Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-12-2020, 17:49   #311
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Cholerne niemiaszki ucztują, a jemu kiszki grają "Rule Britannia". Chciało mu się pić. Znalazł gdzieś parę jagódek, ale to było o wiele za mało, by nasycić głód i pragnienie. Jeszcze gorsza była jednak chęć sięgnięcia po papierosa. W nocy nie mógł palić, bo żar mógł zwrócić czyjąś uwagę. W dzień też nie mógł, bo z kolei zapach tytoniu mógłby mu ściągnąć na głowę jakiegoś ciekawskiego, lub cierpiącego na niedostatek fajek, żołnierza. Z coraz większym trudem walczył z nałogiem.

Tak po prawdzie to był wściekły. Wściekły na szwabów, za to że się tu pałętają. Wściekły na żabojadów, że tak łatwo im na to pozwalają. Wściekły na pilotów, którzy zmylili drogę. Na Birgit, za to że się zgubiła. Wreszcie na samego siebie, że się po nią wrócił. Ale przecież musiał spróbować. Jeżeli Abwehra lub SD dowiedziałyby się o ich misji, to nie mieli szans zdążyć do szpitala przed niemieckimi agentami i to bez względu na prędkość przesuwania się frontu. Niemcy przecież musieli mieć swoich ludzi po tamtej stronie. A paryskie doświadczenia sugerowały, że są dobrze zorganizowani.


Woods potrafił jednak liczyć. Od zniknięcia Birgit minęły 24 godziny. Jeśli jest w niewoli niemieckiej, to już pewnie ją wywieźli na tyły, do sztabu, czy gdziekolwiek, gdzie działa jakaś komórka wywiadu. Jeśli zaś jej nie złapali, znaczyłoby to, że Niemka jednak pozostaje wierna ich stronie, a w takim wypadku nawet jeśli ją w końcu schwytają, jest szansa, że wytrzyma przesłuchania dostatecznie długo.

Gdy tak rozmyślał, o tym czy nie porzucić swojej straceńczej misji, usłyszał ryk silnika. Po chwili na szosie pojawiło się ostre światło, należące do jadącego motocykla. Pojazd zatrzymał się jednak w pobliżu. Wyglądało to jakby motocyklista zatrzymał się za potrzebą. Woods nie zamierzał wypuścić takiej szansy z rąk.

Sięgnął za pazuchę po rewolwer. Trzymając go wciąż pod klapą marynarki, powoli odciągnął kurek. Dopiero wtedy wyciągnął broń. Powoli, ostrożnie wyłonił się z zarośli i wyszedł na drogę. Przedzieranie się przez krzaki narobiłoby niepotrzebnego hałasu, na drodze miał większe szanse pozostania niezauważonym. Unikając światła reflektora, spróbował zbliżyć się do motocykla. Najlepiej by było podejść do Niemca od tyłu, gdy ten będzie załatwiał swoją potrzebę pod jakimś drzewem i przytknąć mu lufę do karku. Jednak nawet jeśli tamten go usłyszy i zdąży się odwrócić, Woods będzie już miał rewolwer w dłoni. To powinno wystarczyć, żeby zmusić szwaba do podniesienia rąk do góry.

Anglik chciał mu zadać parę pytań. Jeśli miał szczęście, Niemiec może się okazać oficerem, albo chociaż sztabowym kurierem. Mógł więc wiedzieć coś o schwytanej kobiecie, jeśli w ogóle jakąś schwytano. A potem... Mógłby go ogłuszyć, przebrać się w jego mundur i ukraść motocykl. Ale najpierw przesłuchanie...
 
__________________
Edge Allcax, Franek Adamski, Fowler
To co myśli moja postać nie musi pokrywać się z tym co myślę ja - Col


Ostatnio edytowane przez Col Frost : 15-12-2020 o 17:52.
Col Frost jest offline  
Stary 17-12-2020, 21:12   #312
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Marsz w kierunku wsi był wykańczający. Ubranie lepiło się do ciała i sprawiało, że przeszywał ją chłód. Czuła narastający głód po niewielkim posiłku, który przyszło jej zjeść w ciągu dnia. Do tego cały czas miała w głowie, że do niedawna te pola były miejscem, na którym toczyła się bitwa. W takich miejscach aż nazbyt łatwo było o niewybuchy. Do tego jeszcze nikt jej nie powinien zauważyć, więc mimo mroku pochylała się jak najmocniej starając się ukryć w trawach. Widok wioski przyniósł zarówno ulgę jak i niepokój. Panowała w niej cisza, ale pewna była, że ktoś tam jest. Pozostało tylko pytanie: Nasi czy Niemcy?


Nagle usłyszała szelest, odruchowo przywarła do ziemi. Rozejrzała się i dostrzegła niewielki dołek. Ktoś tam musiał się kryć, pewnie siedział na straży. Dostrzegła też czołg. Gdyby tylko udało się jej podejść. Może dostrzegłaby jego oznaczenia? Zobaczyła czy jest zniszczony czy nie? To mogłoby jej nieco podpowiedzieć.

Chwilę odczekała i gdy znów wokół zapadła cisza ruszyłą w kierunku zabudowań, planując skryć się za jednym ze znajdujących się tuż przy czołgu domów. Czuła jak jej dłonie sztywnieją od chłodu, a brzuch zaczyna się buntować przeciwko swemu stanowi. Teraz jednak nie mogła nic na to poradzić. Przywarła do muru i wtedy… to musiała być gałązka. Nadepnęła na nią, a ta pękła. Niby nic ale w tym nieco wymarłym miejscu dźwięk był niepokojący. Usłyszała szelest w domu, obok, którego się skryła. Szybko przemknęła się za róg i w ostatniej chwili przywarła do ściany. Usłyszała jak ktoś otwiera okno i wygląda, by po chwili odezwać się szeptem.

Po francusku!

Jej serce zabiło mocniej. Co teraz miała zrobić? Skulona, przytulając torbę, nasłuchiwała dalej. To byli Francuzi. Rozmawiali ze sobą. To byli jej ludzie! Tylko co teraz miała zrobić? Gdy tak pojawi się znikąd, mogą ją wziąć za dezertera. Potrzebowała jednak pomocy by dostać się do Beauvais.

Nie wiedziała ile zastanawiała się skulona pod murem. Musiała się do nich udać. Nawet jeśli ją odeślą gdzieś dalej jako dezertera, to będzie mogła rozmawiać z dowództwem, zgłosić że samolot został zestrzelony. Podjęła decyzję. W ciszy narzuciła, ukrytą pod szmatami marynarkę. Upewniła się, że nadal ma w niej dokumenty. Na szyi zawiesiła nieśmiertelnik. Kilka głębszych oddechów i podeszła do drzwi by do nich zapukać.

