Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-12-2020, 23:34   #141
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 36 - 2519.I.23; agt (7/8); zmierzch

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; “Stara Adele”
Czas: 2519.I.23; Agnestag (7/8); zmierzch
Warunki: jasno, ciepło, gwar rozmów na zewnątrz zmrok, burza, umi.wiatr, siarczysty mróz



Zbór



W porównaniu do burzy szalejącej za oknem wnętrze ładowni starej krypy zacumowanej w porcie wydawało się ciepłe, miłe i przyjazne. Zwłaszcza jak wszyscy zebrani mogli się czuć swobodnie dzieląc ze sobą wspólną tajemnicę. Byli kompletnie różni a jednak ta tajemnica trzymała ich razem. Tajemnica za jaką ich sąsiedzi, kapłani, władze i łowcy czarownic posłaliby ich na stos bez mrugnięcia okiem. Na zewnątrz musieli udawać kogoś innego, grać swoje role jakie od nich oczekiwano. Czasem gdy spotykali się na mieście mogli rozmawiać bez ogródek. Ale tylko tutaj mogli się spotkać wszyscy i cieszyć się, że udało im się przetrwać kolejny tydzień.

Wraz ze zbliżającym się zmierzchem zjawiali się po kolei. Każdy jak zwykle był witany przez Kuternogę który spuszczał na dół drabinę aby dało się wejść na pokład a potem do wnętrza starej kogi. O ile przez większość dnia była pochmurnie to po południu zaczęło sypać śniegiem. A gdy już byli wewnątrz w komplecie to nawet grzmieć zaczęło.

Zaczęło się jak zwykle, od błahych spraw. Ta by można się spotkać, porozmawiać przy posiłku, czasem to była jedyna okazja spotkać kolegę czy koleżankę od poprzedniego spotkania. Tym razem obyło się bez spięć i sięgania po noże jak w zeszłym tygodniu. Wydawało się spokojniej. O ile w poprzednio nie było trudne do zauważenia, że Łasica z Versaną się o coś pocięły i jakby się przestały do siebie odzywać to tym razem sytuacja wyglądała dokładnie odwrotnie. Obie wyglądały jak najlepsze koleżanki. A o ile tydzień temu Łasica zdawała się ostentacyjnie ignorować Versanę to tym razem wręcz otwarcie ją adorowała. Zanim Starszy zaczął tą główną część spotkania był właśnie ten czas by zamienić ze sobą parę słów i pozałatwiać te sprawy jakie niekoniecznie dotyczyły całego zboru.



Sebastian



- I jak tam sprawy z tym przystojniakiem z “Łabędzia”? Będziesz się jeszcze z nim jakoś umawiał? Właściwie co to za rzeczy od niego kupiłeś? Chcesz to sprzedać dalej? Mogę ci pomóc znaleźć kupca. - Łasica zagaiła go o powód ich ostatniego spotkania sprzed paru dni. Nie powiedział jej poprzednio zbyt wiele to widocznie była tak po koleżeńsku ciekawa. W końcu z życzliwości spełniła jego prośbę i wyśledziła dla niego z jakiego jest statku no i przyszła na spotkanie z nim gotowa go wesprzeć gdyby było potrzeba. Ale na koniec pozwoliła sobie na nieco ironicznej uszczypliwości.

Co do spraw z kobietami to w ten dzisiejszy ponury poranek odwiedził znów Adele i jej matkę. Młodsza z nich dalej mocno się pociła, miała gorączkę i niezdrowy wygląd. Ale zdecydowanie mniej poważny niż gdy ją odwiedził pierwszy raz kilka dni temu. Kryzys minął. I teraz dziewczyna zaczynała wracać do zdrowia. Nawet sen miała spokojniejszy. Była nadzieja, że może jeszcze parę dni i jak nie będzie nawrotu gorączki to wróci do zdrowia. Jego działania zdawały się przynosić efekt. Dzisiaj nawet popatrzyła na niego przez chwilę gdy zmieniał jej opatrunki tak w miarę przytomnym spojrzeniem. Chociaż dalej była bardzo słaba i wycieńczona długotrwałą walką z tą gorączką.

- Dostałem twoją wiadomość dziś rano. Oczywiście, że ci pomogę. - największy i najcięższy z kultystów odezwał się do najmłodszego stażem. - Ten Erikson… - zaczął nakładając sobie dokładkę na swoją miskę. Przez chwilę to zdawało się bardziej angażować. - Obiło mi się o uszy to nazwisko. On nie jest stąd. Ma swój statek. Ale zapytałem Kurta. - wskazał łyżką na siedzącego trochę dalej bosmana jaki też jadł ze swojej miski.

- On pływa na “Białym Delfinie”. Po Morzu Szponów. Od Erengardu po Marienburg. No i po drodze zawija do nas. Podobno bardzo utalentowany człowiek. Potrafi zorganizować dostawę różnych rzeczy. A właściwie dlaczego o niego pytasz? - Karlik spojrzał na młodszego i drobniejszego mężczyznę. Skorzystał z okazji z tego, że powiedział swoje i teraz skoro to kolega miał mówić sam zabrał się za jedzenie swojej porcji.

Przy okazji nie dało się przegapić i wyczuć garbatego brzydala. Sebastian nie widział go od zeszłego zboru. Teraz jednak miał okazję zagaić go o swój trucicielski plan. Ten gnilny wywar jaki od paru dni sam się właściwie szykował był już prawie gotowy. W przyszłym tygodniu powinien być już w sam raz do użycia.



Versana



Może ostatnimi czasy nie wszystko szło po myśli młodej wdowy ale ostatni dzień, noc i poranek raczej trudno było uznać za nieudany. Dowód o granatowych włosach miała tuż przy sobie. Łasica wydawała się uosobieniem słodyczy, jakby Versana była jakąś divą sceniczną a ona jej bezgraniczną wielbicielką. Kompletnie inaczej niż tydzień temu co to udawała, że jej nie zna i że jest na nią wściekła. Ale teraz było inaczej. Już rano było inaczej gdy wstała wypoczęta, wyspana i w świetnym humorze. Nawet pochmurny i ponury poranek nie psuł tego nastroju po tak owocnym śnie. Szkoda, że to już były ostatki eliksiru. Ale sen był bardzo barwny jak zwykle.

Chociaż zaczął się od bieli. Bieli zaśnieżonego ogrodu. Rozpoznała ogród van Hansenów. Chociaż jak to w tych snach bywało nie był dokładnym odbiciem z tego świata. Tylko takim zniekształconym. Drzewa były ale jakieś dziwnie wykręcone, końcówki gałęzi sterczały jak zamrożone macki a na nich ten śnieg i szron układał się w jakieś kwiaty. Ona sama stała boso na śniegu w samej koszuli nocnej ale jakoś mimo to nie czuła zimna. Nie zdążyła się przyjrzeć tym kwiatom drzewom gdy usłyszała za sobą głos.

- A co ty tu robisz? - gdy odwróciła się ujrzała najlepszą ponoć blond partię w mieście na wydaniu. Stała w tych obcisłych spodniach do konnej jazdy jakie miała na sobie podczas treningu a na górze miała jakby górę od sukni balowej. Albo jej się wydawało albo były jeszcze bardziej obcisłe niż pamiętała to z dziennej wizyty. Tylko bez reszty sukni. Nie zdołała rozwikłać tej zagadki jak to jest możliwe. Ani jak nie usłyszała skrzypienia śniegu pod butami. Ani jak się tu Froya wzięła jak przed chwilą nikogo tu nie było.

- Chyba byłyśmy umówione za tydzień. - Froya mówiła jakby nakryła intruza na posesji i jakoś nie była z tego powodu zadowolona. Znów nastąpił jakiś przeskok czy zamrożenie sceny a może po wybudzeniu się zapomniała ten fragment. Ale następne co pamiętała to to jak były już we trzy.

- Dziewczyno jak ty się ubrałaś?! - Froya strofowała swoją nową pokojówkę. Ta stała ze skruszoną miną i skromnie złożonymi rączkami i przepraszającym spojrzeniem. Nago. Tylko jej tatuaż na podbrzuszu zdawał się być pulsować jak żywy albo nawet emanować jakąś poświatą. Chociaż może jej się tylko tak zdawało? Froya wydawała się tego nie dostrzegać albo nie zwracać uwagi.

- Nie ubrałam się proszę pani. Przepraszam. Jestem tutaj tylko po to aby służyć. Nie chciałam pani rozgniewać. - Łasica przyjęła pokorny, usłużny ton jaki ostatnio często okazywała w roli pokojówki. By przebłagać ten gniew padła na kolana patrząc od dołu na nie obie. Froya miała nadal zawziętą minę i piorunowała klęczącą służkę wzrokiem.

- Coś podobnego. To przecież przechodzi wszelkie pojęcie. - chociaż Versana mogła przysiąc, że przed chwilą każdą z nich trzech dzieliło po kilka kroków to nagle panna van Hansen stała tuż obok niej i z irytacją potrząsała głową na te wybryki służącej. A Łasica dokazywała dalej.

- Bardzo pokornie błagam o wybaczenie. Proszę mi dać jeszcze jedną szansę. Jestem tu by służyć mojej pani, wykonać wszelkie jej polecenia, zadbać o wszystkie jej potrzeby. - niczym prawdziwa żmija sączyła swój słodki jad opadając w końcu na czworaka z kocią albo wężową gracją czworacząc w tej uniżonej pozie do nich obu. A, że stały tuż obok siebie to nawet nie było wiadomo którą z nich ma za swoją panią bo patrzyła na nie obie. Froya jakby się zawahała. A może była mimo wszystko ciekawa co wyznawczyni Węża teraz zrobi gdy już tak dotarła do ich stóp. A ta pochyliła się jeszcze bardziej i ucałowała każdą z tych czterech stóp prezentując swoją pokorę i wolę do wszelkiej współpracy.

Tak, jakoś rano zapamiętała Versana ten sen. Były we trzy. Breny nie było. Nie wiedziała dlaczego. Ale senna przygoda z Froyą i Łasicą działała bardzo odprężająco. Aż można było żałować, że to tylko sen. A jeszcze na sam koniec a może tuż przed przebudzeniem miała jeszcze jedną wizję. Wspaniałą. Siedziała. Bogata i oszałamiająca. Obok Łasica i Brema. Przed nią stały Froya i Kamila. Jednak wizja była zbyt ulotna by po przebudzeniu zapamiętała coś więcej. A przy śniadaniu Łasica sprawiła jej kolejną niespodziankę gdy zgodnie z wczorajszą umową zawartą z jej panią stawiła się z rana osobiście by być na usługi pani van Drasen.

- Przyszła Nadja. Ta pokojówka od panienki Froyi. - powiadomiła ją przy śniadaniu Brena. I zaraz potem przed obliczem Versany stanęła schludnie ubrana Nadja czyli Łasica. Tym razem w ubraniu a nie jak we śnie. I świetnie wiedziała po co tutaj przyszła.

- Dzień dobry proszę pani. Moja pani przysyła mnie zgodnie z umową. Dostałam polecenie by służyć najlepiej jak umiem i wykonywać wszystkie pani polecenia. - obwieściła oficjalnie powód swojego przybycia. Ale chociaż mówiła grzecznie i skromnie jak na Nadję w służbie van Hansenów wypadało to psotne oczka patrzyły już spojrzeniem Łasicy. Przez co jak ktoś ją znał prywatnie tak jak Versana trudno było nie dostrzec dwuznaczności takiej oficjalnej wersji.

- Moja pani powiedziała, że zapyta panią o moje zachowanie na następnym treningu dlatego bardzo mi zależy by były panie usatysfakcjonowani moją dzisiejszą wizytą. Więc jeśli jakoś mogłabym paniom pomóc i służyć to proszę powiedzieć jestem gotowa do pełnej współpracy. - Nadja mówiła z autentyczną żarliwością i przekonaniem. Chyba tylko ktoś taki jak Kornas by pozostał obojętny na tą słodycz w głosie i spojrzeniu. Brena spojrzała pytająco na swoją panią chyba zaskoczona, że druga pokojówka mówi o nich obu. A potem jeszcze była reszta poranka i pierwsza połowa dnia gdzie Łasica rzeczywiście wydawała się być do rany przyłóż.

A gdzieś przy okazji znalazła chwilę by przekazać przyjaciółce niewielką sakierkę. W nim był zestaw ręcznie robionych wytrychów. Na oko to nie wyglądały zbyt imponująco. Ot jakby ktoś wygiął kawałek sztywnego drutu tam a trochę tu. I tyle. Ale jak je sobie włamywaczka obejrzała dokładniej to wydawały się mieć co trzeba. Nawet niewielki drucik z haczykiem do podważania zaszczepek u drzwi. O ile była chociaż szczelina by go wsadzić. Nic nie można było poradzić na zasuwy. Ich nie dało się otworzyć stojąc z niewłaściwej strony drzwi. Ale dziurki od kluczy, kłódki i zasuwki już wydawały się nie być teraz takim wyzwaniem. Jak je sprawdziła we własnym domu to mimo prymitywnego wyglądu rzeczywiście łatwiej się nimi operowało przy zamkach niż jej starymi wytrychami. Ten kto je zrobił znał się na swojej robocie. Właściwie też dopiero rano miała okazję porozmawiać z Kornasem na temat jego wczorajszej działalności wywiadowczej.

I jeśli chodzi o finezję to Kornas nie był nią czy chociaż Łasicą. Był dość prostolinijny. Ale czegoś jednak się dowiedział. Samej Leony nie spotkał. Ale dowiedział się, że czasem przychodzi. Ale nie tak często. Ale jak już przychodzi to podobno upija się na całego. Potem koledzy muszą ją zgarniać na koniec wieczoru i może dlatego ta rzadko przychodzi. A może dlatego, że ma tam długi. Łatwo ją poznać po opasce na oku i pokiereszowanej połowie twarzy. Już nie taka młoda. Większość kobiet w jej wieku ma już rodzinę, męża, dzieci i tak dalej. A ona… Właściwie nie wiadomo. Podobno jak się spojrzy na nią to widać, że wredna i lepiej z nią nie zadzierać. A gdzie mieszka i skąd jest to się nie udało dowiedzieć.



Strupas



- No i jak było? Jak sanie i konik? - Karlik zagaił garbusa jaki wrócił z wyprawy w zaśnieżoną puszczę. Był ostatnim kultystą jakiego Strupas spotkał przed wyprawą no i właśnie grubas zorganizował te sanie, kuca no i zapasy dla odmieńców. A nawet posiłek dla woźnicy. To i jak znów się spotykali to logistyk i skarbnik ich grupy był ciekaw jaki był efekt tej wyprawy w jaką z tym wszystkim udał się Strupas.



Zbór



W końcu jednak zaczęła się zasadnicza część spotkania. Gdy już wszyscy zjedli, wygadali się ze sobą i oswoili z tym ponownym spotkaniem Starszy przeszedł do zwyczajowego omawiania spraw. Jak zwykle najbardziej interesowała go sprawa kazamat i postępy w dziedzinie uwolnienia ich siostry z lochów.

- Muszę pochwalić Karlika i Silnego. Świetna akcja z tym wozem. Oby tak dalej. To da nam okazję do spenetrowania kazamat od wewnątrz. - zamaskowany lider zboru publicznie pochwalił dwóch wykonawców tego numeru. Karlikowi udało się załatwić ten wóz a Silny parę dni temu wjechał nim do paszczy lwa. I wyjechał cało. Teraz zwłaszcza on promieniował dumą. A Łasica musiała przełknąć gorzką gulę słysząc jak mistrz chwali jej głównego adwersarza w ich grupie. Ale nie ośmieliła się publicznie sprzeciwić opinii Starszego więc ograniczyła się do skwaszonej miny. Wydawało się, że tym razem Silny i Karlik zapunktowali w oczach Starszego.

- To teraz Silny opowiedz nam jak to wygląda. - mistrz poprosił ich twardziela by opowiedział co tam widział. W końcu z całej ich grupy tylko on w tej chwili był tak daleko w trzewiach więziennej twierdzy. I teraz promieniał z dumy z tego osiągnięcia.

- No ja może zbyt wiele nie widziałem. Ale coś więcej niż bramę i fiuty strażników. - Silny nie powstrzymał się by nie wbić szpili konkurentce. Obdarzył ją złośliwym uśmieszkiem pełnym wyższości a ona zrewanżowała się zawziętym spojrzeniem i zaciśnięciem dłoni w pięści jakby znów miała zaraz rzucić się na niego z nożem czy pięściami.

- Silny… - tym razem reakcja mistrza była natychmiastowa. I jedno słowo wystarczyło by jego autorytet skutecznie spacyfikował tą nagle zaognioną sytuację. Łasica skarcona tym zamaskowanym spojrzeniem też momentalnie spokorniała i odpuściła.

~ Oni przynajmniej mieli fiuty… ~ syknęła po cichu ze złości tak, że chyba tylko siedząca obok Versana usłyszała tą rozzłoszczoną ripostę koleżanki.

- No to może zbyt wiele nie widziałem. Ale jak rozładowaliśy z Gregorem te beczki… - Silny mówił dość prostym językiem. Prawie jak Kornas. Ale dość dobrze opisał to co widział. Za główną bramą był krótki tunel pod wieżą bramną i kolejna brama. Potem dziedziniec. I główny budynek więzienia. Każde okno zakratowane i dość małe. Wątpił by ktoś dał się przez nie przecisnąć nawet jakby krat nie było. Może dziecko albo bardzo drobna osoba. Potem objechali ten budynek by zajechać do kuchni i magazynu. Bo te były nieco z tyłu. I tam w magazynie stały już inne beczki. Ale nie bardzo mogli się z Gregorem rozglądać bo jak byli pierwszy raz to jeden ze strażników przy bramie jechał z nimi. A tam przy tej kuchni kręciły się jakieś chmyzy z kuchni. Na oko Silnego raz by takiemu przyłożył i by się złamał. I tyle. W samych lochach oczywiście nie był. Musieli po rozładowaniu beczek znów z tym strażnikiem wrócić do bramy i wyjechać. No ale za tydzień znów mieli kolejną dostawę więc znów tam pojadą.

- A ten Greg? Sprawdził się. Dobry kompan z niego. Nie lubi straży. Mocny w rękach jest, nie boi się i potrafi przywalić. Może go przyłączmy do nas? - jak już skończył opowiadać jak było w kazamatach od razu zwrócił się prosząco do Starszego chcąc go przekonać do swojego kompana. Chyba tego samego co już wcześniej o nim wspominał. Przywódca zboru wziął go więc na stronę i chwilę o tym rozmawiali przyciszonymi głosami. Trudno było zgadnąć o czym. Łasica znów się zrzymała. Jasne było, że jak Silny wprowadziłby kogoś do zboru to jego pozycja automatycznie wzrośnie. No i będzie miał swojego zausznika.

- A czy ktoś jeszcze dowiedział się coś o kazamatach? - lider gdy skończył rozmowę z Silnym wrócił do reszty grupy by dać znać, że jak ktoś osiągnął jakiś sukces w tej sprawie to właśnie jest dobra okazja podzielić się tym z resztą grupy a przy okazji zyskać w oczach mistrza. Przy okazji Starszy prosił by zwracać uwagę na młodą, łagodną, niebieskooką kobietę. Ona prawdopodobnie ma kontakt z tą skazaną jaką mieli zamiar uwolnić. Nie potrafił o niej jednak powiedzieć czegoś więcej więc to była tylko taka wskazówka.


---



Sebastian



W końcu przyszła kolej na te indywidualne rozmowy z mistrzem. Swojej doczekał się i młody cyrulik. - I jak Sebastianie wyszło z tym człowiekiem od manuskryptu? - zagaił o sprawę jaka go najbardziej interesowała. Gdy Sebastian oddał mu kupione u Floriana przedmioty mistrz się wyraźnie ucieszył.

- Znakomicie, znakomicie Sebastianie! - pochwalił go bez skrupułów i z wielkim zainteresowaniem zaczął oglądać ten dziennik i księgę.

- Wspaniała! Wspaniała! Fascynujące… - księga zdawała się fascynować, wręcz hipnotyzować zamaskowanego mężczyznę. Z ostrożnością przerzucał kartki i przeglądał co tam jest. Przy tak pobieżnym przeglądaniu trudno było orzec co dokładnie w tej księdze zrobiło na nim takie wrażenie. Odłożył ją na wolny stół i zaczął podobnie kartkować dziennik.

- O… A tu widzę, nie wszystko po naszemu… Tileański mówisz? Przekaż to Karlikowi. Powinien to dać radę przetłumaczyć. Zresztą wspomnę mu jeszcze o tym. - powiedział zwracając dziennik z powrotem Sebastianowi. Wzrokiem zaś wskazał na najgrubszego z kultystów. - A z księgą powinien chyba sobie poradzić Aaron. Tylko musisz go dopilnować by o tym nie zapomniał. - z drugą pozycją wskazał na rozczochranego wyrzutka z kolegium który rzeczywiście miewał regularne okresy gdy był wczorajszy. Ale jako były magister powinien jednak odebrać klasyczne wykształcenie.

- A tak poza tym Sebastianie? Co u ciebie słychać? Potrzebujesz przy czymś pomocy? Zdarzyło się coś o czym chciałbyś porozmawiać? - gdy już omówili sprawy manuskryptu i pochodne mistrz zwrócił się do najmłodszego stażem członka ich tajnej grupy tonem opiekuna sprawdającego czy u podopiecznego wszystko gra.



Versana



Swoje przysłowiowe parę chwil ze Starszym miała też i Versana. Chociaż właściwie to miały we dwie bo najpierw mistrz poprosił do siebie Łasicę a gdy już trochę rozmawiali zaprosił też i jej przyjaciółkę.

- Widzę, że macie ze sobą więcej wspólnego niż się może na pierwszy rzut oka wydawać. - mężczyzna za maską pozwolił sobie zacząć od małego żarciku. Ale jednak nie zaprosił ich by sobie żartować.

- Rozmawiałem właśnie z Łasicą o naszych pięknych i bogatych szlachciankach. Widzę, że niejako udało wam się wspólnie działać w tej materii. Dobrze. Bardzo dobrze. Cieszy mnie taka współpraca i, że tak dobrze się dogadujecie. Tak to właśnie powinno wyglądać. - Starszy nie ukrywał, że chociaż pierwotnie to może i była sprawa Versany to nie ma nic przeciwko jak się obie za to zabiorą. Widocznie już Łasica coś zdążyła mu o tym powiedzieć no ale ta niewiele wiedziała o Kamili z którą nie miała kontaktu. Obie więc mogły opowiedzieć jak idzie spaczenie tych dwóch błękitnokrwistych piękności w stronę Mrocznej Czwórki. No i jakie one są jak się je lepiej pozna.

- Ah, eliksir… Skończył się… No ale to nie taka prosta sprawa. Nie mogę wam obiecać, że za tydzień będzie gotowy. To wymaga czasu. Ale jak już o tym jesteśmy jak się sprawdza? Jak działa? - gdy temat zszedł na eliksir i okazało się, że ten niewielki flakonik już się zużył to zdobycie kolejnego nie jest taką prostą sprawą. Na razie musiały sobie poradzić bez niego.

- Wcześniej rozmawiałem z Kurtem. I powiedział mi o tym spotkaniu w porcie z Wilczycą. - jak już Łasica wróciła do stołu i teraz Versana rozmawiała z mistrzem zapytał ją o Normę. - Przyznam, że żywię co do niej spore nadzieje. Widzę, że nasze drogi się skrzyżują w ten czy inny sposób. Więc lepiej mieć ją po swojej stronie. Co to za nieporozumienie z nią wyszło? Na czym polega kłopot? - Starszy widocznie sporo już wiedział od Kurta ale i Kurt nie wiedział wszystkiego i nie było go przy wcześniejszych spotkaniach z Normą i węglarzami. Więc chciał wiedzieć o co chodzi i dlaczego Norma nawet jak przyszła to nie zgodziła się zostać w przygotowanej kryjówce. Chyba nie mógł uwierzyć w to co usłyszał od kuternogi, że Norsmanka nie chciała siedzieć sama w pustym domu bo u węglarzy miała z kim grać w karty. Na to miał rozwiązanie bo zgodził się by mogła zamieszkać tutaj, na statku. Kurt praktycznie był tutaj non stop, w karty też umiał grać to przynajmniej nie byłaby sama. A jakby jej było mało rozrywek to chyba akurat Versana i Łasica były na tyle rozrywkowymi dziewczynami, że chyba nie powinno być im trudno zapewnić Wilczycy rozrywkę i towarzystwo. Zwłaszcza jakby ją zabrały na miasto. No chyba, że było jeszcze coś.

- A przy okazji jak interesy? Jak ci się powodzi moja droga? - gdy już mieli mniej więcej omówione sprawy najistotniejsze Starszy wrócił do jowialnego tonu przyjaznego wujka i mentora który troszczy się o swoich podopiecznych.



Strupas



- I jak ci się udała podróż do naszych jaskiniowych pobratymców Strupasie? Co u nich słychać? Dalej mają kłopoty z kopytnymi jak ostatnio? Cieszę się, że do nas wróciłeś. Jakie wieści przywozisz? - jak zwykle mistrz nie pominął także garbatego brzydala gdy poprosił go na rozmowę. Nie ukrywał swojego zainteresowania jak się udała jego misja handlowo - dyplomatyczna. W końcu obie strony wydawały się swoimi naturalnymi partnerami. Każda z nich miała coś czego potrzebowała albo mogło się przydać drugiej stronie. Lider w masce był więc ciekaw jak odmieńcy a zwłaszcza Knopp i Opal zareagowali na podarki przygotowane przez Karlika no i listy Starszego. I dał opowiedzieć Strupasowi jak to było na tej wyprawie do jaskini.

- A przy okazji Strupasie. Mam dla ciebie zadanie. - mistrz położył dłoń na ramieniu garbusa i swoim zwyczajem zaczął się przechadzać spacerowym krokiem w poprzek ładowni. - Silny ma tego kolegę z jakim był ostatnio w kazamatach. Mówi o nim same dobre rzeczy. Ale przydałoby się to zweryfikować. Najlepiej by zrobił to taki dobry obserwator jak ty. Dlatego gdy będziesz jechał następnym razem na spotkanie handlowe to zabierz go ze sobą. - i Starszy podał mu adres gdzie powinien kręcić się ten Greg i mniej więcej jak wygląda. Bo jakby do tego czasu powęszył wokół tego Grega na miejscu to też by było dobrze. A umówione spotkanie miało być gdzieś na pustkowiu co sam miał okazję ustalić z Knoppem i resztą więc jak pojadą zostawić czy odebrać towar to nie powinni spotkać żadnych odmieńców.

- Natomiast tydzień temu pytałeś mnie o swoją służbę Ojczulkowi… - gdy już omówili te sprawy jakie mniej lub bardziej dotyczyły całego zboru Starszy wrócił do rozmowy jaką odbyli na poprzednim spotkaniu. I okazało się, że coś jednak znalazł jak Strupas mógłby się przysłużyć Nieczystemu.

Otóż dotarł do informacji, że gdy budowano to miasto niecałe sto lat temu natknięto się na grobowiec. Właściwie masowy grób. Ponieważ ciała czy raczej szkielety nie miały zbyt wielu obrażeń wywnioskowano wtedy, że tak wiele ciał musiało paść od zarazy. Kim byli za życia tego nikt nie miał pojęcia. Zwłaszcza, że miasto dopiero budowano więc nie mogli to być mieszkańcy miasta. Które zresztą i do dzisiaj stało w sporej mierze puste czego sam Strupas, Sebastian czy Aaron byli najlepszym dowodem. Więc gdyby odnaleźć ten masowy grób kto wie? Może ta zaraza co zabiła tamtych wciąż by miała moc? Tylko niestety nie zachowały się zapiski gdzie dokładnie to było. Wiadomo, że niedaleko brzegu i pisano, że niedaleko plaży. Więc raczej na zachodnim brzegu rzeki bo wschodni był pocięty klifami i raczej stromy.

- Jeśli mogę coś ci zasugerować możesz zacząć szukać od rozpytania jakiegoś starorsowca. Elfy czy krasnoludy żyją na tyle długo by wciąż to pamiętać. Cóż to dla nich 80 czy 70 lat? Możliwe, że w archiwum ratusza zachowały się jakieś zapiski z czasów budowy. - poradził mu mentor. Jeśli coś by było do dziś znać to pewnie było w kanałach po zachodniej stronie miasta. Był też jeden trop jakiego uczciwie przyznawał nie był pewny. A mianowicie jakieś 10 lat temu spalono na stosie niejakiego Maurizio Bergera. Prawie do ostatniej chwili krzyczał na swojej egzekucji, że jest niewinny ale on jest tylko pierwszą ofiarą. Miasto zaleje fala much a trupy będą gnić na ulicach. Bo władycy tego miasta ukrywają prawdę, straszną prawdę przed mieszkańcami. Prawdę skrytą pod ziemią ale w końcu ona wyjdzie na powierzchnię i pochłonie to miasto. Jednak czy miało to coś wspólnego z tamtym odkryciem przy budowie miasta tego nawet Starszy nie wiedział. Po Bergerze nikt chyba nie płakał a teraz nawet nie pamiętał. Może poza jego córką. Wtedy była małą smarkulą ale obecnie powinna być już dorosłą kobietą. Nie wiadomo gdzie była teraz. Berger był przemytnikiem i podobni znał kanały jak własną kieszeń. To może i coś odkrył w tych kanałach.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 22-12-2020, 00:14   #142
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Bonus świąteczny 1/2

Kazamaty



Otworzyła oczy. Kamienny sufit, zaprawa, pajęczyny, zacieki… Nic nowego. Jak to w lochu. Głowa ją bolała. Często ją głowa bolała. Przez te ziółka jakie jej dawały. Usypiały ją. Musiała przyznać, że skutecznie. Ciężko było jej o chwile gdy mogła zebrać jasność myśli. Te zwykle krążyły opornie jak w melasie. Ale powoli zaczynało jej się rozjaśniać. Podniosła głowę z pryczy na jakiej leżała. Zorientowała się, że dostrzega łunę zza małą kratką wzmacnianych drzwi. Czyli chyba był raczej dzień. Właściwie dzienna zmiana. Nie miała w swojej celi okna to nawet nie wiedziała czy jest dzień czy noc. Opuściła głowę z powrotem na deski pryczy. Ale ona byłą cholernie niewygodna! Ten cienki, więzienny siennik był przeżarty przez robactwo i szczury więc leżało się prawie jak na gołych dechach. Straciła już rachubę od jak dawna tu leży. Przez ten brak okna. I te regularny letarg w jaki wpadała po tych ziółkach.

Westchnęła głębiej by spróbować oczyścić umysł i zwalczyć senność jaka tylko się przyczaiła by znów ją ogarnąć. Próbowała się na czymś skupić by nie zasnąć ponownie. Na czymś… O czym można myśleć będąc w niewoli? O wolności! O tym co jest na zewnątrz.

Z niechęcią musiała przyznać, że nieźle ją załatwili. Przypłynęła tu z misją specjalną. Specjalnym zadaniem. Niestety sztorm rozwalił ich statek. Co prawda Mroczne Moce mieli chyba jakieś plany wobec niej bo ją ocalili. Ale teraz chyba poddają ją próbie. Sprawdzają czy jest godna ich służby. Tak to sobie tłumaczyła. Szczęście ją opuściło ledwo znalazła się na zaśnieżonej plaży. Padła z mrozu i wyczerpania. I ją znaleźli. Nie ci co powinni. I w końcu wylądowała tutaj.

Niestety złość i duma były kiepskimi doradcami jak się było w lochu zdanej na łasce wroga. Musiała przyznać, że dość dobrze oszacowali jej możliwości. Dość szybko odkryli, że jest wiedźmą. Może po tym incydencie z jej użyciem. Niestety nie wystarczyło by się stąd wyrwać. To była jakaś cholerna twierdza! Teraz non stop była przykuta do tej pryczy. Podawali jej te ogłupiacze w winie i jedzeniu. Wiedziała o tym ale przecież musiała coś jeść i pić aby przeżyć. Więc potem spała. Długo i często. Najgorszy był jednak knebel. Nadal ją irytowało jak ślina non stop ściekała jej po brodzie i szyi. Mała rzecz a jaka wkurzająca. No i miał paskudny smak, wysuszał usta i uniemożliwiał mówienie. I rzucanie zaklęć. Przynajmniej oni tak myśleli.

Podniosła głowę. Szczęk otwieranych drzwi. Ale sąsiednich. Pewnie do tej małej. Były sąsiadkami. Tamta była chyba po przeciwnej stronie korytarza. Cela lub dwie dalej. Jak była przytomna to czasem słyszała wystarczająco wiele by zorientować się w sytuacji.

- Co ryczysz głupia!? Zrobiłem ci przysługę! Może ostatnia w twoim parchatym życiu! - huknął jeden ze strażników do tej młodej. Nigdy się nie spotkały. Ani tutaj ani gdzie indziej. Ale wydawała się młoda. Miała młody głos. I zachowywała się jak młoda. Jak ofiara.

- Chodź już. Jak Bulldog się dowie? - powiedział niepewnie drugi ze strażników. Chciał już skończyć ten niebezpieczny proceder. Nie chciał podpaść szefowi.

- Nie bój się nie dowie się. Kto mu powie? Ty? Ta idiotka? - pierwszy ze strażników pozwolił sobie na zlekceważenie tego zagrożenia. Mógł go wsypać tylko ktoś z kolegów. Przecież z tą idiotką nikt inny nie miał kontaktu prócz nich. A kto jej uwierzy? Odmieńcowi? Zresztą kogo to obchodzi? Przecież i tak skończy na stosie na najbliższym festynie. To przynajmniej mogła się do czegoś przydać. Powinna się nawet cieszyć, za to okazane zainteresowanie.

- A nie boisz się, że coś od niej złapiesz? Widziałeś co ona ma? I to mi się wydaje jej rośnie. - dał się słyszeć zgrzyt zamykanych drzwi i potem klucza. Kolega tego pierwszego miał widocznie nie tylko obawy skierowane o gniew szefa.

- Widziałem. Ale jestem ostrożny i nie dotykam tego. Widziałeś jak ja wziąłem? Nieźle nie? Trochę kłoda ale mnie to nie przeszkadza. Jakiejś dziwce to trzeba by zapłacić. A tu z nią sam widzisz, wsadzasz i jedziesz. Chcesz spróbować? Możemy jeszcze wrócić. Tej małej nigdy nie boli głowa i zawsze ma czas! - pierwszy przeszedł kilka kroków od już zamkniętej celi ale zatrzymał się wskazując kluczami na cele ze skazaną. Roześmiał się z własnego dowcipu. Kolega niekoniecznie.

- Nie chcę. To co ona ma może być zaraźliwe. Wolę tą co wtedy w nocy była. To była dupa! Braliśmy ją na zmianę po kolei we czterech a ona dawała radę! I to za darmo! Bo się idiotka ogrzać chciała to ją ogrzaliśmy wszyscy! - drugi prychnął z niechęcią ale gdy zaczął mówić o tamtej wizycie jaką złożyła im ta… Jak jej było? No nieważne. Ale wreszcie były jakieś plusy tej służby. No i tamta nie miała czegoś takiego jak ta z celi.

- A mnie wtedy nie było. Myślisz, że jeszcze kiedyś przyjdzie? Cholera, żeby przyszła na mój dyżur. Wiedziałbym co robić. - ten pierwszy zazdrościł kolegom takiej niespodziewanej, wieczornej wizyty. Po cichu miał nadzieję, że i jemu przytrafi się taka przygoda. Z tego co koledzy potem opowiadali ta z bramy była pierwsza klasa. Bo ta idiotka z celi no miło się ją brało no ale takie tam zwykłe prucie dziury w materacu.

Odeszli. Kobieta przykuta do pryczy potrafiła to docenić. Dostrzegała ironię w tej sytuacji. Taka skala deprawacji! Cudowne! Wspaniałe! I to niby u tych co mówili o sobie, że są “dobrzy”. Gdyby nie knebel to by się zaśmiała z rozbawienia. O tak, wspaniałe jest to miasto, z wielkim potencjałem. Jak dojrzewający owoc. Jeszcze trochę poczekać i będzie gotowe do zerwania i konsumpcji. Do deprawacji, krwi, rzezi, mordów, kłamstw, zdrad i całej tej pięknej otoczki jaka była tak miła Mrocznym Potęgom. No ale na razie wciąż tkwiła tutaj. Przykuta i zakneblowana.

- Jesteś? Czy śpisz? - zastanawiała się właśnie nad swoim losem i możliwościami gdy usłyszała głos tej młodej. Przestraszony, cichutki i zapłakany. Znów się mazała. Gardziła mazgajstwem. W porównaniu do niej to tamta miała pełnię swobodę. Mogła robić w swojej celi co tylko chciała. I mówić! Co ona by dała aby móc mówić! A ten cholerny knebel wszystko psuł! Zastanawiała się czy odpowiedzieć tamtej. Właściwie co ją obchodziła? Obie miały spłonąć na stosie tak samo. Żadna nie mogła pomóc czy ulżyć tej drugiej. Nawet rozmowa ograniczała się do jednostronnego monologu. Ale właściwie ta młoda była jedyną w miarę przyjazną duszą tutaj. I na swój sposób nawet ją ciekawiła. W tej pustce snu i zamroczeniu ziołami stanowiła jakąś kotwicę trzymającą ją tej rzeczywistości. W końcu więc odpowiedziała stukając obręczami dwa razy.

- Znów u mnie byli. Znów mi to zrobili. - ta druga musiała się komuś zwierzyć. Wyżalić. Poskarżyć na swój straszny los. Przecież nic, nikomu nie zrobiła! Za co ją to spotyka? Najpierw to straszne coś na żebrach… Potem jak ją nakryli w tamtej karczmie… A teraz to. Za co?! Usłyszała jedno metaliczne brzęknięcie. Zorientowała się, że jak sąsiadka nie spała to pewnie słyszała wszystko. Czuła, że tamta jest silniejsza. Instynktownie szukała więc u niej pomocy. Ochrony. Wsparcia. Nawet jak wiedziała, że to ułuda. Obie były w swoich celach i czekał je oczyszczający ogień na tym i piekielny na tamtym świecie.

- Jak ty to robisz? Do ciebie nie przychodzą. - zapytała trwożliwie. Trochę nawet z niemą złością i pretensją. Dlaczego jak są tu we dwie to tylko po nią przychodzą strażnicy!? Jak ta druga to robi, że ją omijają? Dopiero po chwili zorientowała się, że źle postawiła pytanie. Ta druga mogła wystukać tylko “tak”, “nie” i “nie wiem”. Teraz nic nie wystukała. Może znów zasnęła? Wymęczona dziewczyna wróciła na bosaka od drzwi do pryczy na jakiej próbowała sobie znaleźć miejsce. Też chciałaby zasnąć. I już nie pamiętać o tym wszystkim.

