru. Postanowiła jednak swoimi uwagami podzielić się z koleżanką nieco później.

- Widzę, że panienka Froya nie rzuca słów na wiatr. - stanęła w lekkim rozkroku i oparła dłonie o biodra - Cieszy mnie to. Nie przyjechałaś tu jednak na wakacje. Czeka cię dziś sporo pracy. - zapowiedziała z tak samo sarkastycznym i dwuznacznym uśmieszkiem na twarzy co jej podszywająca się pod pracownice van Hansenów koleżanka.

- Breno. - zwróciła nagle głowę w kierunku rudowłosej trzpiotki - Przygotujcie mi kąpiel i przynieście śniadanie na górę Pokaż nowej co i jak. - już nieco mniej władczym tonem wydała rozporządzenie swojej pracownicy.

- Dobrze proszę pani. - domowa służka kiwnęła głową do swojej pani i zwróciła się do koleżanki po fachu. Obie wyszły z jadalni a przed wyjściem Łasica puściła swojej koleżance szelmowskie oczko i całusa na dowidzenia nim zniknęła za drzwiami aby z Breną przygotować tą kąpiel. A Versana miała trochę czasu dla siebie i swoich spraw.

---

- Lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu. - podsumowała te raczej skromne informacje, które udało się zdobyć jej łysemu osiłkowi - A co z tymi Norsmenami? Z ludźmi od tej, z którą tłukłeś się na plaży? - ten temat był dla niej niemalże równie ważny co poprzedni - Sama tu przecież nie przypłynęła.

- O nich nic. Nie wiem gdzie chodzą się napić. W “Sierpie” widocznie nie bo nikt ich nie zna. W paru innych też nikt nie zna Dimitra węglarza. Tak mi powiedzieli. - łysy ochroniarz wzruszył swoimi wielkimi barami na znak, że na tym polu miał znacznie mniejsze sukcesy niż z Leoną. - Tej gladiatorki też nikt nie zna. - dorzucił jeszcze by podkreślić, że zrobił co mógł aby się dowiedzieć czego jego pani chciała.

- No to trudno. - wzruszyła ramionami - W każdym razie dobrze się spisałeś. - doprawiła pochwałę miłym uśmiechem.

---

Woda w bali parowała a w powietrzu unosił się przyjemny zapach konwalii i rumianku. Obie ze służących stały ramię w ramię czekając potulnie na swoją panią.

- Szybko się spisałyście. - rzekła widząc przygotowaną kąpiel - Czeka was jeszcze jedna bardzo ważna rzecz do zrobienia przed południem. - dodała zakluczając drzwi od swojej izby - Ta wanna jest zdecydowanie za duża dla mnie samej. - uśmiechnęła się zalotnie podnosząc suknie od dołu tak by ściągnąć ją przez głowę - No to do roboty. Raz, raz. Sporo przed nami.

- We dwie to dwa razy szybciej idzie to noszenie wody. - Brena uśmiechnęła się miło na taką pochwałe ale oddała drugiej pokojówce jej zasługi w tym przygotowywaniu kąpieli.

- Ale wodę nadal grzeje się tyle samo. - Nadia rozłożyła bezradnie ręce na znak, że niektóre rzeczy to i armia służby nie załatwi szybciej.

- To ja pomogę. - zaoferowała się ruda służąca i podeszła do swojej pani aby pomóc jej się rozebrać z tych wszystkich sukni, halek i reszty. Po chwili Versana mogła już umościć się wygodnie w balii pełnej ciepłej, czystej i pachnącej wody. A obie pokojówki spoglądały na nią z ekscytacją.

- To może teraz ja pomogę tobie? - służka o granatowych włosach niejako odbiła piłeczkę i zaproponowała rudowłosej to samo co ona przed chwilą swojej pani. Brena lekko spłoniła się zerkając szybko na swoją panią.

- No… Ja to nie wiem… - zawahała się jakby obecność obcej kobiety, nawet tak koleżeńskiej i miłej jednak jakoś ją krępowała.

