Diaboł musiał trafić krzywo ulepioną kulką w nie ten symbol co trzeba, bo sala nagle wybuchła. Kamienie latały po całej komnacie, kilka z nich minęło o włos Hellborna.
- Wielką ci moc mają gile moje – szepnął i westchnął, gdy już się uspokoiło. Obciągnął w dół poły surduta, otrzepał pył z ramion i sięgnął po nieduży, cylindryczny pojemnik. Rozłożył go na dwie części, wyciągnął dość wąskie cygaro i odpalił je od płomyczka na końcu kciuka. Zaciągnął się głęboko aromatycznym dymem, po czym powoli wypuścił go z płuc. Wyszedł zza filara z uniesionymi w górę rękami, obracając tylko lekko dłońmi i wskazując różne osoby szponiastym palcem.
- To ten, przedstawiam, ekipa ratunkowa, wysłana do uwolnienia szacownego maga Maksymiliana. Będę wdzięczny za pozostawienie mnie w stanie nienaruszonym.
Złapał kilka spojrzeń.
- A tak, pozostałych również. Powiedziałbym, że powóz czeka przed drzwiami, no ale niestety nie czeka. Szacowne grono magów z pewnością jednak wykoncypuje jakiś sprawny sposób na dostanie się do stolicy. Portal może, dawnośmy się nie teleportowali nigdzie?