Noemie zapuka, przedstawi się tożsamością na misję, poinformuje żołnierzy o zestrzeleniu samolotu i o tym jak starała się przedostać do armii Francuskiej


 
Aiko jest offline  
Stary 18-12-2020, 23:21   #313
 
Vadeanaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Vadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputację
Birgit nienawidziła zimna. Nienawidziła marznąć, zwłaszcza od czasu upiornego przebudzenia w ładowni Alstera. Zdawała sobie jednak sprawę, że majowa noc stwarza jej szansę ominięcia wojsk, może ostatnią. Nie wyobrażała sobie bowiem spędzić drugi dzień w jakiejś wilgotnej jamie.
Rozcierała co jakiś czas grabiejące palce i tarła ramiona w chwilach, gdy przystawała spojrzeć w niebo lub wypatrując oczy w ciemność, by choć trochę rozeznać się w terenie, a potem szła, uparcie. Nawet potknąwszy się o trupa w pierwszej chwili wzdrygnęła się odruchowo, lecz w drugiej pomyślała i przezwyciężając wstręt sprawdziła, czy znajdzie przy poległym broń, nóż, może nawet konserwę? Dla spokoju sumienia sprawdziła również dokumenty zabitego, jakby to cokolwiek zmieniło... Jemu i tak nikt już nie mógł pomóc.

Prawdziwą ulgą było natrafienie wreszcie na szpaler drzew oznaczający drogę, ale równocześnie uwagę Niemki przyciągnęła łuna.


Podeszła do zabudowań majaczących w słabym świetle pożaru z ostrożnością jeszcze większą niż przekradała się obok poprzedniej wioski. Czuła jak serce wali jej w piersiach zarówno z niechcianej nadziei na schronienie (i ogrzanie się choćby na zgliszczach) jak i wszelkich obaw podpowiadanych rozumem. Z początku dostrzegła jednak tylko wypalony wrak czołgu pośród martwej ciszy. Przyczaiła się, skulona, wciskając dłonie w kieszenie. W prawej namacała pistolet, który dodał jej nieco otuchy, ale i tak czekała w bezruchu i napięciu kilka rozciągniętych do niemożliwości minut.

Postanowiła, że jeśli wieś będzie sprawiać wrażenie wymarłej, lub co gorsza niebezpiecznej ze względu na Niemców albo szabrowników, zawróci. Ale, dla pewności, wyznaczyła sobie kwadrans na obserwację. Odliczany w myśli, sekunda po sekundzie, z inżynierską dokładnością. Liczenie, jak laboratoryjna rutyna, na chwilę odciągało uwagę od zimna.

Dopiero po tym czasie podejdzie sprawdzić czołg lub zawróci i pójdzie na południe, równolegle do tamtej, znalezionej drogi.
 
Vadeanaine jest offline  
Stary 19-12-2020, 07:22   #314
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 82 - 1940.V.29; śr; noc; okolice Abbeville

Czas: 1940.V.29; śr; noc; godz. 00:45
Miejsce: Francja; okolice Abbeville; wioska na pd. od Sommy; wioska
Warunki: przedpole wioski, noc, cisza, zimno, zachmurzenie, łag.wiatr


Noemie (por. Annabelle Fournier)



Jak kobieta w cywilu, zjawia się w środku nocy na świeżym pobojowisku i mówi, że jest żołnierzem to jak się okazało potrafiła wprowadzić niezłe zamieszanie wśród żołnierskiej braci. Gdy już pierwsze zaskoczenie a nawet szok minął to kompletnie nie wiedzieli co z nią począć. Trudno było powiedzieć co przesądziło sprawę, że któryś nie pociągnął w pierwszej chaotycznej i nerwowej chwili za spust. Może mundur, może nieśmietelnik czy książeczka. Może głos i sylwetka kobiety jakiej kompletnie żaden umundurowany mężczyzna się tutaj nie spodziewał. A może to, że mówiła po francusku tak jak żołnierze do jakich trafiła. Więc pierwszą ich reakcją było niedowierzanie i zdumienie. I samym jej pojawieniem się w środku nocy i to od strony gdzie prędzej spodziewali się niemieckich patroli niż kobiety w cywilu z papierami porucznika francuskiej żandarmerii.

Potem oglądali tą książeczkę wojskową, nieśmiertelnik, świecili latarką w twarz by porównać twarz ze zdjęciem co było zrozumiałe chociaż mało przyjemne. Pytali o datę urodzenia, imiona rodziców co musiała pamiętać by podać te z dokumentów a nie prawdziwe. Koniec końców zrobili coś co chyba zrobiłby każdy żołnierz w tak niecodziennej sytuacji. Zameldowali wyżej i czekali co góra każe im zrobić. Przy okazji belgijska agentka miała okazję obejrzeć tą machinę wojny jakiej zarys widziała wcześniej.





To był czołg. Francuski. Wielki. Czubkiem głowy sięgała gdzieś do tych górnych gąsienic. A nad tym górowała jeszcze wieżyczka. Miał podniesioną klapę silnika z tyłu pojazdu i mechanicy coś tam sprawdzali. Ale zerkali na nią równie ciekawie jak ona na ich maszynę.

- Porucznik kazał ją przyprowadzić do siebie. - powiedział jeden z żołnierzy który przyszedł do domu do jakiego weszli gdy już przyprowadzili ją tutaj. Wszystkim chyba ulżyło, że podjęcie decyzji co z nią dalej począć podjął się ktoś inny. Pod ekortą czterech żołnierzy ruszyła przez tą częściowo zrujnowaną wioskę. Toczyły się tu walki. Nawet w ciemności kończącej się nocy dało się to poznać. Zburzone budynki, leje po wybuchach, zapach spalenizny, spalony wrak czołgów i trupy. Ułożone jak na delfiladzie w równym rządku. Może i lepiej, że nie było widać wszystkiego. Mijali też kolejne pancerne kolosy. Sporo ich tu było. Wszystkie tak samo wielkie jak ten pierwszy jakiego ledwie zarys widziała jeszcze spoza wioski. W końcu weszli do jednej z chat w jakiej urzędował ten porucznik jaki kazał ją przyprowadzić.

Wewnątrz chaty było jasno i ciepło. Ktoś zasłonił okna wojskowymi kocami i rozpalił w piecu. A, że porucznik urzędował w kuchni to nawet ciepło było.

- Usiądź. - powiedział wskazując jej na zwykły, kuchenny stół jaki pewnie został po poprzednich mieszkańcach. Oprócz niego był jeszcze jakiś sierżant co dyżurował przy telefonach pokowych oraz jeszcze jeden żołnierz. Ci co ją przyprowadzili poszli z powrotem. Ale przed drzwiami stał jakiś w charakterze strażnika.