Ale ta druga nie zasnęła. Uznała, że odpowiedź i jest zbędna i przekracza jej możliwości stukania. Wróciła myślami do analizowania swojej sytuacji. Próbowała znaleźć słabe punkty by je wykorzystać na swoją korzyść. Może siostrzyczka? Ta młoda. Co jakiś czas odwiedzały ją te białe kretynki z gołębnika. Najpierw stara i druga właściwie też. Ale niedawno tą drugą zastąpiła jakaś młódka. Chyba nowicjuszka czy co. Wyglądała jakby wciąż była na naukach. Jak przychodziły oglądały ją, opatrywały rany jeśli jakieś akurat miała a zwykle miała. Ta stara to znała się na rzeczy. Z nią będzie ciężko coś ugrać. Ale ta młoda… Tak, ta młoda miała potencjał. Dawała nadzieję. Jeszcze nie wiedziała na co. Ale jakoś nie wyczuła od tamtej jawnej wrogości. No i chociaż na chwilę zdejmowały jej knebel. Chociaż strażnicy byli czujni. Stało ich przynajmniej dwóch z kuszami wycelowanymi w jej tors. Sytuacja była trudna. Ale uznała, że nie beznadziejna. Dlatego ostatnio spróbowała z tą młodą.

- Oh, bardzo ci dziękuję. Czułam takie pragnienie. - powiedziała do niej gdy tym razem to ta młoda ją poiła. Młoda skinęła głową niepewnie. - A możesz coś zrobić na nadgarstek? Chyba mam tam otarcia. Bardzo mnie piecze. - poprosiła wskazując wzrokiem na nadgarstek uwięziony obręczą kajdan. Młoda spojrzała w tamtą stronę i nachyliła się nad nią by obejrzeć ten nadgarstek. Wtedy więźniarka wyczuła zapach ziołowych maści jakich używała ta młoda. I zaczęła palcami sprawdzać ten obtarty nadgarstek.

- Nie dotykaj kajdan! Zostaw to! - krzyknął rozkazująco jeden ze strażników jakby się bał, że coś się stanie kajdanom.

- Tylko przemyję ten nadgarstek. Nic więcej. - odparła ta młoda łagodnie i prosząco. Strażnik podszedł jeszcze bliżej i wymownie wycelował bełt w głowę więźniarki.

- Ona jest niebezpieczna! Tylko słówko wiedźmo a cię załatwię! - warknął strażnik i wieźniarka widziała wycelowany w twarz bełt kuszy ciut dalej niż na wyciągnięcie ręki. Gdyby mogła wyciągnąć rękę. Drugi podobnie wziął na cel jej głowę. Bali się. Bali się jej. Dlatego ich nie prowokowała. Z tego strachu mogli strzelić. A z dwoma bełtami w głowie mogło się nieco trudno wymyślać plan ucieczki z tego miejsca.

- Bardzo ci dziękuję. Jesteś inna niż oni. Lepsza. Nie zapomnę ci tego. - tyle zdążyła wyszeptać do tej młodej gdy tamta przemyła jej nadgarstek i nawet posmarowała go jakąś maścią.

- Nie rozmawiaj z nią. Ona próbuje namieszać ci w głowie. - ta stara poznała się w czym rzecz. Szkoda, że tu była. I strażnicy. Jakby została tu sama z tą młodą to kto wie? Na razie jednak ta stara z powrotem wepchnęła jej knebel w usta. Nie protestowała. Nawet sama je otworzyła. Wiedziała, że nie ma co stawiać daremnego oporu. A potem wyszli. Prawie. Ostatni ze strażników wrócił do jej pryczy i pochylił się nad nią oglądając ten nadgarstek i kajdany jakby obawiał się, że ta młoda coś tam jednak majstrowała. Zdecydowanie nie pachniał maścią ziołową. Wyrwał opatrunek jaki nieco łagodził obcierający skórę metal i rzucił go na podłogę. Szukał czegoś co tamta mogła zostawić. Ale nic nie zostawiła więc nic nie znalazł.

- Nie mogę się doczekać aż spłoniesz wiedźmo. - warknął do niej na odchodne. Wierzyła mu. Gdyby nie mieli planu zrobić z niej głównej atrakcji na tym ich festynie to już dawno by ją skasowali. Zresztą gdyby role się odwróciły to ona ich też. Tym teraz żyła. Wyrwaniem się stąd i zemstą. I dokończenie swojej misji.

No tak. Misja. Ta którą musiała dokończyć. Odkąd tu gniła była pewna, że coś jest na rzeczy. Zawsze była na to wrażliwa. Coś tu było. I musiała to znaleźć. Czuła jak wpływa na nich. Na nich wszystkich. Chociaż większość tych ciemniaków nie zdawała sobie sprawy z tego wpływu. Jak zwykle. Na razie ten wpływ był słaby. Bardzo słaby. Ledwo wyczuwalny. Jak już to we snach. We snach mogła zaznać nieco wolności. Tam nie było kajdan i krat.

Skupiła się. Odpłynęła. Wyczuwała odległe echo szumu inteligentnych istot. Ich odbicie w eterze. Słabe. Albo ona już była taka słaba. Traciła powoli siły. Dlatego próbowała coś zdziałać póki jeszcze miała okazję. Echo tych umysłów było słabe. Ot wiedziała, że ktoś tam jest, wielka masa ciemniaków. Ale czasem zdarzały się mocniejsze osobowości. Przebudzone. Szukała kogoś by nawiązać kontakt. Czasem jej się udawało. A czasem nie. Zwłaszcza jeden był obiecujący. Jak miała wybór i udało jej się go odnaleźć to próbowała właśnie z nim. Wydawał się sojusznikiem. Był jej przyjazny. Obiecał pomóc. Niestety kontakt nawet jak był to bardzo słaby. Ona była słaba. Tamten też albo nie miał wprawy w takich sennych eskapadach. Więc zwykle wyczuwała jego emocje. Może skrawki urwanych obrazów. Nawet nie wiedziała czy to co on widzi, jakieś wspomnienia z przeszłości czy jego wyobrażenia. Trudno było o precyzję w takiej “komunikacji”. Ale nic innego nie miała. Poza tym chciała dać znać, że wciąż żyje i mają kogo ratować. Ale niech się pośpieszą! Nie wiedziała ile jeszcze sił i jak długo uda jej się zachować.

Była słaba. Zaczęła więc śpiewać mantrę jaka pozwalała jej łatwiej wejść w trans. Jednak z powodu knebla raczej wychodziło z tego jakieś mruczando. Nie to było istotne. Działo. Po chwili obraz stał się wyraźniejszy. Wyczuła, że tamten też ją chyba wyczuł. Ale nie zdawała sobie sprawy, że nie tylko on.

- Co oni tak wyją? - Bulldog zmarszczył brwi podnosząc głowę w stronę głównego budynku. Inni też to usłyszeli. Coś jak chór. Chociaż bardzo nieskładny. I coś jakby pieśń czy psalm. Popatrzyli na siebie zdezorientowani.

- Na co czekacie!? Sprawdźcie to! - dowódca zmiany huknął na swoich ludzi wyrywając ich ze stuporu. Ci szybko ruszyli wykonać to polecenie. Po paru chwilach jeden z nich wrócił zdyszany.

- To ta wiedźma! To ona! Śpiewa! A inni z nią! - krzyknął zdezorientowany strażnik licząc, że szef będzie wiedział co zrobić. Wiedział.

- Jak śpiewa!? Mieliście ją kneblować cały czas! - wkurzony szef krzyknął na podwładnego za to idiotyczne niedopatrzenie o tak poważnych skutkach. Odepchnął go i sam ruszył ku wewnętrznemu poziomowi lochów.

- Jest w kneblu cały czas! Tylko jakoś tak mimo to! Przecież to wiedźma! - strażnik biegł za swoim szefem by go dogonić. Po drodze zgarnęli jeszcze paru kolegów co chwilowo nie bardzo wiedzieli co powinni teraz robić. A jak już ujrzeli szefa to oczekiwali od niego rozkazów.

- Na co czekacie!? Uciszcie to wycie! Jazda! - Bulldog wydarł się na nich nawet nie zwalniając. Pogonieni przez niego strażnicy z pałkami i wiadrami wody ruszyli by spacyfikować te chuligańskie wybryki. Rozległy się ich krzyki, uderzenia pałek o kraty i żywe ciała. Ale szef z grupką strażników dotarł do zakazanej strefy.

- Otwieraj! Ale już! - pogodnił klucznika i ten zdenerwowanym ruchem wsadził klucz w dziurkę ze dwa razy nim mu się udało i ciężkie drzwi stanęły otworem. Teraz słyszeli już bardzo wyraźnie ten kobiecy głos jaki mruczał pomimo knebla coś jakby kołysankę. A ten rytm jakoś podchwycili inni więźniowie. Ale już cichł gdy strażnicy pacyfikowali go pałkami i zimną wodą z wiader. A teraz mieli przed sobą źródło tych kłopotów.

- Brać ją! - rozkazał Bulldog i dał przykład wyrywając pałkę jakiemuś strażnikowi i ruszając na przykutą do pryczy kobietę. Zamachnął się i zdzielił ją bez wahania. Rozległ się głuchy odgłos tępego uderzenia o ciało. Kobieta zajęczała z bólu stłumionym przez knebel jękiem a rytm ustał. Pałki spadały jednak na nią dalej a ona nie miała jak się przed nimi bronić. Przykuta do pryczy obręczami nawet zasłonić się nie mogła. Parę uderzeń wystarczyło by ją skutecznie spacyfikować.

- Dawać napar! - szef krzyknął na podwładnych i zaraz któryś przybiegł z niewielką tykwą. Bulldog osobiście zabrał mu pojemnik pełen usypiacza i wbił dłoń w gardło więźniarki. Reakcja była oczywista, dusząc się otworzyła szeroko usta aby próbować złapać oddech. Wtedy wcisnął jej tą tykwę w usta i poił ją mimo, że się krztusiła i pluła. Aż zorientował się, że słabnie i przestaje stawiać świadomy opór.

- Nie ze mną takie numery wiedźmo! Jeszcze jeden taki numer i trafisz na kolejne przesłuchanie! - zagroził jej nim tamten całkiem odpłynęła świadomość. Nad kazamatami zaś znów zaległa ponura, złowieszcza cisza jaka zwykle otulała to miejsce.




Norma


Ostrze ze świstem przecięło powietrze. Świst zaraz zakończył się suchym trzaskiem gdy trafiło w pieniek który pękł z suchym trzaskiem. Wolna dłoń sięgnęła po kolejny pieniek kładąc go na tym większym jaki stanowił podstawę do rąbania. I siekiera znów wzięła zamach po czym ze świstem rozłupała kolejny kawałek drewna. Dłoń po raz nie wiadomo który sięgnęła po kolejne drewno ustawiając je na sztorc. Dobrze. Siły jej wracały po tej walce na plaży. Czuła się już znacznie lepiej. Jeszcze trochę była zesztywniała tu i tam ale właściwie już prawie było dobrze. Mogła się zacząć zastanawiać co dalej.

Do tej pory sprawa była dość prosta. Żyła z dnia na dzień. To było prostsze bo i tak była przykuta do łóżka. Ale chłopaki dbali o nią to wracała do sił i zdrowia. I mówili po kislevsku tak jak i ona. Dobrze, że ten garbus ją do nich przyprowadził. Potem tamta walka na plaży. Nawet się za bardzo nie zastanawiała. Lubiła walczyć. Lubiła się bić. I zwyciężać. Przelewać krew i zabijać. O tak. Lubiła ta. Nozdrza jej się rozszerzycły jakby węszyły za tą krwią o jakiej myślała. Siekiera ze świstem walnęła w kolejny pieniek tak mocno, że nie mogła jej w pierwszej chwili wyjąć. Westchnęła i otarłą czoło. Zziajała się przy tym rąbaniu. Ale dzięki temu mogła zostać sama ze swoimi myślami a takie proste zajęcie pomagało jej się skoncentrować. No i nikt jej nie przeszkadzał. Ale co dalej?

Ta wizyta sprzed dwóch dni tej czarnej i tego młodego niechcący przypomniała jej po co się tu znalazła. Ta czarna obiecywała kogoś z jej załogi. To ją pobudziło. Nie wahała się ani chwili. Ubrała się i poszła z nimi chociaż Dymitri ostrzegał ją przed jej krętym językiem. I miał rację. Tamta dwójka zaprowadziła ją do jakiegoś pustego mieszkania w którym był jakiś kuternoga z drewnianą nogą. On na szczęście też mówił po kislevsku. I był marynarzem, człowiekiem morza. Ale nie było nikogo z jej załogi. Wróciła więc do chłopaków wściekła i rozgoryczona. Ci południowcy to jednak byli słabi i podstępni tak jak to starsi opowiadali. Nadawali się tylko by ich łupić, zarzynać i brać w niewolę. Ze złością kopnęła tkwiącą w pieńku siekierę. Poczuła ból w nodze w miejscu gdzie goleń trafił na twarde drewno. Dobrze! Ale siekiera spadła z pieńka i poleciała w śnieg. Też dobrze. Sapnęła i ruszyła po nią, schyliła się i obejrzała. Całkiem solidna. Mocno zużyta. Wielokrotnie używana. Ale wciąż to była całkiem solidna siekiera. Znała się na siekierach. Ale jeszcze lepiej na toporach. Przesunęła kciukiem po ostrzu napierając nim tak mocno aż pojawiła się czerwona kreska. Przemieniła się w czerwoną strużkę a w nozdrzach znów poczuła charakterystyczny zapach. W zamyśleniu roztarłą zamarzającą krew pomiędzy palcami nawet tego nie widząc. Czuła jak szybko zaczyna się kleić i zamarzać. Ale co dalej?

Wpatrywała się gdzieś w płot nawet go nie widząc. Jak wypływali z portu było ich pół setki. Teraz została sama. Na obcej ziemi. Przez tamtą dwójkę obudziła się w niej nadzieja, że jednak nie i ktoś jeszcze ocalał. To by było zaskakująco. Przypuszczała, że tylko jej mogło się udać ujść z obławy. Ale nie była pewna. Więc jak przedwczoraj ta czarna przyszła i powiedziała, że kogoś ma…

- Kłamliwa bladź! - Norma ze złości zamachnęła się siekierą i cisnęła nią jakby to był lekki toporek do rzucania. Narzędzie poszybowało przez podwórze i z impetem trzasnęła w ścianę szopy wbijając się w nią mocno. Wilczyca z północy wpatrywała się w nią z furią przypominając sobie gniew za to wszystko. Ale po kilku oddechach odzyskała spokój na tyle by znów ruszyć przez zaśnieżone podwórze. Znów padało. Dlatego Dimitri dziwił się, że chce iść na zewnątrz rąbać drewno. Dobrze, że padało. I śnieg. Jak w domu…

Wyrwała siekierę ze ściany szopy i znów ją obejrzała. Nic jej nie było. Ale to nic. Czy ktoś jeszcze mógł przeżyć z jej załogi? Z początku przecież tak im dobrze szło. Przepłynęli morze, odnaleźli właściwe wybrzeże. Potem port. Wpłynęli do niego. Jedna łódź przeciw całemu miastu! To było coś! Mimo wszystko parsknęła śmiechem na taki wyczyn. Przepłynęli przez cały port i wpłynęli w rzekę a ci durnie się nawet nie zorientowali! Będzie co opowiadać jak wróci do domu. No właśnie… Wróci?

Wkrótce potem jakby dla równowagi dopadł ich pech. Weszli na mieliznę. Nie znali tej rzeki. A łódź powoli łamała łod a przez lód nie było widać jak głęboka jest woda. Zwłaszcza w nocy i we mgle. Tym razem te same okoliczności jakie pomogły im przemknąć niezauważonymi przez miasto zadziałały przeciwko nim. I trafili na mieliznę. Niedobrze. Łódź była nie do uratowania. Nie w czasie jaki mieli. A rozbili się zbyt blisko miasta. W ciągu dnia ktoś mógł ich znaleźć. Więc zabrali co się dało i ruszyli jak najdalej od rzeki i wraku ich łodzi. Przez las, noc, mgłę i śnieg. Niestety noc i mgła wkrótce ustąpiły. Pójść po śladach zrobionych w śniegu nie było zbyt trudne nawet dla tych tłustych, leniwych, południowców. No i ich znaleźli. Prędzej niż się spodziewali.

Obława. Psy. Ich ujadanie. Okrzyki myśliwych. Zaciskający się pierścień okrążenia. W końcu ich zobaczyli. Pieszych z włóczniami i tarczami. I tych znaczniejszych na koniach. I psy. Szli ich tropem. Czasem wyprawie udawało się zwiększyć odległość ale to było beznadziejne. Nie mogli na piechotę umknąć psom i konnym. A i ci piesi nadchodzili z coraz innych stron. Kapitan więc zdecydował, że nie będą uciekać. Stoczą walkę.

Ustawili się w mur tarcz najeżony włóczniami i toporami. Ona stała nieco za nimi. Nie używała tarczy, wolała drugi topór. Tamtych chyba zamurowało. Nie spodziewali się. Ale nie mogli zdecydować się na atak tak zdeterminowanego przeciwnika. Co gorsza mieli łuczników. Paru tu i tam. Ale Norsmeni prawie ich nie mieli. Nie mieli więc czym odpowiadać na pierzaste pociski jakie stukały o pnie, tarcze, łamały się albo wbijały się w kolczugi, czy ginęły w śniegu.

- Tchórzliwe psy! Nie będziemy tu na nich czekać! Za mną! Za mną morskie wilki! - kapitan pierwszy dał przykład i pół setki wojowników z północy ruszyło przez las i śnieg w kierunku przeciwnika. Czuli i widzieli jak tamci mieli mokro w gaciach na tą szarżę. Ale mieli też psy. I łuki. Wojownikom z północy bliżej było do tych psów niż ich panów. Psy nie okazywały strachu. Posłuszne instynktowi ruszyły dopaść zwierzynę. Ale zanim się z nimi zwarli łucznicy południowców skorzystali z okazji, że piraci stracili swój zwarty szyk i mur tarcz jaki okazał się całkiem skuteczny przeciw ich strzałom. Teraz zaś przypominali biegnący w ich stronę tłum. Każdy biegł przed siebie. Strzały więc zaczynały trafiać nie tylko w golenie, tarcze i ramiona ale także w uda, brzuchy i piersi. A potem były psy.

Też trafiła na swojego. Zatrzymała się na moment widząc, że pędzi na nią jakiś ogar, wymierzyła moment i prawym toporem trafiła go w bok jak leciał w powietrzu. Cios powalił go w śnieg a w mroźnym powietrzu wyczułą upojną, gorącą czerwień. Drugi topór rozpłatał łeb powalonego psa. Ale jak się wyprostowała nie zdążyła już zareagować na kolejny atak. Ogar skoczył na nią i ze swoją rozpędzoną masą worka ziemniaków wylądował na jej piersi. Upadli ścierając się ze sobą. Była w gorszej pozycji bo zwierzak był na niej, był szybki i cały czas próbował rozszarpać jej twarz i gardło swoimi kłami. A ona podczas upadku odruchowo puściła swoje topory. Z trudem odpierał jego ataki lewym ramieniem próbując go odepchnąć. Prawą wierzgając się z tym czworonogiem próbowała sięgnąć po nóż. Użarł ją raz i drugi ale naszczęście nie w twarz ani szyję tylko lewe ramię albo pierś gdzie miała kolczugę. Wtedy dosięgła noża i bez wahania wbiła mu go w żebra. Zawył a ona poprawiła. I jeszcze raz, i jeszcze aż wreszcie zwaliła z siebie bezwładne zakrwawione ciało. Psia ofiara zrosiła ją czerwienią. Włosy, bo gdzieś zgubiła hełm. Twarz, pierś, kolczugę. Wszystko parowało gorącą, słodką posoką. Czuła się wspaniale! Czuła jak zbliża się czerwony gniew więc podniosła się i sięgnęła po opuszczone topory. Rozejrzała się.

Niewiele widziała. Kilka najbliższych walk więc w tym zgiełku broni, tarcz, pancerzy i krzyków nie mogła się zorientować jak im idzie. Ale dojrzała, że zwarli się z tymi piechurami południowców. Łucznicy przerwali ostrzał by nie razić swoich. Ale na skraju polany dojrzała ciężkozbrojnych jeźdźców. Od razu rozpoznała zagrożenie. Ciężkie pancerze, kopie, potężne rumaki bojowe. Już zdążyli się ustawić w płot więc zaraz mieli rozpocząć szarżę.

Krzyczała do swoich ale zajęci walką albo jej nie słyszeli albo właśnie byli zajęci walką. W końcu kapitan może ją usłyszał a może sam dostrzegł niebezpieczeństwo. - Uciekaj! Zabieraj się stąd! - oderwał jednego, i drugiego od walczących, ją też. Popchnął ich w stronę lasu.

- Nie! Zostanę z wami! - krzyknęła mając wrażenie, że każe jej uciekać bo jest kobietą. Jedyną w całej załodze. Ale była dumna gdy kapitan zgodził się ją zabrać na tą wyprawę. Zabrał tylko najlepszych. Więc musiał uznać ją za jedną z nich. Jedną z najlepszych. A teraz kazał jej uciekać?!

- Uciekaj! Wiesz co mamy zrobić! Dołączę do was później! Jazda! Nie ma czasu! Zatrzymamy ich! - krzyknął rozsierdzony ich uporem. Miała ochotę mu się przeciwstawić i zostać. Widziała jak ciężka kawaleria już rusza. Z początku powoli ale szybko zwiększali tempo. Przez las przeszedł złowróżbny tętet potęznych rumaków wieszczący zagładę wszystkiemu co najpierw trafią kopie ich jeźdźców a resztki pod ich podkute kopyta. I tak. Kapitan miał rację. Mieli coś tu do zrobienia. Jak wszyscy zginą to nie będzie miał kto tego zrobić. Z zamarzającymi łzami w oczach odwróciła się i ruszyła w las. Prócz niej dwie czy trzy sylwetki jakie próbowały skorzystać z zamieszania i urwać się pogoni.

Ale nie mogła się powstrzymać by się nie zatrzymać i nie obejrzeć gdy usłyszała trzask łamanych kopii i tarcz. Jęki i wycie trafionych. Widziała jak ciężka kawaleria zrobiła swoją robotę. Nawet nie było ich tak wielu. Tylko jeden szereg. Ale wątły szereg jaki dopiero pośpiesznie starał się ustawić ponownie w ścianę tarcz był po prostu zbyt płytki by zatrzymać impet rozpędzonego rycerstwa. Kawaleria po prostu ich zmiotła. Ale nie wszystkich. Niektórych na brzegach nie sięgnęła. Inni byli przewróceni ale się podnosili. Chwiali się, kuleli, mieli bezwładne ramiona. Ale mimo to wstali do kolejnej walki. Kapitan poprowadził te resztki do ostatniej szarży. Rycerze zawrócili konie i wyszli im naprzeciw. Już nie mieli kopii więc dobyli mieczy, nadziaków i toporów. I oba oddziały starły się ponownie. Tym razem kawalerzyści utknęli i walki podzieliły się na poszczególne pojedynki. I w ten zamęt wróciła imperialna piechota okrążając i dobijając resztki napastników. I to już był koniec.

Odwóciła się i ruszyłą z powrotem w stronę rzeki. Miała zamiar ją przejść po lodzie. Chyba zwlekała zbyt długo bo straciła kontakt z pozostałymi których widziała wcześniej. Dotarła do rzeki ale znów z tymi cholernymi psami na karku. Potem był ten śmierdzący garbus i cała reszta wydarzeń z ostatnich dni. Czy ktoś z jej załogi ocalał? Nie miała pojęcia. Jako całość to zostali rozbici i pokonani. Ale może komuś się udało tak jak jej?

Ale skoro wciąż żyła to wciąż miała tu coś do załatwienia. Nawet jeśli by była ostatnia z załogi. Tu myśli po raz kolejny wróciły jej do tej trójki z portu. Ten kuternoga mówił, że oni są od Mrocznych Potęg. Możliwe. Może tak a może nie. Miała na to tylko ich słowa a nadużyli jej zaufanie kłamiąc o tej załodze. A żadnego znaku u nich nie widziała. Ona miała swój naszyjnik a oni? Ale ten kulas mówił jeszcze inne rzeczy. Tylko wtedy była na nich zbyt wściekła. Dopiero potem do niej dotarł sens tego co mówił. I co z tym wszystkim zrobić? Z rąbaniem drewna przynajmniej nie było takich dylematów. Więc wróciła do pieńka, ustawiła na nim kolejne polano i zamachnęła się. Świst, trzask i dwie połówki spadły na swoje poprzedniczki i śnieg.




Kopf i Opal



- Pojechał. - Kopf powiedział obserwując jak kobieta o świetlistym, kryształowym ciele niezbyt zgrabnie zaczyna proces siadania. Jak się miało nogi dłuższe niż większość ludzi była wysoka to wcale nie było to takie proste. Ale podobnie jak pobratymcy zawsze udawał, że nie widzi tej niezgrabności ich wieszczki. Ta wreszcie usiadła więc byli teraz mniej więcej na równym poziomie. Ona z kolei zdawała sobie, że Kopf i wielu innych nie bardzo lubią rozmawiać zadzierając głowę na wysokość pierwszego piętra. Tak na siedząco więc wszystkim zwykle rozmawiało się przyjemniej. No chyba, że ktoś jej podpadł na tyle, że wolała patrzeć na kogoś takiego z góry. Dosłownie z góry.

- Pojechał. - przytaknęła poprawiając jeszcze poduszkę jaką swoją drogą uszyła Jednooka. Ale podarowała ją wodzowi. A może niekoniecznie jemu? W końcu Opal zorientowała się, że na niej siada za każdym razem jak składa wodzowi wizytę. I poduszka była akurat w sam raz dla niej.

- I co myślisz? - mężczyzna z oczami płonącymi żywym ogniem i ogromną, rogatą głową spojrzał na kryształową kobietę.

- Mam nadzieję, że dojedzie cało. - wiedźma odpowiedziała zgodnie z prawdą. Wódz pokiwał swoją wielką głową rozważając jej słowa.

- Tak, to teraz nasz łącznik z tymi z miasta. Co o tym wszystkim myślisz? - poruszył niespokojnie swoimi wężowymi ramionami dusiciela.

- Myślę, że to dla nas korzystne. Dla nich chyba też. Obie strony powinny zyskać. - kryształowa kobieta mówiła spokojnym, łagodnym głosem. Mężczyzna machnął ogonem jak kot gdy znów skinął głową, że przyjął jej słowa do wiadomości.

- Myślisz, że się sprawdzi jako posłaniec? Nie zdradzi nas? Dotąd tylko on z miasta wiedział o naszej kryjówce. - wódz zastanawiał się nad tym czy za bardzo nie odkrył kart przed obcymi. Wiadomo co by się stało jakby ci z miasta dowiedzieli się o ich kryjówce.

- Wiesz, że nie tylko on. - Opal uśmiechnęła się łagodnym uśmiechem. Kopf spojrzał na nią i machnął znów ogonem na znak, że to całkiem inna bajka.

- Ale teraz chodzi o niego. I o nich. No i o nas też. Sam nie wiem. Co mówią twoje wizje? - dla wodza wieszczka była jedyną osobą o dorównującym mu statusie. I jedynym prawdziwym zaufanym doradcą. No i miała te swoje wizje które czasem okazywały się całkiem pomocne.

- Krew. - odparła krótko przestając się uśmiechać.

- Krew? Jak krew to Krwawy Ogar. - takie skojarzenie wydało mu się oczywiste.

- Żądze. - dodała wieszczka.

- Żądzę? Żądzę to od Kusiciela. To jednak żądzę a nie krew? - wódz zmarszczył brwi dając znać, że powinna do bardziej rozjaśnić.

- To jest pomieszane Kopf. Krew, żądze, rozkład, mgła. Raz to raz to. Zmienia się. Ale coś się dzieje mój wodzu. Już od jakiegoś czasu. I wydaje mi się, że przybiera na sile. A przynajmniej nie słabnie. - kobieta wzięła głębszy oddech i teraz ona pokręciła głową na znak, że nawet dla niej nie wszystko jest jasne i czytelne. Widząc zachęcający ruch czerwonej dłoni mówiła dalej.

- Myślałam, że to tylko u nas. Ale ten Starszy, mistrz Strupasa, opisał mi coś podobnego. On też to chyba wyczuwa. Jeśli tak to zdajesz sobie sprawę jaka to potęga? Stąd aż do miasta? W lecie to z pół dnia drogi. I myślę, że kopytni z lasu też to odczuwają. Dlatego są tacy pobudzeni. - wiedźma mówiła jakby nie mogła się zdecydować czy powinna zdradzać obawę czy fascynację takim wyjątkowym zjawiskiem.

- Wiesz co to może być? - wódz widząc, że Opal umilkła na dłuższą chwilę pociągnął ją za język zadając pytanie.

- Nie. Ale to coś potężnego. Coś skrobie do drzwi naszego świata. I to wywołuje niewyczuwalny dreszcz jaki jednak na nas działa. - kryształowe dłonie rozłożyły się w geście bezradności. Przy okazji odbijając światło lamp i pochodni jak szczere złoto.

- Nie wiem czy mam się cieszyć czy obawiać. Jakby zmiotło tych z miasta to serce chyba by mi nie pękło. No ale u nas to wolałbym mieć spokój. - wódz przyznał, że jakoś do tego społeczeństwa jakiego byli wyrzutkami wcale nie żałuje jakby go nagle szlag trafił.

Rozmawiali jeszcze chwilę o tych zagadkowych sprawach ale szybko wyczerpali temat. Opal niewiele więcej mogła powiedzieć o swoich wizjach i ich interpretacji. Pierwszy raz spotykała się z takim zjawiskiem. Ale rozmowa z wodzem jej zwykle pomagała. Kopf chociaż ślepy na moc miał bardzo otwarty i bystry umysł. Czasem dostrzegał z samej rozmowy coś co jej umykało. No i niejako dawał do zrozumienia czego o niej oczekuje, czego ma szukać i na co zwracać uwagę. I tak się nawzajem uzupełniali nawet jeśli mieszkali w innych częściach jaskini i pełnili całkiem inną funkcję. Skoro ten temat wyczerpali przeszli do kolejnego.

- Ten Starszy co ci napisał w twoim liście? - Opal zapytała z ciekawości co było w drugiej kopercie. Wiedziała, że druga była do Kopfa. Ale nie wiedziała co w niej jest.

- To samo co już rozmawiałem ze Strupasem. Tylko pełniej i więcej szczegółów. Że proponuje wymianę, Strupas jest jego łącznikiem i tak dalej. - myśli wodza znów wróciły do realnego świata i wyzwań jakie tutaj czekały, zaraz za zaśnieżonym wejściem do ukrytej jaskini.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 22-12-2020, 00:32   #143
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Bonus świąteczny 2/2

Florian i Silke



- Pas. - brodacz ze skołtunioną brodą pokręcił głową i rzucił karty na stół. To jakby wywołało reakcję pozostałych. Łysy i chudzielec też spasowali.

- No to zostaliśmy we dwoje ślicznotko. - Florian uśmiechnął się widząc, że została mu tylko jedna przeciwniczka. Czuł się wspaniale. Ale karta mu dzisiaj szła! Aż się starał nie patrzeć na pulę wygranej jaka rosła w oczach przy każdym rozdaniu. Nie chciał zapeszyć tego szczęścia.

- Ostro dziś grasz Florian. Coś ci się poszczęściło, że tak szastasz pieniędzmi? - wytatuowana kobieta spoglądała na swoje karty zastanawiając się nad dalszą strategią tego rozdania. Miała całkiem mocne karty. Ale co miał u siebie Florian? Czy mógł przebić te karty? Teoretycznie mógł. Ale szansa była na to dość mała.

- A zrobiłem dobry interes. - marynarz odpowiedział skromnie z wesołym uśmiechem. Dla niego to był świetny interes. Pozbył się jakichś gratów, nie swoich zresztą, a zyskał solidną garść monet.

- Jaki interes? Może też się skuszę. Dobieram kartę. - Silke wahała się jak to rozegrać. Więc postanowiła zyskać na czasie i dobrać kartę. Florian skinął głową na znak zgody a trzech partnerów obserwowało z zaciekawieniem ten pojedynek ciekawa które z nich go wygra. Sumka na środku stołu budziła sporo emocji. Każdy coś dorzucił swojego a zwycięzca mógł być tylko jeden.

- Nie sądzę. Chyba, że lubisz robić interesy z młodymi i tajemniczymi. - Weber zaśmiał się cicho i teraz on dobrał kartę. Ale miał pulę! Tylko nie wiedział co mogła mieć przeciwniczka. Jakby miała słabe karty to powinna spasować jak reszta. Ale może liczyła, że on ma słabsze i spasuje? Wtedy by wygrała jako ostatnia przy stole. Ale nie zamierzał się wycofywać skoro miał tak mocne karty.

- Ten co ci mówiłam, że o ciebie pytał? Skąd go znasz? Nie jest stąd. Ani nie przychodzi się napić ani zagrać. Więc widocznie ciebie szukał bo więcej go nie widziałam. - hazardzistka domyśliła się o kim mówi chociaż strzelała w ciemno. Intuicja jednak podpowiadała jej, że opis i zachowanie pasuje do tego młodzieńca z jakim miała do czynienia jakiś czas temu. I nie zrobił na niej dobrego wrażenia. Dlatego nie powiedziała mu wtedy, że Florian jest na zapleczu i rozgrywa sobie partyjkę. A Florianowi powiedziała kto o niego pytał.

- Znam wielu ludzi ślicznotko. A moje interesy to moje interesy. No nie przeciągaj. Karty na stół. - oficer żachnął się w duchu, że chlapnął zbyt wiele a ta Silke to nie tylko urody jej nie poskąpiła natura. Umiała dodać dwa do dwóch. Ale na razie to było mniej istotne niż partia jaka zbliżała się do finału.

- Sam tego chciałeś. Co powiesz na to? - Silke uśmiechnęła się wesoło i położyła na stole karetę. Wszyscy się pochylili by się jej przyjrzeć po czym spojrzeli wyczekująco na ostatniego gracza.

- Kareta… No, no… Ciężko to będzie przebić… - Weber cmoknął z wrażenia. Było tak blisko! Prawie go pokonała. Ale jednak on był o włos lepszy. - Ja powiem na to takie coś ślicznotko. - powiedział skromnie i postawił na pulę półgryfa.

- O cholera… - Silke jęknęła z żalu widząc, że tak niewiele brakowało by zgarnęła pulę. Pozostała trójka po tej pierwszej chwili ciszy zaczęła na głos komentować i gratulować zwycięzcy tudzież zżymać się, że im karty tak dzisiaj nie szły. A on zgarniał właśnie wszystkie fanty ze środka stołu do swojej torby.

- Bardzo państwu dziękuję, to była wspaniała rozgrywka, polecam się na przyszłość! - Florian triumfował to mógł sobie pozwolić na wspaniałomyślność. Na koniec nawet miał gest i rzucił z wygranej kilka monet na środek stołu. - Napijcie się na mój koszt i za moje zwycięstwo! Florian stawia! - zaśmiał się rubasznie rozpierany poczuciem triumfu. Pozostali mieli mniej wesołe miny. W końcu te monety do niedawna były ich własnością. No ale jak się gra na pieniądze i wsadza coś do puli trzeba się liczyć z takim scenariuszem.

- Uważaj by cię nie skroili złociutki. - mruknął zgryźliwie siwobrody. Nic już nie mógł poradzić na swoją przegraną ale trudno mu było znieść jak ten młokos się puszył z wygranej.

- To prawda. Słyszałem, że kogoś napadli przy starym młynie. Kompletna jatka. - chudy pokiwał głową dzieląc się z towarzystwem zasłyszaną plotką. Ci zaczęli go pytać co się właściwie stało ale i on też słyszał to od kolegi więc mógł tylko powtórzyć to co on jemu.

- Wzrusza mnie wasza troska o moją skromną osobę. - Weber uśmiechnął się do nich ironicznie po czym ukłonił się grzecznie i wyszedł. Teraz musiał wrócić do siebie. Zawsze to był nerwowy etap gdy należało zachować ostrożność jak się przenosiło coś tak wartościowego. Tak samo jak wtedy z tym młodym zrobił ten interes. Ta panienka co przyniosła drinki nawet niczego sobie była. Prędzej spodziewałby się Hanny, przecież ona tam pracowała. No ale wtedy z tak gorącym towarem nie miał głowy na figle i amory. Wtedy i teraz chciał jak najszybciej dotrzeć do swojej kajuty. Dopiero wtedy będzie mógł odetchnąć z ulgą. Na zewnątrz znów sypało śniegiem ale jakoś mu to nie przeszkadzało.

Silke miała taki sobie humor po wyjściu zwycięzcy. Jak zawsze gdy to nie ona wygrywała pulę. Porozmawiała jeszcze chwilę z kolegami ale i oni się już zbierali do wyjścia. Pozżymali się na to, że to nie im fart dzisiaj sprzyjał i pożegnali się. Ona jeszcze została rozglądając się po głównej sali. Wieczór jeszcze tak na poważnie się nie zaczął chociaż za oknami znów sypało śniegiem i nie wyglądało zbyt przyjemnie. Ale nagle dostrzegła coś ciekawego. Przy jednym ze stołów jakichś trzech siedziało nad kartami. Może dadzą jej się nieco odkuć po tej przegranej? Tak chociaż by zminimalizować straty bo na bogatych nie wyglądali. Za prawdziwe stawki grało się na zapleczu bez wścibskich oczu i uszu.

- Cześć chłopaki. Czy znajdziecie jeszcze miejsce dla jednej dziewczyny? - podeszła do nich z kupionym właśnie kuflem grzańca i uśmiechnęła się do nich czarująco. Oparła się szeroko rozstawionymi dłońmi o blat i nachyliła się pozwalając by jej atuty dodały swoje trzy grosze do tej oferty.

- A umiesz w to grać? - zapytał jeden z nich gdy oderwał wzrok od tak ładnie wyeksponowanego dekoltu. Panna była całkiem całkiem. Ale trochę się zdziwił, że przyszła po to by zagrać.

- Trochę w to grałam. Jak coś nie będę wiedzieć to przecież mi powiecie prawda? - uśmiechnęła się niewinnie patrząc na nich z góry. Dojrzała też pulę jaka leżała na stole. Marne grosze. Nawet jakby zgarnęła wszystkie. Ale cóż, satysfakcja z wygranej też była cenna. Poza tym chwilowo i tak nie miała innych planów a wieczór jeszcze porządnie się nie zaczął.



Grubson i Czarny



- Szefie. Przyszedł Grubson. Wpuścić? - jeden z chłopaków co poszedł sprawdzić kto tam puka do drzwi wrócił z wiadomością.

