Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-12-2020, 21:09   #317
Vadeanaine
 
Vadeanaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Vadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputację
Nie wiedząc jeszcze, czy na pewno jest sama, Birgit przywłaszczyła karabin zabitego rodaka, rutynowo sprawdziła broń, a potem zajrzała do pierwszej w miarę całej chałupy, skąd wyciągnęła cuchnący dymem pled i opatulona jak wiejska babuleńka zaczęła szperać wśród pobojowiska z gorzkim poczuciem, że oto stała się szabrownikiem. Musiała jednak przyznać brutalną prawdę, że poległym na nic już sprzęt i prowiant. Zabierała wszystko, co było jej niezbędne.

Najpierw płaszcz i latarkę, taką wojskową, Daimona, z filtrami dla sygnalizacji, oraz przyciskiem służącym do nadawania alfabetem Morse'a. Sprawdziła kilka zwłok zanim znalazła działającą i w słabym świetle, okrytym z boków płaszczem, szukała dalej. Pas, chlebak, ładownica z zapasowym magazynkiem do znaleźnego mausera, bagnet... Granat. Niezainteresowana maskami gazowymi jako zbędnym balastem dziewczyna wspomniała jednak kpiny agenta w Grand Lavier i spakowała "jajo" do chlebaka, zaraz obok manierki i opatrunku, którego najwyraźniej poprzedni właściciel nie zdążył nawet wysupłać z kieszonki. Poszukiwań dopełniła menażka oraz prowiant wciśnięte do worka, gdzie w zawiniątku na spodzie tkwił angielski mundur.

W końcu Niemka przycupnęła przy zwalonych belkach, nieopodal pogorzeliska, aby się ogrzać, zjeść i przepatrzyć łupy, jakby nieustanne działanie miało odpędzić myśli o śmierci, na którą napatrzyła się ze zbyt bliska po raz kolejny. Dziwnie było, prozaicznie i zarazem strasznie napełniać brzuch jako jedyna żywa osoba w okolicy. A mimo to bezpiecznie.

Nie siedziała zbyt długo. Nabrawszy nieco sił po posiłku i z otuchą jaką dawał zapas jedzenia i wody na kolejny dzień, ruszyła wpierw wiejską drogą. Na wszelki wypadek szukała jeszcze urzędowych oznaczeń, czy to obalonych drogowskazów, czy też na ocalałych budynkach, aby wywiedzieć się nazwy wsi. Przy mijanych trupach zatrzymała się już tylko na chwilę, grzebiąc za zapasową latarką i kradnąc bezimiennemu żołnierzowi plecak, w który dla wygody upchnęła swój worek.

Sprawdzając godzinę, opuściła w końcu dogasające cmentarzysko i wymaszerowała na południe (miała nadzieję nie zbłądzić), wracając na kierunek równoległy do znalezionej wcześniej, głównej szosy. Póki trwała noc chciała przedostać się jak najdalej w kierunku frontu i aliantów. Być może ranek zmusi ją do ukrycia części szabru, teraz jednak, na ziemi niczyjej, z karabinem czuła się nieco pewniej.
 
Vadeanaine jest offline