- To przy niej znaleźliśmy. - powiedział sierżant jaki ją eksortował. Położył na stole jej nieśmiertelnik, książeczkę wojskową, pistolet i resztę. Porucznik zaczął to wszystko uważnie oglądać tak samo jak wcześniej jego żołnierze. Zorientowała się, że oni wszyscy muszą być z jakiejś jednostki pancernej bo mieli charakterystyczne dla pancerniaków hełmy, inne niż piechota.

- Nazywam się porucznik Gustave Leblanc. Informuję cię, że jesteś na terenie objętym wojskową jurysdykcją. A znaleziono przy tobie to. - zanim zaczął z nią rozmawiać chyba chciał się upewnić, że niespodziewany nocny przybysz zdaje sobie sprawę z powagi swojej sytuacji. Bardzo łatwo mogła podpaść pod paragrafy o szpiegostwo i sabotaż. I to pewnie było naturalne dla wszystkich wojskowych z jakimi miała tutaj do czynienia.

- Zrób jej coś do picia. I daj jej coś do jedzenia. I koc przynieś. - porucznik chociaż z początku zaczął schemat bardzo podobnie jak ci pierwsi żołnierze i sierżanci na jakich natrafiła na skraju wioski to chyba jednak zorientował się, że może być głodna, spragniona i zziębnięta. A jak polecił to jeden z jego ludzi zaczął coś szykować na tej rozpalonej kuchni i po jakimś czasie dostała kubek jęczmiennej kawy ale przyjemnie gorący. Coś co chyba było odgrzaną wojskową kolacją na całkowicie cywilnym talerzu. I podano jej dwa koce do okrycia się. Więc mogła poczuć się nieco lepiej. No ale nie mogła uciec od rozmowy z porucznikiem Leblanciem.

- To mówisz, że jesteś porucznikiem francuskiej żandarmerii polowej jaka przyleciała z Anglii ale niedaleko strącili was Niemcy i lądowaliście awaryjnie po niemieckiej stronie frontu. - porucznik w jednym długim zdaniu podsumował ostatnie dwie doby jakie doprowadziły Belgijkę na skraj wioski opanowanej ledwo kilka godzin temu przez jego czołgi. Sądząc jak to powiedział to był sceptyczny. Po raz nie wiadomo który zaglądał do książeczki wojskowej i nieśmiertelników. Historia brzmiała mało standardowo. Ale z drugiej strony nie mogła być niemożliwa.

- Dobrze. Sprawdzimy to. Mam nadzieję, że mówisz prawdę. Sądy polowe nie są pobłażliwe dla sabotażystów. - zdecydował w końcu sprawdzić to co mógł sprawdzić. - Zaprowadźcie ją do pokoju obok. I pilnujcie. - polecił temu żołnierzowi który wcześniej przygotowywał kawę i posiłek.

- Mam ją skuć panie poruczniku? - żołnierz zapytał niepewny czy kobieta z jakim rozmawiał porucznik jest gościem czy więźniem. Każda z tych kategorii zasługiwała na inne traktowanie. Oficer spojrzał na okrytą kocem kobietę jakby sam sobie właśnie zadawał to pytanie.

- Nie ma takiej potrzeby. Mam nadzieję, że ta pani rozumie, że próba ucieczki będzie traktowana jako akt zdrady. - powiedział zarówno do niej jak i żołnierza. Podwładny więc wyprężył się, przyjął rozkaz i stanął przed kobietą gotów ją odprowadzić do tego pokoju obok.



Czas: 1940.V.29; śr; noc; godz. 00:45
Miejsce: Francja; okolice Abbeville; wioska na pd. od Sommy; wioska
Warunki: wioska, noc, cisza, zimno, zachmurzenie, łag.wiatr


Birgit (kpr. Mae Gordon)


Była sama. Chyba. Co prawda to żadna nowość. Odkąd straciła kontakt z pozostałą dwójką agentów cały czas była sama. Ale większość tego czasu spędziła w mało wygodnej ale jak się okazało bezpiecznej kryjówce. Wreszcie niedawno zdecydowała się ją opuścić. I w końcu dotarła do skraju tej wioski. Czekała i liczyła nasłuchując pod tym nocnym, pochmurnym niebem. Ale jakoś się niczego specjalnego nie doczekała ani nie usłyszała. Nic co by zdradzało, że gdzieś tam, w tych budynkach ktoś jest. Czy swój czy nie swój. W końcu nie chcąc czekać do samego rana co już nie było tak daleko postanowiła wejść do tej wioski.

Do obrony miała brytyjski rewolwer zabrany jeszcze z Anglii. Oraz karabin jaki znalazła ledwo ruszyła do tej wioski. Właściwie jej buty znalazły. Coś kopnęła w tych ciemnościach i to coś zaklekotało cicho sunąc po trawie i jakichś kamykach. Coś dość ciężkiego ale luźnego. To nie był korzeń ani puszka czy kamień. Gdy się schyliła i poszukała chwilę po omacku natrafiła na mokry od nocnej wilgoci kawałek wypolerowanego drewna. I chwilę potem trzymała w dłoni czyjś karabin. Po chwili macania nawet nie widząc go po ciemku rozpoznała znajomy kształt niemieckiego Mausera. Mocny, solidny czterotakt* z kulką na końcu zamka i 5-nabojowym magazynkiem. Standardowa broń niemieckiego piechura od początku tego wieku.





Właściwie to broni było tu sporo. I trupów. Głównie niemieckich. Znalazła więcej sprzętu niż by mogła unieść. Znalazła coś do jedzenia, bagnety, saperki, pas z ładownicami do karabinu, manierki… Nie znalazła natomiast nikogo żywego. Ani Niemca, ani Francuza, Anglika no nikogo.

W wiosce musiała trwać walka. Wcześniej. Zginęli tu i niemieccy piechurzy i francuscy czołgiści. Tych drugich znalazła przy tym rozwalonym czołgu jakiego sylwetkę widziała jeszcze sprzed wioski. Gdy podeszła bliżej dojrzała zarys sylwetek leżących na ziemi. Nie widziała zbyt wiele. Ale zalatywało spalonymi kablami, paliwem i rozgrzanym metalem. I spalonym mięsem. Nieco dalej od tego trafionego czołgu wciąż był wyczuwalny zapach spalonego drewna. Trochę dalej znalazła kolejny nieruchomy czołg. Wydawał się pusty tak samo jak cała reszta wioski. No ale właśnie jak pochodziła trochę tu i tam to jak ktoś specjalnie jej nie unikał w tych ciemnościach to chyba nikogo tu nie było oprócz niej. Była sama. Sama wśród trupów, rozwalonych i spalonych domów lub dla odmiany całych. Sama wśród dymu i zapachu spalenizny, nieruchomych wraków czołgów i kończącej się nocy. Wcześniej, pod koniec dnia widziała jak jeździły tu czołgi. Ale teraz nie licząc tych dwóch czy trzech trafionych nie było żadnego innego. Zupełnie jakby była na ziemi niczyjej z jakiej wycofały się obie strony. Ale nie miała pojęcia która prędzej się o nią upomni ponownie. Niemcy czy alianci.