- Nasz grubcio? Wrócił? Czyżby zmądrzał? Oby. Wpuść go. - herszt jakoś wcale nie wyglądał jak herszt. Owszem, wygląd miał typa spod ciemnej gwiazdy. Ale pod tym względem nie wyróżniał się na tle większości jego ludzi czy innych jemu podobnych. Izba też wyglądała jakby mieszkali tu jacyś przeciętniacy. Ani śladów bogactwa czy zrabowanych łupów. Sam herszt siedział przy starym, ciemnym stole co już swoje przeszedł. Siedział i nożykiem kroił suszone jabłko na mniejsze kawałki które skrupulatnie zjadał. Ubiór też niespecjalnie robił wrażenie. Ani bogaty, ani szykowny, ani modny. Jakby wyszedł na ulice bez kłopotu mógłby zmieszać się z tłumem robotników, rybaków czy rzemieślników i raczej nie zwracałby na siebie uwagi. A jednak był hersztem.

- Co to miało być Czarny?! Żądam wyjaśnień! - Grubson wparował do środka jak kula armatnia. I ledwo się pokazał a już zaczął artykułować swoje pretensje.

- Nie krzycz tak. Baniak mnie napieprza. I o co ci chodzi grubciu? Napijesz się wódczeki? Dobry, kislevski kwas. - Czarny odkroił nożykiem kolejny kawałek owocu ale go przytrzymał między palcem i ostrzem skoro musiał coś odpowiedzieć. Przybrał zaskakująco łagodny ton do krzykacza. Wskazał nawet na butelkę i kubki jakie stały na stole. A jeden z chłopaków szybko wylał resztkę z jakiegoś kubka i nalał płynu z butelki stawiając go po stronie gościa.

- Jak to co!? Nie udawaj głupiego! To w moim magazynie! Włamaliście się do mnie! Mieliśmy umowę! - Hubert pieklił się na całego wskazując palcem na okno jakby zaraz za nim stał jego magazyn jaki poniósł szkodę. Zignorował ten kubek i resztę.

- Miałeś włamanie do magazynu Hubercie? - Czarny zapytał tak jakby się właśnie o tym dowiedział. Co doprowadziło rozmówcę do furii.

- Nie udawaj głupiego Czarny! Płacę wam za ochronę! By się takie rzeczy nie zdarzały! - Grubson prawie jawnie rwał włosy z głowy słysząc taką indolencję. Wkurzało go, że Czarny zgrywa niewiniątko jak to na pewno on zlecił to włamanie.

- Usiądź grubciu i porozmawiajmy na spokojnie co ci się przydarzyło. I mówiłem byś nie krzyczał. Łeb mnie napierdziela. - herszt nie tracił spokoju i wskazał nożykiem na miejsce po drugiej stronie stołu gdzie zapraszał swojego rozmówcę. Sam zaś wsadził wreszcie sobie kawałek suszonego jabłka do ust i zaczął go chrupać i przeżuwać.

- W dupie mam twój ból głowy! Okradziono mnie! I ty za tym stoisz! Chcę z powrotem to co mi skradziono! Masz to dla mnie odzyskać! - Grubson nie miał zamiaru ani siadać ani się uspokoić. Chciał sprawiedliwości! I odzyskać swoje fanty które na pewno Czarny miał gdzieś u siebie a jak nie to mógł się dowiedzieć gdzie są. Przecież on trząsł połową miasta albo i więcej to musiał coś wiedzieć i móc coś zrobić.

- No widzę grubciu, że nie chcesz napić się z nami wódeczki. Tak po przyjacielsku. A ja do ciebie tak od serca… - Czarny westchnął z żalem i pokręcił głową na taki nietakt ze strony kupca. Wskazał nożykiem na wciąż stojący przed grubasem kubek.

- W dupie mam twoją wódkę! Słyszysz co do ciebie mówię?! Okradziono mnie! - Huber był rozjuszony na całego. Zwłaszcza, że podejrzewał Czarnego o zlecenie tego włamania czego ten się teraz bezczelnie wypierał. Dlatego z wściekłością sieknął ten podstawiony kubek z wódką i ten poleciał gdzieś na podłogę. Czarny popatrzył na ten toczący się jeszcze kubek i plamę wilgoci na deskach podłogi. Cmoknął smutno.

- Czyli nie chcesz rozmawiać przy wódce jak przyjaciel. - pokręcił głową i popatrzył na swoich ludzi. Ci wyczuli, że zaraz coś będzie się dziać. Mały sięgnął pytająco po rękojeść noża, Ricardo odkleił się od ściany, Bruno wsadził dłoń do kieszeni gdzie zwykle trzymał kastet. Czuli, że ten grubas sobie zbyt wiele pozwala ale czekali co szef zdecyduje. Widocznie właśnie się zdecydował.

- Chłopcy pomogą ci ochłonąć. - Czarny rzucił polecenie i zanim Hubert się zorientował bandycka sfora opadła go jak psy zająca. Nie miał szans gdy złapali go od tyłu za szyję, za ramiona i chociaż był ciężki i się szamotał mocno to i tak wywlekli go z powrotem na zaśnieżoną ulicę. I tam przewalili go w śnieg i kopniakami i pięściami przypomnieli mu o zasadach dobrego wychowania jakie panują w tym domu. Aż szef wyszedł ze swoim nożykiem i jabłkiem, usiadł sobie na schodku i dał znać, że można wznowić rozmowę. Więc złapali handlarza który już tak dostojnie nie wyglądał, powlekli go przed oblicze herszta i cisnęli go na kolana w śnieg więc musiał rozmawiać teraz ze zdecydowanie gorszej pozycji, otoczony rozochoconymi bitką bandziorami.

- No skoro nie chciałeś rozmawiać przy stole i wódeczce… - Peter rozłożył ramiona na znak, że kupiec sam jest sobie winny zmianie scenerii do negocjacji. I teraz wszyscy muszą stać na mrozie wśród padającego śniegu. Hubertowi ta niewielka lekcja pokory rzeczywiście pomogła przypomnieć gdzie jest i z kim rozmawia. Z hersztem jaki trząsł połową miasta. Sam. A ten miał tych swoich zbirów na zawołanie.

- A więc wyjaśnijmy sobie coś grubciu. - Czarny odkroił kolejny kawałek jabłka i wsadził go sobie do ust. Przeżuwał chwilę gdy pozostali czekali co chce sobie wyjaśnić.

- Nie lubię jak ktoś na mnie głos podnosi. Zwłaszcza w moim domu. Jak widzisz troszkę może mnie wtedy ponieść. - powiedział uśmiechając się przepraszająco i rozkładając dłonie z jabłkiem i nożykiem w geście bezradności. Ale zdyszany i rozczochrany kupiec się nie uśmiechnął. A czarni leciutko bo nie chcieli się wpakować szefowi w paradę.

- A co do tego, że nam coś płacisz… - Czarny przeżuł kawałek i przełknął go wpatrując się gdzieś w mroczny dal alejki zasypywanej śniegiem. - No właśnie chodzi o to, że nie płacisz. Przestałeś. Więc wypadłeś spoza naszej opiekuńczej jurysdykcji. No więc nie możemy ci więcej zapewnić bezpieczeństwa. A sam widzisz w jakich niebezpiecznych czasach żyjemy. - Peter doprecyzował jak to jest z ich partnerską wymianą usług i zobowiązań. I dlaczego nie poczuwa się do odpowiedzialności za tą niefortunną przygodę z magazynem Huberta.

- Nie udawaj. To twoja sprawka. I nie zapłacę! Wiesz co mam. Jak będe musiał to to zniszczę! I nikt tego nie będzie miał! Ty też nie! - Grubson był wściekły za takie traktowanie. Ale znał swoje atuty w tej rozgrywce.

- Nie dąsaj się już grubciu. Przecież możemy się dogadać jak cywilizowani ludzie. - Czarny próbował po raz kolejny przemówić opornemu kupcowi do rozumu. Niestety obawiał się, że tamten może spełnić swoje groźby a tego Peter by nie chciał.

- Nic z tego. Już ci mówiłem. - Hubert zawziął się na całego. Widząc, że nie zamierza zmienić zdania Czarny polecił chłopakom by go puścili. Więc puścili. Grubas wstał, otrzepał się ze śniegu, poprawił włosy i ruszył w głąb zaułka wracając do bardziej cywilizowanych rejonów miasta. Czarni patrzyli za odchodzącą sylwetką i Mały spojrzał pytająco na szefa.

- Tak go puścimy? Nawet go z sakiewki nie skroimy? - zdziwił się skąd u szefa taka wspaniałomyślność dla takiego krzykacza.

- Szkoda fatygi na te drobniaki co ma przy sobie. Niech idzie i przemyśli sprawę. - Peter dokończył ostatni kawałek suszonego jabłka i oglądał niewielki ogryzek jaki z niego został.

- Ja bym go wykończył. Sam się prosił. - mruknął niezadowolony Bruno. Ale ostrożnie by nie wkurzyć szefa. Ale po spojrzeniach chłopaków widział, że oni podobnie mieli ochotę dokończyć sprawę z grubasem. Może i dla szefa to były drobniaki ale jak oni już by mieli tą sakiewkę grubcia i resztę to mogliby to spożytkować dzisiejszego wieczoru tu czy tam.

- Nie ma sensu ucinać łba kurze która znosi nam jajka Bruno. To nasi dobroczyńcy. Z nich żyjemy. Jak ukręcimy takiej kurce czy kogucikowi łeb to już więcej jajek nam nie przyniesie. - szef uśmiechnął się dobrodusznie by wyjaśnić motywy swojego postępowania z Grubsonem. Coś im powiedzieć musiał by nie zaczęli szemrać po kątach.

- No ale przecież właśnie on nam przestał znosić jajka. - Mały wskazał na róg za jakim niedawno zniknęła masywna sylwetka kupca.

- Tak. Przestał. Mam nadzieję, że przemyśli to jeszcze i podejmie właściwą decyzję. Tak czy inaczej wkrótce nasz grubcio przyniesie nam cały koszyk jajek. Czy tego chce czy nie. - Czarny skończył temat i wyrzucił ogryzek w śnieg. Wstał ze schodka na jakim do tej pory siedział, otrzepał siedzenie, włosy z płatków śniegu i wrócił do środka. A jego zbiry za nim.

- To mówisz Bruno, że ten numer w jego magazynie to nikt od nas? - rozmawiali już o tym wcześniej jak się rozniosło, że grubas miał włam w nocy. Peter był ciekaw czy będzie miał na tyle jaj czy rozumu by złożyć tutaj wizytę. No miał. Chociaż nie przyszedł z taką ofertą na jaką liczył gospodarz.

- Nikt się nie przyznał. Ale mogę popytać jeszcze raz. - Bruno wiedział, że szef pewnie wie o czym rozmawiali poprzednio więc tylko sprawdza czy coś nowego się nie urodziło. No ale nie.

- Czyli to nikt od nas. I mamy nowych zawodników na mieście. Co działają samopas. - Czarny wrócił na swoje ulubione miejsce na starej ławie przy starym stole. Machnął ręką by mu przynieść grzańca po tej wizycie na mroźnej, zaśnieżonej ulicy.

- A może to te dwie? Te co tu były. Ta czarna i granatowa. - Mały przypomniał wizytę tamtych dwóch ślicznotek sprzed paru dni.

- Też mi to przyszło do głowy. Któraś z nich przekazała jakąś wiadomość? - szef pokiwał głową i przyjął od Ricardo kufel parującego ziołami napoju. Chłopaki pokręcili przecząco głowami.

- Tak, może to one. A może to nie one. Co o nich wiemy? - herszt zamieszał kuflem przyglądając się mieszaninie jaka powstała na wierzchu i chłonąc przyjemny, miodowy aromat.

- Ta granatowa to Łasica. Dziewczyna z ferajny. Trochę działała w porcie, kiedyś na Żelaznej, kręci się po portowych tawernach, najwięcej w “Mewie”. Trochę się puszcza, trochę kantuje, trochę doliniara i włamy też. Wszystkiego po trochu. Może bez rympał i napadów. Ona nie z takich. - Bruno szybko wysypał się co wiedział o jednej z tych dwóch kontrahentek co odwiedzały ich ostatnio.

- A ta druga to jakaś wdowa po kupcu. Nie jest z branży. Mieszka w kamienicy, po mężu ma sklep i magazyn. Raczej nie jest z ferajny to wiele o niej nie wiadomo. - o tej czarnowłosej jak nie była z branży to wiedzieli mniej.

- Ma sklep? I magazyn? I nam nie przynosi jajeczek? No nieładnie z jej strony. - szef upił łyk z kufla i na chwilę wyglądał jakby to go absorbowało całkowicie. Pozostała trójka milczała nie wiedząc czy i jak się odezwać. I wyczuwając, że szef teraz myśli.

- Ona też jest z ferajny. Tylko innej. Widocznie wcześniej działała gdzie indziej. A teraz zaczyna tutaj. No nic. Póki będzie nam płacić podatki i nie będzie nam wchodzić w paradę niech sobie działa. - Czarny sapnął z ulgą na ten smaczny napój. W sam raz na taki mróz i pogodę.

- A co z tym włamem do magazynu? - Bruno przypomniał o czym rozmawiali wcześniej. Na to herszt machnął ręką.

- Nic. Mają czas do końca tygodnia. Czyli do jutra. Jeśli to ich sprawka z tym magazynem to widocznie dziewuszki coś działają w naszym interesie. Więc niech działają. Mam nadzieję, że na dniach same nas odwiedzą i najlepiej z dobrymi wieściami i prezentami. - tutaj szef miał jasną odpowiedź chociaż miny jego zbirów znów były trochę niepewne. Popatrzyli na siebie nim Bruno znów się odezwał w imieniu ich wszystkich.

- A jak nie? - głos zbira był ostrożnie ciekawy. Coś na razie poza tym wychowawczym sklepaniem grubasa coś jakoś dziwnie delikatny był w tej sprawie.

- Jak nie to wtedy będziemy musieli posłać kogoś by im przypomniał o zaproszeniu w nasze skromne progi i jeśli będą oporne to przyprowadzić je tutaj czy tego chcą czy nie. A jak bardzo będą bruździć i sądzić, że nas wyrolują no to cóż… Nie tylko do magazynu grubcia ktoś się może włamać prawda? A złamana rączka czy nóżka troszkę uroku w wabieniu klientów czy włamach odbiera no nie? - Czarny uśmiechnął się ironicznie do swoich kamratów. Ci też zaczęli rechotać na całego. To było to! Tak właśnie lubili załatwiać sprawy najbardziej.

- Ale na razie poczekamy. Może okażą się bardziej rozsądne i skore do współpracy niż grubcio. - Peter uniósł swój sękaty i niezbyt czysty palec by zawczasu ostudzić zapędy zbyt krewkich chłopaków. Chciał dać znać, że nie będzie tolerował jak któryś zbyt wyrywny nasypie mu piachu w tryby jego planu.




Froya i Madeleine



- A Nadji nie ma? - Madeleine rozejrzała się po salonie jakby pokojówka o jaką pytała miała wyjść zaraz zza drzwi albo rogu.

- Nie ma. Przegrałam wczoraj zakład z tą kupiecką wdówką i musiałam jej oddać ją na jeden dzień służby. - blondynka zgrabnym ruchem uniosła zgrabną filiżankę do ust i upiła z niej równie zgrabnie.

- Szkoda. Jaka kupiecka wdówka? Może ta van Drasen? - brunetka zapytała z ciekawością w głosie czy dobrze domyśla się o kogo chodzi.

- Tak, właśnie ta. - Froya przytaknęła krótko odkładając filiżankę z powrotem na ładnie rzeźbiony stolik.

- Ciekawe. Wszędzie jej ostatnio pełno. Była u ciebie na tym elfim koncercie i u Kamli na wieczorku poetyckim. No i teraz u ciebie wczoraj. Właściwie po co była? - druga szlachcianka też sięgnęła po swoją filiżankę. Zmarszczyła swoje wypielęgnowane brwi gdy tak podsumowała gdzie ostatnio pojawiała się ta kupiecka wdowa.

- Zaprosiłam ją. Na trening szermierki. Wiesz jak Max mnie trenuje. - gospodyni odpowiedziała bez wahania.

- Po co? - Madeleine nie ukrywała, że nie bardzo może pojąć motywacji jakie kierowały przyjaciółką do takiej decyzji.

- Byłam ciekawa co potrafi. I czy dobrze zrozumiałam jej aluzję o arenie. - Froya wzruszyła ramionami odpowiadając całkiem niefrasobliwie.

- I co? - brunetka zapytała zaciekawiona jaki był wynik tego sprawdzianu.

- Z areną dobrze myślałam. Też tam była. Mówiła, że rozmawiała z tą wojowniczką co przegrała. Podobno Kislevka. Szkoda. Miałam nadzieję, że to prawdziwa Norsmanka. Pogadałabym sobie z nią. Ale to mi podsunęło pomysł by następnym razem samej to sprawdzić. - blondynka dolała sobie i przyjaciółce gorącego naparu. Przyjemnie było tak siedzieć w czystym, oświetlonym i ogrzanym salonie niewrażliwym na tą śnieżycę za oknem.

- A ta szermierka z wczoraj? - Madeleine pokiwała głową. Nie podzielała zamiłowania przyjaciółki do typowo męskich zajęć ale jakoś nie umiała jej tego wyperswadować. Więc już dawno sobie to darowała.

- Niezła jest. Na punkty ze mną minimalnie ale jednak wygrała. Zdumiewające skąd wdowa po kupcu tak świetnie włada orężem. Pytałam ją o to. Podobno goście jej męża ją tego nauczyli. - blondynka powiedziała z mieszaniną uznania dla szermierczych umiejętności wczorajszej oponentki i rozbawienia dla jej wyjaśnień skąd je nabyła.

- Nie wierzysz jej? - von Richter spojrzała na nią pytająco. Na szermierce nie znała się kompletnie. Ale miała zaufanie do oceny swojej przyjaciółki.

- Nie. Ma podobny poziom umiejętności do mnie. Czyli musiałaby spędzać regularnie czasu na treningi jak ja. Max też tak uważa. Nie nauczyłaby się tego bo tam raz tam czy tu ktoś jej pokazał jak się trzyma miecz czy rapier w dłoni. Przeszła regularny trening. I nie chce się do tego przyznać. Coś mi mówi, że ta mała wdówka ma wiele wstydliwych spraw do jakich nie chce się przyznać. Zaczynając, od tego skąd właściwie ten jej mężuś ją przywiózł. Bo ona nie jest stąd. Nikt nie wie skąd się wzięła i co robiła wcześniej. A wczoraj okazało się, że nieźle macha szpadą. Interesujące prawda? - panienka van Hansen podsumowała koleżance co od wczoraj sobie umyśliła o tej czarnowłosej wdówce. Do tej pory nie zwracała na nią większej uwagi ale po wczorajszym spotkaniu dodała dwa do dwóch co z tego wynika.

- Tak, to interesujące. - Madeleine przyznała po chwili trawienia słów jasnowłosej gospodyni. - Na ostatnim spotkaniu u Kamili też była. Chyba się spiknęły ze sobą. Obie promują otwarcie nowego teatru w naszym mieście. - brunetka dorzuciła swoje trzy grosze o tym co wiedziała o młodej wdowie i przy okazji o nowej inicjatywie w towarzystwie. Właściwie to był oficjalny powód jej wizyty.

- A to mamy jakiś stary teatr w mieście? - ironicznie zauważyła szlachcianka pozwalając sobie na szybką ripostę. To rozbawiło i ją i brunetkę.

- To prawda, nie mamy żadnego teatru. Ale właśnie jest pomysł by przerobić jakiś budynek na teatr. Można by wystawiać sztuki i całą resztę. Składamy się na fundusz. Kamila ma to organizować. Mam nadzieję, że to cię nie zniechęci do udziału. - Madeleine dokończyła jednak swoją myśl na temat teatru.

- Nie wiem dlaczego wszyscy uważają, że ja nienawidzę tej kapitanówny. Niech sobie żyje, szuka swojej partii i miejsca w życiu. Ale teatr i sztuka mnie nie interesują. Wolę inne rozrywki. - blond głowa pokręciła się z lekką irytacją gdy wspomniała o stereotypowych plotkach jakie krążyły na temat jej i młodej van Zee. Ale nie rozumiała dlaczego akurat Madeleine przychodzi do niej z tym jęczeniem na datek na inwestycję jaka kompletnie jej nie interesowała.

- Myślę, że nie musiałabyś dawać zbyt wiele. Może być symboliczny datek. Samo twoje nazwisko wiele znaczy. Jak van Hansenowie coś wspierają no to chyba rozumiesz, że to by nam pomogło. I w tym teatrze mogłyby być nie tylko sztuki czy opery ale także bale i tańce. - brunetka znała słabości swojej przyjaciółki i liczyła, że uda jej się ją zachęcić do wsparcia tego nowego projektu.

- Tańce i bale będą? No to może… Może coś dorzucę. I byś nie patrzyła na mnie tymi psimi oczyma. Arenę, polowania albo wyścigi byście zorganizowały to co innego. Nigdy nikt nie myśli o kobietach jakie interesuje coś innego niż szydełkowanie. - Froya machnęła dłonią na znak, że już coś dorzuci na odczepnego chociaż o teatrze i sztuce to jej zdania nie zmieniało.

- Cudownie! - ucieszyła się von Richter. Chwilę jeszcze rozmawiały o tym nowym projekcie jaki powinien zaangażować całą śmietankę towarzyską miasta no i przy okazji znów wyszedł temat tej co tak do tej pory była na marginesie tej śmietanki a ostatnio zaczęła się pojawiać coraz częściej.

- Ale przecież była u ciebie na koncercie. - Madeleine zmrużyła oczy ale pamiętała czarnowłosą wdowę w rezydencji van Hansenów tydzień temu.

- Przyjechała z tym porucznikiem Finkiem. - blond główka pokiwała na znak, że pamięć przyjaciółki nie zawodzi.

- Ten porucznik to też taki całkiem niczego sobie. - zauważyła brunetka gdy przypomniała sobie szarmanckiego oficera w odświętnym kontuszu na sali balowej.

- E tam. Gołodupiec. Co to za porucznik jak roty do szarży nie prowadzi ani nie prowadzi abordażu na wrogi statek? - Froya machnęła pogardliwie reką na znak, że ceni w mężczyznach kompletnie inne wartości niż jej przyjaciółka.

- Jak tak będziesz wybrzydzać to w końcu starą panną zostaniesz. Za 20 lat będziesz mogła napisać gorzkie wspomnienia żaląc się na własną samotność pt. “Bo wszyscy nie spełniali moich oczekiwań”. - Madeleine pozwoliła sobie na odrobinę uszczypliwości. - Nie młodniejemy i nie piękniejemy z każdym rokiem Froy’o. Czas ucieka. - powiedziała by dać jej do myślenia. Martwiła się, że przyjaciółka sobie sama życie zmarnuje jak dalej będzie tak wybrzydzać w kawalerach. A przecież młodość i uroda nie trwały wiecznie.

- A może ja nie mam ochoty na męża? - odburknęła niezbyt zadowolona gospodyni, że przyjaciółka znów ją próbuje swatać. - Może wstąpie do klasztoru? - powiedziała zaczepnie.

- Do klasztoru? Ty? W habicie? Nie wygłupiaj się Froyo. Nie pasujesz do umartwiania się i klęczenia na zimnych podłogach. - Madeleine pokręciła głową na znak, że nie wyobraża sobie tej bogatej i wymuskanej szlachcianki w roli ubogiej mniszki.

- Są też zakony sigmarytek i ulrykanek. Bojowe. Gdzie kobieta może służyć bogom z bronią w ręku. - Froya obwieściła przyjaciółce nad czym myślała od jakiegoś czasu. Co prawda życie w celi i o winie i chlebie nie bardzo jej odpowiadało. No ale dla życia z bronią w ręku była gotowa sporo poświęcić. Sama jeszcze nie była pewna jak wiele.

- Mam nadzieję, że jeszcze to przemyślisz. A na razie może poplotkujemy o bardziej przyziemnych i przyjemnych sprawach. Może o Kamili albo tej van Drasen? - von Richter wolała sprowadzić myśli i tor rozmowy jak najdalej od pomysłu gospodyni jaki wydał jej się kompletnie nie na miejscu.

- O. Ta van Drasen. Nie uwierzysz o co mnie zapytała jak już się żegnałyśmy? - wspomnienie nazwiska czarnowłosej wdowy przypomniało van Hansen co miała koleżance już wcześniej powiedzieć.

- Co takiego? - zapytała z zafascynowaniem i trochę z obawa tego co może zaraz usłyszy.

- Pytała o Nadję. O jej łóżkowe umiejętności. Zupełnie jakbym ja, jej pani, mogła to wiedzieć i jakby ona sama miała zamiar to sprawdzić. - blondynka podzieliła się się z brunetką kolejną plotką na temat wdowy jaka wczoraj była tutaj na wizycie.

- Co za nietakt! - fuknęła Madeleine słysząc o tak grubiańskich zachowaniu. Co innego jak rozmawiały ze sobą na osobności dwie, stare przyjaciółki a co innego jak ktoś prawie obcy pytał o to samo. Wyczuwała, że Froya nieco ironizuje to oburzenie ale i tak pytania wdowy były mocno nie na miejscu.

- Cóż, jeśli naprawdę interesują ją łóżkowe umiejętności Nadji to chyba nie powinna się rozczarować po dzisiejszej wizycie. - gospodyni pokiwała głową na znak, że uważa tak samo. Obie rozmawiały jeszcze chwilę ale napięty grafik zmusił je obie do zakończenia tego spotkania.




Rose de la Vega



- A właściwie to dlaczego ja nie mam jakieś pokojówki? Albo służącej. O. Adiutanta. - owalna twarz w lustrze poruszała ustami w miarę mówienia. A szczotka rozczesywała jeszcze wilgotne włosy. Właśnie przyszło jej do głowy, że gdyby miała jakąś służkę to ona by teraz tu stała i rozczesywała te włosy.

- Jak ta Versana. Niby taki zwykły kupiec. A swoją pokojówkę ma. A ja jestem cholernym kapitanem cholernego statku i nie mam. - westchnęła zirytowana tym odkryciem. Dotąd jakoś jej to nie przeszkadzało. Ale jak tak ostatnio spotkała się z nią raz u niej w domu, potem w “Żaglowcu” to rzuciło jej się w oczy. W domu miała tego rudzielca a w karczmie tą Łasicę. Właściwie z tą Łasicą to nie do końca była pewna jak to między nimi było. Jak w karczmie to wydawały się równe sobie podczas gry i w ogóle. Ale potem na statku a zwłaszcza w kajucie to Łasica się zachowywała jakby była jakąś służką Versany. Ale dopiero potem czy raczej teraz przyszło jej to do głowy. Podczas tamtego spotkania w kajucie miała całkiem co innego w głowie. Usłyszała pukanie do drzwi.

- Jakbym miała służkę to bym teraz kazała jej otworzyć drzwi. - Rose mruknęła cicho do siebie niezbyt zadowolona, że musi przerwać swoje zajęcie i pójść otworzyć drzwi.

- Pani kapitan. - Pierre skinął odruchowo głową jak to wypadało oddać honory własnemu kapitanowi. Nawet jak ta była boso i w samych spodniach i koszuli. Tak w połowie drogi między pełnym ubraniem a rozebraniem.

- Wejdź. - Rose cofnęła się by pierwszy oficer mógł wejść do środka. Wróciła na swoje miejsce przy stole, usiadła i znów sięgnęła po szczotkę.

- Możesz mi powiedzieć Pierre dlaczego kapitan nie może mieć adiutanta? Kamerdynera? Służącej? - zapytała zanim zdążył się odezwać z czym przyszedł. Kompletnie się takiego tematu nie spodziewał więc popatrzył na nią mało inteligentnym wzrokiem. O czym ona mówiła? O co jej chodziło?

- Kamerdynera? Służącą? - zapytał niepewnie dając znać, że wolałby usłyszeć coś więcej nim się wypowie.

- Tak. Kamerdynera, służącą, pokojówkę, adiutanta. Kogoś kto by o mnie dbał. No sam zobacz. Sama muszę sobie czesać włosy. A taka kupiecka wdowa żadnego statku nie ma a służki ma. A ja? - mówiła jak nadąsana panienka gdy spotyka się z czymś co uważa za straszną niesprawiedliwość i krzywdę na swojej osobie.

- No… Myślę, że wśród załogi chyba znajdzie się ktoś odpowiedni… Coś aby uszyć… Chyba nawet golibrodę mamy w załodze, ten chłopak ze Startossy albo tamten z Marienburga co robił za krawca… - Pierre kompletnie się nie spodziewał ale znał swoją kapitan na tyle by wiedzieć, że czasem wpada właśnie “ten” nastrój. I wtedy rozmowy robiły się dziwne gdy dopadała ją taka chandra.

- Wolałabym kobietę. - mruknęła cicho bawiąc się swoją szczotką do włosów. Pierwszy oficer jęknął w duchu pytając samego siebie dlaczego to właśnie on musi się mierzyć z tą kapitańską chandrą.

- Druga kobieta na pokładzie… No to może być ciężko pani kapitan… - zaczął ostrożnie. Marynarska brać była dość przesądna. I niby kobiety w załogach się zdarzały a nawet w rzadkich przypadkach były oficerami czy nawet jak ich Rose, kapitanami statków. No ale jednak jakoś się utarło, że rola kobiet to czekać na marynarzy na brzegu. Rose sobie wywalczyła autorytet i pozycję to jakby miała osobisty immunitet wśród załogi. No ale jakaś nowa na pokładzie?

- No widzisz? Taki kupiec może mieć służkę a kapitan nie. - Estalijka prychnęła z niezadowolenia gdy Pierre niejako potwierdził jej obawy.

- Cóż pani kapitan… - pierwszy oficer zaczął powoli ale sam za bardzo nie wiedział co powiedzieć na taką sytuację.

- Dobra, nieważne. Z czym przychodzisz? Udało się załatwić? - de la Vega wzięła się w garść i wolała zmienić temat rozmowy na taki gdzie miała o wiele więcej do powiedzenia.

- Tak, udało się załatwić kolejne sanie. Może jeszcze jedne by się przydały. Ale ci co się zgłosili na woźniców nie znają trasy. Przydałby się jakiś przewodnik. - Bretończyk z ulgą powitał zmianę tematu więc szybko i ochoczo zaczął mówić co w trawie piszczy z tymi przygotowaniami.

- Nie mamy przewodnika? Przydałby się. No to roześlij wici, że szukamy kogoś na tą fuchę. Zima jest, wszyscy siedzą z przymrożonymi tyłkami to chyba ktoś się skusi na przyzwoity zarobek. Przecież nie potrzebujemy ruszać jutro czy pojutrze. - czarnowłosa kapitan przyjęła te wiadomości z zadowoleniem. Kaprys Mannana sprawił, że musieli tu zimować. Czego pierwotnie wcale nie mieli w planie. Niestety zanim doprowadzili statek do porządku to już sie zrobiła zima i ryzyko zimowego rejsu bez zbędnej potrzeby było zbyt wielkie by szastać stanem statku i załogi. Więc byli tu na przymusowym postoju. Ale uznała, że w takim razie jest okazja by zarobić nieco grosza i dać załodze jakieś sensowne zajęcie by nie zgnuśnieli do wiosny. A przygotowania wydawały się mieć ku końcowi.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 26-12-2020, 21:00   #144
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
2519.I.23; Agnestag (7/8); zmierzch; Stara Adele; Początek zboru
Łasica

- Dziennik, księga i narzędzia medyka - wymienił Sterben na jednym wydechu. - Dwie z trzech tych rzeczy są obiektem zainteresowania Starszego. Nie sądzę, że będzie konieczność ich odsprzedania.

- Aha, to dla Starszego. - łotrzyca pokiwała głową zerkając na zamaskowanego lidera ich grupy jakby teraz to zrobiło się dla niej klarowniejsze. - Dobra, to nie będę się wtrącać. - machnęła niedbale łyżką na znak, że umywa ręce od takiej sprawy. - Ale to jak udało ci się załatwić to co po spotkaniu z tamtym byłeś taki zły jak osa? - zapytała o końcówkę ich poprzedniego spotkania.

- Nie bierz tego do siebie. To kwestia moich płonnych nadziei. Nie wszystko wychodzi co się naprędce próbuje zaplanować. Teraz jak o tym myślę to może i lepiej, że tak wyszło. Chociaż z drugiej strony straciłaś okazję na tête---tête z pojmanym i związanym Florianem - powiedział żartobliwym tonem i uśmiechnął się tajemniczo.

- Z pojmanym i związanym? Z takim przystojniakiem? Ojej no mogłoby być bardzo ciekawie… Albo jak on mnie by tak pojmał, związał i niecnie wykorzystywał… Albo tak z jakąś ślicznotką tak się pobawić… - koleżanka ze zboru uśmiechnęła się oddając się swoim marzeniom na swoje ulubione tematy. Na myśl, że ominęła ją taka zabawa tamtego wieczoru nawet zrobiło jej się smutno przez chwilę. Może dlatego rozmarzyła się o innych wersjach podobnych zabaw.

- Widzę, że jesteś pod dosyć dużym wpływem Versany - bardziej stwierdził niż zapytał. Można było wyczuć lekką nutkę krytyki w jego głosie. - Jesteście wspówyzawczyniami?

- Ja pod jej? A dlaczego tak uważasz? - kobieta o granatowych włosach wydawała się być zaciekawiona spostrzeżeniem kolegi. Popatrzyła na niego z wesołymi iskierkami w oczach. - I podobno z Ver mamy ze sobą więcej wspólnego niż się wydaje na pierwszy rzut oka. - uśmiechnęła się gdy to powiedziała.

- Pod pewnymi względami jesteście podobne, ale nie macie wiele wspólnego - powiedział jakby stwierdzał coś oczywistego. - Chociaż z czasem różnice mogą się zacząć zacierać - dodał po chwili zastanowienia.

- To chyba to samo. - Łasica zmrużyła oczy próbując rozgryźć jaka jest różnica w tym co właśnie powiedział kolega. - No nic. W każdym razie jak byś miał jakiś namiar na kogoś kto lubi się zabawić z takimi fajnymi dziewczynami jak ja to daj znać albo podeślij. - w końcu wzruszyła ramionami uśmiechając się beztrosko i upijając łyk ze swojego kubka.

- W moim otoczeniu występuje wiele osób mających takie preferencje, ale niestety nie traktują tego jako formy obopólnej zabawy. Jedni biorą za to pieniądze, a drudzy płacą i stawiają wymagania. Jeśli jednak trafiłbym na kogoś podobnego tobie to dam ci znać - obiecał. - Czyżby mimo wszystko Versana nie potrafiła w pełni zaspokoić twojego głodu skoro nadal szukasz?

- Szukam, zawsze szukam okazji. Złodzieje tak mają. A z Ver niestety nie możemy się widzieć i spotykać tak często jakbym chciała więc trzeba sobie radzić. - dziewczyna o granatowych włosach wzruszyła ramionami zerkając na koleżankę siedzącą niedaleko.

- No to jak ktoś ciekawy ci się trafi to daj znać albo podeślij. - sięgnęła po dzban i nalała sobie jeszcze wina do swojego kubka. - A twój głód kto zaspokaja? - zerknęła figlarnie na kolegę upijając łyk ze swojego kubka.

- Przyznam szczerze, że ostatnio nawet go nie czuję. Natłok zadań i pracy skupia moja uwagę gdzie indziej. Wiele jednak zależy od osobowości więc rozumiem, że tutaj nasze potrzeby mogą się różnić - dodał widząc, że Łasica nie spuszcza z niego zaciekawionego spojrzenia. - Przyjemności cielesne nie są mi obce i zdarzało mi się przyjąć zapłatę w naturze. Niektórzy ludzie czują potrzebę odwdzięczenia się nawet gdy niewiele posiadają, a odmowa mogłaby pogorszyć z nimi relacje - parsknął jakby przypomniał sobie jakas konkretna sytuację.

- Aha. Tak to jest u ciebie. No rozumiem. - koleżanka pokiwała głową w zadumie nad słowami kolegi. - No to tak jak mówiłam. Jakbyś coś potrzebował sprzedać albo co to daj znać. - wychowanka miejskich ulic dała sobie widocznie spokój z dalszym ciągnięciem tych wątków i upiła łyk ze swojego kubka kiwając na koniec granatową głową.

Karlik

- Chodzi o zlecenie od Starszego - zaczął prosto z mostu. - Niejaki Ralph Mauer przypłynął tutaj na Błękitnym Łabędziu i miał spotkać się z Axelem Eriksenem. Miał od niego kupić coś co może bardzo zainteresować Starszego. Moim celem jest zdobycie tego przedmiotu. Wszelkimi dostępnymi środkami - uzupełnił używając odpowiedniego tonu.

- Rozumiem. A co to za przedmiot? - grubas pokiwał swoją wielką głową na znak, że przyjął to do wiadomości ale indagował dalej w tym temacie.

- Tego nie wiemy. Dowiedzielibyśmy się tego od jednego z nich. Jednak podejrzewam, że może chodzić o przedmiot jaki bardzo interesuje Starszego lub kolejna wskazówka do niego prowadząca.

- To szukasz czegoś i nie wiesz czego? - Karlik zmrużył oczy jakby nie był pewny czy dobrze zrozumiał albo podejrzewał, że młodszy kolega nie mówi mu wszystkiego. - To skąd będziesz wiedział, że już to znalazłeś? - zapytał nieco ironicznie. - W każdym razie to wcale nie ułatwia poszukiwań. A ten Ralph Mauer to kto? Czym się zajmuje? - zapytał o drugie nazwisko jakie wymienił Sebastian.

- Ralph Mauer to prawdopodobnie uczony. Opuścił nagle statek na którym tu przypłynął i zostawił na nim swoje rzeczy. Część z nich jest już w moim posiadaniu. Zszedł na ląd. Nie wiem jak wygląda i nie wiem czy nadal używa tego nazwiska. Dlatego pewniejszym tropem jest Axel Eriksen, bo wiem, że nasz pasażer chciał od niego coś kupić. Liczę na to, że może to być jakiś kryształ, kawałek dziwnego metalu lub meteorytu. Na tyle niebezpiecznego, że powinien być trzymany w ołowianym lub złotym pojemniku. Jeśli tak nie jest to Eriksen mógłby nas doprowadzić do Mauera, a obaj mogliby nas skierować w stronę owego przedmiotu, który bardzo interesuje Starszego.

- Jak wyszedł i nie wrócił to raczej nie wróżę mu szczęśliwego zakończenia. Zwłaszcza jak zostawił swoje rzeczy. - grubas pokręcił głową na znak, że w jego oczach ktoś taki ma niskie rokowania na odnalezienie cało i zdrowo. - A od kiedy go nie ma? Wiadomo po co poszedł w miasto? - zapytał o kolejne detale dotyczące zaginionego pasażera “Błękitnego Delfina”.

- Według mnie poszedł na spotkanie z Eriksenem i od niego chciałbym się dowiedzieć czy doszło do transakcji czy nie i co było jej przedmiotem. Nie wiem ile to było temu. Pewnie kilka dni. Mauerem zainteresujmy się dopiero gdy okaże się, że jest w posiadaniu tej rzeczy. Ale nie zaszkodzi zapytać o obu.

- Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że jeśli chodziło o wymianę czegoś nielegalnego to raczej nikt nie będzie chciał o tym paplać z jakimś obcym typem z ulicy. - grubas uniósł nieco do góry swoje krzaczaste brwi by zaznaczyć, że ta część planów młodszego rozmówcy nie wydaje mu się taka oczywista.

- Myślę, że Starszy zezwoli aby ktoś z naszego stowarzyszenia wyciągnął od niego te informacje, a ja postaram się przygotować coś co dodatkowo rozwiąże mu język - Sterben posłał mu tajemnicze spojrzenie.

- No to powodzenia ci życzę. - Karlik uniósł nieco brwi do góry i sięgnął po jedną z bułek na już częściowo pustym półmisku. - Jak kiepsko to rozegrasz możesz zniknąć tak samo jak ten Mauer. - grubas wgryzł się w pieczywo odwzajemniając Sebastianowi podobne spojrzenie.

- Wiem, ale to już moja sprawa. Ciebie proszę tylko o ich zlokalizowanie.

- Powiedziałem ci jakiego statku używają. Dalej to wystarczy zapytać w kapitanacie o ten statek. - gruby przypomniał mu o tym fakcie. Gdy się miało nazwę statku to w biurze portu nie powinno być raczej większych trudności z dopytaniem się gdzie cumuje.

- Czyli według twoich informacji przebywa na swoim statku? - zapytał retorycznie Sterben. - W takim razie wiem co robić dalej - zakończył tym stwierdzeniem rozmowę.

Starszy

- Tak też pomyślałem gdy zdobyłem te przedmioty. Chciałbym z Aaronem popracować nad tą księgą. Z tego co domyślam się z tych piktogramów to wiedza medyczna by się tutaj przydała. Poza tym myślę, że powinienem nadzorować prace Arona ze względu na jego… - przerwał na chwile szukając odpowiedniego słowa. - ... przypadłości, które mogą negatywnie wpływać na efektywność jego pracy. Przy okazji chciałbym nauczyć się języka klasycznego. Być może wtedy byłbym dla ciebie przydatniejszy w przyszłości. Wiem, że jest to martwy język i używany tylko w piśmie więc nie powinno za bardzo wpłynąć na naszą pracę - zaproponował cyrulik licząc na zezwolenie dalszej pracy nad księgą. *

- Inna kwestia to prośba o wsparcie finansowe. Nie potraktuj tego jako pazerność, ale zasoby jakie od ciebie otrzymałem wydałem na opłacenie informacji i zbudowanie zaufania w celu zdobycia tych przedmiotów. Samo ich zdobycie kosztowało mnie dodatkowo 45 szylingów, co i tak wydaje mi się szczęściem biorąc pod uwagę ich wartość. Nie jestem zamożny, a nie chciałbym aby coś tak trywialnego jak pieniądze blokowało moje ewentualne inwestycje w naszym wspólnym celu.

- To wcale nie jest taki wymarły język jakby się mogło na pierwszy rzut oka wydawać. - chociaż uśmiechu przez maskę nie było widać to dało się go poznać w głosie. Mistrz zaś sięgnął gdzieś do swojej przepastnej togi i zaczął tam czegoś szukać.

- A z Aaronem właśnie dobrze to ująłeś Sebastianie, o tym właśnie mówiłem. Dobry człowiek z niego ale nieco roztargniony. Jeśli by ktoś go przypilnował myślę, że mogłoby to zaowocować całkiem pożądanymi wynikami. - mężczyzna w masce pokiwał ze zrozumieniem głową zgadzając się ze słowami najmłodszego członka ich grupy. W międzyczasie wyjął z trzewi togi sakiewkę i wręczył ją cyrulikowi.

- Mam nadzieję, że to ci jakoś wynagrodzi poniesione koszta. - powiedział dobrotliwym tonem opiekuna.

- Bardzo dziękuję - skłonił lekko głowę. - Jeśli to wszystko to chciałbym jeszcze w czasie zboru złapać kilka osób, aby z nimi poruszyć kwestie jakie właśnie omówiliśmy.

- Dobrze, nie będę cię zatrzymywał. - mistrz skinął dobrotliwie głową na znak, że nie ma więcej spraw do omówienia ze swoim najmłodszym uczniem.

2519.I.23; Agnestag (7/8); zmierzch; Stara Adele; Koniec zboru

Karlik

- Tutaj mam jeszcze dziennik od Starszego. Jest napisany w Tileańskim i prosi on o jego przetłumaczenie. Jego treść może nie być dla każdych oczu więc należna byłaby ostrożność.

- Tak, mówił mi o tym dzienniku… - Karlik wziął do ręki dziennik i otworzył go na chybił trafił. Przysunął bliżej do najbliższej lampy i próbował coś przeczytać. - Tak, tak, to tileański. - powiedział po chwili. Po czym przerzucał po kilka kartek na raz by zorientować się ile tego wszystkiego jest i co tam jest. - Jest tego trochę. Spróbuję się z tym uporać do następnego zboru. Jeśli uda mi się wcześniej to ci zostawię wiadomość tam gdzie ty mi wczoraj. - pokiwał głową zamykając niewielką książeczkę i chowając ją do jednej ze swoich kieszeni.

- Być może będzie tam wzmianka o tym przedmiocie, o który pytałeś wcześniej - Sebastian nawiązał do ich poprzedniej rozmowy. - Swoją drogą to jak można skontaktować się z tobą oficjalnymi kanałami? Jest może jakiś sklep, apteka lub antykwariat który mógłbyś mi polecić?

- Nie życzę sobie byście się ze mną kontaktowali oficjalnymi kanałami. - odparł masywniejszy z rozmówców i spojrzał poważnie na tego drobniejszego sprawdzić czy dotarło to do niego. - Po to mamy te punkty kontaktowe by się umawiać. Zostawisz wiadomość jednego dnia to mi zwykle udaje się zorganizować spotkanie dnia następnego. Może być w “Wielorybie” chociaż normalnie mnie tam nie ma. - odparł spokojnie wspominając o jednej z karczm w mieście. Sebastian kojarzył gdzie ona jest chociaż w środku chyba raczej nigdy nie był.

- Nie, nie! - Sebastian potrząsnął głową i podniósł ręce w obronnym geście. - Źle się wyraziłem. Chodziło mi raczej czy są jakieś miejsca w mieście gdzie mógłbyś szepnąć słowo abym mógłbym liczyć na spore zniżki. Mówię tutaj czysto o mojej profesji Cyrulika, a nie naszego stowarzyszenia. Dlatego wspomniałem o sklepie, aptece lub antykwariacie.

- Popracuj nad komunikacją. Ja to się najwyżej dopytam. Ale trafisz na kogoś podobnego do Silnego czy Łasicy to możesz nie mieć tyle szczęścia. - grubas lekko wskazał wzrokiem na osiłka i łotrzycę co mieli raczej uliczne zwyczaje. A i sporo im podobnych można było spotkać na ulicach czy karczmach. Potem jednak zastanowił się chwilę.

- Chodzi o zniżki? No nie wiem. Chyba przeceniasz mnie i moje możliwości. Ale pomyślę o tym. Dam ci znać za tydzień jak coś wymyślę. Albo przez skrzynkę kontaktową. To nie jest takie proste do zorganizowania jak się wydaje. - powiedział myśląc pewnie o tym dylemacie. Ale chyba nie chciał nic obiecywać bo odłożył sprawę na później.

- Jeśli to dla ciebie kłopot to mogę używać dotychczasowego sposobu. Po prostu pomyślałem, że nie ze wszystkim musiałbym zawracać ci bezpośrednio głowę, a wiedząc gdzie mam co kupować to karliki zostałyby w rodzinie - uśmiechnął się przyjaźnie.

- Może być dotychczasowy sposób. A nad resztą pomyślę i dam ci znać. - Karlik też się uśmiechnął a mówił tak jakby temat uważał za omówiony i wyczerpany.

Aaron

- Witaj Aaronie. - Sterben przywitał się z magistrem licząc, że na zborze będzie on w najbardziej kontaktowym stadium. - Chciałbym nauczyć się języka klasycznego i poprosić cię o pomoc w pracy nad księgą napisaną w tym języku. Starszy liczy na naszą współpracę i szybkie efekty. - Argument był na tyle silny, że ciężko było z nim dyskutować.

- Co? A… Tak, tak, ta księga… No tak, mistrz mówił o niej… No tak, to trzeba będzie się za to zabrać. To przyjdź jakoś z tą księgą jutro albo kiedy. - wymamrotał brodacz drapiąc się nerwowo po swojej czuprynie. Widocznie jego Starszy też uprzedził czego oczekuje to teraz Sebastian miał ułatwione zadanie.

- Zatem pojawię się jutro zaraz po śniadaniu. Na wszelki wypadek przyniosę ci kawę z rumem - uśmiechnął się ciepło okazując wyrozumiałość dla jego przypadłości.

- O tak, rum tak. Może być nawet bez kawy. - rozczochraniec też się uśmiechnął chociaż chyba raczej na wspomniany rum niż samą pracę nad księgą.

- Wiem - pokiwał głową. - Kawa jednak raczej będzie niezbędna, żeby w ogóle zacząć pracę nad czymkolwiek - dodał bardziej do siebie.

Strupas

Sterben zaciągnął garbusa pod ścianę, z dala od oczu i uszu pozostałych. Patrząc na obecnych i to czy nikt się nie zbliża odezwał się do współwyznawcy.
- Potrzebuję twojej pomocy w czymś ku chwale naszego Pana. W przyszłym tygodniu będę miał gotowy roztwór z gnijącego mięsa. Chciałbym abyś w środku nocy wrzucił, a właściwie wlał do studni w bogatej dzielnicy. Zrobiłbym to sam, ale nie jestem na tyle wprawny w poruszaniu się po mieście niezauważonym. Wiem, że najbardziej do tego nadawałaby się Łasica, ale ona nie zrozumiałaby motywu, a Ty wręcz przeciwnie. Co ty na to?
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
Stary 29-12-2020, 10:03   #145
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Noc 01.23/24; kamienica van Drasenów; sen

Ver milczał. Milczała i z szerokim oraz chytrym uśmieszkiem na ustach spoglądała na wyraźnie zdziwioną blond damulkę. Ruszyła nagle subtelnym i powabnym krokiem w kierunku gospodyni. Mimo, że była bosa nie czuła zimna mrozu pod stopami. Ten też zdawał się nie skrzypieć. Był raczej jak puch. Momentami czuła się niemal tak jakby stąpała po wielkich obłokach cumulusów i nimbusów, które zwykle zawieszone są bardzo wysoko nad głowami na nieboskłonie.

Stopa za stopą, krok za krokiem. Biodra ciemnowłosej kultyski kołysały się niczym dryfujący na niespokojnej tafli morskiej trójmasztowiec. Zaś ona sama zdawała się płynąć w kierunku bezpiecznej przystani, którą w tym momencie była zdezorientowana Froya.

- Zostałaś wybrana do wielkich rzeczy siostro. - rzekła chwytając delikatnie dłoń arystokratki - Poprowadzisz wielką armię ku chwale i zwycięstwu. - mówiła wzniośle i enigmatycznie patrząc prosto w oczy gospodyni. Myśli jednak skupiła na wyobrażeniu sobie pola bitwy na którym na wprost siebie stanęły dwie wielkie armie. Na czele jednej z nich stać zaś miała sama Froyą przyodziana w pełną zbroje płytową z szablka w ręku dosiadająca mrocznego wierzchowca o czerwonych oczach. Sztandar łopoczący w ręku herolda, którym był sam Silny przedstawiał wizerunek szczęściu splecionych ze sobą węży.

- Wygrasz dla nas to starcie. - rzekła ponownie wdowa siedząc na swoim rumaku u boku arystokratki - Zaś o tej odwadze i waleczności mówić będą pieśni bardów na całym świecie. Od Arabii po Norske. Od Lustri po Kislev. Wielka Froya. Ostrze okrucieństwa. Siła sześciu. - w powietrzu dało się wyczuć zapach prochu i kurzu ale również napięcia i podniecenia związanego ze zbliżającą się bitwą.

Sprytna kultystka dobrze wiedziała co czyni. Oblicze Pana rozpusty nie związane było tylko i wyłącznie z cielesnymi uciechami. Krył się on tam gdzie pojawiał się brak umiaru. Gdzie zdrowy rozsądek zwyciężany był zuchwalstwem pochłaniającym wybranka bądź wybrankę powoli i niepostrzeżenie niczym nałóg. To on stał za tymi, którzy stracili rozum na rzecz czegokolwiek. Hazardu, alkoholu, sadyzmu jak i żądzy krwi. Stąd też ta niechęć do niego ze strony samego Władcy much i Boga czaszek. Wielu spośród ich wyznawców opętał i owinął Wąż czyhający tylko na moment gdy ci popadną w destrukcyjną w skutkach bezgraniczność. Działał cicho jednak systematycznie i miarowo. Wszak apetyt rośnie w miarę jedzenia a to brak umiarkowania był pożywką dla tego, którego liczbą było sześć.

Myśli Ver nagle jednak znów wróciły do tego przykrytego białym puchem ogrodu. Gdzie stały tylko one dwie.

- Czy wspominałam już, żeś piękną kobietą urokowi, której ulegają nie tylko mężczyźni? - szeptała jej to na ucho ówcześnie pochylając się delikatnie nad nią - Niezmiernie ciekawi mnie to jak smakują twoje soki Froyo. Dasz mi ich skosztować z pucharu twojej rozkoszy? - wzrok miała drapieżny ale i uwodzicielski i wyzywający zarazem.

---

- Bardzo pokorna ta służka. - przyznała widząc to co jej siostra w wierze czyni - Często dajesz jej pretekst do przeprosin? - rzuciła zaczepnie patrząc to na klęczącą Łasice to na skonsternowaną Froye.

- A Ty… - skupiła nagle wzrok na Nadji - ...kto pozwolił ci przerwać. Nie przypominam sobie by twa pani wydała ci takie polecenie. - patrzyła z góry z sarkastycznym uśmieszkiem na ustach - Trochę tego całowania cię dziś czeka słodziutka. - kończąc złapała jedną dłonią dłoń Froyi drugą zaś kładąc na jej policzku próbując zbliżyć jej usta ku swoim by móc je namiętnie ucałować.

Blond szlachcianka wydawała się zmieszana. Jakby zbyt wiele rzeczy działo się na zbyt wielu frontach w zbyt krótkim czasie. Wydawało się, że gdy Versana opowiadała o przyszłej generalskiej sławie to trafiła w sedno. Niespodziewanie Froya straciła zainteresowanie całą resztą i zawała się węszyć nozdrzami za tymi bitwami i chwałą jak hart myśliwski za zranioną zwierzyną. Później jednak gdy wróciły do tego ogrodu pełnego białego puchu znów wyglądała jakby nie mogła się zdecydować. Na górze atakowała ją Versana i jej usta a na dole Łasica. I jeszcze coś do niej mówiły.

- Dobrze proszę pani. - Nadja wykonywała polecenia nago równie sprawnie i ulegle jak i gdy była w ubraniu. Przez chwilę pozwoliła sobie klęczeć przed dwiema lepiej urodzonymi od siebie i słuchać tą scenę i dialog. Ale gdy niejako jej koleżanka przypomniała sobie o niej to służka wróciła do swoich obowiązków. A sądząc po jej spojrzeniu to wykonywała je z prawdziwą przyjemnością. Znów pochyliła się by ucałować stopy szlachcianki. Ta popatrzyła w dół na granatowe włosy jakie przysłaniały cały dół sceny. Rozłożyły się niczym węże na białym śniegu albo jakiś granatowy kwiat o wąskich płatkach.

- Jeśli panie by chciały spocząć… - zaproponowała nieśmiało słóżka wskazując na ławkę. Dziwnie, że bez śniegu. Akurat w sam raz by na niej usiąść. A Froya wciąż nie mogła się zdecydować co teraz powinna zrobić.

- Powinnam was pogonić z mojego ogrodu… - powiedziała w końcu blondynka siadając. A jak siadła to okazało się, że siedzi na wygodnej sofie a nie na zwykłej ławce ogrodowej. A Łasica co dopiero co kuliła się przy jej stopach teraz stoi tuż obok i jak usłużna kelnerka serwuje swoim gościom wino na tacy. Froya wzięła swój kieliszek i w roztargnieniu zamieszała w nim wino pozwalając by czarnowłosa spoczęła w pozycji wpółleżącej obok niej.

- Powinnam urodzić się mężczyzną. I zostać generałem. - powiedziała z pewną nostalgią w głosie jakby mówiła sama do siebie. I upiła łyk ze swojego kieliszka.

- Czy mam służyć tak jak ostatnio? - Łasica niczym wąż wślizgnęła się między tą nostalgię i rozmyślania.

- Tak, tak jak ostatnio. - przytaknęła panienka van Hansen nieco z roztargnieniem. I jej pokojówka znów jakoś tak w jednej chwili stała tuż za plecami Versany. Albo nawet przysiadła na krawędzi sofy. A zaraz już była na drugim jej końcu. Z przepaską na oczach. I znów ujęła zgrabną łydkę szlachcianki i zajęła się jej stopą. Mimo zasłoniętych przepaską oczu Versana była prawie pewna, że puściła jej porozumiewawcze oczko gdy zaczęła całować także swoją przyjaciółkę.

- Tak, tak, mówiłam, że jest niezła. Zabawimy się z nią. - zaśmiała się gospodyni wsuwając dłoń przez policzek w czarne włosy Versany i bez skrępowania całując jej usta.

---

Ranek 01.24; kamienica Versany

Kunszt i finezja z jaką Łasica wcielała się każdorazowo w rolę czy to fikuśnej kelnerki czy pokornej służki wprawiał Versane w zachwyt. Robiła to tak naturalnie że niejeden sztukmistrz bądź bard mógłby od niej wiele się nauczyć. To z resztą nasunęło czarnowłosej kultystce dość ciekawy pomysł zwiazany ze stojąca przed nią Nadją i kreującym się planem otwarcia teatru. Postanowiła jednak swoimi uwagami podzielić się z koleżanką nieco później.

- Widzę, że panienka Froya nie rzuca słów na wiatr. - stanęła w lekkim rozkroku i oparła dłonie o biodra - Cieszy mnie to. Nie przyjechałaś tu jednak na wakacje. Czeka cię dziś sporo pracy. - zapowiedziała z tak samo sarkastycznym i dwuznacznym uśmieszkiem na twarzy co jej podszywająca się pod pracownice van Hansenów koleżanka.

- Breno. - zwróciła nagle głowę w kierunku rudowłosej trzpiotki - Przygotujcie mi kąpiel i przynieście śniadanie na górę Pokaż nowej co i jak. - już nieco mniej władczym tonem wydała rozporządzenie swojej pracownicy.

- Dobrze proszę pani. - domowa służka kiwnęła głową do swojej pani i zwróciła się do koleżanki po fachu. Obie wyszły z jadalni a przed wyjściem Łasica puściła swojej koleżance szelmowskie oczko i całusa na dowidzenia nim zniknęła za drzwiami aby z Breną przygotować tą kąpiel. A Versana miała trochę czasu dla siebie i swoich spraw.

---

- Lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu. - podsumowała te raczej skromne informacje, które udało się zdobyć jej łysemu osiłkowi - A co z tymi Norsmenami? Z ludźmi od tej, z którą tłukłeś się na plaży? - ten temat był dla niej niemalże równie ważny co poprzedni - Sama tu przecież nie przypłynęła.

- O nich nic. Nie wiem gdzie chodzą się napić. W “Sierpie” widocznie nie bo nikt ich nie zna. W paru innych też nikt nie zna Dimitra węglarza. Tak mi powiedzieli. - łysy ochroniarz wzruszył swoimi wielkimi barami na znak, że na tym polu miał znacznie mniejsze sukcesy niż z Leoną. - Tej gladiatorki też nikt nie zna. - dorzucił jeszcze by podkreślić, że zrobił co mógł aby się dowiedzieć czego jego pani chciała.

- No to trudno. - wzruszyła ramionami - W każdym razie dobrze się spisałeś. - doprawiła pochwałę miłym uśmiechem.

---

Woda w bali parowała a w powietrzu unosił się przyjemny zapach konwalii i rumianku. Obie ze służących stały ramię w ramię czekając potulnie na swoją panią.

- Szybko się spisałyście. - rzekła widząc przygotowaną kąpiel - Czeka was jeszcze jedna bardzo ważna rzecz do zrobienia przed południem. - dodała zakluczając drzwi od swojej izby - Ta wanna jest zdecydowanie za duża dla mnie samej. - uśmiechnęła się zalotnie podnosząc suknie od dołu tak by ściągnąć ją przez głowę - No to do roboty. Raz, raz. Sporo przed nami.

- We dwie to dwa razy szybciej idzie to noszenie wody. - Brena uśmiechnęła się miło na taką pochwałe ale oddała drugiej pokojówce jej zasługi w tym przygotowywaniu kąpieli.

- Ale wodę nadal grzeje się tyle samo. - Nadia rozłożyła bezradnie ręce na znak, że niektóre rzeczy to i armia służby nie załatwi szybciej.

- To ja pomogę. - zaoferowała się ruda służąca i podeszła do swojej pani aby pomóc jej się rozebrać z tych wszystkich sukni, halek i reszty. Po chwili Versana mogła już umościć się wygodnie w balii pełnej ciepłej, czystej i pachnącej wody. A obie pokojówki spoglądały na nią z ekscytacją.

- To może teraz ja pomogę tobie? - służka o granatowych włosach niejako odbiła piłeczkę i zaproponowała rudowłosej to samo co ona przed chwilą swojej pani. Brena lekko spłoniła się zerkając szybko na swoją panią.

- No… Ja to nie wiem… - zawahała się jakby obecność obcej kobiety, nawet tak koleżeńskiej i miłej jednak jakoś ją krępowała.

- No to niech nasza pani zdecyduje. Ja ośmielę się zauważyć, że ktoś chyba powinien czasem służyć służącej. A mnie moja pani poleciła zadbać o wasze wygody i potrzeby. Nie chciałabym jej zawieść. I was też nie. - Łasica znów przybrała ten rozbrajająco uległy ton pełen słodyczy w jakim trudno było się nie skusić na nią i jej usługi. Brena wyglądała jakby miała coś jeszcze powiedzieć ale przemyślała sprawę i też pytająco spojrzała na swoją panią i jej decyzję. Nie widziała więc jak nieco stojąca za nią koleżanka daje swojej przyjaciółce znak oczami, że spodziewa się po niej potwierdzenia i zachęty.

- Breno. - zwróciła się do pomocnicy jak do równie dobrze urodzonej panny - W końcu tobie też się należy byś przez chwilę poczuła się jak prawdziwa dama. - uśmiechnęła się kręcąc głową zanurzając się następnie w tej przyjemnie ciepłej wodzie.

- Nadio. - tym razem rzekła do koleżanki po fachu będącą dzisiaj pod przykrywką - Rób co do ciebie należy. - mówiła jak pani do służki ściągając wodę ze swych mokrych kruczoczarnych włosów.

- Ale ja jestem tylko pokojówką. - wymamrotała nieco speszona służąca van Drasenów.

- A może dzisiaj ja będę waszą służącą, kelnerką, pokojówką i łaziebną? Bardzo by mi panie pomogły wykonać moją pracę jak należy jeśli bym mogła pokornie prosić o taką przysługę. - Nadia popatrzyła prosząco na nie obie jakby w jej oczach obie były sobie równe a przynajmniej wyżej w hierarchii od niej samej. I znów mówiła tym pokornym, słodkim tonem jakiemu trudno było się oprzeć albo zignorować.

- Oh… To tak można? - Brena przez chwilę nie wiedziała co powiedzieć. Więc zwróciła się do swojej pani z pytaniem o rozstrzygnięcie tej sprawy. Ale zachęcona przez tą co była nad nią i tą co miała być pod nią w hierarchii zaczęła się wreszcie rozbierać. Co Łasica obserwowała z niekłamanym zainteresowaniem i przyjemnością gdy spod sukni zaczęło się wyłaniać to młode, jędrne, kobiece ciało.

- Przecież właśnie nasza pani powiedziała, że można. - Nadia z uśmiechem wskazała na czekającą w wannie nagą kobietę. Brena zaś wreszcie rozebrała się całkiem, przełożyła jedną zgrabną nogę nad brzegiem wanny, potem drugą ale zanim usiadła przy swojej pani ta trzecia dostrzegła coś co do tej pory było dla niej ukryte.

- A co tutaj masz? - Łasica zapytała zerkając na podbrzusze stojącej kobiety. Ta spojrzała w dół na swój wciąż nowy tatuaż.

- To mój tatuaż. Moja pani ma taki sam. Razem sobie zrobiłyśmy. - Brena uśmiechnęła się delikatnie zerkając na siedzącą chlebodawczynię. Stała trochę do niej bokiem bo Nadia podeszła bliżej do wanny aby się lepiej mu przyjrzeć.

- Piękny! Przepiękny! - powiedziała w zachwycie nachylając się bliżej ku podbrzuszu stojącego rudzielca. A potem niespodziewanie oddała cześć Wężowi całując go niczym jakąś relikwię. Brena znów się zarumieniła i uśmiechnęła po czym usiadła wreszcie obok swojej pani. A teraz zaczęła rozbierać się Łasica. I jak zwykle było co oglądać bo nie mogła się tak po prostu rozebrać. Wstążkę odwiązała tu, odpięła pas tam, ściągnęła ramiączko czy zwinęła pończochę przy okazji całkiem ładnie prezentując swoje taneczne talenty i kobiece atuty.

- Można a czasami nawet trzeba. - odparła na pytanie zdezorientowanej Breny - Nie warto jednak chwalić się tym na lewo i prawo ale o tym już wiesz. - podkreśliła zasadę numer jeden, o której mówiła rudej służce od samego początku - Niech to będzie naszą mała tajemnicą a kto wie czy i ty kochaniutka kiedyś nie przyodziejesz koloru purpury zasiadając u mego boku niemal jak równa z równą. Chciałabyś tego? - zapytała spragnionej wielkiego życia nagiej pomocnicy. - Pamiętaj. To kim jesteśmy zależy od nas samych. Dla mnie nie jesteś zwykła pokojową. Ja widzę w tobie kogoś więcej.

- Oj jej pani jest dla mnie taka dobra… - Brena jęknęła cichutko z zachwytu i na znak wdzięczności przytuliła się poufale do boku swojej pani. Zupełnie jak to w klasycznych pozach wierne żony i kochanki przytulały się do swoich mężczyzn - zdobywców. A w tym czasie Łasica rozebrała się do rosołu na koniec ściągając z siebie suknie i schylając się tak, że wypięła swoje tylne atuty bezczelnie prowokująco w zasięgu dłoni swojej ulubionej kochanki.

- To prawda. Też bym chciała mieć w tobie przyjaciółkę. - Łasica wyprostowała się i odwróciła nachylając poufale nad wanną i tym razem wesoło dyndały pod nią jej dekolt. Po czym wyprostowała się i też już całkiem nago weszła do środka tylko od przeciwnej strony gdzie znajdowały się nogi dwóch partnerek.

- Ojej! Ale ty też masz taki tatuaż! - Brenę tak widok wytatuowanego węża na podbrzuszu nowej dla niej koleżanki poruszył, że się zapomniała i wyprostowała wskazując dłonią na ten wężowy wizerunek. Teraz jego właścicielka nachyliła się aby spojrzeć na swój tatuaż zupełnie jak niedawno Brana oglądała swój zapytana o to samo.

- Rzeczywiście. To chyba jakieś wężowe siostry z nas czy co. - Łasica roześmiała się wesolutko już bardziej jak bezczelna i nieskrępowana ulicznica niż pokorna służka jaką tak lubiła odgrywać gdy kogoś lubiła. Usiadła jednak wreszcie w wannie zanurzając się do połowy i wzięła gąbkę do ręki zaczynając ją namydlać.

- To od której mojej pani i siostry mam zacząć? - zapytała filuternie przygotowując się do pełnienia roli wspólnej łaziebnej.

- Ale ten tatuaż… Jak to? - Brena patrzyła na nie obie nie dając się tak łatwo zbyć z tym rozbawieniem. Łasica szybko spojrzała na swoją partnerkę jakby niemo pytając ją jak to teraz rozegrać ten jakże obiecujący początek wspólnej znajomości.

- Widocznie los tak zadecydował. - odparła pewnie jakby miała już wcześniej przygotowaną odpowiedź na taką ewentualność - A kimże jesteśmy aby negować i podważać coś co jest nam pisane. Ktoś widocznie musi nad nami czuwać i z tego co widzę, żadna z nas do tej pory źle na tym nie wychodzi. - postanowiła odwołać się do sił wyższych mając na myśli zarówno Pana Losu jak i Węża. Nie wskazywała jednak bezpośrednio na nich pozostając póki co w świecie półsłówek i domysłów.

- Siostry? - podłapała pomysł koleżanki ze zboru - To intrygujące i podniecające zarazem. Chciałabyś mieć takie rodzeństwo Breno?

- Ale rodzeństwo to chyba się nie kąpie razem. - zauważyła nieśmiało rudowłosa pokojówka. Ta trzecia bowiem właśnie namydliła gąbkę aż widowiskowym ruchem piana spłynęła pomiędzy jej mokrymi palcami aż na nadgarstek i do łokcia. Sama zaś włożyła wolną rękę do wody i po chwili gmerania wyłowiła łydkę rudzielca. Ale nie zapomniała o swojej pierwszej kochance. I jak to miała w zwyczaju sama ręcznie zaprosiła ją tam gdzie zwykle. Czyli między swoje uda. Ale, że tym razem dłonie Versany były zbyt daleko to użyła jej dolnej kończyny. Chociaż woda wiele z tych manewrów maskowała. Sama zaś zajęła się myciem stopy, kostki i łydki rudzielca.

- Ależ nie bądź głuptaskiem Breno. - Łasica zwróciła się do niej jak starsza siostra do młodszej gdy ta walnęła jakieś głupstwo w sprawie swoich pierwszych schadzek z chłopakami.

- Przecież nie chodzi o więzy pokrewieństwa. Wszystkie mamy innych rodziców prawda? - łotrzyca z zapałem szorowała dolną i całkiem zgrabną kończynę swojej koleżanki po fachu. Ta pokiwała głową na znak zgody.

- To jak z braćmi z różnych bractw rycerskich i innych. Mówią na siebie bracia chociaż nie łączą ich więzy krwi. To ma podkreślać partnerstwo i to, że są sobie równi. No a my jak jesteśmy kobietami to podobnie możemy zostać siostrami. Nawet nie wiesz jakie rzeczy bym mogła zrobić dla swojej siostry w wierze. - Łasica umywszy stopę i łydkę koleżanki zanurzyła ją w wodzie by opłukać z mydlin a przy okazji poruszyła własnymi bioderkami by ułatwić Versanie dostęp do siebie.

- Jakie? - wydawało się, że Brena przyjęła te wiadomości i nawet połknęła haczyk bo już się oswoiła z sytuacją i zabiegami pielęgnacyjnymi jakie serwowała jej koleżanka. A do tego była ciekawa co dalej bo zabrzmiało to dość tajemniczo.

- O choćby takie. - Łasica uśmiechnęła się i delikatnie pocałowała spód stopy pokojówki patrząc przy tym na nią filuternie. Ta cichutko westchnęła szybko zerkając na swoją panią. - Albo takie. - łotrzyca jeszcze raz złożyła usta ale tym razem na największym palcu Breny. - Albo nawet takie. - zaproponowała biorąc go w końcu w usta raz i drugi.

- Podoba ci się? Jak ci się podoba mogłabym mojej siostrze robić takie drobne przyjemności za każdym razem gdy się spotkamy i będzie okazja. - Łasica kusiła dalej obiecując rozkosze łoża i ciała.

- Ojej… Naprawdę? To by było bardzo miłe. Chciałabym mieć takie siostry. I to wszystko tak zaplanowane? - Brena chyba była pod wrażeniem tego wszystkiego. W końcu jak zwykle znów zwróciła się do swojej pani pytając ze wskazaniem na sufit i pewnie siły wyższe które śmiertelnik nie mógł pojąć rozumem.

- Siostrzana miłość wszak nie zna granic. - wtórowała słowom swojej kochance - Stać nas na wiele więcej niż tylko uciechy cielesne skarbie. - podsycała ogień ciekawości rudej służki - Razem mogłybyśmy zwojować to miasto by później wspólnie spijać nektar z pucharu zwycięstwa i chwały. Czy to nie brzmi smakowicie? - spojrzała zalotnie w kierunku obu pomocnic - Jesteś pilną uczennicą. Oddaj się tej energii i studiuj pilnie jak do tej pory siostrzyczko a zasiądziemy na szczycie.

- Dobrze. - Brena oddychała coraz żwawiej a na policzki wyszły jej rumieńce zdradzając, że wstyd i zażenowanie odchodzą w cień zastąpione ciekawością i podnieceniem. A w drugim krańcu wanny Łasica zabierała się za pieszczoty jej drugiej stopy.

- Wspaniale! To teraz możemy oficjalnie zostać wężowymi siostrami! - roześmiała się wesoło i z uczuciem pocałowała stopę swojej nowej siostry. - Oj już tak się nie krępujcie. Dajcie sobie buzi czy co. Też bym chciała na coś przyjemnego popatrzeć. - zachęciła je obie na chwilę przytulając stopę służącej do swoich nagich i mokrych piersi. Ta żartobliwa uwaga i cała reszta sprawiła, że Brena wreszcie się roześmiała. Z ulgą i beztroską. Po czym spojrzała na swoją panią, ostrożnie pogładziła ją dłonią po mokrym policzku i zbliżyła usta aby ją pocałować.

- Ucałujmy więc swoje wężowe wizerunki jako przypieczętowanie naszej siostrzanej miłości. - postanowiła w tak symboliczny sposób oddać cześć Panu Sześć. Swoją drogą był to całkiem fikuśny początek gry wstępnej prowadzącej do gorącej niczym woda w której siedziały zabawy.
 
Pieczar jest offline  
Stary 29-12-2020, 10:05   #146
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Zmierzch 01.24; “Stara Adele”; zbór

Versana, Strupas, Łasica

Siedziały sobie we dwie prawiąc sprośne komplementy w trakcie gdy reszta zaczęła dopiero co nadciągać. Był jednak jeden z nich, którego sława prześcigała. Którego wpierw się czuło a dopiero później widziało. Był nim naturalnie Strupas. Wyznawca Boga Zgnilizny ostatnimi dniami wystawił cierpliwość Versany na próbę zawodząc ją w zdałoby się tak banalnym zadaniu jak rozmowa z koleżkami węglarzami.

- Choćmy do niego. - rzekła do Łasica która trzymała nogi na jej nogach - Musi nam co nieco wyjaśnić w związku z Normą. - krótkim ruchem głowy i wymownym spojrzeniem wskazała na człapiącego garbusa.

Ruszyły żwawo i powabnie zarazem. Ich biodra zgrywały się ze sobą niczym najmniejsze elementy wielkiej układanki. Trzymały się pod rękę zbliżając się do niższego o dobrą głowę kolegi, który jeszcze dobrze nie rozejrzał się po kiepsko oświetlonej ładowni.

- Witaj Strupasie. Co z tobą? - zapytała chłodno - Prosiłam cię o przysługę a tu przez cały tydzień ani widu ani słychu po tobie. - z nieco zasmuconą buźką spojrzała w dół - Pod ziemię się zapadłeś czy tyle ci zeszło w tej ukrytej wiosce naszych pobłogosławionych braci i sióstr. Karlik mi wspominał, żeś ruszył im z pomocą. - nawiązała delikatnie do informacji jakimi podzielił się z nią ich zaopatrzeniowiec - Mówił również coś o potrzebie zorganizowania punktu przesyłowego i głodzie panującym u nich. - splotła ręce na powabnie wyglądającej klatce piersiowej - Może uda mi się coś na to poradzić. Myślę że byłabym w stanie znaleźć miejsce, w którym pewna traperka pozostawiałaby upolowaną zwierzynę. Zaś ty bądź, któryś z leśnych kultystów by ją odbierał i oprawiał na miejscu a następnie odsyłał do mnie pięknie przygotowane do dalszej eksploatacji skóry tak bym ja mogła je spieniężyć pozyskując środki na dalsze opłacanie tego procederu. - skończywszy zaczerpnęła spory haust powietrza, gdyż mówiła na bezdechu jednym ciągiem - Wracając zaś do mojej sprawy. Te twoje węglarzyki działają mi ma nerwy. Weźmiesz się w garść i ruszysz łaskawie do nich swoje cztery litery. - Ver następnie dość energicznie gestykulując opowiedziała o ostatnim spotkaniu z Normą oraz Dimitrijem i jego grupą - Chyba rozumiesz, że nie ma sensu się sprzeczać a ja wierze, że wszystko uda się załatwić polubownie. Bez niepotrzebnych OFIAR. - dość wyraźnie zaakcentowała to ostatnie słowo spoglądając spode łbą na powykręcanego znajomka ze zboru.


---

Zbór; część wspólną

Po uroczystej wieczerzy przyszła pora na obrady związaną z wyznaczonym im przez Starszego celem. Wpierw więc zaczął mowę sam przywódca. W kilku zdaniach podsumował to czego udało się dokonać. Następnie zaś oddał głos Karlikowi i Silnemu, którzy w tym tygodniu zajęci byli dostarczeniem wina do okrytego złą sławą przybytku. Nikt im nie przerywał chociaż w momentach, w których to wyznawca Boga Czaszek zaczynał mówić to na twarzy Łasicy rysował się grymas złości i niezadowolenia. Ich sukces wyraźnie ucieszył szefa mimo, że spod okrywającej jego twarz maski ciężko było dostrzec uśmiech. Jednak w skład kultu nie wchodzili tylko oni dwaj. Tak więc kiedy skończyli. Tajemniczy mężczyzna zasiadający u szczytu stołu spytał pozostałych czego udało się im dowiedzieć bądź dokonać.

Ver nie widząc zbyt wielu chętnych do zabrania głosu podobnie jak to miało miejsce w tamtym tygodniu sama wstała i zaczęła swój monolog.

- Ja również coś mam. - była wyprostowana odczuwając na sobie spojrzenie guru - Jeżeli chodzi o tych klawiszy i tego pieprzonego hycla to jeszcze nad tym pracuje ale sprawy mają się dobrze. Wolę jednak zrobić coś od początku do końca. - niejako słowem wstępu nawiązała do swojej części zadania - W każdym razie na terenie kazamat osadzone są jednak dwie kobiety. - sprostowała - Jedna to jakaś niemota ale z widocznym błogosławieństwem spaczenia i to jej zatrzymanie najprawdopodobniej widziała Łasica. - ciągnęła dalej temat jej zeszłotygodniowych spostrzeżeń - Druga zaś to chyba ta, której szukamy. Zamknięta jest w głębszej części kazamat, do której tylko niewielu ma dostęp. Wzbudza strach i niestety tylko tyle na jej temat udało mi się dowiedzieć. - przyznała z żalem w głosie i smutkiem na twarzy.