- No to niech nasza pani zdecyduje. Ja ośmielę się zauważyć, że ktoś chyba powinien czasem służyć służącej. A mnie moja pani poleciła zadbać o wasze wygody i potrzeby. Nie chciałabym jej zawieść. I was też nie. - Łasica znów przybrała ten rozbrajająco uległy ton pełen słodyczy w jakim trudno było się nie skusić na nią i jej usługi. Brena wyglądała jakby miała coś jeszcze powiedzieć ale przemyślała sprawę i też pytająco spojrzała na swoją panią i jej decyzję. Nie widziała więc jak nieco stojąca za nią koleżanka daje swojej przyjaciółce znak oczami, że spodziewa się po niej potwierdzenia i zachęty.

- Breno. - zwróciła się do pomocnicy jak do równie dobrze urodzonej panny - W końcu tobie też się należy byś przez chwilę poczuła się jak prawdziwa dama. - uśmiechnęła się kręcąc głową zanurzając się następnie w tej przyjemnie ciepłej wodzie.

- Nadio. - tym razem rzekła do koleżanki po fachu będącą dzisiaj pod przykrywką - Rób co do ciebie należy. - mówiła jak pani do służki ściągając wodę ze swych mokrych kruczoczarnych włosów.

- Ale ja jestem tylko pokojówką. - wymamrotała nieco speszona służąca van Drasenów.

- A może dzisiaj ja będę waszą służącą, kelnerką, pokojówką i łaziebną? Bardzo by mi panie pomogły wykonać moją pracę jak należy jeśli bym mogła pokornie prosić o taką przysługę. - Nadia popatrzyła prosząco na nie obie jakby w jej oczach obie były sobie równe a przynajmniej wyżej w hierarchii od niej samej. I znów mówiła tym pokornym, słodkim tonem jakiemu trudno było się oprzeć albo zignorować.

- Oh… To tak można? - Brena przez chwilę nie wiedziała co powiedzieć. Więc zwróciła się do swojej pani z pytaniem o rozstrzygnięcie tej sprawy. Ale zachęcona przez tą co była nad nią i tą co miała być pod nią w hierarchii zaczęła się wreszcie rozbierać. Co Łasica obserwowała z niekłamanym zainteresowaniem i przyjemnością gdy spod sukni zaczęło się wyłaniać to młode, jędrne, kobiece ciało.

- Przecież właśnie nasza pani powiedziała, że można. - Nadia z uśmiechem wskazała na czekającą w wannie nagą kobietę. Brena zaś wreszcie rozebrała się całkiem, przełożyła jedną zgrabną nogę nad brzegiem wanny, potem drugą ale zanim usiadła przy swojej pani ta trzecia dostrzegła coś co do tej pory było dla niej ukryte.

- A co tutaj masz? - Łasica zapytała zerkając na podbrzusze stojącej kobiety. Ta spojrzała w dół na swój wciąż nowy tatuaż.

- To mój tatuaż. Moja pani ma taki sam. Razem sobie zrobiłyśmy. - Brena uśmiechnęła się delikatnie zerkając na siedzącą chlebodawczynię. Stała trochę do niej bokiem bo Nadia podeszła bliżej do wanny aby się lepiej mu przyjrzeć.

- Piękny! Przepiękny! - powiedziała w zachwycie nachylając się bliżej ku podbrzuszu stojącego rudzielca. A potem niespodziewanie oddała cześć Wężowi całując go niczym jakąś relikwię. Brena znów się zarumieniła i uśmiechnęła po czym usiadła wreszcie obok swojej pani. A teraz zaczęła rozbierać się Łasica. I jak zwykle było co oglądać bo nie mogła się tak po prostu rozebrać. Wstążkę odwiązała tu, odpięła pas tam, ściągnęła ramiączko czy zwinęła pończochę przy okazji całkiem ładnie prezentując swoje taneczne talenty i kobiece atuty.

- Można a czasami nawet trzeba. - odparła na pytanie zdezorientowanej Breny - Nie warto jednak chwalić się tym na lewo i prawo ale o tym już wiesz. - podkreśliła zasadę numer jeden, o której mówiła rudej służce od samego początku - Niech to będzie naszą mała tajemnicą a kto wie czy i ty kochaniutka kiedyś nie przyodziejesz koloru purpury zasiadając u mego boku niemal jak równa z równą. Chciałabyś tego? - zapytała spragnionej wielkiego życia nagiej pomocnicy. - Pamiętaj. To kim jesteśmy zależy od nas samych. Dla mnie nie jesteś zwykła pokojową. Ja widzę w tobie kogoś więcej.