---

*czterotakt - karabin z zamkiem czterotaktowym. Czyli takim gdzie po wystrzale trzeba zrobić 4 ruchy: do góry, do tyłu (wskakuje nowy nabój do komory zamkowej) do przodu i na dół (czyli wrócić jak było). Większość karabinów z epoki to czterotakty, rosyjski Mosin, Amerykański Springfield, brytyjski SMLE, francuski MAS 36, taki ówczesny standard w uzbrojeniu.

---



Czas: 1940.V.29; śr; noc; godz. 00:45
Miejsce: Francja; okolice Abbeville; las na pd. od Sommy; las
Warunki: las, noc, cisza, zimno, zachmurzenie, łag.wiatr


George (srg. Andree de Funes)



Okazało się, że niemiecki motocyklista nie zatrzymał się za potrzebą. A jeśli tak to już ją załatwił zanim Anglik wyszedł na drogę. Pomysł by wyjść za jego plecami wydawał się działać nieźle. Tamten był tyłem do agenta a pyrkający silnik motocykla powinien maskować ciche kroki. Zbliżał się do niego krok po kroku. Jak ćma wabiona czerwonym tylnym światłem czy jaśniejsza plamą światła na polnej drodze bijącą z przedniego reflektora.

Była też pomniejsza poświata. Chyba latarki jaką motocyklista trzymał w ręku i chyba oglądał mapę czy coś podobnego. Bo często zerkał na okolicę ale głównie przed siebie i na boki. Rzeczywiście trochę dalej droga rozwidlała się na dwie inne i jak nie znał terenu to mógł mieć kłopot z podjęciem decyzji którędy powinien teraz pojechać.

Tamten więc przytkniętej do karku lufy w ogóle się nie spodziewał. W pierwszej chwili zesztywniał. Potem powoli podniósł dłonie do góry. Wciąż trzymając zapaloną latarkę i mapę w każdej z dłoni.

- Nicht schießen. - powiedział cicho po niemiecku. To akurat angielski agent zrozumiał. Ale jego niemiecki wystarczał na niewiele więcej, nie miał co myśleć o komunikatywnej rozmowie.





Sam żołnierz musiał pełnić zadania łącznikowe. Co dało się poznać po pojemnikach zamontowanych przy tylnym kole. Teraz pyrkotał na jałowym biegu wciąż dosiadany przez niemieckiego kuriera. Zasadzka się udała bez żadnego wystrzału. Miał Niemca pod lufą. Ale każdy strzał mógł zaalarmować innych niemieckich żołnierzy jakich dookoła było całkiem sporo.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 22-12-2020, 19:56   #315
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Ciepło domu było przyjemną ulgą od chłodu, który towarzyszył Noemie podczas marszu przez pola jak i dnia w stodole. I nawet jeśli żołnierze zgromadzeni w domu patrzyli na nią niepewnie lub nawet wrogo, cieszyła się słysząc znajomy język i wiedząc, że jest u “swoich”. Szybko wydobyła dokumenty i pokazała wiszący na szyi nieśmiertelnik i czekała aż żołnierze rozważą co z nią zrobić. Stała posłusznie z torbą rzuconą przed sobą i rękami na widoku, wsłuchując się w ich rozmowy i czekając, aż pojawi się dowódca.

- Dobrze. Sprawdzimy to. Mam nadzieję, że mówisz prawdę. Sądy polowe nie są pobłażliwe dla sabotażystów. - zdecydował w końcu sprawdzić to co mógł sprawdzić. - Zaprowadźcie ją do pokoju obok. I pilnujcie. - polecił temu żołnierzowi który wcześniej przygotowywał kawę i posiłek.

- Mam ją skuć panie poruczniku? - żołnierz zapytał niepewny czy kobieta z jakim rozmawiał porucznik jest gościem czy więźniem. Każda z tych kategorii zasługiwała na inne traktowanie. Oficer spojrzał na okrytą kocem kobietę jakby sam sobie właśnie zadawał to pytanie.

- Nie ma takiej potrzeby. Mam nadzieję, że ta pani rozumie, że próba ucieczki będzie traktowana jako akt zdrady. - powiedział zarówno do niej jak i żołnierza. Podwładny więc wyprężył się, przyjął rozkaz i stanął przed kobietą gotów ją odprowadzić do tego pokoju obok.

- Oczywiście. Chcę wrócić do armii a nie być przez nią sądzona. - Noemie odpowiedziała płynnym Francuskim i skłoniła się porucznikowi. - Jednak.. Czy mogłabym porucznikowi zająć jeszcze chwilę?

- W czym problem?
- Mężczyzna zdawał się być zmęczony dniem walk i widać było, że potrzebuje odpoczynku, a nie rozmów z potencjalnym dezerterem.

- Przemykałam przez wioskę zajętą przez Niemców. Obok lasu, w którym chyba rozbili obóz. - Belgijka zaczęła nieco niepewnie po chwili dodała jednak. - Byłam też w Abbeville. Mogę… pokazać jak rozlokowali się Niemcy…

- Przynieście mapę. Proszę usiąść.


Noemie zajęła miejsce przy stole. Opatulona kocem, popijała jęczmienną kawę. Gdy zjawiła się przed nią mapa, opowiedziała porucznikowi co widziała. Pokazała gdzie mniej więcej rozbił się samolot i jaką drogę pokonała. Zwróciła uwagę na zajętą wieżę, i na to jak wygląda przeprawa przez rzekę. Wskazała też wioskę, w której spędziła dzień i lasek, który minęła. Wiedziała, że potraktowane to zostanie z dużą ostrożnością, bo jednak nadal mogła być zdrajcą.

Po zdaniu relacji, z kolejną porcją jęczmiennej kawy, przeszła do wskazanego pokoju, czekając na wyrok w związku z jej osobą.
 
Aiko jest offline  
Stary 27-12-2020, 23:19   #316
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Pierwszy etap został wykonany perfekcyjnie i już wkrótce niemiecki żołdak poczuł na swoim karku lodowaty dotyk lufy woodsowego Webleya. Anglikowi wydało się jednak, że był to ten łatwiejszy etap. Teraz bowiem czekało go zadanie dogadania się ze swoim jeńcem, w czym nieznajomość niemieckiego z pewnością nie była pomocna. Jednakże zawsze mógł liczyć, że trafił na przedstawiciela miejskiej młodzieży uniwersyteckiej, bądź syna jakiegoś szlachcica z Prus Wschodnich, który będzie znał nie tylko język, który trzymał w zadufanej gębie.