- W każdym razie. Jednym z tych, którzy widują poszukiwana przez nas kobiete jest Buldog. - wróciła do wątku strażników - O nim też coś zasłyszałam. Mianowicie Buldog jako brygadzista nocnej zmiany raczej stronił od wspólnego biesiadowania ze swoimi podwładnymi i raz czy dwa widziano go w "Czerwonej sukience" ale widocznie był to lokal przekraczający jego możliwości finansowe. - zadumała chwile wbijając wzrok w Starszego - Aaaa… i potwierdziły się informacje co do gwałtów na osadzonych. Widocznie słówko, które na ten temat szepnęłam do ucha tych gołebiareczek poskutkowało, bo Buldog kazał trzymać swoim parobom ręce przy sobie pod groźbą kastracji. - delikatnie spojrzała na Kornasa a następnie wybuchła gromkim śmiechem - Więc może warto raz jeszcze zwrócić się do tych samarytanek szczególnie, że jedna z nich jest raczej słabej wiary i miękkiego serca, w które wdarło się zwątpienie ale i żal a to daje nam pole do popisu. - lisi uśmiech i chytre spojrzenie aż nadto zdradzało zamiary Versany.

- A i jeszcze ta Leona skoro już mowa o płci pięknej. - postanowiła napomknąć a propos jedynej kobiecie spośród wszystkich strażników - Choć jej piękną nazwać raczej nie można. Nie ma oka i nosi w tym miejscu opaskę a przez pół twarzy biegnie jej wielka blizna. Kawał starszej baby, która czasami zagląda do "Sierpa i młota" upijając się zazwyczaj tak bardzo, że koledzy muszą ją transportować do domu. - uśmiechnęła się szeroko spoglądając to na Aarona, to na Łasice, to na Silnego aż wreszcie wróciła wzrokiem na Starszego - Wąż zaś bardzo miłuje tych u których umiaru brak. - nie nawiązała do nikogo bezpośrednio dało się jednak wyczuć co i kogo ma na myśli - czekała chwilę spodziewając się jakiegoś komentarza czy obruszenia lecz jej towarzysze milczeli - Pozostał jeszcze hycel. Jego jednak zostawiłam sobie na deser. Mam pewien interes z Czarnym i kobieca intuicja podpowiada mi, że ten ratuszowy etatowiec może być dla niego niewygodnym… hmmm… elementem - białe ząbki lśniły w nikłym świetle świec zaś palce wybijały stukając w miarowym tempie o blat stołu - Wróg mojego wroga jest moim przyjacielem. - zachichotała - A w każdym razie powinien być.

Knoty tliły się powoli mocno kopcąc i wypełniając powietrze specyficznym zapachem topionego łoju i palonej nafty. Wszystko jednak było lepsze niż aromaty Strupasa. Ku zdziwieniu Versany nikt jej nie przeszkadzał. Wszyscy zgromadzeniu siedzieli w milczeniu obserwując uważnie mówczynie. Ta zaś widząc to wszystko postanowiła nie ustępować miejsca następcy i kontynuować swoje "śledztwo" związane z misją jaką powierzył im Starszy.

- Mam jeszcze jedno. - zaczęła raczej ściszonym tonem, który z czasem jednak nabierał na sile - Sporo myślałam a propos tych kazamat, tego jak się tam dostać i jak stamtąd prysnąć i jedna rzecz mi do głowy przyszła. - zrobiła przerwę podsycając atmosferę niecierpliwości - Kanały. - rzuciła a następnie przybliżyła zgromadzonym swój pomysł. Nie pominęła żadnego szczegółu. Opowiedziała o Trójhaku i Starym Franzu. O tym, co z nimi ustaliła, ile by to kosztowało, jakby ta współpraca miała wyglądać i tym podobne. Podzieliła się również swoimi obawami związanymi z jednorękim kanalarzem.

- I niby sama Rosa de la Vega mi go poleciła. - zmarszczyła czoło - To we mnie obudził pewnego rodzaju obawy. Kilka lat temu miasto huczało sprawą sióstr 3G. Niby wszystko ucichło bo wskazano winnego i ofiary. Jednak nigdy nikogo spośród nich nie odnaleziono. - zaznaczyła - Sam Trójhak zaś zna kanały jak własną kieszeń. Znał również tego podejrzanego o porwanie i morderstwo sióstr typa a gdy zapytałam o jego imię to wymienił zupełnie inne niż wszyscy pozostali z którymi o tym rozmawiałam. - podparła brodę jedną z dłoni - Nie ma ręki a zamiast niej protezę od której pochodzi jego pseudonim. Całe życie spędził pod ziemią w tym smrodzie a nie potrafi powiedzieć nic konkretnego na temat ludzi, którzy tam zaginęli. - zaczęła kiwać głową - Jakiś głos w środku mi mówi, że jest z nim coś nie tak. Nie zmienia to jednak faktu, że zna tamta część miasta i zgodził się nam pomóc. - skończyła patrząc uważnie po zgromadzonych i czekając na jakąkolwiek reakcję z ich strony.

- Kanały powiadasz? I ten Trójhak się na nich zna? Ooo… To bardzo ciekawe. - Starszy widząc, że poza Versaną jakoś nikt nie kwapi się do pochwalenia się informacjami o kazamatach chętnie wysłuchał co ta ma o nich do powiedzenia. Słuchał chodząc powoli wzdłuż stołu z rękami na plecach i czasem zatrzymując się gdy coś go zaciekawiło w opowieści młodszej kultystki. Potem znów wznawiał swój marsz i gdy zaczął mówić robił tak samo. Chociaż pomimo maski na twarzy zdradzał zainteresowanie tym co ona mówiła.

- Ciekawe, ciekawe… Kto wie? Może okaże się, że ta podziemna trasna nam się przyda. Zawsze to jakaś dodatkowa droga do albo z tego parszywego miejsca. - uniósł do góry palec na znak, swojego zadowolenia i by podkreślić, że dostrzega potencjał tej możliwości.

- Bardzo dobrze się spisałaś Versano. To dobry trop, podążaj nim dalej. - podobnie jak niedawno Karlika i Silnego teraz pochwalił czarnowłosą wdowę wyrażając swoją aprobatę i zadowolenie z jej inicjatywy. - Zostawiam to w twoich rękach moja droga. Dogadaj się z tym Trójhakiem, wysłuchaj co ma do powiedzenia. Pozwól mu się wykazać, niech działa po swojemu, idź mu na rękę jeśli by czegoś potrzebował. Przynajmniej na razie. Taka marchewka. Jeśli będzie przeciągał sprawę czy coś kombinował to okazja na zastosowanie kija jeszcze przyjedzie. A na razie marchewka. Zresztą to pewnie wymaga przygotowań. Lepiej by widział w tobie kogoś życzliwego i wyrozumiałego co mu powala działać wedle uznania. Jeśli to ambitna osoba to powinno go to zmotywować. Jeśli leniwa no to jak mówiłem, na kij jeszcze przyjdzie czas. Ale to tylko moje sugestie moja droga, nie znam tego człowieka więc będziesz musiała głównie polegać na swojej ocenie sytuacji. Ale widząc jak sobie radzisz wierzę, że postąpisz właściwie. - zamaskowany mężczyzna mówił szybko widocznie mając wprawę i sprecyzowane myśli jak uważał, że należy postąpić w takiej sytuacji. Ale ostateczną metodę postępowania zostawił Versanie.

- A z tymi strażnikami, to tak, dobrze, że ktoś się tym wreszcie zainteresował. - pokiwał głową zerkając na biesiadników by dać znać, że nie byłoby źle gdyby i reszta zboru coś podziałała w tej sprawie.

- Ta Leona jak jest jedyną strażniczką chyba powinna być łatwiejsza do zidentyfikowannia. Zwłaszcza z tą opaską i resztą. Ten Bulldog i reszta, też może coś by się udało. Może przekupić? Upić i się czegoś dowiedzieć? Poflirtować? Musimy dowiedzieć się jak najwięcej o tych kazamatach, strażnikach i więźniach. Gdzie są te wewnętrzne lochy? Jak się do nich idzie? Kto ma prawo tam chodzić? I tak dalej. Każda informacja może się okazać kluczowa. - Starszy podkreślał to, że liczy na cały zbór. To, że każdy jakoś dołoży swoją cegiełkę do tego by rozgryźć skok na te kazamaty. Każdy z ich grupy był inny, miał inne możliwości, charakter i metody działania. I tego różnorodnego wachlarza mogli użyć do osiągnięcia wspólnego celu.

- Na razie trudno coś planować jak odbić naszą siostrę z tych lochów. Ale albo jakoś trzeba będzie się tam dostać wozem przez główną bramę skoro dzięki chłopakom uzyskaliśmy taki dostęp. Albo jeśli Versanie uda się z tym Trójhakiem i kanałami to pod ziemią. Może jakaś przebieranka z nowymi strażnikami? Tak czy inaczej będziemy pewnie musieli dostać się do tych wewnętrznych lochów, odnaleźć i wyciągnąć naszą siostrę a następnie wydostać się na zewnątrz. Najlepiej bez robienia afery. Bo za mało nas jest aby walczyć z całą twierdzą. - Starszy staną przed środkiem stołu i uważnie popatrzył na wszystkich swoich podopiecznych by dać znać, że liczy na ich pomoc i współpracę.

- Ja mogę zająć się tym flirtem i upijaniem. Znów mogłabym odwiedzić ich bramę któregoś wieczoru. Po ostatnim razie to raczej rozstaliśmy się w przyjaźni. - Łasica odezwała się pierwsza zgłaszając swoją chęć niesienie pomocy. I to w taki sposób jaki lubiła najbardziej. Celowo posłała Silnemu prowokujące spojrzenie.

- A co to da? Jak znów da im dupy? - Silny prychnął chociaż pod bacznym okiem mistrza w mocno stonowany sposób niż jak niedawno za pierwszym razem.

- Może to, że jak poproszę ich o nocną wycieczkę po tych strasznych lochach to mnie oprowadzą? Przy okazji mogłabym powiedzieć coś o drzwiach i kratach. Bo jak ktoś się nie zna to w biały dzień będzie godzinami oglądał i nic mu to nie powie. - łotrzyca nie omieszkała próby pomniejszenia osiągnięć kolegi w ich odwiecznej wojnie pomiędzy sobą. Ten zjeżył się na ten przytyk ale oboje znów powstrzymał Starszy.

- Właśnie o to chodzi. I oszczędź sobie moja droga tych niestosownych uwag. Silny ma inne talenty niż ty. A gdyby udało ci się namówić strażników na taki spacer byłoby świetnie. Silny już jest im znany jako nowy dostawca więc zostawmy go przy tej roli. - tym razem lider grupy poparł Silnego strofując przy tym koleżankę by darowała sobie te złośliwości. Oboje więc powstrzymali dalej swoje naturalne zapędy do kłótni.

- A ty Silny postaraj się zwrócić uwagę przy następnej wizycie na to ilu jest strażników. I gdzie. Policz ich. Jak są ubrani? Tak samo jak ci przy bramie? I w kuchni jest jakaś służba? Zagadaj z nimi. Kim są, gdzie ich można spotkać po pracy. Umów się z nimi jak dasz radę. Po prostu dowiedź się czegoś o nich. Jak są w kuchni to widocznie mogą jakoś wchodzić do twierdzy. Może łatwiej będzie się dostać i wydostać tym sposobem zamiast przebierać się za strażnika? - mistrz mówił z pasją wskazując podopiecznym kolejne drogi i możliwości. Jedna informacją jaką przyniósł Silny z ostatniej wycieczki do wnętrza kazamat dawała nowe możliwości.

- Ja mogę jeszcze spróbować hycnąć za mur i się rozejrzeć. - przypomniała Łasica o swoich wcześniejszych propozycjach osobistego rozpoznania obiektu.

- Tak, tak… Ale może na razie to sobie darujmy. Jak cię ktoś wykryje wewnątrz może to wzbudzić ich czujność a jak cię złapią to już w ogóle. Póki nam się nie pali pod ogonem to na razie to sobie darujmy. - zamaskowany lider pokiwał głową na tą propozycję włamywaczki zostawiając sobie tą opcję jako rezerwę. Dziewczyna zaskakująco zgodnie pokiwała głową na znak, że przyjmuje tą decyzję bez oporów.

- No ja bym mógł coś. Mogę się podszyć pod kogoś. Będę wyglądał jak on. Ale to tylko wygląd. Albo jakiś przedmiot. Że będzie wyglądał jak inny. No trochę mogę. Ale to jak się skoncentruję i wszystko pójdzie dobrze. A nie zawsze wychodzi. - Aaron widocznie poczuł się wywołany do odpowiedzi bo też coś wymruczał jak mógłby się przysłużyć wspólnej sprawie. Ale jak się go mistrz dokładniej wypytał to okazało się, że mógłby przybrać czyjś wygląd ale tylko na parę chwil. Dość krótko. Więc na całą wizytę by nie wystarczyło. Raczej na kluczowy moment. No i głos zostawał jego własny i nie wiedział tego co postać pod jaką by się podszywał. Poza tym musiałby z tym zwlekać prawie do ostatniej chwili a wynik, jak to ze Sztuką bywało, był dość niepewny. Na wyczucie magistra to jak rzut monetą. Trudno więc było liczyć na to jak na jakiś pewnik no ale zawsze to jakaś opcja była. Lepiej to wyglądało z tymi przedmiotami bo to jakby się udało to trzymało nawet kilka godzin. Więc powinno wystarczyć na jakąś wizytę. Dzięki tej sztuczce jakiś miecz mógł wyglądać jak kawał zardzewiałego pręta lub podobnie. Albo włócznia jako zwykły kostur. Mogło to pomóc przemycić coś do kazamat. Chociaż co to już magister nie wiedział tak tylko rzucił luźną propozycję.

Tak jak chwilę wcześniej zgromadzeni dali na spokojnie wypowiedzieć jej swoją kwestie tak Ver teraz pokornie czekała aż reszta skończy. Wszak każdy z nich mógł mieć jakiś wart uwagi pomysł bądź komentarz.

Bardzo schlebiał jej fakt iż przywódca ich zgromadzenia z tak wielką aprobatą pochwalił jej zaangażowanie i wysiłek jaki włożyła w pastę w ich wspólnej sprawie. Motywowało ją to dalszego działania a w połączeniu z radami jakimi wspierał ich Starszy dawało dość jasny plan działania na kolejne dni.

W końcu jednak każdy dorzucił swoje przysłowiowe parę groszy więc i Ver mogła ponownie zabrać głos by niejako podsumować wszystkie dotychczasowe ustalenia.

- Wasze opinie z pewnością przydadzą się w osiągnięciu wspólnego sukcesu. - nikt jej dziś nie zaszedł za skórę nie miała więc powodu by być niegrzeczną - Z mojej strony mogę zobowiązać się do dalszego infiiltrrowania strażników oraz rozpoznania sprawy związanej z kanałami. - wskazała na siebie palcem w trakcie przemówienia - Potrzebowałabym jednak pomocy z waszej strony. Wpierw w rozpoznaniu tego Trójhaka. Niestety ja, Kornas i Aaron jesteśmy spaleni. - brunetka następnie przybliżyła postać samego kanalarza.

- Druga sprawa to pytanie do samego Aarona. - skierowała wzrok na potarganego maga - Czy jeżeli zaczarujesz jakiś przedmiot aby wyglądem uchodził za inny. - zmarszczyła brwi starając się pojąć nie do końca jasny dla niej temat - To czy tego przedmiotu może używać każdy z nas?

- Tak, raczej tak. Czar trzyma z jeden dzwon, może dwa. Przez ten czas przedmiot będzie wyglądał trochę inaczej. Ale dalej będzie dość zbliżony do tego jaki jest naprawdę. Więc włócznia jako miecz czy nóż nie przejdzie. Ale jako kostur już ma szansę. - rozczochraniec odpowiedział po chwili mrużenia spuchniętych oczu i zastanawiania się nad tym pytaniem.

- A ten Trójhak to jakiś przystojniak? - Łasica skorzystała z okazji i uniosła rączkę w góry by zadać pytanie o drugą rzecz o jaką zagaiła koleżanka.

- A jakby tak stworzyć kopie tego glejtu? - patrzyła na Aarona, pytanie jednak dotyczyło chyba wszystkich kultystów.

- Jeżeli śmierdzącego kanałem jednorękiego kalekę można nazwać przystojniakiem to tak. - zaśmiała się - Chociaż kto wie co potrafi tą swoją protezą. - rzuciła dwuznacznie - A co masz chętkę na taką fantazję?

- Ojej, kanały? Fu! - Łasica skrzywiła się z niesmakiem na znak, że co jak co ale za takim brzydkimi, brudnymi i śmierdzącymi miejscami zdecydowanie nie przepada. Spojrzała strapiona na Aarona ale ten widocznie jeszcze się zastanawiał nad tym glejtem i resztą.

- Naprawdę śmierdzi kanałami? No ostatecznie bym mogła się poświęcić dla sprawy. Albo połazić za nim bez bezpośredniego kontaktu. Ale jak mam iść z kimś do łóżka to wolałabym z kimś atrakcyjnym albo chociaż nie śmierdzącym. Już bym wolała z jakimś grubym kupcem niż brudnym śmierdzielem. - przyznała z ciężkim sercem. Wydawała się być na rozdrożu pomiędzy chęcią pomocy i ciekawości łóżkowych spraw z nową osobą a niechęcią do rysopisu jaki przedstawiła koleżanka.

- Z glejtem nie próbowałem. Niby powinno się dać. Ale musiałbym mieć jakiś na wzór. Poza tym różnie może być z detalami. Taki glejt to ma małe literki, jakiś herb czy co. Dużo małych detali. A ten czar to zwykle jakiś mieczy czy nóż sprawia by wyglądał lepiej albo gorzej. Wtedy nie jest ważne co na nim dokładnie jest. Nie ma detali. A nawet jak są to dowolne. Tutaj jakby podszyć się pod taki glejt to jak już ktoś go zna to wie jak on wygląda. - Aaron w tym czasie zebrał się w sobie i jak na swoje możliwości, w nieco powolny i toporny sposób ale przedstawił całkiem obszerną wypowiedź.

- A może ta Leona? Ładna jest? Albo chociaż średnia? Jakby lubiła z dziewczynami to ja nie mam nic przeciwko brutalnym strażniczkom. Zwłaszcza wieczorami jak już mam wolne po służbie. - Łasica znów skorzystała z przerwy i spróbowała z nieco innej strony. Tym razem jakby przypomniała sobie o strażniczce z kazamat o jakiej wcześniej mówiła Versana.

- W takim razie lepiej z tym glejtem nie kombinować. - odparła zdecydowanie niezadowolona - To zbyt delikatna sprawa. Dobrze jednak wiedzieć czym dysponujemy. - zadumała krążąc nieco po omacku po świecie magii - Co potrafisz jeszcze? Zmniejszyć, któregoś z nas rozmiar albo sprawić byśmy widzieli w ciemności?

- Leona? Hmmm… Jakby to powiedzieć. - zadumała szukając odpowiednich słów - Gdyby była chłopem może uchodziłaby za przystojniaka o ile ktoś lubi bezokich chlejusów. - zaśmiała się w związku z kolejnym nietrafionym tropem przyjaciółki - Ja niestety mam raczej związane ręce póki Ida poszła do lamusa. Właśnie. Jak wygląda kwestia moich peruk?

- Sprawa jest w toku. - Karlik odezwał się krótko i na temat nie ciągnąc dalej tego tematu.

- A ja to nie wiem. Od rana jestem z tobą. Może jutro pójdę to się dowiem. - Łasica rozłożyła rączki na znak, że się nie rozdwoi a na dzisiaj miała całkiem inne priorytety niż latanie po mieście za jakimiś perukami.

- Zmniejszyć to nie. Mogę udawać kogoś innego. Ale tylko wygląd. I na krótko. I musiałbym widzieć tą osobę jakbym miał podszyć się pod kogoś innego. Mogę kogoś zmotać. Ale to nigdy nie wiadomo jak ktoś zareaguje. Czasem stoją jak słupsoli, czasem zaczynają uciekać z wrzaskiem a czasem komuś mogą dać po gębie. Trudno wyczuć. I to raczej na jedną osobę tylko. Albo sprawić, że ktoś zapomina daną chwilę. Ale też nie zawsze się udaje. Zwłaszcza jak ktoś ma silny charakter. - Aaron znów po krótkim namyśle przedstawił swoje niezwykłe talenty byłego magistra sztuk tajemnych. Chociaż mówił jakby sam do końca nie był pewny ich efektu. Zresztą nie używał tych talentów zbyt często trudno było przypomnieć sobie by kiedyś któregoś użył przy kolegach i koleżankach kultu.

- Wiesz Ver chyba mimo wszystko bym wolała zaryzykować pójście do łóżka z tą Leoną niż tym z protezą. Ale bym więcej powiedziała jakbym widziała jedno i drugie. A właściwie co masz do tego Trójhaka? Dlaczego chcesz go śledzić? - jak tylko Aaron skończył do głosu znów doszła Łasica. Nie znała ani kanalarza ani strażniczki kazamat więc trochę mówiła w ciemno. Ale i niezobowiązująco z tą łóżkową opcją. Za to bardziej chciała wiedzieć czego Versana oczekuje i spodziewa się po tym śledzeniu jednorękiego.

Pokiwała głową na znak zgody i tego, że przyjęła do wiadomości. Nie wiadomo jednak było kogo się tyczy ta reakcja.

- Hmmm… - zadumała następnie nie spodziewając się niemalże jednoczesnej reakcji trzech członków zboru - Wolę po prostu wiedzieć na czym stoję. Z resztą przezorny zawsze ubezpieczony. Lepiej dmuchać na zimne. - zogniskowała swoje spojrzenie na kochance - Szczególnie, że nie na co dzień ktoś próbuje włamać się bądź zbiec z kazamat. - Ver następnie spojrzała to na Karlika to na Starszego - A co gdyby to wino czymś doprawić? Mamy chyba w swojej rodzince kilku specjalistów od eliksirów i tym podobnych specyfików. - zdecydowała się poruszyć kolejny z pomysłów związanych z misją ratunkową na terenie jednego z bardziej znienawidzonych przez kultystów przybytku w mieście.

- Na razie nie będziemy się wychylać. Musimy rozpoznać teren. Jak co rozegrać to będziemy myśleć jak będziemy więcej wiedzieć. Teraz nawet nie wiemy co oni dalej robią z tym winem. Może będą go używać następnego dnia. A może za kilka miesięcy. Nie wiadomo też jak rozlewają to wino, co trafia do więźniów a co do strażników. Dlatego na razie nie. Darujemy sobie takie rzeczy. Za mało wiemy. A jak się sprawa rypnie to nowy dostawca będzie podejrzany w pierwszej kolejności. - Starszy miał zdecydowane zdanie w tej sprawie. I nie wyraził zgody na takie sztuczki. Wynik wydawał mu się zbyt losowy i niepewny w stosunku do ryzyka.

- Tą Leoną ja się mogę zająć. Spić ją. Walnąć w łeb, związać, przesłuchać. Zaciukać jeśli trzeba. Mogę wziąć Gerharda do pomocy. Tylko nie wiem jak ona wygląda. - Silny odezwał się po raz pierwszy od jakiegoś czasu. I też chyba chciał się jakoś wykazać w sprawie kazamat. Zwłaszcza, że nie jeździł tam codziennie a nawet taki wyjazd nie zabierał mu całego ani nawet pół dnia. Proponował jedna bezkompromisowe rozwiązanie jakiego chyba można się po nim spodziewać.

- Tępak z ciebie. Jak ją zaciukasz to nie będzie można z nią pójść do łóżka. Poza tym inni strażnicy mogą zrobić się czujniejsi. Zaczną chodzić do domu parami czy co. - Łasica nie mogła sobie darować by z miejsca nie odwzajemnić adwersarzowi wcześniejszych złośliwości.

- Nie wszystkie zadania polegają na dawaniu dupy w bramie! - Silny zaperzył się z miejsca znów traktując uwagę łotrzycy bardzo osobiście.

- A może właśnie na tym! Mam nadzieję, że następnym razem ta Leona też tam będzie! To jak będzie chciała to jej też dam dupy! Ale na pewno nie tobie! - Łasica wykrzyczała swoje emocje jakby wreszcie znalazły ujście i ją poniosło. Wstrzymywali się z wzajemnymi roszczeniami i oskarżeniami cały wieczór ale wreszcie korek wypadł z beczki i złośliwości trysnęły strumieniem.

- Dość! Dość tego! Wystarczy! - Starszy uderzył dłonią w stół przywołując spokój kłótni która rozpoczęła się tak znienacka, że nawet on nie zdążył zareagować. Gromił spojrzeniem warczącego psa i syczącą kotkę. Ale jego autorytet znów przeważył i chociaż oboje dąsali się jak para skarconych przez rodzica uczniaków to jednak nastał wymuszony pokój.

- Tak. To może z tą strażniczką niech się wypowie Versana. Chyba z nas wszystkich najlepiej zna temat. - mistrz próbował się uspokoić i wskazał na czarnowłosą kultystkę by jakoś skierować uwagę wszystkich w tą stronę.

- Jej nie ma co pytać. One się dogadały, jasne, że weźmie jej stronę. - burknął cicho Silny dając znać, że nie wierzy w bezstronność dwóch koleżanek co jawnie się adorowały nawzajem.

- Silny zaoferował swoją pomoc. Jak wspomniała Łasica drastyczne rozwiązania mogą wzbudzić niepotrzebną czujność. Ale z drugiej strony jak rozumiem Silny dotąd nie interesował się tą sprawą. Co może być jego atutem. Co o tym myślisz Versano? - lider niejako próbował pogodzić obie strony i pójść na kompromis rozsądku i pojednania. Spojrzał na czarnowłosą podwładną co ta o tym wszystkim sądzi.

- Hmmm… - Versana ponownie zamruczała w zamyśleniu. Nie spodziewała się iż Silny zaoferuje jej swoją pomoc. Szczególnie, że wiedział o tym w jakich stosunkach żyje ona z kultystką, której otwarcie nie darzył zbyt ciepłym uczuciem.

- Schlebia mi twoje zaangażowanie. - zaczęła łagodnie - Uważam jednak, że kogoś takiego jak ty stać na coś więcej niż podstarzałą, jednooką babe. - wiedziała, że nic tak nie działa na mężczyzn jak podbudowywanie ich ega - Skoro jednak tak łakniesz strachu u ofiary i ewentualnego rozlewu krwi co byś powiedział na tego hycla? - węszenie wokół niego nie było dla Ver zbyt wygodne ze względu na zapewne jego dość bliską współpracę z jej adoratorem podręcznikiem Finkiem - Powęszyłabym dla ciebie i twojego przyjaciela wokół niego wystawiając wam go później na tacy. Co powiesz na takie rozwiązanie? - rzuciła zaczepne spojrzenia w kierunku wyznawcy Boga Czaszek wiedząc iż odmowa z jego strony uszłaby za oznakę tchórzostwa na co ktoś taki jak on nie mógł sobie pozwolić - Wydusiłbyś z niego wszystkie potrzebne nam informację na koniec skracając go o głowę. - uśmiechnęła się złowieszczo - Jego czerep stanowiłby piękną ozdobę na tronie samego Khorna. Nie uważasz?

- Chwileczkę o kim mówisz moja droga? O jakim hyclu? - Silny wydawał się nawet trochę zaciekawiony tym co mówiła koleżanka ale zanim zdążył odpowiedzieć wtrącił się ich mistrz chcąc wiedzieć o kim mowa. Zwłaszcza jeśli chodziło o mokrą robotę.

- O Hetzwigu naturalnie. - odparła unosząc brwi i kiwając głową - Ma dojścia, ma glejt. Jestem pewna, że sporo wie. Czarnemu z resztą też pewnie byłoby na rękę gdyby ten ratuszowy głupek zniknął więc chętnie zapewne mi wyśpiewa wszystko co o nim wie. - uchyliła rąbka tajemnicy.

- Czarnych nie sam sobie załatwia swoje sprawy. - odparł krótko mistrz dając znać, że sprawy lidera półświatka uważa za odrębne do tych jakie mają tutaj w zborze. Przynajmniej w tej sprawie.

- I mówisz o Hetzwigu tak? - Starszy zamyślił się sięgając dłonią do dołu swojej maski jakby odruchowo chciał się podrapać po brodzie. Skończyło się na tym, że w geście zastanawiania się złapał się za ten dół maski i tak trzymał pewnie nie do końca zdając sobie z tego sprawę.

- To nie może być głupiec skoro odniósł tyle sukcesów. Nie wszystko może być tylko dziełem stugębnej plotki o bohaterze z ratusza. - doszedł w końcu do wniosku ich lider. Silny zmarszczył brwi jakby miał kłopot jak odczytać słowa ich lidera. Zerknął więc na pozostałych kolegów i koleżanki.

- Znaczy może być zbyt bystry by go po prostu zaciukać w zaułku? - zapytała Łasica też mając chyba ten sam kłopot co jej umięśniony adwersarz.

- Co za kłopot? Podejdę go, zdzielę w łeb aż się nogami nakryje i tyle. Żadna filozofia. - Silnorękiego widocznie uwaga miłośniczki Węża pobudziła do riposty wyrażając chęć prostego i szybkiego rozwiązania problemu.

- Tak, tak, zapewne. Ale jak nie będzie sam? Wiesz gdzie go zacząć szukać? - Starszy szybko odparł jakie widzi możliwe trudności. Podwładny po chwili wahania ruchem głowy przyznał, że nie bardzo wie gdzie ten Hetzwig na co dzień przebywa. - No właśnie. To by trzeba popytać. A jak mu życzliwi doniosą, że ktoś o niego pytał? Wiesz jak wygląda? Czy też musiałbyś dopytać? - Silny znów niechętnie musiał przyznać, że jednak w detalach to nie jest tak całkiem proste z ciukaniem tego łowcy nagród w zaułku.

- Myślałem o tym. On ma glejt i wejście do kazamat. To dawałoby nam różne możliwości. - Karlik odezwał się ze swojego miejsca przy stole.

- I co wymyśliłeś? - mistrz wydawał się być zainteresowany przemyśleniami ich bankiera i logistyka. Zwykle miał całkiem rzeczowe podejście do spraw tego świata i warto było go chociaż wysłuchać.

- Może by go wynająć? - zapytał grubas patrząc na zwierzchnika. Ten lekko poruszył głową i dał znać, by kontynuował. - Wynająć do jakiejś sprawy. Jakieś śledztwo, odbić kogoś, odnaleźć. W końcu to najemnik. Dać mu jakieś zajęcie. Ja mogę wyasygnować jego honorarium. Tylko nie wymyśliłem jakiegoś wiarygodnego pretekstu. No i do tej pory o nim nie rozmawialiśmy. - Karlik przedstawił swój jeszcze dość luźny pomysł w sprawie łowcy nagród. Zrobił się nieco gwar gdy wszyscy w ten czy inny sposób próbowali się jakoś ustosunkować do tego wszystkiego.

Ver słuchała swojej braci. Miała wrażenie, że przed chwilą zaproponowała jak dojść do hycla. Widocznie jej plan zdał się dla ich szefa zbyt przyziemny i zbyt łatwy do przewidzenia. Postanowiła się jednak upewnić. Choć z drugiej strony. Plan wynajęcia tego ratuszowego pachoła brzmiał równie ciekawie i nie jako wpisywał się w intrygancką naturę samej Ver.

- Nie rozpytywać więc o niego u Czarnego? - jak postanowiła tak zrobiła. Czuła się jednak nieco zmieszana.

- Mam wszak coś na czym mu zależy a on jakby to powiedzieć… Hmmm… - zadumała - Jego oferta jest już dla mnie nie aktualna. - uśmiechnęła się szyderczo spoglądając na wszystkich zgromadzonych.

- Jeżeli zaś chodzi o wynajęcie usług tego całego Hatzwiga. - podjęła pomysł - Może by tak upozorować porwanie mojej służki i dyskretnie nasunąć mu lokalizację w której można by ją znaleźć. - w jej sprytnej główce kreował się przebiegły plan - Na miejscu jednak czekałby na niego orszak powitalny. - w tym momencie wyraźnie spojrzała na najsilniejszego spośród zgromadzonych - Wtedy by go można było obić i porwać. Wcześniej zaś… - tym razem patrzyła na przemian to na Łasicę to na Sebastiana i Strupasa - …naszprycować by zamętać w jego zmysłach. - oczy znów zaczęły płonąć żywym ogniem - Z przetransportowaniem go też nie powinno być problemu. Znam wszak kilku jegomościów, którzy mogliby nam w tym pomóc. - oparła się rękoma o blat lustrując uwodzicielskim spojrzeniem po pozostałych czekając na ich reakcję.

- Ja bym wolała z Czarnym nie zadzierać. Źle kończą ci co mu podpadli. - Łasica uniosła nieco rączkę do góry by przykuć uwagę przyjaciółki. I miała minę jakby nie do końca była pewna co ta ma na myśli ale właśnie wolałaby nie podpadać księciu podziemia.

- Nie, nie, zapytać o tego Hetzwiga możecie. Czemu nie? Zwłaszcza jeśli macie chyba w planie się z nim spotkać. Może powie coś ciekawego o nim? Może udzieli jakiejś pomocy? Zapytać można. Ot jeśli sam ma z nim coś do załatwienia to nie ma co go wyręczać. - Starszy za to starał się wyprostować to co mogło wzbudzić wątpliwości w jego wcześniejszej wypowiedzi.

- Ale z tym podejściem i jakimś porwaniem może być. Tylko trzeba pamiętać, że to stary wyga w takich podchodach. Możliwe, że nie będzie sam. No i najpierw trzeba by rozpoznać jego i tam gdzie go można spotkać. - mistrz dostrzegł potencjał pomysły zapropowanego przez czarnowłosą kultystkę ale jednak nadal zdawał się z szacunkiem wyrażać o możliwościach ich potencjalnego przeciwnika. Wyglądało też na to, że to by cała akcja się szykowała jaka mogła zaanagażować część albo większość ich grupy.

- I jakby to miało chodzić o Brenę to trzeba by ją gdzieś przetrzymać. Ja mogę u siebie w swojej mysiej norce. - zauważyła i zaproponowała Łasica. A gościnę swojej nowej siostrze zaoferowała bardzo chętnie.

- Za dużo ceregieli. Ja bym poszedł, walnął go w łeb i by było po sprawie. - Silny mruknął cicho widząc, że ten dość prosty z początku pomysł załatwienia łowcy nagród teraz zaczyna się rozpływać jak kręgi na wodzie zataczając coraz szerszy zasięg.

- Dobrze na początek trzeba się czegoś o nim dowiedzieć. Gdzie jest, jak wygląda no i może czegoś jeszcze. Kto się tego podejmuje? - Starszy przeszedł do detali w tym planie. Bo i tak trzeba było zacząć od zasięgnięcia informacji.

- Znaleźć to chyba można dość prosto. W ratuszu chyba powinni mieć do niego jakiś kontakt. - odezwał się Karlik mówiąc jakby do końca nie był tego pewien ale tak mu podpowiadał rozsądek.

- A on jest przystojny? Jakby był to ja bym się chętnie nim zajęła. No ale przez tą moją pracę pokojówki to tylko wieczory i noce mam wolne. A jak już mam wolne to mamy też z Ver sporo planów na nadchodzące dni. - Łasica która tradycyjnie w ich grupie zajmowała się infiltracją znów się zgłosiła. Ale też głosiła mocno napięty plan zajęć na nadchodzące dni. Popatrzyła jeszcze na swoją partnerkę by sprawdzić jak ona się jeszcze do tego odnosi. W końcu jako kupiec miała większą swobodę w organizacji sobie dnia niż pokojówka.

- Ja i Łasica więc podpytamy o niego u Czarnego. - zgłosiła swoją kandydaturę w tej sprawie. Byłoby jej to na rękę. Wszak i tak nazajutrz miała się z nim zobaczyć.

- Czułabyś się źle gdybym następnym razem znów o ciebie zawalczyła? - rzuciła zadziornie przygryzając wargę i spoglądając na przyjaciółkę.

- Oh, Ver, ale nie musisz o mnie walczyć. Jestem cała twoja, od stóp do głów, i jestem do twojej całkowitej dyspozycji. - niespodziewanie zadziorne pytanie wdowy podziałało na łotrzyce jak afrodyzjak. Przybrała słodki ton czułej kochanki, objęła jej szyję ramieniem i delikatnie musnęła ustami jej usta bez skrępowania okazując swoje oddanie czarnowłosej partnerce. Ale ktoś tam chrząknął z kolegów dając znać by sobie za bardzo nie folgowały tak przy wszystkich więc chociaż dalej obejmowała van Drasen to zwróciła się do reszty.

- Tak, my będziemy się widzieć z Czarnym to możemy go zapytać o Hetzwiga. - potwierdziła słowa przyjaciółki w tej sprawie.

- Dobrze to może na razie wstrzymajmy się z działaniami przeciw łowcy. Poczekamy co dziewczęta przyniosą z rozmów z Czarnym. Tylko dobrze moje drogie byście dały znak jakoś wcześniej niż na następnym spotkaniu. A reszta bądźcie w pogotowiu, sprawdzajcie skrzynki. - Starszy przytaknął na ten pomysł na razie widocznie uznając, że zbyt mało wiedzą by podjąć jakieś zdecydowane działania. I odłożył sprawę póki nie zdobędą nowych informacji.

- Oczywiście. - odparła z naturalnym wdziękiem i klasą - Postaram się pozostawić więc informację zwrotną u naszego kapitana Kurta. Zabiore też dziś ze sobą kolejną ptaszynę. - dodała na zakończenie.
 
Pieczar jest offline  
Stary 29-12-2020, 10:07   #147
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Zbór; Versana, Starszy

- Znalazłyśmy wspólny język. - odparła krótko z uśmiechem na ustach na spostrzeżenie Starszego tyczące się jej i Łasicy - Co do eliksiru to zdaje sobię sprawę, że takich rzeczy nie da się kupić w pierwszym lepszym sklepie. - szli ramię w ramię - Jeżeli zaś chodzi o jego działanie to spisuje się doskonale a przy każdym kolejnym transie potrafię coraz lepiej kontrolować tamtejszą senną rzeczywistość i tak na przykład w przypadku Rosy... - Ver ze szczegółami opowiedziała o wspólnym transie z panią kapitan, Brena i Kamilą w roli głównej - Zaś jeżeli chodzi o młodą Froyę to… - również blond piękność miała swój akapit w tej opowiastce. Versana nie pominęła żadnego detalu związanego z tymi niecodziennymi nocnymi podróżami.

- Jedna rzecz jednak zaczęła mnie niepokoić. - zmarszczyła brwi na znak zakłopotania - Mianowicie zdarzają mi się niekontrolowane wizję… - w tym momencie brunetka opisał o tym co widziała i jak się wtedy czuła.

