Klasztor w Lucatore, przedpołudnie 2 lipca 2595
Żelazna Emisariuszka, czcigodna wdowa i spadkobierczyni dziedzictwa Neognostyka, spoglądała na gości z wysokości prostego drewnianego tronu, pozbawionego dekoracji i zapewne okropnie niewygodnego. W pozbawionym okien pomieszczeniu panował nieprzyjemnie chłodny półmrok, rozjaśniany migotliwym blaskiem licznych świeczników. Spalane w kadzielnicach zioła wypełniały powietrze egzotyczną mieszanką zapachów, unoszące się nad nimi strużki dymu przypominały Abdelowi wijące się w miłośnym uścisku węże.
Zmierzający ku tronowi dystyngowanym krokiem dziedzic jął przyglądać się uważnie pani klasztoru, próbując dla odmiany wyobrazić sobie w miłosnym uścisku ją samą. Pierworodny Sanguine stawiał przed swymi faworytami bardzo wysokie wymagania, ale zmęczony przeciągającymi się wyrzeczeniami i trudami podróży, uznał w myślach, że nie miałby serca wyrzucić z łożnicy błagającej o zaspokojenie jego żądz anabaptystki. Zasiadająca na tronie kobieta okazała się nie tylko niestara, ale też na pewien plebejski sposób pociągająca, przede wszystkim dzięki swej hardej i wyniosłej minie. Abdel miał wielką wprawę w przywoływaniu do porządku złośnic, a zaprawiona w rozlewie krwi wojowniczka wydawała mu się godnym zastanowienia wyzwaniem.
- Witajcie w siedzibie świętej pamięci Altaira Benesato – powiedziała Neva nie siląc się bynajmniej na powstanie z miejsca. Dwaj stojący po jej bokach uzbrojeni anabaptyści nawet nie drgnęli, przywodząc na myśl rzeźby z czarnego kamienia – Doktorze Ferro, mam nadzieję, że podróż minęła spokojnie. Ogromnie żałuję, że ostrze mordercy uniemożliwiło ci spotkanie z moim małżonkiem.
- Posłowie Franki, witajcie w moich progach – wzrok wdowy przesunął się na oblicza cudzoziemców – Jak mniemam, przybyliście złożyć kondolencje. Jestem za nie wdzięczna.