- Parlez vous francais? - zaczął od języka ziemi, na której się znajdowali. Wolał nie sugerować, że jest Anglikiem. Niemiec jednak pokręcił tylko przecząco głową. - Do you speak English? - znów zaprzeczenie. - Govorish po russki? - Woods spytał w akcie desperacji i zgodnie z oczekiwaniami, otrzymał odpowiedź przeczącą.

Najwyraźniej zamiast na prężnego przedstawiciela inteligencji, trafił na jakiegoś chłopka, który pewnie nawet po niemiecku nie potrafiłby się poprawnie wypowiedzieć. W tej sytuacji oraz na podstawie wcześniejszych ustaleń, Woods musiał ostatecznie porzucić swoją misję. Birgit, gdziekolwiek teraz była, była poza jego zasięgiem. Jedynym, czym mógł się zająć, było zadbanie o bezpieczeństwo własnej osoby. Decyzję podjął błyskawicznie.

Ściągnął lufę z karku Niemca, po czym rąbnął go rękojeścią, aż tamten padł bez ducha na ziemię. Brytyjski agent szybko przeszedł do działania, wolał nie zostawać w tym miejscu zbyt długo. Jednym ruchem ściągnął swój pasek, po czym skrępował Niemcowi ręce za plecami. Przewrócił go szybko, usiadł mu na klatce piersiowej i zacisnął dłonie na jego szyi. Dobrze zrobił, że najpierw unieruchomił mu ręce. Żołnierz bowiem obudził się i zaczął szarpać, chcąc uratować swoje życie, a ponieważ był młody i silny, Woods mógłby nie wygrać tego starcia, nawet z taką przewagą. Teraz jednak Niemiec mógł tylko bezowocnie się szarpać, a Anglik zaciskał dłonie coraz mocniej, patrząc jak życie ucieka z oczu młodzieńca.

Po wszystkim wstał, upewnił się paroma kopniakami, że Jerry nie żyje, po czym rozwiązał mu ręce. Znów przewrócił szwaba na plecy, rozpiął jego pas, a następnie mundurową kurtkę, którą ściągnął, odwracając trupa z powrotem na brzuch. Potem ściągnął mu, nie bez trudu, oba buty, a następnie również spodnie. Wreszcie hełm. Następnie sam zaczął się rozbierać, a na koniec ubierać w mundur zmarłego. Zmieniał tylko ubranie wierzchnie. Zachował między innymi swoje szelki, do których potem miał schować rewolwer. Przywłaszczył sobie przy okazji Lugera, który spoczął w kaburze przy pasie oraz Mausera, którego założył sobie na plecy. Na samym końcu założył hełm.

Mundur nie leżał na nim idealnie, ale z daleka z pewnością mógł uchodzić za żołnierza Wehrmachtu. Odciągnął zwłoki paręnaście metrów od drogi i położył na nich cywilne łachy, wcześniej upewniając się, że niczego nie zostawił w kieszeniach. Usiadł na motocyklu, który cały czas był odpalony. To było BMW, jeśli się nie mylił. Po prawdzie nie miał wielkiego doświadczenia w jeździe na takowym, ale przecież nikt od niego nie będzie wymagał cyrkowych sztuczek, jak przeskakiwanie nad przeszkodami, czy coś. Wystarczy, że dojedzie na miejsce.

Podkręcił nieco gaz, zawrócił w miejscu i ruszył drogą w kierunku frontu. Miał nadzieję, że uniknie kontroli, a napotkani Niemcy wezmą go z daleka za swojaka. Jeśli szczęście mu dopisze, powinien dojechać bez problemu do frontu, a potem liczyć, że Francuzi zdecydują się go zatrzymać, zamiast zastrzelić. Jeśli szczęścia zabraknie, będzie musiał improwizować...

 
__________________
Edge Allcax, Franek Adamski, Fowler
To co myśli moja postać nie musi pokrywać się z tym co myślę ja - Col

Col Frost jest offline  
Stary 29-12-2020, 21:09   #317
 
Vadeanaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Vadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputację
Nie wiedząc jeszcze, czy na pewno jest sama, Birgit przywłaszczyła karabin zabitego rodaka, rutynowo sprawdziła broń, a potem zajrzała do pierwszej w miarę całej chałupy, skąd wyciągnęła cuchnący dymem pled i opatulona jak wiejska babuleńka zaczęła szperać wśród pobojowiska z gorzkim poczuciem, że oto stała się szabrownikiem. Musiała jednak przyznać brutalną prawdę, że poległym na nic już sprzęt i prowiant. Zabierała wszystko, co było jej niezbędne.

Najpierw płaszcz i latarkę, taką wojskową, Daimona, z filtrami dla sygnalizacji, oraz przyciskiem służącym do nadawania alfabetem Morse'a. Sprawdziła kilka zwłok zanim znalazła działającą i w słabym świetle, okrytym z boków płaszczem, szukała dalej. Pas, chlebak, ładownica z zapasowym magazynkiem do znaleźnego mausera, bagnet... Granat. Niezainteresowana maskami gazowymi jako zbędnym balastem dziewczyna wspomniała jednak kpiny agenta w Grand Lavier i spakowała "jajo" do chlebaka, zaraz obok manierki i opatrunku, którego najwyraźniej poprzedni właściciel nie zdążył nawet wysupłać z kieszonki. Poszukiwań dopełniła menażka oraz prowiant wciśnięte do worka, gdzie w zawiniątku na spodzie tkwił angielski mundur.

W końcu Niemka przycupnęła przy zwalonych belkach, nieopodal pogorzeliska, aby się ogrzać, zjeść i przepatrzyć łupy, jakby nieustanne działanie miało odpędzić myśli o śmierci, na którą napatrzyła się ze zbyt bliska po raz kolejny. Dziwnie było, prozaicznie i zarazem strasznie napełniać brzuch jako jedyna żywa osoba w okolicy. A mimo to bezpiecznie.

Nie siedziała zbyt długo. Nabrawszy nieco sił po posiłku i z otuchą jaką dawał zapas jedzenia i wody na kolejny dzień, ruszyła wpierw wiejską drogą. Na wszelki wypadek szukała jeszcze urzędowych oznaczeń, czy to obalonych drogowskazów, czy też na ocalałych budynkach, aby wywiedzieć się nazwy wsi. Przy mijanych trupach zatrzymała się już tylko na chwilę, grzebiąc za zapasową latarką i kradnąc bezimiennemu żołnierzowi plecak, w który dla wygody upchnęła swój worek.