- Mhm. Tak, tak właśnie działa eliksir. Jak ma się więcej wprawy można do pewnego stopnia kontrolować to co się dzieje. Do pewnego stopnia. I to trochę jak to we snach. Krzywe zwierciadło naszej rzeczywistości. Dlatego zwykle spotykamy w takim śnie znajome mieszkania, domy i ulice oraz osoby. Ale te co znamy. Więc jak wyobraziłaś sobie ogród van Hansenów to dlatego, że tam byłaś. Ale jak nie byłaś w piwnicy czy na piętrze to pewnie nie udałoby ci się tam znaleźć. Albo to byłaby jakaś twoja projekcja. Co innego gdyby na przykład taka Froya czy Łasica tam były. Dla nich byłoby łatwiej wyobrazić sobie inną scenerię. Ale widocznie skoro przyśnił ci się ogród to dlatego, że miałaś z nim związanych najwięcej wspomnień i emocji. Taka kotwica. No i jak się dzieli z kimś sen to zwykle też jakieś wspólne miejsce. Tutaj spotkałyście się wszystkie trzy w ogrodzie więc całej trójce było najłatwiej tam się spotkać we śnie. - Starszy tłumaczył jakby miał w tym niezłą wprawę i wiedział o czym mówi. Słowa padały szybko a ton głosu był pewny. Można było odnieść wrażenie, że to jeden z koników mistrza albo przynajmniej świetnie znany teren.

- No i zwykle osoba przygotowana, ta co świadomie śni ten sen i zażywa eliksir ma największy wpływ na choreografię spotkania. Ale raczej nie jest to świadomy wybór. Jeśli na przykład śniłyście razem z Łasicą to pewnie spotkacie się w ostatnim miejscu gdzie się spotkałyście naprawdę albo takim w jakim zwykle się spotykacie. Tam gdzie macie odciśnięty najmnocniejsze echo w krainie snu. I jeszcze trochę zależy ile kto wypił dawki, kiedy zasnął, kiedy zaczął śnić. Jest wiele zmiennych dlatego lepiej dać się unieść fali niż walczyć z prądem. - dorzucił tonem i wyjaśnienia i porady. Nadal nie zmieniając tego zainteresowanego tonu tym tematem.

- I po części dlatego w tych snach zwykle wszyscy pojawiają się albo w tym czym zasnęli albo w tym co mieli na sobie w odtwarzanej scenie. Dlatego jak ktoś miał surdut to zwykle coś ma we śnie podobnego. A jak spał w nocnej koszuli to też jest w jakiejś nocnej koszuli. Ale jak wszystko w tych snach często jest wypaczone i zdeformowan ale raczej rozpoznawalne z oryginałem. - dodał na koniec z tymi objaśnieniami i zamyślił się nad tym co na koniec powiedziała jego uczennica.

- Więc siedziałaś a one były dookoła ciebie? Ciekawe. A Łasica też to śniła? Ciekawe czy Froya też. I skąd się wzięła Kamila? O ile rozumiem nie brała wówczas eliksiru? A Brena brała ale nie było jej w śnie z Froy’ą? - tego wątku chyba się mistrz nie spodziewał ale jak już o nim uczennica wspomniała to bardzo go zaintrygował.

- Z tego co wiem to tamtej mocy zażyłam go tylko ja, Łasica i Froya. - odparła rozwiewając wątpliwości guru w tej materii - Przy okazji wcześniejszego transu również spotkało mnie coś dziwnego teraz jednak nie jestem w stanie sobie przypomnieć co to było. - nieco zmarszczyła czoło a ton kipił niezadowoleniem - Sporo się ostatnio działo. - niejako starała się wytłumaczyć swoją niefrasobliwość - A może to wizja zesłana przez Pana? - zapytała w ten sposób jakby było to wyjątkowe wyróżnienia - Albo zwyczajny efekt uboczny częstego stosowania tego niezwykłego eliksiru?

- Całkiem możliwe. Nie możemy tego wykluczyć. Może to jakieś echo tego magicznego snu? Albo twój własny, zwyczajny sen? Szkoda, że tak niewiele zapamiętałaś. Postaraj się to zapisywać zaraz po przebudzeniu. Sny to niestety bardzo ulotna sprawa. Już przy śniadaniu i po jak szykujemy się do kolejnego dnia pamiętamy z nich niewiele. Dlatego najlepiej mówić albo zapisywać je na świeżo. - poradził w sprawie snu. Znów mówił z przekonaniem jak medyk przepisujący sprawdzoną receptę.

- I byłaś tam ty, Łasica, Brena, Froya i Kamila? Ciekawy zbieg okoliczności. Zupełnie jak kandydatki na twoją własną komórkę. Z tobą jako przewodniczącą. Ciekawa wizja. Może prorocza? Kto wie. Zwracaj na to uwagę. Jeśli to jakieś przesłanie od sił wyższych to może się powtórzy? Albo coś podobnego. I postaraj się to zapisywać bo to zawsze bardzo ulotna sprawa. - wizja wydawała się go ciekawić. Ale chyba było zbyt mało detali by mógł powiedzieć coś więcej poza tym zbiegiem okoliczności jaki dostrzegł.

- I dlatego to ty nam przewodzisz mistrzu. - to jedyne co cisnęło się jej na usta - Staram się jednak czerpać z twych nauk jak najwięcej. Są bowiem one dla mnie bardzo cenne otwierając mi oczy na wiele aspektów na które do tej pory pozostawałam ślepa. - sama nie wie jak do tej pory nie wpadła na tak trywialny pomysł.

- Na tym polega nauka moja droga. I współpraca. Wszyscy jesteśmy od siebie zależni. Każdy z nas ma jakiś dar albo talent jakiego nie ma nikt inny a sam w zamian jest pozbawiony czegoś innego. Dlatego nawzajem się uzupełniamy. I nie bądź dla siebie zbyt surowa, zwłaszcza w tej nowej dla ciebie dziedzinie. - Starszego chyba mile połechtało to pochlebstwo a może po prostu chciał jakoś pocieszyć i wlać otuchę w serce podopieczniej. Zmotywować ją do dalszych badań i doświadczeń w tej materii.

---

Szli przez chwilę w milczeniu. Starszy zdawał się nad czymś rozmyślać a Versana zabrać myśli i dobrać odpowiednie słowa by poruszyć temat dwóch młodych arystokratek. W końcu jednak zebrała się na odwagę i zaczęła. Na pierwszy ogień poszła Froya. Brunetka opowiedziała o wspólnej lekcji szermierki oraz o jej słabościach, westchnieniach i tęsknotach. Mówiła z wyraźnym zadowoleniem i dumą. Na twarzy zaś rozpromieniał jej uśmiech.

- Jeżeli zaś chodzi o Kamilę… - stwierdzając iż temat młodej van Hansenówny został wyczerpany płynnie przeszła do ciemnoskórej córki właściciela kapitanatu - …czuję, że jesteśmy ze sobą coraz bliżej. Staram się wychodzić na wprost jej oczekiwań oferując swoją pomoc w każdej materii. - Versana w kilku krótkich słowach streściła historie dotyczącą ją i Kamilę. Wspomniała o wspólnym śnie jak i propozycji namalowania nagiej Breny. Będąc zaś przy temacie swojej służki zdecydowała się również poinformować swojego przełożonego o postępach w procesie wcielania w ich szeregi rudej trzpiotki.

- Ciekawe, ciekawe… - mistrz szedł jak to miał w zwyczaju. Tym swoim spokojnym, spacerowym krokiem i z dłońmi złożonymi za siebie. - Widzę, że czynisz postępy w wielu sprawach. Dobrze, bardzo dobrze. Pomyśl jaka to by była zdobycz! Dwie najsławniejsze arystokratki w mieście! Froya van Hansen i Kamila van Zee! - powiedział z ekscytacją jakby demonstrował jakiś napis czy transparent nad ich głowami. - Tutaj! U nas! Na kolanach przed nami! - opuścił dłonie zdecydowanie niżej jakby wskazywał na klęczące przed ich obliczem postacie. - Jest coś o czym musisz wiedzieć moja droga. - nagle wziął ją pod rękę i ściszył głos prawie do szeptu jakby miał zamiar powiedzieć jej coś ważnego. - Myślałem ostatnio o tobie i twoich postępach w werbowaniu nowych członków. Przyznam, że nie jest zbyt dobrze jeśli grupa jest zbyt duża. W razie wpadki wszyscy wszystkich znają. I cały krąg się sypie. Dlatego bezpieczniej jest mieć kilka mniejszych grup które nie znają się między sobą. I tu właśnie widzę pole do popisu dla ciebie moja droga. Jeśli udałoby ci się zwerbować te dwie ślicznotki to myślę, że byłabyś odpowiednią osobą na przewodniczącą nowej grupki. Może oprócz Normy. O niej wszyscy tutaj słyszeli więc mam nadzieję, że do nas dołączy prędzej niż później. Ale ty, i może jeszcze Łasica bo i tak właściwie działacie razem. I nowo zwerbowane osoby. Myślę, że to dobry materiał na żagiew jaka rozpali nowe ognisko. Dlatego bym cię prosił byś nie rozmawiała z kolegami o ewentualnych nowych kandydaturach do naszego kręgu. - Starszy zdradził jakie ma plany na przyszłość względem Versany i tych potencjalnych kandydatek o jakich mu właśnie mówiła koleżanka. To co mówił oznaczało, że gdyby młoda wdowa odniosła sukces w tym werbunku to widziałby ją w roli podobnej do swojej. Dalej by mu podlegała ale jako szefowa własnej komórki cieszyłaby się sporą autonomią.

- Niezręcznie byłoby się dwóm grupom spotykać tutaj. Dlatego zawczasu pomyśl o jakimś ustronnym i bezpiecznym miejscu. Porozmawiaj z Łasicą ona zna miasto i jego mroczne zakamarki. Na pewno też umie ocenić czy jest to bezpieczna kryjówka. Nic pilnego ale miej to na uwadze i poza Łasicą lepiej o tym nie rozmawiaj z nikim. - poradził jej zawczasu aby przygotowała do tej roli także miejsce na nowy zbór.

- To dla mnie bardzo duże wyróżnienie. - odparła nieco zdziwiona kiwając delikatnie głową na znak podziękowania - Wezmę sobie twoje rady serca. Jeżeli zaś chodzi o przyszłe członkinie to poza tymi dwoma panienkami brałam jeszcze pod uwagę tą swoją służkę, bo zapowiada się ma bardzo sumienną i oddaną kultystkę. Z resztą pierwsze inicjacje mamy już za sobą. - przyznała mówiąc posłusznie ale i dumnie zarazem - Na dłuższą metę wraz z Łasicą pracujemy nad członkinią grupy tego łowcy Olega. Kilka spotkań mamy za sobą. Działamy z nią jednak wyjątkowo ostrożnie, bo poza wspólnymi orgiami, żaden inny pomysł jak ją podejść nie przychodzi nam do głowy. - mówiła równie cicho jak guru - Ona jest bardzo podejrzliwa nie chcemy więc zaliczyć wtopy. Zaś jeżeli chodzi o Norme. - wróciła na chwilę do tematu wojowniczki z północy - To mimo przyjemnej aparycji i wspólnej wiary to bliżej jej raczej do Silnego niż do mnie czy Łasicy. - zmarszczyła brwi zasmucając się delikatnie - Skoro jednak z nią zaczęłam to chcę sprawę doprowadzić do końca. Niestety przez nieznajomość języka kislevskiego doszło do pewnego nieporozumienia w związku z którym wystawiła jej zaufanie i cierpliwość na próbę. - przyznała widocznie niezadowolona z takiego obrotu spraw - Może ty byś mi mistrzu coś poradził? - spojrzała pokornie i pytająco na przywódcę.

- A z tymi szlachciankami jak mówisz no też ciekawa sprawa. - płynnie wrócił do tego o czym rozmawiali na początku. Wznowił swój marsz i tak szli obok siebie aż po raz kolejny dotarli do burty gdzie trzeba było zawrócić.

- A więc blondynka to taki generał w spódnicy… - zamyślił się nad tym co mu podwładna opowiedziała o tej szlachciance. - Lubi męskie zajęcia. Polowania, pojedynki, walki, wojnę. Jest ambitna. Lubi wyzwania. Dreszczyk emocji. Hmm… - zadumał się nad tym podsumowaniem. - Dobrze, że mamy tam Łasicę. Słyszałem, że narzeka na taką slużbę bo najchętniej to by pewnie całe dnie w łóżku spędzała ze swoją szlachcianką. No ale życie to nie jest bajka. - chyba się uśmiechnął gdy widocznie wspominał rozmowę z koleżanką wdowy. - No ostatecznie będziesz musiała sama ocenić sytuację bo ty tam będziesz a nie ja. Ale może zrewanżuj się jakimś zaproszeniem dla niej? Coś ciekawego. Jak dla mężczyzny. Dla rycerza. Wojownika. Może jakieś polowanie? Wyzwanie? Walkę? No nie wiem jakie masz możliwości. Po prostu zaprosiła cię na kolejny trening ale jeśli się tobą znudzi? Wtedy więcej cię nie zaprosi. Albo długo będziesz czekać na takie zaproszenie czy okazję. Jak ją czymś zaskoczysz masz większe szanse, że wzbudzisz jej zaciekawienie. Poproś Łasicę o pomoc. Mimo, że tak narzeka to z nas wszystkich jest najbliżej panny z dobrego domu. Powinno być jej najłatwiej jakoś wysondować temat. - lider ich grupy podczas spaceru zasugerował parę rozwiązań jakie może mogły pomóc w podtrzymaniu znajomości między młodą szlachcianką ze śmietanki towarzyskiej miasta a starszą od niej wdową która na pewno w tej śmietance nie była.

- Z Kamilą myślę, że trzeba dokładnie na odwrót. Mówisz o niej jakby była wrażliwa i nieśmiała. Przynajmniej w takich zbliżeniach z inną kobietą. Tutaj ostrożna taktyka byłaby chyba odpowiednia. Nie dziw się, że wolała namalować akt Breny. Na pewno nie o to chodzi, że uważa ją za ładniejszą od ciebie. Raczej o wasze pozycje. To pewnie coś jak z klepaniem tyłka kelnerki a szlachcianki. Tyłek może być równie wdzięczny do klepania ale chyba rozumiesz różnicę? - skoro omówili temat jednej arystokratki to mistrz zaczął mówić o następnej. Na chwilę przerwał by zrobić kilka kroków gdy rozmyślał nad czymś.

- Ale samo jej zachowanie we śnie i to, że zgodziła się namalować jakiś akt jest bardzo obiecujące. Proponuję się nie narzucać. Razem z Bremą zgadzajcie się na wszelkie jej propozycje. Niech poczuje się panią sytuacji. Nawet jeśli ostatecznie by nie namalowała tego aktu. Na początek trzeba się złapać czegokolwiek aby utrzymać kontakt? Co by się stało jakby namalowała samą twarz albo popiersie? No nic. Możecie się przecież umówić na kolejny obraz prawda? - uśmiechnął się jakby dawał znać, że każde rozwiązanie owocujące z kolejnymi spotkaniami z córką kapitana portu jest im jak najbardziej na rękę.

- A tą Kamilę coś interesuje? Coś co można by wykorzystać? Szkoda, że u niej nie mamy kogoś takiego jak Łasica. Byłoby nam łatwiej. Ale trudno, tak też sobie poradzimy. Z tymi obrazami świetny pomysł. Kto wie? Może na początku będzie się rumienić na czyjąś nagość a za kilka obrazów to ho ho co będzie malować? - zamaskowany mężczyzna zagaił o panienkę van Zee. Wydawało się, że szuka czegoś co można by jakoś rozwinąć na ich korzyść.

- No i ta twoja Służka. Pamiętam jak mówiłaś o niej. - pokiwał swoją maską wspominając wcześniejsze rozmowy na jej temat na poprzednich zborach. - Tak, więc mówisz, że kąpiecie się razem. I to tak nie tylko na samym kąpaniu schodzi. I jest utalentowana i ambitna. Tak… - zamyślił się o tej rudowłosej pokojówce. - Myślę, że jak takie są efekty to nieźle to rozegrałaś. Na razie zajmijcie się nią razem. Niech przywyknie, że to nie taki kaprys jej pani albo zabawka na zimową porę. I do Łasicy niech przywyknie. Właściwie kogokolwiek oprócz ciebie. By była gotowa dzielić się tobą i sobą. Może gdzieś ją zabierz? Na miasto. Spuścić nieco pary. Jak koleżanki. Z Łasicą albo bez. Jak wolisz. Ona pewnie i tak będzie pamiętać, że jesteś jej szefową ale powinna zrozumieć, że nie dzieli was przepaść. Że może też coś robić sama a nie wiecznie czekać na pozwolenie. Jak im ufasz możesz nawet puścić je obie. Bo myślę, że póki będziesz w pobliżu to jak z dzieckiem co zawsze ogląda się najpierw na rodzica. No ale znasz ją najlepiej z nas wszystkich i jak widzę dobrze to rozegrałaś do tej pory to jak zwykle ostateczną decyzję zostawiam tobie. Jak się spotkamy za tydzień daj znać jak z nią poszło. - Starszy dorzucił coś od siebie na temat postępowania z młodą pokojówką Versany no ale jak to miał w zwyczaju brzmiało to jak porady i sugestie, podpowiedzi a nie rozkazy. Niczym wskazówki mentora dla swojej uczennicy.

- Dziękuję. - po raz kolejny niczym posłuszna uczennica otrzymująca pochwałę od nauczyciela skinęła głową aby okazać szacunek i wdzięczność - Również uważam, że pośpiech nie jest wskazany przy tak delikatnych manewrach. Trochę tak jak w przysłowiu. - uśmiechnęła się delikatnie - Małą łyżeczką nasycimy się bardziej niż dużą a pośpiech wskazany jest przy łapaniu pcheł. - zachichotała nawet skromnie - Z tym polowaniem to dobry pomysł. Muszę pójść w tym kierunku. Niby razem jeździmy na arenę, na której odbywają się nielegalne walki ale na dłuższą metę to może nie wystarczyć. Chociaż… - zamilkła aż przystanęła na chwile tak jakby połączyła ze sobą dwa punkty - …Froya wykazywała żywe zainteresowanie poznaniem Normy. Może by je spiknąć ze sobą tylko jak tu do takowego spotkania namówić Norsmankę? Szczególnie, że ani ja ani młoda van Hansenówna nie mówimy po kislevsku.

- No tak, trochę się to poplątało. - przyznał zamaskowany mężczyzna. Przeszli kilka kroków gdy zastanawiał się nad tymi splątanymi ze sobą ścieżkami i osobami do jakich prowadziły.

- Ale mówisz, że wiesz gdzie jest jedna i druga? Gdzie mieszkają? A przyszła pani generał jest zainteresowana waleczną wojowniczką? No to daje pewne możliwości jak myślę. - znów uśmiechnął się na znak, że nie uważa sprawy za beznadziejną.

- Po pierwsze z tą naszą Wilczycą z północy wyszło mocno niezręcznie. Nie radzę tego tak zostawić bo wszyscy utwierdzą się w swoich obecnych przekonaniach. - zaczął od sprawy z Normą. Zawrócił przy burcie i zaczął maszerować i mówić ponownie wędrując do kolejnej burty.

- Z Normą i tymi jej kolegami proponuję się pogodzić. - zaczął od czegoś prostego. Spojrzał na idącą obok kobietę by sprawdzić czy słucha i jak słucha. - Być tą mądrzejszą stroną co ustępuje. Pójdź do nich z przeprosinami. Może weź Łasicę albo kogo uważasz. Wypraw im przyjęcie. Dużo kwasu, miodu, piwa, wina i zabawy. Tak w ramach przeprosin i na zgodę. Choćby po to by znów tam można się na spokojnie pokazać. By uwierzyli, że ta ostatnia heca to jakieś nieporozumienie. Jeśli zobaczą, że masz dobre intencje no może to szybciej przyschnie. I nie radzę ich truć ani nic takiego na takiej biesiadzie. Trudno upilnować czyj kubek jest czyj. Lepiej po prostu się spotkać, pośmiać i zabawić. Do tego nie potrzeba znać czyjegoś języka. Nie wywyższać się i po prostu zabawić się aby przełamać bariery i brak zaufania. Tak by po biesiadzie powstały miłe wspomnienia. - Starszy wyjawił jaki widzi sposób na polubowne załatwienie sprawy z węglarzami i Normą. Jak tak mówił to wydawało się proste. Ot zorganizować wspólną biesiadę na zgodę i budowę nowego początku.

- A jak już będziesz mogła swobodnie spotykać się z Normą to możesz jej zaproponować mieszkanie tutaj. Na “Adele”. Ale jeśli woli mieszkać z węglarzami niech sobie mieszka. Jeśli będzie po naszej stronie to kogo obchodzi gdzie mieszka? Przecież tutaj też wszyscy mieszkamy osobno a jakoś nam nie przeszkadza spotykać się i działać razem prawda? W gruncie rzeczy chodzi nam o pozyskanie Normy dla naszych celów. A mieszkać może gdzie sobie chce. - mistrz widocznie miał nieco inną perspektywę i potrafił na tą sytuację spojrzeć z góry.

- Może ona się tam nudzi? Spróbuj ją gdzieś wyciągnąć na miasto. Jak lokalna koleżanka co oprowadza po atrakcjach miasta. To może was zbliżyć do siebie. Tak by nabrała zaufania. W zapasie masz Łasicę. Bo jak rozumiem nie było jej przy tym nieporozumieniu. A z tego co mówiła też jest zafacynowana tą Wilczycą. Nie potrzebujesz może drugiego ochroniarza? Przecież Kornas to jednak mężczyzna więc nie wszędzie może pójść za kobietą tak jak druga kobieta. No nie chciałbym ci czegoś narzucać ale pomyśl o tym w ten sposób. Na różne sposoby. - podpowiedział coś od siebie znów udzielając rad i wskazówek ale starając się nie narzucać swojej wizji podwładnej.

- A jak już wiesz gdzie jest jedna i druga, miałabyś jakoś uregulowane stosunki z Normą to może zorganizuj to polowanie czy inne aktywności im obu? Może Froya ma z tą Normą jak Kamila z Rose? Nie wiadomo. Ale nawet jak nie to byłaby okazja by obie się spotkały w naturalny sposób. Masz jeszcze nowy tydzień przed sobą. Do następnego spotkania z panienką z dobrego domu masz cały tydzień by nad tym popracować i przemyśleć. - poradził jej na koniec by dać znać, że to przecież nie chodzi o nic na jutro czy pojutrze. Tylko ma do dyspozycji więcej czasu by zająć się tą sprawą.

- A z tą pomocnicą Olega trudno coś wyczuć. Z nimi nigdy nic nie wiadomo. Nie można wykluczyć, że działa na polecenie szefa. Chociaż jak to Łasica ją wyśledziła a nie ona ją. Mam nadzieję. Mało o niej wiemy. Na pewno byłaby cenną zdobyczą ale kogoś tak zaangażowanego trudno w jeden dzień przewrócić na drugą stronę. Zalecam dużą dawkę ostrożności i braku zaufania. Ale radzę na razie podtrzymywać znajomość. Kto wie co z tego wyniknie. - temat Louisy wydawał się szefowi śliski. Mimo wszystko dostrzegał potencjał i możliwości jakie dawałoby zwerbowanie kogoś takiego. Ale też niosło to niebezpieczeństwo, że taki agent sił przeciwnka w krytycznej chwili będzie lojalny wobec swoim przełożonym i ideałom a nie nowym kolegom. Zwłaszcza, że poza łóżkowymi sprawami obie z Łasicą niewiele wiedziały o tej Kruger.

Kiwała głową chłonąc rady szefa jak gąbka wodę. Mówił z sensem. Mówił, knuł i planował niczym najlepszy szpieg. Versane zaś zadziwiała jego wszechstronność.

- Tak też postąpię mistrzu. - rozwiązania podsunięte jej przez Starszego pozwalały upiec kilka pieczeni na jednym ruszcie a to sprytna brunetka lubiła.

- Zaś interesy? - nieco zdziwiło ją to pytanie ale na szczęście łączyło się ze sprawą Kamili - Mróz jest niestety. Wszystko stoi ale ja obrotną kobietą jestem Mistrzu. - uśmiechnęła się chytrze - Coś działam w terenie ale i coś legalnego staram się wymyślać. - Versana opowiedziała Starszemu o swoich zeszłotygodniowych przygodach i przyszłych planach. Nie pominęła niczego. Zaczęła od rabunku magazynu Grubsona i ciekawostkach jakie tam znalazła. Później o bliskiej relacji jaką nawiązał z Rosą i furtce do wyspy przemytników jaką ta obiecała przed nią otworzyć. Następnie wspomniała o pomyśle połączenia sprawy odmieńców z Daną z której również mogłaby czerpać jakieś skromne zyski. Nie zapomniała również podzielić się z szefem pomysłem związanym z prowadzeniem domu publicznego dla wyższych sfer. Na koniec jednak jako wisienkę na torcie zostawiła temat teatru. W jej ocenie taka inwestycja niosła ze sobą wiele korzyści. Od zbliżenia się do Kamili po miejsce w którym zbór mógłby załatwiać wiele swoich spraw przenikając niejako do szerszego odbiorcy.

- Oj Versano, prawdziwa pajęczarka z ciebie! Jak prawdziwa czarna wdowa. - zaśmiał się wesoło Starszy gdy usłyszał o tych licznych sprawach i wątkach jakimi zajmowała się podopieczna.

- I Grubson mówisz? Hubert Grubson? Tak, chyba kojarzę gdzie ma sklep. Chociaż jego samego raczej nie spotkałem. I mówisz, że takie ciekawostki chowa po kątach? No ciekawe, ciekawe… Sama zobacz moja droga, czy aż tak bardzo ci prawi i bogobojni obywatele różnią się od nas? - zapytał na koniec nieco ironicznie i retorycznie. Te różne grzeszki bardzo go ubawiły gdy pochodziły od szanowanego członka miejskiej społeczności. Co w cieniu chowa swoje ciemne tajemnice.

- Interesuje mnie ten afrodyzjak. Chciałbym zbadać jego próbkę. Jakbyś mi ją tutaj dostarczyła na dniach albo za tydzień bym był zobowiązany. - ów dziwny afrodyzjak wydawał się mocno ciekawić lidera ich grupki.

- Ciekawe czy naprawdę ma kochankę. I kto nią jest. Zapewne zna bretońską poezję. To musi być ciekawa osobowość. Ciekawe co ma w tym dzienniku i listach. Rzeczywiście dobrze by było się przyjrzeć lepiej jemu i jego interesom. - tutaj nie widział nic zdrożnego i dał im obu wolną rękę w działaniu na rzecz infiltracji kupca sukienniczego. O ile to nie odciągnie ich od sprawy kazamat która nadal była priorytetowa.

- I Rosie de la Vega? Dzielna pani kapitan? Nie stroni od biesiad i wieczorów z koleżankami? Tylko z koleżankami? No to tobie i Łasicy to chyba powinno idealnie pasować. Zwłaszcza jak ta dzielna i odważna też ma nieco za uszami. Hmm… Może podpytać ją o kapitana Axela Eriksona? Sebastian go szuka. Może oboje kapitanowie się znają? - podpowiedział coś co mogło łączyć obie te sprawy jakim zajmowali się inni podopieczni. W tej sprawie też pozwolił działać im obu wedle uznania. Skoro śliczna pani kapitan okazała się tak podatna na podszepty Węża zostało tylko podążąć dalej tą drogą. No a jako zamorska pani kapitan z własnym statkiem i załogą dawała im niesamowite możliwości. Zwłaszcza, że niekoniecznie musiałaby wiedzieć kim rzeczywiście są by realizować ich zlecenia. Chociaż naturalnie to by była najbardziej poządana opcja.

Z Daną na razie było niewiele wiadomo. Nawet to czy pojawi się znów w mieście. Pogoda dzisiaj raczej nie nastrajała do podróży. Ale to rzeczywiście mogło im się przydać w ustalaniu kryjówek z odmieńcami. Pojedynczy myśliwi raczej nie wykarmiłby całej osady, może jedną rodzinę ale nie więcej. Jednak dobrze było mieć kogoś z zewnątrz kto zna okolice. Nie wiadomo do czego to mogło sę przydać. Zwłaszcza, że na razie nie mieli nikogo takiego wśród swoich. No Strupas trochę jeździł ale raczej jedną trasą a sam też był raczej miejskim wyrzutkiem niż zawodowym tropicielem czy myśliwym. A więc tak, to mogła być bardzo korzystna znajomość z tą Daną.

- I nowy teatr w mieście? I to byś była w samym centrum? Wspaniale! Wspaniała wiadomość moja droga! Mam nadzieję, że to wypali. To niesamowita szansa byś miała dojścia do osób z jakimi normalnie trudno by ci było mieć dojścia. I cóż za łowisko! Wspaniałe! Może by potrzebowali cyrulika? Sebastian chyba powinien znaleźć czas na taką fuchę. Może Silny jako ochroniarz? Tyle możliwości! Dlatego mam nadzieję, że to wypali. Świetna robota moja droga. - Starszy tą wisienką na torcie wydawał się wręcz zachwycony. Zwłaszcza, że taki teatr jako dom schadzek przecież też by mógł funkcjonować prawda? Jakby jakiś pan czy pani życzyła sobie spotkać jakąś aktorkę czy aktora na godzinkę czy dwie w kuluarach to czy to by było nie do zrealizowania? Przecież to można połączyć. Tutaj znów przydatna mogła się okazać Łasica co miała wielu barwnych znajomych już nie wspominając o niej samej. Ale jak już o tym rozmawiali ona też nie mogła być zawsze i wszędzie.

- Tak się właśnie składa, że jeżeli Tzeentch uśmiechnie się do mnie i Łasicy powinno udać mi się załatwić kilka z tych spraw. - Starszy niczym opiekuńczy ojciec wskazał jej rzeczy na które warto by ciemnowłosa konspiratorka zwróciła uwagę. Chciała więc niejako z jednej strony pochwalić się z drugiej zaś zdać swoisty raport z tego co zamierza.

- W nocy wraz z siostrzyczką planujemy odwiedzić biuro Huberta. - zaczęła niejako od tyłu patrząc na plan wieczoru - Odwiedziłam go wczoraj aby rozeznać się w terenie pod przykrywką chęci podjęcia współpracy na stałą dostawę kostiumów i tym podobnych. - twarz jej zaczęła rozpromieniać nikczemnym uśmiechem gdy zbliżali się do jednej z burt - A że jakiś hultaj obrabował mu magazyn i grubcio jest pod kreską. - nie wytrzymała i wybuchła gromkim śmiechem zwracając na siebie uwagę reszty - Łyknął wszystko jak pelikan. Wilk syty i owca cała. - dodała zastanawiając się chwilę skąd tak dużo zwierząt w jej wszystkich powiedzonkach.

- A co do jego kochanki. - krótko nawiązała do prawdopodobnych hulanek kupca - To siedzę w kręgu tych arystokratycznych poetek, które dość mocno lubują się w takiej poezji. - wyjaśniła pokrótce efekty swojej pracy - Żadna jednak nie zdradzała objawów zażenowania czy zakłopotania tym tematem. To jednak kwestia czasu nim je rozgryzę. - uśmiechnęła się dumnie pewna swych umiejętności.

- Jeżeli chodzi o de la Vege to z nią również dzisiaj mam spotkanie. - wyznała dalszą a w sumie wcześniejsza część planu na dzisiejszy wieczór - Ja, Łasica i może Brena? Byłybyśmy we cztery a to coraz bliżej do tej magicznej szóstki. - deski skrzypiały pod ich stopami. Wiatr zaś dość mocno wiał w już raczej wiekowe deski ścian.

- Na koniec zboru porozmawiam z Sebastianem na temat tego kapitana, którego poszukuje by później wiedzieć o co pytać Rosy. - mimo wzajemnej niechęci och bóstw Ver już kilka razy współpracowała z Sebastianem i na szczęście dla obojga ich relacje układały się dużo lepiej niż w przypadku Łasicy i Silnego. Z resztą… Teraz to było zupełnie co innego. Brunetka dostała niejako polecenie służbowe, którego nie miała zamiaru nie wykonywać.

- A i ta Dana jeszcze wcześniej. - nadeszła pora na panią leśnik - Znam ja najmniej więc będe najostrożniejsza w jej przypadku. Przy ostatnim spotkaniu rozmawiałam z nią jednak o czymś jeszcze poza sprawami biznesowymi. - miała nadzieję, że zaciekawi szefa gdy tak zawracali przy jednej ze ścian ładowni - Uznałam, że Norma wraz z załogą nie wpłynęli rzeką w głąb lądu od tak. Musieli mieć ku temu jakiś powód. - starała się wyjaśnić motywację swoich działań - Ja niestety na kartografii i topografii się nie znam. Nie znam nawet zbyt dobrze okolicy. Zna ją jednak Dana. Podpytałam więc delikatnie o to czy jest coś co mogłoby przyciągnąć uwagę naszych kamratów zza morza. - sama nie wie skąd w jej słownictwie pojawiło się to kislevskie słówko - I okazało się, że być może. Straverńskie Wzgórza. Mówi to coś mistrzowi. - spojrzała pytająco sama nie mając praktycznie, żadnej wiedzy na temat lokalizacji, o której mówiła stąd też zaciekawienie, która rysowało się na jej słodkiej twarzyczce - Miejscowi jak i ludzie lasu tacy jak Dana wierzą, że to miejsce nawiedzone. Z resztą ta traperka tam była i mówiła, że dziwnie się czuła widząc zarazem cuda.

- Straveńskie Wzgórza? Tak, też mi się obiło o uszy coś podobnego. Co nawet brzmi ciekawie pod względem naszych celów i zainteresowań. Niestety to dość daleko na południe od miasta i zorganizowanie wyprawy nie byłoby takie proste. - głowa skryta za maską i kapturem poruszała się twierdząco na znak, że nazwa nie jest mu całkiem obca. Ale chociaż nie była za morzami i górami to też nie była na tyle blisko co sąsiednie wioski. Więc wycieczka tam musiała zająć nieco czasu i przygotowań. A i ktoś z ich małej grupki musiałby zostać oddelegowany do tego zadania.

- Nie jestem jednak dokładnie pewien czy te Wzgórza sięgają Salz. Zapytaj o to tej Dany jeśli będziesz miała okazję. Bo nie jestem pewien czy rzeką da się tam dopłynąć. Chociaż alternatywą jest zimowy las to rzeką może być chyba łatwiej. Na pewno jak lodu nie ma. - przyznał po chwili zastanowienia. Widocznie nie znał aż tak tematu by precyzyjnie zdawać sobie sprawę jakby wyglądała taka podróż z miasta na te Wzgórza.

- A z tą waszą kapitan to tak, jak najbardziej. Podtrzymujcie znajomość, zainteresowanie, jak uważasz, że Brena się nadaje to ją zabierzcie. I hulaj dusza! Dobrze byście się z nią lepiej poznały i związały. To bardzo obiecująca znajomość. - za to w przypadku pomysłu spotkania z estalijską panią kapitan był jak najbardziej za i zdradzał życzliwość w takim postępowaniu.

- Ale nie wiem czy będziecie się czuły na siłach by dzisiejszej nocy po spotkaniu z panią kapitan robić jeszcze skok na mieszkanie Grubsona. To już jednak ufam, że znacie swoje siły i możliwości. Nie ukrywam, że ten kupiec okazał się nadspodziewanie interesującą osobą. Też jestem ciekaw co on ma w tych listach i dziennikach. Radzę się z nimi zapoznać nim oddacie je Czarnemu. - z pewnym zastrzeżeniem ale przeciw nocnej wizycie u grubego kupca też dał zielone światło. Chociaż spotkanie z panią kapitan szykowało się na bardzo intensywne i kiedy się skończy i w jakim stanie byłyby na koniec jego uczestniczki to teraz trudno było ocenić.

Kiwała w milczeniu głową jak na posłuszną uczennice przystało. Starszy miał rację. Zbór zajął więcej czasu niż przypuszczała. Nie lubiła jednak nie zamykać porozpoczynanych spraw.

- Dobrze mistrzu. - pokiwała delikatnie głowa idąc obok guru - Raz jeszcze zmierzę siły na zamiary. - podsumowała niejako końcówkę ich rozmowy.

---
Zbór; Versana, Karlik

- Witaj Karliku. - przywitała się skinając delikatnie głową - Dobrze, że jeszcze się nie ulotniłeś. Mam dla ciebie kilka z tych fantów, które postanowiłam upłynnić. - nie było tego wiele jednak niektóre z tych rzeczy były zbyt charakterystyczne i mogłyby przyciągnąć niepotrzebną uwagę nieodpowiednich osób - Tak się składa, że miałam to wszystko tutaj na krypie więc przed zborem zajrzałam do swojej skrytki by teraz cię nie kłopotać. - kultystka sięgnęła do kieszeni by wyciągnąć z niej kilka szklanych flakoników z perfumami. Oddała swojemu koledze wszystkie. No prawie. Jeden zostawiła by sprawić swojej najbliższej z sióstr niespodziankę. Wszak która kobieta nie lubi takich prezencików i to bez okazji.

- Jeszcze skóry. - dodała - Były jednak za ciężkie bym je dała radę tutaj zatachać. - ze smutną miną napięła swoje wątłe jednak zgrabne rączki - Na szczęście masz klucz do tej dziupli w porcie. - krótko wyjaśniła gdzie zlokalizowana jest reszta jej łupu.

- Jest jeszcze jedna rzecz na której obydwoje możemy się dorobić dość dużych pieniędzy. - nie czekając na reakcję opasłego kolegi zaczęła kolejny temat - Wraz z grupą dobrze urodzonych panienek planuje otworzyć teatr. Byłbyś zainteresowany jakąś współpracą na tej płaszczyźnie? - stanęła by spojrzeć w oczy wyższego rangą współkultysty - Wybacz te ogólniki jednak do tej pory nie mam pojęcia w jakiej branży działasz Karliku.

- Ano tak… - Karlik wziął w swoje wielkie, pulchne dłonie te flakony i puzderka oglądając je tak mniej więcej. Jakoś trudno było się zorientować co sobie o nich pomyślał. Ale w końcu władował je do swoich kieszeni.

- Pamiętam z tymi futrami i skórami. Posłałem już człowieka. Myślę, że jak się spotkamy za tydzień to już coś powinno się wyjaśnić. - powiedział nawiązując do ich spotkania w “Wielorybie” sprzed paru dni.

- Chcą otworzyć teatr? Taki prawdziwy? Ze sceną, aktorami i w ogóle? - logistyk ich grupy zmarszczył brwi zdziwiony takim pomysłem. Patrzył i pytał jakby oczekiwał, że koleżanka żartuje sobie albo to jakaś aluzja czy co innego.

- Jak Tzeentch ze Slaaneshem pozwolą to nie tylko. - uśmiechnęła się jak rasowy kupiec - Zresztą znając mnie i Łasice zapewne wiesz co chodzi mi po głowie. - zatrzepotała słodko rzęsami - Jesteśmy rodziną. Musimy się wspierać. - zrobiła nagła pauzę - Myślisz, że znalazłbyś dla siebie odpowiednie miejsce w takim przybytku?