- Oj jej pani jest dla mnie taka dobra… - Brena jęknęła cichutko z zachwytu i na znak wdzięczności przytuliła się poufale do boku swojej pani. Zupełnie jak to w klasycznych pozach wierne żony i kochanki przytulały się do swoich mężczyzn - zdobywców. A w tym czasie Łasica rozebrała się do rosołu na koniec ściągając z siebie suknie i schylając się tak, że wypięła swoje tylne atuty bezczelnie prowokująco w zasięgu dłoni swojej ulubionej kochanki.

- To prawda. Też bym chciała mieć w tobie przyjaciółkę. - Łasica wyprostowała się i odwróciła nachylając poufale nad wanną i tym razem wesoło dyndały pod nią jej dekolt. Po czym wyprostowała się i też już całkiem nago weszła do środka tylko od przeciwnej strony gdzie znajdowały się nogi dwóch partnerek.

- Ojej! Ale ty też masz taki tatuaż! - Brenę tak widok wytatuowanego węża na podbrzuszu nowej dla niej koleżanki poruszył, że się zapomniała i wyprostowała wskazując dłonią na ten wężowy wizerunek. Teraz jego właścicielka nachyliła się aby spojrzeć na swój tatuaż zupełnie jak niedawno Brana oglądała swój zapytana o to samo.

- Rzeczywiście. To chyba jakieś wężowe siostry z nas czy co. - Łasica roześmiała się wesolutko już bardziej jak bezczelna i nieskrępowana ulicznica niż pokorna służka jaką tak lubiła odgrywać gdy kogoś lubiła. Usiadła jednak wreszcie w wannie zanurzając się do połowy i wzięła gąbkę do ręki zaczynając ją namydlać.

- To od której mojej pani i siostry mam zacząć? - zapytała filuternie przygotowując się do pełnienia roli wspólnej łaziebnej.

- Ale ten tatuaż… Jak to? - Brena patrzyła na nie obie nie dając się tak łatwo zbyć z tym rozbawieniem. Łasica szybko spojrzała na swoją partnerkę jakby niemo pytając ją jak to teraz rozegrać ten jakże obiecujący początek wspólnej znajomości.

- Widocznie los tak zadecydował. - odparła pewnie jakby miała już wcześniej przygotowaną odpowiedź na taką ewentualność - A kimże jesteśmy aby negować i podważać coś co jest nam pisane. Ktoś widocznie musi nad nami czuwać i z tego co widzę, żadna z nas do tej pory źle na tym nie wychodzi. - postanowiła odwołać się do sił wyższych mając na myśli zarówno Pana Losu jak i Węża. Nie wskazywała jednak bezpośrednio na nich pozostając póki co w świecie półsłówek i domysłów.

- Siostry? - podłapała pomysł koleżanki ze zboru - To intrygujące i podniecające zarazem. Chciałabyś mieć takie rodzeństwo Breno?

- Ale rodzeństwo to chyba się nie kąpie razem. - zauważyła nieśmiało rudowłosa pokojówka. Ta trzecia bowiem właśnie namydliła gąbkę aż widowiskowym ruchem piana spłynęła pomiędzy jej mokrymi palcami aż na nadgarstek i do łokcia. Sama zaś włożyła wolną rękę do wody i po chwili gmerania wyłowiła łydkę rudzielca. Ale nie zapomniała o swojej pierwszej kochance. I jak to miała w zwyczaju sama ręcznie zaprosiła ją tam gdzie zwykle. Czyli między swoje uda. Ale, że tym razem dłonie Versany były zbyt daleko to użyła jej dolnej kończyny. Chociaż woda wiele z tych manewrów maskowała. Sama zaś zajęła się myciem stopy, kostki i łydki rudzielca.

- Ależ nie bądź głuptaskiem Breno. - Łasica zwróciła się do niej jak starsza siostra do młodszej gdy ta walnęła jakieś głupstwo w sprawie swoich pierwszych schadzek z chłopakami.