Sprawdzając godzinę, opuściła w końcu dogasające cmentarzysko i wymaszerowała na południe (miała nadzieję nie zbłądzić), wracając na kierunek równoległy do znalezionej wcześniej, głównej szosy. Póki trwała noc chciała przedostać się jak najdalej w kierunku frontu i aliantów. Być może ranek zmusi ją do ukrycia części szabru, teraz jednak, na ziemi niczyjej, z karabinem czuła się nieco pewniej.
 
Vadeanaine jest offline  
Stary 30-12-2020, 09:41   #318
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 83 - 1940.V.29; śr; późna noc; okolice Abbeville

Czas: 1940.V.29; śr; późna noc; godz. 03:15
Miejsce: Francja; okolice Abbeville; wioska na pd. od Sommy; wioska
Warunki: wioska, noc, cisza, ziąb, zachmurzenie, powiew


Noemie (por. Annabelle Fournier)



Suche i ciepłe łóżko, takie całkiem zwyczajne, z pościelą i resztą, rozbroiło Belgijkę całkowicie i skutecznie. Nie była pewna kiedy i jak ale zasnęła mocnym snem spracowanego człowieka jak tylko została sama w pokoju odprowadzona przez tego francuskiego żołnierza jakiemu to polecił porucznik Leblanc.

Zorientowała się po tym jak się obudziła. Pobudka nie była zbyt przyjemna. Ktoś dotknął jej ramienia, nawet niezbyt mocno ale w twarz uderzył ją promień światła latarki. Na zewnątrz wciąż było ciemno więc kontrast między nocą a plamą światła był mocny i ranił oczy.

- To ona. - powiedział ktoś stojący krok czy dwa od łóżka. - Porucznik polecił ją stąd zabrać. - dodał ten sam głos. Ten ktoś kto ją obudził chyba chciał sprawdzić jej twarz w świetle latarki bo teraz opuścił ją na niewielką książeczkę. Pewnie jej dokumenty. Przy okazji aliancka agentka dojrzała, że to ktoś w mundurze wojskowym chociaż widziała go tak gdzieś do wysokości piersi. Za oknem wciąż była noc. Chociaż na wschodzie widać już było jaśniejszy granat przedświtu zapowiadający, że nowy dzień jest już całkiem blisko nawet jeśli na ziemi wciąż panowały nocne ciemności.

- No dobrze, jak porucznik tak kazał. - odezwał się ten co oglądał jej książeczkę. Nie brzmiał jak ktoś przekonany do tego pomysłu. Albo może chodziło o coś innego.

- Proszę się ubrać. Sierżant Xavier Jardine. Żandarmeria polowa. Pójdziesz z nami. - sierżant musiał być z tej samej służby na jaką miała dokumenty przygotowane w Londynie. Jednak w przeciwieństwie do niej on był w kompletnym mundurze i działał przy swojej macierzystej jednostce. No i nie był tak wyrwany z kontekstu jak ona.

Dali jej chwilę by doprowadziła się do porządku ale on i chyba ten adiutant porucznika nie wyszli z pokoju jakby obawiali się spuścić ją z oka. Zorientowała się przy okazji, że mimo tak późnej czy raczej wczesnej pory za oknami jest spory ruch. Widziała spieszących gdzieś żołnierzy, ktoś nawet przebiegł. Coś się szykowało. Na korytarzu czekało jeszcze dwóch żołnierzy. Ci mieli bojowo nasadzone bagnety na karabiny i widocznie mieli ją eskortować. Sierżant Jardine coś rozmawiał cicho z tym adiutantem. Wyłapała słowo “skuć” i chyba wciąż nie bardzo mogli się zdecydować jak powinni ją potraktować. Tak we czwórkę wyszli na zewnątrz, przed dom tego gospodarstwa. Panował niezbyt przyjemny ziąb przedświtu, zwłaszcza jak ktoś przed chwilą jeszcze spał w przyjemnie nagrzanym łóżku. Tam natrafili na porucznika Leblanca który szybkim krokiem wracał do domu. Sierżant skorzystał z okazji by go zatrzymać.

- Przepraszam panie poruczniku. To mamy… ją… zabrać? - sierżant pytał oficera jakby miał cichą nadzieję, że ten powie mu co powinien zrobić. Pewnie coś więcej niż do tej pory.

- Tak, tak, tu zaraz będzie niezłe zamieszanie. Nie będziemy mieć głowy by kogoś tu pilnować. Zabierzcie ją do kwatery pułku. Niech tam ją przejmą. - porucznik mówił szybko jakby z niechęcią, że się go odciąga od czegoś ważnego. Dało się wyczuć pośpiech i irytację z trudem maskowanymi manierami jakie wypadało zachować oficerowi. Zwrócił się jednak także do kobiety otoczonej przez żandarmów.

- A pani radzę zachować spokój i słuchać rozkazów sierżanta. Przewiozą panią na zaplecze. Tutaj nie jest bezpiecznie. Jeśli jest pani tym za kogo się podaje to nie ma czego się obawiać. Żałuję, że nie spotkaliśmy się w innych okolicznościach. Ale wojna. Do widzenia i mam nadzieję, że mówi pani prawdę. - powiedział do tej co widocznie wciąż nie miała pewnego statusu w ich oczach. Ani jako jeniec, uchodźca czy sabotażysta. Pewnie dlatego wciąż nie była w kajdankach chociaż po raz kolejny wyszedł ten temat. Ale jednak dokumentów i broni jej nie oddali. Chyba miał je ten sierżant co miał ją eskortować na tyły. Właściwie nie powinna się tego obawiać. O ile nie zdecydowaliby się nagle rozstrzelać jej w przydrożnym rowie to im by miała więcej czasu tym większe szanse na potwierdzenie swoich słów. Za to nie zabrali jej zegarka. Stąd wiedziała, że jest z kwadrans po 3 rano.

- Dobrze panie poruczniku, zajmiemy się tym! - zapewnił oficera sierżant i cała czwórka ruszyła w stronę dwóch motocykli z bocznymi przyczepkami. Widocznie nimi mieli jechać na te tyły. A w tych nocnych jeszcze ciemnościach pomiędzy budynkami wioski widziała sylwetki innych żołnierzy. Chodzili tam i tu, sprawdzali przy latarkach coś w silnikach tych swoich olbrzymich czołgów i chyba szykowali się do nadchodzącej walki.