- Naprawdę chcą otworzyć teatr? A gdzie? Kiedy? Kto? - Karlik wciąż wydawał się zdziwiony tym pomysłem. Ale jednak dość szybko się dostosował do sytuacji.

- Łasica pewnie by była zachwycona. I miała zamiar jak najwięcej atrakcyjnych osób zaciągnąć do łóżka. Ma zdrowie dziewczyna. - pozwolił sobie na mały żarcik pod adresem ich wspólnej koleżanki ze zboru.

- Ale samym interesem oczywiście, że bym był zainteresowany. Ale za mało wiem by powiedzieć coś więcej. Musiałbym znać koszta, ile to osób, jak często i tak dalej. Wtedy bym powiedział coś więcej. Wstępnie chyba mógłbym zadbać o dostawy jadła i wina. Za odpowiednią opłatą oczywiście. Ale powiem więcej jak ty mi powiesz więcej. I mam nadzieję, że nie wpuszczasz mnie w maliny w jakiś przekręt bo się pogniewamy. - wrócił do biznesowego tonu pomiędzy handlowcami wyrażając wstępnie zgodę i zainteresowanie jednak nie ukrywał, że zbyt ogólnikowe są te informacje by zabierać się za ich poważne rozważanie.

Versana uśmiechnęła się serdecznie obdarzając kolegę miłym spojrzeniem. Następnie zaś wdała go w szczegóły związane z powstawaniem nowego przybytku kultury w mieście.

- Myślę więc, że każdyz nas znalazłby tak odpowiednie miejsce i funkcję dla siebie. - dodała na zakończenie - Naturalnie póki co wszystko jest w fazie planów. Jeżeli jednak zechcialbyś wesprzeć tą inicjatywę jakimś datkiem nie odmówiła bym. - szeroki uśmieszek ujawniła zarazem tą przyjemną jak i kupiecką naturę Versany.
 
Pieczar jest offline  
Stary 30-12-2020, 20:28   #148
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 37 - 2519.I.23; agt (7/8); wieczór

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; zaśnieżone ulice
Czas: 2519.I.23; Agnestag (7/8); wczesny wieczór
Warunki: jasno, ciepło, gwar rozmów na zewnątrz zmrok, burza, umi.wiatr, siarczysty mróz


Versana



Wydawało się, z początku, że nastrój kobiety w skórzanych spodniach jest równie burzowy jak ten wieczór. Zaczęło sypać marznącym śniegiem co gdy trafiał w odkryte ciało to kuł nieprzyjemnie zimnymi igłami. Do tego burza zdążyła się rozszaleć na całego co sprawiało, że ulice jakimi szły dwie kobiety, mimo wczesnej, wieczornej pory były dość puste.

- Słyszałaś go?! Słyszałaś? Co za bydlak! Cham! Wredna małpa! - z początku mówiła głównie Łasica. Jak to miała w zwyczaju bardzo gorączkowo przeżywała jakieś zdarzenie czy spotkanie. Teraz głównie wściekała się na Silnego, jego docniki i złośliwości. Wcześniej się chamowała dopiero teraz gdy wracały obie mogła dać w pełni upust swojej złości i frustracji.

- I jeszcze chce nam sprowadzić jakiegoś nowego gbura. Pewnie obaj są siebie warci. Najgorzej, że będzie ich wtedy dwóch. - łotrzyca martwiła się tym mocno. Co będzie jak Silny dzięki wprowadzeniu do zboru swojego człowieka umocni swoje wpływy.

- Zobaczysz, że pójdę do tej bramy! I dam dupy każdemu kto tam będzie! Specjalnie to zrobię mu na złość! A jemu nie! Za cholerę! - szła i złorzeczyła Silnemu i jego przytykom. Wydawało się, że raczej po to by wyrzucić z siebie tą złość ale musiała mieć jej sporo do kolegi co preferował konfliktowe rozwiązania. Alternatywą wydawało jej się dołączenie kogoś od nich ale żadna z kobiet z jakimi ostatnio się zadawały nie wydawała się gotowa by jakoś w miarę szybko można było zaryzykować aby ją dołączyć do zboru.

- Ciekawe czy Starszemu wystarczy nasza opinia o którejś z nich czy poprosi jeszcze kogoś o weryfikację takiej osoby. Pewnie tego Gerharta... Grega... czy jak mu tam. Tego mięśniaka od Silnego. Pewnie też da komuś do sprawdzenia. Raczej nie mnie bo na pewno by nie przeszedł mojej weryfikacji. Ale jak byśmy chciały zwerbować choćby naszą Wiewióreczkę to nie wiem czy nasza opinia mu wystarczy. Też może kogoś z chłopaków poprosić. - dumała na głos zerkając często pod swoim kapturem na idącą obok partnerkę. W końcu jednak jak wyrzuciła z siebie to wiadro złośliwości uspokoiła się na tyle by dało się z nią porozmawiać o czymś innym.

- A tobie coś się śniło w nocy? Bo ja miałam bardzo piękny sen… Taki z tobą i Froyą… I jak wam obu usługiwałam… Na kolankach i u stóp… A wy byłyście takie zdecydowane i władcze... To było takie piękne… Tak bym chciała aby to pewnego dnia stało się prawdą… - nawet sama zapytała o sen jaki miała przyjaciółka. I tutaj wyraźnie się rozpromieniła a sen wspominała ciepło, z czułością i rozmarzeniem. Gdy rozmawiały o tym śnie rozpogodziła się. A nawet zdradzała oznaki podekscytowania i radości. Wydawało się, że podobnie wspomina swój sen jak Versana. Z tym całym ogrodem, śniegiem co nie był wcale zimny i łóżkiem. No i jak jako uległa i posłuszna pokojówka musiała usługiwać dwóm cudownym paniom od stóp do ust. Co chyba podobało jej się w tym śnie najbardziej. Wreszcie Versana zyskała sposobność.

- Naprawdę!? Starszy zaproponował ci własny zbór! O rany! Ale rewelacja! O! To wtedy byś mogła być legalnie moją panią i szefową! A mogłabym zostać twoją osobistą nałożnicą? Przecież nie byłabym zazdrosna o te wszystkie nasze ślicznotki jakie by były w takiej nowej grupie. Przynajmniej póki byś mnie wykorzystywała w mocno nieprzyzwoity sposób tak jak we śnie albo dzisiaj u ciebie. Przecież nic więcej mi do szczęścia nie trzeba. - Łasica tak samo jak Versana kompletnie się nie spodziewała tej propozycji z jaką wyszedł dzisiaj ich mistrz. Ale po pierwszym zaskoczeniu i niedowierzaniu była zachwycona pomysłem. Zaczęła paplać wesoło jak trajkotka nawijając raz za razem o kolejnym pomyśle. Snuła plany jakie to ślicznotki by można wcielić do takiej nowej grupy. No już prawie na pewno Brenę. Froya no oby, oby… Jakby była taka jak we śnie to kto wie? Może się uda? O Kamili zbyt wiele nie wiedziała to się nie wypowiadała. Z Normą jeszcze nie wiadomo jak by wyszło. No i może jeszcze Rose. Też wydawała się bardzo obiecująca i otwarta na takie zabawy.

- Aha no tak, to trzeba by mieć jakąś kryjówkę na te orgie i spotkania… - jak tak snuła te swoje radosne i trochę chaotyczne plany dotarła do punktu o jaki przyjaciółka już zdążyła ją zapytać ale w gorącej wodzie kompana miłośniczka Węża niczym prawdziwy wąż wiła się pomiędzy tematami aż wróciła i do tego punktu.

- Tak, to by musiało coś być co nie było by dziwne, że tam się kręcą jakieś ślicznotki… I jeszcze jakiś pretekst takich spotkań trzeba by wymyślić… - tym razem nieco spoważniała gdy zastanawiała się nad taką lokacją. Właściwie pustostanów było sporo więc nie było trudno jakiś zająć i używać to dych mocno nieprzyzwoitych celów.

- To chyba z tym teatrem chyba najlepiej. Jakieś spotkania na zapleczu albo w piwnicy. I nie byłoby dziwne, że tam chodzimy. - doszła do wniosku podobnego jak Versana, że ten nowy teatr to chyba najlepsza przykrywka dla takich spotkań różnych osób z różnych warstw. Gdy tak półgłosem analizowała mapę miasta wymieniając różne adresy i miejsca w końcu udało jej się coś doprecyzować.

- Jest taka jedna gospoda. Kiedyś tam trochę kitrałam się jak miałam kłopoty. Całkiem nieźle zachowana chociaż trzeba by pewnie odmalować i posprzątać. No i sprawdzić jak to wygląda obecnie. Ale ma główną salę jak to gospoda, piwniczkę, zaplecze, pokoje na piętrze. Chyba powinno się nadać prawda? - nie ukrywała, że dawno tam nie była. I chociaż dla niej jednej jako kryjówka sprawdziła się nieźle to chyba lepiej by Versana też rzuciła okiem czy się to miejsce nadaje. Sama gospoda była położona niby w centrum miasta ale takim rejonie raczej słabo zaludnionym i opuszczonym.

Albo stary młyn. Kilka poziomów, z górnych pięter niezłe widoki na miasto, dół całkiem spory, można by tam scenę urządzić dla gości. W piwnicy jakieś magazyny czy co. A na piętrach miejsce na garderoby i spotkania bardzo bliskiego stopnia i zażyłości. Młyn stał w całkiem ludnej okolicy ale jak stał pusty to jakoś wszyscy się przyzwyczaili i go zwyczajnie mijali.

I było jeszcze schronisko. Albo miał tam być dom marynarza - weterana czy coś takiego. Przy zachodnich krańcach miasta. Mieli tam budować kolejne domy i ulice ale to już wówczas wszystko się sypało z tą budową miasta i to schronisko było jednym z niewielu w miarę ukończonych budynków. Nigdy nie było użytkowane. Moża poza dzikimi lokatorami. Ale to był spory, solidny budynek już prawie za miastem. Pomieszczeń małych i dużych było tam sporo no ale właśnie na piechotę z centrum to byłoby trochę do pokonania. I trochę zarosło lasem czy to może jakiś park zdziczał to sprawiało dość ponure, wręcz nawiedzone miejsce. Łasica tam miała kiedyś jakieś lewe interesy do załatwienia to była raz czy dwa ale jakoś potem ani okazji ani ochoty ani potrzeby nie miała aby tam chodzić.

- A z Normą to żaden problem. Pójdziemy do nich albo jak chcesz to ja sama pójdę i ich przeproszę. Jak trzeba to na kolankach i w łóżku. Oczywiście najchętniej bym zaliczyła naszą Wilczycę no ale na pohybel Silnemu z weglarzami też mogę się zabawić. A jak da się ją przed lub po wyciągnąć do karczmy albo burdelu jeśli lubi to ja się piszę na taki układ. Może jak Wiewióreczka się dzisiaj sprawdzi to ją też zabierzemy? W końcu jakoś musimy naszą najmłodszą żmijkę wdrażać w nasze interesy prawda? - sprawa z Normą wydawała się jej prosta do załatwienia. I wyraziła swoją wszelką gotowość do współpracy w tej sprawie. Tylko wieczorami oczywiście no bo wcześniej trudno ją było złapać gdy pełniła rolę służącej van Hansenów. A jakby się okazało, że toporniczka potrzebuje kelnerki, służącej, pokojówki, łaziebnej czy dziewczynki na noc to chyba byłoby to spełnieniem marzeń Łasicy jakie miała pod jej względem.

- A z Grubsonem… - zastanowiła się gdy już zbliżali się do domu van Drasenów pomimo tej sypiącej śniegiem burzy. - Nie wiem jak wyjdzie nam z Rosą. Mam nadzieję, że tak jak ostatnim razem. Ale potem no nie wiem w jakim będę stanie. Jak nie będę zbyt wstawiona i nakręcona to możemy spróbować. Nawet jak to okno nie będzie otwarte to nie stanowi większej przeszkody. A ta burza i zawierucha mogłaby nawet pomóc. Zagłuszu nas. Oby tylko żadne z nich nie wstało aby sprawdzić co tak huknęło. - gdy włamywczaka usłyszała relację koleżanki o planowanym włamaniu wydawała się raczej dobrej myśli. Wcześniej rozpoznała teren z zewnątrz no a teraz Versana powiedziała jej jak było wewnątrz. Gdyby były razem to z Łasicy spadał ten ciężar rozpoznania co jest co w tym słowie pisanym bo na tym nie znała się kompletnie.

- A powiedz Ver jak już wszystko by poszło zgodnie z planem po wizycie u tego grubasa to co byśmy robiły dalej? Dwie takie młode, piękne i zdolne kobiety w środku zimnej nocy? Co by piękna i dobra pani powiedziała jakby Brena nocowała swoją koleżankę w pokoju? Przecież to by chyba czci tej pani nie naruszało prawda? A jakby zażyczyła sobie sprawdzić co za hałasy dochodzą z sypialni jej służki to chyba nawet by to było zrozumiałe jakby tam została na inspekcję, nawet osobistą, nawet zwłaszcza osobistą by dopilnować czy te dwie ladacznice zachowują się jak należy. Co? Albo po prostu nocujmy w karczmie. Znam jedną niedaleko domu Grubsona. - gdy już podchodziły do kamienicy w jakiej rezydowała młoda wdowa jej koleżanka ze zboru pozwoliła sobie na luźne rozważania na temat nadchodzącej nocy. Wydawała się chętna spędzić ją właśnie z nią. Ale też okazywała zrozumienie gdyby dla zachowania pozorów nie było to możliwe dało się jednak wyczuć, że wolałaby tą pierwszą wersję.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami”
Czas: 2519.I.23; Agnestag (7/8); wieczór
Warunki: jasno, ciepło, gwar rozmów na zewnątrz noc, gęsty śnieg, umi.wiatr, bardzo lodowato


Versana



Wydawało się, że w “Żaglowcu” jest gwarno i wesoło jak zwykle. Ani nie była to tania mordownia ani lokal dla szlachty i oficerów. Tak coś pośrodku. A jednak dawało się wyczuć tu tą nieuchwytną iskrę jaka sprawiała, że każdy czuł się tu dobrze i swobodnie. Zwłaszcza jak dominuwała to wszędobylska, marynarska mieszanka typów z całego świata wymieszania ze sobą po różnych stołach i pokojach. To ciemnowłosa kobieta - kapitan w spodniach wydawała się tu pasować jak najbardziej. Znów nie była sama chociaż tym razem jej eskorta sprowadzała się do dwóch ludzi. I dało się wyczuć, że to ona jest ich reprezentantem i głównym gościem. Chociaż trochę się zdziwiła gdy drużyna gości przyszła w trzy a nie dwie osoby.

- Co? - Estalijka zmrużyła oczy gdy już przy pierwszych kuflach i po pierwszych przywitaniach mogły zacząć spokojniej i swobodniej rozmawiać. Wydawała sie w świetnym humorze i cieszyć się z tego spotkania. Ale Łasica walnęła coś takiego co ją nieco skonfundowało.

- No to taki układ. Deal. Trochę jak z tym zakładem co przegrałam i musiałam go ostatnio odsłużyć. - Łasica wyjaśniła z uśmiechem wskazując niewyraźnym ruchem dłoni gdzieś w bok jakby tam była scena z tym ostatnim spotkaniem we trójkę jeszcze w kapitańskiej kajucie “Morskiej Tygrysicy”. Kapitan skinęła głową, że pamięta i zna temat ale jakoś widocznie nie widzi jeszcze związku z obecną sytuacją.

- No i właśnie tym razem wyszło coś takiego, że ja muszę służyć i dbać o wszelkie potrzeby Ver i Breny. Moja pani mi tak przykazała. Dlatego dzisiaj muszę wykonywać ich polecenia. - łotrzyca znów przybrała ten słodki, kuszący ton ślicznej i uległej służacej wskazując na siedzące obok wdowę i jej pokojówkę o jakie czuła się zobowiązana zadbać.

- Dobrze, rozumiem. A ja? - Rosie pokiwała głową, że to akurat do niej dotarło. No ale przecież siedziały i rozmawiały tu we cztery a nie trzy.

- Pani kapitan, tak samo jak poprzednio, nie śmiałabym odmówić czegokolwiek by sobie zażyczyła. Po prostu muszę też spełniać życzenia moich sióstr. - właścicielka skórzanych spodni opiekuńczo położyła dłoń na dłoni pani kapitan by dać znać o swojej pełnej gotowości do wszelkiej współpracy.

- Ah tak? - Rosie spojrzała na nią, na tą dłoń co przykryła jej własną dłoń i uśmiechnęła się wesoło. - Chcesz służyć dzisiaj nam trzem? Nie przeceniasz się i swoich możliwości? - zapytała mając właśnie takie wątpliwości albo zwyczajnie drocząc i flirtując z nią.

- No nie jestem pewna. Trzy tak piękne i żywiołowe kobiety… Ale postaram się dać z siebie wszystko! Jeśli któraś z was nie będzie usatysfakcjonowana moimi usługami postaram się to zrekompensować przy następnym spotkaniu. Czy to razem czy już indywidualnie. - Łasica przyłożyła dłoń do własnej piersi aby zapewnić o swoich szczerych intencjach. I po kolei spojrzała na siedzącą naprzeciwko panią kapitan i na siedzące obok Versanę i Brenę. Ta ostatnia jak zwykle była najbardziej małomówna i raczej nie pytana nie zabierała głosu. Wciąż wydawała się niepewna czego właściwie powinna się spodziewać ale obecność obu sióstr a zwłaszcza wdowy wydawała się dodawać jej otuchy. Dlatego siedziała tuż obok nie a z drugi bok pani van Drasen zajmowała jej najlepsza koleżanka ze zboru.

- To coś czuję, że chyba nie będę usatysfakcjonowana. - kapitan dostrzegła tą lukę w propozycji nowej znajomej i bezczelnie się uśmiechnęła rozbawiona takim przebiegiem tych wstępnych flirtów i konwersacji.

- No weź! Nie rób tak! Weź mnie nie skreślaj tak już ze startu! - Łasica popatrzyła na nią z wyrzutem i nieco zabawnie sparodiowanym oburzeniem. Jakby ktoś tutaj nie doceniał jej starań i talentów. Wyglądało to tak zabawnie, że chyba wszyscy przy stole się roześmiali.

- No dobrze, jak pójdziemy na pięterko to dam ci szansę. Chcę to zobaczyć jak jedna obsługuje trzy inne. - zapowiedziała niejako zaproszenie całej trójki gości na górę ale też prowokowała czy zwyczajnie nie dowierzała w zapewnienia Łasicy. Ta usatysfakcjonowana taką odpowiedzią upiła łyk grzańca i dała się teraz wygadać innym. A okazało się, że i pani kapitan ma do nich jakąś sprawę.

- Wy jesteście stąd co? Z miasta? - zagaiła patrząc na trójkę kobiet siedzącą po drugiej stronie stołu. Widząc i słysząc niepewne potwierdzenia pociągnęła temat. Szukała przewodnika. Kogoś kto przeprowadzi konwój sań do Salzburga, stolicy Nordlandu. Wie, że jest zima to może być z tym ciężko no ale płaci konkretną gotówką więc ma nadzieję, że ktoś się znajdzie. Niestety nie była stąd to aż tak nie znała miasta by iść pod właściwy adres i człowieka.

- Popytam. W lecie to najłatwiej popłynąć w górę rzeki. Ale teraz to nie wiem jak. Wszędzie pełno śniegu a co chwila sypie nowy albo jakaś zamieć. A to musi być teraz? Nie chcesz poczekać do wiosny? Jak lód na rzece puści to najłatwiej rzeką. - Łasica odezwała się pierwsza. Ale musiała przyznać, że tak od ręki to nie zna nikogo takiego. Jednak miała wielu znajomych to może któryś z nich się nada i zgodzi albo zna kogoś takiego.

- Wolę teraz. Na wiosnę chcę podnieść kotwicę i wypłynąć na szerokie wody. - Estalijka pokręciła głową na znak, że dziś czy jutro to wcale nie musi wyjeżdżać do tej stolicy prowincji. Ale jednak nie chce też czekać z tym aż się zima skończy.

- A co z tą obiecaną wizytą na Wyspie Przemytników? - Łasica przypomniała o tym co tak bardzo interesowało jej czarnowłosą siostrę w wierze.

- W Aubentag mogę was zabrać. O świcie tak jak się na połów wypływa i mgła jeszcze jest. Zazwyczaj jest dzień przed dniem handlowym. W inne dni też coś się zdarza ale najwięcej jest właśnie wtedy. Poza tym to wyspa jest właściwie pusta. - Rose widocznie poważnie traktowała swoje słowo i wydawała się chętna zabrać nowe koleżanki na tą wycieczkę krajoznawczą sporego ryzyka. I to w ciągu paru nadchodzących dni.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica kwiatowa; kryjówka Sebastiana
Czas: 2519.I.23; Agnestag (7/8); wieczór
Warunki: jasno, ciepło, gwar rozmów na zewnątrz noc, gęsty śnieg, umi.wiatr, bardzo lodowato


Sebastian



W końcu wrócił do siebie. Burza zdążyła się skończyć tak samo jak zbór na starej kodze. Za to zaczęło sypać gęstym śniegiem więc iść przez miasto znów nie było ani łatwo ani przyjemnie. Burza i sypiący śnieg wymiotły ulice z przechodniów więc przechodniów i pojazdów było niewiele. Już gdy wracał z portu życie wydawało się tętnić tylko w złoconych światłem oknach wewnątrz ogrzanych wnętrz domów, tawern i karczm. Sklepy już były pozamykane albo właśnie je zamykano. No i było bardzo lodowato. Dobrze, że wiatr nie był zbyt silny to przynajmniej z tego luźnego śniegu nie było zadymki.

Wracając przez to wieczorne miasto do domu jaki sobie zajął bez niczyjego pozwolenia mógł sobie przemyśleć to i owo. Ze Strupasem na przykład. Trudno coś było powiedzieć. Niby nie powiedział, że nie pomoże ale zaznaczył, że Starszy zlecił mu ważne zadanie. I pewnie znów będzie musiał wyjechać z miasta. No a polecenie ich mistrza to jednak miało dla niego większy priorytet. Więc Sebastian w końcu nie wiedział jak to by wyszło z tą współpracą z garbusem w tym jakże szczytnie brudnym celu jaki od tygodnia się gotował w zalakowanym garncu. Trzeba się było liczyć z tym, że jak Strupas wyjedzie z miasta to nawet na kilka dni albo i większość tygodnia. Pogoda nie rozpieszczała i były takie dni gdy trudno było myśleć po podróży przez dzicz.

No ale jakby dla równowagi już po zakończeniu zboru zagaiła go Versana i okazało się, że mogą mieć jakiś wspólny interes do załatwienia. To jeszcze chwilę porozmawiali nim dziewczyny poszły w miasto swoją drogą.

Gdy wracał przez ten napadany i padający śnieg to wizytę w kapitanacie mógł sobie zostawić na jutro. Z tego co mówił Karlik powinno dać się dowiedzieć gdzie jest zacumowany “Biały Delfin” na jakim pływał Erikson. Czy sam kapitan akurat byłby na statku to już nie było wiadomo. Nie byłoby dziwne jakby nie. Zwykle załogi co zostawały na te kilka zimowych miesięcy w porcie znajdowały sobie kwatery na mieście. No ale to już jak złapać języka i ślad to należało do młodego cyrulika. Jakiś trop na początek dostał.

Sprawa z tłumaczeniem księgi też nie zapowiadała się prosto. To była księga. Gruba. Pewnie samo czytanie jej by zajęło z tydzień. Może więcej. A co dopiero przetłumaczyć czyli właściwie trzeba by ją przepisać. To mogło zająć sporo czasu. Zwłaszcza jakby miał się tym zajmować ktoś taki jak Aaron co bardziej interesował się wypijanymi trunkami niż czym innym. Takie przynajmniej można było odnieść wrażenie.

Wizytę u Adele też właściwie mógł sobie darować tego wieczoru. Zanim by do niej doszedł to już by trochę późno było. Poza tym powoli jej stan się poprawiał i jakby nie było jakiejś zapaści to powinna dotrwać do porannej wizyty. A jakby dostała zapaści to o ile nie miałby niesamowitego farta to i tak by nie zdążył jej pomóc. Jutro z rana był dobry czas by wymienić stare na nowe opatrunki i sprawdzić jej stan.

No i w końcu wrócił do siebie. Znów przez jego nieobecność dom się mocno wyziębił. Więc musiał zacząć od ponownego rozpalenia w piecu. Zdążył spocząć i poczuć jak w izba powoli napełnia się przyjemnym ciepłem jakim zaczynał emanować piec. Wtedy usłyszał stukanie do drzwi wejściowych.

- Sebastianie?! Sebastianie otwórz! Potrzebna twoja pomoc! - z zewnątrz dochodził jakiś ponaglający, kobiecy głos jakby rzeczywiście pośpiech był wskazany.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 08-01-2021, 17:10   #149
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
wieczór; “Stara Adele”; zbór: Versana, Sebastian

- Sebastianie. Potowarzyszysz mi przy wizycie u Bydlaka? - złapała go przy wyjściu gdy zbór zmierzał już ku końcowi - Mam kilka pytań do ciebie. - uśmiechnęła się serdecznie do wiernego wyznawcy Pana Much.

Wnętrze pomieszczenia w którym przebywał Bydlak było ponure. Na szczęście nie panował w nim mróz. Psina więc miała doskonale warunki do bytowania i nabierania sił. Cieszyło to Versane gdyż w jej sprytnej główce zaczął kreować się sprytny pomysł jak tu wykorzystać potencjał jaki drzemał w jej psim przyjacielu.

- Sebastianie. Mam nadzieję, że pamiętasz jak w trakcie wieczerzy wspominałam o doprawieniu wina dostarczanego do kazamat? - zapytała nagle gdy wolnym krokiem zbliżali się do klatki w która czekał na swoją właścicielkę widocznie ożywiony pies - Potrafiłbyś zmajstrować taki dodatek, który zamieszał by w głowie bądź uśpił by klawiszy a zarazem nie byłby wyczuwalny w smaku? - nie znała się na alchemii mimo posiadaniu kilku nie całkiem legalnych środków.

- Myślę, że tak, ale musiałoby to być ciężkie słodkie wino z ziołami. Najlepiej takie do grzańca. Im delikatniejsze tym ciężej ukryć w nim wszelkie dodatki.

- A powiedz mi jeszcze jedno. - ciągnęła temat wytwarzania magicznych płynów i tym podobnych - Kiedyś czytałam bądź zasłyszałam. Przyznam, że sama dokładnie nie pamiętam. W każdym razie informacja ta mówiła o czymś takim jak serum prawdy. Coś dzięki czemu człowiek po zażyciu takiego specyfiku nie potrafi kłamać. Obiło ci się to o uszy? - zmarszczyła czoło patrząc pytająco na kolegę - To fakt czy mit?*

- O magicznym serum prawdy nie słyszałem. Mało mnie jednak to interesuje, bo pospolite serum prawdy jest tak samo skuteczne. Bazuje na dużych stężeniach alkoholu. Jednak nie na każdego działa. Ktoś o dużej masie ciała, mocnej głowie lub sile woli może przejawiać odporność. Tutaj można byłoby próbować z ziołami powodującymi halucynacje jak te, które do mnie przyniosłaś. Wszystko zależy od tego jak bardzo chce się od kogoś coś wyciągnąć. Czy środek ma być aplikowany w tajemnicy czy na siłę oraz czy ktoś musi przeżyć to przesłuchanie.

- Rozumiem. Najlepiej by było aby ów środek był dyskretny i nie uśmiercał delikwenta. - zadumała na chwilę - Chociaż myślę, że po trochu każdego z wymienionych przez ciebie mógłby się przydać. Oczywiście w zależności od sytuacji. - zachichotała delikatnie - Teraz jednak pytanie z innej beczki. Starszy wspominał iż poszukujesz jakiegoś kapitana bądź statku. - patrzyła pytająco na kolegę - Myślę, że mogłabym ci pomóc. Musiałbyś mnie jednak wdać w szczegóły tych poszukiwań.

- Od razu zaznaczę, że całość moich działań jest zlecona przez Starszego. Póki co jest zadowolony z tego co do tej pory udało mi się dokonać więc nie musisz się obawiać, że źle to wpłynie na ciebie w jego oczach - zaczął Sterben słowami wstępu. - Starszy poszukuje pewnego kryształu, kamienia lub meteorytu. Nie jest to doprecyzowane, ale ma on pewne właściwości magiczne. Z tego względu może być wartościowy i przydatny naszemu patronowi. Do tej pory ustaliłem, że niejaki Ralph Mauer przybył tutaj na Błękitnym Łabędziu. Potwierdził mi to Florian Weber stacjonujący na tym statku. Dzięki niemu wszedłem w posiadanie notatek owego pasażera, z których wynika, że ma sporą wiedzę na temat kamienia jaki interesuje Starszego. Mauer miał kupić jakiś przedmiot od Axela Eriksena, który z kolei jest właścicielem “Białego Delfina”. Liczę, że może to być nasz kamień albo coś co może do niego prowadzić. Zatem wracając do twojego pytania interesuje mnie kontakt z Mauerem lub Eriksenem.

- Zawiłe niczym wąż na ciele ofiary. Myślę jednak iż zapamiętam. - uśmiechnęła się delikatnie żartując - Myślę, że do jutra powinnam już wiedzieć nieco więcej. Umówmy się jednak za dwa dni. - zaproponowała nieśmiało - Gdyby pierwsza z moich źródeł zawiodło zawsze pozostaje drugie. - dodała tajemniczo - Może w czymś jeszcze byłabym w stanie ci pomóc? - mimo różnicy w wyznawanych bóstwa uprzejmość nakazała jej postąpić tak a nie inaczej. Z resztą miała w tym swój interes i to nim się kierowała.

- Oj na pewno mogłabyś - cyrulik uśmiechnął się szelmowsko. - Ale w tej chwili nie jest to nic na tyle poważnego, żeby nadużywać twojej uczynności - jego kącik ust drgnął zdradzając żart. - A co do poprzedniej sprawy to Łasica pomagała mi przy spotkaniu z Weberem tak, że zna go i wie gdzie znajduje się jego statek. To tak na marginesie. Zawsze to krok czy dwa do przodu.

- Jasne. Wszystkie informacje są istotne. Nawet te najdrobniejsze. - przyznała potakująco kiwając głowa - Myślę, że sobie poradzę. To co za trzy dni u ciebie? - zaproponowała luźno.

- Nigdzie się w najbliższym czasie nie wybieram - potwierdził.

- To jesteśmy umówieni. - odparła z uśmiechem na ustach - W czymś jeszcze mogę ci pomóc?

---

wieczór; ulice miasta; powrót ze zboru: Versana, Łasica

Versane zdecydowanie cieszyła zmiana nastroju jej granatowo włosej przyjaciółki oraz entuzjazm jaki ta wykazała na wieść zarówno o utworzeniu oddzielnej komórki jak i otwarciu teatru.

- Ciekawe lokacje. - podsumowała podsunięte jej propozycje co do pustostanów, które można by zaadaptować - Przedstawię te pomysły panienkom z wyższych sfer i zobaczymy co im się spodoba. - uśmiechnęła się gdy mijały kolejną z portowych kamienic - Jeżeli zaś chodzi o twoją propozycję na dzisiejsza noc to brzmi ona naprawdę kusząco. - nagle jednak lekko posmutniała - Jest jednak mały problem. Mianowicie Brena zajmuje jedną izbę wraz ze starą Gretą. Ta zaś nie byłaby raczej zachwycona gdybyśmy buszowały zaraz obok jej posłania. - patrzyła w oczy swojej siostrze - Na szczęście jest jeszcze moje piętro. Ewentualnie jeżeli włam do Grubsona pójdzie zgodnie z planem i bez większych przeszkód w drodze powrotnej możemy zawitać w jednej z karczm. O ile rzecz jasna będziemy miały siłę. - uśmiechnęła się zalotnie - Wszak czeka nas dzisiaj spotkanko z Rosą a ta jak już sama wiesz może wycisnąć z nas siódme poty. - wdowa zdradzała żywe zainteresowanie propozycją figlarnej kultystki - Schodząc jednak na ziemię. Mam nadzieję, że pamiętasz o jutrzejszym spotkaniu z Louisa i Czarnym? - zmieniła temat i ton na nieco poważniejszy?

- Oh jak ja bym mogła zapomnieć o naszej blond lwicy! Odkąd ją poznałam cały tydzień czekam z niecierpliwością aż mi zrobi brutalną rewizję i całą resztę! - Łasica zaśmiała się beztrosko co przyjemnie kontrastowało z tym mrokiem i lodowatym padającym śniegiem.

- Jutro mam wolne to od rana mogę być do twojej całkowitej dyspozycji. - dorzuciła znów skromnie splatając rączki na swoim podołku i przybierając pozę słodkiej pokojówki. - A z Rosą też prawda. Również na nią czekam. Też umie wycisnąć te siódme poty i przycisnąć butem do podłogi. Wspaniała! Mam nadzieję, że się dogadają z Wiewióreczką. Trochę nieśmiała jeszcze ale myślę, że ma dziewczyna talent do takich zabaw. Świetnie ją dzisiaj zmotywowałaś w tej kąpieli i w ogóle. Bardzo mi to pomogło. Jej chyba też. W końcu jesteś jej panią i ona w ciebie jak w obrazek. - łotrzyca jak to miała w zwyczaju dość chaotycznie przeskakiwała z tematu na temat a jej myśli zdawały się być żwawe jak żywe srebro.

- To prawda, zobaczymy jak to wyjdzie na koniec wieczoru. Ale jak dwie takie sprytne dziewczyny by coś chciały sobie wspólnie zorganizować to chyba coś sobie zorganizują prawda? - na razie odpuściła detaliczne planowanie późniejszych etapów wieczoru i nocy zadowalając się ogólną zgodą przyjaciółki na takie wspólne plany. A humor zdawał się dopisywać z tego powodu.

- A z tymi szlachciankami to jak uważasz. A w ogóle to ładne chociaż? - zapytała filuternie przekrzywiając główkę by zerknąć na idącą obok kultystkę. Jak zwykle była zainteresowana atrakcyjnymi osobami, zwłaszcza takimi jakie by dało się zaciągnąć do łóżka.

- Tylko Ver no tam dalej to im powiesz co chcesz. Ale chyba najpierw trzeba by odwiedzić te miejsca. Ja w każdym byłam ale dość dawno temu. A jak tam się zalęgły szczury? Albo bezdomni? To tak chyba nie bardzo pokazywać taką norę szlachciankom co? - pozwoliła sobie na zwrócenie pewnej uwagi na temat tych adresów o jakich dopiero co mówiła.

- A Czarny… - wróciła na sam koniec do tego co i koleżanka mówiła na sam koniec. Przeszła ze dwa kroki skrzypiąc świeżym śniegiem pod butami. - Jak nam się uda dzisiaj zdobyć to co on chce to nie mamy się czego bać. Pójdziemy, oddamy mu te listy i dziennik a on nam da wejściówkę u przemytników. Wiem, że Rose też nam to obiecała. Ale lepiej zrobić dobrze Czarnemu i by nas miło wspominał. On sporo może. Lepiej go mieć po naszej stronie. - o herszcie podziemia Łasica mówiła z mieszaniną wyczwalnej obawy i szacunku. Nie chciała mieć w nim wroga. A chyba uważała, że jak spełnią jego prośbę to będą mieć u niego chody czy coś takiego.

- Gorzej jak się nie uda… - westchnęła poważnym tonem. Cmoknęła z niezadowolenia. - Wtedy też wypada pójść do niego. I powiedzieć, że potrzebujemy więcej czasu. No albo, że jesteśmy za głupie na tą robotę i rezygnujemy. Bo jak nie wrócimy do niego pomyśli, że lecimy z nim w pana. I może być kiepsko. Wyśle swoich chłopaków po nas. Albo byśmy musiały ciągle się ukrywać albo jakoś go przebłagać inną robotą czy co. Więc lepiej by się udało. - przyznała z wahaniem gdy próbowała domyślić się jak mógłby zareagować Czarny Peter na ich niepowodzenie. I takie widoki zdecydowanie były mniej ciekawe niż gdyby wykonały zlecone zadanie.

Szła w milczeniu spoglądając od czasu do czasu na droge czy aby żaden zakapior nie czycha gdzieś w ciemnej brame aby rzucić się na mienie i cześć dwóch ślicznych panienek.

- Czuje w kościach że Tzeentch będzie nam sprzyjać. - uśmiechnęła się lisio - Z resztą tak sobie myślałam, że skoro karta przetargowa Czarnego jest dla nas aktualnie nic nie warta to może warto by było podarować mu wszystko co mi udało się i co zapewne uda się nam znaleźć jako taki powiedzmy… hmm… - zadumała ponownie - ...prezent? Dar na poczet przyszłej współpracy? Planujemy wszak otworzyć własną działalność, którą taki typ jak on zapewne będzie zainteresowany. - spojrzała unosząc lekko prawy kącik ust - Z resztą wiesz co mam na myśli. - zachichotała - A tak może uda się nam coś ugrać a przy odrobinie szczęścia kto wie? Może przejmiemy monopol nad odpłatnym sprawianiem przyjemności w każdej części i sferze miasta. - ponownie spod kaptura rzuciła pytającym spojrzeniem w kierunku zgrabnie maszerującej kochanki.

- Prezent? Dla Czarnego? - Łasica aż odgarnęła ciemny lok z twarzy jakby przeszkadzał jej w słuchaniu czy patrzeniu na koleżankę. Wydawała się być mocno zdziwiona takim pomysłem. Dumała nad nim z kilka kroków w tej padającej śnieżycy.

- Może… Nie wiem. Trudno powiedzieć. Chyba można go zapytać. - wydawała się niepewna przy tak mocno niestandardowych warunkach szacowania reakcji herszta największego gangu w mieście.

- Jej to ty naprawdę myślisz otworzyć jakiś burdel? - zapytała zaciekawiona tym razem uśmiechając się wesoło do swojej przyjaciółki.

- Burdel to chyba zbyt mocne słowo. - zaśmiała się rubasznie - Raczej klub dla koneserów damskich wdzięków. To brzmi zdecydowanie lepiej. - nagle dała klapsa swojej przyjaciółce - Myślę, że Slaanesh i Tzeentch aż się uśmiechają na taki plan.

Śnieg sypał skutecznie utrudniając widoczność do przecznicy przed nimi. Sceneria była jednak naprawdę urocza. Świeżo nasypany puch przyjemnie skrzypiał pod ich stopami a coraz dalszaj odległość od portu sprawiała iż nocna bryza aż tak bardzo nie dokuczała.

Łasica przywitała klapsa tak jak zwykle. Bardzo chętnie i bardzo wdzięcznie. Pisnęła radośnie w udawanym przestrachu i zaraz roześmiała się wesoło z zadowolenia.