- Przecież nie chodzi o więzy pokrewieństwa. Wszystkie mamy innych rodziców prawda? - łotrzyca z zapałem szorowała dolną i całkiem zgrabną kończynę swojej koleżanki po fachu. Ta pokiwała głową na znak zgody.

- To jak z braćmi z różnych bractw rycerskich i innych. Mówią na siebie bracia chociaż nie łączą ich więzy krwi. To ma podkreślać partnerstwo i to, że są sobie równi. No a my jak jesteśmy kobietami to podobnie możemy zostać siostrami. Nawet nie wiesz jakie rzeczy bym mogła zrobić dla swojej siostry w wierze. - Łasica umywszy stopę i łydkę koleżanki zanurzyła ją w wodzie by opłukać z mydlin a przy okazji poruszyła własnymi bioderkami by ułatwić Versanie dostęp do siebie.

- Jakie? - wydawało się, że Brena przyjęła te wiadomości i nawet połknęła haczyk bo już się oswoiła z sytuacją i zabiegami pielęgnacyjnymi jakie serwowała jej koleżanka. A do tego była ciekawa co dalej bo zabrzmiało to dość tajemniczo.

- O choćby takie. - Łasica uśmiechnęła się i delikatnie pocałowała spód stopy pokojówki patrząc przy tym na nią filuternie. Ta cichutko westchnęła szybko zerkając na swoją panią. - Albo takie. - łotrzyca jeszcze raz złożyła usta ale tym razem na największym palcu Breny. - Albo nawet takie. - zaproponowała biorąc go w końcu w usta raz i drugi.

- Podoba ci się? Jak ci się podoba mogłabym mojej siostrze robić takie drobne przyjemności za każdym razem gdy się spotkamy i będzie okazja. - Łasica kusiła dalej obiecując rozkosze łoża i ciała.

- Ojej… Naprawdę? To by było bardzo miłe. Chciałabym mieć takie siostry. I to wszystko tak zaplanowane? - Brena chyba była pod wrażeniem tego wszystkiego. W końcu jak zwykle znów zwróciła się do swojej pani pytając ze wskazaniem na sufit i pewnie siły wyższe które śmiertelnik nie mógł pojąć rozumem.

- Siostrzana miłość wszak nie zna granic. - wtórowała słowom swojej kochance - Stać nas na wiele więcej niż tylko uciechy cielesne skarbie. - podsycała ogień ciekawości rudej służki - Razem mogłybyśmy zwojować to miasto by później wspólnie spijać nektar z pucharu zwycięstwa i chwały. Czy to nie brzmi smakowicie? - spojrzała zalotnie w kierunku obu pomocnic - Jesteś pilną uczennicą. Oddaj się tej energii i studiuj pilnie jak do tej pory siostrzyczko a zasiądziemy na szczycie.

- Dobrze. - Brena oddychała coraz żwawiej a na policzki wyszły jej rumieńce zdradzając, że wstyd i zażenowanie odchodzą w cień zastąpione ciekawością i podnieceniem. A w drugim krańcu wanny Łasica zabierała się za pieszczoty jej drugiej stopy.

- Wspaniale! To teraz możemy oficjalnie zostać wężowymi siostrami! - roześmiała się wesoło i z uczuciem pocałowała stopę swojej nowej siostry. - Oj już tak się nie krępujcie. Dajcie sobie buzi czy co. Też bym chciała na coś przyjemnego popatrzeć. - zachęciła je obie na chwilę przytulając stopę służącej do swoich nagich i mokrych piersi. Ta żartobliwa uwaga i cała reszta sprawiła, że Brena wreszcie się roześmiała. Z ulgą i beztroską. Po czym spojrzała na swoją panią, ostrożnie pogładziła ją dłonią po mokrym policzku i zbliżyła usta aby ją pocałować.

- Ucałujmy więc swoje wężowe wizerunki jako przypieczętowanie naszej siostrzanej miłości. - postanowiła w tak symboliczny sposób oddać cześć Panu Sześć. Swoją drogą był to całkiem fikuśny początek gry wstępnej prowadzącej do gorącej niczym woda w której siedziały zabawy.
 
Pieczar jest offline