Czas: 1940.V.29; śr; noc; godz. 03:15
Miejsce: Francja; okolice Abbeville; wioska na pd. od Sommy; stodoła
Warunki: wnętrze stodoły, zapach siana, noc, cisza, ziąb



George (srg. Andree de Funes)



Jakby być optymistą to można by uznać, że plan dotarcia do alianckich linii właściwie agentowi Spectry się udał. W końcu otaczali go teraz francuscy a nie niemieccy żołnierze prawda? Trochę gorzej, że mieli bagnety na karabinach skierowane w jego stronę. A on miał na sobie niemiecki mundur ściągnięty z tego niemieckiego kuriera. A z początku szło mu tak dobrze…

Ten zaskoczony niemiecki kurier nie sprawił mu zbyt wiele kłopotów. Wycelowana lufa miała swoją siłę argumentów jaką mało kto umiał zignorować czy nie rozumieć. Zwłaszcza jak nie mógł zrewanżować się tym samym. Więc udało mu się go pozbyć, obrabować z munduru i motocykla. Zawodowym motycyklistą ani kierowcą George nie był. Zwłaszcza jak w środku nocy musiał na gorąco ogarnąć zdobyczny, niemiecki motocykl. Ale jakoś w końcu silnik zaskoczył, zapyrkotwał a jazda nawet była podobna do jazdy na rowerze. Tylko bez pedałowania. Więc odziawszy się w zdobyczny mundur i pojazd ruszył przed siebie.

Kierował się na wyczucie. Mniej więcej zdawał sobie sprawę, że po lewej stronie jest Abbeville i Somma. A za lasem jaki mijał po lewej te torowisko na jakich widział te duże zgrupowanie niemieckich żołnierzy. Więc przed sobą powinna być ta wioska gdzie w dzień widział chyba francuskie czołgi. Teraz w nocy nie widział zbyt wiele poza to co oświetlał reflektor motocykla. I nie bardzo miał szansę usłyszeć coś cichszego niż silnik jednośladu jaki dosiadał. Więc nawet jeśli ktoś, coś do niego wołał to musiał tego nie usłyszeć. Usłyszał dopiero serię z karabinu maszynowego. Gdzieś tutaj okazało się w detalach jego plan go nieco zawiódł. Bo ujrzał tylko świetlne kreski pocisków smugowych lecących w jego stronę wraz z hukiem ckm-u. Pociski łomotały o ziemię, asfalt nawet nie był pewny czy trafiły w motocykl czy sam stracił nagle panowanie nad maszyną. Trochę to się wszystko skotłowało w jego pamięci. Jazda po drodze, ostrzał, kraksa, uczucie spadania. Potem jak ktoś go przeszukuje i wlecze po ziemi. Wreszcie dopiero teraz jakoś odzyskał przytomność na tyle by się rozejrzeć i zorientować się co jest co.

Byli w jakiejś stodole. Czuł zapach siana chociaż w świetle latarek nie widział zbyt wiele. Ale widział, że otaczają go francuscy żołnierze. A on sam na sobie niemiecki mundur. A oni chyba przeglądają jego dokumenty, i to co Niemiec miał w swojej kurierskiej torbie. On sam nie miał żadnej broni przy sobie, widział je na stole jak oglądali je zdobywcy. Tam widocznie złożono wszystkie rzeczy jakie przy nim znaleźli. W tym brytyjski Webley i niemiecki Luger.

- Panie poruczniku obudził się. - zameldował jeden z francuskich żołnierzy jacy go pilnowali. On sam obudził się na stercie siana jakie zalegało w stodole.

- O. To bardzo dobrze. - widocznie to właśnie ten porucznik przeglądał jego rzeczy. Teraz słysząc podwładnego odszedł od stołu i podszedł do schwytanego jeńca. Przyjrzał mu się a w świetle latarek George rozpoznał mundury francuskiej piechoty. Łącznie było ich z pół tuzina z czego z połowa o dwa kroki od przejętego jeńca.

- Niezła kolekcja. - porucznik wskazał na wojskowy ekwipunek jaki został na stole.

- Widzę, że wyjątkowy ptaszek wpadł nam w ręce. - dodał wskazując na mocno rozchłestany mundur i resztę ubrania gdy widocznie dość dokładnie przeszukano jeńca gdy był zamroczony. - Jestem porucznik Gaston Chartier. Mam nadzieję, usłyszeć jakieś rozsądne wyjaśnienie tego wszystkiego. - głos oficera wydawał się być mieszaniną triumfu ze schwytania tak nietuzinkowego jeńca jak i podejrzliwości na to co przy nim znaleziono. Ale skoro odzyskał przytomność to chciał sobie z nim porozmawiać. - Ich kann auch deutsch. - na koniec dodał po niemiecku, że zna ten język gdyby jeniec miał problem z mówieniem po francusku.




Czas: 1940.V.29; śr; późna noc; godz. 03:15
Miejsce: Francja; okolice Abbeville; wioska na pd. od Sommy; wioska
Warunki: droga, noc, cisza, ziąb, zachmurzenie, powiew



Birgit (kpr. Mae Gordon)


Wcześniej była w Huchenneville. Gdy już opuszczała tą spustoszoną i rozprutą czołgami i artylerią wioskę to znalazła jakąś tablicę leżącą w trawie przy drodze. Jak poświeciła znalezioną latarką to odczytała nazwę. Chociaż sama nazwa kompletnie nic jej nie mówiła.

Postój w wiosce jednak pomógł. Znalazła coś do jedzenia, coś do okrycia się i ogrzania. Fizycznie więc nasyciła żołądek i zrobiło jej się cieplej gdy ogrzała się w zgliszczach spalonych budynków które generowały co prawda smród spalenizny ale też wciąż było od nich przyjemne ciepło. Może czerwiec był za pasem ale jakoś noc okazała się chłodna. Wiatr prawie ustał czasem tylko czuła powiew na twarzy. Ale nocna cisza była całkowita. Nadawała ten nocy i pobojowisku surrealistyczny wygląd. Gdzieś tu były dwie wrogie armie a ona błąkała się po nocy gdzieś pomiędzy nimi nie napotykając żadnego człowieka. Prócz trupów obu stron. Z czego większość należała do niemieckich piechurów. Francuskich było znacznie mniej i chyba to były głównie załogi zniszczonych czołgów. Część wciąż spalona w swoich pojazdach, część w ich pobliżu gdy jakoś pewnie wydostali się z płonących maszyn ale byli zbyt poparzeni i zmarli.

W końcu gdy odpoczęła, najadła się, zabrała co miała ochotę wznowiła swoją nocną odyseję. Zorientowała się, że nocne ciemności się kończą. Już na wschodzie niebo robiło się granatowe zapowiadając kolejny dzień. Ale na ziemi jeszcze panowały nocne ciemności. Ruszyła na wyczucie tam gdzie wydawało jej się, że oddala się od rzeki. Na początku był las. Zaczynał się kawałek za tą Huchenneville. W nocy wydawał się ciemny, nawet pochmurnego nieba nie było widać. Ale przeszła go bez przeszkód jeśli nie licząc potknięć o korzenie czy jak jakieś krzaki czasem łapały ją za nogi. Znów szła przez bezludną krainę jakby była tutaj ostatnim żywym człowiekiem w okolicy.