- Lubię koneserów damskich wdzięków. Zwłaszcza jak są przystojni. Albo jakieś ślicznotki. Myślisz, że w takim klubie znalazłoby się dla mnie miejsce? - młoda kobieta w skórzanych spodniach popatrzyła filuternie na przyjaciółkę. Temat i cała rozmowa zdawał się jej sprawiać sporo radości i satysfakcji.

- Chciałabym aby znalazło się tam miejsce jak nie dla wszystkich to dla większości członków naszego zboru. - kolejny zakręt i kolejna wąska uliczka. Szły blisko siebie miarowym tempem zbliżając się coraz bardziej do kamienicy Versany.

---

wieczór; ulice miasta; droga do “Pełnych żagli”: Versana, Łasica, Brena


Ponownie znalazły się na tej śnieżycy. Tym razem były jednak we trzy. Trzy tak samo urocze jak i niebezpieczne. Jednak z nich musiała jednak jeszcze w sobie odkryć ta moc i energie.

- Gdzie podążamy? - zapytała niepewnie najmłodsza z nich gdy mijały kolejny zaułek. Od czasu kiedy to Brena zaczęła pobierać nauki u swojej pani jej słownictwo znacznie się zmieniło. Może nie było jeszcze na takim poziomie jakby sobie zażyczyła Versana. Przewyższał jednak i to znacznie swoją elokwencją to co dało się niejednokrotnie słyszeć w kręgach ludzi pokroju samej kultystki.

- To niespodzianka. - odparła czarnowłosa wdowa - Potraktuj to jako nagrodę wszak to Nadia dzisiaj pełni służbę. - spojrzała dwuznacznie na siostrę w wierze - Będzie to jednak zarazem pewnego rodzaju egzamin mający na celu wprowadzić cię jeszcze głębiej w niuanse naszego niepisanego siostrzanego układu. - ponownie zogniskowała swoje spojrzenie na rudej uczennicy - Przez moment w pewnym sensie będziesz mogła się poczuć jak pani a nie jak służka. - nie była to propozycja a raczej zachęta mająca na celu jeszcze bardziej zaostrzyć apetyt rudowłosej małolaty.

- Naprawdę? - Brena zapytała cichutko zerkając jak zwykle najpierw na swoją panią a potem na nową siostrę idącą obok. Wyglądała na trochę przejętą a trochę podekscytowaną. Może nawet trochę zaniepokojoną gdy padła wzmianka o egzaminie.

- Ależ oczywiście siostrzyczko. No przecież jak ja dzisiaj wam usługuję to chociaż dla mnie będziesz panią. I szczerze mówiąc nie miałabym nic przeciwko jakby tak było nie tylko dzisiaj. - Łasica bez wahania wsparła swoją siostrę w wierze w zachęcaniu ich nowej wychowanki do podążania ścieżką u jakiej progu dopiero stała.

- Naprawdę? - rudowłosa pokojówka wyglądała na zafascynowaną ale też nieco może nie dowierzała, że to może być prawda. Pomimo obietnic i słów zachęty ze strony nowej koleżanki. Znów więc spojrzała na swoją panią którą znała lepiej i do jakich widocznie miała większe zaufanie.

- Ależ oczywiście. Ja słów na wiatr nie rzucam Breno. - uśmiechnęła się złowieszczo - Czego to nie robi się dla sióstr. - dodała - Ja zrobię coś dla ciebie a ty dla mnie. To chyba zdrowy układ. Nie uważasz?

- Dobrze proszę pani. Postaram się pani nie zawieść. - Brena uśmiechnęła się z ulgą i przyjemnością. Widocznie Versanie udało jej się wlać nieco otuchy do serca.

---

wieczór; karczma “Pod pełnymi żaglami”; spotkanie z Rose: Versana, Łasica, Brena, Rose


Versana podrapała się po swojej czarnowłosej czuprynce analizując zagwostkę seksownej pani kapitan. Wertowała w myślach kto mógłby się nadać na taką daleką wędrówkę przez pokryty grubą warstwą śniegu teren. Nie musiała jednak szukać daleko.

- Dana! - samowolnie wyrwało się z jej ust imię traperki. Gdy jednak zmiarkowała co przed chwila sie stało. Wpierw zakłopotana nieufnie spojrzała na współbiesiadników a następnie skupiła wzrok na samej pani kapitan.

- Myślę, że znam odpowiednią osobę. - teraz już całkowicie świadomie zwróciła się do Rosy - Myślę też, że nie powinna cię drogo policzyć. - ze zwyczajowym dla siebie uśmiechem kontynuowała podjęty przed chwilą temat - Daj mi dzień czy dwa na rozeznanie się w sytuacji. Muszę popytać w paru miejscach. Jestem jednak pewna iż uda się to załatwić bez szkody dla nas obu. Skoro zaś jesteśmy przy korzyściach i szkodach rownież mam do ciebie pewien romans. - tak to już było. Rzadko kiedy ktokolwiek robił cokolwiek bezinteresownie. Nie zawsze jednak sprawy kręciły się wokół pieniędzy lub nie zawsze były one meritum rozmowy. Czasami za przysługę wypadało się odwdzięczyć przysługą i choć niejednokrotnie takie rozwiązanie dziwiło wielu ludzi to najczęściej przynosiło ono najwięcej korzyści. Zarówno tych niewymiernych jak i tych, których wartość można było dokładnie policzyć. Tak było i tym razem.

- Poszukuje dwóch jegomość. - zaczęła dość bezpośrednio - Pierwszy to niejaki Ralph Mauer. Facet ponoć jakiś czas temu przybył tu na Błękitnym Łabędziu. Drugi zaś to Axel Eriksen. Właściciel “Białego Delfina”. - mówiła rzeczowo chwytając za dopiero co doniesione przez seksowna kelnerke naczynie.

- O tym pierwszym pierwsze słyszę. - Rose pokręciła głową na znak, że z tym Mauerem to raczej im nie będzie mogła pomóc. A wcześniej uśmiechnęła się ucieszona gdy nowa znajoma mogła mieć kogoś na przewodnika.

- A tego “Delfina” spotkaliśmy w Marienburgu. W lecie. Czekaliśmy na redzie w tym samym czasie. Ale na pokładzie nie byłam ani tego Eriksena nie spotkałam osobiście. Tak przez lunetę to taki cywilizowany Nors. - kapitan zmrużyła oczy przy drugim mężczyźnie o jakiego pytała czarnowłosa.

- Widziałam jego “Delfina” tutaj w porcie. Ale jego samego nie spotkałam. Jak jest w mieście to chyba raczej powinno się go dać znaleźć. Możesz zapytać w kapitanacie. Zwykle zostawia się jakiś adres kontaktowy gdyby jakaś sprawa była do kapitana. - poradziła coś od siebie jako jeden z tych kapitanów i marynarskiej braci.

Pokiwała głową przyjmując do wiadomości te raczej skromne informację. Nie tego się spodziewała. Jednak już przywykła do tych małych rozczarowań jakie nie raz, nie dwa natrafiały się na jej drodze.

- Ehhh… No trudno. - wzruszyła ramionami nieco zawiedziona - Myślałam, że to jakiś bardziej rozpoznawalny kapitan. Pozostaje więc kapitanat. Skoro jednak już jesteśmy przy Norsmenach. Wiem, że nawiązywałam do nich przy okazji ostatniego spotkania nie spytałam jednak o jedno. - spojrzała znad kufla upijając grzdyla ciepłego jeszcze grzańca, którego aromat miło łechtał jej nozdrza - Wiesz może co z nimi się stało? Pozamykali ich? Wyrżneli w pień? Dorwał ich ten cały łowca czarownic?

- O tych co nocą przepłynęli przez port? - Rose upewniła się czy mówią o tym samym. Łasica pokiwała twierdząco głową a Brena na razie się nie odzywała wcale.

- Nie mam pojęcia. Nie słyszałam nic o nich poza tym, że gdzieś w górze rzeki się rozbili. A potem pojechała kawaleria i zrobiła nimi porządek. To może oni coś wiedzą? Mnie raczej nie po drodze z lądową kawalerią czy tym bardziej, łowcami czarownic. Swoją drogą niesamowity wyczyn tak w nocy przepłynąć port i wpłynąć na oblodzoną rzekę. Tylko nie wiem po co tam popłynęli. - kapitan pokręciła swoją ciemnowłosą głową, że jej informacje o tych Norsmenach nie przekraczają tych o jakich już chyba wiedziało całe miasto. Mówiła jakby nie bardzo przywiązywała wagę do spraw typowo lądowych. A dla śmiałości norsmeńskich żeglarzy miała wyraźny szacunek.

- Pewnie więc starli ich w pył. - dodała chłodno - To co jakaś partyjka w karty o to kto dziś płaci za pokój? - rzuciła przekornie zmieniając temat ma znacznie przyjemmiejszy.

Czarnowłosa kapitan rozłożyła ręce na znak, że nic nie wie na temat tamtej potyczki między Norsmenami a kawalerią. Za to z chęcią podążyła za nowym wątkiem podjętym przez nową wdowę.

- Pokój już czeka wynajęty na górze. Mam nadzieję, że dacie się tam zaprosić. - Rose uśmiechnęła się wskazując dłonią w stronę schodów jakie wiodły do wynajmowanych pokoi na piętrze.

- Ja na pewno. - Łasica wyczuła tą zmianę tematu i od razu uniosła rączkę na znak, że jest chętna na taką wizytę.

- Karty? Mogą być i karty. Gramy tutaj czy od razu idziemy na górę? Wszystkie cztery? - kapitan zrobiła gest w stronę swojego marynarza a ten grzebał chwilę po kieszeniach wyjmując mocno zużytą talię kart. I jeszcze sprawdzając czy wszystkie mu się wyjęły za pierwszym razem. A Estalijka wskazała wzrokiem na Brenę której nie było przy poprzednim spotkaniu więc teraz chyba nie do końca była pewna jej roli w dzisiejszym spotkaniu.

- Możemy iść na górę. - oznajmiła wskazując wzrokiem na schody prowadzące do prywatnych pokoi i uśmiechając się szeroko - Mam nawet ciekawy pomysł na jakich zasadach mogły byśmy zagrać.

- No to chodźmy! - Rose zaśmiała się wesoło, wzięła talię kart w dłonie i wstała od stołu. - Chłopaki poczekajcie tu na nas. - rzuciła do swojej eskorty a sama ruszyła w stronę schodów prowadząc pozostałą trójkę do wybranego pokoju. Otworzyła go wyjętym kluczem i jeszcze chwilę jak zwykle trwało aby zapalić lampę i ta rozjaśniła ten pokój. Wyglądał raczej standardowo jak pokój do wynajęcia na dwa łóżka. Do tego dwie szafy, stół, krzesła i tyle.

- Przy stole się chyba nie zmieścimy. To chodźmy do łóżka. - Rose wskazała na stół przy jakim były tylko dwa krzesła. I sama pierwsza klapnęła wesoło na pierwsze łóżko. Podwinęła nogi gestem zapraszając pozostałe dziewczyny.

- To jak gramy? O co? - kapitan zaczęła tasować talię i popatrzyła z krnąbrnymi ognikami w oczach na pozostałą trójkę.

- Ja mogę grać na rozkazy. Ale uprzedzam, że słabo gram w karty. - Łasica zgłosiła się pierwsza wracając do tonu grzesznej niewinności. Sama wzięła się za przysuwanie drugiego łóżka tak by powstała większa platforma na te wspólne gry i zabawy po czym klapnęła sobie bez skrępowania obok pani kapitan.

- Nie ukrywam, że myślałam raczej o rozbieranej wersji. - przyznała raczej nie zaskoczona tą śmiałą propozycją siostry - Jednak twój wariant brzmi chyba jeszcze ciekawiej. - zaśmiała się w głos - To co potasuję a ty polej jak przystało na służebną. - wyciągęła rękę w kierunku Rosy by ta podała jej karty. Swoją drogą czy tylko mi tu jest tak gorąco? - rzuciła zadziornie do reszty zgromadzonych - Breno a może ty masz jakieś życzenia które mogłaby spełnić ta oto dziewka? - spojrzała zachęcająco na swoją uczennice - Śmiało nie krępuj się. To dziś twój przywilej. - wyszczerzyła ząbki tym razem do swojej podopiecznej - Możesz zażyczyć sobie na co ci tylko dusza pozwoli.

- Możemy zagrać na rozbierane rozkazy! I inne też! - Łasica gdy zabawa zaczynała iść po jej myśli i to taka jaką chyba najbardziej lubiła, zrobiła się kochana, życzliwa, wesoła i w ogóle do rany przyłóż. Chętnie była przystać na propozycję swojej przyjaciółki. A pani kapitan też chyba to wszystko rozbawiło bo bez wahania oddała talię Versanie. Tylko Brena wciąż była milcząca i wyglądała jak myszka pomiędzy trzema kocicami.

- I oczywiście proszę pani już służę. - gdy łotrzyca już pozwoliła sobie na ten pierwszy wybuch entuzjazmu to chętnie wróciła do roli słodkiej i posłusznej służącej. Aż jej się oczka zaśmiały gdy Versana zaczęła wydawać jej polecenia. Zwinnie zeskoczyła ze złączonego łóżka i wróciła do stołu gdzie zostawiły tacę z kubkami i butelkami. A po drodze zachęcająco poklepała rudzielca po ramieniu by dodać jej otuchy.

- Ja dziękuje. To wino może być. - Brena uśmiechnęła się ostrożnie. Wyglądała trochę jak nowa uczennica w grupie starszych i bardziej doświadczonych w temacie koleżanek. Co z jednej strony cieszyła się, że tu jest i chciałaby być taka jak one ale z drugiej nie chciała się wygłupić i nie wiedziała za bardzo jak się zachować. No i znów wybrała miejsce nieco przy krawędzi łóżka by nie być w centrum a jednocześnie być blisko Versany.

- Oczywiście Breno, już podaję i służę uprzejmie! - Łasica też chyba chciała jej pomóc wejść w tą przygodę jak najłagodniej bo odwróciła się od stołu i trochę zawadiacko a trochę zabawnie przyjęła to zamówienie jak od swojej pani czy kapitana.

- Na moje oko to ona aż przebiera nóżkami aby spełniać nasze polecenia. - Rose nachyliła się nieco do dwóch kobiet z jakimi dzieliła łóżko i szepnęła do nich konspiracyjnie wskazując na plecy Łasicy. Zabrzmiało to dość zabawnie bo ta raczej nie mogła tego nie usłyszeć. A nawet Brena się roześmiała, zresztą Łasica też i w odpowiedzi pokiwała bezczelnie głową i uniosła kciuk do góry.

- Też tak myślę. - przyznała rację rozochoconej kobiecie - wpierw jednak partyjka. - roześmiała się chcąc by tradycji stało się zadość - To jak? Dobierany? A raczej rozbierany? - rzuciła patrząc dwuznacznie na pozostałe.

- No a ja u was z pieniędzmi? Macie na pulę? - Rose popatrzyła pytająco na pozostałe koleżanki.

- Ja jestem biedna jak mysz polna. Ale chętnie mogę płacić i brać wypłatę w naturze. - oświadczyła Łasica jaka wcielała się w ich kelnerkę wracając z tacą i napitkiem. Każdej koleżance wręczyła po kubku wina nim sama spoczęła znów na łóżku.

- No ja też niewiele mam. Same miedziaki. - Brena odezwała się nieśmiało chyba z ulgą, że nie jest jedyną która nie ma pełnej sakiewki.

- No to same widzicie, że na pieniądze nie mamy co grać. To możemy zagrać w rozbieranego. Tylko zamiast pieniędzy wrzucamy do puly ubrania. A kto wygra pulę to wydaje rozkaz tej co pierwsza odpadła. Może być? - kapitan miała gotową odpowiedź jak mogą zagrać skoro na pieniądze to by chyba mogła grać tylko z młodą wdową o białym uśmiechu. Brena niepewnie spojrzała na swoje siostry czekając na ich decyzję.

- Co myślisz Ver? Wchodzimy w to? - Łasica filuternie spojrzała na drugą kultystkę ciekawa jej reakcji na taką propozycję.

- Zawsze mogę co nieco wyłożyć za Brene. - odparła zwięźle - A skoro służka nie ma za co grać niech się rozbiera. - dodała śmiejąc się rubasznie.

- Swoja drogą. - wzrok utkwił w pani kapitan tasując przed chwilą podane jej karty - Co takiego masz zamiar transportować? Pytam bo nie wiem czy potrzebny ci tylko przewodnik. Czy być może również eskorta do tego ładunku?

- Liczę że ja i moje chłopaki damy radę. Muszę im dać coś do roboty by nie zgnuśnieli przez zimę. Poza tym jest okazja do zrobienia interesu. Tylko teren jest dla nas obcy. To by nam się przydał jakiś przewodnik do stolicy. - kapitan odpowiedziała z uśmiechem oglądając pierwsze karty jakie wylądowały w jej dłoniach. W drugiej dzierżyła kubek jakie wszystkim rozdała Łasica. Ale teraz wsadziła go sobie między uda aby swobodniej manewrować kartami.

- A zamierzam pojechać po prawdziwy skarb. - odparła śmiejąc się wesoło więc trochę nie bardzo było wiadomo czy to tak na poważnie z tym skarbem czy tylko sobie żartuje.

- Nie chcesz to nie musisz zdradzać szczegółów tej transakcji. Grajmy więc. - rzuciła podnosząc swoje karty by sprawdzić jaki to los Tzeentch zgotował dla niej.

---

- Ale ja nie wiem co… - przyznała rudzinka z zarumienionymi policzkami. Mogła je mieć zaróżowione od tego wina jakim się raczyła razem ze swoimi kompanami w tej grze. Ale pewnie też swoje zrobiła ta gorąca atmosfera jaka niczym wąż owijała się wokół nagich i półnagich kobiecych ciał. Wydawało się, że ta wspólna gra, emocje, wspózawodnictwo i sprośne żarty bardzo je zbliżyły do siebie i rozluźniły towarzystwo.

- Oj cokolwiek. Przecież Rose to taka swojska, kochana dziewczyna. Na pewno wykona twoje polecenie. Może też zostanie naszą siostrą? To byśmy były we cztery. Rose chciałabyś być naszą siostrą? - Łasica co pierwsza przegrała swoje ubranie więc już z drugie rozdanie siedziała nagusieńka nadal chętnie pełniła rolę służki i kelnerki uzupełniając trunki w kubkach. I bynajmniej nie przejmowała się swoją nagością a nawet jakby sprawiało jej to przyjemność. Teraz próbowała przekonać ich najmłodszą siostrę aby się przełamała do wydania rozkazu tej która w tej partii odpadła pierwsza czyli Rose. Pokojówka Versany wciąż jednak miała naturalne opory aby nawet w zabawie wydawać polecenia komuś kto na zewnątrz był znacznie od niej ważniejszy w hierarchii społecznej. Poprzednio już raz wygrała partię ale wówczas trafiła na Łasicę więc kazała jej wycałować swoje dłonie i stopy co Nadia wykonała z prawdziwą przyjemnością, że aż przyjemnie było popatrzeć. Gdyby je wówczas zostawić same to pewnie na samym całowaniu by się nie skończyło.

- Waszą siostrą? A co robi się jako wasza siostra? - widząc, że Brena zwleka z podjęciem decyzji Rose de la Vega zagaiła o ten temat. Pani kapitan siedziała w samych majtkach bo chociaż nie szło jej tak kiepsko jak Łasicy to jednak rzadko jej się udawało wygrać partię. I tak po kolei zdejmowała z siebie kolejne rzeczy aż została już w tym ostatnim kawałku bielizny. Ale też jakoś nie wyglądała na zmartwioną tymi przegranymi a oczka i usta śmiały jej się całkiem często.

- Zazwyczaj to chodzi o chodzenie do łóżka z jakimiś ślicznotkami i przystojniakami. Ale głównie ze ślicznotkami. No i czasem trzeba wziąć wspólną kąpiel. Dobrze mówię dziewczyny? - Łasica odparła luźno i swobodnie zerkając łobuzersko na dwie pozostałe siostry. Brena zachichotała cichutko rozbawiona tym nawiązaniem do ich wspólnego spotkania w łazience Versany dzisiaj rano.

- Brzmi ciekawie. A jak tam z rozkazem dla mnie słodziutka? Co mogę dla ciebie zrobić? - Rose pokiwała głową, zrobiła usta w podkówkę na znak, że jak chodzi tylko o to to może rozważyć wstąpienie do tego siostrzeństwa. Przynajmniej póki tak sobie teraz przy karcioszkach, winku i w łóżku rozmawiały półnago. Brena spojrzała pytająco na swoją panią na jaką jak zwykle oglądała się gdy tylko mogła szukając inspiracji i podpowiedzi. Siedziała w pończochach, bieliźnie i koszulce. Z początku karty jej niezbyt sprzyjały i wydawało się, że dołączy do nagiej Łasicy w tym pozbywaniu się ubrań. Ale ostatnia i przedostatnia partia zastopowała ten proces a teraz nawet wygrwała całą pulę. Więc patrzyła na tą najbardziej ubraną. Strój młodej wdowy był niewiele ruszony od początku gry. Karty jej sprzyjały więc ze swojego ubioru pozbyła się niewiele. Najczęściej też wygrywała całą pulę więc zdążyła już wydać chociaż raz polecenia każdej z pozostałych partnerek. Między innymi i pani kapitan która wówczas nie miała oporów aby spełnić ten rozkaz. Może i to był powód dla którego Brena niemo prosiła ją o wsparcie i podpowiedź jak powinna zachować się teraz.

- Breno. Nie krępuj się. - starała się dodać otuchy nieco zestresowanej uczennicy - Na pewno jest coś takie co zawsze chciałaś aby, któregoś dnia jedna seksowna pani kapitan dla ciebie zrobiła. - uśmiechnęła się szeroko kładąc jedna dłoń na kolanie rudzinki a druga na Rosy - Coś co ci się marzyło czy śniło. Jesteś wśród sióstr przecież więc śmiało.

- To może… Może pocałunek? - zaproponowała ośmielona tak trójstronnym zachętami Brena. Zerknęła szybko na pozostałe uczestniczki zabawy by sprawdzić czy nie przesadziła. Ale widocznie nie. Bo pani kapitan uśmiechnęła się wesoło, skróciła dystans i złożyła pocałunek na ustach zwyciężczyni tego rozdania przy aplauzie i zachęcających komentarzach swojej drugiej siostry.
 
Pieczar jest offline  
Stary 08-01-2021, 17:11   #150
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
noc; kamienica Grubsonów; włam: Versana, Brena i Łasica


- Wygląda spokojnie. - Łasica po raz kolejny rzuciła spojrzenie w kierunku zaśnieżonej kamienicy. Pozornie niewiele się wyrożniającej od rzędu innych z jakimi stała na tej ulicy. Marsz z portu przez ciche i ponure miasto pełne śniegu pozwolił przestawić się z wesolutkiej i nieskrępowanej zabawy we czwórkę na numer jaki miały wyciąć we dwie. Z cichym kibicowaniem Breny jaka była najmniej wtajemniczona w całą sprawę. Burza w międzyczasie się skończyła gdy bawiły w “Żaglowcu” a teraz było ciemno i cicho. Nocne niebo dalej przykrywały chmury jakby w każdej chwili coś mogło z nich zacząć sypać. Wiatr jednak prawie ustał ograniczając się do lekkiego powiewu wyczuwalnego na twarzy. Więc było cicho i nieruchomo. Z powodu śniegu nie do końca tak ciemno jak to by było gdy świat nie przykrywała zimowa pierzyna. Dalej jednak panował siarczysty mróz.

- To mówisz, że nie mają psów? No to środek nocy to powinni spać. - włamywaczka zbierała się mentalnie do tego włamu. Poprawiła rękawiczki, podskoczyła parę razy, zabiła ramiona i zrobiła kilka przysiadów. Na razie nic nie zdradzało jakiejś nieprzewidzianej aktywności domowników. Cały dom jak i ulica wydawał się cichy, ciemny i pogrążony we śnie. Tak stały przy narożniku kilka domów dalej obserwując go z cienia. Wedle tego co mówiła łotrzyca to ona miała się wspiąć po ścianie do tego okna na piętrze gdzie był gabinet Grubsona. Okno było zamknięte okiennicami ale ulicznica twierdziła, że ma na to sposób. Na podstawie co mówiła jej przyjaciółka uznała, że raczej powinna sobie z tym poradzić. A potem jak dostanie się do środka to spuści na dół linę by ta mogła do niej dołączyć.

- To jak będę na górze to filuj na resztę. Bo ja będę zajęta oknem i resztą to mogę coś przegapić. - powiedziała do Versany gdy w końcu uznała, że jest gotowa do tej próby.

Dostrzegajac nieco zaskoczoną i zdezorientowaną minę swojej uczennicy. Ver zdecydowała się wprowadzić ją w meandry aktualnego przedsięwzięcia.

- Widzisz kochanie. - zaczęła łagodnie - Czasami jest tak że nie wszystko idzie po naszej myśli. Nie należy jednak wtedy się poddawać. - uśmiechała się szepcząc do zapatrzonej w okiennice Breny - Niekiedy trzeba po prostu dopomóc szczęściu. - puściła oczko drugiej z sióstr - Potraktuj to jako przygodę. Jako kolejny etap na twojej drodze ku sławie i prestiżu. - Ver wiedziała, że takie słowa trafiają do jej młodszej koleżanki. Sama zaś autorka z czasem kiedy ów mowy motywacyjne stawały się niemal codziennością czuła się coraz swobodniej w ich wygłaszaniu. Mówiła czule ale i pewnie nie dając swojej podopiecznej nawet na chwile poczucia iż nie wie co robi.

- Plan jest prosty. - przeszła do konkretów- Przy odrobinie szczęścia Nadia i ja wejdziemy do środka aby się trochę rozejrzeć. Ty zaś pozostaniesz na dole i będziesz naszymi oczami i uszami. - wskazała na okoliczne uliczki i alejki - Wiesz tak na wypadek nie przewidywanego patrolu strażników, którzy zbytnio zainteresowaliby się tym co my będziemy robić. - zaczeęa wyjaśniać szczegóły - Wtedy zamachaj im kuperkiem, zatrzepocz rzęsami i udaj biedną i zagubioną niewiastę. Wiem że potrafisz. - uśmiechnęła się kładąc rękę na ramieniu pilnie słuchającej pokojówki - Jeżeli zaś u nas coś by się działo. Wiesz. tam na górze. To narób na dole rabanu. Krzycz czy bij w drzwi w pięściami i zwiewaj ile sił w nogach. Pamiętaj jednak, że pozostawiać będziesz po sobie ślady na świeżo nasypanym śniegu więc zadbaj o to by nie uciekać od razu do domu. Tylko zmylić ewentualny pościg. - delikatnie dwoma palcami dotykając jej brody zwróciła twarzyczkę młodej piegowatej dziewczyny ku sobie - Pojełaś? Jesteś sprytna więc wierzę, że w razie jakiś nie przewidywanych komplikacji wymyślisz coś na szybko tak aby miało ręce i nogi.

Brena w milczeniu kiwała tylko rudą czuprynką na znak że przyjęła do wiadomości wydane jej rozporządzenia. Twarz zdradzała jednak niepewność tak jakby starała się ułożyć sobie to wszystko w głowie nie będąc pewną czy podoła. Mimo iż dla niej było to pierwsze takie "wystąpienie" Versana wierzyła w nią. Dbała o wykształcenie swojej podopiecznej i bacznie obserwowała jej rozwój. Wiedziała na co ją stać. To zaś był kolejny etap jej rozkwitu.

- A i jak brzmi zasada numer jeden? - zapytała nagle zmieniając temat.

- Dyskrecja. - odpowiedziała bez zastanowienia.

W tych nocnych ciemnościach twarz jawiła się jako blady owal więc trudno było zorientować się w mimice. Najbardziej czytelny wydawał się głos i mowa ciała. Brena mimo wszystko wydawała się mieć spore wątpliwości co tutaj właściwie robi i ona i jej siostry. Ale koniec końców zgodziła się jednak im pomóc. We trzy wyszły z cienia i przeszły te kilka domów jakie dzieliły ich od kamienicy Grubsonów aż znalazły się pod właściwym oknem. Wszystkie trzy zadarły głowy do góry aby z bliska przyjrzeć się zamkniętej okiennicy. Ale wyglądała dość zwyczajnie. Tak samo jak wszystkie inne w tym domu i tych obok. A przynajmniej po nocy nie było właściwie widać zbyt wiele. Ot ciemny prostokąt nad ich głowami.

- Jak nam się uda to mam nadzieję na gorący numerek we trójkę. - Nadja uściskała jedną i drugą siostrę tak na szczęście i na rozluźnienie dość napiętej atmosfery po czym odwróciła się do nich plecami i podeszła do ściany budynku.

Z bliska nie wydawała się taka gładka jak z daleka. Ale czy było w nich wystarczająco punktów zaczepienia dla palców rąk i butów to trzeba było sprawdzić osobiście. I za to się zabrała kobieta w czarnych, skórzanych spodniach. Wspinała się dość powoli. Przed każdym ruchem w górę po omacku sprawdzała gdzie można się czegoś chwycić. Ale szczęście albo umiejętności jej sprzyjały bo stopniowo niczym czarny pająk, pełzła do góry. W tych ciemnościach obie z Breną nie widziały detali tej ściany to trochę wyglądało jakby ich koleżanka wspinała się po płaskiej ścianie.

W końcu włamywaczka dotarła do okna gabinetu. Tutaj złapała się zawiasu framugi i nastąpił bardzo długi moment gdy podpierała się tylko na butach i jednym ręku a swoją prawicą sięgnęła po coś do kieszeni i majstrowała przy środku tej framugi. Z dołu nie było widać co ona tam właściwie robi. Ale było słychać jak ciężko oddycha z wysiłku. Ze dwa razy musiała odpocząć zawisając obiema dłońmi na parapecie nim znów spróbowała swoich sil. Ale wreszcie jej się udało. Coś cicho pykło i poły okiennic odchyliły się. Łasica schyliła się by je po cichu otworzyć na oścież i już nawet z dołu dało się zobaczyć okno.

~ Zamkniętę! Będę musiała wybić okno! Uważajcie! ~ z gory usłyszały cichy syk koleżanki gdy odkryła zamknięte okno. W końcu minęła ponad doba od wizyty Versany w tym gabinecie to ktoś widocznie musiał zamknąć to okno. Teraz włamywaczka musiała wybić szybę aby dostać się do środka. Wspięła się więc na parapet, przykucnęła jak jakiś czarny gagrulec i łokciem trzasnęłą tą szybę po czym zamarła. Odgłos pękanej szyby wydawał się strasznie głośny w tej nocnej ciszy. Brena nerwowo rozejrzała się w obie strony ulicy obawiając się reakcji. Czekały.

Łasica chyba uznała, że nikogo nie wybudził ten dźwięk bo zmieniła pozycję i coś tam zaczęła robić. Po chwili okno było otwarte a ona sama zniknęła wewnątrz znikając też swoim koleżankom z widoku. Znów czekały. Z otwartego okna nie dochodził żaden dźwięk, światło ani nie było nikogo widać. Owal twarzy rudowłosej pokojówki skierował się na jej panią jakby ta mogła wyjaśnić jej co tam się dzieje. Ale wreszcie na górze pokazała się znajoma sylwetka w czerni. Uniosła kciuk do góry po czym zrzuciła na dół linę.

Pierwsza próba okazała się beznadziejna. Versana ani nie mogła znaleźć żadnych punktów oparcia ani wspiąć się po linie. Kompletnie nie miała doświadczenia w takich zabawach! Wspięła się może na metr ponad poziom zaśnieżonej ulicy gdy spadła na nią z powrotem. Z góry jednak Łasica a z dołu Brena zachęcały ją gestami by spróbowła jeszcze raz. Lina okazała się jednak bardzo pomocna. Jak się trzymała jej dłońmi to wystarczyło znaleźć jakieś oparcie do butów i szło dużo łatwiej gdy już załapała mniej więcej o co chodzi. Nawet chyba poszło jej trochę szybciej niż koleżance. Ta na końcówce wyciągnęła ku niej rękę i pomogła jej wejść przez parapet do środka.

~ No! Jesteś wreszcie! Już się bałam, że cię będę musiała tu wciągać! ~ na górze Łasica krótko pocałowała zasapaną koleżankę szepcząc do niej z ulgą i nieco żartobliwym tonem. ~ No to jesteśmy. Tam są drzwi. Nic nie słyszę więc chyba dalej śpią. ~ wskazała na kierunek naprzeciwko okna. Jak wdowa wiedziała z wcześniejszej wizyty to tam rzeczywiście były drzwi na korytarz. Ale po ciemku, nawet z paru kroków kompletnie ich nie było widać. Właściwie w ogóle niewiele było widać. Ot, zarys fotela i biurka bo stały w pobliżu okna. Jak coś miały tu znaleźć trzeba było zapalić światło.

Versana spodziewała się iż zadanie może nie należeć do najłatwiejszych. Nie myślała jednak, że będzie to tak męcząca i wymagające aż tyle siły czynność. W prawdzie sypialniane figle też były męczące. Były jednak również przyjemniejsze. Na szczęście całus Łasicy pozwolił szybko zapomnieć o wycieńczeniu.

W środku powtórzyła się natomiast sytuacja ze sklepowego biura grubasa. Ciemno jak w dupie. Wdowa wiedziała jednak co należy robić.

- To ty zastaw drzwi aby w razie czego nikt tu nam nie wtargnął. - szepnęła na ucho kochance - A ja zwinę linę i rozejrzę się za jakiś źródłem światła.

~ Nie. Jakieś szuranie mogą usłyszeć. Znajdźmy świecę czy coś takiego. Musieliby wstać i wyjść na korytarz by zobaczyć światło w szczelinie pod drzwiami. A powinnyśmy usłyszeć otwieranie drzwi i kroki to zdążymy zgasić świecę. ~ doświadczenie złodziejki podpowiedziało jej inne rozwiązanie. Nie protestowała jednak przeciwko zwinięciu liny. Po chwili buszowania po ciemku znalazły na biurku lampę. Po paru kolejnych chwilach jej światło rozjaśniło gabinet gospodarza.

~ Dalej to chyba twoja działka. Ja to mogę złoto i biżuterię zgarnąć. ~ gdy się rozejrzały w tym świetle Versana rozpoznała wnętrze w jakim rozmawiała i podpisywała umowę przedwczoraj z gospodarzem. Łasica musiała sobie zdawać sprawę, że teraz raczej ona powinna grać główne skrzypce bo sama była tu pierwszy raz a i na słowie pisanym nie znała się kompletnie.

Ver więc rozejrzała się raz jeszcze po pokoju. Jeżeli ów dziennik był jakimś hakiem na Czarnego to Grubson nie trzymałby na wierzchu. Za pierwszy cel obrała więc biurko.

- Też możesz rzucić okiem tu i ówdzie. - szepnęła do koleżanki - Może coś uda ci się znaleźć. Z resztą złotem i kosztownościami również nie pogardzę.

Obie zaczęły buszować po gabinecie gospodarza. Versana zajęła się biurkiem a Łasica resztą. W przeciwieństwie do wspinaczki po linie operowanie tymi wytrychami przyniesionymi dzisiaj przez jej przyjaciółkę poszło wdowie wyjątkowo dobrze. Otworzyła lewą część biurka i zamek okazał się prostszy niż te co były zamontowane w magazynku Grubsona. Widocznie tutaj się chyba aż tak nie obawiał włamywaczy. Więc dość szybko jedna połowa biurka stanęła przed nią otworem.

Były tam szuflady a w nich różne bruliony, listy, papiery, puste kartki no i jak na oko przerzucała kartki to pewnie istotne do prowadzenia działalności handlowej przez Grubsona. Ale chociaż nie miała czasu tego czytać nie mówiąc aby chociaż porządnie przekartkować to wszystko to wydawało się dość służbowe. Coś podobnego miała ona sama w swoim biurku. Jakoś nic z tego nie wydawało się odbiegać od innych przeglądanych papierów ani interesować herszta Czarnych. Za to w jednej szuflad znalazła sakiewkę jaka brzęczała obiecująco.

~ Ver! Zobacz! Bierzemy? ~ Łasica coś znalazła w przeszukiwanej szafie. Podeszła do biurka aby w świetle jedynej lampy lepiej się przyjrzeć. Wyglądała jak szkatułka wielkości dwóch, no może trzech rozłożonych dłoni. Ale jeszcze dało się ją wziąć pod pachę. Jednak była zamknięta a Łasica chyba nie chciała tracić czasu na grzebanie przy jej zamku. Grzechotało coś cicho w środku jak lekko nią potrząsnęła. Trochę jednak trudno ją było zabrać jak do schodzenia po linie trzeba było mieć dwie wolne ręce.

Versana zaś przyklękła przy drugiej części biurka. Tam znów użyła swojego nowego zestawu wytrychów i znów z dobrym skutkiem. Zamek poddał się dość prędko i poła biurka stanęła otworem. Tu wśród szuflad znalazła znów papiery i notesy. Ale jak otworzyła jeden z nich co wydawał się odłożony nieco na bok wydawało się, że to jakiś osobisty notatnik Grubsona. Pisany jego własną ręką i z jakimiś przemyśleniami. I znalazła jeszcze niewielką, szkatułkę w której były listy zaczynające się od “Najdroższy… “.

Miały więc dwie szkatułki do otwarcie. Można było z nimi jednak powalczyć później. W dogodniejszym miejscu i czasie zaś świeża i dość gruba warstwa śniegu powinna nieco zamortyzować upadek, na wypadek gdyby chciały je lub chociaż jedna, ta cięższą zrzucić przez otwarte okno.

- Tzeentch nam sprzyja. - rzuciła cichutko do koleżanki - Rozejrzyjmy się raz jeszcze i spadamy. Wolę być pewna, że nic nie pominęłyśmy.

---

Mecha 37

Łasica; wspinaczka (KRZ + Wspinaczka) 40; rzut: Kostnica 30 > 40-30=10 > remis > z trudem ale się wspięła

Łasica; otwieranie okiennicy (ZRĘ + Otwieranie) 40+10+10-20=40; rzut: Kostnica 21 > 40-21=19 > ma.suk = otwarte, standardowa ilość czasu

Versana; wspinaczka (KRZ + Wspinaczka) (35) 18+20=38; rzut: Kostnica 72 > 38-72=-34 > śr.por > nie wspięła się

Versana; wspinaczka (KRZ + Wspinaczka) (35) 18+20=38; rzut: Kostnica 14 > 38-14=24 > ma.suk > wspięła się standardowo

Versana; otwieranie biurka 1 (ZRĘ + Otwieranie) 50+10+10-10=60; rzut: Kostnica 1 > 60-1=59 > du.suk = otwarte; bez rys; 50% szybciej

Versana; otwieranie biurka 2 (ZRĘ + Otwieranie) 50+10+10-10=60; rzut: Kostnica 3 > 60-1=57 > du.suk = otwarte; bez rys; 50% szybciej
 
Pieczar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172