Przeszła przez ten ciemny las. To musiała być jedna z tych plamek na mapie lotników RAF jakie wyglądały na małe plamki które można było przykryć paznokciem. Teraz szła przez tą plamkę z kwadrans albo dwa. A w końcu jak te początkowe granatowe prześwity wskazujące jego skraj skończyły się i wyszła na ten skraj znów zobaczyła kolejną ciemną krechę lasu. Niezbyt daleko, może z kilkaset kroków. Gdy się do niej zbliżyła odkryła, że w poprzek idzie jakaś droga. Pewnie jakaś podrzędna pomiędzy lokalnymi wioskami. Bo nawet w nocy nie wyglądała jakoś imponująco. Właśnie przy tej drodze odkryła wreszcie jakieś życie.

Życie było gdzieś w pobliżu chociaż jeszcze go nie widziała. Zdradzało swoją obecność charczącym oddechem i jękami boleści. Ktoś tam był. I musiał być w ciężkim stanie. Może dogorywał. Czasem płakał i jęczał poddany cierpieniu jakiemu nie mógł zapobiec. Wzywał matkę. Po niemiecku. Rozpoznała to zdrobniałe “Mutti” jakie padło gdzieś tam z kilkanaście kroków od niej.

Nie zdecydowała się jeszcze co w tej sytuacji począć. Noc zaczynała się powoli kończyć i jeśli w tym lesie przed nią nie natrafi na aliantów to możliwe, że znów będzie musiała w nim spędzić kolejny dzień. A ze swojego miejsca nie potrafiła ocenić czy to tylko zagajnik na parędziesiąt kroków głębokości czy to coś większego. Jawiła się jako ściana lasu. Gdy zorientowała się, że poza nią i rannym Niemcem jest tu ktoś jeszcze.

Ten ktoś też był blisko. Nie więcej niż ze 20, może 30 kroków od niej. Skradał się starając się pozostać niezauważonym. Gdzieś po drugiej stronie drogi ale trochę po jej prawej. Może się czołgał albo schylał bo nie widziała ani nie słyszała go wcześniej. A teraz zamarł. Przypadek? Czy usłyszał ją albo tego Niemca? Nawet nie umiała powiedzieć czy to jedna osoba czy więcej. Ani czy to Niemcy czy nie.


---


Mecha 83:

Birgit; nocne podchody; PER 8-1-1= 6; 5+6-5=6; rzut: Kostnica 6 = 0 > remis
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 02-01-2021, 19:46   #319
 
Vadeanaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Vadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputację
[media]http://www.youtube.com/watch?v=iMbdZiqVjFY[/media]

Drugą noc była w trasie i choć rozum podpowiadał, by trzymać się realiów, wypatrywać gwiazdy polarnej, uważać pod nogi i bacznie nasłuchiwać, pobojowisko zostawiło w duszy Birgit jakieś zimno. Jakiś mrok. Kilka razy, gdy gałęzie zaczepiły o jej trzewiki lub drapały łydki, wzdrygała się, jakby złapały ją ręce okradzionych trupów, a w głowie kołatały się jej echa mitów, które czytała z ojcem w dzieciństwie. Piekielna wędrówka, jaką nawet bogowie odbywali po krainach zmarłych. Samotnie. W ciemnościach.

Zatrzymywała się w takich chwilach na moment, poprawiała karabin i ciężar bagażu na plecach, liczyła do pięciu (po szkocku, jak na treningach nowej tożsamości). Odsuwała upierdliwe, po dotknięciu wcale już niestraszne patyki. Rozcinała niemieckim bagnetem czepliwe pędy jeżyn.
I szła dalej z myślą, że noc i ciemność teraz przecież jej sprzyja.

Jest i Gjöll, czarna rzeka Helheimu - pomyślała jednak odruchowo, irracjonalnie na widok łąki i wiejskiej drogi, za którymi dopiero rysowała się ściana drugiego lasu. Przecinały obrany kierunek w poprzek i trzeba było znów się czołgać. Ostrożnie.

Zanim zbliżyła się do drogi, pożałowała już skojarzeń. Zamiast Modgud -mitologicznej dziewicy szkieletu - był gdzieś tam ranny żołnierz. Nie pilnował przejścia, nie stwarzał zagrożenia, ale tym wstrętniejszym uczynkiem wydawało się zostawić człowieka (rodaka, do cholery!) na pastwę losu.
Może dlatego Birgit zawahała się, zaległa w trawie dłużej... I dlatego ich zobaczyła. Odgłosy z przeciwnej strony nie pochodziły od zwierząt, jak początkowo mogło się zdawać. Przez odkryty pas szlaku przebiegły skulone ludzkie sylwetki. Dwie, może trzy, nie umiała ocenić dokładnie ani tym bardziej dostrzec czy i jakie noszą mundury. Poruszali się w ciszy, a za drogą został ktoś jeszcze. Ktoś, kto chyba zamierzał obejść drugim bokiem. W bieżącej sytuacji wzięliby ją i rannego Niemca "w dwa ognie".

Nie wiedziała, czy zauważyli jej wcześniejszy ruch, czy chodzi im tylko o niego, ale nie ryzykowała pozostania na tej samej linii. Wolniej i jeszcze ostrożniej zaczęła się odczołgiwać po własnym śladzie, licząc, że tyraliera nawet trzech osób nie zdoła po ciemku przetrząsnąć każdej kępki trawy, a to da jej czas. Czas! Choć trochę czasu. Jeśli rannego znajdą jako pierwszego może zdąży zorientować się kim są, w jakim języku mówią...

Może to już Francuzi?


... i czy będą wpierw pytać, czy strzelać...
 
Vadeanaine jest offline  
Stary 02-01-2021, 20:05   #320
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Noemie ostatnie na co miała ochotę to sprzeczać się z francuskimi żołnierzami. Nieco ją martwiło to poruszenie. Bo jeśli na froncie coś się dzieje, to co z Woodsem i Brygit? Tylko.. Czy był sens się zamartwiać? Nie. Powinna uznać, że byli straceni i jak najszybciej dotrzeć do Beauvais. Szybciej niż ludzie, którzy ewentualnie wyciągnąć od nich informacje na przesłuchaniu .

- Poruczniku. Obiecuję współpracować i mnie zależy by jak najszybciej wrócić na front. - Belgijka zasalutowała mężczyźnie i posłusznie wsiadła do przyczepki gotowa na czekającą ją trasę. Wiedziała, że podróż na “zaplecze” może przybliżyć ją do celu.
 
Aiko jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:16.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172